Skocz do zawartości

Parabellum Edge

Brony
  • Zawartość

    408
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Parabellum Edge

  1. Chłopaka zaśmiał się i grał dalej. Kolos chwycił Everesta za kołnierz i posadził na krześle barowym. Po chwili zmienił się w kałużę płynnej stali, która zniknęła pod panelami. - Odwdzięczyć się? Już to zrobiłeś... - Rzekł spokojnie niskim głosem i wskazał na wypitą z kubka kawę. Gra dalej, a gitara wróciła do poprzedniego stanu. - Miło mi Cie poznać. Ja jestem tym który przynosi światło i tym, który sprowadza mroki. Tym, który przynosi ogień i zniszczenie wraz z pięknem i delikatnością. - W tym momencie barman podał wcześniej zamówioną kawę, która chłopak wypił w kilka sekund i kontynuował. - Przez świat niosę wolę i słowo Pana mego zyskując dla niego wiernych i karząc tych którzy śmią wątpić w jego siłę. - Ewidentnie nabrał wigoru, po tych dwóch kawach i mówił z uśmiechem. - Jestem tym, który został stworzony z metalu i dla metalu... Zwą mnie Dovicuius. - Zakończył swą opowieść.Jego słowa niosły swego rodzaju moc i coś zachęcającego by iść razem z nim.

  2. Gapił się jak obijają biednego chłopaka i chyba nie do końca łapał, ze sprawia mu to ból. Jego plecak upadł na ziemie, a z niego wytoczyło się coś. Chłopak schyli się po to. Walcowaty kształt... Coś jest w środku... Chlupocze... Jeszcze chwilę zajęło mu rozpoznanie tego jako pojemnika. Otworzy go i poczuł zapach raju. Przyssał się do kubka wypijając natychmiast całą zawartość. - Tego mi było trzeba. - Odetchną głośno z ulgą. Dopiero teraz zaczął rozumieć co się dzieje i gdzie znajduje się właściciel kubka. A co mi tam... - Krótka myśl zakończyła jego i ta szybkie rozważania. Ściągnął z pleców gitarę, a ta zmieniła kształt i kolor na czarny z brązowymi wykończeniami. Była to teraz gitara bassowa, na której powoli zaczął grać wolne i leniwe nuty. Między obijanym chłopakiem, a zbirami wyrosła z ziemi dwumetrowa stalowa statua napakowanego strongman'a. Zmierzyła ludzi półświatka wzrokiem i pokręciła głową na znak by odpuścili.

  3. Chłopak ledwo kojarząc co się dzieje wokół podszedł do lady i wychrypiał do barmany - Kawy... Mocnej... Czarnej... Kawy... - I położył pieniądze na blacie. Siadł na krześle barowym i dopiero teraz dotarło do niego zamieszanie obok. Gapił się niemrawo na kliku facetów i młodego chłopaka ale dźwięki otoczenia zadawały się w ogóle do niego nie trafiać. Po prostu się gapił.

  4. -NIEEEEEE!!! - Spokojny dzień przed centrum rozdarł krzyk rozpaczy, złości i desperacji. Automat z kawą był zepsuty... Chłopak westchnął akceptując swój mizerny jak na tą chwilę los. Stał jeszcze przez chwilę gapiąc się na maszynę z nadzieją, że moze tylko mu się wydaje, ale niestety to była prawda. Ruszył posmutniały do środka i na dolne poziomy do znalezionej wcześniej knajpki. Właściwie było to niewielki klub, więc muszą mieć jakąś scenę na której można grać. Miał też nadzieje dostać tam jakąś porządną kawę.

  5. -O... Tu coś jest... - Powiedział na głos do siebie.  Złożył mapę, wstał i ruszył w stronę niedalekiego centrum handlowego. W piwnicy centrum znajdowałą się knajpka gdzie być moze znajdzie zatrudnienie. Szedł powoli, pochylony do przodu z dość niemrawą miną. Był to efekt niewyspania i bolącej głowy. Ze wszystkich sił skupiał się by nie zasnąć w marszu. Włucząc nogami do centrum dostrzegł powoli zbliżającą się oazę i kres jego cierpień - Automat z kawą. Na ten widok rozpromieniał. Do celu dzieliło go już jedynie 100 metrów.

  6. Niezwykłej klasy hałas rozległ się w powietrzu Ajacco. Spory hałas. Na tyle spory by obudzić drzemiącego na strychu jednego z bloków chłopaka. Gdy udało mu się wznowić pracę swojego układu ruchowego chwycił się za głowę, otworzył drobne okienko tuż poddachem i rozejrzał się. Nieprzebraną przestrzeń eteru uraczyła wiązanka, w której jedynymi słowami nie odbiegajacymi od standardów ludzi dobrze wychowanych było "...mój łeb." Kilka minut zajął mu doprowadzenie swoich myśli do stanu używalności i określenie co się z nim dzieje. Gdy zapakował co musiał zszedł na dół i zanurzył się w ulicach miasta. Jego podróż nie trwałą długo,gdyż spoczoł na ławce w parku na granicy Ajacco i Smoother. Rozłozył sobie mapę miasta i skrupulatnie zaczął ją przeszukiwać w celu ustalenia potencjalnego na najbliższy tydzień pracodawcy. Zarabianie jako grajek w barach i pubach nie było takie złe. A to piwo czy drink za darmo... A to jakaś fajna laska się znajdzie... A i zarobki pozwalają żyć jakoś.

  7. Gdy Korn wpadł do dziury Sztygar, natychmiast wycelował w stronę hałasu latarkę wypatrując wroga.  Niestety przed ukruszonym schodkiem ciężko uratować kompana. Nadal milczał i nie powiedział ani słowa. To miejsce nic nie przypominało. Żadne miejsce, w którym wykonywał misje na Ziemi. Choć niewątpliwie wolał otoczenie budynku to jednak było tu inaczej. Kątem oka zerknął co przedstawiają owe obrazy oraz nasłuchiwał czy przed nimi coś sie dzieje.

  8. Imię i nazwisko: Nieznane

    Pseudonim: Doviculus

    Wiek: 26 lat

    Zdolność semanty: Włada metalem

    Cechy charakteru: Stara się uśmiechać ile tylko może, wierzy w to co robi, jednak jest dość leniwy i bywa spóźnialski

    Wygląd: 178cm wzrostu, 76 kg wagi, trochę chudawy, długie blond włosy, niebieskie oczy, bez znaków szczególnych, ma na sobie biały T-shirt, niebieskie jeansy oraz białe adidasy. Zawsze nosi ze sobą gitarę (Zwie się Hydra) – czarna ze srebrnymi wykończeniami, kształt Star.

    Historia: Rodzice cheonili go tak długo jak mogli. Gdy jednak jego umiejętności zaczęły wychodzić na zewnatrz zaczęły się takze kłopoty. W końcu przyszli panowie w garniturach i zabrali jego rodzinę, zaś on musiał uciekać. Wiecznie buntujący się i wiecznie uciekający. Nigdzie nie mógł zostać na stałe. Całe życie zarabia dając koncerty w barach i pubach i natychmiast się ulatnia. Nie rzadko sypia na strychach czy w piwnicach. Stara się nei zwracać na siebie uwagi aby uniknąć kłopotów.

  9. Sztygar milczał. Zachowywał się diametralnie inaczej niż w bazie. Był spokojny, opanowany i nadal wypatrywał celu. Słysząc słowa Cartera przeładował broń i odbezpieczył ją. - Szefie... - Zagadnął cicho do sierżanta. - Mamy zabezpieczyć tą wieżę czy szukamy czegoś konkretnego wewnątrz niej? - Pytająć nadal rozglądał się w poszukiwaniu zagrożenia. Widać było w jego sposobie poruszania sie, że służył w siłach specjalnych. Mimo ciężaru jaki miał na sobie poruszał się niemal bezdźwięcznie i z charakterystyczną dla żołnierza gracją.

  10. Sztygar podszedł do swojego kombinezonu i przyjrzał mu się dokładnie Przynajmniej namepatch został odratowany z poprzedniego. Założył na siebie wszystko i dopasował ponownie Wszystko musiało grac i tańczyć. Następnie ruszył po broń i amunicję. Biorąc pod uwagę co może ich spotkać wolał wziąć 7.62 niż 5.56. Uznał, że siła obalająca będzie jak najbardziej wskazana i wziął M60E4 wraz z zapasowymi pasami amunicji. Ponownie sprawdził czy wszystko jest na miejscu i udał się na płytę lotniska pod śmigłowiec.

  11. Sztygar zaśmiał się w głos. Musiał przyznać, że takiego porównania się nie spodziewał. - Rozumiem. Do zobaczenia zatem przy śmigłowcu. - Mężczyzna ruszył do swojej kwatery i zaczął wszystko szykować. Plecak, jedzenie, woda, taśma srebrna i izolacyjna... Gdy wszystko było gotowe ruszył do zbrojowni po kombinezon oraz broń i amunicję.

  12. -No to dobrze. - Sztygar podszedł do szafki w przebieralni i zaczął zakładać świeże ubrania. - Wy znajtie... Zawsze zastanawiało mnie czemu piloci sami nie dbają o swoje maszyny. Przecież to tak jakby soldat o swoje vintovke nie dbał. - Zamyślił się. "Nie mówił tego by dopiec, a raczej by po prostu poinformować, ze to wydaje mu się dziwne. - Wszak to jak pierworodny, ili żona...

  13. [Russia so stronk - no nid for hot water! :3]

     

    -Tom! Kak tam maszyna przyjacielu? - Zapytał z entuzjazmem równym temu podczas posiłku. Okazało się, że cześć widocznego w stołówce zarostu zniknęła. Najwidoczniej smar do broni był nie ubłagany i brudził wszystko jak leci.

  14. [Za sekundę wychodzę na spotkanie i będę dopiero między 21:00 - 22:00]

     

    -DA! - Wykrzyknął z radością Sztygar uderzając pięściami w stół. - Przeżyć i walczyć z przeciwnościami i sobą samoj! Kak w pierwyj pomogę wszystkim w oddziale, to druga walkę sami musicie wygrać, haha! - Po tych słowach zasalutował sierżantowi. - Sztygar Armsjeno na rozkaz! Zadbam by wróg nie miał lekko i by każdy wrócił żywy i w miarę możliwości w jednym kawałku! - Opuścił dłoń, zerknął na zegarek i wrócił z werwą do posiłku. Mia zamiar zdążyć pod prysznic zanim wskoczy w kombinezon i ruszy na misję. Cały czas sprawiał wrażenie jakby nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia lub bagatelizował je. Po chwili zaczął nucić Polyushka Polye by umilic dodatkowo czas i sobie i towarzyszom.

  15. -Póki ja tu jestem to nikomu nje lza umierać. - Wciął się z uśmiechem Sztygar. - Ja bym to traktował jako...Wyzow! Ten no... wyzwanie! Przygoda! - Odparł z uśmiechem i zaczął zagryzać grochówkę chlebem.

  16. -Da! -Pochwalił pomysł radośnie niewielki silnie zbudowany facet. - Minja zwą Sztygar. Kamrada kak ty nie mam, ale jestem od ich ratowania. - Zakończył równie radośnie, otworzył paczkę krakersów i zaczął chrupać. Na pierwszy rzut oka można mu dać 30-32 lata. Leki zarost, może nie sprawiał, ze był przystojniejszy, ale niewątpliwie dodawał mu czegoś na kształt charyzmy. Na sobie miał oliwkowy T-shirt, przepisowe spodnie i buty wojskowe i z bliska czuć od niego było smar do broni. Najpewniej miało to związek z tym, ze potrafił godziny spędzać przy sprzęcie aby się upewnić, ze nie zawiedzie w czasie akcji. W końcu od tego zależało życie jego kompanów... A potem ewentualnie jego. Wraz z całą ekipą udał się do stołówki

  17. Więc... Wybacz, ale nie. Profesja jest już dość potężna i nie potrzebuje jeszcze dodatkowej ochrony, ale gwarantuje że zasłon masz pod dostatkiem i w razie konieczności masz się gdzie kryć.

    Przynajmniej próbowałem :shrug:

  18. Imię: Sztygar

    Nazwisko: Armsjenko

    Profesja: Ciężki sprzęt

    Odbyte misje: Sztygar zanim zaczął walczyć na pustyni służył w wojskach lądowych oraz Specnaz'ie. Mimo niskiego wzrostu (170cm) odznaczał się dużą siłą fizyczną co pozwalało mu na bezproblemowe funkcjonowanie nawet w kombinezonach EOD. Po przejściu przez portal pierwsze 3 dni spędził w areszcie za wyrażenie "Ciemno to jak w dupie porucznika". Wiedział, że nie zostanie odesłany,bo potrzebują kogoś takiego ja on - Życie towarzyszy nad własne. Misja niebezpieczna i ktoś może zginąć? Trzeba osłaniać odwrót? Trzeba przyjąć na klatę pocisk czołgowy? Nie ma problemu! Na te inne tego typu trudne pytania odpowiedzią był jeden człowiek. Po odbyciu szkolenia dowiódł swojej przydatności gdy sam wskoczył w pancerz i z karabinem maszynowym ruszył na pomoc oddziałowi 200 metrów od bazy. Choć jego kombinezon był cały do wyrzucenia, a on obolały to wszystkich, którzy zdążyli do niego dobiec uratował. Od tamtej pory każdy chce go na swojej misji, lecz jak sam przyznaje nie jest jednokomórkowcem i przez podział się nie rozmnoży

    Status: Szeregowy

    Informacje dodatkowe: 170cm wzrostu, 73 kg wagi, oczy zielone, włosy ciemno brązowe, krótko ścięte. Pochodzenie: Rosja, Murmańsk. Pochodzi z rodziny o bogatej tradycji wojskowej. Ma starszą siostrę Weronikę, z którą nie jest w najlepszych stosunkach. Każdy kto poznał jego siostrę opisuje ją jednym słowem - wiedźma. Choć jest oburęczny ma silniejsze prawe oko, więc z prawego ramienia strzela dużo lepiej. Poza tym ma dziwny nałóg - słone przekąski. W wolnym czasie ciężko go zastać gdy nie żuje czegoś.

     

    Mam drobny wniosek - czy ciężko sprzętowiec mógłby mieć Riot shied'a? :squee:

  19. Zanim przejdę do sedna pragnę ostrzec, że niektórzy mogą się poczuć urażeni proponowaną grą, więc jeśli łatwo denerwuje Cię obrażanie na tle religijnym, seksualnym czy rasowym dla własnego dobra opuść ten temat TERAZ.

     

     

    Pretend You're Xyzzy - Czyli internetowa, darmowa gra bazująca na jej karcianym oryginale Cards Against Humanity, który w ostatnim czasie cieszy się coraz większa popularnością.

     

    Zasady są proste: Xyzzy (Oryginalnie Card Czar) jest sędzią danej rundy. Wyciąga on czarna kartę ze zdaniem, w którym jest brakujące słowo, bądź pytaniem. Zadaniem graczy jest przy pomocy białych kart, które mają "na ręce" uzupełnić lukę lub odpowiedzieć na pytanie. Robią to jednak całkowicie anonimowo, a Xyzzy wybiera odpowiedź jego zdaniem najśmieszniejszą/najbardziej pasującą/najbardziej chamską ze wszystkich. Wygrywa osoba, która kilkukrotnie odpowie najbardziej poprawnie zdaniem Xyzzy'a, który zmienia się co kolejkę. Zatem w pewnym momencie sami stajemy się nim.

     

    Gra nie propaguje w żaden sposób żadnych niewłaściwych zachowań. Skąd zatem ostrzeżenie na samym początku? Gra jest tak niewłaściwa i obraźliwa jak gracze siedzący przy stole (lub przy komputerze). Zastanówcie się zatem wpierw czy jesteście gotowi śmiać się z żartów często balansujących na granicy dobrego smaku. Jedynym wymaganiem jest znajomość języka angielskiego. Istnieje także specjalnie przygotowana dla leniwych Polska translacja tej gry wśród dostępnych zestawów jednak tłumaczy ona tylko podstawowe karty.

     

    Jeśli nadal jesteście zainteresowani byciem niepoprawnie zabawnym i potraficie śmiać się z innych jak i siebie - zapraszam tutaj!

     

    Słowo od autora: Grałem już w to niejednokrotnie ze znajomymi czy losowymi osobami i mimo sprośnych czy obrzydliwych żartów mających tu miejsce dobrze się bawiłem. Osobiście po 15 latach nauki angielskiego rozumiem ją w 95%. Wynika to żartów natury politycznej. Nie rzadko trafiają się imiona czy nazwiska osób czy też marek, których nie znam, lecz nie przeszkadza mi to w zabawie. W grze są różne zestawy kart, które można łączyć lub wykluczać z rozgrywki przed jej startem. Przykładami są: First/Second/Third Version (Są to podstawowe karty), Doctor Who (Mówi samo za siebie), Cards Against Equinity (myślę, że to również), Anime expansion #1 (Taaaak...), oraz wiele innych. Najzabawniej jest oczywiście z przyjaciółmi :)

     

    A co wy o tym sądzicie? Jesteście gotowi na wyciągnięcie z siebie drugiej natury? :P

    • +1 5
×
×
  • Utwórz nowe...