Tak na poważnie to chyba nigdy się tu nie żaliłam. I szczerze to nie sądziłam, że poczuję potrzebę by się swoimi smutkami dzielić na publicznym forum.
Więc czuję się dziwnie. Trwa to już dobrych kilka miesięcy, bo zaczęło się gdzieś tak pod koniec maja i od tego czasu stopniowo nasila. Najpierw było to okropne zmęczenie wszystkim. Szkołą, udzielaniem się na forum, zajmowaniem zwierzakami, rysowaniem...wszystkim. W nocy nie mogłam się wyspać. Królik dobijał bo gryzł klatkę i nic nie mogłam na to poradzić, a spać przy tym nie potrafię. Przekładało się to na zaniedbywanie studiów. Studia też zaczęły mnie męczyć. Wpakowali mnie w specjalizację, której nie chciałam i wiele przedmiotów było z nią związanych. Zaczęłam się tam czuć źle.
Wakacje jak nigdy prawie całe przesiedziałam dosłownie nic nie robiąc. Pod koniec na moment nieco się polepszyło gdy uznałam, że muszę zmienić kierunek studiów. Zrobiłam to, pochodziłam miesiąc i...nagle stało się to. Apogeum beznadziejności.
Obecnie czuję się tak jakbym miała dość życia, ale zarazem wcale o tym nie myślę.
Nie mam sił na naukę. Ciągle jestem zestresowana. Ciągle jestem smutna, no, prawie ciągle. Nic mi się nie chce. Prawie całe dnie śpię, a rano nie chcę wstawać więc śpię dalej. W domu już prawie się nie odzywam. Boję się...nawet nie wiem czego. Każdej nocy przed zaśnięciem chce mi się płakać. Do tego rodzice dają w kość, ciągle na mnie narzekając i trując dupę jak to rodzice. Zaczęłam się do nich wrogo odnosić. Nie wiem co robić...