Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5482
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Wszystko napisane przez Magus

  1. Pozwoliłem klaczy prowadzić. Cóż i tak nie byłem najlepszy w te klocki. Wraz z poleceniem klaczy położyłem moje kopyto na jej grzbiet. Następnie drugim kopytem złapałem jej kopyto i dałem się prowadzić. Dziwnie się czułem z taką bliskością. Nigdy nie byłem aż tak blisko klaczy. Obserwacja innych gwardzistów nieco mnie drażniła. Wiedziałem, że gdy gala się skończy będę znów tematem plotek. Ale nigdy za bardzo nie obchodziło mnie, co się o mnie myśli. Tak, jak gdy ostatnio ktoś wymyślił te dziwną plotkę. Po prostu ją ignorowałem zdając sobie sprawę, że gwardziści, którzy tak myślą całkiem tracą rozum.
  2. Nie byłem pewny czy dobrze robię. Ale nie bardzo chciałem by Lust źle o mnie pomyślała. A tym bardziej o samym Canterolocie. Skoro była tu od nie dawna. Miałem moralny obowiązek pokazać jej, że Canterlot to bardzo przyjazne miejsce. Pomimo tego, co się ostatnio dzieje. Poszedłem za klaczą na parkiet. Powoli dając ponieść się muzyce. Wtedy zauważyłem, że Swift mnie zauważył. Zaczął mi się z zaciekawieniem przyglądać. Czy chciał mi coś przekazać? Nie powinien na mnie patrzeć. Powinien się skupić na pracy. Postanowiłem nie zwracać na niego uwagi. Mając nadzieje, że on zrobi tak samo. Miałem nadzieje, że nie wypadnę głupio w czasie tego tańca.
  3. Cóż, jeśli z nią zatańczę raczej nie stanie się nic złego. To nie przekracza żadne granicy. A na gali każdy powinien bawić się dobrze. Umiejętność tańca też może mi się kiedyś przydać. Co prawda nie miałem w planach jakiś tanecznych wypadów. Na razie służba dla Equestrii była dla mnie najważniejsza. Ale kiedyś też będę musiał w końcu pomyśleć, aby się ustatkować. Więc tym szybciej się tego nauczę tym lepiej. Przynajmniej nie będę robił za sztywniaka na gali. -Cóż, jeśli nie sprawi ci to kłopotu. To chętnie. Mam nadzieje, że nie narobię ci wstydu
  4. Podszedłem do stolika, po czym wziąłem dwa kieliszki cydru. Jeden dałem Lust Tale a drugi wziąłem dla siebie. Niestety wprawiła mnie w małe zakłopotanie. Pomimo że nie byłem jakiś wstydliwy. Dziwnie się czułem w większym pomieszczeniu będąc w kimś w parze. I nie byłem pewny czy to idzie w dobrą stronę. Musiałem uważać, aby nie posunąć się za daleko. Zawiązać znajomość to jedno, ale pójść o krok dalej. To już zupełnie inna sprawa. -Cóż szczerze mówiąc nie jestem najlepszym tancerzem. To jedna z rzeczy, która nie idzie mi najlepiej
  5. Cóż nie byłem raczej typem do towarzystwa. Ale jak powiedziałem na tej gali powinien każdy dobrze się bawić. No i szkoda mi było nieco klaczy. Skoro mieszka tu od niedawna i nikogo raczej nie zna. To głupio byłoby ją zostawiać samą. W końcu dotrzymać komuś towarzystwa to nic złego. -Cóż, więc chętnie ci go dotrzymam. Napijesz się cydru?
  6. Chyba ją uraziłem. Nie chciałem zranić uczuć tej klaczy. Nie chciałem również żeby przez mnie miała popsuty ten piękny wieczór. Na gali wszyscy powinni się dobrze bawić. Kątem oka zauważyłem, że na przyjęciu pojawiły się nawet powierniczki klejnotów z księżniczką Twilight. Cóż zapowiada się ciekawy wieczór. Ciekawe czy znów rozkręcą przyjęcie. Znów spojrzałem na klacz. -Nie chciałem pani urazić. Oczywiście, jeśli pani chce mogę pani dotrzymać towarzystwa. Powiedziałem lekko uśmiechając się
  7. Cóż zapewne nie łatwo odnaleźć się w takim miejscu i na takiej Galii. Zwłaszcza jak się nikogo nie zna. Ja nigdy nie miałem tego problemu. Canterlot był moim domem od zawsze jedyne miejsca, w jakich jeszcze byłem. Kryształowe królestwo, Manehattan. No może byłem jeszcze na ziemiach spornych z gryfami. Ale tak to nigdy nie opuszczałem tego miejsca na dłuższy okres. -To bardzo miłe z pani strony. Że chciała pani mnie poznać. Jednak nie zrobiłem nic nadzwyczajnego. Wiem, że tego aktualnie nie widać. Ale jestem królewskim gwardzistom. Mimo że mam wolny wieczór. Nie mogłem nic nie zrobić. To zawsze należy do moich obowiązków. Nie jestem też pewny czy spodoba się pani moje towarzystwo. Nie wiele kucyków znosi dłuższą znajomość ze mną. Chciałem jeszcze zapytać skąd pani wiedziała jak się nazywam?
  8. Cóż jednego byłem pewny nigdy nie spotkałem klaczy o tym imieniu. Albo moja pamięć szwankuje. Ale na to są małe szanse. Zawsze miałem dobrą pamięć do imion i wyglądu kucyków. Jednego byłem pewny. Gdybym już widział te klacz to na pewno bym ją zapamiętał. Gdy klacz wyciągnęła kopyto w moją stronę domyśliłem się, o co chodzi. Znałem zasady dobrego zachowania. -Miło mi panią poznać. Złapałem jej kopyto i lekko pocałowałem. -Nie mogę sobie pani przypomnieć. Czy to pierwsza pani Gala? I czy jest coś, co mogę dla pani zrobić?
  9. Dalej piłem cydr z kieliszka. Jak na razie na przyjęciu panował spokój. Jak zawsze zresztą. Tylko samobójca zrobiłby coś głupiego w takim miejscu. Wszędzie gwardziści i księżniczki. Takie połączenie robiło wrażenie. Nigdy na gali nie było problemów. No cóż może za wyjątkiem tego jak kiedyś elementy harmonii trochę rozkręciły przyjęcie. Ale to było raczej zabawne. Uśmiechnąłem się pod nosem na to wspomnienie. Nagle zauważyłem czyjś cień. Wtedy usłyszałem głos klaczy, która powiedziała moje imię. Dziwne, że tyle osób mnie zna. Nigdy robiłem wokół siebie jakiejś sławy. Powoli wstałem od stolika i spojrzałem na klacz. Cóż wyglądała naprawdę uroczo. Jednak nie mogłem sobie przypomnieć skąd bym mógł ją znać. -Zgadza się. A pani, kim jest?
  10. Ogier z przyjęcia najwyraźniej był lekarzem. Udało mu się pomóc poszkodowanemu na całe szczęście. Nagle spostrzegłem, że księżniczka tu dołączyła. Chyba znała tego ogiera. Nie chcąc przeszkadzać. Cofnąłem się na swoje miejsce. Cóż miejmy nadzieje, że to będzie jedyny taki wypadek tego wieczoru. Na całe szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie. Pomyślałem, po czym napiłem się cydru z kieliszka.
  11. Siedząc zauważyłem, że coś się dzieje na sali. Powoli wstałem nie bardzo mi się to spodobało. Podszedłem do miejsca dziwnego zdarzenia. Zobaczyłem jak ktoś najwyraźniej zasłabł. Dziwne jak to się stało. Kucyki, które próbowały pomóc chyba nie miały doświadczenia medycznego. Trzeba sprowadzić lekarza. Spojrzałem na kucyka, który właśnie krzyknął. Czyżby wiedział, co mu dolega?. Nie byłem teraz na służbie, ale nie mogłem tego zignorować. Spojrzałem na kucyki. -Proszę się uspokoić! Niech ktoś sprowadzi lekarza! Proszę nie wpadać w panikę! Cóż bez mojej zbroi. Ciężko mi było uspokoić kucyki. Skoro teraz wyglądałem jak przeciętny kucyk a nie jak gwardzista
  12. Podszedłem to witających księżniczek. Po czym uroczyście się ukłoniłem i poszedłem do głównej sali. Wraz z resztą kucyków. Wziąłem na talerz trochę przystawek. I przy okazji nalałem sobie kolejny kieliszek cydru. Usiadłem samotnie przy stole. Mimo że lubiłem takie przyjęcia. Raczej nie byłem typem nawiązującym znajomości. Ponadto dziwnie się czułem pierwszy raz miałem okazje być na gali w charakterze gościa a nie ochrony. Bałem się, że mogę w jakiś sposób popsuć przyjęcie. Dlatego postanowiłem obserwować to w milczeniu. Cała sala była naprawdę pięknie ozdobiona. Wyglądała idealnie. Księżniczki się postarały. Mimo że nie byłem na służbie. Stare nawyki pozostały. I cały czas byłem czujny na wypadek jakiś nieprzewidzianych niespodzianek. Pod jedną ze ścian zauważyłem Swifta. Stał tam w zbroi. Najwyraźniej został przydzielony do pilnowania przyjęcia. Niestety nie mogłem z nim rozmawiać. Zwłaszcza teraz, kiedy musiał być czujny.
  13. Czekając na księżniczki. Stałem w tłumie z elitą Canterlotu. Rozmowy trwały w najlepsze. Wielu było oczarowanych tym wieczorem. Napiłem się spokojnie cydru z kieliszka. Gdy nagle podszedł do mnie jakiś ogier. Od razu było po, nim widać, że należy do elity. Był ubrany w cylinder, smoking, a w oku miał monokl. -Witam pierwszy raz pana widzę. Czym się pan zajmuje? -Cóż jestem gwardzistą -Doprawdy? Musiał pan mieć niesamowite osiągnięcia, skoro pana zaproszono -Nie wydaje mi się. Nie uważam żebym był lepszy od innych. Robię tylko co do mnie należy -Na dodatek wydaje się pan skromny. Jak się pan nazywa? -Golding Shield -Miło mi pana poznać. Jak się panu podoba obecna sytuacja? -Co ma pan na myśli? -Chodzi mi o sponyfikowanych i ich kulturę, która łączy się z naszą -Cóż mówiąc szczerze. Nie do końca mi się ta sytuacja podoba. Nie twierdzę, że wszyscy sponyfikowani są źli, ale ta sytuacja nie wygląda najlepiej -Chyba rozumiem, o co panu chodzi. Lecz wielu z nich zrobiło wiele w naszej sprawie. Sam kiedyś sprowadziłem człowieka na naszą stronę. I w czasie wojny bardzo się przysłużył naszej sprawie -Doprawdy? A co się z, nim stało? -Ostatnio nie miałem z, nim kontaktu. Z tego co wiem przybrał imię Striding Rason. Obecnie chyba mieszka w Ponyille. Cóż w każdym razie bardzo się przysłużył sprawię. Z tego co wiem odegrał dużą rolę w wojnie -Ciekawa historia. Być może kiedyś go spotkam to sam, to ocenię -Kto wie. Cóż muszę iść z kimś porozmawiać. Miło było pana poznać. Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy Gdy odszedł chwilę myślałem nad tym co powiedział. Co sponyfikowny człowiek mógł tak wartościowego wnieść do wojny? Zapewne, trochę podkolorował te historię.
  14. Dotarłem do pałacu. Gdzie zbierała się śmietanka towarzyska Canterlotu. Wszyscy byli bardzo elegancko ubrani. Wokół pełno gwardzistów pilnujących spokoju. Wielu z nich znałem z godzin pracy. Tego mi było trzeba. Brakowało mi takiej właśnie Equestrii. Tak powinien wyglądać Canterlot. I nie powinno tu być żadnych wstrętnych klubów. Powoli skierowałem się do bramy głównej. Po czym podałem swój bilet strażnikowi. -Golding jesteś w roli gościa? -Jak widać Nagle drugi strażnik chytrze się uśmiechnął -Nie wiem, czy to dobry pomysł. Podobno boisz się klaczy. A chcesz stawać przed księżniczkami? Tylko nam tutaj nie zejdź. Gdy je zobaczysz Zmarszczyłem brwi. Po, czy spojrzałem na niego -Bardzo zabawne. Gdybyś ty sumiennie wypełniał swoje obowiązki. Zamiast chodzić po jakiś szemranych klubach. Być może też byś został zaproszny Po tych słowach poszedłem dalej. Nie chcąc kontynuować. Tej dyskusji niskiego poziomu. Poszedłem do sali głównej. Wszystko było pięknie ozdobione. I na dodatek te kucyki ze śmietanki towarzyskiej. Tak ten wieczór będzie dobry, aby trochę odetchnąć. Teraz już tylko czekałem na pojawienie się księżniczek.
  15. Właśnie wracałem z partnerem do domu. Gdy nagle przed moim domu zobaczyłem. Brązowego Ogiera o szarej grzywie ubranego w garnitur. Gdy nas zobaczył natychmiast do nas podszedł. -Pan Golding Shield? -Zgadza się. A pan kim jest? -Jestem królewskim posłańcem. Został pan zaproszony na wielką galę Grand Galopu -Rozumiem, że w charakterze ochrony -Myli się pan. Został pan zaproszony jako gość. Oto pańskie zaproszenie. Życzę udanej zabawy Nagle ogier podał mi ładną zdobioną kopertę. Po czym poszedł. Byłem w niezłym szoku. Nie raz byłem na gali ale nie w charakterze gościa. -Golding ty, to masz szczęście. Lepiej idź się wystrój. Czeka cię dzisiaj naprawdę wspaniały dzień -Cóż masz racje Swift. Ale jestem zaskoczony. Nie spodziewałem się tego -Zasłużyłeś na, to. Za swoją nienaganną służbę. To do zobaczenia Po tych słowach Swift odleciał. Poszedłem do swojego domu. Po czym zdjąłem zbroje. Położyłem broń. Uczesałem grzywę i następnie wyciągnąłem z szafy czarny smoking z muszką z małą czerwoną różą w przedniej kieszeni. Gdy już się przygotowałem. Ruszyłem z zaproszeniem w stronę pałacu.
  16. Magus

    20% cooler Rainbow Dash quiz

    Cytuje "Nie jest za wcześnie. Nawet księżnicka Celestia nie zdążyła wznieść słońca"
  17. Dobiegłem z moim partnerem w miejsce gdzie dochodził krzyk. Znaleźliśmy wielką dziurę. Z jej wnętrza można było usłyszeć rozpaczliwe wołanie o pomoc. Gdy się dokładnie przyjrzeliśmy zobaczyliśmy tam źrebaka. -Nie bój się zaraz ci pomożemy! Swift dasz radę po niego wlecieć? -Dziura jest zbyt wąska złamie skrzydła. Może ty użyj magii i go wyciągnij -Spróbuje Skoncentrowałem sie by wyciągnąć źrebaka. Ale nie byłem w stanie go unieść było tam coś ciężkiego. Gdy się przyjrzałem zauważyłem, że źrebak jest przysypany kamieniami. -Nie wyciągnę go magią kamienie są za ciężkie -To spróbuj je zdejmować pojedynczo -I, co wtedy? Mogę przypadkowo zasypać -To, co robimy? Chwilę myślałem. Po czym się odezwałem -Masz linę? -Tak -Dobrze. Daj ją. Użyłem magii by się nią obwiązać -Dobrze teraz tam zejdę. A ty nie puszczaj liny. Jasne? -Dobra Swift wziął linę w zęby. A ja zacząłem schodzić coraz niżej. W końcu dostałem się do źrebaka. Był kompletnie przerażony -Spokojnie. Nic ci nie będzie. Zabiorę cię do rodziców Zacząłem powoli wydobywać źrebaka spod kamieni. W końcu udało mi się -Swift! Wciągnij nas! Dobrze, że Swift miał dość siły by nas oboje wciągnąć. W końcu wydostaliśmy się z dziury -Co ty tu robisz mały? -Ja... ja się bawiłem. Byłem z rodzicami na pikniku. Pobiegłem za motylkiem i nie zauważyłem tej dziury -Rozumiem. Dobrze, choć poszukamy twoich rodziców. Długo nie musieliśmy szukać. Rodzice źrebaka szukali go po całym parku. Byli bardzo szczęśliwi, że ich dziecku się nic nie stało. Pożegnaliśmy się z nimi. Po czym wróciliśmy do służby -Dobrze, że nic poważniejszego się nie stało. Prawda Golding -Masz racje Swift. Na całe szczęście byliśmy w odpowiednim miejscu
  18. Wraz z moim partnerem dotarliśmy do parku. Nic specjalnego się nie działo. Ale Swift wciąż mi się ukradkiem przyglądał. W końcu się odezwałem. -Wyduś to z siebie -Domyślasz się czegoś. Widzę to po tobie. Znam cię nie od dziś. Co planujesz? Westchnąłem, po czym spojrzałem na niego -Po tym jak ostatnio się rozdzieliliśmy. Zdarzyło się parę ciekawych rzeczy. Mnie też proponowano bym poszedł do tego klubu. Ale... odmówiłem. Zapewne domyślasz się, w jaki sposób zareagowałem -Aż za dobrze -Teraz dziwnym zbiegiem okoliczności gwardziści się ze mnie nabijają, że boje się klaczy. Domyślam, że to klienci tego lokalu. Myślę, że będę musiał tam zajrzeć -Oszalałeś?! Nic nie zdziałasz. Są legalni. Mają prawo tu być -Być może coś ukrywają. Coś... co łamie przepisy -Nawet, jeśli. To na pewno nie powiedzą tego gwardziście. Nawet bez zbroi inni gwardziści cię poznają. Bo sporo tam ich chodzi -Dlatego mam pewien plan -Cóż ciekawe... Podejrzewasz sponyfikowanych? -Nie... Nie tym razem. Staram się nieco zmienić moje nastawienie do nich. Choć są niektórzy, którzy mi się nie podobają. Jak choćby ostatnio... -Co masz na myśli -Ostatnio jakiś sponyfikowany pegaz. Chciał się dostać do księżniczek bez pozwolenia. Na dodatek zachowywał się jakby go wyłowili z jakiegoś rynsztoku -Na Celestie. Błagam powiedz, że nie zrobiłeś mu krzywdy -Nie... Uciekł mi. Ale jego biuro jest pod obserwacją. Zrobi coś głupiego i będzie miał kłopoty. Podejrzewam, że to buntownik Nagle usłyszałem z partnerem jakieś krzyki. Szybko pobiegliśmy w stronę źródła hałasu.
  19. Nalałem herbaty, po czym spojrzałem na Swifta. -Wybacz, że nie cydr. Ale przed służbą nie pije. Mów, więc. O co chodzi? Swift zmarszczył brwi. Po czym spojrzał na mnie. -Golding uważam cię za przyjaciela. Dlatego muszę ci powiedzieć. Co dziś usłyszałem -Więc słucham -Słyszałem jak część gwardzistów się z ciebie nabijała. Mówili, że jesteś mięczakiem i boisz się klaczy -Skąd te przypuszczenia? Czemu miałbym bać się klaczy? -Nie wiem. Może, dlatego że z żadną nie jesteś -Jestem tradycyjny. Gdy spotkam te właściwą. Wtedy pomyśle o związku. Co w tym złego? -Mnie nie pytaj. Ja to rozumiem. Potem zachęcali nas żebyśmy poszli do jakiegoś klubu nocnego Zmarszczyłem brwi na to stwierdzenie -Byłeś tam? -Żartujesz żona by mnie zabiła -Rozumiem dziękuje za informacje. Przemyśle to. Teraz chodźmy na służbę. Ubrałem zbroje i zabrałem broń. Po czym wyszliśmy w teren. Dziwne czy to jest jakoś powiązane? Może powinienem sprawdzić ten klub. Coś mi tu śmierdzi.
  20. Wstałem o poranku. Po czym zacząłem się szykować do kolejnego dnia służby. Powoli położyłem śniadanie na stole. Gdy już miałem jeść usłyszałem energiczne pukanie do drzwi. Zdziwiłem się tym. Nikogo się nie spodziewałem a na mojego partnera to za wcześnie. Powoli wstałem od stołu i podszedłem do drzwi. Gdy je otworzyłem. W drzwiach ujrzałem mojego partnera. Miał jakąś niepokojącą minę. -Swift, co ty tu robisz? Jeszcze mamy czas do służby -Golding musimy pogadać. To ważne -Jasne wejdź Po tych słowach wpuściłem go do domu i zaprowadziłem do salonu. Zastanawiało mnie, co mogło się stać.
  21. Powoli zacząłem wstawać od stołu. Po czym przytuliłem mamę. -Naprawdę ci dziękuje za wszystko mamo. Zawsze potrafisz poprawić mi humor -Na pewno. Nie chcesz jeszcze zostać? -Nie. Niestety muszę iść. Muszę się wyspać. Jutro znów czeka mnie służba -Rozumiem synu. Odwiedź mnie jak najprędzej Uśmiechnąłem się, po czym wyszedłem. I zacząłem iść w kierunku domu. Przynajmniej dzisiaj był lepszy dzień niż wczoraj. Bez żadnych aroganckich sponyfikowanych pegazów. Może też za ostro go potraktowałem. Ale uderzył w czuły punkt. I na dodatek coś było w nim podejrzanego. Czy to przez te oczy? Które przypominały mroczne czasy Nightmare Moon? Nie to było coś zdecydowanie innego. Na dodatek gwardia, która powinna dawać przykład. Chodzi po jakimś szemranym klubie. Dobra to i tak są niewielkie jednostki. Dzisiaj przekonałem się, że wciąż jest nadzieje dla naszego świata.
  22. Usiadłem przy stole z mamą. Kwiaty wstawiłem do wazonu. Po czym ta przyniosła herbatę. I czytała z zadowoleniem mój certyfikat. -Jestem z ciebie taka dumna. Zawsze wiedziałam, że poradzisz sobie w życiu. Wiesz coraz bardziej przypominasz ojca. Byłby z ciebie dumny -Bez przesady mamo. Tata był bohaterem. Oddał życie w obronie Equestrii. Ja nawet nie mógłbym mu polerować kopy -Zbyt wiele od siebie wymagasz. Ponadto chciała cię przeprosić -Mnie? Za co? -Od kiedy byłeś źrebakiem wiele od ciebie wymagaliśmy. Przez to nie miałeś dzieciństwa pełnego zabawy. Tylko wiecznie nauka. Za dużo od ciebie wymagaliśmy -Daj spokój. Zrobiłaś to tylko dla mojego dobra. Jestem wam wdzięczny to dzięki wam jestem tym, kim jestem. Po tych słowach wziąłem łyk herbaty -Co to za mina? Co cię męczy? -Mamo... Czy ja jestem zły? -Skąd ci to przyszło do głowy? -Chodzi o to, że ja jestem strasznie negatywnie nastawiony do sponyfikowanych. Nie ufam im. Uważam, że są niebezpieczni -Dlaczego tak sądzisz? -Przez to, co się wokół nas dzieje. Spójrz, co oni robią z naszym światem -Synu świat się zawsze zmieniał musisz się z tym pogodzić. Nic nie trwa wiecznie. Czy wszyscy sponyfikowani, których spotkałeś byli źli? -No cóż. Dzisiaj spotkałem klacz, która nie wyglądała na wrogo nastawioną. Ale czy można być pewnym -To już musisz sam ocenić. Pamiętaj, że są zarówno u nich jak i u nas złe cechy. W każdym drzemie zło. Więc nie oceniaj wszystkich tak samo -Może i masz racje mamo -Oczywiście, że mam. Ja wciąż uczę w szkolę i wielu sponyfikowanych. To naprawdę bystre źrebaki. Potrafią wiedzą prześcignąć zwykłe kucyki. A teraz nie martw się tym wszystkim i cieszmy się twoim sukcesem
  23. Pożegnałem się z Desire. Być może jeszcze kiedyś ją spotka. W każdym razie zaintrygowała mnie. Opuściłem akademię ze swoim pięknym nowym certyfikatem. Idąc przez miasto miałem sporo nowych przemyśleń. Sam już nie widziałem, co robić. Dzisiaj miałem dzień wolny. Zdjąłem zbroje i odłożyłem broń. Po czym wyszedłem z domu. Dziwnie czułem się bez zbroi. Ale już długo byłem w gwardii. Więc i bez niej okoliczne kucyki wiedziały, kim jestem. Przynajmniej te, które długo tu mieszkały. Na straganie kupiłem kwiaty. (Zakładam, że to 2 bitsy) Po czym poszedłem do lepszej części Canterlotu. Stał tam domek bardzo bliski mojemu sercu. Powoli do niego zapukałem. Drzwi otworzyła klacz w okularach już w nieco podeszłym wieku o jasno zielonej sierści i jasno fioletowej grzywie. Na mój widok się uśmiechnęła -Golding! Co za wspaniała niespodzianka. Wejdź proszę -Oczywiście mamo Po tych słowach poszedłem za mamą do salonu.
×
×
  • Utwórz nowe...