~The Walking Dead Imię (i nazwisko): Chris Grey Uniwersum: Wirus panuje dopiero od miesiąca, dlatego nie wszyscy wiedzą o jego istnieniu a co dopiero masowym rozprzestrzenianiu. Miasta są duże, a zombie jeszcze więcej. Nic już nie może tego powstrzymać. Jedyną nadzieją dla bohatera jest umiejętność skradania się jak i dokładnego przeszukiwania. Tylko to może spowolnić jego śmierć! Rasa (ew.): Człowiek Płeć: Mężczyzna Wiek: 26 Charakter: Samotnik, słaby psychicznie, ma problemy z narkotykami, dobrze posługuje się medykamentami, dobrze posługuje się bronią palną. Wygląd (ew. Cutie Mark): dobrze zbudowany, wysoki, chudy, czarne włosy, blizna na twarzy, kurtka skórzana, podarte jeansy, trampki Historia: Jeszcze miesiąc temu, wiodłem całkiem ciekawe życie, które nie zawsze zgadzało się z prawem i zasadami. Za dnia pracowałem w biurze wykonując papierkową robotę. Jednak po zmroku z szarego pracownika stawałem się buntownikiem. Razem z przyjaciółmi wybijaliśmy szyby w sklepach, kradliśmy sprzęt i rozrywaliśmy się w nocnych klubach, tak jakby jutra miało nie być. Już wtedy mówili coś o pewnej chorobie, która powoli opanowuje kolejne miasteczka, ale kogo to obchodziło. Wtedy myśleliśmy, że telewizja pokazuje nam jedynie kłamstwa, dlatego niespecjalnie się tym przejmowaliśmy. Jednak jedno z tych rzekomych kłamstw było prawdą. Tak, pamiętam tą noc bardzo dobrze. Obudził mnie dziwny hałas i niebieskie światło przebijające szkło w moim oknie. Podszedłem do niego gdzie zobaczyłem radiowozy policyjne. Byłem zestresowany. Sądziłem, że jeden z moich przyjaciół mnie wydał. Nie było czasu do stracenia. Wyszedłem tylnym wyjściem z domu i przeskoczyłem przez płot. Po cichu przechodziłem przez ogród sąsiadów. Kiedy wchodziłem na ulicę, zauważyłem człowieka leżącego na ziemi. Podszedłem do niego by sprawdzić jego stan. Przewróciłem go na drugi bok. Widok przeraził mnie do szpiku kości. Zobaczyłem jelita tego człowieka wylewające się z brzucha. Nie wiedziałem co się z nim dzieje. Jego oczy zrobiły się czerwone. Odskoczyłem od niego ze strachu. Do głowy przychodziły mi najczarniejsze scenariusze, jednak ten który się ziścił, był najgorszy z nich. Po chwili ten człowiek wstał, zastanawiałem się jak to możliwe. Pytałem się go czy nic mu nie jest, a on rzucił się na mnie chciał mnie ugryźć. Upadłem na ziemię, lecz udało mi się go przewrócić. Zbliżał się. W pośpiechu szukałem czegoś by zakończyć ten koszmar.W pośpiechu znalazłem w kieszeni mój wierny nóż z którym nie rozstawałem się NIGDY. Wstałem z ziemi i powoli cofałem się do tyłu, aż w końcu zebrałem się na odwagę i pchnąłem nóż między jego oczy. Umarł, teraz już naprawdę. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Klęknąłem nad zwłokami, zacząłem wymiotować. Nigdy nie zabiłem człowieka, więc doświadczyłem tego pierwszy raz. Po chwili usłyszałem strzały, dochodzące sprzed mojego domu. Wtedy pierwszy raz w życiu pomyślałem, że gliny mogą zapewnić mi jakiekolwiek bezpieczeństwo. Gdy tam doszedłem zobaczyłem policjanta strzelającego do moich sąsiadów. Patrzyłem na to jak gliniarz morduje ludzi z którymi byłem tak bardzo zżyty. Policjant cofał się powoli do radiowozu obok którego leżały zwłoki jego kompana. Kiedy dotarło do niego, że to już koniec przyłożył sobie pistolet do głowy, jednak jego "martwy" przyjaciel przewrócił go. Gliniarz upuścił pistolet i zginął śmiercią taką jak ci ludzie których zabijał. Pomyślałem, że ten pistolet może mi się bardzo przydać, dlatego podkradłem się do radiowozu, żeby go wziąść, jednakże te potwory zauważyły to. Szybko złapałem pistolet i zacząłem uciekać. Im dalej zaszedłem tym więcej tych stworów zaczęło mnie gonić. Doszedłem tak do stacji benzynowej. Zatrzymałem się i sprawdziłem pistolet. Był tam tylko jeden nabój, a horda była olbrzymia. Musiałem działać szybko, bo inaczej dołączyłbym do niej jako jeden z nich. Po chwili zauważyłem butle z gazem. Miałem jeden tylko jeden strzał, by zrobić dywersję i uciec jak najdalej stąd. Wycelowałem pociągnałem za spust, strzeliłem. BUM! Stacja stanęła w płomieniach, a ja schowałem się za samochodem. Mój plan się powiódł. Nie zostało mi nic więcej tylko uciekać z tego przeklętego miasta. Następnego dnia udało mi się dojść do starej fabryki 20 km od miasta, więc pomyślałem że ukryję się w niej. Widać było, że wirus był tu wcześniej, jednak prócz gnijących zwłok znalazłem także całkiem zasobne zapasy żywności. Ta fabryka stała się moim nowym domem. Niestety jednak zapasy się kończą. Muszę wrócić do rodzinnego miasta po to by nie umrzeć z głodu, lecz kto wie, czy przez tą decyzję nie umrę z innego powodu... Miejsce: Hampton/Stany Zjednoczone Sam/grupa: Jestem całkiem sam, a grę zaczynam z nożem myśliwskim i pistoletem bez nabojów. Cel: Żywność i amunicja Tagi:Sad/Human Dodatkowe: Postać jest uzależniona od narkotyków więc co jakiś czas może mieć ataki padaczki lub inne...