Teraz ja.
Ja się zajmuję curlingiem. Nie jest to mój ulubiony sport i traktuję go raczej hobbistycznie.
Curling najprościej opisać popularnym żartem, że rzuca się tam czajnikami i chodzi z miotłami. Czas to sprecyzować. Otóż nie rzuca się czajnikami, a kamieniami i nie szczotkuje się miotłami, a szczotami. Jest to gra dla ludzi (i kucyków) z klasą. Haniebnym jest w tym sporcie oszukiwanie, czy granie na czas, a według starej tradycji drużyna zwycięska zaprasza przegranych na przysłowiową kawę lub coś innego. Jest też jednym z mniej popularnych sportów i jednym z najdroższych. Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale zakup szczoty i specjalnych butów przekracza nieraz kwotę tysiąca złotych. Wydawać by się można, że jest bardzo łatwy i mało męczący. Otóż nie. Nauczyć się grać można w mniej niż dwa tygodnie, ale wyczucie siły i precyzji to kwestia lat. Ja trenuję już tak z 5-6 i mogę już pochwalić się powtarzalnością rzutów, ale dalej nie są one perfekcyjne. Jest to też sport wysiłkowy. Nieraz na zawodach po skończonych meczach zawodnicy byli bardzo zmęczeni.