Skocz do zawartości

Bosman

Brony
  • Zawartość

    1941
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Bosman

  1. Po chwili wrócił ten brzydszy mężczyzna, trzymając w obu rękach średniej wielkości paczkę. Wyglądała jak dość spora walizka. Mężczyzna niósł ją ostrożnie. Postawił ją na stole, a kiedy Saskia chciała ją podnieść okazało się, że musi użyć obu rąk. Paczka była dość ciężka. Na dodatek dziewczyna czuła, że w środku coś się ruszało. Jakby jakieś płyny. 

    - Proszę na nią uważać. Za tą paczkę sporo zapłacono - Powiedział Martin po czym uścisnął rękę dziewczynie. Drugi, po chwili wahania zrobił to samo. Jednak obaj mężczyźni zostali w środku, siadając znowu przy stole. Horadin musiał nieco pomóc dziewczynie przedostać się pomiędzy stolikami. Ale na szczęście po chwili oboje znaleźli się przy powozie. Ciemny koń zniknął. 

    - Tak więc co się dowiedziałaś? - Zapytał krasnolud, kiedy paczka bezpiecznie wylądowała na wozie a on sam zajął miejsce woźnicy. 

  2. Kater poszedł za droidem medycznym, przeklinając swoich napastników. Położył się na leżance i w milczeniu wysłuchał analizy droida. Słysząc ostatnie słowa przewrócił oczami. 

    - Ale mi spostrzeżenie - Rzucił po czym poczuł wstrząs. Odruchowo złapał się prawą ręką krawędzi leżanki, żeby nie spaść. - Cholera nadal nas ścigają - Warknął pod nosem, jednak pozostał na miejscu, czekając na dalsze słowa robota. Kiedy ten powiedział o amputacji popatrzył na niego.  - Nie chcę słyszeć ani słowa o utracie ręki - Powiedział chłodno po czym oparł głowę o leżankę i zamknął oczy. Czując mrowienie a następnie ból zacisnął zęby. Wiedział, że to jest konieczne, jeśli chce nadal używać drugiej ręki. Jednak nagle poczuł drugi wstrząs. Tym razem musiał się jeszcze zablokować prawą nogą, żeby nie spaść na podłogę statku. Uruchomił komunikator.

    - Izefet co tam się do cholery dzieje?! - Krzyknął do urządzenia. Nie wiedział, jak wyglądała sytuacja. W głowie kołatała mu się myśl, żeby wstać i ruszyć do kokpitu. Ale to mogłoby się wiązać z utratą ręki. Kater jednak wiedział, że w razie, gdyby byli w poważnych kłopotach jest w stanie poświęcić lewą rękę niż rozbić się gdzieś na planecie. 

  3. Mężczyzna skłonił lekko głowę i wziął list od dziewczyny. Otworzył go i szybko przeleciał wzrokiem po papierze. W tym czasie Horadin i drugi mężczyzna popatrzyli na siebie wilkiem po czym oboje usiedli i czekali na to co powie mężczyzna z listem. Ten po chwili skończył czytać i przeniósł list nad świeczkę. Ten błyskawicznie zajął się ogniem i po chwili została z niego tylko kupka popiołów. 

    - Zgadza się. Idź po paczkę - Rzucił mężczyzna do swojego towarzysza. Ten popatrzył na Saskię, po tym na krasnoluda a następnie podniósł się i wyszedł, kierując się w stronę schodów na piętno. Kiedy ten zniknął mężczyzna z łukiem uśmiechnął się lekko i popatrzył na Saskię. - Zanim zadasz pytanie czemu spaliłem list to na końcu listu było, że muszę to zrobić. Wiesz tajemnica służbowa itd - Zaśmiał się ze swoich słów po czym zdjął kaptur, pokazując tym samym długie, blond włosy, spięte kilkoma wsuwkami, aby nie latały we wszystkie strony. Ogólnie to można by było powiedzieć, że jest przystojny, gdyby nie fakt, że miał paskudną bliznę pod prawym okiem, oraz brakowało mu części lewego ucha. Wyglądało, jakby ktoś mu je odgryzł, a medyk zszywając je był lekko wstawiony. - Jestem Martin - Przedstawił się. Krasnolud siedział cicho, obserwując mężczyznę. 

  4. Kater wolał mieć na oku mężczyznę, kiedy ten pierwszy raz odpalał samolot. Ale jednak postanowił mu zaufać i poszedł szukać robota medycznego. Czując turbulencje i wibracje statku spróbował się czegoś złapać. Na dodatek kręciło mu się w głowie, więc wolał nie ryzykować jakiegoś wypadku. Kiedy wibracje ustały zaryzykował i puścił się ściany. Wtedy to poczuł szarpnięcie. Nie zdążył się już złapać i poleciał na nieżywą rękę na ścianę. Pewnie by go to zabolało, gdyby nie fakt, że nie czuł tej ręki wcale. Zmielił kilka cierpkich słów po czym ruszył dalej, szukając droida. W końcu go znalazł, w pokoju dla załogi. Podszedł do niego i szybko obadał go wzrokiem. Widząc jaki to model i ogólnie w co jest wyposażony ten statek dziękował w duchu, że Maada była tak wspaniałą kobietą. Podniósł prawą ręką nad droida po czym  nacisnął przycisk aktywacyjny. Oparł się o ścianę i poczekał, aż ten się włączy. Kiedy już to zrobił spojrzał na niego i odwrócił się tak, żeby ranna ręka była widoczna. 

    - Przeanalizuj uszkodzenia i spróbuj ją jakoś doprowadzić do stanu używalności. Dziękuję - Powiedział do maszyny, siląc się na lekki uśmiech. W końcu nie do końca wiedział jak droid zareaguje na Zabraka. Ale liczył, że wszystko pójdzie gładko. Wystarczyło mu już atrakcji w tym dniu. 

  5. Mężczyzna z bliznami patrzył uważnie na dziewczynę. 

    - To na co czekasz? Dawaj ten list - Warknął, uderzając pięścią w stół. Horadin od razu się podniósł. Chyba czuł się pewniej, kiedy wiedział, że dziewczyna jest przy nim. Saskia widziała, że na rękach krasnolud ma rękawice z nabitymi kolcami. Wyglądało to trochę, jakby ktoś połączył kastety ze skórzanymi rękawicami. Ładniejszy z towarzyszy podniósł ręce.

    - Panowie spokojnie. Nie przyszliśmy tutaj walczyć tylko załatwić swoje sprawy - Powiedział spokojnie po czym popatrzył na dziewczynę. -Zajmujemy się dostarczaniem nietypowych przesyłek. Dostaliśmy anonimową informację, że mamy dostarczyć paczkę dla osoby, która przyniesie nam list z opisem co jest w środku. Tak więc liczymy, że pani ten list posiada. Czy mógłbym go zobaczyć? - Zapytał wyciągając w jej stronę rękę. Widać było na dłoni nieduże blizny i ślady, które powstały w wyniku częstego korzystania z łuku. 

  6. Kater westchnął i już nic nie powiedział do Maady. Złapał zdrową ręką klucz po czym skłonił się lekko i ruszył do samolotu. Rzucił jeszcze okiem na dawną Akademię Jedi. Poczuł nieduże ukucie w okolicy serca. Mimo wszystko nadal pamiętał nauki Jedi a widok dawnej akademii trochę na niego wpłynął. Jednak otrząsnął się i wszedł do środka. Widząc kokpit i resztę statku zagwizdał z wrażenia. 

    - No nieźle. Całkiem niezły statek - Powiedział podchodząc do panelu sterującego. Cóż ja nie jestem w stanie pilotować, bo mam lewą rękę do leczenia. Tak więc słuchaj - dodał siadając na fotelu drugiego pilota, pokazując tym samym, żeby Izefet usiadł na fotelu pilota. - Zatem słuchaj. Ogólnie latanie nie jest strasznie trudne. Najważniejsze to nie stresować się - Powiedział po czym zaczął przyglądać się wszystkim przyciskom i ekranom. - Zatem słuchaj uważnie. Zaraz uruchomisz silnik - Położył kluczyk na panelu. - Potem poczekaj aż silniki nabiorą trochę mocy. Potem łapiesz za stery i powoli wyprowadzasz statek z tego hangaru. Prawo i Lewo to oczywiście prawo i lewe. Ciągnąc ster do siebie podrywasz statek w górę, popychając go obniżasz lot. Tylko nie przesadź, bo możesz nas rozbić. W razie czego postara ci się pomóc. Ale głównie to ty prowadzisz. Jak już wylecimy z Coruscant ustalimy trasę na Nal Hutta. Ale to na spokojnie - Powiedział Kater. Trochę dziwnie się czuł, tłumacząc jak się lata. Dla niego to było dość oczywiste. W końcu uczył się latać trochę czasu, więc dla niego to jest banalne. Ale liczył, że jego słowa wystarczyły, żeby Izefet ich nie roztrzaskał. W razie czego siedział obok i miał w pogotowiu zarówno prawą rękę jak i moc, która mogła mu na chwilę zastąpić lewą rękę. Chociaż częściowo. 

  7. Horadin prawie podskoczył na krześle, kiedy Saskia podeszła do stołu. Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko do niej. Jednak był trochę zestresowany. 

    - Cieszę się bardzo Saskia. Proszę usiądź - Pokazał na krzesło obok siebie. Kiedy dziewczyna to zrobiła mężczyzna bez 2 palców popatrzył na nią. Teraz Saskia mogła mu się lepiej przyjrzeć. Mężczyzna miał kwadratową szczękę i wyglądał, jakby ktoś pociął mu twarz nożem a potem zszył na szybko. Ogólnie nie wyglądało to zbyt ładnie. Drugi natomiast zdjął kaptur z głowy, kiedy dziewczyna usiadła przy nich. Jego twarz była przeciwieństwem poprzednika. Gładka, lekki zarost. prosty nos. 

    - Masz list? - Zapytał brzydszy z nich, patrząc na dziewczynę swoimi oczami w kolorze błota. Chyba nie należał do tych ani zbyt uprzejmych, ani cierpliwych. Drugi na razie nic nie mówił, tylko przyglądał się dziewczynie i krasnoludowi. 

  8. Zabrak skinął głową.

    - Dziękuję ci Maada. Kiedyś się zrewanżuję. Tylko proszę nie sprzedaj mojego samolotu. Kiedyś będę chciał po niego wrócić - Powiedział z lekkim uśmiechem po czym, trzymając się za ranną rękę, poszedł w kierunku frachtowca. Popatrzył jeszcze na Izefeta. 

    - Kto to był? Nie spotkałem się jeszcze z bronią, która zatrzymuje miecz świetlny - Powiedział, powoli wchodząc do samolotu. Od razu zaczął szukać droida medycznego, żeby ten zobaczył jego rękę. W końcu do pilotowania potrzebował dwóch rąk. A niestety obecnie jedna z nich była średnio sprawna. Liczył na to, że droid medyczny chociaż przywróci mu władzę w ręce. Mógł z tą dziurą trochę pochodzić. Najważniejsze było wylecieć z Coruscant i dolecieć na Nal Hutta. Leczyć ranę mógł w trakcie lotu. 

  9. W gospodzie panował spory ruch. Na ścianach paliły się lampy naftowe a na niektórych stołach świeczki. Przy jednym ze stołów Saskia dostrzegła Horadina, który siedział w towarzystwie dwóch osób. Jedna z nich była rosła, miała na sobie czarny strój z kapturem, w którym zakrywała twarz a na rękach czarne rękawice bez palców. Widać było, że mężczyzna, bo była to definitywnie męska ręka, miał tylko 8 palców. Brakowało mu środkowego w lewej ręce i serdecznego w prawej. Natomiast obok krasnoluda siedział inny mężczyzna. Jednak ten miał na sobie strój pół szlachecki. Czyli górna część wyglądała trochę tak jak ta, którą dziewczyna widziała u Aleksandra. Natomiast spodnie i buty były wytarte, brudne i zupełnie nie pasujące do reszty. Ten mężczyzna miał na plecach potężny łuk oraz kołczan ze strzałami. 

    W gospodzie było ogólnie duszno i ciasno. Dużo ludzi siedziało i piło różne trunki. tu i ówdzie ktoś się śmiał a między stołami lawirowały dwie kelnerki średniej urody. Ale Saskia mogła dostrzec, że mimo to co jakiś czas któryś z mężczyzn klepał lub szczypał w tyłek jedną z nich. 

  10. Kater biegł przed siebie, starając się odbić wszystkie pociski lecące w jego stronę. Jednak w pewnym momencie poczuł koszmarny ból. Syknął, ale mimo to biegł dalej. Widząc windę wbiegł w nią i oparł się o ścianę. Dopiero tam wyłączył miecz i puścił go na podłogę. Nie czuł swojej ręki, a to ani trochę nie napawało go optymizmem. 

    - Co ty nie powiesz Izefet. Nawet nie czuję - Powiedział cicho po czym podniósł głowę na Maadę. Przełknął ślinę i zaczął mówić. 

    - Dostałem zlecenie, aby pozbyć się jego - Pokazał głową na towarzysza - Bo niby został oskarżony o zabicie córki Sterna Firahara. Koleś jest, a raczej przedstawił mi się jako właściciel filmy budowlanej. Wyglądał przekonująco i nawet był skory sporo zapłacić. Problem jest taki, że to wszystko była fikcja. On nie zabił jego córki, ba w ogóle nie był w towarzystwie żadnej dziewczynki. Na dodatek okazuje się, że na mnie i na niego poluje Porządek - Zawahał się przez chwilę. Ale westchnął i dodał. - Pewnie już wiesz, ale ja i on potrafimy korzystać z Mocy. A są w galaktyce tacy ludzie, którzy chcą być jedynymi, którzy to potrafią. A co za tym idzie jesteśmy dla nich jak cierń w oku. Ale nie sądziłem, że tak szybko nas znajdą - Dodał po czym wysilił się i podniósł. Przyciągnął zdrową ręką miecz i zapiął go o pas - Przepraszam cię za zdemolowanie twojego domu i narażenie cię na niebezpieczeństwo. Musimy się stąd jak najszybciej ulotnić. Nie chcę cię więcej narażać - Powiedział. Brzmiało to trochę przesadnie, ale Zabrak mówił prawdę. Dużo zawdzięcza Maadzie i nie chciał ją bardziej narażać. Bo, w sumie to nawet teraz ona ratowała mu życie. Kater chyba szybko nie spłaci długów zaciągniętych na Coruscant. Teraz mógł się tylko modlić, żeby Maada okazała chodź trochę pomocy po tym wszystkim co się stało. 

  11. Mężczyzna zaskoczony cały zajściem uścisnął dłoń Saskii.

    - Dobrze. W razie czego to ja jestem Ivan - Przedstawił się mężczyzna, z którym wcześniej rozmawiała dziewczyna. - A co do ich słabości to wiemy jeszcze, że srebro jest dla wampirów zabójcze. Przynajmniej tak mówią ci, którzy przeżyli spotkanie z nimi.  - Powiedział po czym popatrzył na resztę zebranych. Ci byli mniej zadowoleni z tej rozmowy, ale koniec końców nikt nic złego nie powiedział. - Leć, skoro musisz. My pójdziemy już, bo zbliża się pora, żeby wracać. Uważaj na siebie - Powiedział po czym pokazał na resztę. Chłopi zaczęli powoli się rozchodzić w swoje strony. Kiedy Saskia ruszyła w stronę miejsca, skąd miała odebrać paczkę dla swojego pracodawcy dostrzegła, że obok jej powozu stoi jakiś koń. Ciemnej maści, rosły i zadbany. Był przywiązany o bok wozu. Tak więc prawdopodobnie koń należał dla kogoś z rodziny pana Lorena. 

  12. Kater warknął pod nosem, widząc jak jego broń jest blokowana. Cóż przynajmniej już wiedział z czego to jest. Zaczął już rozmyślać jak tutaj zaatakować, żeby jego atak był skuteczny. Lecz nagle dostrzegł szturmowców. Zmielił przekleństwo. 

    Cholera więc imperium już wie. No to mamy problem Pomyślał przyjmując pozycję bojową. Był gotowy na dalszą część walki. Po chwili usłyszał metaliczny dźwięk i kątem oka poszukał źródła owego dźwięku. Widząc dwa Droideki na początku był niepewny. Jednak, kiedy jeden z nich zatrzymał się przed nim i aktywował pole ochronne uśmiechnął się lekko. Więc jednak Maada miała coś w zanadrzu. Słysząc kobietę spojrzał w jej stronę i skinął głową. Nie wyłączając miecza ruszył biegiem w stronę, którą ona mu wskazała. Nadal był gotowy aby odbić nadlatujące pociski, bo wątpił, żeby droid był w stanie całkowicie zablokować wszystkie pociski. 

  13. Chłopi popatrzyli po sobie. Widać było, że nie spodziewali się takiego przebiegu tej rozmowy. Ten drugi chłop, ten, który uderzył wcześniej Jana w głowę wystąpił przed wszystkich. Widać było, że chyba się trochę pewniej czuł. 

    - Nie wiemy dokładnie ilu ich tam jest. Na razie zakładamy, że wszyscy, którzy spotykają się w kawiarni to wampiry. Bo patrz teraz. Jest w miarę słonecznie to nikt tam nie siedzi - Powiedział i pokazał na kawiarnię. Faktycznie w ogródku nie było nikogo. Jakby na potwierdzenie słów mężczyzny.  - Jak na moje, to każdy zabija. A skoro mówisz, że widziałaś ciało bez krwi to ci cali bandyci byli albo wysłannikami jakiegoś wampira, albo jeden z nich był wampirem - Dodał, rozglądając się, jakby spodziewał się, że nagle jakiś wampir wyskoczy zza budynku i ich zaatakuje. - A ty co sądzisz pani...? - Zapytał. No w sumie to Saskia się nawet nie przedstawiła. 

  14. Kater zatrzymał się na chwilkę, widząc jak jego błyskawica zupełnie nie rani jego przeciwnika. Po chwili, widząc jak drugi z nich pada pod strzałem odwrócił głowę. Widząc broń w ręce Maady uśmiechnął się lekko. Jednak, kiedy atak Izefeta nie zadziałał zdziwił się o co chodzi. Popatrzył na swojego przeciwnika i zacisnął mocniej dłoń na mieczu. 

    - Nie wiem, co tutaj robisz, ale wybrałeś zły cel i zły dzień - Warknął do swojego przeciwnika po czym wziął zamach i zaatakował, celując mieczem w ręce napastnika. Interesowała go jego broń, ale wolał się nią zająć, kiedy cała trójka będzie martwa. Tak więc skupił się, a nawet wspomógł się mocą, żeby jego atak był skuteczny. Wolał jak najszybciej zakończyć walkę. Nie wiedział bowiem, czym jeszcze mogą ich zaskoczyć. 

  15. Wieśniacy chyba nie spodziewali się, że dziewczyna do nich podejdzie. Widać to było po ich minach, kiedy zadawała im pytanie. Po chwili jeden z nich jakby się otrząsnął bo odchrząknął i odpowiedział.

    - Czy są? Panienko wszędzie są wampiry. Wszyscy możni tutaj to wampiry - Powiedział z przekonaniem. Jednak od razu drugi podszedł i trzepnął go w tył głowy. 

    - Nie gadaj głupot Janie. Nie wszyscy. Nasz pracodawca nie jest - Drugi mężczyzna również był pewny swoich słów. Jan zmielił przekleństwo w ustach i zaczął rozmasowywać swoją głowę. Po chwili mężczyzna dodał. - Przepraszam cię za Jana. Jest trochę przewrażliwiony na punkcie wampirów. Ale fakt. Większość możnych to wampiry. A raczej my tak sądzimy. Nie pokazują się w pełnym słońcu, stronią od innej kawiarni, niż ta jedna w centrum miasta. A jeden z nich nawet ostatnio przeżył, mimo, że Jan go dźgnął widłami - Powiedział. Widać albo nie wiedzieli, albo zapomnieli, że to Saskia na nich krzyczała wczoraj. Może to i dobrze. Kto wie jakby mogli zareagować na tą wiadomość. Po chwili trzeci mężczyzna z grupy, młodszy od reszty popatrzył uważnie na strój dziewczyny. 

    - Pracujesz dla tych całych Lensterów tak? - Zapytał. 

  16. Kater już miał coś powiedzieć na temat swojej uprzejmości, jednak wtedy wpadł Izefet. Słysząc polecenie od razu zniżył się, ściągając w dół kobietę. Słysząc promień obok twarzy wiedział jedno. Ktoś ich zaatakował. A to naprawdę nie spodobało się Zabrakowi. Popatrzył w kierunku, z którego nadleciał strzał. Widział niewyraźnie trzy postacie warknął pod nosem. Od razu przyszło mu do głowy, że to są ludzie tego biznesmena, dla którego chwilę wcześniej pracował. 

    Zanim wyruszymy muszę jeszcze nauczyć jedną gnidę latać Pomyślał, wyobrażając sobie latającego biznesmena, bez ręki czy nogi. Jednak znowu skupił się na rzeczywistości. Słysząc Maadę odwrócił do niej wzrok.

    - Nie. Ludzie, którzy chcą mojej głowy. Długa Historia. Potem ci powiem. A teraz nie ruszaj się stąd - Rzucił, sięgając po miecz świetlny. Wypatrzył jeszcze wzrokiem Izefeta.

    Trzech na tarasie - Rzucił do niego w sithiańskim po czym wystartował w ich stronę. Skoro oni go jeszcze nie widzieli to postanowił wykorzystać element zaskoczenia. Aktywował miecz a zielone ostrze błysnęło. Kater od razu skupił się na najbliższym celu. Podniósł miecz, gotowy odbić pociski. Na szczęście jego styl walki skupiał się właśnie na kontrach. W drugiej ręce zaczął zbierać moc. Wiedział, że teraz błyskawice, które pozostawił mu Kaan będą przydatne. Byleby tylko nie przesadzić, bo mógł przecież nadal spaść z tarasu. Ale teraz najważniejsze było pozbyć się agresorów i, de facto, Uratować Maadę. 

  17. Mężczyzna skinął głową, kiedy Saskia wychodziła. Ta dziwna moneta, która ciągle się bawił leżała na stole. Dopiero teraz dziewczyna mogła się jej przyjrzeć. Wyglądała jak srebrna wersja Obola Charona. Cóż ciekawa moneta. 

    W drodze do gospody dziewczyna mogła zaobserwować, że tu i ówdzie stały grupki ludzi, rozmawiając między sobą przyciszonymi głosami. Jedną z tych grup była grupa chłopów, która dzień wcześniej zaatakowała mężczyznę w kawiarni. Niepokojące było to, że nadal mieli w rękach widły lub pałki. Chyba jeden z mężczyzn dostrzegł dziewczynę, bo po chwili każdy z nich patrzył na nią. Nawet nie próbowali tego ukryć. Jedni patrzyli na Saskię ze zmieszaniem, inni z zaciekawieniem. 

  18. Kater skinął głową, słysząc słowa kobiety. W sumie to nawet się cieszył. Teraz liczył tylko, że nie sprawi jej zbyt dużych kłopotów. Skłonił się jej.

    - Dziękuję ci, że twoją pomoc i słowa uznania - Powiedział szczerze po czym podniósł na nią wzrok. - Musimy wraz z towarzyszem dolecieć do Nal Hutta. A stamtąd dalej. Ale to już będziemy się sami martwić - Powiedział przypominając sobie co mówił jego towarzysz, kiedy go spotkał. - Mam nadzieję, że nie będzie problemem załatwienie nam tam jakiegoś transportu - Dodał uważnie patrząc na kobietę. W sumie mówiła, że załatwi im transport i pilota. A na Hutta będzie się już sam zastanawiał jak załatwić statek na Korriban.  - Hmm... Tak w sumie to się zastanawiam co teraz zrobię ze swoim myśliwcem. Bo nie jestem pewny, czy zostawienie go w dokach to dobry pomysł. Ale nie będę tym męczył pani głowy, Maada - Dodał. Nie chciał podpaść, ani przeginać. I tak już dużo zawdzięcza tej kobiecie. Wolał pozostać z nią w dobrych stosunkach. Stał w miejscu, czekając na odpowiedź jego gospodyni. 

  19. Mężczyzna skinął głową i sam wszedł do windy. Kątem oka spojrzał jeszcze na Izefeta po czym zamknął drzwi i pojechał na górę. Widząc świeżo co obudzoną kobietę poczuł się trochę nieswojo. Jednak szybko otrząsnął się.

    - Witaj. Wybacz, że ci przeszkadzam, ale mam dwie sprawy, a jedna wynika z drugiej - Powiedział spokojnie patrząc na nią. Stał w miejscu, nie chcąc narazić się na złość kobiety. - Ale od początku. Frea nie żyje. Przed chwilą go usmażyłem na terenie sektora medycznego. Jeśli włączysz jakąkolwiek stację to powinnaś o tym usłyszeć. A z tego wynika druga sprawa. Wraz z nowym towarzyszem uciekamy przed strażnikami. I musimy się teraz ukryć na pewien czas. Niestety Stegh jest zbyt mało wpływowy, i jeśli tam polecimy to zginiemy zarówno on jak i my. Jesteś w stanie zapewnić nam trochę bezpieczeństwa? - Zapytał, licząc, że informacja o zabiciu Frea oraz jego "urok osobisty" Sprawią, że kobieta się zgodzi. Mimo, że Maada gustowała w kobietach to mimo wszystko liczył na trochę szczęścia. 

  20. Kiedy dziewczyna otworzyła wieko skrzyni czekało ją kilka zaskoczeń. Jednym z nich był fakt, że nie ciało dziewczyny nie zaczęło się rozkładać. Inną dziwną rzeczą było to, że dziewczyna wyglądała jakby trochę... uschła? Tak to wyglądało. Była trochę pomarszczona, jakby ktoś spuścił z niej sporo krwi. Dodatkowo dwie nieduże dziurki na szyi oraz twarz zastygła w wyrazie przerażenia. Jakby zobaczyła coś naprawdę strasznego przed śmiercią. 

    Po głębszej analizie ciała dziewczyny w głowie Saskii coraz więcej rzeczy się nie zgadzało. Nie było w ogóle widać śladów pobicie, wiązania nadgarstków czy chociażby najmniejszych siniaków czy śladów po linach. A jedyną częścią garderoby Klary, która była zniszczona była górna część, głównie kołnierz oraz rękawy sukni. Jakby ktoś chciał się dobrać do szyi lub ramion dziewczyny. O gwałcie nie było najmniejszej mowy. Czyli ktoś tutaj kłamał, co się naprawdę stało z dziewczyną. 

  21. Mężczyzna popatrzył na podpis dziewczyny po czym skinął głową i zabrał zeszyt ze sobą. Nadal bawił się monetą. 

    - Dobrze. Zatem panno Clarice zapraszam za mną - Powiedział i pokazał gestem, żeby dziewczyna poszła za nim. Oboje przeszli przez drzwi za biurkiem i ruszyli długim, szerokim a przede wszystkim ciemnym korytarzem. Jedynym źródłem światła była bardzo prosta a wręcz prymitywna lampa naftowa, którą trzymał Horacy. Przeszli przez cały korytarz po czym skręcili w ostatnie drzwi po lewej stronie. Weszli do małego pomieszczenia, w którym znajdowały się dwie drewniane skrzynie. Jedna z nich była otwarta i pusta. Druga natomiast miała zamknięte wieko. Przed nią leżała kartka z napisem "Klara Wensten" 

    - Proszę jest tutaj. Proszę nie siedzieć tutaj zbyt długo - Powiedział po czym postawił lampę na stoliku obok skrzyni po czym wyszedł, zostawiając dziewczynę samą w pomieszczeniu. Tak więc teraz wystarczyło otworzyć skrzynię i dowiedzieć się co się stało. 

  22. Kater biegł obok mężczyzny, trzymając stałe tempo. 

    - Zleceniodawczynią jest Maada Khan. Jest wpływowa. A raczej tak wygląda. Mieszka na wyższych piętrach. Sektor 9. Pamiętam drogę, więc albo biegniemy do mojego ścigacza i lecimy tam, albo łapiemy coś innego. Wolę jednak swój ścigacz. A raczej ścigacz mojego kumpla, a nie chcę mu go odkupywać. Aż tak bogaty nie jestem - Zaśmiał się i zrównał się z mężczyzną. - Zresztą i tak muszę do niej lecieć powiedzieć, że Twi'lek jest skwarką - Rzucił dodatkowo. 

  23. Mężczyzna patrzył na Saskię obojętnie. Wyglądał, jakby był znudzony życiem. Przez chwilę w milczeniu obracał między palcami monetą po czym złapał ją w dłoń i zacisnął. 

    - Hmm. Normalnie tego nie robię, ale pozwolę pani wejść. Skoro przyjechała pani z tak daleka to myślę, że mogę zrobić wyjątek. Ale proszę pamiętać, że poinformuję osobę, która tutaj przyniosła ciało, że członek rodziny przyszedł się z nią pożegnać przed pogrzebem. Dlatego proszę tutaj napisać swoje imię i nazwisko - Powiedział i podsunął pod nos dziewczyny zeszyt z informacjami o zmarłych. Pokazał swoim długim palcem na miejsce koło imienia Klary. Po chwili pod ręką dziewczyny pojawił się pióro i kałamarz. Chyba nie było od tego odwrotu. A to, że Mężczyzna pewnie poinformuje Lorena o tym co zrobiła Saskia mogło spowodować pewne problemy. Trzeba było jakoś z tego wybrnąć. 

  24. Kater nie przestawał razić Twi'leka piorunami, dopóki ten nie ucichł a smród spalonego mięsa nie dotarł do jego płuc. Dopiero wtedy opuścił ręce i popatrzył na strażników. Liczył, że to ich na tyle przestraszy, że się oddalą. Chyba zadziałało, bo ci przestali go gonić. Słysząc Izefeta skinął głową i ruszył za nim. Widząc wystające elewacje nie miał za dużo do myślenia. Skupił moc w swoich nogach i ruszył biegiem w kierunku krawędzi. Szukał wystającego elementu, który pozwoliłby mu wylądować tam gdzie chciał. Wierzył w swoje umiejętności oraz w to, że Moc mu pomoże. Po chwili wybiegł za krawędź chodnika, łapiąc się elementu elewacji i starając się wylądować tam, gdzie Izefet. Wolał się go trzymać. 

  25. Mężczyzna popatrzył na Saskię. Na jego twarzy nie było widać ani smutku, ani współczucia. Jego twarz była bez wyrazu. Jakby było mu obojętnie, że ktoś umarł. Widać w życiu widział już tyle trupów, że nie robiło to na nim najmniejszego wrażenia. 

    - Klara Klara. Coś mi to mówi - Powiedział po czym wyszedł z pomieszczenia. Po chwili wrócił, trzymając w ręce jakiś zeszyt. Otworzył go i zaczął wertować kartki. 

    - A jest faktycznie. Klara Wensten. Trafiła tutaj jako ostatnia. Podobno napadli ją bandyci. No powiem pani, że nie wyglądała najlepiej - Mówił obojętnym głosem. Chyba w ogóle się nie przejmował, że jego słowa mogły kogoś zranić. - Osobiście nie polecam pani patrzeć na nią teraz. Zresztą normalnie nie pokazujemy ludziom ich nieżywych krewnych - Dodał i zamknął zeszyt. Jego szare oczy patrzyły na dziewczynę a w rękach znowu pojawiła się dziwna moneta, którą bawił się wcześniej. 

×
×
  • Utwórz nowe...