Skocz do zawartości

Kamikun

Brony
  • Zawartość

    101
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Kamikun

  1. Gdy Rarity skończyła pracę jej oczom ukazała się przepiękna kreacja z bufiastymi rękawami i wspaniałym powłóczystym trenem, a całość zdobiła niezliczona ilość kolorowych kamieniami. Suknia, rzecz jasna, pasowała na niej jak ulał.
    Usłyszała skrzypienie drzwi za plecami i podniecony, piskliwy głos swojej siostry.

    - Pośpiesz się Rarity! - zawołała klaczka z innego pomieszczenia. - Inaczej przyjęcie się skończy i nikt cię nie zobaczy!

    - Już pędzę moja droga - odparła z pełną gracją obracając się w stronę drzwi.

    Światło bijące z pomieszczenia obok było wręcz oślepiające, ale to nie przeszkadzało Rarity. Wręcz przeciwnie, była zadowolona z efektu jaki zapewne wywoła jej mieniąca się tysiącem barw suknia. Była niemalże pewna iż właśnie wykreowała hit sezonu. Gdy wreszcie przyzwyczaiła swój wzrok do panującego natężenia światła spostrzegła, że znajduje się na wielkiej gali galopu. Jednak nie to było dziwne. Wszystkie kucyki miały na sobie ekstremalnie proste, prymitywne wręcz stroje szyte na jedno kopyto i przyglądały się jej ze zgorszeniem.

    - Tren? Kamienie szlachetne? - głosił jeden z szeptów. - Przecież to było modne w zeszłym sezonie... Teraz modny jest minimalizm.

    Rozejrzała się i na moment spotkała się wzrokiem z Sweetie Belle, która szybko spojrzała w innym kierunku unikając jej spojrzenia. Serce śnieżnobiałej jednorożki zaczęło tłuc się niczym szalone na widok krzywych szwów w kreacji swojej młodszej siostry. Przełknęła głośno ślinę, czując jak jej zmysł piękna opuszcza pokład ze słowami "Ja już dłużej nie dam rady!".

     

  2. [Pięknej okładki póki co nie uświadczycie, ale może kiedyś...]

     

    Słów kilka od autora: Na wstępie chciałbym przeprosić każdego czytelnika, który miał okazję zapoznać się z moim opowiadaniem w 2014/15, które porzuciłem bez słowa. Idea była piękna... zamierzałem ściągnąć na chwilę rozdział ze strony i dokonać w nim kilku poprawek, a następnie z powrotem wrzucić na forum. Tak się jednak nigdy nie stało. Coś jednak męczyło mnie co jakiś czas. Świadomość, że historia w mojej głowie nie została opowiedziana do końca. Teraz gdy mam już więcej czasu usiadłem ponownie do pisania i spłodziłem kolejny rozdział. Zamierzałem nie publikować fika, ale brat przekonał mnie żebym tego nie robił. Tak więc po ponad trzech latach nieobecności powraca.
     

    Chciałbym również podziękować wszystkim osobą, które mnie wspierały w pisaniu, pomagały, doradzały, oceniały i tym bardziej przeprosić za zniknięcie bez pożegnania. Dziękuje Wam.

     

    Opis sprzed 4 lat:

    Cytat

    Opowiadanie utrzymane w klimacie pierwowzoru z luźnym do niego podejściem. Okraszone specyficznym poczuciem humoru, postaciami z krwi i kości. Postaciami, które można zarówno pokochać jak i znienawidzić. Niestety nie uświadczycie tutaj hektolitrów krwi i machania gołym plotem przed ekranem. Mam nadzieję jednak, że mimo to zagłębicie się w lekturę.

     

    Dołożę wszelkich starań aby dokończyć to opowiadanie, tak więc zapraszam do lektury.

    Rozdział 1: Dobierzcie się w pary i…

    Rozdział 2: Lekcja życia.

    Rozdział 3: Nowy świat.

    Rozdział 4: Pierwszy klocek domina.

    Rozdział 5:  Łaska. (Gotowy w 1%, 09-06-18 -> Gotowy w 55%,  04-10-18 -> Gotowy w 75%,  08-10-18 -> Gotowy w 91%,  24-10-18)

     

    Będę również w miarę na bieżąco aktualizować progres moich prac i w razie przerwy poinformuje o niej na forum.

  3. Spojrzałem na czerwony pasek HP ponad swoją głową.

    - O kurde... masz rację... zostało 15%.

    Wypiłem czerwoną miksturę życia, przywracając sobie 500HP. Teraz mój pasek był kompletny w 100%. Zajrzałem do inwentarza. Dobra moja, pozostały jeszcze 3 duże i dwie małe, oraz jedna niebieska. Co tu robi do cholery mikstura many? A racja, była dorzucana w gratisie do czterech dużych czerwonych.

    - Dzięki, że mi przypomniałeś. Czasami zapominam o obserwowaniu własnego baru życia i często ginę w grach MMO z powodu zwyczajnego zagapienia się.

  4. Meduza dzięki swej umiejętności postrzegania pozazmysłowego przyszłości wiedziała co się stanie i opuściła skorupę za pomocą przemiany w węże. Dziesiątki małych istnień uciekły przez nogi do gruntu, a ziemia rozstępowała się przed nimi. Zatrzymały się dopiero piętnaście metrów na północ od swojej kamiennej, pustej w środku kopi. Tam zebrały się pod powierzchnią ziemi i połączyły w całość, tworząc na powrót z wielu wijących ciał jedno ciało. Ciało należące do Kamila. Sam wojownik wynurzył się z skały spowijającej podłoże areny niczym ze spokojnej tafli wody. 

    - Szkoda człowieka, robota... - rzekł smutnie. - Zbliżając się do prędkości światła musiałeś pozbyć się swej masy aby móc poruszać się tak szybko. Pokój Tobie maszyno. 

    Kamil powoli obrócił się w kierunku wyjść i rozpoczął swój marsz. Za nim z ziemi wyrosły łodyżki, które były zakończone malutkimi diamencikami, a na ziemi pojawił się wygrawerowany napis: "Ku pamięci Zena92 Robota, który nie przestał być człowiekiem. 2014-10-28". Węże na głowie meduzy co i rusz roniły pojedyncze łzy skapujące na posadzkę i wypalające w niej dziury.

  5. Biologiczne życie miałoby rzeczywiście pewne problemy, a nawet trudności, ale życiu kamieni nie mogło to zagrozić, więc Kamil postanowił spetryfikować swoją osobę. 

    Proces petryfikujący przebiegł niespodziewanie sprawnie w chwilę meduza zmieniła swoje ciało w kamień. Teraz obudzić ją ze snu mógł tylko i wyłącznie pocałunek prawdziwej miłości, bądź naruszenie składu strukturalnego/mineralnego powłoki. Ostatecznie mógł się jeszcze odmienić z własnej woli. 

    Kamil zastygł w pozycji sprzed sekundy. Teraz może postrzegać świat tylko i wyłącznie za pomocą wężowych zmysłów. Czyli niewiarygodnie rozwiniętego zmysłu postrzegania pozasmysłowego w czasie realnym i przyszłym.

  6. - Właśnie o to mi chodziło. Chciałem abyś wprowadził mój szpic wewnątrz siebie! - krzyknął zadowolony, gdy marmurowa skorupa szpica odpadła ukazując głowę węża. Wąż zaatakował w mgnieniu oka, petryfikując najbliższe nanoboty.

    Meduza widząc jak rywalowi zaczyna pojawiać się coś świecącego również przystąpiła do ataku. Złożył ręce w odpowiednim geście, wizualizując sobie błękitne płomienie trawiące złotą kulą. I w jego rękach zaświecił błękit szybko powiększającego się kształtu. Kula energii w przeciągu ułamka sekundy urosła do rozmiarów głowy, wtedy Kamil zdecydował się wyprostować swe ręce w kierunku głowy przeciwnika. Zgrał się z podobnym ruchem rywala. 

    - HADOUKEN! - krzyknął z całych sił wysyłając pocisk, kilka centymetrów przed twarzą robota. Nawet maszyna nie miała szans z uniknięciem takiego ciosu.

    W chwili wypuszczenia energii Kamil otrzymał cios zwrotny, atak nazwany "Protonem 1 TeV". Głowa odskoczyła w tył, a wraz z nią cały tułów. Siła była dostateczna aby rzucić meduzą na kilka metrów w tył z czego większość czasu przeleciał poziomo, plecami w kierunku ziemi. Gdy lot paraboliczny zaczął opadać obrócił się w powietrzu i wylądował twardo na nogach. Wąż, który jeszcze chwilę temu znajdował się na nodze zaczął wracać powoli na swoje miejsce. 

    Twarz wojownika zdawała się być nad czymś skupiona, wyrażała determinację i wściekłość, również węże nastroszyły się i wpatrywały się z żądzą mordu w robota. Jedynie jeden wąż, z prawej strony głowy, nad uchem wyglądał na giętkiego i spokojnego. Ten konkretny wąż przyjął na siebie całe obrażenia ciosu rywala za pomocą transfuzji obrażeń. Powolne skamienienie idące od podstawy czaszki powoli ogarniało zieloną istotę, gdy jej czubek pokryła szara warstwa pyłu całość pękła i rozsypała się w proch. Wszystkie węże wydały z siebie donośny syk rozpaczy. 

    - Będzie mi Ciebie brakować Sssil Sssik. - przemówił Kamil.

    - Nam tesz... - zawtórował chór gadzich głosów.

  7. W momencie, gdy sztacheta rywala zbliżała się nie ubłagalnie w stronę jego nosa, meduza postanowił szybko okryć swą twarz ochronną warstwą. Mimo prawie półcentymetrowej warstwy ochronnej uderzenie wywołało wstrząs. Siła ciosu rozeszła się po całej powierzchni, ale i tak była odczuwalna. Pył rozszedł się w powietrzu.

    Kamil opadł nogami na ziemię i spostrzegł przygarbioną, dziwnie ułożoną sylwetkę rywala, nastawioną raczej na ucieczkę niż obronę. Grzechem byłoby nie wykorzystać okazji, to też Meduza uraczył swego rywala solidnym kopnięciem, wzbogaconym zwyczajową magią ziemi w postaci długiego marmurowego kolca. Kopnięcie nie miało szans na chybienie, zmierzało bezpośrednio w kierunku klatki piersiowej robota.

    - Z parzysto kopytnych najbardziej lubię renifery!

  8. - To tylko dowodzi temu iż magia nie daje się ująć w żadne naukowe prawidła! - krzyknął.

    Po czym skinął głową rywalowi i ruszył pędem w kierunku rywala, starając się przy tym ignorować potworność, którą ktoś nazwał "nastrojową muzyką". Gdy zbliżył się na dystans około sześciu metrów, wybił się z całych sił i przebywszy dzielący go dystans do robota. W powietrzu wykonał piruet i uderzył czarnym kijem z całej siły z góry, wykorzystując moment obrotowy. Aby zapobiec możliwości złamania zabezpieczył swoje stawy w łokciach i nadgarstka "skorupką z kamienia", która pęknie natychmiast po tym jak wchłonie w siebie cały wstrząs. Podczas swego ataku Kamil zdołał tylko i wyłącznie wydusić z siebie:

    - Hymph!

  9. - To co powiesz na klasyczne sztuki walk z domieszką magii? - zapytał z nadzieją w głosie? - Obiecuję, że nie będę ignorować Twoich zagrań podczas walki.Co Ty na to?

    Po tych słowach Kamil tupnął nogą, a fragment podłoża wybił się w górę na parę metrów ponad głowę meduzy. Gdy opadł, a skała odkruszyła się w rękach ukazując, czarną, podłużną, lśniącą laskę długości dwóch metrów. Wykonana była z dwóch pierwiastków, czystego węgla i magii.

    - Skoro nie mogę Cię pokonać, a Ty nie możesz mnie, to może chociaż zróbmy małe show - ściszył głos. - W końcu ludzie, kucyki i inni kosmici zapłacili za te bilety. Nie chcesz chyba żebyśmy później zostali wygwizdani? Co? - Spojrzał ukradkiem w stronę trybun, gdzie uwijały się pracowicie trzy sprzątaczki.

  10. Kwas nie uczynił żadnej krzywdy meduzie, a nawet ją przeniknął i roztopił fragment areny za nią. Mina Kamila była niewzruszona. 

    - W obliczu ignorancji żadna siła nie ma szans, tak samo postanowiłem zignorować twój pocisk - poinformował butnie. - A jeśli chodzi o definicję, to też mógłbym ją sobie wygooglować! Jestem magistrem filologi fińskiej, Filologi! To pozwala mi zignorować wszystko co ma związek z matematyką, fizyką, czy też chemią! You heve no power hire!!! - krzyknął teatralnym głosem, gdy pojawiła mu się długa kamienna broda i włosy, wraz z laską z tego samego jasnego, białego kamienia. - Widzę, że nie dojdziemy do kompromisu, ale jestem przekonany, że nie jesteś w stanie napisać programu z nieskończoną pętlą i go wykonać. Nie podpuszczam Cię, ale tego nie zrobisz.

  11. - Wtedy budzisz się i zmieniasz prześcieradło - odparł natychmiastowo, lekko kąśliwie. - Takie rzeczy są niemożliwe, a nawet jeśli, to meduzy są w stanie wstrzymać oddech nawet do paru dni! Inaczej po skamienieniu byśmy umierali i przemieniali się w posągi. - Rzucił wyzywające spojrzenie maszynie. - Śmiało! Wessaj całe powietrze. Nie ma większej siły od mocy ignorancji. Po prostu zignoruje ten fakt i będę oddychać dalej, tak jakby ciągle powietrze było "normalne". Czy człowiek jest przyciągany przez ziemię, czy to raczej on przyciąga ziemię do siebie? - zagadał filozoficznie.

    Podczas swojej dość długiej kwestii nie ruszył się z miejsca nawet o krok i nie podjął żadnej akcji, oprócz złożenia rąk na krzyż.

  12. - To chyba nie jest zagranie fair... niektórzy, gdy ciśnienie spadnie nawet o kilkanaście procent, mogą umrzeć! - obruszył się zdenerwowany.

    W tej chili dokoła Kamila zaczął formować się kamienny, łudząco podobny do tych co mają kosmonauci, skafander. Jedynym nie kamiennym wyjątkiem była szklana szybka umożliwiająca mu jakąkolwiek widoczność. Cały strój był mobilny.

    - Ciśnienie mi nie straszne jak widzisz. Ale skoro chcesz wymiany sztuczek to proszę.

    Z wnętrza hełmu rozległ się niesamowity krzyk i ślepia wszystkich głów Kamila zapłonęły jasnym światłem. Skoro jestem w stanie spetryfikować krzesło, to maszyny nie powinny być dużym problemem, pomyślał.

  13. - Zaraz wypijemy, tylko podejdę do panelu sterującego klimatyzacją, bo coś chyba się zacięło.

    Kamil zostawił na chwilę robota i udał się w stronę panelu grzewczego, który widział obok swojej bramy, tam ustawił na temperaturę 23 stopni Celciusza. Zadowolony po wykonaniu tej czynności wrócił do towarzysza, chwycił kieliszek i wzniósł toast.

    - Za globalne ocieplenie!

    Gdy temperatura zaczęła pomału wzrastać węże przebudziły się ze stanu hibernacji. 

    - My tu sobie pijemy, a to miał być pojedynek. - Kamil nachylił się konspiracyjnie w kierunku Zenona. - Coś w w stylu mieszany sztuk walki i takich tam...
     

  14. - Skoro "nazywa się" to "jest", skoro "była" to "nazywała się". Ty chyba wiesz, że to zawartość butelki ma mieć temperaturę około zera, a nie jej otoczenie? - zapytałem.

    Jestem w stanie przeżyć do temperatury -50'C, ale nie za długo, bo przy tej temperaturze zaczynam myśleć jak renifer.

    Węże na mojej głowie zaczęły się do siebie tulić, okalając moją czaszkę "zielonym kaskiem". Aby zapobiec niepotrzebnej utracie ciepła wytworzyły cienką warstwę kamienia. (o odpowiednich właściwościach termoizolacyjnych rzecz jasna.)

  15.  Natychmiast zmieniłem swoją pozycję, podchodząc do oponenta z uśmiechem na ustach.

    - Nie bez kozery studiowałem Filologię Fińską, Finlandia to dla mnie pikuś. Raz na wymianie przegryzaliśmy, również żurawinową, śniegiem. To dopiero był hardcor. - Wyciągnąłem rękę w stronę robota. - Kamil, specjalizuję się w reniferach. Wiem o nich wszystko, jak się zachowują, co jedzą, lubią, a nawet potrafię myśleć jak one! - rzekłem z dumą.

    Po moich słowach usiadłem obok nowego znajomego i stworzyłem z kamienia kieliszki. 

    Ciekawe  jaką tolerancję mają maszyny? Mam nadzieję, że nie twardszą od Meduzy, bo jak wszyscy wiemy alkohol najpierw uderza do głowy. W  moim przypadku do głów, co stanowi mały handicap...

  16. - Ughhh... - powiedział, po czym solidnym ciosem z łokcia rozluźnił uścisk przeciwnika. Następnie korzystając z odrobiny luzu, jaka powstała, oparł swoją stopę o klatkę piersiową przeciwnika i odepchnął się od niego z całych sił, lądując dość miękko po salcie w powietrzu. - Ekem... ekhem... - odkaszlnął sobie. - Stary, co to miało być? Przyjmij formę człowieka i walcz na serio. 

    W myślach Kamila pojawiła się przykra konkluzja: Hadoken działa tylko i wyłącznie w grach, ale czy Songoku kiedyś się poddał? Nie! Odpowiedział sobie błyskawicznie w myślach wizualizując animacje Hadoken'a, przy równoczesnym zgraniu z tym obrazem swoich ruchów. W dłoniach skierowanych ku posadzce zaczęły pojawiać się małe, wirujące, błękitne ogniki. Zgiął łokcie, a kula rozbłysła światłem i zwiększyła swoją objętość.

    - Hadoken! - krzyknął prostując dłonie.

    Pocisk dumnie opuścił jego dłonie i zgasł po pokonaniu kilkunastu centymetrów. 

    Dobre i tyle, pomyślał. Ważne, że chociaż coś się wydarzyło. Podniósł dłoń i zginając palce w kierunku rywala zachęcił go do następnego posunięcia.

×
×
  • Utwórz nowe...