-
Zawartość
1481 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
6
Wszystko napisane przez PrinceKeith
-
western [Gra]Martwe Ziemię: Pewnego Razu Na Dzikim Zachodzie
temat napisał nowy post w Mephisto The Undying
Zaskoczeniem dla młodej kobiety było to, iż żaden ze szkieletów jej nie zaatakował. Czuła też przez to lekkie znużnie. Obserwowała jak inni starali się "zabić" upiory. Przyszła jej pora. Drobna Theodosia postanowiła zaatakować najbliższego wroga długa spinką. Mało kto wiedział iż w jej środku znajdowała się trucizna. Wątpiła jednak by zadziałała ona na szkielety. Były one chyba czymś niematerialnym. Nie było czasu do stracenia. Zaatakowała, z taktem, gracją. Tak jakby tańczyła.- 30 odpowiedzi
-
- i tak oto
- zaczynamy western kurka wodna
- (i 3 więcej)
-
Rozmowa z Irminą zawsze była dla niej trudna. Ruby miała inne poglady, co skutecznie czyniło ją tą dziwną. Dziewczyna przestraszyła się tym co zobaczyła w oczach Irminy. - Wszystko u pani o-okej? Czemu- miałabym się modlić, wybieram słusznie - mruknęła przesuwając się powoli do drzwi. A gdy już przy nich była, spróbowała otworzyć drzwi by uciec i znaleźć pomoc.
-
Zero stał spokojnie, obmyślając plan działałania. Plan którego i tak nie było. Nie mógł użyć geass bo byli świadkowie. A jeden z nich był już pod działaniem jego geass. Wtopa. Kuro machnęła ogonem zadowolona z siebie i rzuciła ci nonszalancki uśmiech. - Może... Bo tak?
-
Spotkanie zakończyło się pół godziny później w nieco nie miłej atmosferze. - Zero. Proszę byś wyszedł przed biuro i poczekał wraz z Davidem i Kuro. Porozmawiam na osobności z Doktor Shiro a następnie z tobą. - Tak o to znaleźliście się na korytarzu. Wielka skucha, a Zero obmyślał plan działania.
-
Kuro poruszyłam się nispokojnie na krześle. - Dlaczego nie zabezpieczyliście drzwi od razu. Przecież było wiadomo, że tal to się skończy - burknęła lekko zirytowana. - Cóż za banda... - powiedziała wstając. Ręce miała skrzyżowane. - Kuro... - mruknęła Shiro jednak za pewne usłyszałeś to tylko ty i księżniczka. - Tak po za tym. Rozumiem, że tożsamość Zero jest ściśle tajna. Umiem uszanować jego prywatność. Ale nie uważacie, że jego rycerz powinna zdjąć maskę? Nie? Ja tak - to mówiąc podeszła do Shiro i brutalnie zdarła jej maskę z twarzy. - wiedziałam, że wszędzie rozpoznam ten głos i dźwięk mechanicznych stawów. - Zero zamarł w bezruchu, Shiro była przerażona. A Calypso próbowała ukryć zaszokowanie.
-
Nikt więcej nie zakłócało waszego spokoju. - Chyba sobie poradzi - mruknął Zero. Był zaskoczony całym zajściem, chociaż też nie. Był rozdarty co do zdania. Ale nie było tego widać poza maską. Tylko delikatne stukanie palcami w blat mogło pokazać jego delikatne poddenerwowanie. - Na pewno Zero? Jesteś pewny? - zapytała Calypso wyraźne zmartwiona. - Tak - powiedziała Shiro wracając na miejsce. Mogła to naprawić potem, teraz potrzebna była tutaj, na służbie. - Bardzo za to przepraszam Zero. Nie pomyślałam, że ktoś będzie na tyle nierozważny by tak zrobić. - Nic się nie stało - w jego głosie słychać było lekki strach.
-
Napięcie. Kuro zmarszczyła brwi. Calypso tylko spojrzała w tamta stronę. Zero i Shiro nie ruszyli się ani o krok. - Nie! Nie ma takiej opcji David! Dlaczego w ogóle nasz wróg został wypuszczony na terytorium bazy?! Dlsczego?! Jak nieodpowiedzialnym trzeba być! Pani gubernator! Wszyscy panią zachwalają jednak myślę że popełnia pani same błędy - to mówiąc z drżącą dłonią nacisnął spust. Jakoby zatrzymał się czas. Nabój płynął powoli w stronę pani gubernator. Czyiś szybki ruch a potem metaliczny dźwięk. To Shiro zasłoniła panią gubernator. Pocisk trafił w jej brzuch zostawiając wgłębienie w metalu i ubraniu. - Chara! - Zero dopiero po chwili zdał sobie sprawę co się stało. Wszyscy zdało sobie sprawę po fakcie. Shiro wymruczała kilka przekleństw a pani gubernator zaszokowana wpatrywała się w rycerz swojego "wroga".
-
Zero usiadł ale Shiro nadal stała za nim trzymając dłoń na broni. Calypso zauważyła to i widocznie się zmartwiła. - Bardzo mi miło Zero. - Mi również księżniczko. - Czy pańska rycerz nie zechce usiąść? Posiedzenie może trochę potrwać - powiedziała zmartwiona. - Chara zapewnia tylko środki bezpieczeństwa. Będzie jej łatwiej odeprzeć atak pani gubernator. Mimo wszystko, na pewno znajdą się osoby, które chciałby mnie postrzelić. - Rozumiem. Więc zaczynajmy. - rozmowa nie potrwała zaledwie kilkanaście minut, księżniczka pokazywała Zero która część kraju miałaby zostać specjalną strefą, jednak czy mogło być tak błogo? No cóż oczywiście, że nie. Bo drzwi otworzyły się z chukiem i wszedł przez nie Bell. Jeden z młodszych żołnierzy. Znałeś go, a nawet był twoim znajomym. - Nie ruszaj się Zero! - krzyknął trzymając w dłoniach broń. Drżał przestraszony a mimo to miał czelność komuś grozić.
-
Calypso spojrzała na ciebie nieco przestraszona. - Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Dopilnuję by otrzymał dobrą opiekę medyczną - powiedziała spokojnie. Spojrzała na Kuro która siedziała widocznie nie zadowolona całą sytuacją. Zawarczała tylko cicho na panią gubernator machając ogonem i wiercąc się na krześle. - Strefa wolnej Japonii. Będziemy mieli gości więc proszę o rozwagę podczas naszego posiedzenia - powiedziała. Wtedy do pomieszczenia wszedł Zero a za nim kobieta w lisiej masce i złotych włosach ułożonych w fikuśną fryzurę. Wiedziałeś, że to Shiro. Ale nikt inny nie wiedział. - O wilku mowa.
-
Topaz zaprowadził Marsa do skrzydła szpitalnego. Miał dużo cierpliwości, więc nadawał się idealnie. Po za tym, jego chłopak już znał. Kuro szła do gabinetu krokiem pełnym gracji, machając ogonem na boki. Gdy znaleźliście się w odpowiednim miejscu, pchnęła drzwi. W środku siedziała już Calypso. Pomimo waszego spóźnienia, nie wyglądała na zirytowaną. Wręcz przeciwnie. Uśmiechała się do was szeroko. - Wejdźcie i usiądźcie - poprosiła.
-
Nikt się nawet nie stawiał. Domyślili się, że działasz w słusznej sprawie. Mars siedzący teraz na miejscu Naho wyglądał zaciekawiony zza szyb. Tymczasem jego ręka zrobiła się sina i nieco napuchła. Bedzie trzeba odprowadzić do skrzydła szpitalnego. Ale pomimo tego iż się wywrócił, dalej miał rozwiazane sznurówki trampek. Kuro siedząca z tyłu mruczała coś cicho nieco oburzona. Teraz to ona nawaliła. Nie wiedziała po co Calypso woła ich dwójkę a nie tylko ją. Dodatkowym problemem był teraz Mars. Tymczasem korek się zmniejszał.
-
"Chyba skręcił sobie rękę ale nie jestem lekarzem. Nie wiem więc za bardzo..." Naho mruknęła coś jeszcze. - Zbliża się duże niebezpieczeństwo... Straszczne czasy. Będzie ciekawie. Uważaj, bo możesz na tym dużo stracić. Tymczasem pomóż swojemy bratu. Dużo wycierpiał, ktoś powinien się w końcu nim dobrze zająć. - mruknęła Naho a potem rozpłynęła się. Straszne czasy...
-
Ruby podkręciła głową. - Nic a nic! Na prawdę! Sama byłam zaskoczona, dlatego chciałam teraz przeszukać pokój... Trudno w to uwierzyć, że kiedy spokojnie spałam ktoś zabił Jane. Jest jeszcze inna hipoteza. Że zrobiła to sama. Ale czy miałoby to jakiejkolwiek sens pani Irmino? - zapytała. - No chyba nie... Ale chyba każdemu jest teraz ciężko. A jak się ma pani McKoy?
-
Cholerka! Mogła przeszukać pokój za pierwszym razem. Drugi rwz nie był już taki piękny. Próbowała jednak jakkolwiek w myślami przekazać Iseenowi, żeby przeszukał jeszcze pokój. Nie wiedziała czy ma do czynienia z taką więzią, oraz czy to się uda. Ale spróbowała. Kilka razy. Potem spojrzała na Iminę by ruszyć za nią. - Myśli pani, że będą chcieli mnie przesłuchać? - zapytała.
-
- Strefa wolnej Japonii... - mruknęła Naho ni stąd ni z owąd. - Calypso pracuje nat tym wstepnie i chciała o tym porozmawiać z tobą i Kuro... Ufa wam... Zdaje się też że coś stało się twojemu bratu. Powinieneś powiedzieć mu że ma wiązać sznurówki. Uroczy jest ale nierozważny - zalała go potokiem słów zupełnie nieświadomie. Siedziała obok, na siedzeniu pasażera z przodu.
-
Rekacja była natychmiastowa. "Do Calypso. Nie mieszaj się. Bo snowu spierdolisz." To mówiąc spojrzała na ciebie zdenerwowana. Pociągnęła Marsa za dłoń a ten wywalił się przez rozwiązane buty. Tego się nie spodziewała. - Cholera... - mruknął Mars.
-
Po chwili otrzymałeś odpowiedź. "Oczywiście, że nie. Ale pośpiesz się. Będziesz potrzebny ;>". Korki na ulicach. Tylko tego jeszcze brakowało. I tak stojąc w korku zauważyłeś Marsa idącego z Kuro. Normalnie, jednak Kuro widocznie coś trapiło. Jej ogon był lekko podkulony a uszy nie stały jak zawsze.
-
Ruby skinęła głową. Nie wszystkie jej myśli były płynne, jednak był teraz mniej chaotyczne niż na początku. Postęp. To mogło mieć sens. To że ktoś przejął nad nią kontrole. Wcześniej powiedziałaby, że to bujda. Po tym jednak, jak związała się "paktem" ze Isleenem. - Możesz to zrobić? Jeśli tak to będę wdzięczna. Ja idę przeszukać pokój - jak powiedziała, tak zrobiła.
-
Pokiwała głową po czym stuknęła kilka razy w podbródek. - Myślę, że to dobre alibi Isleen. Wierzę ci. Dobra... Hmm... Czy może masz na oku kogoś kto mógłby to zrobić? A jak nie... To może powinnam się przejść do pokoju poszukać śladów. Tak! To jak? Ktoś wydał ci się podejrzanym? - zapytała po czym lekko się uśmiechnęła.
-
Ruby podkręciła głową. - Nie wiem do końca. Ale wiesz co Isleen? Możemy sie pobawić w detektywów i dowiedzieć się kto zabił Jane. Bo nie wierzę by policja cokolwiek zdziałała. Zaczynamy teraz! Podejrzany numer jeden, Isleen, demon. Co masz na swoje usprawiedliwienie? - mruknęła. Akurat to właśnie on według niej miał największe szanse na zabicie jej. W końcu przed położeniem się spać chciał ją zaatakować.
-
Ruby lekko zmarszczyła brwi kiedy zdała sobie sprawę, że demon pojawił się tuż za nią. Dalej go podejrzewała... I to na pierwszym miejscu. Nic jednak nie powiedziała. Skinęła tylko głową, zaplątana w swoje myśli, by za chwilę pobiec w stronę swojego pokoju i otworzyć okno. A potem jak najszybciej się oddalić.
-
Colkolwiek się stanie, musiała trochę się uspokoić. Postanowiła więc pójść do ogrodu. Nie na długo. Chwils na pewnno wystarczy. Nadal nie wiedziała kto zabił jej koleżankę. Jeżeli jednak się dowie... To ta osoba będzie miała problem. A dojdzie do tego na pewno. Najgłupsze było to, że nawet nie obudziła się w nocy gdy to się stało. Sprawca musiał być niezwykłe cicho. Albo ona spała mocno. Jednocześnie martwiła się, że to właśnie nią o to podadzą. W końcu do pokojów raczej nikt nie chodzi po ciszy nocnej. Zasypiały tam tylko we dwie. Westchnęła cicho.
-
Ruby spojrzała na Mary gniewnie. - Co zrobiłaś? Wywołasz tylko niepotrzebną panikę. Pomyślałaś o tym? - zjadła tylko trochę. Na resztę nie miała ochoty. Za bardzo targały nia emocje. Musiała wyjść teraz. Postanowiła więc się wymknąć, jeżeli byla taka możliwość, poszła do drzwi by zobaczyć czy nikt nie patrzy i wyjść.
-
Ruby zmarszczyła lekko brwi kiedy nauczycielka stwierdziła iż czegoś się najadła. Powinna wiedzieć, że ona nie żartuje. Poszła za nią do ich pokoju. Pani McKoy też zemdlała. Miała tylko nadzieję, że nic jej nie będzie. Potem spojrzała na wronę. Otworzyła okno. - Pogadamy za chwilę Isleen - mruknęła bardzo poważnie, widocznie zdenerwowana. Muszę zawołać Irminę - po tych słowach zamknęła okno i ruszyła głośnym krokiem by znaleźć Irminę.
-
Ruby pisnęła z przerażenia. Kto to zrobił. Cholera... Bała się, nawet bardzo. A jeżeli to był Isleen? W tym swoim szale na pewno był do tego zdolny. Zadrżała cicho. Rozejrzała się nieco zdenerwowana. Czy to była jej wina? Jeśli tak, nigdy sobie nir wybaczy. Nie patrząc na nic pobiegła do pani MCKoy. - Proszę pani! Ktoś zabił Jane! We śnie! - krzyknęła.