Skocz do zawartości

PrinceKeith

Brony
  • Zawartość

    1481
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez PrinceKeith

  1. Ruby poderwała się szczęśliwa nowym dniem. Tylko z Judy wydawało się coś nie tak. - Judy? - zapytała wstając z łóżka i poprawiając pościel. Podeszła bliżej niej a w końcu odsunęła jej kołdrę chcąc ją zobaczyć. - Pobudka! No wstań już - mruknęła.
  2. Ruby prychneła cicho. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Po spotkaniu z demonem chyba coś się stało. Albo zaszkodziło mu coś innego. Zmarszczyła lekko brwi i złapała się za głowę. Tego wszystkiego bylo w za dużo. Po głowie nadal chodziła jej klątwa której musiała się pozbyć dla własnego dobra. Nie zastanawiała się nawet gdzie wyszedł jej demonoczny "przyjaciel". - Ta - mruknęła tylko. - Ale wolałam to niż zginąć. Cóż, dobranoc - mruknęła po czym weszła pod kołdrę by zasnąć. Wcześniej zgasiła świecę.
  3. Ruby momentalnie wstała i otworzyła szerzej oczy. - Isleen! Spokój! Nie możesz tak reagować! Nie na Judy! A jak zrobisz tak przy moich rodzicach to mnie wydziedziczą! Na pewno! Więc uspokój się proszę - ostatnie zdanie powiedziała ciszej. Rozłożyła ręce jakby nakłaniając go do objęcia jej.
  4. Ruby skinęła głową. - Rozumiem. Mam nadzieję, że nie przysporzy nam problemów. Mam również do ciebie prośbę. Używaj wobec niego przemocy tylko w ostateczności. Lepiej jest załatwić coś dyplomatycznie, mniej wtedy tracisz. No cóż, jest późno nie sądzisz? Chyba pora kłaść się spać- mruknęła po czym ziewneła zasłaniając usta dłonią.
  5. Ruby pogrążyła się w myśleniu oczekując na przybycie demona. Dopiero teraz dotarło do niej jak głupie było rzucenie się pod powóz. Ufała Isleenowi. Ale gdyby jednak, jakimś cudem okazało by się, że by nie zdążył, to byłoby już po niej. Kaput, trup i tak dalej. To zapewne byłoby wielkim zawiedzeniem u rodziców. Była przecież ich jedyną córką. Co również czółby dziadek. W końcu jednak z przemyśleń wyrwał ją Isleen który przyszedł i położył ubrania na krześle. Nie był przygnębiony. To dobrze. - Jasne. Mam jednak do ciebie pytanie Isleen. Co było nie tak z tamtym służącym który wyszedł z karety? Znaczy domyślam się ale powiedz mi - poprosiła. O jego swobodzie postanowiła porozmawiać potem.
  6. Ruby szła powolnym krokiem do pokoju. - Tak, zaczekamy na niego. - powiedziała spokojnie po czym, gdy były przy drzwiach otworzyła je by wejść do pokoju. Usiadła na łóżku. Judy miała rację. Wcześniej nie zastanawiała się nad tym. Czyżby Isleen znał owego służacego z karocy? To niemożliwe. Służący wyglądał na młodego, a Isleen przesiedział w grocie zapewne wiele tysięcy lat... Chyba że owy służący był tym samym czym był Isleen. Może... Zapyta gdy przyjdzie. - Szczerze powiem ci, że nie wiem o co chodzi. Można się tylko domyślać że znali się w przeszłości czy coś. Zapytam - powiedziała po czym rozłożyła się na swoim posłaniu.
  7. Ruby uśmiechnęła się. - Dam radę. Spokojnie. I dziękuję, że pani się martwi - powiedziała po czym spojrzała na górę schodów. Zmarszczyła lekko brwi widząc "znaki" Jane. Weszła po schodach trzymając się poręczy, jeśli jakaś była. Potem rozejrzała się czy nikt nie podsłuchuje. Jeśli tak to rozluźniła się i westchnęła. - Na szczęście to już koniec. Miałam tego dość - mruknęła. - A najbardziej rozmowy z Irminą - szepnęła po chwili. - Idziemy do pokoju?
  8. Ta cała rozmowa była żałosna. Tak, dosłownie żałosna. Ruby nie lubiła takich rozmów. Szczególnie z ludźmi, którzy nie byli jej rodziną. Jedyna osobą, której była w stanie się zwierzyć całkowicie, był jej dziadek od strony ojca Z nim też miała najlepsze relacje. Przeklnęła siebie w duchu. Nie mogła myśleć o własnej wygodzie. Musiała działać zgodnie z planem. Westchnęła cicho. - Może troszkę... Ale nie sądzę by mnie zechciał... Ale to mogłoby pomóc mojej rodzinie. I rozsławić nasz zakład zegarmistrzowski - powiedziała udając podekscytowanie.
  9. Ruby nie wychodziła z roli. Doskonale wiedziała o tym co powinna robić. Tylko jeden błąd ze strony Isleena. Może nikt nie zauważy. Lekko przestraszyła się gdy McKoy zaczęła krzyczeć. Ona sprawiać problemy? A gdzieżby. W duchu była trochę zła, nie lubiła krzyku, ale widziała że to tylko dla dobra sprawy. Musiała wytrzymać. Przez drogę z Irminą szła spokojnie, patrząc to na korytarz, to na podłogę. I odezwała się dopiero gdy zadano jej pytanie. - T-to nikt taki - wydukała po czym lekko skuliła się i pokryła rumieńcem. - Do niczego nie doszło! - zaczęła wymachiwać rękami w geście wytłumaczenia. - Po prostu zasłabłam, prawie wpadając pod powóz a ten mi-miły p-pan mnie uratował.
  10. Jednak ona nie patrzyła na oddalający się wóz. Nadal nie była pewna czy wyszło jej dobrze, jednak jak na pierwszy raz, to chyba tak. W końcu nie była na codzień aktorką. I nawet nigdy o tym nie myślała. Ale Isleen mógłby. Ale nie, musiał z nią zostać! I zdjąć klątwę. Westchnęła cicho. Wzięła naczynie z wodą delikatnie, tak jakby było conajwyżj piórkiem i napiła się spokojnie. - Ja również dziękuję.
  11. Ruby spojrzała na niego z lekkim niezrozumieniem. Czy wyszło coś nie tak? Przecież starała się jak potrafiła. Mimo wachań i swoich przemyśleń, nie wychodziła z roli. Jeszcze nie ten czas... Nadal udawała lekko oszołomioną cała sytuacja. Zastanawiała się tylko kto jechał w tym powozie. Miała nadzieję że sobie nie nagrabiła. Spojrzała w oczy demona oczekując znaku o tym jak jej idzie.
  12. Skrócony zapis w plikach. Przeszukanie zajęło ci dwie godziny. Byłeś spóźniony do pracy. Co mogłeś zrobić innego niż zacząć się zbierać.
  13. Cała akcja rozegrała się dosyć szybko. Udająca nieprzytomną Ruby nasłuchiwała uważnie wszystkiego co się działo. Nie mógła przecież zrobić czegoś w nieodpowiednim momencie. Isleen grał bardzo przekonująco. Jane też, ale czy Jane po prostu nie była taka na codzień. Chaos, to na pewno musiało się teraz dziać. Ludzie byli z natury bardzo ciekawscy. Zastanawiała się tylko jak szybko rozniesie się fama. Przyszedł jej moment. Otworzyła delikatnie oczy, przetarła je dłońmi. Zamrugała kilka razy wpatrując się w Isleena z nutą niepewności. - C-co się stało? P-an mnie uratował? - zapytała nieco ściszonym, niepewnym głosem. Chwilę potem oblała się delikatnym rumieńcem nadal udając lekko zamroczoną.
  14. Dwa tygodnie. Kupa czasu, można tak powiedzieć. Jednak nie mogła mu mieć tego za złe. W końcu, czy chcąc czy nie, musiala się jakoś z tego wykaraskać. A taka sytuacja była najlepszym wyborem według Isleena. No i Jane. Nie chciała się więc sprzeciwiać, może dlatego, że kończyły jej się w miarę inteligentne i moralne pomysły? Kiedy wyzdrowiała, wróciła do nauki. Plan był prosty, powtarzała go w głowie wiele razy. Musiało się udać. Stawiła czoło złej pogodzie, choć przeklinając siebie w duchu. Szła do cukierni razem z Jane. Widok demona, odpicowanego tak doskonale, był interesujący. Jak on to zrobił. Nie ważne. Kiedy nadeszła odpowiednia pora Ruby wykonała to co trzeba było. Udała że mdleje.
  15. Obudziłeś się rano. Nośnik leżał na podłodze, pewnie spadł podczas snu. Naho już nigdzie nie było. Pozostało tylko wspomnienie jej zamyslonej miny i pyłek kwiatów z jej włosów, który unosił się w powietrzu. Promienie słońca lekko drażniły cię po twarzy. Niedługo do pracy. Co teraz zarobisz?
  16. Skinęła głową i powlokła się za tobą do domu. Siedzieliście w milczeniu. Patrzyła w twoje oczy ze stoickim spokojem, którego o dziwo, jeszcze u niej nie widziałeś. Była zamyślona. Ba! Nawet bardzo. Wtedy wszedł Topaz, bez pukania. Dał ci do ręki nośnik. - Nie wiem co zrobiłeś. Ale Kuro jest na ciebie wkurzona do tego stopnia, że nie pozwoliła Marsowi iść do ciebie, naprzeklinała i zwyzywała ciebie pod nosem. Chyba nie masz szczęścia - mruknął. - Jak ja.
  17. Jedną z wyróżniających się w wagonie była Theodosia Eden. Siedziała spokojnie, ze stoickim spokojem na twarzy, który jednak zamieniał się w nieco nonszalncki uśmiech gdy spoglądał na nią jakiś mężczyzna. Nie wysoka, obrażona atutami i niecodziennymi rysami kobieta była wolnym ptakiem. Mówiąc o ptaku. Spojrzała na czarnoskórą kobietę z sępem na ramieniu. Wydawała się całkiem ciekawą osobistością, choć wprawiała Theosię w lekkie osłupienie. Poprawiła swoją postawę. Liczyła na miłą podróż. Odpoczynek przed tym, co czekało ją na miejscu. Nie pewna tego co może zastać na miejscu pogrążyła się w głębokich przemyśleniach. Może znajdzie jakiś sojuszników? To byłaby dobra opcja, jednak była pewna, że nie każdy będzie chciał współpracować. Na pewno nie od razu. Nie zależało jej za bardzo na pieniądzach. Miała ich wystarczająco by żyć tak jak lubiła. Czuła jednak wewnętrzna potrzebę, nie, obowiązek spróbować rozwiązać ten problem. Jej usta pokryte czerwoną szminką wykrzywiły się w lekkim grymasie a czarne oczy spojrzały na okno. Usłyszała tęt kopyt. Na pewno było ich wiele. Czyżby indianie? Jeszcze tego brakowało! Ale przecież nie mogło być tak łatwo. Kroki na dachu, błyski. A potem dołownie, walenie w drzwi. Do wagonu wtargnęły trzy kościotrupy. Wywołało to u niej lekkie zaskoczenie, jednak szybko poderwała się, gdy tylko zobaczyła, że owa kobieta z krukiem zaczęła coś mruczeć. Spod materiału sukni wyciągnęła dość długą i ostrą spinkę. Była gotowa.
  18. Ruby lekko zmarszczyła brwi. - To prawda... Kobieta w tych czasach jest niezwykle bierna. Chcę jednak pokazać, że nie musi tak być. W przyszłości zostanę zegarmistrzem i och! Przejmę zakład po rodzinie i będę kowalem własnego losu. Wcześniej trzeba się pozbyć "klątwy". Po prostu działajmy Isleen. Mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytała po czym spojrzała na niego. Na jej twarzy malował się wręcz stoicki spokój połączony z zamyśleniem.
  19. Jakikolwiek nieodpowiedni ruch w tej chwili mógł skończyć się śmiercią. Dlatego trzeba było działać z głową ale szybko. Instynktownie. Raz, dwa trzy. Niech żądza krwi prowadzi do zwycięstwa. Ale nie ta zła, ta dobra, która przynosi nadzieję dla dobra. Nie mogła dać się złapać. Nie mogła dać się zabić. Nie mogła dopuścić by przedmiot, który tak zwracał jej uwagę dostał się w rękę tego przebierańca. Dlaczego ktoś był w stanie idealnie podrobić Celestię? To pewnie jakaś magia. Zaczęła atakować przeciwników. Zwinnie i bardzo płynnie, powiedzieć by można że prawie jak w tańcu. W jej ruchach było dużo stoickiego spokoju ale także agresywności niczym u lwa. Jednocześnie próbowała magią zabrać przedmiot. Jednak trudno było skoncentrować się na obu rzeczach.
  20. Ruby caly czas obserwowała Isleena podczas tego gdy mówił. W jego planie było coś takiego. Coś co konkretnie ją intrygowało. Ale był dobry! Wręcz wspaniały. Pytanie tylko, jak uda się mu to zdobyć. Co prawda był demonem, ale nie do końca była pewna na co go stać. Ale sztuczka z szybą była niezła. Niechaj więc się wykaże. Skinęła głową. - Zgadzam się Isleen. Ale proszę. Nie spartacz tego - powiedziała spokojnie po czym usiadła na łóżku.
  21. - Próbowałam! - Naho tłumaczyła się. Ale czy chciałeś jej posłuchać? No właśnie. Wsiadłeś w samochód. Było w nim zimno, tak jak na dworze. Usłyszałeś ciche szmery w kominikatorze, następnie pukanie a potem głos Topaza. - David mam twoje dane. Nie udało mi się złapać złodzieja, uciekł mi. Nie martw się, przyniosę ci je. Bez odbioru - powiedział. Teraz była tylko cisza. Naho siedziała znudzona na fotelu obok.
  22. Ruby spojrzała na niego. Ostatnia propozycja jednak nieco ją spłoszyła a może raczej przytłoczyła. Poczuła jak oblewa się delikatnym rumieńcem. - Jeżeli znajdziesz odpowiednie wytłumaczenie które moi rodzice zaakceptują. Zgodzę się na wszystko - powiedziała spokojnie. Ufała mu choć w głębi wiedziała, że nie powinna tego robić tak po prostu.
  23. Zwykła podczas walki kierować się instynktami. Były one u niej już tak naturalne i płynne, że nie można było stwierdzić kiedy się nimi kierowała. Tak jak w tańcu. Dawała się porwać rytmowi i temu, jak prowadzi ją partner. Walka byla swego rodzaju tańcem, sztuką. Dlatego zdecydowała się kierować instynktem. Może tutaj ujawniała się jej lekka impulsywność, którą pokazywała bardzo żadko, jak i uparte dążenie do celu. Uczucie wielkiej mocy magicznej i te wszystkie odczucia lekko wyprowadziły ją z rytmu. Bo było to coś nienaturalnego i coś czego nie rozumiała. Po chwili zrozumiała. Była tu intruzem. Działać trzeba szybko. Obiekt który miał zostać przekazany dziwakowi. Budził jej zainteresowanie i ciągnął tak jak hienę padlina. Dlatego zdecydowała się wybrać instynkt. Brak jakiegokolwiek najmniejszego zawahania. Choć może było w niej coś, co prosiło o odwrót. Już tego niesłyszała. Liczyła się ta chwila, ta która teraz trwała. Mogła mieć ona wielkie konsekwencje. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Dlatego rozpędziła się i rzuciła z szablą na cudaka, by wytrącić mu to, co ją tak interesowało.
  24. Ruby szybko odetchnęła z ulgą. Była o włos od wtopy. Na szczęście udało się z tego wybrnąć. Teraz niestety Isleen musi pozostać trochę w postaci wrony bo inaczej mogą coś podejrzewać. Swoją drogą była ciekawa w jaki sposób naprawił okno w takim tempie. Nikt normalny by tego nie zrobił. Zaraz... Isleen był demonem więc normalny nie był.
  25. Coś ciągnęło ją do pałacu. Ale było to przeczucie czy coś, co wywowołała na niej osoba chcąca by tam poszła? Nie była do końca pewna. Owa anomalia którą zaobserwowała podczas tego gdy niosła spokojny krok. Była ciekawa, kusiła, jednak... Powinna wybrać jedno. Albo pałac, albo anomalia. Nie była pewna co powinna wybrać. I wtedy przypomniała sobie o słowach nieznajomych. Tych o śmierci... Przez chwilę zawahała się i chciała pójść sprawdzić światła. Postawiła kilka kroków w tamtą stronę, jednak... Szybko zawróciła. Odszukała drogę do pałacu i tam wyruszyła. Miała tylko nadzieję, że uda się jej tam dostać.
×
×
  • Utwórz nowe...