Skocz do zawartości

PrinceKeith

Brony
  • Zawartość

    1481
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez PrinceKeith

  1. PrinceKeith

    Nowy świat TCB [ZAPISY]/[GRA]

    ✗Imię|Asra Arlas✗ ✗Strona konfliktu|Brak✗ ✗Rasa|Jednorożec✗ ✗Cutie Mark|Dwie karty tarota oraz kadzidełko✗ ✗Historia| Obudził się nagle, cały zakrwawiony, z włócznią wbitą w bok. Nie był pewien co się dzieje, ani gdzie się znajduje. Ostatnie wspomnienia… Shika… Ciepły dom i? Śmierć we własnym łożu. Czemu właściwie otworzył oczy ponownie? Wyrwał narzędzie z ciała. Jezioro… Pokuśtykał w jego stronę by się przejrzeć. Nie było to jego ciało. Gdzie się podziała biała sierść, czarna grzywa i zmęczone oczy? Dlaczego miał róg? Nie był pewien. Otrząsnął się dopiero po chwili, i zaczął szukać jakiegokolwiek zamieszkanego przez inne kucyki miejsca. Tak trafił do niewielkiej wioski, gdzie zajęto się jego raną i pożywiono go. Jedna ze znachorek wytłumaczyła mu, że stał się żniwiarzem. Czym tak właściwie jest żniwiarz do cholery? Już tłumaczę. To osoba która pozbywa się demonów, a poza tym zamieszkuje zwykle nie swoje ciało, a takie, które akurat umierało. To by tłumaczyło dlaczego nie jest sobą. Ponadto osobnicy ci mają nieco lepsze zmysły a także są nieco zwinniejsi. Ale skąd właściwie mam wiedzieć jak pokonywać te demony? Otrzymał książkę w której wszystko było spisane, a także niewielki domek trochę dalej od wioski. Mimo wszystko nikt nie był w stanie nauczyć go magi, bo żyły tu tylko kucyki ziemskie. W ten sposób, nauczył się sam jedynie zaklęcia lewitacji. To właśnie w nowym domu, pod materacem odnalazł talię tarota, co było nawet zaskakujące, potrafił odczytać znaczenie każdej karty. Tak właśnie rozpoczął swoją małą działalność. Dużo kucyków przychodzi do niego po radę, wielu też odtrąca go ze społeczeństwa. To zrozumiałe, jest dla nich dziwny i niezrozumiały. Ale rozumie to. Nie żąda podziękowań za ratowanie żyć. To w końcu jego obowiązek.✗ ✗Zdolności|Walka z demonami, odsyłanie demonów, zdolności wyższych jednorożców[potrafi jednak używać tylko zaklęcia lewitacji], odczytywanie przyszłości za pomocą tarota, opieka nad roślinami, wiedza o ziołach✗ ✗Klasa magiczna|Potężny jednorożec✗ ✗Miejsce urodzenia|Fillydephia✗ ✗Obecne miejsce zamieszkania|Mała wioska o kulturze Indyjskiej✗ ✗Zawód|Żniwiarz, Wróżbita✗ ✗Wiek: 80 lat (niecały rok w tym ciele, ciało ma około 20 lat)✗
  2. Mars zmarszczył brwi. - Tak jak mówiłem. Albo przestaniesz szerzyć przemoc albo przestaniesz być dla mnie autorytetem. Czy to satysfakcjonująca umowa? Ty nie będziesz robił nikomu krzywdy a ja nie zniszczę tego świata. - W tej chwili Kuro uderzyła go w twarz. Zabolało. Spojrzał na nią lekko zaszokowany. - Posłuchaj sam siebie zanim następnym razem coś powiesz. Nie będziesz dyktował starszym. A teraz jazda! Szorować do domu! - burknęła Kuro wypychając Marsa i Davida za drzwi. Tymczasem drobna kobieta prowadziła Bella na salę opercyjną. Jegi ręka nie wyglądała dobrze. Przestrzelona przez środek była zmasakrowana. Marsa aż zatkało.
  3. - Możemy. Ale. On miał ją zmiażdżona. Czy ty rozumiesz co się stanie jak ktoś przestrzeli ci rękę na wskroś! David! I ty się dziwisz że chce zniszczyć ten świat? Sam sprawiasz że ten świat jest coraz gorszy z każdym dniem. Wojna to głupi wynalazek. Wracajmy - powiedział spokojnie. - Eee... Nie. Ty smarku zostaniesz w domu jak cię odprowadzimy. I nie będziesz podchodził nawet pod drzwi. Ni ciut, ciut. A ja wyjdę z Davidem - powiedziała Kuro wprost. Mars wydawał się oburzony.
  4. Jedna z pielęgniarek zaprowadziła cię do pomieszczenia w którym znajdował się twój brat. Siedział spokojnie na leżance a blisko niego na stołku znajdowała się Kuro. Śmiali się z czegoś razem. Prawa ręka Marsa była już zagipsowana. Spojrzał na ciebie gdy wszedłeś. - O! Cześć! Już jesteś! Z moją ręką już dobrze. Miłych tu macie lekarzy stwierdził. Ale... Jak mnie opartywali to przyleciał taki chłopak... I rękę miał rozwaloną od strzału... To... To ty to zrobiłeś?! - zapytał przestraszony. Do jego oczu napływały łzy a Kuro nie widziała co zrobić.
  5. Ubrała się ciepło tak jak kazała matka. Zawahała się chwilę. Iść czy nie? Hm... Stanowczo iść. Trzeba odstawić następna szopkę. Podeszła do bramy i pchnęła ją by wyjść. A następnie udała się do miasteczka, tam gdzie powinni się spotkać. Rozejrzała się jeszcze czy ktoś aby na pewno za nią nie idzie.
  6. Dziewczyna uśmiechnęła się. Tydzień brzmiał całkiem dobrze, no i mogłaby pomóc dziadkowi przy zegarach. Z drugiej strony jeżeli poświęcałalaby czas dziadkowi to nie miałaby czasu dla Isleena. Miała nadzieję, że nie będzie jej miał tego za źle. Jak i to iż uda się nie wpaść przed bliską jej osobą, że ma pakt z demonem. - Jak dla mnie brzmi dobrze tato - powiedziała Ruby pomiedzy kęsami. - Ubiorę się ciepło mamo. I wrócę szybko - obiecała po chwili.
  7. Ruby rozejrzała się po pomieszczeniu spokojnie by następnie uśmiechnąć się do rodziców. - Jest dobrze - powiedziała siadając przy stole. Zaczęła przygotowywać sobie posiłek, jakiś lekki. Nadal rozmyślała nad tym co się działo. Ale nie można wiecznie rozpaczać. - Po śniadaniu wyjdę na spacer. Potrzebuję trochę świeżego powietrza. Nie wiecie czy dałoby radę bym potem spotkała się z dziadkiem? - zapytała.
  8. Szkoda iż demon postanowił się zmyć. No cóż. Dzisian trzeba było wprowadzić dalszą część planu. Plany. Ile oni już ivh mieli? Chyba stanowczo za dużo. Zmarszczyla lekko brwi niepewna tego czy robi dobrze. Wygramoliła się spod kołdry, założyła na siebie cokolwiek co miało kolor ciepłego brązu, jednak do siebie pasowało, by następnie uczesać się i pójść na śniadanie. Wcześniej przecież nie wyjdzie z domu.
  9. Ruby skinęła głową. - I miejmy nadzieję, że nazie da nam spokój - mruknęła. - Przynajmniej na jakiś czasu aż nie skończymy tego śledztwa. Prowadzenie dwóch jednocześnie byłoby raczej niekomfortowe. Bynajmniej. Dobranoc Isleen - mruknęła a następnie wygramoliła się pod kołdrę. Nie zastanawiała się długo. Starała się raczej szybko zasnąć.
  10. Dziewczyna spojrzała na niego, tak jakby powiedział jej coś czego totalnie nie rozumiała. Bo właściwie to tak właśnie było. - A możesz jaśniej? Jakie światło? I co ono oznacza? Najlepiej skąd się mogło wziąć proszę - powiedziała po czym usiadła na krańcu łóżka. To było dla niej za dużo, ale musiała odkryć kto to zrobił. - A! Właśnie! Jak myślisz, wchodzi w grę poprowadzenie własnego śledztwa? To byłaby niezła zabawa i no wiedzielibyśmy że zajął się tym ktoś odpowiedni.
  11. Shiro zamyśliła się na chwilę. Klęczała w bezruchu by następnie spojrzeć na ciebie nagle. Na jej twarzy ukazał się nieco zadziorny usmiech. Wydostała się z twoich objęć i stanęła prosto. - Właśnie! Tak! Odbudujemy Japonię! Razem! Tak to dobry pomysł - powiedziała nadal się uśmiechając. W jej oczach momentalnie pojawiła się iskra nadziei. Tak duża, że mogłaby podpalić cała Brytanię. Nadal pozostawała sprawa bandaży.
  12. Shiro spojrzała na ciebie. Miała twarz czerwoną i opuchnięta od płaczu. Nie mogłeś się jej dziwić. Cała sytuacja która zaistniała w biurze, poszła jedynie na jej niekorzyść. Ręce pani doktor pokryte były bandażami nasiąkniętymi krwią. Sam opatrunek był założony bardzo amatorsko, prawdopodobnie zrobiła go albo ona albo Lelouch. Czyżby podczas odprowadzania Zero zrobiła coś sobie? Dziura która powstała na wskutek strzału została przykryta nowa, nie dziurawa, koszulką. - Jest dobrze - mruknęła. - Nie, nie stracił zapału nad tworzeniem strefy. Nie był jednak zadowolony z zaistniałej sytuacji. Boję się że stracę w oczach wszystkich. Ale ja nie zrobiłam nic złego! Miłość jest przed grzechem! Tak napisano w Biblii. Nie zrobiłam nic złego... - to mówiąc osunęła się na kolana. A po jej policzkach popłynęły łzy. I kolejne, całym strumieniem.
  13. Ruby zmarszczyła brwi. - Wkopała? Tylko coś ci powiem mój drogi panie. Ja tego nie zrobiłam! Udowodnię swojej niewinności chodźby nie wiem co. Dobrze, pójdę na spacer - mruknęła mniej zadowolona. Wzięła głęboki oddech i załapała się za głowę, co ona najlepszego robiła. Gubiła się w tym wszystkim ale musiała jakoś z tego wyjść. - Powiedz lepiej co odkryleś Isleen, proszę.
  14. Ruby zachichotała cicho kładąc dłonie na dłoniach/łapie Isleena. Westchnęła cicho. - Widzisz. Wiedziałam że czujesz się niekomfortowo kiedy kobieta obok ciebie płacze. Ale to świadczy tylko o szlachetności wiesz. Jeżeli nie chcesz, nie musisz mnie pocieszać. Dam sobie radę - powiedziała.
  15. Ruby nie wyrwała się z uścisku dłoni Isleena. Zamiast tego spojrzała w jego oczy, przynajmniej spróbowała. Głęboko. Czuła się głupio. Pewnie demon wziął ją teraz za jakąś, nie taką. Jednak była jeszcze młoda i miała prawo. - Tak Isleen. Płaczę, nie chciałam robić tego wcześniej przy wszystkich. Wybacz... Możesz się czuć niekomfortowo. Nie musisz mnie pocieszać! Jest dobrze - mruknęła.
  16. Ruby była zadowolona że na reszcie ją wypuścili. Była jednak pewna, że przepytają ją jeszcze nie raz i nie dwa. Na pewno znajdowała się na liście podejrzanych. Znajdzie dowody na swoją niewinność jeśli będzie trzeba. Poprosi Isleena o pomoc. Nie może być w końcu oskarżana o nic. Rodzice nie dali szybko za wygraną, służąca tak samo. Ale Ruby wiedziała że da sobie radę. Kiedy zostali sami, oparła się o ścianę siedząc na łóżku. Zamyśliła się. Brakowało jej Jane, bardzo. Westchnęła. Po jej policzkach popłynęlo kilka łez jednak szybko je starła. Pokiwała głową na słowa Isleena. - Rozumiem. Nie jest jednak wrogo nastawiona. Powiesz mi proszę co odkryłeś?
  17. Z twojego komunikatora wydobył się cichy szum a następnie głos Bjarkana. - Na mózg cię powaliło?! Kamery w pokoju pani gubernator?! Powinieneś zdawać sobie sprawę ilu ludzi chce nas zniszczyć. Myślisz że nikt nie pokusiłby się o zhakowanie kamer gdzie odbywają się aż tak ważne rozmowy? No właśnie - po tych słowach komunikator ucichł. Kuro nie było, poszła więc do skrzydła szpitalnego. Po drodze jednak spotkałeś doktor Shiro, bez maski, w kitlu, czyki zwyczajnym stroju do pracy tutaj.
  18. Ruby wiedziała że cokolwiek by nie zrobiła zostałaby główna podejrzana. Po za tym, nie miała ochoty teraz płakać i się rozczulać. Nie kiedy może to zobaczyć tyle osób. Na razie będzie próbowała się trzymać. Płakać będzie dopiero gdy wrócił do domu. W odosobnieniu. Wiedziała że porucznik tak łatwo nie da jej spokoju. Zawsze mogła poprosić Isleena o pomoc. Teraz ważne było rozwiązanie sprawy, nawet na własną rękę. Udała się po swoje rzeczy jednocześnie rozglądając się za demonem.
  19. Przecież i tak nie miała jak się oczyścić. Brwi nadal miała lekko zmarszczone, ale bardziej w geście zamyślenia. Jeżeli będzie bardzo źle zawoła Isleena. Pomoże jej. - Tak prosze pana. Jane czytała jakieś romansidło przed spaniem. Poszliśmy spać, nie obudziłam się w nocy ani nic nie słyszałam. Wstałam rano i podeszłam do niej myśląc że jeszcze śpi. Nie reagowała, kiedy zdjęłam kołdrę zobaczyłam, że jest martwa. Wtedy podbiegłam po panią McKoy...
  20. Tego właśnie się spodziewała. Była pewna że przesłuchają ją jako pierwszą. Nie miała nic do ukrycia. Opowie o wszystkim prócz o sytuacji z Isleenem. Starała się nie ukazywać żadnych emocji na twarzy. Było to niepotrzebne. Raczej utrzymywała wyraz pusty, lekko znudzony i nieśmiały. Zmarszczyła lekko brwi słysząc słowa mężczyzny. - Prawdopodobnie zdaje sobie pan z tego sprawę. Dlaczego więc pan pyta? To zbędne. Wiem, że próbuje być pan miły, bo może jest mi ciężko. Przejdźmy jednak szybko do rzeczy - mruknęła.
  21. Przekręciła zegarek w dłoniach. - Dziękuję za pani wskazówki. Mogłaby mi pani powiedzieć kiedy bedziemy mogli wybrać się już do domu? - zapytała spokojnie. Potem spojrzała na Isleena próbując mu przekazać że ma być spokojny. Nic nie zagrażało im ze strony pani Irminy. Nie chciała ona źle. Nie było więc sensu ją atakować.
  22. Trzeba było podjąć decyzję. Obrona czy dyplomacja. Zmarszczyła lekko brwi łapiąc zegarek moniej w dłonie. Coś co tak kochała mogło ich zdradzić. - Mam nadzieję, że nikomu pani nie powie. Jeżeli pani to zrobi, konsekwencje będą spore - mruknęła tylko. Nie pozwoli by ktoś odkrył tajemnicę. Nie bała się konsekwencji. Wszystko dało się odpowiednio zataić. Spojrzała kontem oka na Isleena. Była gotowa wypowiedzieć mu rozkaz jeśli trzebaby było.
  23. Księżniczka nadal siedziała swobodnie na krześle, była nieco zamyślona. - Zdaję sobie sprawę z zagrożeń. Wiem jednak, że w razie czego mnie obronisz, więc? To było to o czym chciałam porozmawiać. Traktuj panią Doktor jak zawsze proszę. Nie chcę by poczuła sie źle. Jest nam potrzebna - mruknęła. - A teraz możesz wyjść. Miałeś odwiedzić brata prawda? - powiedziała po czym uśmiechnęła się łagodnie.
  24. Calypso zaczęła układać wszystkie papiery w odpowiednich miejscach. - To oczywiste. O zaistniałej sytuacji. Postanowiłam jednak wybaczyć pani doktor Shiro. Wiem co ona czuje, i potrzeba jej zrozumienia a nie potępienia. Po za tym. Chcemy by Zero był naszym sprzymierzeńcem a nie zajadłym wrogiem. Myślę że to odpowiednia decyzja.
  25. Zero skinął głową. Shiro wyszła z pomieszczenia chwilę później. Już w masce, nie widziałeś więc jej twarzy, ani tego, co się na niej malowało. Rozmowa z Zero trwała krócej, a gdy wyszedł, udał się ze swoją ochroną przed bazę gdzie czekał transport. Tyle go widziałeś. Calypso zaprosiła cię do ciebie. Tylko ciebie, o Kuro nie było mowy.
×
×
  • Utwórz nowe...