Skocz do zawartości

Lunar_Isbre

Brony
  • Zawartość

    120
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Lunar_Isbre

  1. Trzeba było cały semestr zapiepszać, a nie zostawiać na ostatni moment. 

    Wiem, co mówię, bo sam miałem nie jeden projekt z kartografii do oddania. I ankiety wśród mieszkańców Śródmieścia Południe (co wykonałem bez wykonywania ich samemu i bez wykorzystywania broniaczy). I jeszcze kilka pewnych prac.

     

    [...]

    EDIT: Dopiero teraz zauważyłem, że mam do czynienia z klaczką rok ode mnie młodszą. Czyli studentka 3. roku jak mniemam. I jeszcze takich rzeczy nie rozumie?  :huhwha:

     

    Ty to rozumiesz i ja to rozumiem. Wykładowcy niekoniecznie. Po co cały rok równo pracować, lepiej nawalić studentom na sam koniec wszystkiego, bo, o dziwo, z czegoś trzeba ocenę postawić :) I tak dobrze, bo dwa przedmioty były takie, że co tydzień wejściówka na początek zajęć i się nazbierało ocen, więc chociaż o tyle mniej.

  2. (popełniłam szybki pseudoportret Lucy. NIE UMIEM RYSOWAĆ LUDZI :burned:

    lucy_by_lunar_isbre-d8c6a3x.png

    )

     

    Lucy zajadała się w najlepsze surówką. Była bardzo smaczna i soczysta. Dziewczyna zastanawiała się, gdzie tkwi sekret. Nawet nie zauważyła, kiedy zmianę za ladą przejął ktoś inny.

    Nagle przechodzący obok niej klient nadepnął hybrydzie na ogon. Rozległo się ciche chrupnięcie.

    – Aua! – krzyknęła dziewczyna, przewracając niechcący miskę z surówką. Sprawca zamieszania nawet nic nie zauważył, zajęty opuszczaniem baru. Lucy chwyciła ogon w ręce. Bolał, ale chyba nie był złamany. Musiała się wreszcie nauczyć trzymać go blisko ciała.

    Dziewczyna ze smutkiem spojrzała na resztkę niedokończonej surówki i zaczęła zgarniać pojedyncze listki do miski. Nie chciała zostawić po sobie bałaganu.

    • +1 1
  3. W tym momencie do Lucy dotarło, że nawet nie zdążyła zjeść śniadania. Pobieżnie zerknęła na dostępne dania, zastanawiając się, czy nie wolałaby zamiast w zgiełku spożyć posiłek w samotności. Jednak jedna z surówek kusiła ją wyjątkowo mocno i dziewczyna czuła, że chyba da się skusić.

     

    – Tak. Poproszę tę surówkę – odparła, wskazując dłonią w kierunku miski wypełnionej świeżymi warzywami. Jednocześnie kątem oka rozejrzała się po sali za wolnym miejscem.

  4. Lucy przechodziła właśnie obok stołówki, kiedy przypomniała sobie, że ma tam do zostawienia paczkę. Nosiła ją ze sobą już od dawna, alej za każdym razem o niej zapominała.

     

    Właścicielka lokalu jakiś czas temu prosiła ją o naprawę ulubionego kompletu biżuterii. Sprawa była prosta i dziewczyna rozprawiła się z problemem jeszcze tego samego wieczoru, ale od tego czasu nie miała okazji odnieść przedmiotu. Pomyślała więc, że wstąpi na moment choćby po to, by przekazać paczuszkę komuś odpowiedzialnemu. Co prawda nie miała ochoty przebywać w tak tłocznym miejscu, ale mówi się trudno.

     

    Dziewczyna weszła do środka i od razu owionął ją zapach gotowanych potraw. Stanęła gdzieś z boku czekając, aż pracująca za ladą dziewczyna obsłuży młodego chłopaka z porożem i ciałem jelonka. Wzbudził w niej małą nutę ciekawości, ponieważ nie na co dzień spotykała tego rodzaju hybrydy. Najczęściej mutacje ograniczały się do uszu, może ewentualnie ogonów. Jak dotąd Lucy myślała, że tylko ją bezlitosne prawa genetyki obdarowały zwierzęcą niemal twarzą, cętkami i całą resztą.

     

    Kiedy tylko młodzieniec odszedł od kasy, Lucy ruszyła przed siebie, korzystając z chwilowego braku osób w kolejce.

     

    – Przepraszam – odezwała się do sprzedawczyni. – Chciałabym zostawić paczkę dla szefowej. Mogę?

  5. (weź człowieku idź do kina XD jak zobaczyłam 48 powiadomień to myślałam, że zawału dostanę. Btw, cieszę się, że moja KP się podoba :x Dziękuję za dopisek! <3:soawesome: )

     

    Lucy obudziła się w dość kiepskim nastroju. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaki dziś dzień - "dostawa". Dziewczyna skrzywiła się lekko na brzmienie tego słowa. Nasuwało ono raczej myśl o transporcie mięsa lub towaru, a nie żywych, czujących istot. To było sztuczne i nienaturalne. "Tak jak wszystko tutaj", mruknęła w duchu. Kiedy tylko zjadła śniadanie i przebrała się, wyszła na dwór, by nakarmić kury i zebrać jajka. Ciekawskie ptaki na widok swojej opiekunki przybiegły w jedno miejsce, gdacząc pociągle i rozkopując pazurami ziemię.

     

    – No już, cicho, cicho, spokojnie. Już, daję wam jeść.

     

    Lucy sięgnęła do worka z ziarnem. Próbowała nie rozmyślać o ciężarówkach zapełnionych ludźmi takimi jak ona, jednak im bardziej odganiała te myśli od siebie, tym bardziej kotłowały się one wewnątrz jej czaszki.

     

    – Najchętniej nie wychodziłabym dzisiaj poza własny ogródek – szepnęła cicho w stronę kur, które zajęte były posiłkiem i nawet nie raczyły podnieść dziobów znad ziemi.

     

    Dziewczyna przysiadła na schodkach i ukryła twarz w dłoniach. Pierwsze dni w osadzie pamiętała jak przez mgłę. Rozmazane wspomnienia przepełniały skrajnie silne emocje – przerażenie, gniew, a przede wszystkim rozdzierająca serce rozpacz. Teraz było już nieco lepiej, choć każdy przyjazd nowych hybryd przypominał Lucy o tym, co przeżyła.

     

    – No, moje drogie, pora na mnie. Mam szycie do zaniesienia i nowe nici do odebrania. W końcu, oprócz nowych mieszkańców, przyjechały też zamówione towary. – Dziewczyna westchnęła ciężko i podniosła się. Kilka kur potruchtało leniwie na bok tylko po to, by zaraz znowu zacząć grzebać w piasku. Lucy otrzepała ciemne spodnie i poszła do domu po wiklinowy koszyk, w którym spoczywała bluzka ozdobiona kwiecistym haftem. Poprzedniego dnia pracowite palce żenety ukończyły tkać to małe dzieło sztuki. Teraz trzeba było je zanieść do sklepu, w którym sprzedawano najlepsze nasiona w całej osadzie. Nie zwlekając ani chwili hybryda wyszła z domu i ruszyła w stronę miasta.

  6. O kurczę, muszę się sprężać w takim razie D:

     

    ...

     

    Popełniłam. Mam nadzieję, że choć jedna osoba to przeczyta XDD Trochę się napracowałam. O wszelkich błędach i niejasnościach proszę mnie poinformować.

     

     

    Zajęte zwierzę: Żeneta (Genetta genetta)

     

    Imię: Lucy (w skrócie po prostu Lu) Goldenbell

     

    Płeć: Kobieta

     

    Wiek: 19 lat

     

    Wygląd: Obrazek będzie, jak/jeśli narysuję XD Mam nadzieję, że opis wystarczy.

     

    Głowa:

     

    Trójkątna, lekko podłużna twarz. Duże, wyraziste oczy w kształcie migdałów. Spojówki i oprawa oka czarne, wypigmentowane (cecha odzwierzęca). Wąski, prosty nos, zakończony zwierzęcymi nozdrzami. Dość szerokie, pełne usta. Bardzo blada cera z delikatnymi, lekko widocznymi cętkami zaczynającymi się na wysokości kości policzkowej oraz na skroniach. Uszy zwierzęce, wysoko osadzone, ruchliwe. Włosy w kolorze bardzo jasny blond (niemalże białe), puszyste, gęste, sięgające za łopatki i lekko falowane. Najczęściej rozczochrane lub spięte w niedbały kok

     

     

    Sylwetka:

    Typ: kolumna. Smukła, wręcz dziewczęca. Wąskie biodra, małe piersi, słabo wykształcone mięśnie (brak możliwości ich rozwoju). Stosunkowo długie nogi. Przeciętny wzrost (1,68m).

     

     

    Cechy zwierzęce:

    - Uszy żenety

    - Czarna oprawa oczu

    - Długi, puszysty, pręgowany ogon

    - Cętkowanie rozpoczynające się na twarzy i ciągnące wzdłuż linii pleców aż do ogona

    - Podeszwy stóp oraz wewnętrzna część dłoni czarne (pigmentacja)

    - Wyostrzone zmysły, zwłaszcza słuch i węch

    - Lekko zaostrzone paznokcie

    - Kły

     

    Stopień uzwierzęcenia:

    - wygląd: 7/10

    - charakter: 3/10

     

     

    Opis postaci:

     

    Gen żenety - czyli od czego się zaczęło

     

    Za wprowadzenie genu zwierzęcego w linię rodową Lucy odpowiada jej praprapradziadek. Nie wiąże się z tym żadna wzruszająca historia magicznego ozdrowienia lub powrotu znad krawędzi życia i śmierci. Fakty są o wiele mniej imponujące.

     

    Przodek dziewczyny, Ernest Kinterwag od młodości otaczał się samą śmietanką towarzyską. Jako wybitny informatyk mógł pozwolić sobie na spełnianie najróżniejszych zachcianek, których celem często było zaimponowanie innym. Kiedy więc inżynieria genetyczna posunęła się na tyle daleko, że możliwe było swobodne i bezbolesne krzyżowanie cech ludzkich ze zwierzęcymi, od razu dał się ponieść modzie, która zapanowała wówczas wśród bogatych elit. Niewiele myśląc o przyszłości swojej oraz swoich potomków postanowił wszczepić sobie gen małego, lecz niezwykle eleganckiego zwierzątka – żenety. Dzięki przeprowadzonej operacji (która jednak nie niosła za sobą zmian w wyglądzie zewnętrznym) zyskał doskonały wzrok, węch i słuch, a oprócz tego jego sprawność fizyczna znacząco wzrosła. Ernest nawet nie przypuszczał, że w niedalekiej przyszłości hybrydy będą tępione wśród społeczeństwa.

     

    Gen wędrował dalej wraz z potomkami informatyka, który niedługo po zabiegu założył własną rodzinę. Okazało się, że cechy zwierzęce wychodzą mocniej u dziewczynek, niż u chłopców (prawdopodobnie powiązane to było z przeniesieniem większości lub przynajmniej części informacji na chromosom X Ernesta). Dwoje z trójki dzieci przejawiało częściowe zwierzęcenie, które było bardziej zaawansowane niż u ich ojca.

     

    Wraz z dalszym biegiem historii oddziaływanie genu zamiast maleć, rosło. Zaczęły pojawiać się kolejne cechy. Prababcia Lucy urodziła się z zalążkiem ogona i zwierzęcymi uszami. Podobny los spotkał jej córkę. Zbiegło się to z początkiem niepokojów społecznych, jakie związane były z popularnością hybryd i obawą i czystość rasy ludzkiej. Z tego też powodu zarówno ją, jak i też później matkę Lucy, poddano operacji mającej na celu usunięcie lub choćby zamaskowanie zwierzęcych cech tak, by na pierwszy rzut oka nie były one w ogóle widoczne.

     

    Jednak genetyki nie można oszukać. Kiedy na świat przyszła Lucy miała ona nie tylko ogon i uszy, ale też kły, zwierzęcy nos i cętki. Ojciec dziewczynki, który nie wiedział o tym, że jego żona jest w rzeczywistości hybrydą, którą za młodu poddano operacji, na samym początku chciał pozbyć się niemowlęcia. Na szczęście szybko zmienił zdanie. Postanowił, że pod żadnym względem nie pozbawi swojej córki zwierzęcych cech tylko pomoże jej rosnąć  i nauczy ją, jak akceptować własną odmienność. Całą rodziną przeprowadzili się w ustronne miejsce, by w tajemnicy przed światem wychowywać małą hybrydę.

     

     

    Historia Lucy – od dzieciństwa, do Gniazda

     

     Lucy okazała się bardzo zdolną i pojętną dziewczynką. Od małego uwielbiała tworzyć, często bawiła się farbami i kredkami. Całe dnie potrafiła też spędzić na świeżym powietrzu, korzystając z umiejętności, jakie dawał jej gen żenety. Nie wykazywała opóźnienia w stosunku do innych dzieci, a nawet lekko wyprzedzała przyjętą normę. Jednak brakowało jej kontaktu z rówieśnikami.

     

    Matka dziewczynki, Eliza, bardzo dbała o prawidłową edukację swojej pociechy. Od małego zaznajamiała córkę z historią świata, dużo jej czytała oraz kształciła w zakresie sztuk plastycznych oraz muzyki. Z pomocą ojca Lucy rozwijała się matematycznie i poznawała urok nauk przyrodniczych. Dzięki starannej edukacji wyrosła na spokojną i zrównoważoną dziewczynę. Nade wszystko ceniła sobie sztukę i to właśnie z nią chciała związać swoją przyszłość.

     

    No właśnie, przyszłość. Tak naprawdę Lucy zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma przed nią żadnych perspektyw. Wiedziała, że jest inna i  że świat zmienił się na tyle mocno, że dla takich jak ona nie ma miejsca. Żadna uczelnia artystyczna nie mogła przyjąć kogoś takiego – mutanta, w dodatku bez oficjalnego wykształcenia. Dziewczyna z całego serca pragnęła tworzyć i dzielić się ze światem swoją twórczością i początkowo nawet robiła to za pośrednictwem Internetu, ukrywając się pod zmyślnym pseudonimem.

     

    Dlatego kiedy na jej skrzynkę mailową trafiło ogłoszenie o szkole stworzonej specjalnie dla hybryd, serce o mało nie stanęło jej w piersi z wrażenia. Nie przeczuwając podstępu, ani nie mówiąc nic nikomu, udała się w podróż do miasta. Wykorzystała nieobecność rodziców oraz fakt, że jako dziecko czasami jeździła z mamą do sklepu (oczywiście odpowiednio przebrana), by choć trochę przyzwyczaić się do istnienia innych ludzi.

     

    ***

     

    Wszystko było dla niej takie dziwne. Hałas, gwar, szum pojazdów poruszających się po drodze. Dzięki temu, że miała dobrą orientację w terenie i potrafiła posługiwać się mapą, szybko trafiła pod wskazany adres. Oprócz niej na miejscu znajdowało się jeszcze kilkanaście osób. Lucy nie musiała nawet pociągnąć nosem, by wyczuć zapach innych, dobrze zamaskowanych hybryd. Spojrzała na obecnych z ciekawością.

    Wkrótce wszyscy wkroczyli do wnętrza budynku i udali się na aulę, gdzie pół lis, pół człowiek z zaangażowaniem wygłosił mowę o przewadze hybryd nad rasą ludzką i o tym, że wie, w jaki sposób może wykorzystać potencjał każdej z nich. W miarę, jak mówił, Lucy coraz mniej podobały się jego słowa. Pobrzmiewała w nich groźna nuta, zapowiedź wojny, rewolucji. Groźba. Dziewczyna rozejrzała się dookoła tylko po to, by z przerażeniem zauważyć, że drzwi zostały zastawione przez strażników. Nikt nie miał prawa opuścić tej sali.

     

    Nagle zgasło światło, rozległo się kilka krzyków a następnie cichy syk.

     

    Lucy nie zdążyła nic zrobić. Zakręciło jej się w głowie. Straciła przytomność.

     

    ***

     

    Podsumowanie: Lucy trafiła do osady stworzonej dla takich jak ona. Na początku nie było jej łatwo. Po odzyskaniu przytomności uciekła do lasu, gdzie przez kilka dni błąkała się głodna, brudna i przerażona. Wtedy właśnie odkryła drzemiące w niej instynkty. Nauczyła się lepiej słuchać, wczuwać się w cichą pieśń, jaką nieustannie nuciła dookoła przyroda. Była pół żenetą i dopiero teraz zrozumiała, jak wielki niesie to możliwości.

    Dopiero Barton, starszy mężczyzna mający w sobie coś z borsuka (a może rosomaka, Lucy naprawdę nie była w stanie tego dokładnie stwierdzić), który odnalazł ją w lesie, przekonał dziewczynę do wyjścia z kryjówki i poznania się z innymi hybrydami.

     

    Od tego czasu Lucy mieszka w niewielkim domku wzniesionym przy pomocy innych członków osady. Na co dzień realizuje swoją artystyczną pasję, zajmując się malowaniem, wyszywaniem i tworzeniem biżuterii, którą chętnie dzieli się z innymi. Uprawia też własny ogród, który spokojnie wystarcza na zaspokojenie jej podstawowych potrzeb oraz hoduje kury na jajka. Po zioła i owoce wybiera się do pobliskiego lasu. Doskonale zna jego ścieżki i wie, gdzie może znaleźć najsmaczniejsze okazy.

    Lucy bardzo tęskni za rodziną, z którą nie ma żadnego kontaktu. Każdego dnia o nich myśli, nierzadko w nocy płacze za nimi w poduszkę. Niestety, nie może nic zrobić. Kilkakrotnie podchodziła do granic rezerwatu, raz nawet spędziła pod bramą całą noc, zanim nie została pod groźbą surowego ukarania odesłania z powrotem do osady. Dziewczyna częściowo pogodziła się ze swoim losem, choć myśl o ucieczce cały czas jeszcze żyje gdzieś w głębi serca.

     

    Charakter: Miła, choć dość skryta i wycofana. Raczej nie jest z tych, co w znajomości robią pierwszy krok. Większość czasu spędza w samotności, często śpiąc w dzień i pracując w nocy (uwarunkowanie genu żenety). Jeżeli jednak ktoś prosi ją o pomoc, nie odmawia mu jej. Jest lojalna i odważna, choć na pierwszy rzut oka może wydawać się niezainteresowana losem innych i żyjąca we własnym świecie. Pozostaje z boku, zawsze jednak gotowa do wkroczenia w odpowiednim momencie. W sytuacji kryzysowej nie daje ponieść się panice. Stroni od walki.

     

    Talenty: Dobra orientacja w terenie, zwinność i szybkość, umiejętności artystyczne. Oprócz tego niezwykle wyostrzony węch, słuch i wzrok (zwłaszcza po zmroku). Świetnie wspina się po drzewach.

    • +1 1
  7. Nawet, jakby mi ją podebrali, to zmieniłabym albo na kotofretkę, albo na margaja, więc tym się akurat nie martwiłam XD

    Głupie pytanie jest głupie, ale macie może jakieś miejsca, skąd bierzecie imiona? Ja jestem w tym beznadziejna, a chciałabym, żeby ona miała jakieś fajne imię, najlepiej nawiązujące do czegoś, a nie tylko zlepek liter :/ Myślałam, czy by jej nie nazwać Fia, ale powodzenia przy odmienianiu tego (Kogo czego nie ma? Fii? No dzięki, może od razu wi-fi?)

     

    EDIT: Pomyślałam o Ariene, z walijskiego to oznacza srebrna, więc pasowałoby :|

  8. Dziękuję Ci, dobra kobieto <3

     

    Ogólnie mam już ogarnięte zwierzę, wygląd w głowie jako tako też mi siedzi, ale chyba muszę to naszkicować parę razy, żeby lepiej ogarnąć, historia jest w trakcie "docierania się" pewnych elementów, bo za Chiny ludowe nie mam pomysłu na to, co ona mogłaby robić, że się tak wyrażę, po drugiej stronie muru XD Mam już koncept, ale raczej za mało, żeby na podstawie tego napisać coś ładnego i spójnego.

  9. POUNCH'e

    Przecinek przed "ale".

     

     

    Przecinek przed "a" oraz przecinek lub kropka przed "czysty". 

     

    Naucz się pisać, a dopiero potem śmiej się z hejtów dzieciaku. 

     

    Przecinek przed "dzieciaku", bo zwracasz się bezpośrednio do tej osoby, jak już jesteśmy w temacie poprawności językowej ;)

     

     

    Dzięki Doler84 i Qtzper mam dyslekcję :)

     

    Nie martw się. Najważniejsze to ciężko pracować i nie uznawać choroby jako wytłumaczenia. Mam znajomą z dysleksją i jest szalenie inteligentną osobą, a obecnie studiuje weterynarię w Poznaniu. Da się? Da się :)

     

    Odnośnie dokumentu - obejrzałam go dopiero teraz. Podoba mi się obiektywne podejście do sprawy, choć mam wrażenie, że 15 minut to zdecydowanie za mało, żeby szerzej omówić temat. Brakowało mi przykładów twórczości, muzyki, trochę za dużo było samego mówienia, ale i tak całość przypadła mi do gustu.

    A Mrozińska na końcu - Aww! <3

  10. Aaa ja w sumie napomknę, że clopy osobiście średnio mi leżą. Gdybym miała dziecko na pewno nie chciałabym, żeby, wyszukując (dajmy na to) obrazków z Pinkie Pie trafił niechcący na takie treści. Jestem za tym, żeby nie były one ogólnodostępne w wynikach wyszukiwania (podobnie zresztą jak wszelkie inne treści pornograficzne, nie każdy ma ochotę to oglądać).

    I na pewno, jako rodzic, po obejrzeniu tego rodzaju prezentacji zainteresowałabym się tematem – ale nie dlatego, że uznałabym kucyki same w sobie jako zło, ale dlatego, że nie akceptuję treści pornograficznych dostępnych w taki sposób, że osoba, która wcale ich nie szuka, natyka się na nie gdziekolwiek.

     

    //Żeby było jasne - każdy ma wolną wolę i ja nikomu dorosłemu nie zabraniam ani zabronić nie mogę oglądania tego, co chce i nie taki mam zamiar//

    • +1 1
  11. Hedziu kochany, jasne, że wybaczę n___n nie spiesz się, nie ma nic gorszego, niż rysowanie pod napięciem. Swojej części jeszcze nie tknęłam, więc... wiesz XD

     

    AdamSkanD mówił chyba do mnie, a przynajmniej tak to zrozumiałam (że wybacza mi poślizg w dodawaniu nowej części XD).

  12. Żyję :|

    W sumie przez ostatnie dni non stop nie miałam prądu (a jak nie prądu, to siadała faza, do której jestem podłączona), albo spałam w potwornych porach, bo zaburzyłam sobie rytm snu że hej (budzić się o 14.00... czemu nie?).

    Ale w sumie mogę się pochwalić nową pracą :3 Zajęła mi 8h (ciągiem), format A3.

    10559891_1589359767964938_40071689681524

     

    Nauczyłam się też robić bransoletki z gumek i, korzystając z okazji, uplotłam kilka inspirowanych MLP - jedną w barwach Rarity, a drugą w barwach Luny (z wplecionymi koralikami). Zrobiłam też jedną w kolorach Milky Mane. Jutro wrzucę, jak zrobię zdjęcia :3

    • +1 1
  13. Nah, w sumie w tych filmikach narrator nie za wiele zdradza. Opisuje tylko każdą z bohaterek i na koniec dodaje, że każda będzie musiała coś tam zrobić albo się z czymś zmierzyć, np. Rarity wie, kiedy trzeba ruszyć do działania i ubrudzić sobie kopytka, o Twilight, że nic nie może jej przygotować na to, co się wydarzy, o Fluttershy, że dobroć nie wystarczy by zmierzyć się z tym co przed nimi... takie tam w sumie typowe gadanie.

×
×
  • Utwórz nowe...