http-~~-//www.youtube.com/watch?v=ah1lZwyTo0o
ODCINEK 7:JAKI TU SPOKÓJ, NA NA NA NA... Co działo się w poprzednim odcinku:....
-Witam wszy~stkich!-
-Mój malutki Diamenciku, jak Ci się powodzi w dużym świecie bez nas?-
-Mamo, nie przy gościach…-
-Ależ, nie ma się czego wstydzić, to naturalne, że rodzice zwracają się w ten sposób do swoich dzieci. Jak będziesz miała swoje…
-Tak, tak, wiem, mamo. Możemy pomówić o czymś innym niż moje życie uczuciowe? Dziękuję.
-Ptysiu, kiedy my naprawdę chcemy jak najlepiej dla Ciebie. Myślę, że Emerald wciąż żałuje, że nie dałaś mu drugiej szansy. To był taki dobry ogier, traktował Cię jak księżniczkę. Od czasu zerwania nie pojawiał się u nas, jednak od jakiegoś miesiąca regularnie do nas wpada. Nie chce jednak powiedzieć, co go trapi. Chciał napisać do Ciebie, ale twierdzi, że to zbyt osobiste.-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Powiedz, Sweetie, a jak tam u Ciebie z ogierami? Masz już kogoś? A może potrzebujesz rady starszej siostry? Wiesz, że chętnie pomogę.
-…
-Nie musisz się wstydzić, jeżeli nie masz specjalnej osoby, to z pewnością nie będzie to piętnowane- posłała wymowne spojrzenie w kierunku swojej matki, która na tę uwagę prychnęła.
-No, e, ja… to nie jest takie proste, bo ja no…
- Sweetie, rozmawiałyśmy już na ten temat. Hormony przez Ciebie przemawiają- powiedziała najstarsza klacz w towarzystwie.
-Zaraz? Czego nie chcesz mi powiedzieć, kochanie? Słucham uważnie.
-Nie, nic, mama ma rację, takie tam, głupstwa. Nikogo nie mam.-
-No dobra… jeżeli nie chcecie o tym rozmawiać, to nie, ale ewidentnie tu jest coś na rzeczy.-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-A więc dokąd najpierw?
-Myślę, że zaczniemy od poczty, muszę zakupić parę rzeczy. Potem przejdziemy się w kilka starych kątów, a na końcu pokażę Ci Stare Miasto. Skoro już jesteśmy w Fillydelphii, to chociaż poznaj jej kwintesencję.
-Fringe, i ja jej mówię tak: Dobrze wiesz, że każdy ogier potrzebuje do szczęścia tylko trzech rzeczy. Po pierwsze…-
- A niech mnie Luna kopnie, jak to nie nasza mała ulubienica!
-Kto, Bun?
-Wnuczka DF. Ta, co w 98’ przewróciła Twój ulubiony wazon, a ten upadł na podłogę i roztrzaskał się w drobny mak. Tak się wtedy przestraszyłam, że niechcący zgoliłam klientowi całego wąsa. Ależ był wtedy nam nie zły!-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Uwielbiam to miejsce-
-No, jest w porządku, ale dla mnie zbyt…-
-Zbyt „dziewczyńskie", kochanie? To chciałaś powiedzieć?-
-Właśnie, dzięki. To miejsce stało by się o dwadzieścia procent bardziej wyluzowane, gdyby pozbyli się tych świeczek, te firanki też dziwacznie wyglądają…
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Nie dziękuję. Może jestem le…kko poch…do…podchmielona, ale nie zamierzam nigdzie z Wmi iźć, Au Revoir…
- I hasta la pasta, bejbe!-
-O nie, kiedy my nalegamy…
-NIE! POWIEDZIAAAAŁAM NIJEEE! PUŚDŹ MNIE TY PASKUDNY OBECHU!-
- Czekaj na mnie Bart, wezmę ze sobą tę drugą.-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>> Olbrzymi ogier nie zamierzał ustępować delikatnej klaczy, a jej zaprawione alkoholem groźby, a potem prośby nie robiły na nim żadnego wrażenia. Rarity była przerażona perspektywą pozostania sam na sam z tym prostakiem i jego kumplem ćwierć-mózgiem, bo pół-mózg to w jego wypadku było by komplementem i marnotrawstwem takiego dobra, jak centralny układ nerwowy. W przypadku Luke’a- czyli Left Hooka mózg odpowiadał za trzy funkcje: picie, plucie i bicie się. Bardziej wysublimowany flirt mógłby mu spalić obie półkule (zakładając jednak, że takie posiada, co już w tej chwili wydaje się być pojęciem abstrakcyjnym). Nawet półprzytomna od etanolowego uścisku klacz miała nad nim przewagę intelektualną- pytanie tylko, czy dlatego, że Rarity cechowała się niezwykłą ostrością umysłu czy może dlatego, że Luke był najzwyczajniej w świecie głupi jak stodoła.
-Bart, gdzie je zabieramy?
-Jak to gdzie, imbecylu, do naszej meliny!- czarny ogier zwrócił się teraz do zapierającej się w miarę możliwości klaczki- Może to nie królewskie komnaty, do których jesteś przyzwyczajona, ale poczujesz się jak księżniczka, ciziu. Masz słowo swojego rycerza!- zamaszystym gestem uderzył się w pierś.
-Kurde Bart, jak Ty to robisz, że potrafisz walnąć od niechcenia taką gadkę?
-Trening Luke, trening. Sam spróbuj, może wreszcie coś Ci się uda.
Żółty kuc podniósł bezwładną Rainbow i odwrócił jej bełkoczącą głowę w swoją stronę, biorąc olbrzymi wdech gęstego od nikotyny powietrza, po czym rzekł:
-Mała, nie zabieram Cię do kościoła, ale i tak dziś wieczorem będziesz wzywać Boga głośniej, niż kiedykolwiek.- - Jak mi poszło?- zapytał swojego mentora.
-No, całkiem całkiem, jak na początek da się znieść.-
Rarity poczuła silne skurcze na dnie żołądka. Nie była pewna, czy mdłości zawdzięcza nadmiarowi alkoholu, czy też zasłyszanemu przed chwilą taniemu tekstowi na podryw. A może to przez jedno i drugie. Nieco otrzeźwiona przez stres i ulatujący z jej ciała alkohol, Rarity postanowiła podjąć walkę o swoją wolność i nietykalność cielesną (dosłownie jak i w przenośni). Klacz dostrzegła kątem oka zielony ręcznik do naczyń barmana i pochwyciła chwiejącą się aurą. Może nie była ona w wyśmienitym stanie, ale wciąż całkiem użyteczna. Następnie skierowała magię na siebie i ściągnęła czerwoną chustkę, oplatającą alabastrową szyję, na której z łatwością można było wyczuć szalejący puls, napędzany przez bijące mocno jak mosiądzowy dzwon serce. Zgrabnym ruchem przewiązała oba materiały i przełożyła swojemu „rycerzowi” przez głowę. Poczuła, że jest w stanie znów wysławiać się w zrozumiały sposób, nie zniekształcając przy tym wyrazów. Przećwiczyła w myślach parę razy kwestię, którą zamierzała wypowiedzieć i skupiła się na ratowaniu ośmiu liter- swoich czterech i tęczowych literach towarzyszki –„Teraz najważniejsza część planu: …Celestio miej mnie w swej opiece, albowiem nie wiem, co czynię.”- jednorożec przymknął oczy i zmusił się do najgłośniejszego krzyku: -JAK MOŻESZ TWIERDZIĆ, ŻE DELFINY ZDOBYŁY PIERWSZE MIEJSCE W OGÓLNOEQUESTRIAŃSKIM PUCHARZE, BO ZALICZONO IM NIESŁUSZNIE BRAMKĘ W FINALE Z MANEHATTAN MOOSES?! TWIERDZISZ, ŻE DELFINY SĄ OSZUSTAMI?! A TERAZ ŚMIESZ PODRYWAĆ ICH DZIEWCZYNY?!-
Efekt został osiągnięty. Oczy wszystkich zgromadzonych w barze ogierów skierowały się na dwójkę wyrostków, stojących w progu. Jeden z nich miał na sobie czerwono-zielone barwy Łosi, o czym sam przekonał się dopiero w momencie, gdy zobaczył swoje odbicie w metalowym obiciu baru. Część Delfinów w grobowej ciszy zaczęła podnosić się z miejsc, nie spuszczając wzroku z dwóch przybyłych, marszcząc brwi i kręcąc z dezaprobatą głową. Panowie jednorożce ujęli w swoje aury długie i w miarę twarde przedmioty. Na twarz Rarity wkradł się mały i szatański uśmieszek, z którego sama Nightmare Moon była by dumna.- „Jeszcze tylko mały bodziec na zachętę…” –pod wpływem impulsu klacz sięgnęła po pustą butelkę po Equestriańskiej Wódce i z całej siły robiła ją na głowie Barta, poprzedzając całe wydarzenie krótkim okrzykiem „DO BOJU DELFINY!” na który niczym wycie psów gończych ozwał się chóralny okrzyk tratujących wszystko na swojej drodze żółto-niebieskich. Rozpoczął się prawdziwy Armagedon. Najpierw w ruch poszły stoły: podnoszone na znak siły i frustracji Delfinów wzbijały się w powietrze jak młode jaskółki i z impetem lądowały w najróżniejszych zakątkach sali i w niefortunnych pozycjach, co przyczyniało się do łamania i dewastowania wszystkiego wokół. Nadgorliwcy posuwali się nawet do łamania nóg krzeseł, by zdobyć „broń” i ukarać intruzów. W ferworze walki doszło nawet do tego, że szklanki i wszystko, czego barman nie zdążył ukryć, ewakuując się chwilę przed pseudo bohaterskim czynem fioletwogrzywej, posłużyło za granaty odłamkowe. Zabawa zaczęła się na dobre i nie było z niej odwrotu. Front skierował się dziarskim krokiem na dwójkę nieznajomych, a czerwono-zielone barwy dosłownie doprowadzały zebranych do furii. Rarity przezornie przeprowadziła (choć może powinnam użyć słowa: przeciągnęła?) Rainbow Dash na sam koniec lokalu, chowając ją i samą siebie pod stolikiem, przewracając również sąsiedni, który od tej pory miał służyć za ewentualną barykadę. W ten oto sposób powstał drewniany „bunkier”, który musiał znieść odbijające się od jego powierzchni szklanki, krzesła, żyrandole, cielska rzekomych Łosi a nawet telewizor, który sunął po powierzchni stołu jak po lodzie, roztrzaskując się z hukiem o kamienną posadzkę. A co! Jak się bawić, to na całego! Zamieszanie trwało jeszcze dość długo, a rozmówki męsko-męskie były tak obfite w przekleństwa, jak suknie Rarity w kolorowe kamienie szlachetne. Jednorożca zadziwiał fakt, że każde z nich służyło za epitet, metaforę, rzeczownik i czasownik. Jednocześnie.
Szarża uspokoiła się dopiero, gdy kibice usłyszeli znajomy dźwięk zbliżających się Narodowych Służb Porządkowych. Jako, że żaden z jegomościów nie chciał spędzić nocy- lub i kilku lat w miejscowym więzieniu z kolejnym niechlubnym wpisem do swoich „papierów”, to hałaśliwy lumpenproletariat rozbiegł się we wszystkich kierunkach tak szybko, jak się pojawił. Niektórym członkom krucjaty nie dane jednak było powrócić z tarczą- zamiast tego umęczeni, z poczuciem wypełnionej misji i okuci w srebrne bransolety powolnym krokiem skierowali się w kierunku komisariatu.
-Teraz już wiem, dlaczego mają tu tak mało mebli i dodatków. Gdyby było ich odrobinę więcej, to bar ucierpiałby w znacznie większym stopniu.-stwierdziła Rarity wstając spod stołu i otrzepując białe futerko z kurzu.- Stoły i krzesła powinny być przytwierdzane metalowymi śrubami na stałe do podłogi. Rainbow, żyjesz?- zapytała gramolącą się towarzyszkę niedoli.
-To-by-ło-NIE-SA-MO-WITE! Ale jazda! Gdybym tylko miała więcej siły, to sama bym dołączyła do tej epickiej bitki! Uwielbiam Fillydelphię!- to zdawało się mówić zacięte spojrzenie Rainbow, jednak z ust wydobyło się tylko bulgotanie przeplatane z dźwiękami niedostrojonego puzonu.
-O, robimy postępy, reagujesz już na swoje imię. Być może za kilka godzin będziesz w stanie powiedzieć coś wymagającego większego wysiłku, jak „mama” albo „tata”. Mam tylko nadzieję, że nie zaczniesz się znów moczyć, inaczej doświadczymy twojego dzieciństwa po raz drugi.
-Bu ha ha! Jdzo sz…ne!- odpowiedziała Dash i rozhuśtanym krokiem poczęła zbliżać się do wyjścia.
-O mój, zakasowałaś mnie tą ripostą, kochanie.- Rarity poklepała ją po plecach i sama z uśmiechem na twarzy podeszła do pozostałości drzwi, do których przytwierdzona była klamka i otworzyła je przed Rainbow. Już miała sama wychodzić, gdy poczuła czyjeś kopyto na swoim ramieniu.
-A dokąd to?- klacz usłyszała nad sobą dojrzały męski głos. Gdy podniosła głowę ujrzała złocisty hełm i surowe spojrzenie brodatego żołnierza.- Pan wybaczy, to nieporozumienie, e..he, bo widzi Pan, to całkiem zabawna historia. No więc ja i towarzyszka…- nie zdążyła dokończyć, gdyż ogier w tym momencie zatrzasnął na jej kopytach metalowe kajdanki zawołał kilku kompanów.- Drogi Panie! Nie jestem żadną przestępczynią, by traktowano mnie w ten sposób! JA JESTEM OFIARĄ TEGO ZDARZENIA! Przypadkową duszyczką, która znalazła się w nieodpowiednim czasie i miejscu! Do tego jestem DAMĄ, DAMĄ POWTARZAM! Nie godzi się traktować DAMY w ten sposób!- krzyknęła, nie wyrywając się jednak, by nie przysporzyć sobie dodatkowych poniżeń i szorstkiego traktowania. Oczywiście skrzętnie przemilczała fakt, że sama rozpoczęła tę jatkę. No bo przecież każdej damie od czasu do czasu zdarza się rozbić komuś butelkę na głowie i stanąć na czele „nietuzinkowej” bandy, uzbrojonej po zęby we wszystko, co wyprodukowała IKEA.
_____________________________________________________________
-Dzięki Dash! Wielkie dzięki! Jest godzina wpół do trzeciej, a my zamiast odpoczywać w domu albo udać się na dyskotekę gnijemy tu! W ARESZCIE! Zdajesz sobie sprawę, że alkomat dostał zwarcia przy Twoim wydechu? Nie wiem, ile tego wypiłaś, ale skoro nawet urządzenie przyzwyczajone do oparów alkoholu w starciu z Tobą umarło, to Celestia mi świadkiem, że albo jesteś pół-alicornem i masz jego nieśmiertelność, albo już za życia się zakonserwowałaś. Jest też trzecia możliwość- Ty po prostu masz więcej wątrób niż ustawa przewiduje! Brrr, jak tu jest ohydnie! Spójrz choćby na te ławki…- projektantka wypowiedziała ostatnie słowo z wyraźną odrazą.- …to są betonowe kloce, a nie ławki! Cela jest za mała! Potrzebuję powietrza! Te kraty mnie przytłaczają! Dlaczego wciąż tu siedzimy?! Nie możecie się zająć łapaniem przestępców, albo coś w tym rodzaju?- spacerując w tę i na zad odezwała się do strażnika, który kopytami usiłował zagłuszyć jazgot dobiegający od aresztowanej. -CISZA! DO JASNEJ CELESTII! POWTARZAM PO RAZ OSTATNI: ZOSTAŁYŚCIE ZATRZYMANE W IZBIE WYTRZEŹWIEŃ, BO PANI WYNIK WSKAZUJE NA NADUŻYCIE ALKOHOLU, A WYNIK PANI PRZYJACIÓŁKI…- spojrzał na Rainbow Dash, która leżała wyciągnięta na ławce i z nudów po raz dziesiąty przeliczała liczbę metalowych prętów, za którymi się znajdowała, otrzymując po raz dziesiąty zupełnie inny wynik. -…jest nieprawdopodobny.
-Ja bym użył słowa „niesamowity”!- odezwał się przygrabiony i leciwy kucyk, zajmujący drugą ławkę.-Panie! Ja już od dwudziestu lat przychodzę tu co miesiąc, ale nigdy w życiu nie zdarzyło mi się pobić takiego rekordu! Hej, często tu wpadacie? Jakby co, to następnym razem możemy pójść razem, znam naprawdę fajny pub! „Dolphin’s Pride”, kojarzycie?-
Rainbow Dash zaczęła krztusić się od śmiechu, a zbita z tropu Rarity rzuciła tylko szybkie „powiedzmy…” i usadowiła się na wolnej ławce.- A teraz do rzeczy: to kiedy wyjdziemy?- zagadnęła strażnika.
-Już mówiłem, popełniły Panie przestępstwo. Proszę się cieszyć, że nie został Paniom postawiony zarzut uczestniczenia w bójce. Taka procedura dość długo trwa. Wypuścimy Was za jakieś 6 do 8 godzin, o ile przyjaciółka, która pewnie za młodu wpadła do kociołka z alkoholem po tym czasie nie zepsuje nam kolejnego alkomatu.
-Oj tam, oj tam, się zdarza się.- Machnęła kopytkiem z pewną miną cyjanowa klaczka.
-Nie, nie „zdarza się”, Panno Cysterno. Zanim Twoja krew znów zacznie przypominać krew, a nie rwącą rzekę whisky, minie więcej niż te 8 godzin…- jęknęła projektantka i z teatralnym gestem legła na niewygodnej ławie. Nie mając lepszego pomysłu na spędzenie tych kilku najbliższych godzin, zaczęła robić to, co sprawiało jej zawsze radość: -„Boli mnie głowa i nie mogę spać,
chociaż dokoła wszyscy już posnęli,”
-O nie, tylko nie ta piosenka, proszę… nawet nie wiesz, ilu zatrzymanych ją śpiewa.- Powiedział strażnik, zakrywając kopytem swoje oblicze i jęcząc ze zdenerwowania. -„Nie mogę leżeć a nie mogę wstać,
mija ostatnia nocka w mojej celi.”
-Właściwie to pierwsza i ostatnia, nigdy wcześniej się to nie zdarzyło.- rzekła Rainbow Dash.
-Poważnie?- wciął się staruszek z pokaźnych rozmiarów brodą-Pierwsze podejście i już TAKI wynik? -„Bo ja jestem Bogiem, uświadom to sobie, słyszysz słowo ,od którego włos jeży się na głowie…”- klacz zerwała się z ławki i zaczęła wyginać się w takt nuconej muzyki. Właśnie dotarła do partii, w której zaczęła naśladować ruch pocierania płyty, gdy leżący jednorożec wrzasnął -„Na miłość Celestyńską, Rainbow Dash!”-
-E? Co? Co Ci się nie podoba?- zapytała. Kiedy w odpowiedzi otrzymała ruch kopyta, zataczający olbrzymie koło wokół jej osoby, pegaz uniósł z pogardą pysk i usadził się tuż przed kratami. -„Tylko noc, noc, noc, płoną światła ramp,
nocny reflektor teren przeczesuje,
owo światło to jak ja dobrze znam,
nigdy nie gaśnie ktoś zawsze obserwuje.
Nie wiem czy wierzę jej czy nie wierzę,
wierzę jej czy nie wierzę.”
-No nie. Jeszcze z tym nie skończyłaś? Nie wierzę, że muszę tego wysłuchiwać.- Strażnik zaczął nerwowo pukać kopytem w biurko stojące naprzeciw skromnej celi. -„Ostatnia doba jutro będę tam,
ale na razie ciągle jestem tutaj,
nie mogę leżeć a nie mogę spać,
"gad" po "betonce" kamaszami stuka.”
-Hola Hola! To ostatnie to obrażanie funkcjonariusza!- zerwał z miejsca, jednak gdy ujrzał, że Rarity zamierza właśnie zaśpiewać refren, podszedł do celi i błagalnym gestem poprosił o przerwę.-Jeżeli przestaniesz śpiewać, to wypuszczę Cię za chwilkę, będziesz na wolności, tylko przestań…
– Istnieje więc inna opcja?- zapytała.
-Możemy ewentualnie powiadomić kogoś z rodziny o stanie, w którym się znajdujecie i udzielić im informacji o sytuacji. Uwolnimy Was natychmiast, jak członkowie rodziny zgodzą się zapłacić kaucję i odebrać Was z posterunku.
-Hmmm… -podniosła oba kopytka, tworząc z nich swego rodzaju wagę. Spojrzała na lewe:- z jednej strony osiem godzin albo i więcej odsiadki w wyrafinowanym towarzystwie…- podniosła i prawe:- z drugiej możliwość znalezienia się na wolności za jakieś pół godziny i niekończąca się pogadanka na temat mojego skandalicznego zachowania i wypominki do końca życia przy KAŻDEJ okazji…- Rarity ułożyła kopytka spowrotem i mrużąc oczy spojrzała na strażnika:- podjęłam decyzję, Panie Władzo…
_____________________________________________________________ RARITY GRACE ROCHE! JESTEM ROZCZAROWANA TWOIM SKANDALICZNYM ZACHOWANIEM! JAKIM CUDEM ZNALAZŁAŚ SIĘ W TYM OBLEŚNYM MIEJSCU?!- matka dopiero przekroczyła próg, mijając barczystego strażnika, który ledwo uskoczył po karkołomnym czynie otworzenia drzwi wściekłej klaczy, a już było ją słychać w pomieszczeniu oddalonym o jakieś trzydzieści metrów na wschód.
-Bez urazy. Wcale nie jest takie obleśne.-Ojciec dźgnął parę razy łokciem strażnika w bok z przepraszającą miną i zaczął na powrót nucić Marsz Imperialny.
-Proszę za mną.- ozwał się wspomniany strażnik i poprowadził wąskim acz bardzo długim korytarzem małżeństwo i ich nastoletnią córkę. Sweetie uparła się, że koniecznie musi pojechać razem z nimi odebrać siostrę. Myślę, że była to dla niej swego rodzaju atrakcja: nie co dzień zdarzała jej się okazja, by odebrać członka swojej rodziny z izby wytrzeźwień. Poza tym nigdy nie była w takim miejscu, ale teraz była już pewna, że nigdy, ale to przenigdy nie chce tu już trafić- choćby i jako gość. Korytarz wyłożony był granitowymi płytami, a ściany pomalowane na ohydnie wyblakły miętowy kolor. Dodajmy do tego szereg grubych metalowych par drzwi, drewniane ławeczki pomalowane również wspomnianą farbą i kiepskie oświetlenie, a uzyskamy idealną scenerię do kręcenia horroru o zombie albo psychopatycznym mordercy. Sweetie posłusznie podążała za rodzicami, jednak myślami była zupełnie gdzie indziej. Zastanawiała się w co też jej siostra się wpakowała. Nikt oczywiście nie śmiał jej o niczym po informować i jak zwykle nie brał jej zdania pod uwagę. Najważniejsze dla rodziców były jej stopnie i to, że dzięki utalentowanym córkom mogą uchodzić za idealną rodzinę. Owszem, rodzice ją kochali - może nie potrafili tego właściwie okazać, ale zawsze byli przy niej i wspierali ją gdy miała problemy. Nie zawsze było jednak takie wsparcie, którego potrzebowała. Na myśl przyszedł jej epizod zaistniały jeszcze nie tak dawno, gdy postanowiła porozmawiać z mamą o swojej pierwszej miłości. Liczyła na zrozumienie, jednak (stwierdzenie tego przed sobą bolało ją niemiłosiernie) mama zupełnie nie potrafiła zaakceptować tego, co dzieje się w sercu nastoletniej córki. Istnieją tylko dwie osoby, którym mogłaby powierzyć swój sekret- obydwie są teraz w Manehattanie. Sweetie zawsze podziwiała niezależność i upartość starszej siostry: pamięta, jak dwudziestojednoletnia wówczas Rarity oświadczyła, że zamierza na stałe osiąść w Canterlocie- nie obyło się bez rodzinnej kłótni i groźby, że rodzice przestaną opłacać jej czynsz i wspomagać finansowo. Rarity uniosła się dumą (cecha, przez którą popełniła w życiu wiele błędów- jednak taka była Rarity, którą kochała i którą traktowała jak swój wzór) i zerwała kontakt z krewnymi na blisko dwa lata. Przez ten czas jej kariera rozwinęła się, stała się rozpoznawalna w światku mody, którego nie dane jest poznać zwykłym niezainteresowanym modą śmiertelnikom. Ku zdziwieniu autorytarnej matki klacz ani razu nie poprosiła o pieniądze- co więcej sama przysyłała nieco wypłaty „na słodycze” siostrze. Oczywiście przyszedł kryzys w equestriańskiej gospodarce i Rarity musiała porzucić ambitny plan pozostania po wsze czasy w stolicy, zamiast tego przeniosła się do Ponyville, gdzie ma własny salon. Carousell Boutique, jak wynika z listów Rarity, niemal dwukrotnie zwiększył swój rozmiar, jednak jej siostrze zawsze było mało. Ambicja to wspaniała rzecz, ale potrafi przysłonić ważniejsze wartości. Śmieszne, ale ta sentencja idealnie pasuje zarówno do siostry, jak i matki. Niedaleko pada jabłko od jabłoni…
_____________________________________________________________
-Jesteśmy na miejscu. Sala numer 7, zapraszam.-Powiedział ogier w zbroi i znów otworzył drzwi przed klaczą, kłaniając się przy tym bardzo szarmancko. Wyjątkowo spokojny i opanowany typ. Z takimi predyspozycjami powinien był zostać saperem, a nie przeciętnym strażnikiem. Gdyby się pomylił, to doświadczyłby tylko jednego wybuchu, zamiast tego doświadczał takich „wybuchów” niemalże codziennie. Te matki… Rodzina Roche weszła do pomieszczenia, rozglądając się wokół bardzo nerwowo. Zapewne i dla nich było to nowe doświadczenie . Bokiem do drzwi stało duże sosnowe biurko, przy którym siedział inny strażnik w hełmie, młodzieniec o srebrnej sierści , jednak prędko poderwał się z miejsca na widok gości i ściągnął hełm, ukazując przystrzyżoną granatowa grzywę. Po prawej stronie w pełnej okazałości prezentował się obraz nędzy i rozpaczy. Zapuszczony stary kucyk z długą i siwą brodą drzemał w kącie celi, natomiast dwie przyjaciółki siedziały na ławce oparte o siebie wzajemnie plecami i pogrążone w błogim śnie. Grzywa białej straciła swój idealny kształt, a proste pasma włosów wesoło oplątywały się wokół talii, wraz z pasmami ogona, którego klacz użyła jako namiastki okrycia. Druga zaś wyglądała tak…. jak zwykle. No, może jej sierść była nieco bardziej zakurzona niż na co dzień. W jej wypadku niekorzystna zmiana bardziej rzucała się w nozdrza aniżeli w oczy. Zapach alkoholu bił od niej z taką siłą, że od samego wąchania mogłoby się zakręcić w głowie. -O MOJA CELESTIO I LUNO RAZEM WZIĘTE! RARITY! RAINBOW DASH! CO WY TU ROBICIE I JAK WY WYGLĄDACIE?!- Matka jak na władczą matronę przystało, wpadła do pomieszczenia i nie zważając uwagi na nic ani nikogo, rozpoczęła istne przedstawienie. Co tam miłość! Werter miałby prawdziwy powód do samobójstwa, gdyby i jego mateczka urządzała takie sceny. Jej policzki oblały się pąsowym rumieńcem, a wzrok skupił na budzących się z przestrachem „przestępczyniach”.
-Pani Roche, jak mniemam?- zapytał młodszy strażnik i ukłonił się zamaszystym gestem.
-Owszem, to ja, a to-wskazała kopytem-mój mąż i nasza córka.
-Tą odebraliście z innego komisariatu po drodze tutaj?- srebrny ogier wyszczerzył się, jednak widząc skwaśniałą minę klaczy i zasłaniającego twarz kopytem wybranka, postanowił przywołać się do porządku, przyjmując znów oficjalny ton wypowiedzi.-Racja, głupi żart. A więc panna Roche i jej współtowarzyszka Dash mogą opuścić izbę wytrzeźwień, jeżeli podpiszecie Państwo odpowiednie oświadczenie. Sami rozumiecie, względy bezpieczeństwa.
-Dobrze, już dobrze…- Pani Roche sięgnęła po wieczne pióro swą aurą i prędko podpisała stosowny dokument. Nie obyło się jednak bez długiego monologu, wygłaszanego pod nosem, jednak w taki sposób, by dotarło to do uszu Rarity i wszystkich zebranych.- No pięknie, moja Panno, coś takiego w papierach! Twój dziadek przewracałby się w grobie!- Zawsze, gdy ktoś z rodziny zrobił coś skandalicznego lub choćby akceptowanego przez resztę klanu (choć w oczach matuli właściwie wszystko sprowadzało się do skandalu: nieważne czy to były machlojki finansowe, odsiadka w izbie wytrzeźwień czy choćby brak ważnego biletu miesięcznego- wszystko było opieczętowane słowem „SKANDAL” i wpychane do pękającej w szwach szuflady z napisem „Wszystkie-Złe-Rzeczy-Świata-Na-Które-Muszę-Ponarzekać-Lub-Będę-Narzekać-W-Przyszłości”) za wzór cnót przytaczana była osoba Świętej Pamięci Rusted Blade’a, mężnego dziada naszej bohaterki, Kapitana Oddziałów Imperialnych…
-…który służył na południowym froncie podczas wielkiej wojny między Zjednoczonym Królestwem Smoków a naszą nacją w 1925 pod Runnerbergiem, a wsławił się na kartach historii podstępem, dzięki któremu udało mu się okrążyć armię nieprzyjaciela i pojmać ich przywódcę, jednego z ważniejszych „pionków” Króla Charona III w niewolę.- Projektantka właśnie skończyła opowiadać na ucho o nestorze rodu Roche, dziadku ze strony ojca zaciekawionemu pegazowi.
- To teraz rozumiem, dlaczego tak zadzierasz nosa. Twoja rodzina od zawsze była związana z Equestrią i Księżniczkami. Jesteś prawie że wyższą sferą. Macie szlachecki tytuł?-
-Nie „zadzieram nosa” tylko jestem Damą, a to jest subtelna różnica. Owszem, mamy skromny herbik, ale mój honorowy dziadek odmówił przyjęcia tytułu. Księżniczka Celestia doceniła jego skromność i w zamian przyznała mu miejsce w Izbie Reprezentantów Kraju, gdzie miał szansę osobiście poznać takie znakomitości jak np. Manehatma Ghandi.
-Łooah, klaczo! Od źrebaka miałaś predyspozycje do dostania się w szeregi królewskiej rodziny.
-Wolę określenie: „ predyspozycje do osiągnięcia niebywałego sukcesu i zostania nieprzyzwoicie świetną projektantką, którą już jestem”. Teraz możesz powiedzieć, że zadzieram nosa.- Rarity wysunęła język i puściła oko do rozbawionej przyjaciółki, która odpowiedziała delikatnym kuksańcem.
-Moje drogie, czas na was!- srebrny jednorożec zbliżył się do krat i otworzył je tak szeroko, jak tylko zawiasy na to pozwoliły. Właścicielka diamentowego znaczka miała teraz szansę przyjrzeć się obliczu szorstkiego w obyciu strażnika, a jego lazurowe i spokojne oczy sprawiały, że nie miałaby nic przeciwko, by spędzić jeszcze kilka minut wpatrując się w rysy greckiego bóstwa, okutego w złotą i połyskującą zbroję. Prawie zaczęła wcielać plan w życie, gdy poczuła mocne pchnięcie w plecy od zniecierpliwionej Rainbow Dash.
-Już idę, czemu się denerwujesz…- odpowiedziała na zaczepkę biała klacz, wciąż jednak nie spuszczając wzroku ze strażnika.
-Nie cieszysz się, że możesz czmychnąć do domu?- zapytał, obdarzając aresztantkę delikatnym uśmiechem.
- Co mogę powiedzieć? Zżyłam się z tym komisariatem. No i nie będę miała już możliwości pośpiewania „Ostatniej nocki” przed publiką.
-Jak zmienisz repertuar to proszę tu znów wpaść, być może teraz nie będę zatykać uszu.
- Znów ugości mnie Pan w spartańskich warunkach, czy może tym razem będę mogła liczyć na dogodniejsze warunki?
-Może Panna polegać na moich dobrych manierach.
-Jednakże skrzętnie ukrywanych przed światem?...
-Nie chcę, by więźniowie wykorzystywali moją dobroć i grzeczność. Sądzę, że gdybym okazał Pannie więcej empatii, z pewnością postarałaby się Panna użyć ich do swoich celów. Nie sądziłem jednak, że znajdzie się na to inny sposób.
-Tyle Pan mówi o swoich nienagannych manierach, a wciąż nie znam Pańskiej godności.- powiedziała Rarity, gdy już zbliżała się do wyjścia z pomieszczenia.
-Brassard, Silver Brassard .
-Sądzę, iż nie istnieje potrzeba, bym i ja się przedstawiała, skoro moje dane osobowe już dawno wylądowały na Twoim biurku, Silverze.
Klacz opuściła salę i w towarzystwie strażnika w średnim wieku oraz rodziny i przyjaciółki zmierzała długim miętowym korytarzem do wyjścia. Surowy wzrok matki i cisza, jaka zapanowała od momentu otworzenia krat nie przynosiła o dziwo ulgi, potęgowała jedynie napięcie. Po zatrzaśnięciu frontowych drzwi komisariatu zgromadzeni wsiedli do pierwszej z brzegu taksówki. Sweetie Belle, Rarity i Rainbow Dash kolejno zajęły miejsca po jednej stronie, naprzeciw nich miejsce zajęli zdenerwowani rodzice. Rarity spojrzała przez szybę na wysokie budynki skąpane w blasku wschodzącego Słońca i deszczu. Ulicami spacerowały jedynie kucyki wyprowadzające swoich pupili oraz te, które z powodu wykonywanej pracy musiały być na nogach już o czwartej nad ranem. Śpiąca Sweetie Belle słodko drzemała wsparta o ramię starszej siostry, podczas gdy pegaz zajęty był uciszaniem burczenia w swoim brzuchu, domagającego się porządnego posiłku, którego nie doświadczył od wielu godzin. Ojciec łagodnym gestem przeczesywał gęste wąsy, a matka przeglądała się w małym lustereczku.
-Przybyli do nas o trzeciej nad ranem. Powiedzieli, że chodzi o was i że zostałyście zatrzymane. MASZ POJĘCIE JAKIE TO UCZUCIE-
-Mamo, na litość Celestii, jesteśmy w taksówce- nie podnoś tu na mnie głosu.
-Masz pojęcie…- matka ściszyła głos, jednak nachyliła się w jej kierunku, by młody jednorożec mógł lepiej słyszeć, co zamierzała jej od dłuższego czasu przekazać-… jakie to uczucie, gdy dwóch strażników zjawia się u progu Twoich drzwi, w dodatku o barbarzyńskiej godzinie i mówi, że są tu z powodu Twojego dziecka? Przecież ja myślałam ,że osiwieję! Bałam się, że coś Ci się stało, że Wam się coś stało, że ktoś was pobił, albo zrobił inną krzywdę, albo że zrobiłyście coś bardzo, bardzo złego. Przecież ja się nawet bałam, że nie żyjecie!- Rarity odwróciła głowę od okna i skupiła na rodzicielce, której oblicze opuścił już grymas złości, zastąpiony troską i zwyczajnym strachem. Widok sprawił, że umysł Rarity stał się pustą kartką. Co mogła odpowiedzieć? „Aha”?” Wiem”? „Tak jakoś wyszło”? Zamiast tego sięgnęła po najlepszy środek, jak przyszedł jej do głowy: ciszę. Zmęczona nocnym maratonem marzyła jedynie o szybkim posiłku, prysznicu i miękkim łóżku. Ściskając kopytkiem kieszeń płaszcza, w którym znajdowały się koperty i znaczki, już obmyślała treść listu do Fluttershy. Po przejeździe pod dobrze znany adres klacz chcąc nie chcąc musiała obudzić zaspaną siostrę, która właściwie od pewnego czasu spała smacznie opierając przednią część ciała na kolanach Rarity. Dom powitał ją przyjemnym ciepłem wygaszonego niedawno kominka i zapachem doniczkowej lawendy, dobiegającym z górnego piętra. Pierwsze kroki skierowała do łazienki na parterze. Chłodną wodą przemyła zmęczoną i piekącą od spożytej dawki alkoholu twarz. Dopiero podnosząc ją znad umywalki dotarło do niej, co zaszło tej nocy. Opuściła łazienkę w znacznie gorszym humorze, tym razem zmierzając do dużego pokoju. Jedynymi śladami obecności rodziców i siostry w felernym wydarzeniu były ociekające wodą kalosze i płaszcze, zawieszone w przedpokoju oraz burgundowa parasolka, po której rytmicznie spływały krople. Upadając z głośnym PUF na kanapę zauważyła kolorową ogon i parę kopyt wystających zza drzwi lodówki. W tejże chwili sama poczuła nieprzyjemne uczucie mrowienia w okolicach żołądka, jednak nogi odmawiały powstania z tak wygodnego siedziska.
-Wiesz Rar…- zaczęła Rainbow, nie tracąc czasu na choćby chwilowy kontakt wzrokowy z rozmówczynią-To był zwariowany wieczór. Prawdziwa z Ciebie luzaczka. Kto by pomyślał, że jesteś zdolna do takich rzeczy... Czemu tylko tutaj zachowujesz się w ten sposób?
-Dash, gdybym zachowywała się tak wszędzie, to prawdopodobnie ścigano by nie już listem gończym.- odpowiedziała klacz.-Mogłabyś być tak kochana i wziąć coś i dla mnie?
-A na co masz ochotę?
-Na to, co i ty. Jestem tak głodna, że zjadłabym krowę z kopytami. Metaforycznie rzecz ujmując.
_____________________________________________________________
Godzina: wpół do szóstej- wskazówki niemiłosiernie wskazywały początek długiego poniedziałku, którego poranne godziny przywitane zostały przez siedzące wciąż w salonie przyjaciółki. Dash spożywała kolejną KK-t.j Kolorową Kanapkę ( kanapka zawierająca praktycznie całą zawartość lodówki, upchaną na jednej lichej kromce chleba), podczas gdy Rarity pochylała się nad ławą i zapamiętale skrobała długopisem na kartce papieru. List ten pisała od dłuższego czasu, a jego treść brzmiała w następujący sposób: Droga Fluttershy!
Najmocniej przepraszam, że nie odezwałam się do Ciebie wcześniej. Mam jednak nadzieję, że nie martwiłaś się o mnie zbytnio, gdyż jestem cała i zdrowa. Mam też ciekawostkę, którą pragnę się z Tobą podzielić.
Pamiętasz, jak mówiłaś, że nie masz pojęcia, co dzieje się z naszą kochaną przyjaciółką imieniem Rainbow Dash? Otóż wspomniana klacz w momencie pisania tego listu siedzi naprzeciw mnie w mieszkaniu moich rodziców. Spotkałam ją w pociągu w drodze do Fillydelphii i tak upływa nam trzeci dzień poza domem. Fillydelphię również opanował niekończący się deszcz, ale z pewnych źródeł dowiedziałam się, kto może za to odpowiadać. Miejmy nadzieję, że ulewa zakończy się tak prędko, jak się rozpoczęła.
Bardzo tęsknię za Tobą i resztą przyjaciół. Nie będę Cię prosić o dobrą opiekę nad Opal, bo wiem, że jesteś najlepszą opiekunką, jakiej mogłam powierzyć moje maleństwo. Pozdrów ode mnie naszą gromadkę i przekaż Pinkie, że nie chowam już do niej urazy. Z autopsji wiem, że są gorsze rzeczy niż porwana sukienka.
Z niecierpliwością czekam na list od Ciebie.
Buziaki Rarity P.S- Kochanie nie zapomnij o uregulowaniu rachunków Carousell Boutique na początku przyszłego miesiąca, gdyż nie przewiduję szybkiego powrotu do Ponyville. Wiesz, gdzie trzymam pieniądze. P.P.S- Hejo Flutt! Mamy się tu nieźle! Nie uwierzysz, co nas tu spotkało. Zresztą, opowiem, jak wrócę.
TO-MIASTO-JEST- NIESAMOWITE! Ciao i trzymaj się ciepło. -Ten dopisek był konieczny?- zapytała sceptycznie Rarity wyrywając kartkę spod długopisu Rainbow Dash.
-No co? Nie będę kłamać, było świetnie!
-Nie rozumiesz. Nie chcę jej martwić tym niechlubnym epizodem.
-Ahh tam, nie wdałam się w szczegóły.- odpowiedział pegaz i zebrał naczynia ze stołu.
-I całe szczęście.- Rarity dopiła herbatę i podążyła za skrzydlatą klaczą. Pytania:
- Czy Rarity powinna opowiedzieć Fluttershy o tym, co zaszło w Fillydelphii?
- Czy Silver Brassard jest warty uwagi Rarity?
- Czy projektantka ma szczerze porozmawiać z matką? A może zapomnieć i nie wspominać o całej sprawie? Co powinna powiedzieć?