Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Pawlex

  1. - Wampirzy kodeks zdrowia? Coś takiego istnieje? - Zapytał, trzymając się za brzuch. Gdyby nie był wampirem, prawdopodobnie by zbladł. - Po prostu klinowanie rumem to chyba nie był najlepszy pomysł. Zaraz mi przejdzie. No co się tak gapią? 

    Pete postanowił wstać. Może jak się rozrusza to mu się polepszy. 

    A tak poza tym to coś mu tu nie pasowało. Alkohol przecież tak nie działał. To znaczy działał, ale na pewno nie po jednym, małym łyku. 

  2. Pete już miał zarzucić jakiś temat, zanim jednak się odezwał, poczuł że coś jest nie tak. Odbeknął, po czym oparł brodę o dłoń. 

    - Wiecie co? - Zapytał, próbując walczyć z tym paskudnym uczuciem. - Chyba... chyba mi ten rum nie służy. 

    Oddychał głęboko. Kufel który przed nim stał odsunął nieco dalej. 

    - Chyba nieco przesadziłem. Przecież nigdy nie piłem, a teraz żem zaczął sobie narzucać tępo jak kopnięty. Uff...

  3. Kiedy ciecz postanowiła rozpieprzyć wampirowi przełyk, ten aż zmrużył oczy i mało co nie przegryzł języka. Zakrztusił się. 

    - O kurfff... - Jęknął. Ten alkohol palił tak, że lepiej nadałby się do czyszczenia rynsztunku, zamiast do picia. - Czyli... czyli zaprzyjaźnieni po... ja pier... po bitce. Czaje - Wysapał. Dobrze że zrobił delikatnego łyka, bo jakby zrobił większego, to by go chyba zwaliło. 

    A wtedy spojrzał na Albrechta, który w przeciwieństwie do niego, mało co całego kufla na raz nie owalił. Wytrzeszczył oczy w zdumieniu. Portowiec to był jednak portowiec... 

    - Rany, chłopie... - Powiedział, nie mogąc wyjść z podziwu. 

  4. Po rozlaniu kolejek, Pete przysłuchiwał się towarzystwu, powoli degustując swój trunek, oceniając czy to to w ogóle jest dobre. 

    - Przepraszam że wam przerwę! - Odezwał się nagle, karcącym wzrokiem patrząc na syczącego Meera. - Albrecht, a kim ty w ogóle jesteś? Łowcy wampirów zwykle trzymają się, a tym bardziej piją, raczej w swoim towarzystwie. Więc jeżeli łowcą nie jesteś... no to kim? - Zapytał, po czym zrobił delikatny łyczek. 

    - A ty Meer się nie spinaj, bo zaraz strzała w pysk dostaniesz i pójdziesz lulu! 

  5. Czując zapach rumu, wampir nieco się zawahał. Nie chciał znowu męczyć się tak, jak po sabacie, ale z drugiej strony teraz był wśród cywilizacji a nie w jakimś zagajniku. Tutaj będzie mógł raczej lepiej wypocząć, niż tam. Postanowione. Pije. 

    Rozlał sobie, po czym i kufel i butelkę uniósł ku górze, gdy Meer zaczął się kołysać i legł na blacie.

    - Kuźwa! Siadaj na dupie, zachlajmordo! - Rozkazał, po czym wrócił do rozlewania. 

    - A skąd ja mam wiedzieć co ile się odbywają? To był mój pierwszy sabat, na który zresztą trafiłem przypadkiem. Widzę z daleka światła w lesie, stwierdziłem że sprawdzę. Patrzę sabat, no i o! Taka historia. - Podał kufel Tornowi, po czym chwycił ten Albrechta. Co jak co, ale Meerowi to już chyba starczyło. 

  6. - To znaczy, to było tak bardziej z przedwczoraj na wczoraj. I to było w lesie. W tym, co tam się do niego idzie z tej wiochy przed miastem. Musicie wiedzieć - Mówił, jednocześnie przyglądając się uważniej całemu temu wystrojowi. Nie zamierzał teraz poruszać tego tematu, bo nie chciał niszczyć nastroju, ale później trzeba będzie krasnoludowi wytknąć, że to wszystko wygląda gorzej niż źle. 

    Kufel wylądował na stole, a w tym czasie Pete zabrał się za rozlewanie krasnoludzkiego specjału. 

    - Coś czuję że na tym się nie skończy... - Wymamrotał pod nosem. 

  7. - Przecież sukkuby to demony, ty niedouczony kurduplu... - Odpowiedział krasnoludowi, lecz bardziej powiedział to w taki sposób, by to puścić w wiatr, zamiast wdawać się w dyskusje. 

    - Jedne nagie, drugie ubrane w prześwitujące rzeczy, więc teoretycznie też nagie, jeszcze jedne skąpo ubrane. No i wiesz, jedne młode, ładne. Inne już nie bardziej. Powiem ci tak, ja na brzydkie i stare uwagi nie zwracam! A goście... ta dziewka co mi się trafiła... - Wampir położył dłoń na sercu, uniósł głowę ku górze i zrobił głośny wdech. - Bóstwo!

    Słysząc pytanie Albrechta, Pete pokręcił przecząco głową.

    - Co ty gadasz? Wszystko było za darmo, nawet alkohol mi wciskali za nic. Jeżeli kiedyś sabaty były lepsze to nie mam pojęcia co tam się musiało dziać... 

  8. - No jak to gdzie żem złowił? Na na sabacie przecież! Tam ich jest tyle że łohoho! Powiedziałbym że jest w czym wybierać... ale większa szansa że to ty zostaniesz wybrany.

    Wampir roześmiał się. Ucichł gdy trzeci typ się przedstawił. Wampir, jak to kultura nakazała, uścisnął jego dłoń.

    - Pete - Odpowiedział. - Dobra, chłopy. Grzeczności za nami. Meer! Siadaj, ochlejusie. Tankujemy dalej. - Pete choć co prawda wciąż miał opory co do alkoholu... no ale jak to tak? Z przyjaciółmi się nie napije? Zwłaszcza że jednego dawno co widział? 

    - Nic się nie zgrywam, pierdoło! Jak będziesz miły, to na następny sabat pójdziemy razem. 

  9. Rany, Meer był tak spruty, że aż niebywałe że zdołał samemu wstać. Gdyby Pete znalazł go takiego jeszcze zanim został wampirem, teraz najpewniej lałby go po mordzie. Nie mógł znieść widoku pijanego łowcy wampirów. No, ale teraz zrobił się już troszeczkę mniej cięty. 

    Gdy ten alkoholowy fetor zaatakował węch wampira, ten mało co się nie zakrztusił. Panowie już musieli całkiem ładnie pochlać, a na koniec się jeszcze nie zapowiadało.

    Pete chcąc nie chcąc uściskał przyjaciela, chociaż prawdę powiedziawszy to bardziej go przytrzymywał, by ten się na ziemię nie osunął. 

    - Niby jakie zmiany? Ten trunek jest dla... - Urwał, kiedy do głowy przyszła mu pewna myśl. Wyszczerzył zęby. Po co się tłumaczyć? Lepiej nakręcić ich jeszcze bardziej! 

    - Ha! No wiecie, chłopy! Po ostrym, całonocnym rżnięciu z sukkubem taka flaszeczka to będzie wchodzić aż miło, nie?! 

  10. W środku wyglądało dokładnie tak, jak to Pete sobie wyobrażał, czyli niezbyt zachęcająco. Na zapach gorzały nie zwracał uwagi, bo przecież to w końcu karczma. Za to smród grzybów zdecydowanie mu tutaj nie pasował. Z tego co się orientował, to w karczmach raczej nie serwowano takich specjałów. 

    Poza tym, to był drogi towar, więc zdecydowanie nie należał do Torna. 

    Wampir przyjrzał się gościom Torna. Jedyn z nich był Meer, również łowca, i jego dobry znajomy którego dość długo nie widział... a to właśnie teraz mogło stanowić problem. Chłopak dobrze wiedział, że jeżeli opuściłby ten budynek z nim u boku, prawdopodobnie nie dożyłby jutra. Gdy trafi się okazja, trzeba będzie wytłumaczyć koledze po fachu jak się teraz sprawy mają...

    Ostatni typ był dla wampira nie wiadomą, i szczerze powiedziawszy to nawet nie zwracał na niego uwagi. 

    - Torn! Meer! - Ucieszony, rozłożył ręce, w prawej trzymając butelkę z krasnoludzką gorzałkom. - A przylazłem by nieco udobruchać tego skurduplałego obrażalskiego... ale ty? Co tu robisz? Jakbym wiedział, przyniósłbym więcej! - Wampir zamierzał dosiąść się do nich. 

     

  11. Pete stał przed budynkiem, bacznie mu się przyglądając. Gładził się po brodzie, w rozmyślaniu. 

    Wow. Jest... gorzej, niż myślałem

    Całość nie sprawiała wrażenia zachęcającej do wejścia. Chłopak co prawda wiedział, że krasnolud dopiero tutaj zaczyna... ale nie spodziewał się że startuje z samego dna. Potrzeba będzie duszo forsy i czasu, aby z tej rudery stworzyć coś lepszego. 

    Wampir spojrzał na butelkę którą trzymał. Teraz doszedł do wniosku, że może po prostu lepiej by było wspomóc Torna finansowo, zamiast przynosić mu flachę. No trudno, skoro nic mu nie powiedział o stanie jego karczmy, to jego wina. 

    Wzruszył ramionami, po czym udał się do środka. Im dłużej patrzył na ten obskurny budynek, tym coraz bardziej nie chciał tu wchodzić. Oby tylko wnętrze prezentowało się lepiej, bo jeśli nie, to doprowadzenie tego przybytku do porządku zapewne krasnoluda przerośnie. 

  12. To co zdziwiło wampira, był fakt, że wciąż miał przy sobie te pieniądze. Podczas skakania i tańcowania na tym sabacie, pijany, odurzony, mógł albo te pieniądze zgubić, albo ktoś mógł go bez problemu obrabować. Jak to dobrze, że nic takiego nie miało miejsca.

    Zabrał flaszkę i skierował się ku drzwiom wyjściowym. Szybko, by znowu ktoś go przypadkiem nie zaczepił.

    Wampir martwił się o alkohol, który niósł. Naprawdę chciał donieść go do Torna w stanie nienaruszonym, ale w tych cholernym mieście wszystko może się wydarzyć. W dodatku fakt że był stale obserwowany denerwował go jeszcze bardziej. 

    Podczas podróży do karczmy kumpla, Pete wybierał te najbardziej opustoszałe drogi. Oczywiście w nocy ruch wielki nie był, ale bardziej chodziło o to by nie wpaść na jakichś podejrzanych typów. 

  13. Wampir posłusznie i bez słowa udał się z karczmarzem na zaplecze. Zaplecze jak to zaplecze, co tu dużo mówić. Mnóstwo śmierdzących po rybach sieci i beczki. Nie wiedział co w nich jest, i nie miał zamiaru. W końcu nie przyszedł tu by przeprowadzić inwentaryzację. 

    Kiedy rosły mężczyzna przedstawił mu alkohole, na niezbyt pięknej twarzy Pete'go zagościł uśmiech. Krasnoludzki rum! Idealne! I akurat miał równo tyle pieniążków. Przyznać było trzeba, że te alkohole drogie jak ja cie pierdolę, no ale wampir jakoś specjalnie się nie narobił, by uzyskać swoje pieniądze, więc nie miał wielkiego problemu z wydaniem takiej niemałej kwoty.

    - Rum! O to chodziło! Biere! - Odezwał się. Odetchnął z ulgą. Pierwsza karczma do której wstąpił, i już udało mu się trafić na takie cacko. Ostatnio coś wszystko za bardzo idzie mu po jego myśli. No, ale lepiej nie zapeszać.

    - Proszę bardzo, równe pięć dyszek - Wręczył właścicielowi przybytku mieszek ze złotem. 

  14. Rany, ten facet był tak nawalony, że nie powinien być w stanie mówić. Ludzie z dzielnicy portowej to był doprawdy ewenement. No, ale najważniejsze że nikogo nie uraził, czy rozzłościł. Został zapomniany tak szybko, jak wcześniej zauważony. O to właśnie chodziło! 

    Kiedy karczmarz zbliżył się, wampir nieco nachylił głowę w jego kierunku. 

    - Widzi pan, potrzebuję się pogodzić z pewnym krasnoludem, a do tego potrzebowałbym jakiegoś mocnego, alkoholowego suweniru... - Powiedział nieco ciszej niż zwykle. Wiadomo, nie chciał by ktoś inny, niezwykle podpity o tym usłyszał i się tym zainteresował. Chłopak złapał za swój mieszek z pieniędzmi. Trzymał go w pięści tak, że ledwo było go widać. Położył dłoń na ladzie. 

    - Chodzi mi o coś... bardziej wyrafinowanego niż tania flaszka samogonu. 

  15. Co ciekawe, w środku było dość spokojnie, jak na takie miejsce i o takiej godzinie. Krew się nie lała, kufle nie latały, nie szło potykać się o leżących ludzi. Jest dobrze. 

    Pete nie szukał kontaktu wzrokowego z innymi, wiedział że już samo takie gapienie może kogoś sprowokować, a tego nie potrzebował. Przyszedł tu w celu zakupu alkoholu, a nie by szukać zaczepki. Szedł do lady, bez pośpiechu, bez gwałtownych ruchów. 

    Dotarł do baru... no i się zaczęło, no żesz kurwa mać. 

    Jakiś pajac po prostu nie mógł się powstrzymać, by do niego zagadać. Co tu teraz zrobić? Zignorować? Zapewne tego pijaczka to wnerwi, bo nie ma gorszej obrazy dla podpitego człowieka, niż jego zignorowanie. Odpowiedzieć mu? Jak? Szybko, wymijająco, groźnie. Wampir nigdy nie rozwiązywał problemów dyplomatycznie, więc za dobrym mówcą nie był. Co powiedzieć, by ten jegomość się z łaski swojej odwalił, jednocześnie nie robiąc burdy w knajpie. 

    - Obrazić się na słońce... - Odparł bez emocji, nawet nie patrząc na tego gościa. Machnął lekko do karczmarza, by ten się zbliżył. 

  16. - Oślizgła... Maćka. Co to w ogóle znaczy? - Gadał sobie pod nosem, stojąc przed wejściem do tej mordowni. No niestety, o takiej godzinie już tylko przybytki tego typu były wciąż czynne. Smród który się tutaj unosił, był zdecydowaną konkurencją dla tego we wsi, smrodu pola obłożonego gównem. 

    Zanim jeszcze wszedł do środka, słyszał doskonale że wszyscy w knajpie byli już ostro porobieni. Może będzie miał szczęście i będą tak wstawieni, że nawet nie zauważą że jest wampirem, a jeżeli ktoś będzie stwarzał problemy... nie ma łatwiejszej rzeczy od pacyfikacji pijaczków. 

    Pete ruszył do środka, z zamiarem kupienia dla Torna czegoś, co będzie naprawdę można nazwać alkoholem. To chyba nie będzie w porządku, jeżeli przyjdzie do niego z rozwodnionymi szczynami. 

  17. Wampira coraz bardziej zaczynał martwić fakt, że najważniejsze wampirze szychy w tym mieście nie miały pojęcia, kim ani skąd była ta kobieta. Co jeżeli już nigdy się tu nie pojawi, albo co gorsza nigdy już jej nie znajdzie? Co jeżeli nie dowie się co było w tej cholernej kasetce, a jego szansa do zemsty zniknie bezpowrotnie? Chłopak zacisnął zęby i syknął cicho. 

    - Dobra! Jutro, to samo miejsce. Na razie! - Pożegnał się. 

    Tak jak planował wcześniej, musiał znaleźć jakiś sklep, kram, cokolwiek, gdzie mógłby dostać dobry prezent na przeprosiny dla Torna. Musiał się śpieszyć, o tej godzinie już większość przybytków powoli się zamykała. 

    Niech to szlag... - Pomyślał. Nikt nie wie niczego o wampirzycy, która go przemieniła. Aug która będzie ponosić konsekwencje za każdą głupotę, jaką tylko Pete zrobi, przez co tylko jeszcze bardziej nie wiedział, czy aby na pewno dobrym pomysłem będzie bycie wtyką u wampirów. Cały czas miał jednak w głowię przepowiednię, która mu ta starsza pani wywróżyła. 

    Nie warto było jednak jeszcze nad tym wszystkim rozmyślać. Jeżeli ten buńczuczny krasnolud jednak nie przyjmie przeprosin, wampir będzie w dupie jeszcze głębiej, niż jest teraz... 

  18. - Właśnie chodzi o to, że moim celem był właśnie początkujący wampir, a nie ta kobieta. Gdybyśmy mieli zmierzyć się z kimś jej kalibru, to oczywistym by było, że nie byłbym tam sam. Do niej to stawiam na minimum czwórkę, i to tych bardziej doświadczonych ode mnie. - Ta cała sytuacja zaczynała robić się coraz bardziej pogmatwana. Czyli został zmieniony przez wampira, którego tutejsze wampiry nie znają. Pete musiał mieć zdecydowanie pecha tamtego dnia. A mógł po prostu oszczędzić sobie jej wyzywania... 

    - A poza tym, zabrała coś od tego wampira, którego zabiłem. Jakąś kasetkę. Nie mam pojęcia co w niej było, ale dowiem się, bo nie da mi to spokoju. 

    Wampir szedł przez chwilę w milczeniu, lecz nim Aug zdążyła odpowiedzieć, chłopak przypomniał sobie o czymś jeszcze.

    - A! Co więcej, ta wampirzyca pytała mnie dlaczego poluję na wampiry, a gdy jej powiedział, ta nawet zachęcała mnie bym nie przestawał. Dziwna kobita, co? 

  19. Po tym co wampir usłyszał, przez chwilę zaczął wyobrażać sobie, co by się stało, gdyby teoretycznie postanowiłby donosić łowcą o poczynaniach wampirów, i to by prędzej czy później wyszło. Kompletnie nie miał pojęcia, że jeżeli coś spieprzy, oberwie się również Aug. To zdecydowanie nie było w porządku. 

    - Ok! Rozumiem. - Chłopak odpowiedział, po czym gestem zachęcił, aby obydwoje udali się do miasta. 

    - Powiedz, dlaczego to akurat ty ponosisz za mnie odpowiedzialność. Myślałem że to raczej przypada temu wampirowi, który jest odpowiedzialny za zmianę tego drugiego w wampira. Ktoś ci to kazał, czy może sama się zgłosiłaś? - Zapytał, niezmiernie zainteresowany tą sprawą. - A w ogóle to znasz tę kobietę, która mi to zrobiła? 

  20. - O widzisz! - I w tym momencie nieco się wkopał. Oczywiście mógł w każdym momencie wrócić do swojej kwaterki u łowców, no ale skoro teraz dowiedział się, że jest i będzie stale obserwowany, byłaby prawdopodobnie to ostatnia jego noc. W takim razie to odpadało. 

    Wampir zaczął dumać, gdzie by to jeszcze mógł zamieszkać. Zamtuz w którym przechodził transformację też już raczej odpadał. Chociaż nikt mu nie bronił pójść tam raz jeszcze i ładnie poprosić. Mimo to, nie sądził by mógł zostać tam na długo. 

    A może Torn? Torn! Przecież nie jest już łowcą, teraz prowadzi karczmę! Chyba nie będzie wielkiego problemu by pomieszkać w karczmie! Problem w tym że ostatnio trochę się posprzeczali. Ale to tam przecież nie jest wielki problem, kupi mu się jakąś wyrafinowaną gorzałę i od razu przyjmie przeprosiny. 

    Pete klasnął w dłonie. Na taki przeprosinowy trunek potrzebował pieniędzy, a te przecież miał z sprzedaż truchła alchemikom! Wszystko (przynajmniej w jego założeniach) układało się tak, jak powinno.

    - Dobra! Poradzę sobie! - Rzekł niezmiernie uradowany. - Nie bój się, droga macocho! Będę w mieście, nigdzie nie ucieknę, skoro umówiłem się na mordowanie tych "złych" wampirów, to słowa dotrzymam. To co, hę? Sztama? - Zapytał, wyciągając do niej dłoń. 

  21. - Ja, wampir, wyszedłem ŻYWY z siedziby łowców wampirów. To chyba jasne że nie wyglądałem na niezadowolonego... - Odpowiedział na swoje usprawiedliwienie. Wieść o tym że jest stale obserwowany ostro go zirytowała, chociaż nie zdziwiła. 

    - Ziołowy zapach? A żeby tylko to! Wczoraj czułem całe mnóstwo zapachów! Niby jakim cudem coś takiego ma informować o głodzie? - Zapytał. O czymś takim w ogóle nie słyszał, a przecież co nieco wiedział o wampirach. Ba, musiał nawet wiedzieć. Taka praca. 

  22. Wampir syknął z bólu. W sumie to spodziewał się, że skończy się to właśnie tak, więc nie miał żalu. Akurat wtedy udało mu się spostrzec tą chwilową gniew na twarzy wampirzycy, i właśnie ten widok był jak kubeł lodowatej wody na głowę. Nastrój na żarty się ulotnił, a do chłopaka w końcu doszło, że bądź co bądź ma tu przed sobą groźnego wampira. Nie takiego świeżaka jak on, tylko prawdziwego wampira. Z paskudną mordą, w dodatku. 

    Co prawda zniknęło to wszystko, zanim nawet Pete zdążył mrugnąć oczyma, i miał nadzieję że już tego nie zobaczy, a przynajmniej nie z jego winy. 

    - Ja... - Zawiesił się na chwilę. Głos rozbawionego idioty również minął. - Nie! To znaczy... nie mogę. Bo widzisz, poprzedni Wielki Mistrz chciał mojej śmierci, no ale że fartem trafiłem na jego... jego "zmianę" to ten nowy postanowił, że mogę żyć... o ile nigdy do nich nie wrócę. - Może nie do końca tak było, ale tym razem wampir nie dał po sobie niczego poznać, a przynajmniej miał taką nadzieję. 

    - Więc ten, powrót tam odpada. A ja mówię poważnie, dalsza współpraca najbardziej mi odpowiada. Proszę? 

  23. Przyznać trzeba było, że Aug była szybka. I to nie po prostu szybka... tylko bardzo szybka. Pete nawet nie zauważył kiedy się zbliżyła. Wysłuchał, tym razem uważnie to, co miała do powiedzenia, bo jak było widać, sprawa była poważna. Nie trzeba było zgadywać, że jeżeli odpowie coś złego, to właśnie wampirzyca zarżnie go tu i teraz. 

    - Cóż... - Odezwał się, kiedy łaskawie w końcu mógł. - Oczywiście że idę na dalszą współpracę - Gdy to mówił, jego ręce powoli zaczynały oplątywać talię Aug. - Bo przecież nie mogę nie wykorzystać okazji, byś dalej mi mamusiowała, prawda? - Dodał, po czym chciał przycisnąć ją do siebie. 

    Dopóki nie wkurwię tym Jone'a, włos mi z głowy nie spadnie... - Pomyślał, uśmiechając się cwaniacko. 

  24. - Zaraz, zaraz, zaraz! - Odparł gwałtownie. Aug z tą całą poważną gadką wyskoczyła zdecydowanie za szybko. Żadnego tuli tuli, nic typu "tęskniłam" czy "cieszę się, że żyjesz", no jak to tak?

    Wampir dwoił się i troił, aby słowa wampirzycy nie wyleciały mu z głowy. Zresztą ledwo co nie wypuszczał ich drugim uchem. 

    Zaczął powoli rozglądać się dookoła, drapać po potylicy, spojrzał to raz w dół, raz to na nią. Na końcu wzruszył ramionami. Co zamierza robić w przyszłości? A skąd on miał to wiedzieć? 

    - Cóż, niech no pomyślę, proszę pani - Powiedział w końcu, po czym skupił się na temacie. - No więc myślę że najpierw to sobie wrócę do miasta. Tak, to dobre. Potem musiał bym se strzelić jakąś krew, bo mnie powiem ci tak pomału, pomału zaczyna ssać o tu. - Położył dłoń na brzuchu. - A potem... - Zrobił na chwilę pauzy, po czym zrobił krok na przód, i spojrzał w oczy Aug.

    - A potem... muszę odnaleźć miłość swojego życia! 

  25. I właśnie w tej chwili Pete przeklinał swój bardziej wyczulony węch. Cały ten nieprzyjemny zapaszek obornika czuł zanim nawet jego oczom ukazało się podgrodzie. A im bliżej był, tym coraz bardziej jebało. 

    Zaskoczony był, że wieśniaki właściwie to go ignorowały. Przecież już jego wygląd był całkiem wampirzy, no a ludzie przecież bali się wampirów. Tak przynajmniej mu mówiono. Lepsze to oczywiście, jakby zaraz mieli na niego rzucić się z widłami, pochodniami, krzyżami, czosnkiem i kołkami. 

    Szedł, zaciskając nos, dopóki to nie spostrzegł kogoś znajomego. Przystanął na chwilę, patrząc na tę osobę, chcąc upewnić się że ona to na pewno ona. 

    Tak, nie było mowy o pomyłce. Toż to Aug! Jego zastępcza, wampirza mamusia. Nie miał bladego (heh) pojęcia co tutaj robiła, dlaczego była tu sama jak palec, dlaczego biło od niej takim jakimś smutkiem i niezadowoleniem, no a najważniejsze, dlaczego dokarmiały kury, które wyglądały tak jakby codziennie dostawały więcej żarcia, niż mogłyby pochłonąć. 

    Odetkał nos, odchrząknął i ruszył do niej.

    - Och, macocha! - Powiedział, chcąc brzmieć na miłego i uradowanego. 

×
×
  • Utwórz nowe...