Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Pawlex

  1. Nie wiadomym było, jaka niecna siła powstrzymała Pete'a przed jakąkolwiek reakcją na szarżującego krasnoluda, no ale niech będzie...

    Wampir wyrzucił całe powietrze z płuc, kiedy ten mały byczek wjechał mu w korpus. Zaparł się mocno nogami, aby nie dać się za bardzo przepchnąć, bądź co gorsza, dać się obalić. 

    No ale teraz w bardzo bliskim kontakcie, co mogło pójść tylko w stronę jednej formy starcia. I akurat Pete w niej czuł się najlepiej.

    W zapasach, oczywiście. 

    Chcąc wykorzystać nieco bardziej swoje nowe siły, wampir złapał krasnoluda w pasie i bez ceregieli zamierzał go unieść, by potem z całej siły cisnąć nim prosto na swoje kolano, gdzie prawdopodobnie teraz z tą wampirzą siłą mógł bez problemu przeciętnemu mężczyźnie złamać kręgosłup. Oczywiście Torn miał na sobie zbroję, więc aż takich obrażeń oczywiście nie powinien doznać. 

    A nawet jeśli... cóż, sam się prosił. 

  2. Na oschłe słowa krasnoluda, wampir wyprostował się, a na jego twarzy zagościła jego oryginalna mina. Czyli ogólnie skwaszona. Słowa Torna, niczym taran przebiły się przez dobry i głupkowaty humor, powodując że cała ta "faza" po wypiciu krwi zaczęła szybciutko uciekać. 

    - Zanim tu przylazłeś to wsadziłeś sobie kij w dupę? - Zapytał, niezbyt przyjemnie. - Raz na długi czas zacznę mieć dobry humor, to zawsze znajdzie się jakiś pajac który go popsuje. Inni mogą się wydurniać, a ja nie? 

    Pete pchnął Torna, nie wysilając się na delikatność. 

    - Jak chcesz to możemy iść się tłuc. No dawaj, konusie. 

  3. - Pewnie że się zgodził! Wielki Mistrz Jone ogłosił, że nie dość że mam być jego wtyką wśród wampirów, to jeszcze tutaj nawet włos z łba mi spaść nie może! - Wykrzyczał, po czym roześmiał się w najlepsze. 

    A zaraz potem momentalnie ucichnął. Obdarzył Torna bardzo, ale to bardzo podejrzliwym wzorkiem, po czym uniósł palec wskazujący i wskazał nim na krasnoluda. 

    - Czekaj czekaj czekaj, ty mały cwaniaczku. Już widzę jak chcesz mnie zapytać, czemu Wielki Mistrz Jone, ale nie! Teraz będzie odpowiedź za odpowiedź drogi panie! - Mówił teraz zdecydowanie twardszym głosem, a cała radosna atmosfera gdzieś się ulotniła. Pete był teraz jak strażnik, który kogoś nakrył.

    - Co ty tu robisz, Torn? Przecież miało cię tu nie być! Miałeś przestać być łowcą! Miałeś prowadzić karczmę! Hę? Może przyszedłeś na przeszpiegi? - Robił w jego stronę małe, powolne kroczki, niczym czujny drapieżnik, który zaraz miał rzucić się do ataku. 

    - Nie ze mną te numery, przyjacielu! Odpowiadaj, to rozkaz! 

  4. Kiedy promieniująca wręcz osoba Pete'a pojawiła się na dziedzińcu, racząc wszystkich obecnych swoim blaskiem, humor wampira był na takim poziomie, na jakim w zasadzie jeszcze nigdy nie był. Nigdy w życiu, tym ludzkim oczywiście, nie czuł się tak wesoło, fantastycznie i bosko. Jeżeli to teraz taki skutek miało dawać picie krwi, to był gotów wlewać ją w siebie, aż mu brzuch nie pęknie. 

    Pomachał, a nawet dziarsko zasalutował obydwu łowcom, którzy to akurat mieli szczęście tu być. Nie zawracał sobie teraz głowy takimi małymi sprawami, jak taszczenie za sobą martwiej, pogryzionej górze mięsa, oraz tym że był prawie cały we krwi. A przynajmniej na twarzy, rękach i klacie. 

    Kiedy jego uszu dobiegł znajomy głos, chłopak poczuł przyjemne wibracje. Kiedy tylko przeniósł wzrok na Torna, który wciąż tu był, mimo iż podobno miało go tu już nigdy nie być, Pete wystrzelił jak z procy w jego kierunku. Ledwo co wyhamował będąc już blisko, a w zasadzie to upadł na kolana i przejechał tak parę metrów, by wpaść na krasnoluda i mocno go objąć. Zdecydowanie mocno. 

    - Torn! - Wrzasnął, napalony jak pedofil w przedszkolu. Wciąż obejmując druha, wstał, odrywając go od ziemi. - Jak ja się przeogromnie cieszę że widzę moją kochaną mordeczkę, który nieobowiązkowo, z własnego dobrego serduszka zajął się mną gdy ja byłem w stanie nie do użytku, który własną siłą mięśni zataszczył moje osłabione ciało prosto do burdelu! Torn! Królu złoty! Przyjacielu najdroższy! - Jeżeli ktoś kiedykolwiek powiedziałby Pete'mu, że komuś kiedyś zacznie tak słodzić, ten z miejsca by go wyśmiał, a potem zasadził kopa w dupę. A jednak, eks-łowca mówił to śmiertelnie świadomie. 

    Skończyło się na tym, że wampir aż nazbyt mocno ucałował krasnoluda w policzek (no homo ofc). Nawet jeżeli Torn chciał się jakoś wybronić, nawet siłowo, mimo iż krasnoludzka krzepa zdecydowanie mała nie była, to nawet ona nie mogła się równać z co prawda młodym, ale nasyconym i rozpalonym wampirem. Zwłaszcza że ten też swoją masę miał. 

    Ta chodząca, wstrząśnięta puszka gazowanych emocji w końcu puściła krasnoluda, po czym przyklęknął na jedno kolano, wlepiając swoje świecące gały w maluszka. 

    - Ależ nie ma powodu do użycia takiego brzydkiego słowa, pączuszku! - Wycmokał, targając Torna za policzek. - Bo widzisz, to było tak! - Wampir w iście teatralnym stylu uniósł ręce przed siebie, jakby chciał krasnoludowi rozrysować całą sytuację. 

    - Idziemy sobie z moją wampirzą macochą, Aug, taka sympatyczna, chociaż czasami nieco sztywna niewiasta. Ty, no i nagle wyskakuje Jone. A wiadomo, Jone jak to Jone. Zamiast jakiegoś cywilizowanego "Cześć, cieszę się że żyjesz!" no to on wiadomo... grrr, wrrrr! - Żar w głosie chłopaka był tak mocno, że miało się wrażenie, jakby samą mową mógł coś podpalić. 

    - To ja mu odpowiadam uspokój się gnoju, dobra pójdę z tobą, tylko nie rób nic mojej mamuni! I wiesz co?! - Krzyknął, po czym położył dłonie na ramionach Torna i zbliżył swoją głowę do niego, wpatrując się w jego oczy tak mocno, jakby chciał zajrzeć mu w samą duszę.

    - A Jone na to ok... - Powiedział po krótkiej chwili, zrobionej specjalnie, dla wzmocnienia atmosfery. 

    Wampir zabrał ręce z ramion przyjaciela, po czym odsunął się. Wstał na równe nogi i gapił się tak na niego przez chwilę, dysząc głośno i ciężko, jakby co dopiero wyszedł po skończeniu tego i owego w zamtuzie. 

    Po chwili przypomniał sobie o cielsku, z którego to osuszył krew. Szybkim ruchem głowy spojrzał na nie, a potem znów na Torna.

    - O! Ty, mam zwłoki na handel! - Znów wydarł się bez potrzeby, cofając się do ciała. - Zobacz! Jeszcze świeże, ledwo co śmigane. Organy stan idealny. Nie masz tam nikogo, kto by potrzebował zdrowych narządów? Nereczka? Wątróbka? Płucko? - Pytał, bez dawania szansy na odpowiedź. Jeżeli teraz popatrzeć w oczy wampira, można było bez problemu z nich wyczytać, że nie marzył o niczym innym, jak tylko o tym by ktokolwiek zabrał te truchło i poszedł z nim w pizdu... 

  5. Widząc, jak wielką, krwistą smugę zostawia za sobą ciało, Pete zarechotał jeszcze bardziej. Jego pokój to jego sprzątanie, ale tutaj? Nie jego problem! 

    Wampir na pewno nie spodziewał się, że ten koleś będzie tak obficie krwawił. Gdyby mógł, zostawiłby sobie go na jutro. No ale trudno, nie miał takiej możliwości. 

    W fantastycznym humorze, nawet jak na niego, dopiero po jakimś czasie pomyślał o tym, że przecież tak naprawdę nie ma tego cielska dokąd zabrać. Nie trzymali jakichś groźnych potworów w lochach, które by nasilił tą górą mięsa, drugiego wampira tu z pewnością nie było, toteż o podzieleniu się nie było opcji. No a nakazanie któremuś z łowcy by się tym zajął byłoby nieco nie na miejscu. 

    - Że też nie możesz się wziąć i wynieść samemu! - Uśmiechnięty od ucha do ucha łowca-wampir postanowił podnieść swojego nieco sztywnego towarzysza i wywlec go na zewnątrz. Co prawda wciąż nie miał pomysłu gdzie się z nim udać, ale wyniesienie go na dwór było już jakimś wyjściem. Na pewno lepszym niż ciągłe taszczenie go po podłodze i pokrywaniu jej krwią. 

  6. Z dobrym ugryzieniem Pete miał większe problemy niż myślał. Co chwila gryzł tą szyję, próbując złapać ją jakoś inaczej, lepiej. Wyczuł że przegryzł tętnicę. Próbował jakoś spijać tą strzelającą krew, ale przez to że ten wielkolud znowu zaczął wierzgać, nie udało mu się to w pełni. Ta posoka strzelała niczym z kuszy. 

    Wampir złapał człowieka za mordę i zaczął ściskać do ziemi, by chociaż łbem nie machał. Kiedy jego usta wypełniła lepka, krwistoczerwona ciecz, Pete zdał sobie sprawę, że nie jest już tak obrzydliwa, jak była wcześniej. No, oczywiście nie pił jej z zachwytem, ale teraz mógł nawet odetkać nos, bez obawy że zaraz to wszystko zwróci. 

    Kiedy puścił zmasakrowaną szyję tego biedaka, chłopak poczuł się dobrze. Aż zadziwiająco dobrze. Wręcz wyśmienicie. 

    - Wow! - Krzyknął, czując jak jego zmysły zaczęły pracować na najwyższych obrotach, myśli mu się uspokoiły, i w ogóle zaczął czuć się o niebo lepiej niż kilka minut temu. Wytarł zaczerwienioną twarz od krwi, po czym szczerze się uśmiechnął. Tego mu właśnie było trzeba!

    Przy okazji rozejrzał się po swoim pokoju. Krew była, dosłownie mówiąc wcześniej. 

    - Ups... - Powiedział, śmiejąc się przy tym głupkowato. Nie ma rady, trzeba tu będzie zrobić porządek. No i oczywiście zająć się tym ciałem.

    Wampir wstał i złapał olbrzyma za rękę, po czym zaczął ciągnąć go w stronę wyjścia.

    - Chodź, bambaryło! Trzeba cię gdzieś wyrzucić! - Jego głos był bardzo pewny, zadowolony, wręcz pobudzony. 

  7. Pete zarechotał. On nie poczuł prawię nic, za to jego przeciwnik wyglądał teraz tak, jakby zapomniał jak się nazywa. Mógł już śmiało stwierdzić, że żaden człowiek nie ma z nim szans w bliskim starciu. Oczywiście bez jakichkolwiek rzeczy, które zagroziłby wampirowi. 

    A to był w końcu zaledwie początek możliwości, jakie mógłby osiągnąć z biegiem czasu. Pomyśleć tylko do czego byłby zdolny gdyby tak jak Aug miał dziesięcioletni staż w byciu wampirem. No ale na pewno nie dowie się tego, jeżeli nie będzie regularnie się posilał.

    No i apropo posiłku, właśnie podano do stołu.

    Wampir nie chcąc dać czasu osiłkowi, by jego zmysły wróciły, natychmiast rzucił mu się do szyi. Ugryzł go tak mocno i szeroko, że mało co nie rozgryzł mu całej szyi. Oczywiście znów to robił z zatkanym nosem.

  8. - Urlop? Przecież my nie mamy urlopów! - Krzyknął, gdy Abe wyszedł z pokoju. 

    Widocznie ten osiłek chciał wykorzystać tą małą okazję, na co Pete w sumie się ucieszył. Przydałby się nieco teraz brutalnej rozrywki. 

    Wampir nie pokusił się o zrobienie jakieś spektakularnej kontry, a zamiast tego dosłownie poszedł w ślady oprycha. Również postanowił wyjechać mu z bani. Przy okazji sprawdzi, czy taki młodociany wampir jest twardszy od takiego rosłego ludzkiego chłopa. 

  9. Abe zapukał tak głośno, że Pete mało co nie zerwał się z łóżka i natrzaskał mu ryja. 

    Całą jego uwagę przykuł jednak ten olbrzym, którego ten szczur jakimś cudem tutaj zaciągnął. Po wysłuchaniu łowcy, wampir uniósł brew w zdziwieniu. 

    - Mówiłem jutro? Mówiłem! Dzisiaj jest... dzisiaj, nie jutro! - Wstał z łóżka z rezygnacją. - No ale już dobra, zostaw go tutaj. I radzę ci wyjść. Dla mnie krew wciąż smakuje jak ściek, toteż nie chcesz widzieć tej przykrej próby posilenia się...

    Oznaczało to również, że lepiej by jego "obiad" był martwy, więc wampir zamierzał przetrącić kark temu skrępowanemu olbrzymowi. Nie potrzebował by taka góra mięsa jeszcze się wierciła. 

  10. Wszystko było tak, jak Pete tu zostawił. Chociaż jeden pozytyw. 

    Chłopak zamknął za sobą drzwi, co by nagle ktoś nie postanowił tu wleźć i zakłócić jego chwilę wytchnienia. Potem padł jak kłoda, prosto na łóżko. Nie zamierzał spać, potrzebował chwili sam na sam z własnymi myślami. 

    Leżał rozwalony, oczami skierowanymi w sufit. 

    Został wplątany w coś, o co nigdy nie prosił. Z jednej strony wampiry, i ich mała rasowa wojenka. Z drugiej łowcy, którzy oczekują że Pete zostanie ich wtyką w środowisku krwiopijców. 

    Za człowieka wszystko było prostsze! Wystarczyło po prostu polować na jakiegokolwiek wampira, nie dając się przy tym zabić? A teraz? Kiedy sam stał się wampirem? Wszyscy nagle zaczęli od niego czegoś chcieć! 

    Pete nie miał zielonego pojęcia co z tym wszystkim zrobić. Być pluskwą Jone'a? Razem z "dobrymi" wampirami zwalczać te "złe"? Działać na dwa fronty? A może gdzieś uciec i już nigdy nie pokazać się jednym ani drugim na oczy? 

    Wampir położył dłonie na twarzy. Czuł się teraz tak bardzo zagubiony i nawet nie miał nikogo, do kogo mógłby z tym wszystkim pójść i poprosić o pomoc.

    - Kurwa! A ja tylko chciałem wiedzieć co było w tej kasetce... 

  11. - Akurat Jone już o tym wie, więc liczę na to że coś z tym zrobi - Pete miał coraz większe obawy, czy na pewno zaufać Wielkiemu Mistrzowi, czy jednak załatwić krew na własną rękę. 

    - A jak myślisz? Oczywiście że będzie miało wpływ! Żadnych naćpanych i pijanych ludzi! Krew ma być świeża, tylko o tyle proszę. - Dodał, po czym odwrócił się i zaczął kierować się do swojej kwaterki, ciekawy czy ktokolwiek mu coś tam poprzestawiał czy nie. 

  12. Na pytanie Abe, Pete kompletnie się zaciął. Wyglądał teraz tak, jakby jego mózg zrobił sobie przerwę, wyskoczył mu z łba i poszedł przed siebie. 

    Doskonale wiedział że musi codziennie pić krew... ale skąd on miał ją teraz wziąć? Gdyby nadal byłby z Aug, dostałby ją pewnie przed nos. A tutaj? W siedzibie łowców wampirów? 

    - Nie mam bladego pojęcia - Odparł zmieszany. Gdyby wyszedłby na "polowanie", na pewno skończyłoby się to nie po jego myśli. Dopiero ledwo co drugi dzień można o nim mówić jako o wampirze. 

    - Pewnie... heh, pewnie nikt nie ma ochoty zgłosić się na ochotnika, co? - Jeżeli żart Abe był beznadziejny, to w tej chwili Pete jeszcze bardziej zawiesił poprzeczkę. 

  13. - Och. No dobra. Zostanę - Odpowiedział z małym zawodem. I niby o jakich zmianach sytuacji miał informować? Zapewne o swoich zmianach, kiedy jego ciało zacznie domagać się krwi. 

    Toteż kiedy już wyszedł z resztą, pozbawiony jakiegoś konkretnego celu, nie miał za bardzo pomysłu na to, co z sobą zrobić. No ale z zastanowienia wyrwał go znajomy głos. 

    Gdy odwrócił się, mało co nie parsknął śmiechem. Zawsze tak reagował na widok Abe. Nie było czego ukrywać, koleś wyglądał jakby urodził się w kanałach...

    - Pewnie że jestem! - Powiedział z żarem w głosie. - Więc jako jeden z was ostrzegam. Codziennie muszę strzelić sobie przynajmniej szklanę czystej krwi, bo jak nie to wiecie. Może mi trochę odwalić szajba i zacznę rzucać się na wszystko co żywe. - Skoro jego towarzysze byli tak pozytywnie do niego nastawieni, wampir chciał być wobec nich fair. Jako wampir mogło dojść do sytuacji, w której mógłby się rzucić na kogoś z innych łowców, toteż poinformowanie ich o tym wydawało się rzeczą oczywistą. 

    Chciał jeszcze zapytać, czy oni serio zamierzają tak ślepo i zdecydowanie podążać za Jone'm, ale wolał nie przeciągać struny. 

    - Dobra, pozwolicie mi zatem że wrócę do swojej dawnej kwaterki, o ile jeszcze nie została przez kogoś zajęta, i poużalam się nad tym jak to wielce zjebałem i dopuściłem do utraty swojego człowieczeństwa, prawda? - Zapytał w pół serio. 

  14. - Dobra, zostaw to mnie. Akurat wampiry dają taryfy ulgowe nowym, młodym wampirkom. Chyba. 

    Po wysłuchaniu Mistrza, Pete z przyczajki zaczął zerkać na innych. Nie mógł w to uwierzyć, co widział i słyszał. Oni to wszystko łykali jak cholerne pelikany. Jone chyba minął się z celem. Byłby z niego idealny aktor. 

    On i demokracja? Słuchanie głosu ludu? To się w ogóle nie łączyło z tym psychopatą. 

    - Cóż, skoro to wszystko, to ja chyba zacznę powoli znów wkradać się w łaski krwiopijców. Chyba że ktoś ma do mnie jeszcze jakąś sprawę... - Orzekł, po czym powolutku zaczął cofać się do wyjścia. 

  15. - Faktycznie. Zapomniałem już o tym - Przyznał. 

    Te wszystkie nastroje, które wyczuwał wampir, coraz bardziej mu się nie podobały. Nie dla tego że byli gotowi do działania, tylko dla tego że byli gotowi działać dla tego szaleńca! Przecież znał tych ludzi, do cholery! Co prawda jednych lepiej, innych gorzej, ale na pewno ktoś również nie przepadał za Jone'm. No a teraz co? Żadnego sprzeciwu? Żadnego ale? Naprawdę nie zwracają uwagi na to, że bractwo przejęła chyba najgorsza możliwa osoba? 

    Pete oczywiście nie zamierzał nikogo teraz podburzać. Teraz. 

    - Mam rozumieć że masz już jakiś pomysł, bym mógł wrócić do innych wampirów, bez żadnego wzbudzania podejrzeń? - Zapytał, ciekawy co też teraz wymyślił chory umysł Wielkiego Mistrza. 

  16. Taka nagła zmiana osobowości Jone'a była wręcz zadziwiająca. Z bezlitosnego, łaknącego krwi psychopaty w sekundę stał się, i nawet musiał to przyznać, dość sensownym taktykiem. Więc świadczyło to o tym, że ten człowiek był dwa razy niebezpieczny, jak Pete wcześniej go oceniał. 

    - Więc mam wkręcić się w to całe wampirze towarzystwo, zbierać przydatne informacje i meldować się u ciebie? - Zapytał. W końcu to było oczywiste, że jego rola w tej całej grze będzie taka a nie inna. No bo kto lepiej to zrobi, jak nie on? Przecież był wampirem...

    Chłopak wykonał stanowczy krok do przodu, w stronę nowego Wielkiego Mistrza. 

    - Co jeżeli ci powiem, Mistrzu, że ta wampirzyca która mi towarzyszyła, moja "dziewczyna" jak to wcześniej określiłeś, należała właśnie do tych takich wysoko postanowionych wampirów, od której miałbym informacje z pierwszej ręki... gdybyś tylko nie odjebał tego całego cyrku? - Zapytał dość twardo. - Zabrałeś mnie tutaj siłą, pewnie myśli że jestem martwy, bądź blisko śmierci. Więc, skoro nagle wrócę tam od tak, bez zadrapania, będzie pierwszą osobą która połapie się, że coś jest nie tak. Może nawet dla bezpieczeństwa od razu urwie mi łeb! 

  17. To było zdecydowanie zbyt dużo jak na jeden dzień. Od tego wszystkiego Pete'go powoli zaczynała boleć głowa. 

    Tak jak Jone powiedział, czuł się jak marionetka. Jak mała kukiełka, której sznurki cały czas ktoś pociągał tak, jak sobie chciał. Sam był coraz bardziej zdenerwowany, a jeszcze wyczucie nastrojów innych tylko to potęgowało. 

    Wampir mało co nie podarł traktatu na kawałki, jednakże w ostatniej chwili uznał, że mógł się jeszcze przydać. Na pewno prędzej czy później będzie musiał udać się do tego całego Fiodora, by odbyć z nim poważną, dorosłą pogawędkę. 

    Mimo wszystko, ten cały brud odkryła najgorsza możliwa osoba, o jakiej Pete mógł pomyśleć. Jone. Dzięki temu ten wariat obwinie sobie wszystkich w okół palca. Chociaż wampir oczywiście uważał, że to dobrze że taka informacja wyszła na światło dzienne, ale kurwa mać, Jone zdecydowanie poprowadzi to wszystko w złym kierunku. 

    Plus taki, że chłopak w końcu dostał odpowiedź na jedno pytanie, które czasami go nurtowało. Skąd tak właściwie bractwo brało na to wszystko pieniądze?

    - "W te rejony nie możecie się zapuszczać, nawet w grupach. Możecie natrafić tam na wampiry tak niebezpieczne, że nawet w dziesięciu nie dalibyście rady" - Pete zacytował słowa, które podczas jego początków jako łowca wypowiedział Wielki Mistrz, zaraz potem zaśmiał się pod nosem. - Ty cholerny kłamco...

    Chłopak wyszedł na przód, do Jone'a.

    - Wszystko fajnie, ale zanim do reszty oddamy się złości i ambicjom... Jone, jeżeli zerwiemy ten pakt, skąd będziemy na to całe przedsięwzięcie brać pieniądze? - Poruszył bądź co bądź ważną kwestię. 

     

  18. Gdy już wszystkie osoby udały się do pokoju, w którym to przesiadywał Jone, Pete nie miał innego wyboru jak tylko pójść za nimi. Aktualnie nie zwracał na nikogo uwagi, nie ważne czy ten ktoś mu się przyglądał czy nie. 

    Podczas tej całej przemowy nowego, jebniętego Wielkiego Mistrza wampir stał wpatrzony w niego tak, jakby miał zaraz go pogryźć. Nie zamierzał o nic pytać, przynajmniej na razie.

    Aż w końcu kiedy doszedł do tematu związanego z... traktatem pokojowym? Jaki traktat pokojowy? O czym ten ześwirowany idiota gadał? 

    Chłopak nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał potem. Że niby stary miał mieć jakikolwiek pokój z wyższym wampirem? Mało co nie eksplodował ze złości, gdy to usłyszał. Czuł się w jakiś sposób oszukany, może nawet zdradzony. 

    Wampir wystrzelił przed siebie, popychając i potrącając łowców przed sobą, chcąc dorwać ten zwój w swoje ręce.

    - Dawaj! - Wrzasnął do człowieka który miał go wziąć. Musiał to sprawdzić osobiście. Wielki Mistrz i traktat pokojowy z zaplutym wampirem? Niemożliwe! To musiało być jakieś oszustwo, może przed chwilą ten wariat coś takiego sobie napisał i użył krwi z cieknącego łba zabitego starego. 

    Pete mało co nie podarł zwoju ze złości, próbując go odwinąć. 

  19. Kiedy nieco pośpiesznie Pete przeszedł przez kolejne drzwi, wzrok takiej sporawej grupy łowców sprawił, że zatrzymał się tak nagle, jakby wpadł na jakąś ścianę. 

    Dźwięki tylu bijących serc nieco go rozpraszał, ale jednocześnie też uspokoił. Skoro na jego widok ich emocje nie podskoczyły, oznaczało to że na razie nikt nie spróbuje ich zaatakować. Oczywiście każdy z łowców musiał również kontrolować swoje emocje, w końcu wampir znał to z autopsji, toteż nie tracił na czujności. Chociaż przed atakiem takiej gromady nawet nie zdążyłby chociaż i słowa wypowiedzieć, nim znalazłby się na ziemi, z bełtami w łbie i sercu. 

    Wampir na szybko obleciał wzrokiem wszystkich w holu. Jednych znał lepiej, drugich mniej, ostatnich tylko z widzenia. To nie miało jednak na razie znaczenia. Na pytanie dziewczyny przygryzł wargę, zastanawiając się czy już im powiedzieć co miało miejsce.

    - Wszyscy mają stawić się do... - Tu przerwał na małą chwilkę, po czym nerwowo odkaszlnął. - U Wielkiego Mistrza. Na jednej nodze! - Dodał zdecydowanie. W ostatniej chwili powstrzymał się od dodania, że Jone posłał byłego Mistrza w diabły. 

    Chłopak stanął z boku, po czym znów otworzył drzwi i przytrzymał je dla wszystkich. Gestem ręki wskazał, by wszyscy zgromadzeni łowcy ruszyli się z miejsca.

     

  20. - Oczywiście... - Wampir ukłonił się lekko, po czym odwrócił się na pięcie i pomaszerował do drzwi. 

    Gdy wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi, musiał przystać na chwilę, przytłoczony swoimi myślami. Już nawet nie czuł wściekłości. Był po prostu załamany. Odstrzeli każdego, kto w jakiś sposób przestanie być przydatny? To już do tego doszło? Z takim podejściem cała ta organizacja zwalczająca wampiry zostanie obrócona w ruinę. Pete dawał góra dwa lata, a coś takiego jak łowca wampirów przestanie istnieć. 

    Kto by pomyślał że dojdzie do takiej sytuacji, w której to wampir będzie musiał uratować łowców wampirów przed ich nowym, jebniętym Wielkim Mistrzem. 

    Choć wciąż pełen obawy, jak zareagują na niego inni, Pete całkiem zdecydowanie ruszył po innych. Nie wiedział tylko czy od razu ich poinformować, że zaszła mała zmiana w zarządzie, czy nie...

  21. Kiedy tylko Jone był odwrócony, Pete patrzył na niego tak, jakby samym wzorkiem chciał rozerwać go na strzępy. Kiedy wracał na niego ten obłąkany, zwariowany wzrok, wampir zmuszał się by wyglądać bardzo pogodnie, i na pewno nie prowokująco. 

    Chłopak stwierdził, że to teraz Jone, nowy Wielki Mistrz będzie priorytetowym celem do jak najszybszego ukatrupienia. Wampirza dziwka i jej kasetka mogą poczekać. Ten człowiek był zbyt szalony, by zostawić go przy życiu. Nie był zagrożeniem tylko dla Pete'a. W zasadzie to stanowił zagrożenie dla wszystkich z osobna. 

    Słysząc rozkaz, wampir zdziwił się. Przekrzywił głowę i wskazał na siebie palcem.

    - Ja? Przecież większość jeszcze mnie nie widziała! Jak im się pokażę tak nagle, w dodatku jako wampir, taki bełt w oko to nic, w porównaniu z tym co mi zrobią! - W tym wypadku ciężko byłoby nie przyznać wampirowi racji. 

  22. Jone zdecydowanie był bardziej doświadczonym łowcą od Pete'a. Na pewno był też od niego szybszy. Jeżeli jednak chodziło o siłę, to Pete górował. Zwłaszcza że teraz jako wampir, mimo iż zaraz po przemianie, to i tak był silniejszy od przeciętnego ludzkiego chłopa.

    Młody wampir mocno się powstrzymywał, by tego wariata nie poskładać raz dwa, tylko dla tego że ten wciąż był uzbrojony. Jeżeliby mieli kiedykolwiek walczyć wręcz, Jone latałby po ścianach.

    Zamiast tego chłopak uszczypnął szurniętego łowcę za policzek, i zaczął tarmosić nim tak, jak to zwykle ciocie które przyjadą w odwiedziny mają w zwyczaju. 

    - Ależ oczywiście że nie mam wątpliwości, mistrzuniu ty mój! - Powiedział tak mocno irytującym, przesłodzonym głosem. - Jestem przekonany że wszyscy zareagują pozytywnie na tak szybką i nagłą zmianę mistrza, dokładnie tak jak ja! Także mistrzuj nam, mistrzu! Jak brzmi twój pierwszy rozkaz? - Pete nawet byłby zdolny uklęknąć przed tym wariatem... gdyby tylko był tak łaskaw puścić jego szczękę. 

  23. Pete zacisnął pięść i zęby ze złości.

    - Głupcze? Posłuchaj mnie ty stary... - Nie dokończył, z oczywistej przyczyny. Szczęka mu zadrżała i w małych odstępach, nerwowo wypuścił oddech. Nawet przymrużył oczy i lekko pochylił się na przód, nie mogąc ogarnąć co się właśnie stało.

    Błyskawicznie odwrócił się w stronę Jone'a, a potem znów powrócił wzorkiem na martwego już Wielkiego Mistrza. A potem jeszcze raz odwrócił się do Jone'a, tym razem z uniesionymi rękoma.

    - Jone?! Co do chuja?! - Wykrzyczał zmieszany. Zrobił parę kroków w przód, jakby chciał upewnić się czy aby na pewno starzec skonał. Zatrzymał się jednak i patrzał się na to truchło jak na coś nienaturalnego. 

    Wampir złapał się za głowę obydwoma rękoma, kompletnie zrezygnowany. 

    - Kurwa! - Wycedził przez zęby, powoli powoli, po raz kolejny odwracając się do towarzyszącemu mu łowcy. - Jeżeli ktoś to odkryje, jak myślisz, kogo uznają za winnego? Mnie czy ciebie? Myślisz że wtedy ktoś zgodzi się, nawet mimo twoich wpływów, by wampir trzymał razem z nimi? Twój mózg jeszcze jest zdolny do przetwarzania informacji czy spieprzył się na amen?!

  24. - Jutro! - Wykrzyczał natychmiast. - Mam posilić się jutro! Przecież jeżeli mam obracać się w towarzystwie ludzi, to chyba muszę wiedzieć o tak podstawowej rzeczy jak faza głodu, prawda? - Zapytał, nerwowo się śmiejąc. 

    - Poza tym nie przyszedłem tu po to, by nagle zwariować i rzucić się na kogoś by go zeżreć, nie? Jeżeli trzeba to zamknijcie mnie w lochu! - Mówił dalej, próbując wymyślić cokolwiek, co tylko Wielkiego Mistrza by zadowoliło. 

    - Skoro tamtym odbiło i rzucili się na swoich braci, to widocznie na zasługiwali na taką szansę! Ale nie ja, o nie! Ja nie popełnię takiego błędu, mowy nie ma! Gdy tylko przejdę tą całą fazę głodu, to wszyscy na tym skorzystamy, zobaczycie! Będę mordował wampiry jednego po drugim! 

  25. Odpowiedź Wielkiego Mistrza nie była tą, na jaką Pete oczekiwał. Przez to ten cały jego zapał natychmiastowo się ulotnił, a na jego twarzy zagościła kwaśna mina. Patrzył to raz na starca, raz na sztylet który trzymał.

    - Czyli że co? Też mam napisać liścik pożegnalny i się zabić? - Uniósł brew. - Nie ma mowy!

    Przecież w końcu nie po to cierpiał kilkanaście dni, by teraz tak po prostu wziąć i odebrać sobie życie. Byłoby to kompletnie bez sensu... 

×
×
  • Utwórz nowe...