Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Pawlex

  1. Nastawienie starca do niego było... spokojnie, i dokładnie takie, jakie Pete chciał, by było. Teraz nie brakło mu odwagi, co to to nie! Słowa Mistrza, mimo iż zawsze wypowiadane spokojnie, zawsze potrafiły zachęcić do działania. 

    Pete zacisnął pięści i strzelił szyją. Chciał już teraz udowodnić, że wciąż jest jednym z nich. Teraz mógłby wyskoczyć do pierwszego lepszego wampira! 

    Wampir wysłuchał uważnie starca. Na jego twarzy w końcu pojawiło się zdecydowanie, znowu zaczynał wyglądać jak prawdziwy facet, nie jak wystraszony kundel. 

    - Postanowił wykorzystać swoje wampirze umiejętności w walce przeciwko innym wampirom, tak jak ja to zamierzam zrobić? - Zapytał z nadzieją i podnieceniem w głosie. 

  2. Kiedy weszli do pokoju, Pete przyklęknął nawet szybciej od Jone'a. W ogóle się nie odzywał. Podnieść wzroku oczywiście też nie raczył. 

    Gdy Wielki Mistrz kazał mu podejść, wampir powstał niepewnie, i powolnymi, nieśmiałymi kroczkami powędrował do biurka. Ręce trzymał złączone na brzuchu, gdyż nie wiedział co z nimi zrobić.

    Kiedy już się zbliżył, zabrał włosy z twarzy i w końcu podniósł wzrok na starca. Jeżeli Wielki Mistrz jeszcze nie zauważył, że jest wampirem, to teraz z pewnością zobaczy. A wtedy okaże się, co eks-łowcę czeka.

    Pete wciąż się nie odzywał. Patrzył na starca z obawą, czekając na jego słowa, albo reprymendę. Albo jeszcze gorzej, na osąd. 

  3. Pete starał się nie nawiązywać wzroku z nikim, kogo mijali. Często tylko szybko na kogoś zerknął, a potem zwieszał łeb w dół. Nie musiał nawet widzieć, że nastawienie każdego do niego gwałtownie się zmieniało. Na gorsze. Zresztą nie mógł spojrzeć nikomu w oczy po tak sromotnej porażce. Im dłużej przebywał w siedzibie łowców, tym wampir coraz częściej żałował że przeżył tą całą cholerną przemianę. A najlepiej mógł trzymać gębę na kłódkę i tamtej nocy nie wyzywać tamtej wampirzycy. Do niczego by w tego prawdopodobnie nie doszło. Sam sobie winny...

    Im bliżej pokoju Wielkiego Mistrza byli, tym coraz mocniej Pete zaczął oblewać się potem. Za chwilę miało się okazać, czy to jego ostatnie chwile życia czy też nie. Próbował uspokoić się, powoli oddychając. 

    - Hę? - Pytanie Jone nieco zmieszało wampira. - Nie wiem? Byleby tylko krew była świeża. Może być martwe... góra dzień? Dwa? - Odparł, po czym wstrząsnął ramionami, starł pot z czoła i poklepał się po policzkach. Bardziej gotowy już chyba być nie mógł. 

  4. Kiedy oczom wampira ujrzał się krasnolud, Pete nagle zapomniał o jakimkolwiek strachu czy nerwach. W ich miejsce za to przyszło zdziwienie. Wielkie, wielkie zdziwienie. 

    Chłopak patrzył na Torna tak, jakby karzełek miał od dawna nie żyć, i nagle postanowiłby mu się objawić. Zauważył też, że Torn patrzył na niego w podobny sposób.

    - Ach tak, żyję. Jeszcze żyję - Odparł bez namysłu, również próbując brzmieć wiarygodnie. Ledwo co się powstrzymał, by niechcący zapytać o to, co tu robi, skoro niby porzucił bycie łowcą.

    - Miałem małe problemy z zadaniem, no ale oczywiście niezastąpiony Jone przybył mi z odsieczą...

    Kiedy Jone polazł naprzód, Pete pośpiesznie podążył za nim. Wcześniej jednak zdążył Tornowi posłać taki przerażony wzrok, który wręcz krzyczał o pomoc. 

  5. - Ta. Zabawne...

    Im bliżej siedziby byli, tym Pete odczuwał coraz większy opór. Jakby coś coraz mocniej odpychało go od wejścia. Musiał mocno się zmusić, aby przekroczyć przez bramę. 

    Mimo iż na dziedzińcu nikogo nie było, eks-łowca zaczął mieć paskudne uczucie, jakby naglę znalazł się na oczach wszystkich w pobliżu. Jakby teraz każdy, najmniejszy jego ruch był śledzony. 

    Kiedyś, kiedy przechodził przez tą bramę, czuł że był w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. Teraz było dokładnie odwrotnie. Zaczął patrzeć wszędzie gdzie tylko mógł, w każdą możliwą stronę. 

    - Może trochę - Ledwo z siebie wydusił. Z nerwów aż ściskało go w gardle, a serducho zaczęło tak mu łomotać, że nawet Jone mógł to usłyszeć. 

  6. Jone zawsze przejawiał w swoim zachowaniu odrobinę szaleństwa. Teraz jednak wydawało się, że zaczyna z nim być coraz gorzej. Pierwszy raz usłyszał, aby Jone porównał Mistrza do głupca...

    Pete miał coraz większe obawy, czy aby na pewno postąpił słusznie. Nie ma co ukrywać, przy Aug czuł się o wiele bezpieczniej, niż przy dawnych towarzyszach. Co będzie gdy dotrą na miejsce? Może Jone widzi w nim narzędzie, które można wykorzystać do mordowania wampirów, ale inni mogą być innego zdania. Dużo łowców to taki typ, który atakuje wampira bez żadnego słowa, wymiany zdań czy czegokolwiek. Sam Pete też taki był...

    Wampir lekko się uśmiechnął, kiedy to łowca przyznał, że jego umiejętności w zwalczaniu wampirów były znaczne. No ale widocznie nie dość znaczne, skoro sam został tym, na co polował.

    - A co słychać u reszty? Ktoś inny również podziela twoje zdanie, co do tego kroku w przyszłość? Jaką mam gwarancję że na wejściu nie zostanę odstrzelony? 

  7. Kiedy Jone zaczął zatracać się w swoich myślach, Pete zmierzył go wzrokiem od kamaszy po czuprynę. Owszem, zgadzał się z tym, ale Jone brzmiał przy tym jak jakichś szalony czarnoksiężnik, podczas tworzenia superbroni. 

    - Tak. Taki jest plan - Powiedział niepewnie, zerkając na resztę towarzyszących im ludzi. Zastanawiał się, czy oni również mieli do tego tak fanatyczne podejście. 

    - Jone. Powiedz mi, czy kiedy zniknąłem, znaleźliście kogoś innego na moje miejsce? - Zapytał zaciekawiony. 

  8. Pete odwrócił się, gdy Jone posłał strzałę w kierunku Aug. Odetchnął, że chciał ją tylko przepędzić a nie zabić. Tak będzie najlepiej. 

    Wampir zbliżył się do łowcy. Wzrok miał cały czas spuszczony w dół. Czuł się jak pies, który postanowił uciec na kilka dni z domu, aby potem zostać znalezionym przez zdenerwowanego pana. 

    - Mówiła że już jutro powinienem się posilić - Odezwał się, idąc za resztą. Nie był gotowy na tak błyskawiczny obrót spraw. Teraz mógł jedynie modlić się, by po przekroczeniu progu siedziby nie zastała go jedynie śmierć. 

    Jedynym, czego teraz pragnął Pete, to przed śmiercią dowiedzieć się, co było w tej cholernej kasetce... 

  9. - Aktualnie to ona zadbała, bym nie skonał podczas przemiany - Odparł. Tak w zasadzie to do końca tego nie wiedział. Nie miał bladego pojęcia, co się z nim działo gdy cierpiał w łóżku, ani kto go karmił krwią.

    - Dobra! Pójdę z wami. Tylko chociaż ją zostawcie w spokoju. Ona nie jest niczemu winna! - Dodał zrezygnowany. Skoro już musiał coś wybrać, to wolał pójść ze swoimi dawnymi towarzyszami. A nuż może faktycznie uda się przekonać Wielkiego Mistrza, że wampir polujący na inne wampiry to nie taki głupi pomysł...

  10. Wampir zawahał się. Kusiła go ta propozycja, nawet bardzo. Nawet ślepy zauważyłby, że Pete prowadził bój z samym sobą, czy zgodzić się czy nie. 

    - Jone. Chcę... ale nie mogę - Powiedział w końcu. - Nie dopóki moje wampirze zmysły nie wykształcą się w pełni. Zresztą teraz i tak nie będzie ze mnie wielkiego pożytku. Po prostu daj mi czas, abym nauczył się wampirzego życia!

    Kiedy łowca w mgnieniu oka dobył kuszy, Pete drgnął, po czym odruchowo zrobił krok w przód i zasłonił sobą Aug. Znów wyciągnął rękę przed siebie.

    - Nie rób tego, Jone! 

  11. - Tchórzostwa? - Ton chłopaka gwałtownie się zmienił. Poczuł się teraz mocno urażony. - Jone, do cholery! To jest pierwszy dzień, w którym mogę znów chodzić o własnych siłach! Z tydzień albo dwa byłem przykuty do łóżka i przemieniałem się w to paskudztwo, jakim teraz jestem! Nie raczyłem się pokazać? Nawet nie miałem szansy by się pokazać! - Krzyknął. Oddychał ciężko. Słowa łowcy naprawdę go uraziły. Mimo iż spodziewał się, że ta rozmowa przyjmie taki styl, to i tak nie mógł się na to przygotować.

    Wyciągnął rękę w stronę Jone'a i wskazał na niego palcem.

    - Wiem że masz dobre powody, by nienawidzić wampirów, Ty wiesz, że ja mam dobre powody by nienawidzić wampirów. Więc może zamiast od razu porównywać mnie do tchórza, do szczura, pomyśl o tym że po prostu nie miałem możliwości! - Pete wyrzucił z siebie te słowa, po czym przystopował na chwilę, by nieco ochłonąć. Potem podniósł głos, aby Jone, jak i jego ukryci towarzysze go usłyszeli. 

    - Po prostu zostaw nas teraz w spokoju, a przyrzekam że przyniosę ci łby wampirów na srebrnej tacy! Wyższych wampirów, nie jakichś popierdółek! 

  12. Eks-łowca gwałtownie się zatrzymał, łapiąc Aug za ramię, by ta również się zatrzymała.

    Gdy usłyszał głos tego łowcy, chłopaka przeszedł zimny, obrzydliwy dreszcz. Jone. Jeden z najgorszych, na którego mogli trafić. Że też jest to pierwszy łowca, który musiał stanąć na jego drodze...

    - Jone... - Pete odezwał się spokojnie, unosząc lekko dłonie przed siebie, jakby chciał łowcę uspokoić. - Zanim cokolwiek złego i nagłego się zaraz wydarzy, proszę cię, wysłuchaj mnie chociaż! - Młodociany wampir błagał. Sam na sam, Pete w tym stanie nie miałby sznas z Jone'm. Chociaż miał przy sobie Aug, lecz jego dawny towarzysz też nie był sam. Chłopak mógł tylko zgadywać, kto również towarzyszył temu cholernemu łowcy.

    - Dobrze wiesz jak bardzo nienawidzę, gardzę i pluję na wampiry. Nie ukrywam, zjebałem! Ale mogę to wykorzystać przeciwko nim, prawda? Jako wampir, będę stwarzał większe zagrożenie dla innych wampirów! Jone, daj mi się wykazać! Przyrzekam ci że nadal będę kroczył drogą łowcy! Nie będę stwarzał zagrożenia dla żadnego człowieka, przyrzekam! 

  13. - Trening? Taki mentalny trening, ta? No dobra, o ile to pomoże mi nie oszaleć i stać się bezmyślnym, łaknącym krwi potworem. Szkoda by było stać się tym, czego z całego serca się nienawidzi, nie? A co do swojego przyszłego zajęcia. Tak sobie jakoś przypomniałem, że gdzieniegdzie w mieście, chyba w niektórych karczmach, organizują coś w stylu turniejów pięściarskich. Lać się po mordach i dostawać za to pieniądze? Przecież w końcu nic nie wychodzi mi tak dobrze jak spuszczanie... no i czasami otrzymywanie wpierdolu - Odparł.

    - No a poza tym... - Pete nie dokończył, kiedy jego uszy wyłapały ciche, a zarazem tak bardzo niepokojące dźwięki. Łowca rozpoznawał ten rodzaj kroku, był tak cichy, że gdyby nie był wampirem, to nigdy by go nie usłyszał. No a skoro ten ktoś szedł tak cicho, było jasnym że raczej nie miał przyjaznych zamiarów.

    - Aug, słyszysz? - Zapytał szeptem, wciąż idąc za wampirzycą. - Ignorujemy, przyśpieszamy kroku, czy czekamy i ewentualnie walczymy? - Zapytał, gotowy na dostosowanie się do każdego podanego planu działania. 

  14. - Ale to tamten zaczął... - Powiedział pod nosem, jak małe dziecko które nie chciało przyznać się do winy.

    Pete szybko dołączył do Aug, nieco zaskoczony, ale też niezmiernie zadowolony, że nadal był zakwaterowany w tym zamtuzie. Myślał że każą mu iść precz od razu jak stanie na nogi. Chociaż myśl o jutrzejszym spożyciu krwi już go tak nie cieszyła. 

    - Pójdziemy do lasu i w ogóle? - Zapytał. - A co niby będziemy tam robić? Polować na zające? Zbierać dary natury? Może... może randkować? Mam kupić jakieś wino na jutro? - Młodociany wampir mówił z żarem w głosie, "rozkoszując" się różnymi ciekawymi zapaszkami, jakie w porcie często dało się wyczuć. Teraz jako wampir wyczuwał nawet takie, których wcześniej jako człowiek nie czuł. Cholernie tego żałował. 

     

  15. Kości strzelały i łamały się aż miło. Fergal skakał po tym kościotrupie tak mocno, że aż się zmachał. Skończył, kiedy to dopiero ta tajemnicza mgła wyleciała z połamanych kości. Nie miał pojęcia co to było, więc kiedy ta się ukazała, mężczyzna cofnął się o krok. Szybko jednak stracił nią zainteresowanie, widząc że ta po prostu ucieka przez szpary w oknach. 

    Schylił się po swój wcześniej upuszczony rewolwer, po czym rozejrzał się po reszcie wagonu. Wszystkie szkielety zniszczone, jedna dziołcha martwa. Cóż, już sama jej broń wskazywała na to, że te babsko długo nie pożyje. 

    Fergala jednak kompletnie nie obchodziły straty w ludziach. Postanowił wrócić na miejsce, na którym to siedział przed atakiem. Obadał jeszcze swoją ranę na ręce. Nie należała do takich, które to potrzebowały by natychmiastowej pomocy, więc tylko lekko złapał, by nie chlapać krwią na prawo i lewo. 

    Tym razem jednak nie chował swojej broni do kabury. Nie mieli żadnej gwarancji że to ostateczny koniec, toteż był gotów w każdej chwili wrócić do walki. Albo odstrzelić kogokolwiek, kto tylko będzie za bardzo natrętny. 

  16. Chłopak przystopował, gdy został pociągnięty za ramię. Odwrócił się do niej, i gdy wysłuchał, co miała do powiedzenia, nieco ochłonął. 

    - Nie! - Odparł szybko. - Znaczy wiesz, kuszące, ale nie. Fazę głodu może i bym przetrwał, no ale wiesz. Za dużo osób z chęcią widziałaby mnie bez głowy. Zarówno z łowców, jak i wampirów. Gdybym chociaż z jedną grupą miał na pieńku, to może i bym zdołał się od nich uchronić, bądź unikać. No i oczywiście dodajmy to, że łowcy doskonale wiedzą jak wyglądam. Wystarczy że komukolwiek z nich choćbym na chwilę rzucił się w oczy i będzie niewesoło. 

    Pete ucichł na chwilę, po czym dość nieśmiało pozwolił sobie położyć dłonie na ramionach wampirzycy. 

    - Poza tym, choć sam się sobie dziwię... do ciebie w zasadzie nic nie mam. Oczywiście nie żebym ci ufał, ale wydajesz się w porządku. Jak na wampira. 

  17. Kiedy zdenerwowany wampir wyszedł na zewnątrz, od razu mocno przejechał rękoma po twarzy, jak gdyby chciał ściągnąć z siebie wszystkie negatywne emocje. Oczywiście to tak nie podziałało. 

    Nie mógł, po prostu nie mógł być miły dla wampirów. Dlaczego miał być? One też miłe dla niego nie były. No, i oczywiście dla wielu innych ludzi też. Co prawda z tej grupy to tylko jeden krwiopijca był dupkiem, jednak Pete z przyzwyczajenia wolał się zrazić do całego ogółu. 

    Wiedział, że Aug wyszła za nim, lecz kompletnie go to nie interesowało. Ostatnie czego teraz chciał to towarzystwa, a w szczególności wampirzego. 

    - Co ja wam do cholery zrobiłem? - Zapytał, chociaż to pytanie nie było skierowane prosto do swojej macochy. - Nim postanowiliście wywrócić moje życie do góry nogami, nawet nie wiedziałem że istnieje coś takiego jak "wampiry". Dowiedziałem się w przeciągu kilku minut, kiedy zostałem sierotą bez dachu nad głową. Pieprzone, blade zwierzęta. 

    Podczas wypowiadania tych słów, szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na to czy ktoś go słyszy, czy nie słyszy, czy Aug szła za nim czy nie. Po prostu miał potrzebę wyrzucenia tego z siebie. 

    - Nagle jest! Stabilizacja! Łowcy mnie znaleźli, przygarnęli, wychowali, nauczyli. Znowu miałem możliwość by normalnie żyć! No i oczywiście szansę na zemstę. Już to chyba mówiłem, prawda? Nie polowałem na wampiry dla pieniędzy, renomy czy dla zwiększenia swojej pozycji w hierarchii łowców. Nie, polowałem na was, bo wam to się gnojką należało! - Pete zarechotał, po czym przejechał dłonią po włosach.

    - I ta stabilizacja zostało zburzona. Znów w przeciągu paru minut. Znów... tak! Przez wampira! Szlag! - Zatrzymał się. Skierował głowę ku niebu. Oddychał przy tym spokojnie, acz głośno. 

    - Tak o to wróciłem do punktu wyjścia, z tym że teraz jeszcze moja dawna rodzina będzie na mnie polować. Zaprzyjaźnienie się z wampirami? Tia, tak właśnie wyglądały moje stosunki z wampirami. Teraz wszyscy w tej cholernej karczmie zapamiętają, kim jestem. Tylko czekać aż któryś będzie chciał mnie zabić tylko dla tego, że należałem do łowców. 

    Wampir machnął ręką, po czym ruszył przed siebie.

    - Po prostu... niech was wszystkich szlag - Dodał, niby do wszystkich, niby do nikogo. Kierował się zwyczajnie przed siebie. Nie wiedział gdzie, ale byle gdziekolwiek. 

  18. Gdy usłyszał porównanie łowców do ścierwa, mimo iż Pete na zewnątrz miał iście pokerową twarz, tak wewnątrz niego właśnie rozpoczęło się niszczycielskie tornado. Nie marzył o niczym innym, jak wbić kciuki w oczodoły tego chujka i zgnieść jego łeb, ale doskonale wiedział, i za cholerę nie mógł się z tym pogodzić, że jeżeli któremukolwiek tutaj choćby fiknął, to w sekundę zostanie spacyfikowany, albo zabity. Zamiast tego, powoli wstał.

    - Dobra. Pójdę mieć na ciebie kompletnie wyjebane gdzieś indziej - Rzucił bez emocjonalnie, po czym bez pośpiechu skierował się do wyjścia. 

  19. Pete wzruszył ramionami. 

    - Może i słaby, ale zawszę mogę wylać ci na twarz roztopione srebro. Zanim zdechniesz będziesz wył tak głośno, że usłyszą cię nawet ci dawcy krwi z Allinge - Widząc że zaminusował sobie u całego towarzystwa. No cóż, trudno. 

    - Ogólnie to ciężko mi się zakolegować z czymś, o czym uczyłem się przez większość życia. Uczyłem o tym, w jaki sposób was zabijać, oczywiście. No a jeżeli chcesz mnie zatłuc, z litości jak to ująłeś, to lepiej zrób to tutaj teraz, póki jestem słaby... jeszcze. 

  20. Młody wampir uśmiechnął się krzywo, słysząc o byciu łowcą jako sposób na utrzymanie. O nie, on to robił z czystej przyjemności. I z zemsty. I właściwie bo nie miał innego, lepszego wyboru. 

    A potem jego wzrok powędrował na drugiego z kupców, tego nieprzyjemnego. 

    - Co? Może mnie poznajesz? Może kiedyś chciałem urżnąć ci łeb, albo zabiłem ci kogoś bliskiego? - Zapytał, bardzo, ale to bardzo prowokująco. - A jeśli nie... to możemy to zmienić. Bo wiecie Panowie... - Odezwał się teraz do wszystkich. - Bo tak w zasadzie to nie zamierzam porzucać swojego zajęcia sprzed przemiany. Teraz, z tą całą wampirzą sprawnością, będzie mi właściwie szło jeszcze lepiej! 

  21. Pete odetchnął z ulgą. Cieszył się że ktoś nie zadawał mu już coraz bardziej niewygodnych pytań. Teraz słuchał innych, nie ingerując w rozmowę. Za to jednak bardzo uważnie przypatrywał się całemu towarzystwu. 

    Na wieść o dobrowolnym oddawaniu krwi chłopak lekko prychnął. W takich sytuacjach łowcy prawdopodobnie mają prawo, a nawet obowiązek zabić takich ludzi. 

    Gdy temat spadł na czarownice, Pete automatycznie włączył się do rozmowy. 

    - To zależy. Nawet jeśli, to nieoficjalnie. - Rzekł. - Łowcy czasami polują na wiedźmy, o ile uznają że te stwarzają zagrożenie. Oficjalnie jednak nie są na liście naszych zadań. - Dodał, po czym chwilę mu zajęło przeanalizowanie tego co powiedział. Zaraz potem niepewnie odchrząknął. 

    - Ich. Ich zadań... 

×
×
  • Utwórz nowe...