Skocz do zawartości

Vermik

Brony
  • Zawartość

    223
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Vermik

  1. ~ Twoja główka chyba nie do końca pracuje tak, jak powinna, nie uważasz? ~ taka oto wiadomość dotarła twego umysłu, podczas drogi do ciała jednorożca.

    Gdy znalazłeś się dostatecznie blisko, stwierdzić mogłeś jedno - z całą pewnością żył. Jego klatka piersiowa unosiła lekko co kilka sekund, zaś oczy poruszały się pod zamkniętymi powiekami. Ulga przemieniła się w przerażenie, gdy swój wzrok skierowałeś wyżej. Na ścianie, w miejscu, w które uderzył, znajdowało się kilka grubych, długich pęknięć. Nie podlega wątpliwości, że właściciel karczmy zdecydowanie nie będzie zadowolony.

    ~ Brawo.

  2. Overlord. Niesamowicie wciągająca, imo wręcz genialna gra, łącząca w sobie elementy gry logicznej, RPG, strategicznej i akcji. Sterujemy sobie Saurono-podobnym rycerzykiem, panem podziemia oraz zła... No i siejemy chaos. Czy to w pięknych lasach, uroczych miasteczkach, czy ściekach i jaskiniach najróżniejszego pokroju. Jednak nawet najpotężniejszy pan ciemności nie zapanuje nad światem samotnie, potrzebna jest mu do tego armia. O tym również twórcy tegoż dzieła sztuki pomyśleli. Za nami hasa horda zabawnych, wrednych, jednak niezbyt inteligentnych goblinopodobnych stworzeń, występujących w czterech odmianach/gatunkach (o czym później). No i tak jakoś podczas siekania kolejnej grupki elfów naszła mnie genialna myśl - dlaczegóż by nie zrobić z tego sesji...? Na czym by ona polegała? Ano będziecie sobie sterować własnym goblinkiem, uprzednio pisząc wyjątkowo skróconą kartę postaci. Tytułowego władcy ciemności nie będzie, co oczywiście odpowiednio uzasadnię fabularnie, gdy zajdzie taka potrzeba. Sama sesja polegać będzie na ścisłej postaci między graczami, ja wysyłam niemiluchów, wy ich mordujecie. Wymagać będę odpowiedniego stylu pisania, goblinki są tępe, więc w miarę możliwości byli byście zmuszeni do ograniczenia mądrych wypowiedzi do minimum (zalecam zaznajomić się z "mową"... Na przykład Warhammerowych orków.)... I to tyle. Znajomość uniwersum kompletnie nie jest Wam potrzebna. A właściwie nic nie jest Wam potrzebne. Ilość graczy... Ma być chaos, więc niech będzie chaos, od sześciu do ośmiu. Co wy na to? :3

  3. Już szykowałeś się do skoku, ostatnie sekundy mijały, zanim miałeś znaleźć się w drodze do najbliższego miasteczka... Gdy to wszystko znikło. Noc zamieniła się w dzień, a przerażająca istota w zwykłego jednorożca o szarym umaszczeniu. Wpatrywał się w ciebie, jakby obserwował występ wyjątkowo mało zabawnego klauna. Już otwierał usta, żeby kąśliwie skomentować ową sytuację, gdy wysłana przez ciebie fala uderzeniowa dotarła do niego, wystrzeliwując go na sam koniec korytarza. Niewątpliwie spotkanie ze ścianą doprowadziło go do utraty przytomności, gdyż leżał nieruchomo, nie wydając żadnego dźwięku. Wpadające przez okno promienie słońca grzały twe plecy. Niesamowicie rzadko miewałeś halucynacje, zaś o takich realistycznych wręcz nigdy nie przeczytałeś w żadnym wiarygodnym źródle informacji. Przypadek, czy ktoś bawi się twym kosztem?

  4. Twój rozmówca przysłuchiwał się ulatującym z twych ust słowom, wpatrując się w ciebie lekko tępawym wzrokiem. Już otwierał jadaczkę, chcąc kontynuować rozmowę, jednak staruszek nie miał w planach dalszego wysłuchiwania waszej rozmowy. - Miło, że już na samym początku między wami rodzi się przyjaźń. Na mnie niestety przyszła już pora, panowie! - rzekł wesoło, wodząc wzrokiem między wami dwoma - Jako, że wszyscy potrzebujemy nieco czasu na przygotowania, a i poszukiwania chętnych również może trochę czasu zająć. Nie macie nic przeciwko, jeśli zbiórka odbędzie się dokładnie za... Za tydzień o świcie, prawda? I to rzekłszy opuścił was, wraz ze swym towarzyszem u boku.

  5. - A umiem pędzić. Ale nie mam sprzętu. Trudno go zdobyć. Jest drogi w cholerę. Można go też wykombinować samemu, ale łatwo się potem takim bimbrem otruć... Ano tak, imię. Skadun. Po prostu. - dodał po chwili, wyrywając się z zamyślenia. - Miło, że już na samym początku między wami rodzi się przyjaźń. Na mnie niestety przyszła już pora, panowie! Jako, że wszyscy potrzebujemy nieco czasu na przygotowania, a i poszukiwania chętnych również może trochę czasu zająć. Nie macie nic przeciwko, jeśli zbiórka odbędzie się dokładnie za... Za tydzień o świcie, prawda? - spytał twój pracodawca, nie oczekując jednak odpowiedzi. Skinął lekko głową w stronę swego towarzysza i po chwili obaj zniknęli w gęstym tłumie, zostawiając was samych.

  6. Gdy twym oczom ukazał się korytarz, z początku wydawać ci się mogło, że był pusty. Lecz nic bardziej mylnego! Po chwili, gdy twe oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważyłeś to. Na pierwszy rzut oka - zwykły kuc. Jednak był wyższy niż jakikolwiek gryf. A jednocześnie niesamowicie chudy. Jego kończyny przypomniały długie macki, a skóra była blada niczym śnieg. Czy to ciebie widziało? Nie miałeś pojęcia. Stał do ciebie tyłem... Do czasu. Jego szyja wykręciła się nienaturalnie, twarz odwróciła się w twoją stronę. Lecz czy można było to nazwać twarzą? Wyglądała jak zwykła, owalna piłka. Bez jakichkolwiek rysów, bez śladu oczu czy ust. Istota zaczeła powoli człapać ku tobie, nie wywołując żadnego szmeru czy skrzypienia starych desek, służących jako podłoga. Jakby lewitowała.

  7. Staruszek już ponownie otwierał jadaczkę, lecz tym razem przerwał mu niski, silnie umięśniony kucyk - ten sam, który jeszcze chwilę temu przyciągał twą uwagę swą dziwacznością. - Skoro część formalną momy za sobą, to powidzcie panie dziejaszku, jak się nazywacie, co? Bo imienia nie dosłyszałem. A przeproszom, gdzie moje maniery - ja jestem Olo ''Łamignat'' Boncrusher. Ja to jestem bardziej od walenio w mordę i pilnowania porządku, ale alchemik też się przydo. Powiedz no, a bimber umisz ty pędzić? - rzekł rubasznym tonem, szczerząc do ciebie zębiska.

  8. Staruszek zatarł kopyta i spojrzał na ciebie, a na jego twarzy w kilka sekund wymalował się szeroki uśmiech. - Owszem, obiecująco. Uprzedzę pytania, które twój, z pewnością wypełniony po brzegi wiedzą, mózg. Kierujemy się na północ, w stronę Kryształowych Gór po niejaki beonar. Chyba nie muszę tobie tłumaczyć, cóż to takiego, prawda? Co do nagrody... Mała nie będzie. Więc? Co ty na to, hę? - spytał, stukając lekko kopytem w stolik.

  9. Staruszek poprawił kapelusz, żałośnie zwisający na końcu jego lewego ucha, po czym spojrzał na ciebie z wyrzutem. - Jedziemy do Kryształowych Gór, daleko na północy, do konkretnej jaskini. Zapłata? Uzgodnimy to podczas drogi powrotnej, lecz nie spodziewaj się małych sum. Co masz robić? To, co potrafisz najlepiej. Niewątpliwie posiadasz umiejętności, jakich nie posiada nikt inny! - rzekł, lekko drżąc za każdym razem, gdy wykonywałeś gwałtowniejszy ruch, co bynamniej nie wpływało na poziom jego wypowiedzi - Coś jeszcze? Zupełnie niespodziewanie w pobliżu pojawił się zwyczajny ziemniak o umaszczeniu przypominającym drzewo. Ignorując twoją obecność, podjął rozmowę ze staruszkiem, z którym jeszcze chwilę temu rozmawiałeś ty. - Mogliście o mnie nie słyszeć. Skadun jestem. Alchemik. Chcę wiedzieć więcej o tej waszej wyprawie. Zapowiada się całkiem… obiecująco. - rzekł.

  10. Zaledwie zdołałeś położyć głowę na poduszce i zamknąć oczy, świat snu błyskawicznie cię pochłonął. I choć sny miewałeś niezwykle rzadko, tym razem mózg wygenerował całkiem miły obraz ciebie, wypoczywającego na łące z rodziną, matką, ojcem i bratem. Tam byłeś szczęśliwy i za nic nie chciałbyś tego miejsca opu... No tak, to tylko sen. Otworzyłeś oczy. Srebrne światło księżyca wpadało przez okno, rażac cię. Prawdopodobnie był sam środek nocy. Cóż cię obudziło? Nie miałeś pojęcia i raczej nie była to informacja godna rozmyślań na jej temat. W końcu czy ktokolwiek nigdy nie obudził się kilka godzin przed nastaniem ranka ot tak, bez powodu? Mało prawdopodobne. Zaś gdyby każdy kuc dzielił ciało z kimś innym, o godzinie trzeciej nad ranem cała Equestria już wstawała by do życia. Zamknąłeś oczy, chcąc ponownie rzucić się w obięcia snu. Pozostały ostatnie sekundy, zanim... Stukanie. Głośne na tyle, żeby swe źródło miało zupełnie niedaleko ciebie, być może nawet wewnątrz twego pokoju... Niegodne uwagi, zapewne jakiś gryzoń. Po około półtorej minuty odgłos powtórzył się. Zdałeś sobie sprawę z tego, że jego źródło znajdowało się na korytarzu. Cóż, wygląda na to, że niektórym nie w myśli jest dać innym porządnie się wyspać. Na dłuższy moment ponownie zapanowała cisza... Tylko po to, żeby mogła być przerwana przez potężne rąbnięcie w drzwi pomieszczenia, na które wydałeś resztki własnych oszczędności, w którym to próbowałeś wypocząć po wielu dniach podróży. Tego już zbyt wiele...

  11. Ale czy aby na pewno wszyscy (lub wszystko) chcieli, abyś wypoczęła? Sen już niemal zupełnie cię pochłonął, kiedy to między twymi zamkniętymi powiekami przedarło się szkarłatne światło. Ciężko było tego nie zignorować, z pewnością już pływałaś na morzu marzeń sennych. Zewsząd docierały do ciebie szepty w nieznanym języku, nasilające się z każdą sekundą. Lecz dopiero, gdy ziemia zaczęła się trząść, niemal podrzucając wami w powietrze, zdałaś sobie sprawę z tego, że wydarzenia owe miały miejsce na jawie.

  12. Nie mówiłem kompletnie nic o tym, że rozmawiają ze sobą akurat druidzi, ale cóż, my bad... Powiedzmy, że tego nie było. Za karę masz krótszy odpis, o!

    ______________________________________________________________________________________

    Chociaż tłum skutecznie utrudniał Ci dokładne dosłyszenie wymiany zdań, udało Ci się wykorzystać moment, kiedy to przez kilka sekund w karczmie zapadła niemal całkowita cisza.

    - ... Mam fundusze, potrzebuję ludzi. - rzekł jeden ze staruszków. I więcej usłyszeć już nie musiałeś. Przygoda? Nie żebyś już jednej obecnie nie przeżywał, lecz czy prawdziwa przygoda nie okazałaby się ciekawsza od zwyczajnego podróżowania między miastami? Choć gardziłeś najemnictwem, jak i większość cywilizowanych kuców, to jednak perspektywa wzbogacenia się praktycznie za darmo wydawała się wyjątkowo kusząca.

  13. Twarz brodatego maga rozpromieniła się na Twój widok. Wstał gwałtownie i ścisnął mocno twe kopyto, szczerząc zęby. - I oto już mamy pierwszego ochotnika! Uhm... Wielcy wojownicy, właśnie tego nam potrzeba! Może się przysiądziesz? - dodał po chwili, kierując się z powrotem na swoje miejsce - Rozsiądź się wygodnie, zamów coś do picia, na nasz koszt oczywiście, i już zaczynamy omawiać szczegóły. Gdy tylko z jego ust uleciało ostatnie słowo, wychylił się w stronę swego towarzysza i szepnął mu coś no ucho. Co dokładnie? Nie miałeś zielonego pojęcia, choć zdołałeś zrozumieć dwa słowa - "mięso" i "armatnie".

  14. Imię: Skadun. Po prostu Skadun. Mało kto używa względem niego jego imienia pobocznego – Mindblow.

    Ksywa: Niektórzy z tych, których miał okazję spotkać w swoim życiu, nazywali go Skydawn. Ot, nieco przerobiona wersja jego własnego imienia. Nic specjalnego.

    Rodzina: Mieszka na skraju Derbyshire razem z matką Glenhildą Springsprout i bratem Eldem Fangstalk. Znaczy się, mieszkał. Tydzień temu opuścił swoje domostwo i wyruszył w świat, gotowy stawić czoła wszystkim przeciwnościom, które los przygotował specjalnie dla niego.

    Los jego ojca, Thrama Stouthead, dziadka, babci i dwóch pozostałych braci, których imion niestety nie zapamiętał, pozostał dla niego tajemnicą.

    Nie widział ich od piętnastu lat, odkąd zdecydowali się oddać go do szkoły alchemików w Haflingen (którą, notabene, ledwo udało mu się skończyć), a gdy próbował się o to wypytać mamy, ta gwałtownie ucinała rozmowę. Tak samo zresztą robił Eld.

    Gatunek: Ziemny kucyk

    Wiek: 22 lata

    Cutie Mark: Dymiąca kolba z półprzejrzystego, czarnego szkła, wypełniona tęczowym płynem.

    Talent: Jak na zwyczajnego kucyka prezentuje ponadprzeciętną wiedzę botaniczną, jednak, zważając na jego zawód, to nie jest nic nadzwyczajnego, i pod tym względem niewiele odstaje od normy.

    To, co go naprawdę odróżnia od innych, to talent do eksperymentowania, niczym nie dający się ograniczyć.

    Skadun potrafi na wyczucie odmierzyć odpowiednie porcje każdego alchemicznego składnika i przyrządzić je nawet według własnego widzimisię, a i tak wyjdzie mu z tego coś, co w żadnym wypadku nie zaskutkuje zatruciem pokarmowym.

    Chociaż i tak zdarzają mu się wpadki. Co drugi taki eksperyment kończy się albo gwałtowną eksplozją, albo taką nieprzyjemną dolegliwością, przy której zatrucie byłoby jedynie udogodnieniem.

    Ostatnie jego „wpadki” obejmują eliksiry, które u niego wywołały kolejno: odrętwienie, halucynacje, bezsenność, impotencję, cuchnący oddech i bardzo paskudny i złośliwy przypadek kaca, nawet, o zgrozo, nie poprzedzony stanem upojenia alkoholowego.

    Gdy ktoś zechce go o te akurat twory kiedykolwiek zapytać, to on zawsze odpowie, że wszystko przewidział. Nawet nie wiadomo, kiedy i czy on w ogóle mówi w tej kwestii prawdę.

    Wygląd: Przydługi, postrzępiony ogon koloru zgniłej zieleni, i takaż sama grzywa, w cudaczny nieco sposób przecząca prawu grawitacji, jest jego znakiem rozpoznawczym. Bo tak poza tym, to on nie ma niczego w swoim wyglądzie, czym mógłby się pochwalić, chociaż z drugiej strony nie jest on też przeciwieństwem idealnego ogiera.

    Ma ciemnobrązową maść, krótkie, szpiczaste uszy, jest lekko wysoki jak na kucyka, ale również jest on masywnie zbudowany, przez co jego proporcje ciała utrzymują się we względnej równowadze.

    Zawsze towarzyszy mu swąd spalenizny i mieszaniny ziół, którymi może odstraszyć osoby o zbyt czułym powonieniu, oraz ten wyraz wiecznego skupienia i zadumy na twarzy.

    Charakter: Jest bardzo zapominalski. Ciężko mu idzie zapamiętywanie imion, a co dopiero wyników jego własnych eksperymentów. Ale i tak nie skataloguje swoich odkryć w żadnej książce, nie spisze ani jednego przepisu.

    Jest okropnie ciekawy świata. Wie bardzo dużo o roślinach i co nieco o alchemicznych składnikach pozyskiwanych ze zwierząt, jednak definitywnie jest przeciwnikiem przedmiotowego traktowania wszelkich istot. Twierdzi, że nie można zabijać ot tak, tylko dlatego, bo inaczej nie można tych biednych stworzeń wykorzystać.

    Brzydzi się odbierania innym życia, jednak w obliczu niebezpieczeństwa jest zdumiewająco zdeterminowany bronić swojego życia za wszelką cenę. Chyba tylko wtedy również wie dokładnie, jaka tynktura najlepiej się spisze w obecnej sytuacji.

    Poza tym, jest kompletnie poważny, bez krzty poczucia humoru, i odzywa się w sposób nieznośnie lakoniczny. To jest, względem osób, z którymi nie ma wspólnych tematów ani zainteresowań. Kucyki zainteresowane alchemią, botaniką, eksperymentami lub ochroną zwierząt dużo łatwiej znajdą z nim wspólny język. Nawet jeśli mówią limerykami.

    Tak. On miał okazję poznać Zecorę. Chodzili do tej samej szkoły alchemicznej, jednak ona była dużo starsza.

    Od czasu burzliwej młodości stara się również ograniczyć spożycie alkoholu do minimum. Pod tym względem jest niezwykle powściągliwy, jednak gdyby go tak przydybał, to koniec końców da się skusić. Wtedy to on po prostu inny kucyk jest.

    Historia:

    Urodzony w Marelinie, wychowywany wśród rodowitych wojowników, germanejczyków, szkolony od najmłodszych lat na wojownika. Jego ojciec słynął na polu bitwy, tak samo i jego dziad, i pradziad, i tak z dziada pradziada.

    A on natomiast bał się walki, unikał jej jak ognia. Z takim nastawieniem to on mógłby co najwyżej toczyć walki z warzywami do obiadu.

    Jednak jeszcze nie wszystko było stracone dla ambicji jego ojca: młodzieniec wprost lgnął do roślin, obserwował je, rysował ich podobizny w swoim malutkim zeszyciku. Nie walka, ale one go interesowały.

    Można było spróbować połączyć te dwie rzeczy w jedno!

    Posłał go zatem Thram w wieku lat siedmiu do Szkoły Alchemicznej im. Pierwszego Króla Sleipnira, gdzie mógł w sposób pośredni przygotowywać się do walk z dinozaurami i innym złem wszetecznym, którego w Księstwie Germanejskim było aż za dość.

    I mądrze uczynił. Nie minął rok nauki, a młody Skadun wzbogacił arsenał wojowników o tajemniczą, wybuchową tynkturę, która, odpowiednio odmierzona, była w stanie rozsadzić niemal wszystko, nawet wybić kości ze stawów stegozaurusa.

    Albo też obrócić niemały fragment szkolnych baraków w perzynę. Co też się stało. Wszystkiemu było winne niedopatrzenie młodego alchemika.

    Na szczęście, nikt przy tym nie ucierpiał. I to uchroniło Skaduna przed wydaleniem ze szkoły.

    Wtedy również dostał swój Cutie Mark, a wraz z nim – imię poboczne: Mindblow.

    ***

    W ciągu czterech lat wszyscy już zapomnieli o wybuchowym incydencie, a Skadun wciąż poszerzał swoją wiedzę. Stał się pupilkiem nauczycieli, za co go rówieśnicy nienawidzili, i nie przepuszczali żadnej okazji, aby z niego szydzić i obgadywać go za plecami.

    Sytuacja rychło dokonała obrotu o dokładne sto osiemdziesiąt stopni, gdyż młodzieńczy umysł złakniony był nowych doświadczeń.

    Wtedy po raz pierwszy zakosztował alkoholu. Poczuł pierwsze uderzenie w tętnicach i pierwsze niemrawe otępienie, nierozerwalnie powiązane z wszelakimi napojami wyskokowymi. I spodobało mu się to.

    Mówili, że alkohol to boski nektar młodości, napój mogący zdziałać istne cuda, ale naprawdę, widzieć Skaduna rozmownego, dowcipkującego i szarmanckiego względem klaczy! To był naprawdę cud, godny uwiecznienia w jakiejś księdze czy legendzie.

    Wnet jego rówieśnicy zobaczyli, że syn Thrama był osobą całkiem interesującą, świetnym kompanem do picia, a dorastające już klacze zaczęły się zastanawiać, czy jego pomysłowość, dotychczas prezentowana tylko poprzez tynktury i eliksiry, obejmuje również dysponowanie elementem anatomii nader dobrze przystosowanym do obejmowania.

    Jednak jego dobra renoma wśród młodocianych była nierozerwalnie powiązana z alkoholem, a ten, jak wiadomo, nauce i przystosowaniu do odpowiedzialnego zawodu alchemika wcale nie służył.

    W zasadzie, to przez niego był niemal oblał egzaminy końcowe i szereg testów, mających wykazać, czy on jest gotowy, czy też nie potrzebuje zostać w klasie na tych kilka dodatkowych lat. Wtedy to by dopiero przyniósł hańbę swojej rodzinie.

    Towarzysz: Skadun wyruszył sam. Nawet nie zabrał ze sobą wozu z alchemicznymi reagentami – kluczowego wyposażenia cechowego.

    Wystarcza mu to, co znajdzie po drodze, garnek, nożyk i krzesiwo. Z ostatnimi trzema elementami swojego wyposażenia nie rozstaje się nigdy.

    Cel postaci: Skadun wiele słyszał o niemal mitycznej już roślinie leczniczej, noszącej dźwięczną nazwę cannabis. Według podań miała ona szereg pozytywnych działań, zaczynając na uspokajającym i rozweselającym, na przeciwbólowym kończąc, jednak nigdy nie miał on na tyle szczęścia, aby ową roślinę zobaczyć na własne oczy.

    Nie miał najmniejszych wątpliwości, że owo zioło istnieje naprawdę. Dokładny jej opis stanowił dla niego wystarczający dowód: liście cannabis składają się z siedmiu dokładnie części, postrzępionych po bokach, podłużnych i smukłych jak lotki strzał.

    Skadun za cel swojego życia postawił znalezienie tej właśnie rośliny i wkomponowanie jej w swoje eliksiry, ale najpierw, i przede wszystkim – zakosztowanie jej w stanie lotnym. Tak, jak przed nim czynili to starsi szamani, a przed nimi – mędrcy i bogowie.

    Zgadzasz się na grimdark? Oczywiście. Eliksiry wzmacniające i mieszanki bojowe pójdą w ruch.

    Ilekroć czytałem Twoją historię, nic do głowy mi nie przychodziło, toteż... Postanowiłem poeksperymentować i zrobić duo sesję! Ale nie taką zwyczajną duo sesję. Duo sesję... w dwóch tematach, po jednym na postać! Byłoby więc miło, gdybyś nie śledził przygód Aresa Prime'a, nie psuj sobie zabawy. :3

    _________________________________________________________

    Podróży już mijał pierwszy miesiąc. Choć zazwyczaj miałeś na głowie ciekawsze zajęcia na głowie, niźli leniuchowanie, czasami również do mijanych karczem zdarzało ci się zawitać. I to nie tylko w celu upicia się do utraty przytomności czy wynajęciu pokoju, w którym mógłbyś spędzić noc. Obserwowanie przybyszów, którzy nierzadko trafiali tutaj po lub podczas długiej podróży, jak i ty, zapewniało ci rozrywkę. Bywało, że pojawiali się jegomoście tacy dziwaczni, że sam ich widok niemal wywoływał głupawy uśmiech na twej twarzy. Ostatnio trafiła się grupka zdziwaczałych druidów z grzybami, pełniącymi rolę ich kapeluszy, teraz całkiem niedaleko ciebie siedział kuc o dość charakterystycznym wyglądzie, niski, ledwie sięgający twego podbródka, choć muskulatury mógłby mu pozazdrościć nie jeden kulturysta.

    Twój kufel uniósł się, wlewając ci do gardła część swej zawartości.

    Piłeś miód pitny, jeden z lepszych, jakie miałeś przyjemność skosztować. Jednocześnie bacznie obserwowałeś drzwi wejściowe, czekając na kolejną ciekawą osobowość, zdolną przyciągnąć twą uwagę. Ten pobyt w karczmie, choć obecnie wydawał się nie różnić od innych, miał przemodelować ścieżkę, jaką podążałeś przez życie.

    Kufel uniósł się ponownie.

    Słyszałeś jednocześnie kilkunastu rozmów, dochodzących do twych uszu ze wszystkich stron. Nawet nie próbowałeś się wsłuchiwać, lecz kogóż by nie ciekawiła rozmowa dwóch dziwacznych staruszków, którzy chwilę temu pojawili się w pobliżu? Szczególnie, że ów niski jegomość, który jeszcze chwilę temu siedział obok ciebie, pojawił się w ich pobliżu w sekundę po tym, jak zniknął ci z oczu. Może teraz jednak wypadałoby nieco podsłuchać...?

  15. Nacisnąłeś na porównywalnie zerdzewiałą do klucza klamkę, drzwi się uchyliły, skrzypiąc przeraźliwie, zajrzałeś do środka pokoju i... Rzeczywiście luksusów szukać tutaj nie mogłeś. Zwyczajne, małe, drewniane pomieszczenie z jednym oknem, zwisającą z sufitu lampą naftową, łóżkiem, którym był zwyczajny snopek siana kształtem przypominający materac oraz niziutki stolik. Noc tutaj wygodna z pewnością nie będzie, lecz jak mówi znanie przysłowie: "Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma".

  16. Imię: Olo Bonecrusher

    Rodzina: bardzo liczna, będzie tego z kilkanaście kucy

    Ksywa / Przydomek: Łamignat

    Gatunek: Kuc ziemny

    Wiek: ok. 30 lat

    Wygląd: Niski, wręcz nieco kurduplowaty kuc ziemny o ciemnobrązowej maści. Niższy od przeciętnego kuca ziemnego, ale za to jest wręcz niesamowicie nabity mięśniami twardymi jak skała. Nosi długa brodę rudą zaplecioną w kilkanaście warkoczyków (każdy symbolizuje pokonanego w walce na śmierć i życie wroga). Brakuje mu kilka zębów, za to jeden kwadratowy u dolnej szczęki, wystaje mu zawsze. Olo jest z niego bardzo dumny i nosi go niczym medal ( niepytaj czemu ). Jego grzywa jest zawsze postawiona na irokeza, a ogon też nosi zapleciony w warkocz. Jego kopyta są podkute mocnymi, żelaznymi podkowami służącymi mu jako kastety. Dodatkowo na każdej , na ich spodzie są wygrawerowane imię : OLO BONECRUSHER – dzięki temu jak przywali w kogoś to odciśnie się na ciele w postaci siniaków. Pozatym zawsze towarzyszy mu ostry korzenny zapach.

    Cutie Mark: Żelazna podkowa na pękniętej kości w tle.

    Talent, Unikatowa Zdolność: Olo pomimo niewielkiego wzrostu jest niesamowicie silny. Potrafi dźwigać i ciągnąć ciężary z którymi nawet Big Mac by sobie nie poradził ale to akurat rodzinne u niego. Jego prawdziwym telanetm jest właśnie niezwykła zdolność walki wręcz. Może i jest mały ale za to dość zwinny i silny żeby jednym uderzeniem kopyta połamać kość w 4 miejscach, rozbić głaz na żużel, czy złamać drzewo.

    Charakter: Rubaszny, poczciwy, honorowy, przyjacielski, uwielbiający towarzystwo, przygody, mocne trunki i dobre jedzenie w hurtowych ilościach i ładne klacze. Bywa krewki i porywczy , przez co uwielbia wdawać się w bójki. Dla przyjaciół jest oddany, gotów na wszytsko. Dla wrogów, oraz tych których Nielubi jest niczym wrzód na tyłku. Jak się zdenerwuje to nie ważne czy jesteś smokiem, gryfem czy kucykiem – zęby będziesz miał wybite, a kości połamane. Nie przejmuje się jutrem, żyje z dnia na dzień. Dodatkową unikalną cechą Ola jest jego sposób wysławiana się : brzmi nieco jakby miał pełno kamieni w gębie, albo gorącego ziemniaka w ustach.

    - Witojcie, jo jestem Olo ‘’Łamignat’’ z prze zocnego klanu Bonecrusher’uf. Ja uwilbiom pikne klacze, zacne trunki, dobre żorcie, i łomotoć po ryjach nieprzyjaciół. Jo ci godom dobrze – we mni mić lepiej kuma, niźli wroga. Bo jok si zdenerwuje, bo jok praskne, to zymbów będziesz szukoł na Ksinzycu - oto mała próbka krasomówczych zdolności Ola.

    Historia: Olo pochodzi z wioski Rockbone w zachodnich górach. Tamtejsze kuce żyły normalnie, w wiosce przypominającej Ponyville. Osadą przewodził klan Bonecrusherów – silnych ziemskich kucyków, ceniących siłę i rodzinną jedność. Olo był jednym z wielu synów wodza klanu, takim bardziej narwanym. Z początku jak każdy kucyk z osady, pracował w kopalni. Potem mając już dość wdychania pyłu i kurzu, zrezygnował z tej roboty. Jakiś czas siedział bezczynnie, aż do miasta nie przyjechała karawana kupców z eskortą. Wiadomo – podróżni chcieli sprzedać towary, i odpocząć. Ich eskorta zaczeła hulać w gospodzie, przymilać się do lokalnych klacz, zwłaszcza do przyjaciółki Ola. Młodemu aż krew zawrzała, i zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, wywiązała się bójka.

    W efekcie cała eskorta kupców, skończyła z powybijanymi zębami i połamanymi kośćmi. Tak też otrzymał swój CM. Ojciec Ola, chcąc załagodzić spór, kazał synowi za karę udać się z kupcami i robić za całą eskortę. Z czasem to zajęcie zaczęło mu się podobać – zawsze mógł komuś obić pysk, poznać nowe miejsca i kuce, dobrze zjeść i wypić. Wędrował tu i tam, zatrudniając się jako ochroniarz, czy silnoręki do wynajęcia. Był w tym bardzo skuteczny. Pewnego dnia usłyszał o nim organizator turnieju ŻELAZNEJ PODKOWY, w którym ja silniejsze ogiery w Equestrii wlaczyły ze sobą o tytuł najsilenjeszego ogiera w królestwie. Olo od razu zgodził się walczyć dla niego za opłatą i dla sławy. Było bardzo ciężko, stracił kilka zębów, złamał sobie kilka kości ale został mistrzem. Pas mistrzowski zawiózł do domu, a sam wyruszył w wyprawę wakacyjną, która trwa już kilka lat. W trakcie jej trwania usłyszał opowieści o magicznym bukłaku zwanym BEONAR z którego wylewa się każdy trunek jaki możesz sobie tylko wymarzyć, i to w nieograniczonych ilościach. Olo zatem postanowił go odnaleźć. Nie mógł przepuścić picia piwa korzennego co dziennie do końca życia, w ogromnych ilościach.

    Towarzysz / Zwierzak: brak, choć normalnie lubi zwierzęta, póki go nie wnerwiają.

    Cel postaci: Nic wielkiego – podróżowanie, obijanie wrogom pysków, pojednywanie sobie przyjaciół i wrogów, odszukanie Beonaru, a w przyszłości chce posiadać własną gospodę i karczmę. Ale jeszcze do tego ostatniego marzenia mu się niespieszny.

    Zgadzasz się na grimdark?: Emm… Yeap.

    Cóż miał czynić kuc, jeśli w pobliżu mordy do obicia żadnej nie było? Szukać dalej. Albo pić na umór - co też robiłeś. Hektolitry przeróżniejszych trunków znikały w bezkresie twego gardła, a ty, jak stałeś kilka godzin temu, tak stałeś do teraz. Co jak co, ale twój łeb należał do tych najtwardszych w całej pierdolonej Equestrii - co przydawało się nie tylko do picia. No cholera, kto by chciał dostać cios z twardej jak gówno skalnego golema główki? Z resztą cały byłeś twardy i cios z jakiejkolwiek części twego ciała był kurewsko bolesny. Kufel twój unosił się co chwilę, jak i co chwileczkę był również opróżniany. Ile już wypiłeś? A kogo to obchodzi? Z pewnością niemało. Tak bardzo niemało, że właściciel gospody postanowił zaoferować ci osiemdziesięcio procentową zniżkę na wszelkie alkohole, byle byś jak najszybciej się stąd wyniósł. No a, cóż, nie zapowiadało się na to. We łbie jedynie ledwo słyszalny, cichutki szum słyszałeś. Prędzej zemdlejesz z nadmiaru płynu w żołądku, niżeli z upicia. I tak ci mijał dzień. Niby zwykły, ale, cholera, niezwykły, o czym dowiedzieć się miałeś już za kilka minut.

    Kufel uniósł się ponownie. Na języku poczułeś wspaniały smak piwa korzennego, dodającego ci siły na kolejne litry. Jednak natura, pomimo kilku super dodatków, zrodziła cię jak normalnego kuca - szczać trza było. No to poszedłeś do kibla i szczałeś. Nie zwracałeś uwagi na żaden przedmiot czy osobę, obok której przechodziłeś po drodze - bo po co? Minęło kilkanaście sekund, co musiałeś, to zrobiłeś i już miałeś opuścić "pokój ulgi", już otwierałeś drzwi, gdy...

    - ... Beonar nie może się dostać w niepowołane kopyta! Kto wie, co się stanie z gospodarką, jeżeli alkohol będzie kosztował grosze! Nasze zarobki spadną na dno, a my wraz z nimi. Czytałem wiele ksiąg, słyszałem wiele legend i opowiadań... I myślę, że już wiem, gdzie może się znajdować. Sam tam żywy nie dojdę, potrzebna mi będzie silna ekipa! - rzekł dumnie podstarzały kuc z długą do samej podłogi, szarą brodą, siedzący przy stoliku z innym podstarzałym kucem, lecz bez brody.

    - Chyba nie myślisz, że za darmo dasz radę zdobyć do drużyny kogoś innego, niźli pieprzonych pijaków chcących na wyprawie jedynie się upić? - otrzymał w odpowiedzi.

    - Oczywiście, że nie. O wszystko zadbałem. Mam fundusze, potrzebuję ludzi.

    I w tym momencie twe serce zabiło.

    I jeszcze raz.

  17. Tak oto po parunastu minutach ognisko zaczęło płonąć, rzucając światło na obszar w promieniu parunastu metrów. Pomimo, iż zadanie owe do trudnych nie należało, czułaś coś w rodzaju satysfakcji... Głodna nie byłaś, spragniona również, jednak we znaki dawało ci się monstrualne zmęczenie, którego powodem niewątpliwie był cały dzień dreptania. Chyba najwyższy czas wreszcie położyć głowę na poduszce i pozwolić światowi snu w pełni cię pochłonąć...

  18. ~ Przecież dobrze to wiesz. Jesteśmy połączeni już bardzo długo.

    Odpowiedź była z pewnością zadowalająca. Sekundy mijały, szyszki znikały, a słońce już całkowicie się schowało za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi. Ostatni goście się wykruszali, każdy z nich ruszył do swojego pokoju na piętrze. Może i na Ciebie nadszedł najwyższy czas?

  19. Odpis nie jest najlepszy, zmęczenie dało się we znaki, ale zawiera to, co zawierać miał. :x

    __________________________

    - Więc umiesz rozmawiać z duchami zmarłych, tak? - zakpił sobie, chwilę później wybuchając salwą śmiechu, a gdy już się uspokoił, rzekł - Ponyville? Idź na północ. Czyli tak, jak cały czas. Pojawi się kilka skrzyżowań, ale po prostu je omiń.

    Wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Uśmiechał się lekko, patrząc na ciebie, jakbyś był wyjątkowo zabawnym komikiem.

    Po chwili do twego umysłu dotarła myślowa lanca, zawierająca odpowiedź na zadane przez ciebie pytanie.

    ~ O tak, młody. O tak.

  20. Ku twemu zdziwieniu, obyło się bez żadnego niemiłego mruknięcia. Gray po prostu zabrał się za wprowadzanie w życie tego, o co go poprosiłaś. Mimo to, iż rozbijał namiot już trzeci raz pod rząd, a z natury kucem jest raczej walecznym, po prostu to robił. Nieco pokracznie (w końcu nie był jednorożcem, dla którego tak proste zadanie to kwesta pierdnięcia) wbijał w ziemie stalowe pręty, formując szkielet waszego tymczasowego mieszkania. Po kilkunastu minutach, gdy słońce już zupełnie schowało się za widnokręgiem, twym oczom ukazał się zwyczajny, dwuosobowy namiot koloru granatowego, owoc pracy twego przyjaciela. Gray przez chwilę przyglądał się swemu dziełu, po czym swój wzrok przeniósł na ciebie. - Ognisko odstraszy większość dzikich zwierząt, które wywęszyłyby nas i bez jego pomocy. Zajmij się tym proszę. - to rzekłszy, wskoczył do waszego schronienia, na koniec obdarzając cię wrednym uśmieszkiem.

  21. - Idź na Ponyvillskie groby i się spytaj niejakiego Bastiana Highwinda... Dość tych pytań, głowa mnie już zaczyna boleć. Rób co musisz i spadaj. - rzekł lekko poddenerwowanym tonem, po czym swój wzrok skierował na drzwi. Dopiero teraz mogłeś zauważyć na jego twarzy oznaki starości lub ekstremalnego zmęczenia. Wokół dzioba brakło mu nieco piór, przez co łatwo można było zauważyć blade sińce, zdobiące jego oczy.

  22. Ty się chyba spodziewasz, że zaraz zwyczajna sesja z dupy przerodzi się w super mhoczny grimdark. Chyba mnie nie doceniasz. xd __________________________________ - Nie straszy, ale jest kurewsko daleko. Ta gospoda jest jak pierdolony domek na środku Zebricańskiej pustyni. W którą stronę byś nie poszedł, najbliższe miasteczko napotkasz za kilkadziesiąt mil. Raz wysłałem jednego kmiota po zapasy. Nie wrócił. Siedzi sobie teraz pewnie daleko stąd w jakimś miasteczku i popijając kawę śmieje się na myśl, jak wykiwał starego Lorenza... - zastukał szponami o stół, krzywiąc się - Ciężko znaleźć nowych pracowników do takiej nory, dlatego wolę nieco poczekać na handlarzy. Czasami nawet zatrzymują się w pobliżu na dłużej, jedni śpią tutaj, drudzy w obozowisku. Daj im tyle trunku, żeby praktycznie przestali komunikować się ze światem zewnętrznym, a zakupy robisz kilkukrotnie taniej. Problem tkwi wtedy jedynie w dogadaniu się z nimi. Tępaki.

×
×
  • Utwórz nowe...