Skocz do zawartości

"Nanum Potentia Interitum" - Olo Bonecrusher (Ares Prime)


Vermik

Recommended Posts

Imię: Olo Bonecrusher

Rodzina: bardzo liczna, będzie tego z kilkanaście kucy

Ksywa / Przydomek: Łamignat

Gatunek: Kuc ziemny

Wiek: ok. 30 lat

Wygląd: Niski, wręcz nieco kurduplowaty kuc ziemny o ciemnobrązowej maści. Niższy od przeciętnego kuca ziemnego, ale za to jest wręcz niesamowicie nabity mięśniami twardymi jak skała. Nosi długa brodę rudą zaplecioną w kilkanaście warkoczyków (każdy symbolizuje pokonanego w walce na śmierć i życie wroga). Brakuje mu kilka zębów, za to jeden kwadratowy u dolnej szczęki, wystaje mu zawsze. Olo jest z niego bardzo dumny i nosi go niczym medal ( niepytaj czemu ). Jego grzywa jest zawsze postawiona na irokeza, a ogon też nosi zapleciony w warkocz. Jego kopyta są podkute mocnymi, żelaznymi podkowami służącymi mu jako kastety. Dodatkowo na każdej , na ich spodzie są wygrawerowane imię : OLO BONECRUSHER – dzięki temu jak przywali w kogoś to odciśnie się na ciele w postaci siniaków. Pozatym zawsze towarzyszy mu ostry korzenny zapach.

Cutie Mark: Żelazna podkowa na pękniętej kości w tle.

Talent, Unikatowa Zdolność: Olo pomimo niewielkiego wzrostu jest niesamowicie silny. Potrafi dźwigać i ciągnąć ciężary z którymi nawet Big Mac by sobie nie poradził ale to akurat rodzinne u niego. Jego prawdziwym telanetm jest właśnie niezwykła zdolność walki wręcz. Może i jest mały ale za to dość zwinny i silny żeby jednym uderzeniem kopyta połamać kość w 4 miejscach, rozbić głaz na żużel, czy złamać drzewo.

Charakter: Rubaszny, poczciwy, honorowy, przyjacielski, uwielbiający towarzystwo, przygody, mocne trunki i dobre jedzenie w hurtowych ilościach i ładne klacze. Bywa krewki i porywczy , przez co uwielbia wdawać się w bójki. Dla przyjaciół jest oddany, gotów na wszytsko. Dla wrogów, oraz tych których Nielubi jest niczym wrzód na tyłku. Jak się zdenerwuje to nie ważne czy jesteś smokiem, gryfem czy kucykiem – zęby będziesz miał wybite, a kości połamane. Nie przejmuje się jutrem, żyje z dnia na dzień. Dodatkową unikalną cechą Ola jest jego sposób wysławiana się : brzmi nieco jakby miał pełno kamieni w gębie, albo gorącego ziemniaka w ustach.

- Witojcie, jo jestem Olo ‘’Łamignat’’ z prze zocnego klanu Bonecrusher’uf. Ja uwilbiom pikne klacze, zacne trunki, dobre żorcie, i łomotoć po ryjach nieprzyjaciół. Jo ci godom dobrze – we mni mić lepiej kuma, niźli wroga. Bo jok si zdenerwuje, bo jok praskne, to zymbów będziesz szukoł na Ksinzycu - oto mała próbka krasomówczych zdolności Ola.

Historia: Olo pochodzi z wioski Rockbone w zachodnich górach. Tamtejsze kuce żyły normalnie, w wiosce przypominającej Ponyville. Osadą przewodził klan Bonecrusherów – silnych ziemskich kucyków, ceniących siłę i rodzinną jedność. Olo był jednym z wielu synów wodza klanu, takim bardziej narwanym. Z początku jak każdy kucyk z osady, pracował w kopalni. Potem mając już dość wdychania pyłu i kurzu, zrezygnował z tej roboty. Jakiś czas siedział bezczynnie, aż do miasta nie przyjechała karawana kupców z eskortą. Wiadomo – podróżni chcieli sprzedać towary, i odpocząć. Ich eskorta zaczeła hulać w gospodzie, przymilać się do lokalnych klacz, zwłaszcza do przyjaciółki Ola. Młodemu aż krew zawrzała, i zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, wywiązała się bójka.

W efekcie cała eskorta kupców, skończyła z powybijanymi zębami i połamanymi kośćmi. Tak też otrzymał swój CM. Ojciec Ola, chcąc załagodzić spór, kazał synowi za karę udać się z kupcami i robić za całą eskortę. Z czasem to zajęcie zaczęło mu się podobać – zawsze mógł komuś obić pysk, poznać nowe miejsca i kuce, dobrze zjeść i wypić. Wędrował tu i tam, zatrudniając się jako ochroniarz, czy silnoręki do wynajęcia. Był w tym bardzo skuteczny. Pewnego dnia usłyszał o nim organizator turnieju ŻELAZNEJ PODKOWY, w którym ja silniejsze ogiery w Equestrii wlaczyły ze sobą o tytuł najsilenjeszego ogiera w królestwie. Olo od razu zgodził się walczyć dla niego za opłatą i dla sławy. Było bardzo ciężko, stracił kilka zębów, złamał sobie kilka kości ale został mistrzem. Pas mistrzowski zawiózł do domu, a sam wyruszył w wyprawę wakacyjną, która trwa już kilka lat. W trakcie jej trwania usłyszał opowieści o magicznym bukłaku zwanym BEONAR z którego wylewa się każdy trunek jaki możesz sobie tylko wymarzyć, i to w nieograniczonych ilościach. Olo zatem postanowił go odnaleźć. Nie mógł przepuścić picia piwa korzennego co dziennie do końca życia, w ogromnych ilościach.

Towarzysz / Zwierzak: brak, choć normalnie lubi zwierzęta, póki go nie wnerwiają.

Cel postaci: Nic wielkiego – podróżowanie, obijanie wrogom pysków, pojednywanie sobie przyjaciół i wrogów, odszukanie Beonaru, a w przyszłości chce posiadać własną gospodę i karczmę. Ale jeszcze do tego ostatniego marzenia mu się niespieszny.

Zgadzasz się na grimdark?: Emm… Yeap.

Cóż miał czynić kuc, jeśli w pobliżu mordy do obicia żadnej nie było? Szukać dalej. Albo pić na umór - co też robiłeś. Hektolitry przeróżniejszych trunków znikały w bezkresie twego gardła, a ty, jak stałeś kilka godzin temu, tak stałeś do teraz. Co jak co, ale twój łeb należał do tych najtwardszych w całej pierdolonej Equestrii - co przydawało się nie tylko do picia. No cholera, kto by chciał dostać cios z twardej jak gówno skalnego golema główki? Z resztą cały byłeś twardy i cios z jakiejkolwiek części twego ciała był kurewsko bolesny. Kufel twój unosił się co chwilę, jak i co chwileczkę był również opróżniany. Ile już wypiłeś? A kogo to obchodzi? Z pewnością niemało. Tak bardzo niemało, że właściciel gospody postanowił zaoferować ci osiemdziesięcio procentową zniżkę na wszelkie alkohole, byle byś jak najszybciej się stąd wyniósł. No a, cóż, nie zapowiadało się na to. We łbie jedynie ledwo słyszalny, cichutki szum słyszałeś. Prędzej zemdlejesz z nadmiaru płynu w żołądku, niżeli z upicia. I tak ci mijał dzień. Niby zwykły, ale, cholera, niezwykły, o czym dowiedzieć się miałeś już za kilka minut.

Kufel uniósł się ponownie. Na języku poczułeś wspaniały smak piwa korzennego, dodającego ci siły na kolejne litry. Jednak natura, pomimo kilku super dodatków, zrodziła cię jak normalnego kuca - szczać trza było. No to poszedłeś do kibla i szczałeś. Nie zwracałeś uwagi na żaden przedmiot czy osobę, obok której przechodziłeś po drodze - bo po co? Minęło kilkanaście sekund, co musiałeś, to zrobiłeś i już miałeś opuścić "pokój ulgi", już otwierałeś drzwi, gdy...

- ... Beonar nie może się dostać w niepowołane kopyta! Kto wie, co się stanie z gospodarką, jeżeli alkohol będzie kosztował grosze! Nasze zarobki spadną na dno, a my wraz z nimi. Czytałem wiele ksiąg, słyszałem wiele legend i opowiadań... I myślę, że już wiem, gdzie może się znajdować. Sam tam żywy nie dojdę, potrzebna mi będzie silna ekipa! - rzekł dumnie podstarzały kuc z długą do samej podłogi, szarą brodą, siedzący przy stoliku z innym podstarzałym kucem, lecz bez brody.

- Chyba nie myślisz, że za darmo dasz radę zdobyć do drużyny kogoś innego, niźli pieprzonych pijaków chcących na wyprawie jedynie się upić? - otrzymał w odpowiedzi.

- Oczywiście, że nie. O wszystko zadbałem. Mam fundusze, potrzebuję ludzi.

I w tym momencie twe serce zabiło.

I jeszcze raz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie kończyłem zawijać interes, gdy żem usłyszał rozmowę tych dwóch starych huncwotów. Co prawda w kiblu śmierdziało jak diabli, ale musiałem usłyszeć co trzeba. Beonar... ledenarny kufel z którego można chlać co się chce, kiedy się chce, i ile się chce... idealny żebym otworzył kiedyś swój wymarzony zajazd ''Pod obitym ryjem''. Od dawna szukałem jakiejś wskazówki gdzie on może być, a tu proszę. Dziękować losowi że akurat o odpowiedniej porze zachciało mi się szczać !! Przyładowałem kopa w drzwi kibla, a te wyleciały z hukiem z zawiasów i rozwaliły się w drzazgi. Raźno podszedłem do starych pierdołów, i spojrzałem na nich z góry, choć żem był niskiego wzrostu. - Witojcie stare pryki, jam jest Olo ''Łamignat'' Bonecrusher, z klanu Bonechrusher'uf. Słyszołem jak pono szukocie kucy do jakiejś wyprawy, tom i jest ! Lepszego zabijoki nie znjdziecie, bo oto stoi przed wamy Czympion Żelaznej Podkowy, który każdy ryj obić potrafi, ni ważne czy chodzi ło kuca, trolla, czy smok. Może lubię se wypić, ale nigdy w trakcie misji. To jak ? Bierzeta Ola do kompanii, czy całkiem wom joja uwiądły ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twarz brodatego maga rozpromieniła się na Twój widok. Wstał gwałtownie i ścisnął mocno twe kopyto, szczerząc zęby. - I oto już mamy pierwszego ochotnika! Uhm... Wielcy wojownicy, właśnie tego nam potrzeba! Może się przysiądziesz? - dodał po chwili, kierując się z powrotem na swoje miejsce - Rozsiądź się wygodnie, zamów coś do picia, na nasz koszt oczywiście, i już zaczynamy omawiać szczegóły. Gdy tylko z jego ust uleciało ostatnie słowo, wychylił się w stronę swego towarzysza i szepnął mu coś no ucho. Co dokładnie? Nie miałeś zielonego pojęcia, choć zdołałeś zrozumieć dwa słowa - "mięso" i "armatnie".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A pewnickiem że zamówie. BARMAN ! Dawaj no litrowe piwo, a jak spróbujesz rozcieńczyć wodą, to ci je do życi wleje. A i kapuchę z grochiem przyniś bom głodny. Zamówienie zostało dostarczono o dziwo dosć szybko. Piwo poszło momentalnie, zaś żarcie było całkiem smaczne. Na odchodne jeszcze uszczypnąłem kelnerkę w pośladek, a ta z nieco obrażoną miną odeszła. Gdy usłyszałem co te pryki gadają, nieco się zdenerwowałem. Ja mięso armatnie ?! Stanąłem na krześle, chwyciłem jednego z nich za kapotę, przyciągnałem i położyłem mu drugie kopyto do twarzy. Tak żeby widział imię i nazwisko wygraderowane. Kopyta miałem podkute specjalnymi żelaznymi podkowami, które robiły za kastety, i dodatkowo każde nosiło moje imię. - Widzisz to dziadu jeden ?! Wisz co tokie kopyto robi z kościami ? Na mąkę je mieli, i to jok masz szczęście. Jak jeszcze roz nazwisz mnie minsem armatnim to tak ci przypierniczę, że żoden lekarz ci nie pomoże. Trochę szacunku, taka waszo mać !! - i popchnąłem lekko dziadka na jego stołek. - No, to skoro kwestie szocunku momy za sobą, to godojta szczegóły. Ponoć szukota jakiegoś skarba, a ja póki co nie mam nic do roboty. Winc mom parę pytań. Co to za wyprawa i gdzie ? Czego szukota, ile płacita, i jakie będą moje zadania, poza tym że będę obijoł ryje ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Staruszek poprawił kapelusz, żałośnie zwisający na końcu jego lewego ucha, po czym spojrzał na ciebie z wyrzutem. - Jedziemy do Kryształowych Gór, daleko na północy, do konkretnej jaskini. Zapłata? Uzgodnimy to podczas drogi powrotnej, lecz nie spodziewaj się małych sum. Co masz robić? To, co potrafisz najlepiej. Niewątpliwie posiadasz umiejętności, jakich nie posiada nikt inny! - rzekł, lekko drżąc za każdym razem, gdy wykonywałeś gwałtowniejszy ruch, co bynamniej nie wpływało na poziom jego wypowiedzi - Coś jeszcze? Zupełnie niespodziewanie w pobliżu pojawił się zwyczajny ziemniak o umaszczeniu przypominającym drzewo. Ignorując twoją obecność, podjął rozmowę ze staruszkiem, z którym jeszcze chwilę temu rozmawiałeś ty. - Mogliście o mnie nie słyszeć. Skadun jestem. Alchemik. Chcę wiedzieć więcej o tej waszej wyprawie. Zapowiada się całkiem… obiecująco. - rzekł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No dubra, tylko jak mnie sprujujecie oszukoć to tak wom przypierniczę że będzieta wybierać zęby z mózgu. - powiedziałem ku przestrodze. Zamówiłem jeszcze jeden kufel, tym razem ciemnego ale. Pociągałem z lubiścią trunek, a stary pryk gadał z jakimś nowo przybyłym członkiem ekipy. Alchemik. Taki to się przyda, a to lek uwarzyć, czy bimbru napędzić. J - Skoro część formalną momy za sobą, to powidzcie panie dziejaszku jak się nazywacie co ? Bo imienie nie dosłyszałem. A przeproszom, gdzie moje maniery - ja jestem Olo ''Łamignat'' Boncrusher. Ja to jestem bardziej o walenio w mordę, i pilnowania porządku, ale alchemik też się przydo. Powiedz no, a bimber umisz ty pędzić ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A umiem pędzić. Ale nie mam sprzętu. Trudno go zdobyć. Jest drogi w cholerę. Można go też wykombinować samemu, ale łatwo się potem takim bimbrem otruć... Ano tak, imię. Skadun. Po prostu. - dodał po chwili, wyrywając się z zamyślenia. - Miło, że już na samym początku między wami rodzi się przyjaźń. Na mnie niestety przyszła już pora, panowie! Jako, że wszyscy potrzebujemy nieco czasu na przygotowania, a i poszukiwania chętnych również może trochę czasu zająć. Nie macie nic przeciwko, jeśli zbiórka odbędzie się dokładnie za... Za tydzień o świcie, prawda? - spytał twój pracodawca, nie oczekując jednak odpowiedzi. Skinął lekko głową w stronę swego towarzysza i po chwili obaj zniknęli w gęstym tłumie, zostawiając was samych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pędzi... znaczy się swój. - rzekłem, i przyjaźnie poklepałem Skaduna po placach. - A co do zatrucio to mosz rację chopie. Jak ja się kiedyś strulem takim jednym zajzajerem, to potem przez tydzień ni brołem alkoholu do gęby. Wobrażasz sobie ? Tydzień o wodzie, aż się żygoć chciało. Popijałem leniwie swoje piwko, aż stwierdziłem że kolejny litr został przyswojony przezemnie, a ja nawet nie czułem szumu we łbie. Strasznie liche to piwo, ale nie ja za nie płacę. Właśnie miałem zamawiać kolejne, a tu dziadki się zmyły, mówiąc że zbiórka na wyprawę dopiero za tydzień. - Że co ?! Jak to za tydzień ? To co jo będę robił przez tydzień ? Psio jucha... a to dziady rosochate... oni nam tu pitu pitu że my dzieli, a teroz każą nam czekać. UUUh... tera tom się wnerwił. Rozglądnąłem się w poszukiwaniu zaczepki do bójki. Nic tak nie poprawia humoru jak porządna bijatyka. Dopiłem piwo, wskoczyłem ja stół i stanąłem na dwóch nogach. - HEJ WY OBEZJAJCY !!! Ponoć ta speluna słynie z tego że urządzo się tu niezłe mordownie, a tu nic ! Co, stroch wos obleciał ? Boita się Ola Łamignata ? No chodźta tchórze, pokażcie że mocie joja !! - ryknąłem wyzywająco i cisnąłem pustym kuflem w łeb tego kuca który wydawał się największym zabijaką w gospodzie. A potem standard - trzaskać po mordach, wybijać zęby, podbijać oczy a czasem złamać nochal, tak jak to potrafi Olo Bonesrucher !! - A ty lepij właź pod stół, i ani woż się wychylić - mruknąłem przyjacielsko na koniec do Skaduna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Spojrzałeś jeszcze raz na swego towarzysza. Poruszył ustami, jakby chcąc coś powiedzieć, żadnego odgłosu jednak nie wydał. Niespodziewanie tuż przed twym nosem przeleciał pusty kufel, być może ten sam, którego chwilę temu użyłeś ty. Ostatecznie minął cię o milimetry i rozleciał się na kilka fragmentów, po spotkaniu z przeciwległą ścianą. Szybkie spojrzenie w bok i już wiedziałeś, któż jest takim kretynem. Wielki, barczysty ziemniak o umaszczeniu barwy kupy, ten sam, z którego śmiałeś tak nieznośnie zakpić. Wstał i powolnym krokiem ruszył w twoją stronę. Na jego twarzy malowała się przeraźliwa złość. Cała sala zamilkła, czekając na rozwój wydarzeń. - Nie lubię, kiedy ktoś we mnie czymś miota. Zazwyczaj ten ktoś kończy wtedy w kilku kawałkach. - rzekł, a właściwie warknął groźnie, gdy już znalazł się dostatecznie blisko ciebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hy, odezwoł się, wysoki jak brzoza a głupi jak koza ! Mom nadzieję że nie jesteś przyzwyczajony zbytnio do swoich zębów, bo od dzisiaj będziesz jadł tylko przez słomkie. No podejdź bliżej obezjajcu, zoboczysz że spotkałeś równego sobie. Poczekałem aż typ się zbliży, a jak podszedł na odległość 2 kroków, to rzuciłem się na niego z tłukąc go niemiłosiernie kopytami po pysku wybijając kolejne zęby pacjentowi. - Za mamusię, za tatusia, za babunię... - wyliczałem wesoło wybijając kolejne zęby.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...