Skocz do zawartości

Recommended Posts

Po niezbyt ciekawej przechadzce korytarzami tajemniczego szpitala Golden liczył, że wkrótce znajdzie więcej przestrzeni. Nie pomylił się, ale rezultat przerósł jego najmniejsze oczekiwania. Taka ogromna sala mogła stanowić główny hol na zamku księżniczek, a tutaj był zwykłą pralnią. - Ciekawe jak wyglądają bardziej reprezentacyjne miejsca tego szpitala. - Pomyślał i wiedział, że tutaj można znaleźć poszlaki oraz z kimś porozmawiać by wyciągnąć informacje, które ich zbliżą do powierniczki elementu harmonii.
 
Nagle usłyszał informacje z drugiej drużyny od Sky Shielda. Znał to imię i on również służył w gwardii, jednak jego specjalizacja była zupełnie odmienna od jego starych obowiązków. Poddawał w wątpliwość jego osiągnięcia, jednak z uwagą słuchał co miał do powiedzenia, ponieważ wskazówki są ciekawe i z pewnością pomogą. Doszedł do wniosku, że obecnie nie powinno być zagrożenia i raczej trzeba było odgrywać rolę mechanika niż strażnika. Problem w tym, że aktorem był marnym, a specjalistą od sprzętu jeszcze gorszym. Jednakże optymizmem patrzył na swoje nowe obowiązki wszak podświadomość podobno ma wysoką tolerancje na pomyłki.
 
Dostał od Sykstusa zadanie rozglądania się za charakterystycznymi elementami. Jako pierwsza wpadła mu w oko poszewka ubrudzona w motylki. - Czyżby Fluttershy? - Pomyślał instynktownie i postanowił się uważnie przyjrzeć jeszcze raz wzorkowi czy aby na pewno układa się w charakterystyczny cutie mark dla powierniczki elementu życzliwości. Gdy słuchał historyjki swojego lidera w głębi czuł, że to nie jest wspaniała, a sama idea słuszna, ale przecież cel uświęca przecież środki i sam postanowił się dołączyć do rozmowy zadając klaczy, która prosiła o naprawę jedno pytanie.
 
- I jeszcze jak się nazywała? - Spojrzał tylko na nią nieco rozlazłym wzrokiem podczas mówienia. - Wie pani. - Zrobił pauze i podrapał się kopytkiem po głowie, szukając odpowiednich myśli. - To potrzebne, aby zatwierdzić naprawę. Ci cali urzędnicy. - Dodał na koniec, chcą jakikolwiek sposób uargumentować swoją ciekawość, chociaż sam do końca nie wiedział czy dobrze zrobił uzupełniając wypowiedź kryształowego kuca.
Link do komentarza

Z chwilą wejścia do pralni Thunderlight poczuł nagle silny ból głowy, do którego po chwili dołączyło rozmazanie się otoczenia. Zamknął oczy i przystanął na chwilę. Po chwili ból zelżał, a on głęboko odetchnął po czym otworzył oczy i rozejrzał się dookoła.

Zorientował się że przyczyną jego chwilowej dysfunkcji były rzędy wielkich pralek wypełniających hale, której końca nie było nawet widać.  Wyczuwał aż za wyraźne dziesiątki  silnych układów energetycznych będących sercem każdej z nich.  Wrażenie  było dla niego przytłaczające. Po  przywyknięciu do natężenia energii  w pomieszczeniu jego uwagę zwróciły tłumy ubranych na biało klaczy uwijających się przy maszynach.

-„A więc to są tylko projekcje?”- Mimo wnikliwej obserwacji nie zauważył żadnych wskazówek co do ich nierealności, tak w zachowaniu jak i w wyglądzie . Kątem ucha zarejestrował potok słów  przekazany im przez gwiazdę.-"Cóż mimo wszystko dobrze wiedzieć że reszta jeszcze żyje... "- pomyślał. Jedna  z obserwowanych przez niego klaczy, obróciła się nagle i zauważywszy ich przerwała ładowanie brudnych ubrań po czym skierowała się w ich stronę. -  „Oho, mamy kontakt” .

- Hej... Coś znowu się zepsuło? – Zapytała się Sykstusa który stał na przedzie grupy.

- W zasadzie to miło, że pytasz - kryształowy ogier podszedł krok do klaczy -  gdyż podążamy, by zreperować klimatyzację. Wiesz, pacjentka się skarży, że jej za gorąco, już drugim pomieszczeniu. Poznaję tą pościel, należy właśnie do tej pacjentki, tyle że... głupio to rzec, ale podobno przenieśli ją do innego pokoju - spojrzał błagalnie na klacz. - Mogłabyś nam powiedzieć, z którego pokoju zabrałaś tą pościel?

-„Co go tak ciekawi w tej pościeli?”-pomyślał zdziwiony Thunderlight, jednak po chwili zobaczył to samo co Sykstus -  ”Ah tak, trio motyli, znak  jednego z elementów. Czyżby to miało być tak łatwe?”- pomyślał  zastanawiając się co odpowie szpitalna klacz. 

Edytowano przez EmielRegis
Link do komentarza

No to w drogę. Ruszył z początku wolnym krokiem, jednak zorientowawszy się, iż nikogo nie ma w zasięgu wzroku, przyspieszył. Korytarz ciągnął się wprost i coraz głośniejsze zdawały się dźwięki wydobywające się z końca tunelu, którego z początku nie widać było końca. Ile tu pająków. Przysiągłbym, że wystarczyłoby ich na pokrycie nie jednego ogiera… Przerwał myśl, gdyż zorientował się, że znalazł się u celu swej podróży. Pierwsze co przykuło uwagę chirurga były cztery piece, po jednym w każdych z rogów pomieszczenia. 2, 3, 4… 7, 8… Tak, osiem kucy. Nie wyglądają na zbytnio zainteresowanych moją obecnością… Ale trzeba się rozejrzeć. I co więcej, nie patrzeć wyłącznie oczyma. Spojrzał więc na całą przestrzeń. Jedyne co zauważył, to spore kupy węgla i łopaty. Na suficie plątanina rur o różnych kształtach. Niemiłosiernie gorąco. Ale zaraz… wentylacja. Czemu nie działają wszystkie? Powinienem się tym… O Luno! Nie jestem żadnym inżynierem! Ehh… Co my mamy na ścianach? Pewnie nic, czym dałoby się ich wszystkich pokroić Scythe… Pewnie nie. Omiótł spojrzeniem wszystkie ściany, lecz przez żar, dobiegający z pieców, trudno było się im przyjrzeć. Gdy biały ogier miał już odejść, kątem oka zauważył na ścianie jakąś kartkę. Dużą kartkę. Taką mniej więcej sześć metrów kwadratowych.

 

 

-Mapa! – dobiegł z ust kuca cichy okrzyk radości. Tylko jak ją przetransportować?

I tu pojawił się problem. Nie wiedział, czy warto. Równie dobrze mógł to być nieaktualny plan budowli. Ech… Trzeba zaryzykować. I jest tylko jedno wyjście…

 

 

Wolnym krokiem i ze spuszczonym łbem podszedł do owej ściany, omijając po drodze wszelkie nierówności i gurdy paliwa opałowego. Starał się stwarzać pozory osobnika, na którego znów spadło jak najwięcej i najnudniejszej roboty. Pozorując znudzony wzrok objął całą mapę oczyma. Prawie się przewrócił, gdy spróbował coś z niej odczytać. Może ktoś inny z naszej drużyny będzie…, albo ktoś z innej… Mniejsza. Nareszcie się trochę wyżyjesz! Nie, wcale nie! Scythe’owi przeszły ciarki. To było dla niego o kilka dziwnych myśli za dużo. Mniejsza. Spojrzał się jeszcze raz i zapamiętał jak wygląda cała mapa, by móc ją potem dobrze ułożyć. Uniósł swój złożony skalpel nad mapę i zrobił jedno długie cięcie w pionie, a następnie kolejne – w poziomie. Miał teraz cztery karty o wymiarach 1,5x1, które z łatwością mógł zanieść za pomocą magii do reszty drużyny. Schował skalpel i położył karty w kolejności w której jeszcze łatwiej będzie odtworzyć ich pierwotne ułożenie. Rozejrzał się mimochodem i powolnym krokiem skierował się w stronę wyjścia z tunelu.

 

No, to powiedz mi kolego, kiedy pozbędziemy się ich wszystkich? Nie zrobimy tego! Po dotarciu do reszty muszę chwilę pomedytować dla uspokojenia, bo nie wytrzymam. We śnie jest dużo gorzej. Tutaj naszym największym wrogiem, są nasze myśli. A zwłaszcza moje…

Link do komentarza

Scythe

 

Krojenie planu sprawiło, że na twoje czoło wystąpiły krople potu. Ten ruch skalpelem, tak dobrze znany twojej podświadomości budził w tobie kuszące wspomnienia, przeszywał promieniującą na całe ciało satysfakcją... I niedosytem. Z trudem oderwałeś się od swojej pracy i przez kłęby pary spojrzałeś na niewyraźne sylwetki robotiników. Niemal wszyscy stali teraz nienaturalnie nieruchomo, zwróceni w twoją stronę. Ich pozbawione wyrazu oczy obserwowały cię, światło ognia malowała na ich ciałach plamy cieni, przez które wydawali się powoli poruszać. Choć może faktycznie tak się działo. Twoje własne myśli wytrącały cię z równowagi nie pozwalając na dokładną ocenę sytuacji, stałeś więc przyparty do muru, utrzymując za pomocą magii pocięte plany, nie mogąc podjąć żadnej natychmiastowej decyzji.

Wokół, w kłębach pary, wśród syku ognia, słyszałeś narastajace głosy.

 

Reszta drużyny

 

Słysząc pytanie Sykstusa klacz zasępiła sie wyraźnie i potrząsnęła głową.

- Przecież dobrze wiecie, że my tu tylko dostajemy dostawy od tych z góry - Wskazała kopytem jakiś nieokreślony punkt pod sufitem - I nie wiemy co skąd przyjeżdża. Pojawia się w koszach, my to pierzemy, a potem wrzucamy do koszy zabieranych do pacjentów... - Urwała, zauważając, że wszyscy intensywnie wpatrujecie się w trzymany przez nią kawałek pościeli. Zaskoczona sama przyjrzała się materiałowi, a potem znów przeniosła wzrok na was - Coś... Coś jest nie tak? - Ku waszemu zdumieniu, praczka wyglądała jakby momentalnie straciła poczucie pewności. Jej usta zadrgały niebezpiecznie - Ale... Ale przecież to nic niezwykłego. To zwykła pościel... Zwyczajne szpitalne zabrudzenie... - Spłoszona, spojrzała prosto w oczy Sykstusa, który zdumiony zauważył w jej źrenicach coś na kształt błysku.

Nim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć i wybrnąć jakoś z coraz bardziej nerwowej sytuacji padło kolejne pytanie.

- I gdzie jest ta mała, która z wami przyszła?

Moon Spear zniknęła.

Link do komentarza

Kiedy Sykstus usłyszał, że praczka nic nie wie o dostawach, uszy mu opadły ze zrezygnowania. Znów są w martwym punkcie. Znów nie wiedzą gdzie pójść. Chyba nie nadawał się na dowódcę, tak jak chciała tego księżniczka. Nagle, klaczka z podświadomości się zmieszała. Pewnie nie tylko on wgapił się w brudną pościel.

Błysk w oku praczki, sprawił, że przez grzbiet kryształowego kuca przeszły ciarki. Trochę zirytowany obrócił się do drużyny, żeby dać im cichą reprymendę, gdy zauważył dokładnie to samo, co pytająca

- I gdzie jest ta mała, która z wami przyszła?

Nigdzie nie było śladu po Vixen.

Na wszystkie diamenty świata! Zgubiłem ją. Ale jak? Przecież cały czas za nami szła.

Czy aby na pewno?

Ambrozja mnie zabije.

Ambrozja nie żyje, matowcu.

Lekko spanikowany, wrócił wzrokiem do dziwnej praczki, gdy dostrzegł za nią coś, a w zasadzie kogoś. Jedna z klaczy miała błyszczącą, rubinową sierść, jasnożółtą grzywę zawiązaną z tyłu tak, żeby nie opadały na ciepłe pomarańczowe oczy. Lekko błyszczała pośród innych, gdyż była kryształowym kucykiem, tak jak Sykstus. Do tego, Syks bardzo dobrze znał tą klaczkę. Zajęta była jakimś praniem, co jakiś czas ocierając kopytkiem czoło z potu. Tyle czasu minęło, od kiedy ostatnio ją widział...

Poczuł, że musi ją zobaczyć, ten jeden, ostatni raz. Nie zważając na nic, pobiegł w jej stronę. Był już prawie przy niej, gdy jakaś praczka zastąpiła mu drogę, poirytowany, przepchnął się obok, ale rubinowej klaczki już nigdzie nie było.

Z wściekłości i bezsilności mocno uderzył przednimi kopytkami o podłogę. Po raz pierwszy w życiu, miał ochotę się rozpłakać.

- Na zgniłe szafiry...

To tylko sen, Syks. Ona nie żyje.

Głęboki wdech i wydech.

No dobra, weź się w garść. Zadanie czeka.

Ale przecież nie zostawię Vixen.

Po pierwsze, obiecał Sky'owi kontakt z Tempestris. Wyciągnął gwiazdkę. Był trochę roztrzęsiony, więc postanowił po cichu powiedzieć cały komunikat, żeby myśli mu nie pouciekały.

- Tempestris - starał się mówić pewnym siebie głosem. - Tu Sykstus, dowódca Cerastes. Sit-rep: Fałszerz MIA, Omega recon. Jesteśmy w Pralni... - nie bardzo wiedział jak określić własne położenie - ... gdzieś na dole. Nawiązaliśmy commo z Lucidą. Położenie i tożsamość śniącej nieznane, możliwe, że szukamy Fluttershy. Podajcie swój status i położenie.

Już miał schować błyskotkę z powrotem do kieszeni, kiedy wpadł na pewien pomysł.

Jakie są twoje moce, mała gwiazdko?

Mógł się nią wspomóc, żeby znaleźć Powierniczkę... Ale nie może zostawić Vixen tu samej. Hasło Drugiego Legionu było często używane przed Upadkiem: My nie zostawiamy swoich. Dzięki niemu sam żył. Położył gwiazdkę na płasko ułożonym kopytku.

- Cerastes - chrzanić, że jest otoczony przez podświadomość - gdzie jest Vixen?

Nic się nie stało. Chyba trzeba było spróbować inaczej. Tylko jak?

- Cerastes, wskaż mi, gdzie znajdę Vixen - ta komenda już podziałała. Jedno z ramion zapulsowało jaśniejszym światłem, po czym cała gwiazda obróciła się, niczym kompas, wskazując wąskie przejście między pralkami, które tworzyły swoisty labirynt z pajęczynami kabli i barierami z koszy na brudną bieliznę.

- Panowie! - krzyknął w stronę Golden Shielda i Thunderlighta. - Chyba wiem gdzie szukać naszej... usterki - może będzie dla nich lepiej, jeśli podświadomość dalej będzie ich brać za personel techniczny.

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza

Kiedy klacz mówiła, Thunderlight uważnie obserwował zmiany na jej twarzy.  Jej początkowa ciekawość w miarę zadawania pytań przez Sykstusa i Golden Shielda  przeszła w niepokój, a w chwilę potem w panikę, z domieszką czegoś czego nie rozpoznawał i nie podobało mu się to w najmniejszym stopniu. -„Będą kłopoty...” - pomyślał.  Kątem oka obserwował reakcje otaczającego ich tłumu.  Na razie nie wyglądało to niebezpiecznie. Dochodzące zewsząd echo pracujących pralek  skutecznie go dekoncentrowało ale naliczył co najwyżej  sześć praczek wpatrujących się w nich intensywnie.   Jego róg słabo zamigotał kiedy powoli uchylił zapięcie jednej z toreb i ukradkiem wyciągnął mały, słabo pulsujący kryształ  pokryty mozaiką symboli. –„Obym nie musiał tego użyć…”.

 

- I gdzie jest ta mała, która z wami przyszła?- spanikowana klacz, skierowała wzrok w punkt za nimi.

Thunder rozejrzał się dookoła taksując wzrokiem otoczenie. Niestety nie zauważył już Vixen. Kręciła się w pobliżu na początku rozmowy, a więc najprawdopodobniej  sama zdecydowała się na odłączenie. -„Teraz zachciało jej się zwiedzać...”-  pomyślał przeskakując wzrokiem od klaczy do klaczy, licząc że jeszcze ją zauważy.

 

Przez pozbawioną emocji maskę na jego twarzy przebiegł  ślad irytacji a lekki szum w jego obrazie przeszedł w monochromatyczność. Wyczuł raczej, niż zobaczył, że po jego ciele przesunęła się fala energii.-„Za bardzo się przejmuję”- Na szczęście żadna z praczek nie zwróciła na to uwagi.

 

Sykstus, który rozglądał się podobnie zastygł nagle intensywnie wpatrzony w jeden punkt, po czym  wyrwał się do przodu roztrącając na bok oburzone praczki. –„Czyżby zobaczył  Vixen?”- Sykstus zatrzymał się i rozgorączkowany  rozglądał się na wszystkie strony.  Jednak gdy  obrócił się w  stronę Thundelighta ten wiedział już że się myli.  Sykstus rozglądał się zamglonym wzrokiem. Nie domyślał się  co takiego przyciągnęło Sykstusa, ale z pewnością nie była to Vixen. 

 

Cierpliwie obserwował jak Sykstus, wziąwszy się w  garść, przekazał komunikat do członków Tempersis, a następnie próbował zmusić gwiazdę do wskazania miejsca położenia Vixen.  Już po drugiej próbie Artefakt zadziałał, wyraźnie wskazując kierunek.  Thunderlight chciał już powoli ruszyć we wskazaną stronę gdy nagle poczuł niepokój. Zerknął w tył i zobaczył że klacz, z która wcześniej rozmawiali obserwuje ich  dziwnym wzrokiem niezmiennie przez cały czas. 

Link do komentarza

Pegaz, słysząc słowa od klaczy przyjął je z lekkim niepokojem, ponieważ ich kamuflaż nałożony przez podświadomość mógł w każdej chwili paść, a to oznaczałoby kłopoty. Sam jednak nie okazywał zainteresowania dla praczki. Odwrócił się w stronę swojego dowódcy, a pytanie o samą Moon Spear uznał za mało istotne. Znali się zdecydowanie za krótko, a sama młoda klacz nie wykazała się jeszcze swoimi umiejętnościami. Zupełnie nie czuł, że jej strata ma w tej chwili większe znaczenie.

 

Jedno było pewne powinni ruszyć się z tego miejsca zanim pojawią się kłopoty i na wszelki wypadek Golden postanowił przynajmniej na chwile trzymać język za zębami oraz nie wtrącać się w rozmowy z bytami podświadomości. Widząc chwilową bezradność Sykstusa chciał mu jakoś pomóc. Przynajmniej zapytać się o coś, jednak ku jego radości szybko się otrząsnął i znalazł z tej sytuacji rozwiązanie. Czy było dobre? Czas jeszcze pokaże. Sam jednakże nie podzielał entuzjazmu, że w misji chodzi o powierniczkę elementu życzliwości, jednak swoje przemyślenia wolał zostawić tylko dla siebie.

 

Słysząc komendę rozkaz, która dla niego brzmiała nietypowo, tylko natychmiastowo przytaknął i ruszył jak zwykle z przodu potężnym wojskowym krokiem za tajemniczym światłem przez labirynt tego dziwacznego miejsca. W żaden sposób nie zwracał uwagi na napotkane przeszkody terenowe takie jak koszę na ubrania, wywracając jeden z nich po drodze, rozrzucając brudne szpitalne ciuchy w okolicy. Liczyło się obecnie tylko widoczne jasne światło i świadomość wykonywanego zadania, nawet jeśli miał odnaleźć małą klacz, za którą zbytnio nie przepadał.

Link do komentarza

No, ale nie powiesz mi, że cięcie tamtego planu nie było przyjemne? Chciałbym, ale nie mogę. Niestety to nas łączy, lubimy ciąć. Tyle że mnie nie bawi krzywdzenie innych… Przerwał, ponieważ poczuł, że coś jest nie tak. Przyparł do ściany i zaczął się nerwowo rozglądać. Wszyscy pracownicy zaczęli patrzeć wprost na niego. Ich cienie skakały w tą i z powrotem, jakby nagle ożyły i z każdą sekundą zbliżały do Scythe’a. Zatkało go, bo wyglądało na to, że mała brygada zombie chciała mu coś zrobić. Kartki ściskane przez ogiera lekko się zgniotły. Co tu się dzieje? Czy to ważne? POZBĄDŹ SIĘ ICH! W tym momencie powoli ułożył pokrojoną mapę na podłodze i już miał wyjmować skalpel, lecz w porę zdążył się otrząsnąć. Czy ja zgłupiałem?! Jestem Omegą. Jestem niewidoczny i nie do schwytania. Wystarczy zachować spokój i czystość umysłu. Czyli jednak muszę tego użyć… Wziął kilka głębszych wdechów i zrobił jeden, długi i wyregulowany wydech. Jego biały róg zaświecił się i po chwili jego umysł był już całkowicie czysty. Po czole doktora spłynęły krople potu, które wywołane były nie tylko panującym skwarem, ale też zmęczeniem z powodu użycia zaklęcia. Dzięki niemu będzie mógł zachować spokój, jak po długotrwałej medytacji, aczkolwiek będzie teraz mocno osłabiony i flegmatyczny. Coś za coś… Warto spróbować. Pamiętał również, że samo zaklęcie nie trwało w nieskończoność, więc jak najszybciej wziął się do działania. Podniósł prawe kopyto, po czym odgarnął sobie włosy do tyłu i zrobił nim długi ruch wzdłuż czoła. Ruch wyglądał naturalnie w końcu kto nie chciałby się wytrzeć z potu i polepszyć sobie widoczności? Ogarnął wzrokiem pomieszczenie i stwierdził, że nie jest aż tak strasznie. Podstawą jest zachowanie spokoju. Podniósł kartki z powrotem i zrobił kilka kroków wprzód.

 

 

-Witam Panów. Czy czymś Was zaniepokoiłem w takim stopniu, że musieliście przerwać swoją, jakże ciężką, pracę? – Ostatnie słowa zaakcentował dość nieprzyjemnie i z kpiną w głosie. Oczywiście niezbyt dużą, raczej żartobliwą. Przecież nie chciał zyskać sobie wrogów. Ale może już to zrobił? Spojrzał się na pustą ścianę, która była tuż za nim.

 

-Chodzi o plan? Niestety, praca jest pracą. Kazano mi ściągnąć ten, ponieważ nałożono na niego jakieś nowe poprawki, czy tam „odnowili” ten stary. Mniejsza o to. Więc jeśli jesteście na tyle mili, to ja już sobie pójdę. Czeka mnie jeszcze obchód po reszcie placówki. – zakończył.

 

I tak to się robi. Pełne opanowanie. I dobrze, przecież nie jestem na tyle podejrzaną personą w tymże miejscu, by mnie napaść bez ostrzeżenia. Przynajmniej na jakiś czas będę miał spokój od… właściwie to od siebie, czy to już druga osobowość? Hmm… Nie, jeszcze nie. Wtedy nie mógłbym tak łatwo… Chociaż… Mniejsza! Muszę uważać, by nikt mi nie przygrzał łopatą od tyłu… Z gotowym do odparcia ataku skalpelem i pewnością siebie typowego parobka ze szpitala, Scythe ruszył przed siebie, kierując się w głąb korytarza. 

Link do komentarza

Scythe

 

Spokój okazał się zbawienny. W miarę jak doprowadzałeś się na powrót do równowagi psychicznej, pomieszczenie zaczynało nabierać znów mniej demonicznego i niepokojącego wyglądu. Pomijając fakt, że miałeś irytujące wrażenie które mówiło ci, że na krańcach widoczności zachodzą ciągłe, niewielkie zmiany, które tylko czasem udało ci się zauważać kątem oka, poczułeś sie znacznie swobodniej. Spoglądające na ciebie ogiery - zdałeś sobie powoli z tego sprawę - tak naprawdę nawet nie patrzyły na ciebie, a jedynie odwróciły się w twoim kierunku, nieco nieporadnie spoglądając na ścianę za tobą. Twój głos przywołał ich do rzeczywistości.

- Ach... Nie, nic nie szkodzi - Mruknął niskim, chropowatym głosem jeden z kuców, mrużąc oczy by dostrzec cię wśród pary i machnął kopytem na znak, że nie ma się czym przejmować. Pozostali wracali już do swojej pracy - Tak, po prostu... Myśleliśmy, że jakiś wielki pająk chodzi po tamtej ścianie... - Ostatnie słowa twojego rozmówcy sprawiły, że przeszedł cię deliktany dreszcz. Tuż za sobą usłyszałeś szmer jaki mogłoby wydawać wiele szybko przesuwających się po ścianie odnóży.

Jednak to był jedynie dźwięk.

Taka pozostawała ci nadzieja...

Bez przeszkód opuściłeś pomieszczenie i skierowałeś się do koryatrza, który powinien doprowadzić cie do reszty drużyny. Po kilkunastu minutach szybkiego marszu dotarłeś do ogromnej, wypełnionej pralkami hali. Nigdzie jednak nie dostrzegłeś nikogo ze swych towarzyszy.

 

Reszta drużyny

 

Zniknięcie małej klaczy nieco wytrąciło was z równowagi, co doskonale można było zauważyć analizując zachowanie Sykstusa, który przez chwilę wydawał się zupełnie tracić głowę. Jednkże już po chwili, gdy przekaz do Tempestris został nadany poculiście się nieco pewniej - w końcu nie byliście tu zupełnie sami, a inne drużyny też na was liczą. Rozejrzeliście się uważnie dookoła, nie dostrzegliście jednak żadnych dodatkowych symboli mogących ułatwić wam zdecydowanie, co należyt zrobić dalej... Jedynie niepokojąco większa liczba praczek spoglądała na was ze zmarszczonymi brwiami i nieodgadnionymi wyrazami twarzy.

Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.

Ruszyliście we wskazywanym przez gwiazdę kierunku, co okazało się jednak nie lada wyzwaniem. Przejście było nadzwyczaj ciasne - co nie było może kłopotem dla źrebięcia, ale dla dorosłych ogierów urastało do rangi poważnego problemu. Przedzieraliście się, mimo wysiłków idącego na przedzie Golden Shielda coraz bardziej zaplątując w kable i tracąc orientacje w terenie, gdyż ogromne pralki tworzyły między sobą coś na kształt labiryntu.

 

Thunderlight

To niepokojące, ale odkąd wdarliście sie pomiędzy pracujące maszyny masz uporczywe wrażenie, że są one w jakiś sposób świadome lub żywe. Ich energia, ich konstrukcja nie są takie, jakie być powinny. Wydają się niemal czymś na poły dzikim, tworzącym samoświadomą dżunglę.

 

Sykstus

Wpatrując się cały czas w gwiazdę wskazującą kierunek zaczynałeś mieć wrażenie, że delikatnie cię ona oślepia, jednak im głębiej zapuszczaliście się pomiędzy maszyny, tym bardziej znikał jej blask. Co ciekawe, przez jedną chwilę wydawało ci się, że dostrzegłeś na powierzchni Cerastesa delikatne odbicie przypominające to, jakie czasem można zauważyć na szybach - widziałeś swoją twarz, a tuż za nią grupkę kuców, których mgliście przypominałeś sobie z waszego spotkania z Luną, a którzy o ile dobrze pamiętałeś trafili do drużyny Tempestris. Widok ten jednak już po chwili został zmącony i został zastąpiony przez silne, obezwładniające wręcz poczucie zagrożenia.

 

 

Wszyscy

Wprowadzam dodatkowe informacje o które prosiliście. Nie zawsze będą sie one pojawiać dla każdego, jednak postaram się, aby nikt nie był faworyzowany i każdy mógł od czasu do czasu zyskać dodatkową wiedzę. Dotąd nie prowadziłęm w ten sposób, więc jeśli będziecie mieli co do spoilerów jakieś uwagi/sugestie śmiało piszcie, a może nawet sami zasugerujcie jakie rzeczy wasza postać będzie zauważać

Edytowano przez EverTree
Link do komentarza

Vixen z lekkim znudzeniem słuchała praczki i kapitana drużyny. Kiedy chciała coś powiedzieć kątem oka zauważyła jakieś jaskrawe kolory odróżniające się od szarych, czarnych i białych kabli leżących w całkowitym nieładzie wciśnięte między ciasne przejścia pomiędzy pralkami. Chwilę walczyła z sobą. Ciekawość wygrała. Klacz odłączyła się od grupy i ruszyła w tamtą stronę. Po kilku minutach przedzierania się przez masę kurzu, innych kabli i porzuconej, brudnej bielizny dotarła na miejsce. Odgarnęła kable i zobaczyła pudełko po proszku do prania. Nie byłoby może w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że pod jaskrawym napisem "Do kolorowych ubrań" i dość niezręcznie wymyśloną nazwą "Kolorowy wir" widniał cutie mark Rainbow Dash. Obejrzała dokładniej przednią część pudełka. Nie zobaczyła nic ciekawego oprócz znaczka. Odwróciła pudło na drugą stronę wysypując resztki zawartości. Na odwrocie jakiś specjalista od marketingu zapragnął umieścić pokazowy efekt działania środka czyszczącego, co zaowocowało dwoma wizerunkami koszulki z emblematem drzewa "przed" i "po" praniu.

 

Znalezisko tak pochłonęło klacz, że dopiero po chwili, że od jakiegoś czasu słyszy powolny, ale nieustępliwy dźwięk szurania czegoś ciężkiego o ziemię. Rozejrzała się i dostrzegła, że otaczające ją pralki delikatnie przesuwają się w jej kierunku zacieśniając zamknięty krąg, zaś ich okablowanie niebezpiecznie inteligentnymi ruchami zbliża się do pegazicy niczym stado wściekłych węży.

 

Klacz przeraziła się. Nie wiedziała jak wydostać się z tego kręgu nie zwracając większej uwagi podświadomości. Odlecieć nie mogła, gdyż pewnie coś innego by się nią zajęło. Wybiegnąć też marne szanse – pralki były za duże by mogła je przeskoczyć, ani wskoczyć w wyjść. Wzięła głęboki oddech i wrzasnęła:

 

-POMOCY!

 

Przestała na sobie polegać, tym bardziej, że była sama. Może reszta drużyny pomoże jej się wydostać.

Link do komentarza

Znowu zmiana kierunku.  Thunderlight przystanął na chwilę i obejrzał się. Jego tęczówka obróciła się kilka razy kiedy  wspomaganie skanowało widoczny tłum, lecz żaden kuc nie pasował do wzorca. Ponownie ani śladu Scythe. Zwiększył zasilanie prawej przedniej protezy  a następnie uderzył  mechaniczym kopytem o posadzkę zostawiając wyraźne wgniecenie.   Robił tak przy każdej zmianie kierunku odkąd ruszyli poszukiwać Vixen.

 

Irytujący głos rozległ się w samym środku głowy Thunderlighta.

-Po co wogule leźiesz za ta gówniarą?! Do niczego nie jest potrzebna!

Thunder westchnął. Łuk energii przeskoczył od ucha do ogona.

 

-Już myślałem że chociaż tutaj dasz mi spokój Toby…

-Niedoczekanie twoje! Musiałbyś sobie urwać ten głupi łep. Zostaw ich, po co ci oni? Czyżbyś tak łatwo zapominał?!

-Mieli powód Toby…I nie uśmiecha mi się zostawienie samej 10-cio latki nawet jeśli jest tak głupia by samej się oddalić. A teraz zamknij się.

-Oh, ohhhhhh, już to widzę - rzekł kpiąco Toby- Co tym razem, ha?! Nerka? A może dwie?

-Przypomnij mi, dlaczego jeszcze nie poszedłem z tobą do specjalisty od magii umysłu? 

 

Ku uldze Thunderlighta  groźba podziałała. Toby nie odezwał się ponownie.

 

Od przepływu energii w powietrzu Thunderlightowi trzeszczało w uszach. Wyłapywał dziwnie brzmiące fragmenty transmisji:

///‹E‹x‰žŕ‰žŕ ď˙˙‹‹E

///tČöĂtČGDÇG@

///t0†¸ď˙˙‹‹E_^‰Ć@[‹ĺ]Â

 

Transmisje informacji? W pralni?

 

///WYKRYTO RUCH

 

Thunderlight podążył wzrokiem za wskazaniem systemu. Zauważył że kilka źródeł energii w ich okolicy zmieniło położenie. Teraz zrozumiał czym były te transmisje. Pralki aktywnie się komunikowały, w niewiadomy dla niego sposób zmieniając pozycje i tworząc labirynt przez który się bez powodzenia przedzierali.

 

Te pralki  nie są zwyczajnymi mechanizmami, one są…siecią?

-Nie są zwyczajnymi mechanizmami?! Powiedziała kupa złomu w której nie ma już  prawie nic z ogiera.

-Jeszcze się trzymam Toby.

-Ach taak?-rzekł Toby irytująco przeciągając sylaby- Myślisz że nie wiem ile ci zajęło sformułowanie choćby  jednego pełnego zdania kiedy ten niebieski wór brokatu chciał cię zostawić bez energii?  Gdyby nie Blue Note już dawno nie umiałbyś się wysłowić!

-zamilknij Toby, usiłuję zrozumieć co tu się wyprawia.

 

Thunderlight wszedł w stan świadomości bliższy raczej maszynie niż żywej istocie. Zdeaktywował wszystkie niepotrzebne mu systemy, obniżył puls do absolutnego minimum oraz  odłączył wzrok,  zdając się instrumenty zamontowane w protezach.

W tej chwili z jego oczu zniknęły całkowicie źrenica i tęczówka, zostając zastąpione przez synchronicznie poruszające się bloki  symboli. Mały efekt uboczny  ale miał nadzieję że jego towarzysze nie przestraszą się byle czego.

 

Jego percepcja zmieniła się diametralnie. Pozbawiony wszelkich rozpraszających bodźców skupił się na otaczającym go mechanizmach. Widział to teraz niezwykle wyraźnie. W tym pomieszczeniu nie było po prostu pralek. Dziesiątki, jeśli nie setki  tych urządzeń składało się na jedno, wielkie i świadome skupisko energii  strukturą przypominające mrowisko. Gdzieś daleko wyczuwał koncentrację tej sieci, lecz obok niego były jedynie jej pośrednie elementy przypominające macki; uważnie obserwowały one nowy, niezależny układ który pojawił się nagle w tym środowisku.   

 

Thunderlight poczuł jak zwykle ekscytację. To był jego świat, do tej rzeczywistości należał.

 

Jego róg zaświecił wyciągając drobny przewód z prawej przedniej protezy i wciskając go we właściwy port w najbliższej pralce.  Po chwili  zainicjował interakcję:

///Eü‹EřGĆ;¸Č[1]Â;ń|ô_3Ŕ

(-“Powitanie”-)

///‹E‹x;Ăur€?üzÍ‹P‹Î˙Ň„Ŕt

(-Układ energetyczny Thunderlight 1.493538.34 v.2:010111-)

///[_‹Ć^‹ĺ]ÂÍÍÍÍ…Étčhů˙˙ë[1]3ŔŁ˙Ň‹Řë[1]3Ű‹N€‹‹P˙ŇĂEü‹EřGĆ;¸Č[1]

( -O statusie neutralnym -)

///˙Ň‹Řë[1]3Ű‹N€‹‹P˙ŇĂEü‹EřGĆ;¸Č[1]Â;ń|ô_3Ŕ^ĂĽ·

( -Wzywa nieznany układ  energetyczny 0FH34JJWTAAA00:77887- )

///Ŕt‹ŹĐ[1];ń|ô_3Ŕ^ĂĽ·čwÓ˙˙‹MVQ‹ČŁ

( -Do nawiązania kontaktu -)

///čhů˙˙ë[1]3ŔŁ˙Ň‹ń‹MPQ‹ÎčŰÇ‹Ď˙ĐP

 ( -Oraz do zaprzestania działań agresywnych -)

///‹Ď˙ĐP‹ĎčĐó˙˙SčŠô˙˙ÄP‹Ď‰Eč<ú˙˙‹đ…ö 

( -„Zwrot grzecznościowy” -)

 

 

 

///Eü‹EřG ȉGDÇG

///‰žŕ E‹x‰žŕ ČöĂt

///Ă Eü‹EřG Ă Eü‹EřG

(Próba nawiązania kontaktu rozpatrzona pozytywnie przez P-104 = 81/23)

Wymiana danych na częstotliwości z ograniczonym dostępem

Działania zaczepne wstrzymane do czasu uzyskania odpowiedzi

"Czego chcesz")

 

 

W chwili nawiązania połączenia z P-104 = 81/23 Thunderlight zoriętował się w rozmiarach niebezpieczeństwa w którym się znajdowali. Pomimo że posiadał tylko ograniczony dostęp do zasobów z P-104 = 81/23 nie mógł nie zauważyć faktu że wszystkie otaczające ich pralki są w stanie podwyższonej gotowości.

Prowokowanie tego systemu byłoby katastrofalne w skutkach .  Trzeba ostrzec resztę.

 

- [_‹Ć^‹ĺ]ÂÍÍÍÍ…Étčhů˙˙ë[1]3ŔŁ˙Ň‹Řë[1]

(„Nieokreślony ciąg buczenia i pisków o różnych częstotliwościach i głośności”)

 

Cholera…Nie mam teraz czasu na ponowną kalibrację.

Thunder pośpiesznie aktywował najbardziej podstawowy system komunikacji.

 

///SYKSTUSIE///GOLDEN SHIELD///STÓJCIE SPOKOJNIE I NIE WYKONUJCIE GWAŁTOWNYCH RUCHÓW//MAMY POWAŻNY PROBLEM///DZIĘKUJĘ ZA WSPÓŁPRACĘ///

 

 

 

///†Ę;ń|ô_3Ŕ^Ă Eü‹EřGĆ;¸Č[1]Â;ń|ô_

///Eü‹EřGĆ;¸Č[1]Â;ń|ô_

(prośba o dane: powód rozpoczęcia działań zaczepnych)

 

 

 

///3Ŕ^ĂĽ·čwÓ˙˙‹MVQ ÄP‹Ď‰E

///čwÓ˙˙‹MVQ ČöĂtȉGDÇG

(Prośba o dane odrzucona przez P-104 = 67/37

Żądanie: Wycofanie ze strefy R3561)

 

 

///ČöĂtȉGDÇGtȉGDÇG@

///t0†¸ď˙˙‹‹E_^‰Će

/// [_‹Ć^‹ĺ]ÂÍÍÍÍ…Ét

///E‹x‰žŕ‰žŕ E‹x‰žŕ‰žŕ

///ȉGDÇG@

(Napotkano problem:

-ta jednostka nie może opuścić strefy r3561 bez towarzystwa 4 obecnych w strefie konstruktów białkowych.

Proponowany algorytm rozwiązania problemu:

1.Zawieszenie działań zaczepnych

2.Ta jednostka spotyka w jednym miejscu 4 obecne w strefie r3561 konstrukty białkowe

3.Ta jednostka wraz z wyżej wymienionymi obiektami bezzwłocznie opuszcza strefę r3561

Proponowana optymalizacja algorytmu:

-przesłanie danych dotyczących aktualnych pozycji wyżej wymienionych konstruktów białkowych znacząco przyspieszy wykonanie algorytmu.)

Edytowano przez EmielRegis
  • +1 2
Link do komentarza

Podczas całego tego przeciskania, Sykstus po raz kolejny zastanowił się, czemu sam nie szedł przodem, skoro to on trzymał gwiazdę. Golden Shield znów się zaplątał, przez co czekał go kolejny krótki postój. Gwiazda rozświetliła się bardziej niż zwykle, a ogier odruchowo przysłonił oczy. Zachwiał się, gdyż nagle musiał utrzymać swój ciężar tylko na tylnych nogach. Kolejne rozwidlenie, Alfa czeka, on mówi, którędy iść.

Czy to była drużyna Tempestris? Chcieli się z nimi skontaktować? A może po prostu mu się wydawało?

 

Is this the real life? Is this just fantasy?

Zanucił w głowie strasznie starą piosenkę, którą lubiła śpiewać Ambrozja. To było oczywiste, że są we śnie, choć te detale, te pralki były odwzorowane niesamowicie dokładnie, że można by pomylić to miejsce z rzeczywistością.

Obraz wkrótce zniknął. Zamiast niego, Sykstus poczuł jakby nad głową wisiał mu katowski miecz. Dreszcze przeszły po grzbiecie, ale dalej parli, szukając Vixen. Miał dziwne wrażenie, że pralki w pewien sposób ruszają się i utrudniają im dojście do zaginionej towarzyszki, o ile można było tak nazywać młodziutką klaczkę.

W ogóle, przedzieranie się przez te wąskie korytarze miało mało sensu, jednak nie zdążył się skupić, gdyż za nim Thunderlight zaczął dziwnie bzyczeć. Próba całkowitego obrócenia, żeby sprawdzić, co z towarzyszem spełzła na niczym.

 

Caught in a landslide, no escape from reality

W końcu, udało mu się zerknąć jednym okiem za siebie. Thunderlight stał jak wryty, a jego oczy zmieniły się w coś dziwnego.  Sykstusowi nie uśmiechało się mieć takiego ogiera za sobą.

- Golden, ruszaj, ale już! - krzyknął na gwardzistę przed sobą. Zostawią tego dziwoląga tutaj, dopóki nie wróci do siebie. Pralki zaszumiały trochę głośniej, jakby coś przedyskutowywały.

- SYKSTUSIE. GOLDEN SHIELD. STÓJCIE SPOKOJNIE I NIE WYKONUJCIE GWAŁTOWNYCH RUCHÓW. MAMY POWAŻNY PROBLEM. DZIĘKUJĘ ZA WSPÓŁPRACĘ - usłyszał za sobą kryształowy kuc, jednak sposób w jaki wypowiedział to Konstruktor, wcale mu się nie podobał. Był to głos pozbawiony emocji, jakby jakaś maszyna mówiła za ich towarzysza.

A może został opętany?

Po prostu fantastyczna drużyna, nie ma co! Dzięki Luno, naprawdę, wielkie dzięki!

- Pomocy! - usłyszał gdzieś z daleka przerażony głos Vixen. Musieli natychmiast ją odnaleźć, gdyż groziło jej niebezpieczeństwo.

Spojrzał w górę. Gdyby tylko umieli chodzić po suficie, znaleźć tą Małą byłoby znacznie łatwiej...

 

Open your eyes, look up to the skies and see

Nagle go oświeciło. Przecież jest Architektem. Mógł operować przestrzenią. A skoro to sen, może uda mu się odwrócić grawitację?

- Trzymajcie się, bo to może być dziwne - powiedział, po czym skupił się i zaczął sobie wyobrażać, że całe pomieszczenie obraca się o 180 stopni, wszystko zostaje na swoim miejscu, tylko oni nagle stoją na suficie.

 

Ciekawe czy to zadziała.

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza

Golden Shield mimo wielkich chęci i determinacji ledwo parł do przodu przez tajemniczy labirynt zbudowany z pralek. Każdy kolejny krok przez ciasne pomieszczenia wydawał się coraz trudniejszy, a końca drogi nie było widać. Już kolejny raz pegaz zaplątał się w kablach tego zdradzieckiego wydawało się miejsca. Niezbyt to mu się podobało, ale cóż miał zrobić? 

 

Rozplątywał kable, które dosyć nieprawdopodobnie owinęły jego przednie kopyto oraz lewe skrzydło. Wydawało się to niemożliwe z zdroworozsądkowego punktu widzenia, ale przecież nie byli w prawdziwym świecie. Szybko się ocknął słysząc głos swojego dowódcy, który skomentował jedynie wyraźnym skinieniem głowy. Po chwili zabawy z oplątującą elektroniką był gotowy do drogi, ale zupełnie nie wiedział gdzie iść.

 

Usłyszał jak mu się wydawało głos maszyny, którejś pralki z pobliska. Jednak co go nieco zdziwiło był to dziwaczny konstruktor z drużyny.

- Dziękuje za współpracę, co to ma znaczyć? - zaczął się zastanawiać w myślach.

Też dziękuje! - odpowiedział Thunderlightowi z solidną dawką sarkazmu, by następnie z niezadowoleniem prychnąć pod nosem.

 

Cała ta sytuacja sprawiała, że nieco tracił zdrowy rozsądek. W akcie desperacji chciał wspiąć się ogromnych pralkach, aby poszukać jakiegoś drobnego znaku w labiryncie albo tej zaginionej smarkuli. Pewnym było jednak, że nie miał najmniejszych szans dostać się na tak wielkie urządzenia. Zauważył, jednak fakt, iż pralki nie sięgają sufitu. Był przecież pegazem i mógł latać. Przynajmniej wznieść się na wysokość, aby zobaczyć czy w ten sposób nie znajdzie się jakaś alternatywna droga wyjścia z tej skomplikowanej sytuacji.

 

Rozprostował swoje skrzydła w ciasnym pomieszczeniu, biorąc jego masywne ciało ledwo to mu się udało. Zaczął się wznosić w powietrzu. Wtedy też usłyszał głos kryształowego kuca, który polecił mu, aby się nie ruszał, ponieważ majstruje coś z grawitacją. Było już za późno. Nie miał pojęcia co może się teraz stać. Mimo że przeżył już wiele to ta niepewność napawała go strachem.

Edytowano przez OneTwo
Link do komentarza

Brr… ten dźwięk był… Nieważne… Scythe wrócił na korytarz, trzymając pokrojony plan pomieszczeń za pomocą magii wydobywającej się z jego rogu. Minął skrzyżowanie ze znakami i skierował się wprost do pralni. Ale to miłe uczucie. Bez nerwów, bez… stresu? Już prawie był w pralni, gdy usłyszał jakiś dziwny szmer. Zignorował to, jednak zapamiętując dźwięk i ruszył dalej. Jego oczom ukazała się ogromnych rozmiarów pralnia z rzędami wysokich pralek, sięgających niemalże pod sam sufit. Rozejrzał się, jednak nie mógł nigdzie spostrzec swoich towarzyszy. Gdzie oni mogą być? Scythe zaczął iść przed siebie, rozglądając się wpierw po suficie, a następnie przypatrując się ścianom i w końcu podłodze. W jednym z miejsc spostrzegł wgniecenie. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to, że było dość mocne i w kształcie kopyta dorosłego ogiera. Tylko jedna osoba miałaby na tyle siły, by to zrobić. Koniec końców wiem, co stworzyłem… Nie, komu pomogłem, tak. To było właściwe określenie. Pomyślał i ruszył ku śladu. Okazało się, że było ich więcej. Szedł tak szukając swej drużyny, jednak skupienie przerwał mu jakiś mechaniczny odgłos.
 
-UJĘ ZA WSPÓŁPRACĘ – usłyszał głos Thunderlight’a, aczkolwiek bardziej robotyczny. Biały ogier już miał skierować się do źródła głosu, gdy usłyszał krzyk.
 
-Pomocy! – Kolejny głos, aczkolwiek bardziej piskliwy. Czyj to głos? Aaa, przecież mieliśmy jakąś młodszą klacz w zespole. Vixen… Myśląc to przyspieszył kroku do tego stopnia, że widział już z daleka sylwetki swoich kompanów. 
W tym momencie zaczęło się dziać coś dziwnego. Doktor poczuł, jak jego wnętrzności zaczynają się unosić. Zresztą jak i on sam. Czyżby nasz architekt bawił się grawitacją? Miło…
 
-Aaaaaaaarrrrrrrrriiiiiiibaaaaaaaaaaaaaaaaa! – wykrzyczał, by jego głos dotarł do pozostałych śniących, a sam, na ile pozwalała mu na to przestrzeń, skierował się w ich stronę. 
 

 

Link do komentarza

- POMOCY!

- Aaaaaaaarrrrrrrrriiiiiiibaaaaaaaaaaaaaaaaa!

Krzyki, jakie niosły się teraz po sali nie należały zdecydowanie do takich, które podnoszą na duchu i napawają optymizmem. Scythe, który wpadł z impetem pomiedzy maszyny słyszał teraz, tak jak i pozostali, narastający dodatkowo i brzmiący podejrzanie inteligentnie świergot i stukot pralek oraz szum przesuwających się powoli po podłodze całych metrów, a może i kilometrów kabli. Nikt jednak nie był gotowy na to, co dopiero miało nastąpić.

Sykstus słusznie domyślił się, że dla Architekta zmiana grawitacji nie będzie zbyt wielkim problemem, jednak nie do końca zdał sobie sprawę z konsekwencji, jake przyniesie wizualizacja jego zamiaru w jego umyśle, zaś kiedy zorientował się do czego doprowadził, było już za późno. Kryształowy kuc wyobraził sobie, że całe pomieszczenie przesunęło sie o 180 stopni - i w rzeczywistości, tak się zaczęło dziać. Jedyny kłopot polegał na tym, że proces ten zaczął następować dość powoli... Ku konsternacji wszystkich obecnych, podłoga zaczęłą powoli podnosić się pod coraz większym kątem, przez co zamiast płaskiego gruntu wszyscy nagle znaleźli się na równi pochyłej, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej stroma. Kto mógł, szukał jakiegokolwiek oparcia, jednak niezebezpieczone i nieprzymocowane do podłogi obiekty powoli zaczęły sie zsuwać, zasypujac was i wytrącając z równowagi. Sam Sykstusprzejechał niezdarnie na zadzie kilka metrów do tyłu (a raczej w dół) nim w końcu udało mu się uchwycić jednej z pralek. Thunderlightowi bez problemu udało sie jak dotąd utrzymać na swoich wzmacnianych nogach, zaś unoszący się w powietrzu Golden Shield prócz faktu, że nieomal uderzył pyskiem w podłogę, która niespodziewanie ruszyła wprost na niego miał się całkowicie dobrze. Mniej szczęścia miał Scythe i Vixen. Ostatnia dwójka nie zdołała na czas znaleźć jakiegoś bezpiecznego miejsca i teraz w szaleńczym tempie, obijając się po drodze o wszelkiego rodzaju maszyny i kosze na brudną bieliznę ześlizgiwała się coraz bardziej w dół, wprost na to, co jeszcze przed chwilą było ścianą, a teraz zaczynało robić za podłogę.

 

Sykstus

Z całej siły przytrzymywałeś się jednej z pralek, obserwując rosnące nachylenie podłogi. Przypominało to nieco pokład tonącego statku, który pod wpływem wody ustawia się w pionowej pozycji tuż przed ostatecznym pójściem na dno. Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie, zaś ku twojemu przerażeniu niecałe kilka metrów od ciebie zauważyłeś spadającą w dół sylwetkę młodej klaczy z waszej drużyny

 

Golden Shield

Uniosłeś sie w powietrze i to uratowało cię przed nagłą utratą gruntu, jakiej doświadczyła reszta, jednak zmiany grawitacji w końcu dosiegnęły także i ciebie. Jedynie dzięki swoim doskonałym umiejętnościom udało ci się nie upaść pod wpływem zachwianych i niezdecydowanych prądów powietrznych. Kable, które dotąd cię oplątywały, rozluźniły uścisk, najwyraźniej także nieco zdezorientowane, lecz mimo to poruszanie się w powietrzu wymagało od ciebie najwyższego skupienia i wysiłku

 

Thunderlight

Towarzysze spojrzeli na ciebie jakoś dziwnie, jednak nie miałeś czasu sie nad tym zastanawiać, gdyż już po chwili wszystko zaczęło dosłownie wywracać sie do góry nogami. Dzięki swoim protezom zdołałeś utrzymać równowagę i dotrzeć do jednej z pralek, w której znalazłęś wygodne oparcie, jednak już po chwili w twoim kierunku wystrzeliły wiązki kabli, które najwyraźniej miał co do ciebie niezbyt przyjazne zamiary

Link do komentarza

Thunderlight oczekiwał na odpowiedź pralki.

 

///ZEWNĘTRZNA TRANSMISJA -Trzymajcie się to może być dziwne.

 

Sysktus. Mam co do tego złe przeczucia…

 

 Nagle strumień danych zmienił się w potok przekleństw,  po czym połączenie zostało brutalnie przerwane.

 

/// WYKRYTO NIETYPOWY ODCZYT ŻYROSKOPÓW

 

Nie było sensu w dalszych próbach komunikacji. Thunderlight wyrwał kabel z pralki, i rozejrzał się. Istotnie, Sala powoli się przechylała. Zobaczył  unoszącego się w powietrzu Goldena i niekontrolowany ślizg Sykstusa. On sam pozostał do tej pory w miejscu tylko dzięki ciężarowi wszczepów.

 

-wygląda na to że Sykstus znalazł sobie porę na zabawę zdolnościami architekta.

-Ahahaha!! Mistrz świata w zjeździe na tyłku stylem dowolnym. Kolejny któremu się dostało zabawiając nie tym co trzeba. Ile razy już to widzieliśmy Thunder?!

-zdecydowanie zbyt często Toby…

 

Thunderlight zsunął się na najbliższą pralkę i rozeznał się w sytuacji.

Sala obracała się powoli. Wyglądało na to że  niedługo miejsce w którym znajdował będzie ścianą.

Wolę nie sprawdzać czy resory wytrzymają skok z takiej wysokości. Nie ma sensu w siedzeniu tutaj, trzeba się jak najszybciej przemieścić w kierunku potencjalnej podłogi.

 

-POMOCY!

///ANALIZA BARWY POTWIERDZA OBIEKT „Vixen”

 

-Aaaaaarrrrriiibbbbaaaa!

///ANALIZA BARWY POTWIERDZA OBIEKT „Scythe”

 

-oho szalony doktorek jest niedaleko! Chodźmy mu pomóc, szkoda by było gdyby nie mógł  ci wcisnąć kolejnego żelastwa do bebechów. Jeśli jeszcze jest tam miejsce oczywiście, heheheh.

Thunderlight wahał się przez chwilę.

-Vixen ma zdecydowanie mniejsze szanse na przeżycie…

Kable pralki na której siedział zaczęły zbliżać się do niego falując niebezpiecznie.

 

Wygląda na to że gospodarz wyraźnie nie jest zadowolony z naszej obecności. Czas na mały maraton.

 

Ustawił zasilanie wszystkich protez na maksymalne po czym zeskoczył z pralki.  Wylądował kilka metrów dalej roztrzaskując  posadzkę na kawałki  i pogalopował  cały czas przyspieszając w kierunku z którego doszedł głos Vixen, roztrącając swoją masą na bok wszystko po drodze.

Edytowano przez EmielRegis
Link do komentarza

Aaaaaaaarrrrrrrrriiiiiiibaaaaaaaaaaaaaaaaa! - usłyszał za sobą głos, nieporadnie próbując się obrócić. To najpewniej był  Scythe, który wrócił ze zwiadów. Dobrze, przynajmniej mają jednego członka drużyny z powrotem. Chciał go spytać, jak poszły poszukiwania, gdy coś się poruszyło. Pomieszczenie zaczęło się obracać, czyli miał rację, dało się tak zrobić. Jednak stało się nie do końca tak jak tego chciał. Po pierwsze, nieprzymocowane przedmioty zaczęły się zsuwać, stanowiąc niebezpieczeństwo, jeśli któryś byłby cięższy i trafił w głowę kogoś z drużyny. Po drugie, obrót trwał niesamowicie wolno, jednak po chwili, kiedy kąt nachylenia był już ponad trzydzieści stopni, Sykstus zaczynał odczuwać uciekającą podłogę spod zadka. Nieporadnie machał kopytkami, by zatrzymać nieprzyjemne tarcie, ostatecznie chwytając jedną z pralek. Z jego ust posypała się bogata wiązanka starych, żołnierskich przekleństw plus kilka niedawno nabytych.

- Blade szafiry, niech mnie rozerwie shahirk na kawałki, na Upadek, wszystkie fałszywki i partactwa...

Dobrze, że Golden Shield miał refleks i wzniósł się w powietrze, chociaż prawie zarył pyskiem o unoszącą się podłogę, co w pewien sposób trochę rozśmieszyło kryształowego ogiera. Ale dobrze wiedzieć, że Alfa jest zwinny, taka sprawność się przyda. Thunderlight miał te swoje dziwaczne nogi, które pomagały mu ustać na podłodze, chociaż każdy normalny kuc dawno by się ześlizgnął.

Na sto pięćdziesiąt procent zwrócili na siebie uwagę podświadomości. Miał nadzieję, że inne drużyny radzą sobie lepiej. Swoją drogą, to ciekawe, czy oni też to odczuli...

Cholera, no. Mógł przecież rozszerzyć ścieżkę między pralkami, albo zrobić cokolwiek, a on się zaczął bawić grawitacją.

Wielkie brawa dla Sykstusa. Architekt od siedmiu boleści.

Wiedział, że ta rola go przerośnie. Że zrobi coś głupiego, dostając moc, którą nie będzie umiał się posługiwać.

 

Jednak to nie był czas na rozmyślania. Właśnie bystre łucznicze oko Sykstusa dostrzegło spadającą Vixen. Co tu dużo mówić, mimo początku znajomości pełnego braku szacunku do przełożonego oraz milczenia tej małej, Sykstus bardzo nie chciał, żeby jej cokolwiek się stało, szczególnie po widoku fantoma. Może chodziło o to, że bez Ambrozji nie miał szans na dziecko i Vixen przypominała mu potomkinię, której tak bardzo pragną z żoną, lecz której nigdy nie było mu dane posiadać? A może po prostu ta klaczka potrafiła podświadomie zagrać na wrażliwych strunach jego, lekko zszarzałego po utracie ukochanej, serca?

 

Nikt tego nie wie i pewnie nikt nigdy się nie dowie, lecz powód nie był istotny. Istotne było to, że Sykstus, niewiele myśląc, rzucił się na ratunek młódce. Złapał ją, obejmując mocno w talii, po czym spróbował chwycić się czegoś co zatrzymałoby jego upadek na ścianę, która majaczyła w dole pod nimi. Natrafił na kabel, który owinął się dookoła jego kopytka, wbijając się głęboko w skórę. Sykstus syknął z bólu.

- Trzymam cię Mała - powiedział do złapanej klaczy, starając się uśmiechnąć szeroko, lecz grymas bólu nie bardzo mu na to pozwolił. Jego uwagę od uratowanej 'damy z opresji' odwróciła ciepła strużka płynąca po zahaczonym kopytku. Oczywiście, była to krew. Powstrzymując kolejną wiązankę wydobywającą się z jego ust (nie chciał niepotrzebnie kląć przy Vixen), spostrzegł, że niedaleko niego stoi na pralce Thunderlight. Widać ta dziwna maszynowa choroba mu przeszła.

- Nie patrz tak, tylko ratuj lekarza! - warknął do Konstruktora. Będzie mi potem potrzebny. W tym czasie, starał się sprawić, żeby obecna podłoga, stała się bardziej przyjazna upadkowi, niż zwykła otynkowana ściana. Musiała być bardziej plastyczna, niczym... jezioro toffi, jak to w którym macza się jabłka.

Nie pora na jabłka w toffi Styks!

Tymczasem strużka krwi dopłynęła do szyi, delikatnie ją łaskocząc, by dalej spłynąć po brzuchu. Nie mogli tak dyndać w nieskończoność.

- Wsparcie powietrzne! - krzyknął, mając nadzieję, że Golden Shield go usłyszy. Ktoś musi umieścić Vixen w bezpiecznym miejscu, a on już sobie jakoś da radę. Nie zabiły go potwory z mroków północy, więc nie pozwoli, by głupia grawitacja we śnie to zrobiła!

Jednak Golden Shield nie nadleciał, natomiast Thunder, który nie poszedł ratować Scythe'a, zbliżył się do nich.

Golden Shield nie pomoże ci teraz Sykstusie. Puść ją  - powiedział Konstruktor dziwnie modulowanym głosem, wskazując kopytem Vixen. Jego źrenice obróciły się kilkakrotnie, przyprawiając o gęsią skórkę Sykstusa, przez co o mały włos nie poluźnił uścisku na klaczce. Czyli ta choroba technologiczna wcale mu nie odpuściła. Kryształowy miał nadzieję, że przez to coś, nie upuści młódki w najmniej spodziewanym momencie.

- Fatalny dobór słów - odparł ze złośliwym uśmieszkiem dowódca Cerastes, jednak pomógł przedostać się Vixen ze swoich kopyt do  Thunderlighta. Teraz, gdy jego drugie kopytko było wolne, mógł złapać się kabla, by wspiąć się na jakiś stabilniejszy grunt.

 

I'm just a poor boy, I need no sympathy

 

W chwili gdy Sykstus wypuścił Vixen, róg Thunderlighta silnie rozbłysnął, chwytając klacz, po czym przenosząc ją na swój grzbiet i przypinając paskami toreb. Spojrzał na Sykstusa  w dziwnym skupieniu wpatrując się w jego kopyta. Po chwili pojawiły się na nich nakładki z hakami,  takie jakich używa się do  wspinaczki wysokogórskiej. Następnie Thunderlight z impetem nastąpił na raniący Sykstusa kabel wgniatając go głęboko w posadzkę. Sykstus walnął bokiem o podłogę, a kabel trochę poluzował się dookoła zranionego kopytka.

- Powodzenia  - wyszeptał Thunderlight swoim dziwnym głosem, po czym ponownie ruszył w stronę przyszłej podłogi z Vixen na grzbiecie.

- Dzięki - mruknął Sykstus, spoglądając na podłoże. Powinno być jak toffi, więc może się nie zabije, jeśli tam skoczy, ale dla pewności, strącił jakiś mały obiekt, żeby sprawdzić konsystencję. Jeśli była taka jak trzeba, bierze głęboki oddech i skacze w dół, starając się nie trafić w żaden pływający przedmiot.

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza

Golden miał sporo szczęścia. Przypadkowa decyzja o tym, aby wzbić się w powietrze była jak najbardziej słuszna. Z pewnością dla pegaza bardzo niecodziennym widokiem była unosząca się podłoga, która zmierzała wprost na niego - Niech, no na Celestie - służył dość długo jako strażnik, ale taka sytuacja go całkowicie zaskoczyła, nawet mimo faktu, że całkiem niedawno Sykstus informował wszystkich o chwilowych problemach z grawitacją. Szkolenie wojskowe, jednak w tej chwili było niezwykle pomocne i dzięki wyćwiczonemu refleksowi udało mu się w jakiś sposób być szybszy niż narastający kąt nachylenia.

 

- Doskonale panie kapitanie - gorzko i z ironią, pomyślał o końcowym efekcie działań przywódcy. Wiedział, że nie chciał zrobić nic złego, wręcz pomóc drużynie, jednak chwilowo musiał wyładować swoją chwilową złość.

 

Gdy uciekł natychmiastowo przetarł swoje czoło kopytkiem. Wiedział, że niewiele zabrakło, a miałby bardzo nieprzyjemne spotkanie z podłogą. Usłyszał krzyki. Słusznie zdał sobie sprawę z faktu, że jeżeli on jako pegaz miał problemy w tej sytuacji, to jego nielatający kompanii będą mieli jeszcze trudniej. Był jednak dosyć zdezorientowany nową perspektywą. Trudniej było podczas latania ustalić co jest podłogą, a co sufitem. Całe szczęście przeklęte kable, które go ostatnio nękały Goldena nieco rozluźniły uścisk. Jednakże latanie w tej pozycji sprawi nawet doświadczonemu lotnikowi wiele problemów. Każdy najmniejszy błąd może się skończyć twardym lądowaniem.

 

Zauważył kątem oka Scytha, który był delikatnie mówiąc w nie najlepszej sytuacji. Nie zastanawiał się, wziął tylko głęboki oddech i ruszył, aby ratować lekarza z kompanii. Wiedział, że podejmuje ryzyko przedzierając się przez będące cały czas w ruchu elementy, które bez zastanowienia sunęły na sam dół. Sufit i podłoga cały czas zmieniająca położenie nie ułatwiały mu zadania. Jednak w takich chwilach nie mógł o tym myśleć. Ruszając na ratunek bardzo zależało by nikogo nie zawieść. Los jednej duszy był w jego kopytkach.

 

Wydawać się mogło, że nie słyszał zupełnie innych, a nawet ich nie widział. Było w tym nieco prawdy, ponieważ liczyło się tylko to, aby złapać nieszczęsną ofiarę grawitacji i położyć ją w bezpiecznym miejscu. 

Link do komentarza

Zaraz zginiemy głupcze! Wróciłeś! Jakoś mnie to teraz nie obchodzi, fajnie się spada! Oszalałeś… I to nie tak jak, jak tego oczekiwałem… Zawsze byłem szalony. Po prostu muszę cały czas siedzieć pod tą głupią maską, pod którą muszę ukrywać Ciebie. Jestem szalenie szczęśliwy i właśnie to sobie uświadomiłem. Pierwszy raz aż tak… Bo gdy to uwalniam, Ty powracasz szybciej. Ale chwilowo jest mi przyjemnie i przestało mnie to obchodzić. Czyli Ci wyżej też Cię już nie obchodzą? Miło. Właśnie sobie uświadomił, co czynił. Dead się rozkręcał wraz z nim. Szybko zamknął oczy i już chciał rzucać zaklęcie, gdy przypomniał sobie, co mogłoby to dla niego teraz znaczyć. Nie minęło jeszcze wystarczająco dużo czasu od poprzedniego razu. Jego powieki znów się uniosły, a sam Omega zaczął orientować się w sytuacji. Cała hala zdawała się przekrzywiać i zmieniać swoją pozycję. Ciekawe doświadczenie. Wszystko zaczęło przesuwać się ku „dołu”, jak już wcześniej zdążył zauważyć. Personel nie był zadowolony z tego powodu. Przywódca grupy szybko zareagował, jak to dobry łucznik powinien. Przyspieszona reakcja. Konstruktor mógł bez większych przeszkód się poruszać po pionowej powierzchni. Pięknie nam to wyszło. Myślałeś o takich protezach? Wiadomo… Alfa unosił się nad tym wszystkim. Całość zdarzyła się bardzo szybko. Thunderlight’owi i Sykstusowi udało się uratować Vixen. Dowódca krwawił. Scythe szybko odwrócił wzrok od tego miejsca. Co jeśli będę musiał go operować? Po tym wszystkim potrzeba mi medytacji. Nie przesadzasz? Czemu mnie po prostu nie puścisz wolno? Dlaczego? Brzęczało mu to w umyśle jeszcze przez pół sekundy. Będę mógł odpocząć… Jednak przemyślenia przerwał mu jakiś kształt zbliżający się w jego stronę. Golden Shield leciał mu na ratunek. Właśnie dlatego nie mogę odpocząć. Szybko zmobilizował się do wszczęcia działań, mających na celu zapobiegnięciu jego śmierci. Jego róg zajaśniał białym światłem, a w zasięgu jego kopyta znalazł się skalpel. Złapał go i jednym, zgrabnym ruchem całego odnóża rozłożył go, przemieniając w kosę. Na ile było to możliwe zmienił swoją pozycję na pionową względem nowego otoczenia i przy pomocy swoich dwóch kończyn, z całej siły uderzył kosą w podłogę, która pomału stawała się ścianą. Miało to na celu spowolnienie jego spadania i ewentualne zahaczenie o jedną z pralek, oczywiście uważając na personel.
  
-To mnie trochę spowolni! Teraz masz szansę! Uważaj tylko na ewentualne spadające przedmioty! Jeśli dostaniesz w plecy, to nie będzie przyjemnie! – wykrzyczał i złapał się mocniej kosy. Ponownie spojrzał w górę. Thunder już schodził z klaczką na grzbiecie, zaś Kryształowy się do tego przygotowywał. Sprzęt do wspinaczki. Nie mógł zrobić jakiejś trampoliny? Uśmiechnął się. Już od bardzo dawna nie wyrażał emocji tak swobodnie. Wiedział również, że nie potrwa to długo i będzie musiał się opanować. Chciał jednak rozkoszować się tą chwilą najdłużej jak mógł, nawet jeśli oznaczało to spadanie na ścianę. Jego wybawca był coraz bliżej. Doktor spojrzał mu w oczy. Zobaczył w nich dużą determinację. Strach? Nie, chyba mi się wydawało. Chciał go uratować. Scythe’a to poruszyło. Nagle cała radość, zmieniła się w smutek. Wiedział, na co ich wszystkich narażał. Może nie powinien tego robić? Tak będzie lepiej. Oddam się w ręce losowi. Ty chyba nie… Nie zdążył dokończyć, ponieważ biały ogier już zdążył wypuścić kosę z uchwytu.
  
-Dziękuję!
 
I właśnie wtedy to poczuł. Wszystko wokół zwolniło, a on sam zaczął się unosić. 

 
- Tylko mocno się trzymaj- powiedział głośno i wyraźnie pegaz do jednorożca, ale bez większych emocji, jakby miał przyjemność ratować tak codziennie. Złapał go w krytycznym momencie. Jeden z większych przedmiotów miał właśnie lecieć prosto na Scythe, jednak wybawca był odrobinę szybszy.
 
Przez chwilę wydawało się, że Golden się wahał co zrobić, ale musiał rozejrzeć się po nowej nieco zdemolowanej okolicy. Rozejrzał się i zauważył Sykstusa, który przemieszczał się w kierunku nowej podłogi. Musiał tylko większy kawałek przelecieć z niewygodnym żywym ładunkiem na plecach, ale wtedy każdy byłby bezpieczny przynajmniej chwilowo.

Edytowano przez Zmara
Link do komentarza

Podczas gdy niczym dobrze naoliwiona maszyna ruszyliście sobie nawzajem na pomoc, zewsząd zaczęły dobiegać pierwsze krzyki zaskoczonych praczek. Z ustawionej teraz już pod kątem ponad 60 stopni podłogi zaczęły sypać się na dół pierwsze klacze, a także najróżniejsze przedmioty, takiej jak proszki do prania czy kosze na bieliznę, które zaczęły głucho uderzać o ścianę mającą przeistoczyć się w podłogę... Jednak ku zdumieniu większości członków drużyny płaszczyzna zaczęła wyglądać na coraz bardziej miękką i nieco... Brunatną? W powietrze wzniósł się zapach toffi, zaś na powierzchnię uplastycznionej ściany z bulgotem wypłynęło kilka niedużych kulistych kształtów przypominających jabłka, które jednak po chwili, w czasie której Sykstus beształ sie za metaforę, na powrót zniknęły z zasięgu wzroku.

Dowódca Cerastes zdołał chwycić ranionym kopytem dość spory kawałek metalu, który wydawał się bliżej nieokreśloną częścią pralki i strącił w dół. Ku jego satysfakcji zamiast huku, dało się słyszeć stłumione plaśnięcie. Już miał wziąć poprawkę na położenie wszelkich niebezpiecznych przedmiotów i skoczyć, gdy nagle coś chwyciło jego ogon. Odwrócił głowę i spojrzał wprost w przerażone oczy praczki, z którą rozmawiali na temat pościeli.

- Pomocy... - Wyszeptała bezwładnie majtając kopytami w powietrzu i desperacko przytrzymując się kryształowego ogiera.

Pozostała część drużyny również miała kłopoty. Zbiegający w dół Thunderlight co prawda utrzymywał pozycję wyprostowaną, lecz ciężar młodej towarzyszki skutecznie ograniczał jego ruchy i zmniejszał refleks. Gdy dostrzegł jeden z kabli, który w ostatniej chwili napiął się wysoko tuż przed jego protezami, było już za późno. W ten sposób podcięty potknął się i zaczął boleśnie koziołkować w dół, tracąc kompletnie orientację w terenie.

Jedynie Scythe i manewrujący z nierealną wręcz precyzją pomiędzy spadającymi przedmiotami Golden Shield mieli możliwość jasnej oceny sytuacji. Pod nimi podłoga wyraźnie zmieniła konsystencję, lecz prócz najróżniejszych gratów lądowały tam wykreowane przez podświadomośc praczki. Ponad tym złowrogo skrzypiał rzędy pralek wystawionych na niewyobrażalnie wielkie przeciążenie... Nigdzie nie można było dostrzec dowódcy, jednak w pewnym momencie dał się słyszeć metaliczny zgrzyt i na horyzoncie pojawił się turlający z niebezpieczna prędkością Thunderlight wraz z Vixen.

Scythe poczuł narastający ucisk na tylnym kopycie.

Wokół jego pęcin powoli owijał się kabel.

Link do komentarza
  • 2 weeks later...

- Co za ulga! - pomyślał ogier zrzucając swojego towarzysza z pleców. Był wprawdzie silny, ale w warunkach zmiennej grawitacji wydawało mu się to znacznie trudniejsze. Poczuł też wewnętrzne zadowolenie z powodu dobrze wykonanego zadania.
 
- Cóż to za zapach? - zapytał się siebie pod nosem, jednak przebywający w pobliżu Scythe musiał go usłyszeć. Wypowiedział to z wielkim zdziwieniem. Cóż nie codziennie czuje się aromat toffi, po zabawach z grawitacją. Chyba nie był głodny. Zresztą czy kiedykolwiek ktoś jadł coś w śnie? On przynajmniej takiej sytuacji nie pamiętał. Jednak uczucie szybko minęło. Jednak cały czas coś było nie tak podłogą. Wydała mu się bardziej miękka, a swoim dość masywnym kopytkiem mógł ją nieco ugniatać.
 
- Coś tu nie gra! - wykrzyczał w myślach tłumiąc swoje uczucia.
 
Obejrzał się wokoło szukając towarzyszy. Sykstusa nie widział wokoło, co go nieco niepokoiło. Dostrzegł też Thunderlighta z tą małą Vixen. Oboje chyba mieli kłopoty. Pegaz przewrócił tylko oczami. Trudno powiedzieć czy nie chciał im pomóc, czy jedynie zignorował to wydarzenie jako niezbyt niebezpieczne. W pobliżu stał uratowany przez niego drużynowy lekarz. Wokół jego kopytka zaczął owijać się jeden z tych przeklętych kabli.
 
- Nie ruszaj się! - po żołniersku rozkazał swojemu kompanowi. - Te kable mogą być niebezpieczne. - zasugerował pegaz. Przyjrzał się im z bliska. Miał już z nimi do czynienia i nie było to przyjemne doświadczenie. Z całą pewnościa przydałby mu się jakiś ostrzejszy przedmiot.
 
- Ten świrnięty technik by się teraz przydał - Pomyślał gorzko o konstruktorze z drużyny Cerastes.
 
Brak narzędzia nie był powodem dla którego mógłby teraz zrezygnować z walki z elektronicznym wrogiem i za pomocą kopyt starał się uwolnić przyjaciela z niewygodnej sytuacji. Pomagając czasem sobie ustami, chociaż nie gryząc, aby nie przeciąć kabla na pół. Może specjalistą od kabli nie był, ale czuł, iż to nie byłby dobry pomysł.

Link do komentarza

Thunderlight przedzierał się przez chaos spowodowany zmianą orientacji pomieszczenia. Vixen na grzbiecie nie była znaczącym obciążeniem jednak z uwagi na nią był zmuszony do ostrożniejszego planowania trasy by uniknąć większych wstrząsów. Skupiony na tym zadaniu nie zauważył  jednego z kabli przecinających drogę i wpadł w niekontrolowany lot w dół połączony z obijaniem się o różne przedmioty.

 

Rejestrował  drobne wgniecenia, sztuczna skóra rozerwała się w kilku miejscach  ale obsesja Thunderlighta w usuwaniu znienawidzonych wad  żywych organizmów teraz zaprocentowała. Większość zewnętrznych mechanizmów była zrobiona z materiałów o wysokiej wytrzymałości.  Niestety nie tyczyło się to Vixen.  

 

-To nawet lepsze niż kolejka górska! –wrzasnął Toby

///WYKRYTO OPTYMALNY PUNT ZACZEPIENIA. OSIĄGNIĘCIE POZYCJI ZA 6 SEKUND

-wyświetl trajektorię. ///WYGENEROWANO

- po chcesz to przerwać? Nic ci to nie może ci zaszkodzić i niedługo będziemy na dole.

-mamy pasażera Toby

-jak zwykle te dzieciaki psują całą zabawę.

///3 SEKUNDY

-ty na serio chcesz się chwytać czegoś z toną złomu i workiem mięsa na grzbiecie?

-projektowałem ten szkielet na wytrzymanie większych obciążeń Toby.

-ale go nie testowałeś!

///1 SEKUNDA

W tej chwili wyświetlane na siatkówce linie pokryły się, a dogodny punkt,  będący szczeliną między dwiema pralkami ukazał się ponownie w polu widzenia.

-właśnie zamierzam to zrobić.

 

Jego róg rozbłysnął ciemną zielenią,  błyskawicznie wyciągając stalowy drąg z toreb i blokując go w szczelinie. Manewr zakończył się powodzeniem a ogier zaczepił się  kopytami.

Szarpnięcie była potężne,  drąg wygiął się niebezpiecznie. W tej samej chwili większa część systemów przestała odpowiadać.

 

Raport uszkodzeń.

 

///10101101010001…343GFG…˙ë3ŔŁ…343 xxx 1010101…PRZECIĄŻENIE RESORÓW RDZENIA. USZKODZENIA NA POZIOMIE 4%.  STWIERDZONO PRZERWANIE KANAŁÓW ENERGETYCZNYCH. AKTYWACJA PRZEPŁYWU AWARYJNEGO ZA 5,456 SEKUND.

Obsesja na punkcie systemów awaryjnych się opłaciła.

 

-Hej, wszystko w porządku?

Cisza. W tej chwili nie mógł zobaczyć czy Vixen jest wciąż na jego grzbiecie ale suma masy z grubsza się zgadzała.

 

W każdym razie ciało jest na pewno…

 

Nagle coś nim szarpnęło. Spojrzał w tył i zorientował się że kabel jednej z pralek wykorzystując jego chwilowy bezruch owinął się wokół jednego z jego kopyt.

Link do komentarza

Metalowy przedmiot spadł i plasnął, niczym... coś wrzucone w coś papkowatego. Sykstus nie za bardzo potrafił znaleźć odpowiednią metaforę, a jego prosty żołnierski umysł, już za dużo czasu spędził na rozmyślanie. Nie mniej, odgłos zupełnie różny od uderzenia w twardą powierzchnię, ucieszył ogiera. Już miał skoczyć, gdy coś go powstrzymało. Odwrócił głowę i spojrzał wprost w przerażone oczy praczki, z którą rozmawiali na temat pościeli.

- Pomocy... - Wyszeptała bezwładnie majtając kopytami w powietrzu i desperacko przytrzymując się kryształowego ogiera. W pierwszym odruchu chciał jej pomóc, w drugim, zrzucić na dół, w końcu to tylko podświadomość i najwyżej stanie się jej krzywda we śnie. Z trzeciej strony, to mogłoby wzbudzić podejrzenia. Nagle przypomniały mu się słowa Sky Shielda.

Uwaga! Wysoka tolerancja na skrajności w zachowaniu i wyglądzie, dopóki są w ramach waszej roli we śnie. Przeszła nawet moja łapa.

Skoro nawet ta jego dziwna mechałapa udająca kopytko przeszła, to może i taki dziwny przekręt przejdzie....

Pomógł praczce wspiąć się na płaską powierzchnię.

- Jak widzisz, tutaj też są pewne problemy, ale spokojnie, zaraz ja i moja drużyna to naprawimy - może dalsze udawanie ekipy technicznej da jakiś efekt i działania architektowe przejdą bez większego zainteresowania. - A teraz wybacz, ale mam bagno do naprawienia - spojrzał w dół. Widział, że Scythe ma problem z kablem, podobnie jak znajdujący się niewiele dalej Thunderlight. Te pralki ich atakowały... - Co jest nie tak z tymi maszynami? - rzucił Styks w tył, w stronę praczki. - Może przydałoby im się pogrzebać w bebechach... W ogóle, jak się stąd szło na wyższe partie budynku? - zmienił nagle temat obserwując jak radzą sobie towarzysze. Warto było wiedzieć gdzie się udać, gdy uporają się już z pralnią.

Link do komentarza

Los zadecydował o moim przetrwaniu. Jesteś chory… I kto to mówi? Ja przynajmniej nie staram się popełniać samobójstwa! Nie… Ty robisz o wiele gorsze rzeczy. Niby jakie? Co ja Ci w ogóle zrobiłem? Moje rany są chyba wystarczającym dowodem… Huh? Przecież to…khhhhhhhhkkkhh…  Zatkało Cię? To khhaahh… Nie wiem co się z Tobą dzieje, ale zachowaj to dla siebie. Tak właściwie, to przestań wywoływać ból w mojej nodze. Powiedziałem…! Rozejrzał się i spostrzegł, że jego kopyta zaczyna oblegać kabel nieznanego pochodzenia, zapewne jednej z pralek. Golden Shield próbował coś ku temu zaradzić, lecz nie było to łatwe zadanie. Te kable jakby żyły własnym życiem. Odłóżmy to na później. Teraz kosa. Skupił się na swojej kosie wbitej w ścianę i za pomocą magii, wyciągnął ją ze ściany. Przylewitowała do niego. Scythe się uśmiechnął.

 

-Radzę się odsunąć. To mogłoby… zaboleć… – wyszeptał wpatrzony w podłogę. A więc znów… Po czym stało się. Nie zważając na to, czy jego kompan się odsunął, czy też nie, chwycił kosę w prawe kopyto i zrobił nią zamaszysty ruch w poziomie i z całej siły machnął całym odnóżem, jakby broń była przedłużeniem jego ciała. Wycelował w kable i najzwyczajniej próbował je przeciąć, jednak siła ciosu była tak mocna, że prócz kabli, zahaczył o ciało na lewym boku. Stróżka czarnej posoki spłynęła po jego boku, lecz sam ogier niewiele się tym przejął. Kolejny zamach, tym razem w pionie. Białą poświata wydobywająca się z rogu i w tym momencie oblegająca ostrze kosy zdała się przyciemnić i zmienić barwę na szarą. A może to było tylko złudzenie optyczne? Nieważne. Kolejne uderzenie w kable, tym razem znad głowy uderzyło w kable. I kolejne, i znów. Bił w nie tak przez jakąś chwilę, nie zważając na ich stan. Zamach po zamachu, cios po ciosie. Góra – dół, góra – dół, - góra… I oręż zatrzymał się w powietrzu. Róg przestał świecić. Ostrze też. Kosa zmieniła się w skalpel i upadała na podłoże.

 

 

Kap, kap, kap… Shin Shin To. Kapu – kap. Krew? Nie, to nie to. Ciało Doktora drżało – szlochał. Z jego oczu płynęły czerwone łzy, przepełnione żalem i goryczą. Głowę miał opuszczoną, a włosy całkowicie zasłoniły mu górną część twarzy. Obtarł oczy i podniósł wzrok w sufit(?).

-Przepraszam Cię za ten widok. Po prostu jestem słabym, bezużytecznym szaleńcem… Ale śmiesznie było, co nie?! – jego źrenice uległy zwężeniu, a on patrzył się tym wzrokiem bezpośrednio na swego wybawcę.

 

Link do komentarza
  • 3 weeks later...

Głośne trzaski dały wam do zrozumienia, że obrót osiągnął punkt krytyczny. Z niemą fascynacją mogliście przyglądać się temu, jak potężne pralki bardzo powolutku, milimetr po milimetrze poddają się grawitacji i z metalicznym zgrzytem zaczynają przesuwać się ku dołowi, by was zmiażdżyć, kiedy zupełnie nagle stało się coś niewytłumaczalnego. Po przekroczeniu granicy około osiemdziesięciu stopni, przytwierdzone do podłogi maszyny zamarły w kompletnym bezruchu. Wyglądało na to, że obecny stan, jakim było znajdowanie się na ścianie, stał się dla nich zupełnie normalny.

Niestety, wszelkie inne obiekty nie przyklasnęły temu zachowaniu i absolutnie wszystko, co jakimś cudem się uchowało, spadało teraz prawdziwymi kaskadami na wasze głowy. Pościele, detergenty, a nawet zabłąkane dotąd praczki lądowały z dziwnym mlaśnięciem na znajdującej się kilkanaście metrów pod wami podłodze...

 

Golden Shield

Usłyszawszy ostrzeżenie jednorożca, nieco sceptycznie odsunąłeś się i niemal natychmiast usłyszałeś świst. Kilka włosków opadło z twojej grzywy, niemal zdmuchniętych przez siłę ciosu jaki został wyprowadzony kosą przez twojego towarzysza, który z niepokojącym zawzięciem zaatakował krępujący go kabel, a następnie przeszedł do ofensywy. Broń kreśliła w powietrzu zamaszyste łuki, siekąc na plasterki wszystkie przewody w okolicy, kilkakrotnie pozostawiając też dość głębokie szramy na powierzchni pobliskich pralek. Zauważyłeś nawet, że wpadając w wywołujący mimowolne dreszcze trans zranił sam siebie i nie przywiązał do tego nawet cienia uwagi. Kierując się zdrowym rozsądkiem odleciałeś na bezpieczny dystans, lecz wtedy właśnie Scythe zakończył swój taniec śmierci i uniósł wzrok ku temu, co teraz pełniło rolę sufitu, po czym przeniósł spojrzenie wprost na ciebie. Spoglądałeś jak zahipnotyzowany, nie wiedząc co z siebie wydusić, gdy nagle wokół ciebie zapanowała kompletna ciemność.

Prześcieradło. Obserwując poczynania Omegi kompletnie zapomniałeś o tym, jak niebezpieczna stała się okolica i zupełnie się odsłoniłeś... Pech chciał, że z góry zlatywał właśnie kawał materiału, który spadając ci na głowę nie tylko zaskoczył i oślepił, ale i zaburzył rytm pracy skrzydeł, przez co niemal natychmiast runąłeś w dół.

Pozostała ci tylko nadzieja, że napotykając podłogę usłyszysz nie głuchy trzask, ale mlaśnięcie...

 

Thunderlight

Kabel owinięty wokół twojej nogi najwyraźniej próbował doprowadzić do bolesnego dla ofiary ucisku, jednak w chwili obecnej jego wysiłki spełzały na niczym. Uśmiechnąłeś się w duchu widząc jego nieporadne ruchy, jednak nie było czasu na rozrywkę jaką była obserwacja skonsternowanego kabla. Vixen niczym szmaciana laleczka zwisała bezwładnie, ale stabilnie na twoim grzbiecie, zaś do podłogi pozostało jeszcze, zgodnie z systemami, dokładnie 11,44876 metra. Sądząc po tym, jaką barwę i konsystencję przybrało podłoże nie powinno ci się nic stać... Nie wiadomo tylko, co z twoją pasażerką.

Miły impuls aktywowania systemów awaryjnych przepłynął wzdłuż całego twojego ciała. Jak na złość, nigdzie nie mogłeś dostrzec nikogo z drużyny.

 

Sykstus

Praczka, po wgramoleniu się na twoją prowizoryczną platformę głęboko i kilkakrotnie odetchnęła z autentyczną ulgą i spojrzała na ciebie z wdzięcznością. Przez ułamek sekundy poczułeś, że jej spojrzenie ogniskuje się idealnie na twoich oczach. Klacz otworzyła usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, lecz mrugnęła i automatycznie skierowała wzrok gdzieś ponad twoje lewe ucho.

- Dziękuję. Pralki zawsze się psuły, ale to pierwsza tak duża awaria... Nie da się pracować w takich warunkach... - Zawiesiła głos, słysząc twoje kolejne pytanie - Wyjście? Było blisko sufitu, Teraz powinno być... O, tam - Wskazała kopytem przeciwległą ścianę. Faktycznie, znajdowały się na niej swego rodzaju podwieszane metalowe chodniki dla techników zajmujących się konserwacjami zainstalowanych tam rur.

 

Scythe

Dałeś się porwać, czułeś to wyraźnie. Świat wokół się zamazał, stał się nieistotny, liczyły się tylko twoje ruchy, twoje cięcia. Nim przywołałeś się do porządku, cała okolica została naznaczona długimi bliznami spowodowanymi twoimi cięciami, wokół walały się stosy szczątek przewodów. Odwróciłeś się do Goldena, który odleciał na bezpieczną odległość, lecz mimo to dostrzegłeś niewielki ubytek włosów na jego grzywie. Najwyraźniej ściąłeś ją podczas jednego z zamachów... Wpatrywał się w ciebie i już chciał coś powiedzieć, gdy nagle na jego głowę opadło zabłąkane prześcieradło. Skrzydła pegaza straciły rytm, a on sam, kompletnie zdezorientowany runął ku ziemi.

Link do komentarza
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...