Skocz do zawartości

[GŁOSOWANIE] [Turniej Walk] Antoni Mikołajewicz VS Alagur Blackwind "Płaz" [LUDZIE]


Kruczek

Recommended Posts

                                                walki-rycerskie-jako-atrakcja-na-wesele1
Otworzyły się drzwi do pierwszej pobocznej sali, wyglądała podobnie jak Arena Główna. Roznosił się w niej zapach zgnilizny i o dziwo świeżo skoszonej trawy, choć znajdował się tam jedynie piasek. Miejsce starcia było otoczone pustymi trybunami, każdy ruch nosił się echem po sali. Po bokach znajdowały się dwie bramy, chwilę potem pierwsza otworzyła się z hukiem. Nad arenę wzleciał czarny kruk, rozległ się donośny głos.
-
ANTONI MIKOŁAJEWICZ!
Dało się słyszeć jedynie szczęk metalu, ponieważ z hukiem otworzyły się drugie drzwi i tajemniczy głos obwieścił przybycie nowego wojownika.
-
ALAGUR BLACKWIND... PŁAZ
Obie bramy zostały otwarte, przeciwnicy stali na przeciwko siebie, mieli sporo miejsca do wykorzystania.
Dwaj rycerze z kamienia nagle drgnęli, skłonili się przed nowymi wojownikami, na znak rozpoczęcia pojedynku.


 

Link do komentarza

Gromki głos dochodzący nie wiadomo skąd, oznajmiający rozpoczęcie zmagań, przywołał na Arenę starego Kozaka odzianego po chłopsku i z leksza osiwiałego. Jak nietrudno się domyślić, mógł to być tylko jeden człowiek. Antoni Kupała przeciągnął się, aż strzeliło mu w kręgosłupie.

- Ech, było mi siedzieć w chutorze... - stęknął smutno. Ale, ale. Nie czas teraz na rozczulanie się nad sobą. Oto bowiem nadszedł czas, by, być może po raz ostatni, wykazać się w walce. Odkłonił się kurtuazyjnie kamiennemu rycerzowi, po czym niespiesznie, z pełnym spokojem wyjął z pochwy swój oręż. Brodacz zdecydował się pozwolić przeciwnikowi na pierwszy atak. Stanął zatem lekko pochylony, z lewą ręką za plecami, a szaszką przed sobą, z czubkiem ostrza wycelowanym w oczy oponenta. Zastygł w takiej pozycji, nieznacznie uginając nogi.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

Alagur wyszedł na arenę. Jego zbroja delikatnie ciążyła mu, lecz ta waga sprawiała, iż nie czuł się goły - od prawie zawsze był przyzwyczajony, że gdy ma w ręku miecz, na barkach ciąży mu zbroja. I tak na szczęście było tym razem.

Lecz oponent nie wydał mu się specjalnie groźny. Siwizna ozdabiała jego głowę, a w ręku trzymał niezbyt wykrzywioną szablę. Nie znał tego typu broni, lecz podejrzewał, że walczy się nią jak szablą - na więcej jedno ostrze nie pozwalało.

Ale zdecydował, że będzie na niego szczególnie uważał - nieraz słabo wyglądający przeciwnicy sprawiali mu więcej bólu, niż magowie ubrani tak, że na kilometr okazywali swą iluzoryczną potęgę.

Wyciągnął Guildeona przewieszonego przez plecy i porównał go z ostrzem przeciwnika. Jego miecz był wyraźnie dłuższy od orężu przeciwnika. Wszak szablą walczy się jedną ręką, a Guildeon miał postać długiego półtoraka. Kazał mu skrócić się do rozmiarów broni przeciwnika. Gdy był gotów zaszarżował w stronę przeciwnika, uprzednio dokładnie oglądając pancerz na przedramieniu.

Przeciwnik zapewne ucieszył się głupotą przeciwnika, lecz była to uciecha przedwczesna - gdy był o krok od czubka ostrza starszego wojownika szybko wystawił swoje przedramię tak, że ostrze przebiło je na wylot, omijając kości i płyty zbroi. Jego celem nie było zniszczenie ostrza, a tylko czasowe je unieruchomienie.

Ale odległość była za mała, by zdążyć wykonać cios mieczem, trzymanym w ręce wyprostowanej za jego plecami, dlatego też zadowolił się kopnięciem w bok przeciwnika, starając się wycelować w ostatnie żebra, by je złamać

Link do komentarza

Kozak był nieco zaskoczony. Nie spodziewał się, że przeciwnik będzie tak głupi, by zaszarżować od frontu. Nie zdążył się mu nawet dokładnie przyjrzeć, dostrzegł tylko zbroję oraz jakiś zmiennokształtny miecz. Nie mógł zobaczyć już nic więcej, zakładając, iż w ogóle zamierzał dłużej przypatrywać się oponentowi, gdyż wkrótce uzbrojone przedramię wroga zakleszczyło kozacką szaszkę, niemalże ją unieruchamiając. Otóż w tej chwili to "niemalże" stanowiło całą nadzieję brodacza. Wykorzystał on krzywiznę oręża, by wyśliznąć go z ręki Alagura, przy okazji spróbował nieco przemodelować zbroję tego ostatniego, mianowicie rozciąć pasy łączące ją z kończyną, a może innym elementem metalowej układanki? Kto by się tam na tym znał. 

 

Jedno trzeba pancernemu chłopakowi przyznać. Zmyślny on piekielnie. Stanowił niebezpieczeństwo, którego nie należało lekceważyć. Antoni, nauczony już trochę uwagi, podjął próbę zmiany układu sił za pomocą ćwierćobrotu w prawo. I chyba znowu rozproszył się, bo coś, jak zwykle, poszło nie tak. Zamierzenie udało się tylko częściowo. Może i uwolnił swą broń, nawet rozpoczął ustalony manewr, jednak  do porządku oraz rzeczywistości przywrócił go brutalny kopniak. W wyniku drobnej zmiany położenia ciała Kupały nie trafił on jednak w żebra, a w plecy, trochę powyżej krzyża. Mężczyzna jęknął głucho, postępując jeszcze kilka małych kroków na lewą flankę adwersarza. Bolało jak cholera, co rozjuszyło starego. Ledwo co zaleczył ostatnie rany, a tu takie coś. Mrucząc klątwy oraz korzystając z tymczasowej przewagi położenia spróbował zadać oszczędne, acz całkiem silne oddolne cięcie w lewą pachę. Srodze powątpiewał, czy zbroja Alagura sięga aż tam.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

Niewiele brakowało, a Alagur dałby się pokierować przyzwyczajeniom z swojego świata i przyjąłby cios tylko po to, by szybko wykończyć przeciwnika. Nie mógł zapomnieć, że w tym świecie co prawda nadal się regeneruje, ale wiele wolniej. W takiej sytuacji przecięcie tętnicy pachowej oznaczało znaczną utratę krwi, zanim rana się zasklepi, co mogło oznaczać nawet omdlenie.

Odskoczył niewiele w prawo, uciekając przed ostrzem, szybko zmieniając Guildeona w partyzanę o ostrzu długości stopy oraz pięciostopowej rękojeści. Gdy ostrze przeciwnika przecinało powietrze na wysokości jego pach, on zaatakował przeciwnika swoją bronią z wypadu. Nie celował wysoko - ostrze zmierzało w stronę wewnętrznej części uda. Miał nadzieję, że zdoła uszkodzić tętnicę udową przeciwnika.

Ale przeczuwając jego ucieczkę, przygotował się do ucieczki. Oraz do bloku, jeśli przeciwnik zdoła uniknąć ostrza w sposób, który pozwoli mu zadać cios.

Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza

Jakim cudem? zdążył pomyśleć Kupała widząc, jak miecz przeciwnika rozmywa się, nagle stając się paskudną partyzaną. Cięcie pod pachę wroga spaliło na panewce, lecz jeszcze nie wszystko było stracone. Kozak poderwał szaszkę, odskakując w tył. Musiał wyglądać teraz wielce zabawnie, jak jakiś wiatrak, ale nie przejmował się. Cios Alagura rozdarł szarawary oraz przeorał nogę mężczyzny. Rana nie była poważna, lecz wciąż dość głęboka, o poszarpanej krawędzi. Przyszedł jednak czas na kontratak. Brodacz twardo stanął na ziemi, błyskawicznie oceniając sytuację. Rycerzyk dziabnął kijaszkiem z wypadu, co prawie na pewno wystawiło na próbę jego równowagę. Dzielny syn Ukrainy postanowił utrudnić życie młodszemu "koledze", mając nadzieję wreszcie nieco go uszkodzić. Schwycił lewą ręką drzewce partyzany, po czym silnie pociągnął. Stał teraz bokiem do przeciwnika, więc przeprowadził kolejne cięcie, tym razem korzystając z oręża adwersarza niby z katowskiego pnia. Oczywiście nie zamierzał trafić w szyję, nawet się nie łudził. Szaszka popłynęła wzdłuż drzewca, prosto w kierunku dzierżącej je dłoni.

Link do komentarza

Był w złej sytuacji. Był w naprawdę złej sytuacji i nie łudził się, że było inaczej.

Wizja straty dłoni nie uśmiechała mu się, lecz nie miał zbyt wiele innych możliwości. Prócz tego, że mógł wykorzystać do uniku atak przeciwnika, który miał mu go unieszkodliwić. Pozwolił działać grawitacji i przestał na siłę utrzymywać stabilność. Zaczął lecieć ku ziemi.

Ostrze przeciwnika pokonało dystans dzielący je od dłoni, lecz zamiast nich przecięło część szyi. Na szczęście nie odrąbało głowy, a raczej zrobiły to połowicznie. Gigantyczny ból przeszył ciało Alagura, lecz na szczęście nie stracił przytomności. Uśmiechnął się przez ból. Na ziemi przeturlał się w bok, na ten czas zmieniając Guildeona w sztylet. 

Szyja się zrosła, a on spojrzał się na przeciwnika wiedząc, że nie zdoła wstać przed kolejnym ciosem. Mógł tylko liczyć, że zdoła tak zablokować, że otrzyma kilka chwil na podniesienie się. Guildeon był gotów do kolejnej przemiany.

Link do komentarza

Dlaczego, do jasnej cholery ten diabeł jeszcze żyje? Co jest? Faktycznie, Alagur nie wyglądał jakby cięcie w szyję zrobiło na nim wrażenie większe niż boleść. Nawet nie odpłynął. Na dodatek rana szybko zniknęła. Antoni spodziewał się większego oporu ze strony młodego, dlatego pociągnął partyzanę dość silnie. A ten tak po prostu przywitał się z glebą. Oczywiście wciąż był niebezpieczny, miał ten swój zmiennokształtny miecz. Teraz akurat sztylet. Ale leżał na ziemi, bez szans na wystarczająco szybkie powstanie, jeszcze w zbroi. Gdyby to nie był pojedynek na śmierć i życie, stary Kozak pozwoliłby wstać rycerzowi. Miał swój honor. Jednak w takiej sytuacji nie miał żadnego wyboru. On, albo ja, powiedział sobie w duchu. Podszedł szybko do powalonego, po czym mocno przydeptał dłoń dzierżącą broń w taki sposób, by nie można było nią poruszyć. Stał po prawej, z wyrazem niechęci na twarzy.

- Hospody, primij dusza toho łycara. - rzekł poważnie. Zaraz potem spróbował pchnąć pancerniaka w podbródek, by tak zakończyć walkę. Lecz jakoś wiedział, że ten mimo wszystko się wywinie. Dlatego przygotował się do uniku lub odskoku.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

Alagur widząc ostrze wymierzone w swoją brodę uśmiechnął się. Gdy czubek był odpowiednio blisko wyciągnął swą lewą dłoń tak, że wbiło się ono w niego, po czym przesunął go w bok, a ostrze skierowało się w stronę ziemi. Ból był wielki, ale nie raz przeżywał go. Ostatecznie wolał uszkodzenie dłoni od przebicia szyi. Z doświadczenia wiedział, że ból byłby większy, a przy niedostatku magii, takim jaki przeżywał w tym świecie, cios mógł być śmiertelny.

Ostrze kierowało się w ziemię, lecz on na tym nie poprzestał. Zmienił Guildeona w buławę tak, by w dłoni, przybitej do ziemi nogą wojownika, była głowica. Dzięki połączeniu tych dwóch czynników mógł wyrwać dłoń, ponownie zmieniając Guildeona, tym razem w rękawicę bojową, dzięki czemu mógł korzystać z prawej dłoni. 

Od razu wykorzystał wolną rękę, by wstać. Obawiał się ciosu przeciwnika, ale wiedział, że nie będzie on głęboki - nie zauważył u przeciwnika żadnej innej broni. A jego wyprostowana szabla była uwięziona w jego lewej dłoni. Nadal wstawał.

Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza

Kupała uśmiechnął się pod wąsem. Jego przewidywania sprawdziły się. Czarodziej wynalazł sposób na kontynuowane walki. Z jednej strony to źle, kozacze życie mogło zostać gwałtownie przerwane. A z drugiej, nie będzie ciężko na duszy z powodu tak niehonorowej zagrywki, jak atak na leżącego. Teraz to starszy z dwóch walczących stracił równowagę. Wiedział, że z grawitacją nie wygra, dlatego postanowił wykorzystać swój upadek. Schwycił szaszkę oburącz, naskakując jednocześnie z impetem na adwersarza. Alagur odziany był w zbroję, więc taki atak nie powinien wywołać żadnej reakcji. Inaczej sprawa wyglądała z szablą, tkwiącą w dłoni przeciwnika. Tutaj już do głosu dochodziła fizyka. Stal damasceńska z reguły bywa twardsza od ręki. Dlatego też, korzystając z siły ciążenia przetoczył się po powstającym wrogu, wyszarpując oręż z kończyny wzmiankowanego. Szkoda, że nie wywrócił go przy okazji ponownie, lecz życie nie bywa aż takie łatwe. Brodatemu chłopu udało się wstać, zdawał sobie jednak sprawę, że nie będzie w pełni gotów na przyjęcie następnego ciosu. Mógł tylko zastawić się szabelką i liczyć na łut szczęścia.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

Wstając poczuł na barkach duży ciężar. Dopiero gdy zniknął on zrozumiał, że był to jego przeciwnik. Do faktu, iż przeciwnik wykorzystał go dołączyło dodatkowe uszkodzenie dłoni. Nie wiedział nawet, jak rozległe - przy tej intensywności ból rozlał się na całą dłoń sprawiając, że nie wiedział, czy ostatecznie była ona podzielona na dwie części, czy cała ucięta. Na szczęście nie czuł wielkiej utraty krwi, więc chyba nie groziła mu strata przytomności. Wyprostował się słysząc, jak przeciwnik także wstaje. Miał kilka możliwości.

Forma rękawicy miała jedną znaczącą zaletę - mógł dowolnie wybrać punkt, w którym złapie nowo formowaną broń. Na jego szczęście działał fakt, iż Guildeon nie zwracał najmniejszej uwagi na to, że charakterystyka mocy magicznej jest całkowicie inna, niż tutaj.

Zaczął ponownie formować swój oręż w partyzanę, zaczynając szybki półobrót, by spojrzeć się przeciwnikowi w twarz. Wiedział, że jak dokończ obrót, przeciwnik będzie już na nogach.

Używając tylko prawej ręki, a tułowiu jako punktu podparcia, zataczał bronią szeroki łuk. Liczył, że dosięgnie nim przeciwnika. Kątem oka zobaczył, że przeciwnik zdążył już wyprowadzić blok, nie wiedząc jeszcze jaki będzie jego atak. Zaklął w myślach, ale nie przerwał ciosu. Nie mógł tego zrobić, albowiem mogłoby to spowodować u niego chwilową stratę równowagi, co zapewne wykorzystałby każdy przeciwnik. O czuł, że lewa dłoń za kilka chwil będzie całkowicie sprawna.

Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza

Zastawa okazała się być doskonałym pomysłem. No, prawie. Alagur wyprowadził cios po łuku, co nadało jego magicznej broni odpowiedni impet. Mimo blokady, atak dosięgnął Kupałę. Poczuł on ostry ból oraz ciepło krwi, spływającej po brzuchu i barwiącej koszulę na karmazynowo. Mężczyzna spojrzał zatem w dół tylko po to, by spostrzec, że jedna z gałęzi partyzany tkwiła sobie radośnie poniżej jego klatki piersiowej, tuż pod mostkiem. Widocznie Bóg opiekował się w jakimś stopniu Kozaczyną, ponieważ mogło się to skończyć dużo gorzej. Zaklął bardzo szpetnie, po czym cofnął się, wyciągając możliwie ostrożnie Guildeona ze swego ciała, po prostu odpychając go własnym orężem. Kaszlnął, co sprowadziło szarpiącą trzewia boleść w uszkodzonym miejscu. Rana nie była śmiertelna, raczej płytka, ale będzie utrudniać mu dalsze wojowanie. Miał tylko nadzieję, że żaden ważny organ nie oberwał. Teraz myśli Antoniego zaprzątnęło odwdzięczenie się przeciwnikowi za uwaloną koszulę, nie wspominając o dziurze w żywocie. Odwrócił się w szybkim półpiruecie, sycząc przez zaciśnięte zęby, by ciąć rycerza między szyję a lewy obojczyk. Nie patrzył, czy trafi, czy przeciwnik jakoś się zablokuje. Kontynuując piruet skorzystał z najbardziej tradycyjnej broni. Z rozpędu rąbnął Alagura pięścią w twarz.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

Poczuł, że broń trafiła. Po czym poczuł szarpnięcie, podobne do tego, które czuł, gdy część jego broni była ułamywana. Nie ruszyło go to. Magia w niej zawarta naprawiała broń. A oznaczało to, że albo uderzył bardzo dobrze, albo dał broni złą grubość.

Niestety, powodem ułamania była opcja druga. Ale to też nie była całkowita porażka.  Każda rana u przeciwnika dawała mu przewagę. Zaczął zmieniać Guildeona w coś krótszego. Wybrał formę miecza jednoręcznego, która pozwalała mu na najlepszy stosunek bloku do długości broni.

Przeciwnik wyprowadził atak, próbując ciąć pomiędzy lewym obojczykiem a szyją. Wystawił najprostszy blok.

Niestety, nie zablokował ciosu pięścią. Głowa poleciała w bok, razem z resztą ciała. Miecz przeciwnika ciął go po korpusie, na szczęście nie raniąc go głęboko. Wściekły miał zamiar ciąć przeciwnika.

Niestety, ból ciała mu to uniemożliwił. Dopiero wtedy przypomniał sobie o limicie. Przez najbliższe kilkadziesiąt sekund powinien nie dać się zranić. Zaklął i ustawiłby się w bloku, ale złość wzięła nad nim górę, przez co ciął nisko i szeroko, nie patrząc się nawet czy dosięgnie przeciwnika i gdzie go zrani.

Link do komentarza

W oczach Kupały można było dostrzec tryumf, który jednak zniknął jak sen jaki złoty. Szaszka przejechała po korpusie Alagura, a cios pięścią przefasonował mu trochę facjatę, ale za to straszliwie wkurzył dysponującego magicznym orężem adwersarza. Nagle nisko, gdzieś w okolicy bioder Kozaka zjawił się jednoręczny miecz, wyraźnie dążący do zetknięcia się z i tak już poturbowanym ciałem tego ostaniego. Trastia joho mordowała pomyślał, po czym, by zapobiec wrażeniu solidnego kawałka metalu we własne doczesne mieszkanie rozpaczliwie opuścił szablę w zaimprowizowanej zastawie. Żelazo szczękneło o żelazo, zwiastując udatność zastosowanego zabiegu. Tylko co teraz? Obie bronie zakleszczyły się nieco, uniemożliwiając Antoniemu wyprowadzenie sensownego, a przy tym bezpiecznego ataku. Musiał napierać na swą wierną broń, by nie pozwolić rycerzowi na dokończenie ataku, jednocześnie uważając, by nie stracić równowagi, gdyby ten nagle ustąpił. Dlatego postanowił oderwać się od przeciwnika. Silony kopniak w jego brzuch miał mu w tym pomóc. O ile trafi.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

Zdenerwowany wyprowadził atak, aż do momentu, gdy ręka zatrzymała się, a do jego uszu dotarł szczęk zderzających się broni. Jego miecz zatrzymał się, przytrzymywany przez miecz przeciwnika. Ogarnięty złością zwiększył siłę, z jaką jego miecz naciskał na ostrze przeciwnika, ale to nic nie dało. Bronie nadal trwały w tym samym miejscu. Żadnego efektu nie dało także lżejsze używanie broni - przeciwnik nawet nie wydał się zaskoczony. Alagur żałował, że spotkał się z przeciwnikiem w takich okolicznościach, z dala od domu - gdyby mógł, to chciałby jeszcze potrenować z szermierzem. Widział po nim, że dzięki treningowi z nim zdołałby wynieść swoje umiejętności znacznie wyżej.

Nagle zobaczył, że przeciwnik przygotowuje się do kopnięcia. Zaklął w duszy na fakt, iż nie ma kirysu, dzięki któremu mógłby spróbować wyskoczyć w stronę nogi, próbując przewrócić nie spodziewającego się takiej akcji przeciwnika, po czym odskoczył w tył, wysoko wystawiając rękę, by Guildeon jak najdłużej stykał się z ostrzem przeciwnika.

Bronie stykały się nienaturalnie długo, a ostrze Guildeona uległo wyraźnemu skróceniu. Rękojeść zamieniła się w długie, bo mierzące sześć stóp drzewce. Alagur cofnął rękę z powstałą rohatyną bardzo szybko tylko po to, by wyprowadzić pchnięcie w stronę nogi, która miała trafić go w brzuch. Ciekawiło go, czy przeciwnik zdoła zablokować cios, stojąc na jednej nodze, z mieczem w pozycji, która przypominała o niedawnym spotkaniu broni. 

Link do komentarza

- Jeszcze sobie na krotochwile pozwalasz? - wymruczał cicho brodaty wojownik, jednocześnie intensywnie pracując nad uchronieniem nogi przed paskudną raną kłutą. Nie miał zbyt dużego pola do popisu, zwłaszcza w pozycji ciągle grożącej brutalnym spotkaniem z gruntem. Nagle jego twarz rozjaśniła się, wręcz uzewnętrzniając nagłe olśnienie. Nie musiał zbytnio kombinować. Zdenerwowany Alagur sam dał mu okazję do podjęcia pewnych prób celem wyeliminowania zagrożenia. Teraz wystarczyło tylko w rozsądny sposób skorzystać z okazji. Kozak poczekał ułamek sekundy na odpowiedni moment, po czym energicznie opuścił nogę odzianą w mocny, wysoki but prosto na grot rohatyny. W ten sposób zbił ją oraz skierował ku ziemi. Sukces chwilowy, zważywszy na fakt, iż wróg zaraz zmieni broń w inną. Oczywiście nie udało uniknąć się pewnych niedogodności. Czubek długiej broni przeszorował lekko po wewnętrznej stronie łydki uszkadzając but oraz ciało. Syn Mikołaja syknął lekko. Znowu jakaś rana. Nie miał pojęcia, jak zdoła się wykurować. Naiwnie zakładając, że przeżyje walkę.

Nadszedł jednak czas na kontratak. Wykorzystując fakt, że przeciwnik ponownie dysponował bronią dłuższą niż miecz czy sztylet, mężczyzna skrócił nieco dystans, stosując koszące, ukośne cięcie od prawego dolnego rogu do lewego górnego. Potem, licząc na brak zastawy nieprzyjaciela, kontynuował cios od prawego górnego do lewego dolnego. Nawet jeśli wróg wycofa się lub zdąży przemienić Guildeona, i tak znajdzie się przed stalowym krzyżem, jednocześnie potencjalną groźbą lub ochroną.

Link do komentarza

Zdenerwował się, że jego broń trafiła w ziemię. Denerwowały go także obrażenia, ale i tak uśmiechnął się czując, że odzyskał pełną sprawność lewej dłoni. Teraz musiał tylko pilnować się, aby nie pozwolić się ponownie w nią zranić. Kolejna rana mogła już dotrwać do końca walki. 

Już miał wyciągnąć broń z ziemi, gdy niespodziewany i niemający szansy go trafić cios przeciwnika przeciął powietrze przed nim. Zaśmiał się cicho, tracąc czas. Dopiero po chwili zrozumiał, co się dzieje - przeciwnik chciał utworzyć przed sobą ścianę stali! Jego serce objęła trwoga o wynik walki - wiedział, że kolejne cięcie, jeśli przeciwnik wykona je tak samo jak to, przerżnie go na dwie części. A takich ran mógł już nie uleczyć, mając do dyspozycji mało czasu i dziwną, tutejszą magię.

Przeciwnik ponowił cios, tym razem tnąc po skosie, od góry po jego lewej. Plan przeciwnika był dobry, lecz nie zakładał jednej rzeczy, której on i tak nie wiedział - Guildeon, jeśli tylko Alagur chciał, był diabelsko wytrzymały, z czego skorzystał. Drzewce rohatyny zwiększyło swoją masę, ale tak chciał. Gdy przeciwnik zaczynał cios, on szybko zrobił krok lewą nogą, złapał za drzewce tuż przy grocie, wyrywając go z ziemi. Wyobraził sobie osłonę dla lewej dłoni, która od razu pojawiła się na broni i skierował broń do wysokiego bloku. Broń przeciwnika z szczękiem uderzyła w drzewce, nie wyrządzając mu najmniejszej szkody, po czym zaczęło się z niego ześlizgiwać, przez nagły ruch prawą ręką. Ostrze uderzyło w osłonę lewej dłoni i poleciało dalej w dół, a kawałek drzewca na prawo od prawej dłoni Alagura, znalazł się niepokojąco blisko twarzy przeciwnika, w stronę której pędził niepokojąco szybko.

Link do komentarza

Kozak, wytrącony z rytmu, nie miał czasu czy możliwości, by zablokować drewno, mknące zastraszająco prędko ku jego twarzy. A skoro nie mógł powstrzymać ataku Alagura, przyjął go, jak na faceta przystało, na twarz. Drzewce rohatyny, twarde jak łeb sułtana, wyrżnęło go w policzek i brodę. Kupała doznał lekkiego zamroczenia, co sprawiło, iż cofnął się o kilka chwiejnych kroków. Ze wszystkich sił walczył z odurzeniem, jednocześnie masując lewą dłonią obite miejsce. Prawa, trzymająca broń, nie stała się jednak mniej sprawna. Zastawił się, by przeciwnik nie mógł go zaskoczyć. Na twarzy wojownika została całkiem ładna pręga, szybko nabierająca intensywnej barwy. Otrząsnął się, z płomieniami w oczach wpatrując się w tego, który tak mu przysolił. Ale postanowił, że nie da się wyprowadzić z równowagi. Z przykładu oponenta wiedział, do czego może to doprowadzić. Odetchnął głęboko, po czym z pełnym spokojem zawinął szaszką, zbliżając się ku rycerzowi. Ten na pewno gotów był do dalszych zmagań, miał dość czasu na przygotowanie się. Dlatego Antoni Nikołajewicz nie zaatakował, jak pierwotnie zamierzał, korpusu. Za to nagle chlasnął na odlew, celując w kolana. Tuż przed zetknięciem się szabli z ciałem Alagura poderwał ją tak, by trafiła w lewe biodro wymienionego. Teraz broń Rusina była znacznie lżejsza od Guildeona, co wiązało się też z większą szybkością. Niespodziewanie więc odwrócił ją tak, by zamiast wciąć się w biodro, przejechała po nim sztychem. Dalej, dzięki sile rozpędu, zatrzymałaby się dopiero za pępkiem. Oczywiście, jeżeli wszystko pójdzie po myśli starszego z walczących.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

Sądził, że jest przygotowany na wszystko. Zmienił rohatynę na partyzanę, by móc zadawać bardziej różnorodne ciosy. Umieścił ostrze bliżej prawej ręki.

I nic to nie dało. Oparł tępy koniec broni o ziemię. Myślał, że zatrzyma tak broń przeciwnika.

Nie, on poderwał broń w górę. Nie wiedział nawet, jak powinien zareagować. Ostateczny zamiar był taki, aby pozwolić wbić się broni przeciwnika i odskoczyć, zabierając mu ją. Wtedy byłby jak na talerzu. Ale przeciwnik nagle cofnął rękę tak, że ostrze przeorałoby mu biodro i brzuch. Nie mógł na to pozwolić.

Przykucnął, nogą i ręką unieruchamiając partyzanę, w którą z szczękiem uderzyła wyprostowana szabla przeciwnika. Guildeon poderwał się do góry, jednak Alagur nie ruszył prawą ręką. Gdy lewą dłonią poczuł drzewce cały korpus ogarnął ból. To broń przeciwnika dotknęła jego ciała. Zaklął w myślach od razu lekko odskakując, po czym zacząć ćwierćobrót. Ostrze opuściło jego ciało, a grot powędrował w stronę brzucha przeciwnika. Dopiero teraz poczuł, że ostrze przeciwnika ładnie przecięło mu skórę na klatce piersiowej. Cieszył się, że przynajmniej nie uszkodziło żeber ani nie spowodowało zbyt wielkiego krwawienia.

Link do komentarza

Część planu się udała. Część spaliła na panewce. A efekty były takie, że grot partyzany zaraz radośnie uwięźnie w jelitach Kupały, jeśli ten nie wykombinuje czegoś odpowiednio szybko. Czasu było niewiele, broń, po wcześniejszym ataku była zbyt daleko na skuteczny blok. Pozostał mu tylko taktyczny odwrót, w postaci bardzo szybkiego, acz ryzykownego, pochylenia się w przód połączonego z odskokiem w lewo. Zachwiał się i stęknął, gdy partyzana trafiła w prawy bok, rozcinając skórę, naruszając powłokę mięśniową, a ponadto robiąc kolejną dziurę w i tak już zmaltretowanej koszulinie. Nie no, jeśli przeżyję, to będę leczył się chyba z miesiąc. A z bliznami wsadzą mnie do trumny pomyślał ponuro, z trudem łapiąc równowagę. Stanął w pozycji zapewniającej mu stabilność, po czym zastawił się. Niezbyt wiedział, co ma dalej zrobić. Z każdą raną słabł coraz bardziej, podczas gdy Alagur w jakiś diabelski sposób leczył się. To już nie może długo trwać. Musiał się zatem sprężać. Pilnując zachowania równowagi, z wykroku, odwrotną stroną szaszki, ciął płasko w klatkę piersiową, mając nadzieję pogłębić ranę, którą dostrzegł w tamtym miejscu.

Link do komentarza

Nie spodziewał się, że z takiej płytkiej rany może wypłynąć aż tak wiele krwi. Dopiero po chwili poprawił swój tok rozumowania o wcześniejsze rany oraz długość cięcia.

A przeciwnik nie próżnował i od razu, gdy Alagur powrócił do jakiejś dogodnej pozycji, on rozpoczął cios. Mag z zgrozą w oczach zobaczył, że cios ma za zadanie pogłębienie wcześniejszej rany. A mogłem zgodzić się na wymianę kości. Przeklął swoją głupotę. Przynajmniej nie był tak poharatany jak przeciwnik. W ostateczności tamten miał na sobie wiele ran - choć po jego walce było widać, że niewiele sobie z nich robi - a on tylko jedną, czort z tym, że sporą.

Zrobił daleki wyskok i umknął przed ostrzem, próbującym ponownie uszkodzić to samo miejsce. Potrzebował jakiegoś pomysłu, a na razie nie miał nic. Złapał partyzanę oburącz i przygotował się do obrony większości ciosów, jakie mógłby zadać przeciwnik. Potrzebował planu.

Olśnienie nadeszło nagle. Uniósł wysoko partyzanę, celując w oczy przeciwnika, i skierował się w jego stronę z największą szybkością, jaką mógł osiągnąć w dwóch krokach.


A teraz mam do ciebie prośbę - napisz krótko i zwięźle, co zaczął Antoni. Dalsza część ciosu Alagura zależy od tego.

Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza

(Dostosuję się do twej prośby. Tak może być?)

 

Antoni nie uszkodził nieprzyjaciela, lecz zmusił go do ucieczki. Na krótką chwilę, bo Alagur wrócił w trybie pilnym, z partyzaną wyraźnie mknącą ku oczom starego. Ten nie namyślał się nazbyt długo. Wyczuwając, a przynajmniej próbując wyczuć, odpowiedni moment, usunął się z drogi szarżującemu przeciwnikowi. Czasu starczyło tylko na to.

Link do komentarza

Nie przewidział tego. Chciał w odpowiednim momencie wykonać wślizg i powalić przeciwnika, a ten zamiast bloku wykonał uskok. W myślach zaklął siarczyście i dokańczał szarżę. Zbyt szybkie hamowanie mogło wyprowadzić go z równowagi, a czuł, że przeciwnik to wykorzysta. Dalej biegł, lecz teraz był przygotowany na obronę albo unik, zależnie od tego, co zrobi przeciwnik.

Link do komentarza

Co za radość! Coś wreszcie się udało! ucieszył się w duchu Kupała, gdy przeciwnik przebiegł sobie obok z tą nieszczęsną partyzaną w łapach. Tylko, że ten, wciąż biegnąc, nieubłaganie oraz szybko zwiększał dystans. Kozak zatem musiał zareagować szybko. Wykręcając się w odwrotnym piruecie, próbował ciąć Alagura pod kolana. Niestety, skończyło się to wielce niefortunnie. Prawie krzyknął z bólu, łapiąc się za krwawiący bok, nie dokańczając ataku. Zatem zostało mu wykonywanie mniej gwałtownych ruchów. Przeczuwał, że adwersarz błyskawicznie zainteresuje się słabością brodacza. Odwrócił się więc ku rycerzowi całym ciałem, podążając za nim z szaszką gotową do zastawy lub energicznego ciosu.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

Poczuł coś dziwnego, co przeszkadzało mu biec. Dopiero po chwili przypomniał sobie nazwę - zmęczenie. Przeklęta magia. Nie dość, że może mnie zabić, to jeszcze się męczę.

Przebiegł obok przeciwnika. W jednej chwili nawet myślał, że będzie ciął go z piruetu, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Zrobił jeszcze dwa kroki i gdy w końcu miał odpowiednią prędkość zahamował w miejscu, jednocześnie robiąc półobrót. Zauważył, że przeciwnik nie widzi go. Szybko wyprowadził pchnięcie. Gdy ostrze było o stopę od przeciwnika szybko się on obrócił, zastawiając się swym ostrzem. Alagur zaklął w myślach, ale nie miał zamiaru się poddawać i zaprzestawać ataku. On był dopiero lekko zmęczony - przeciwnik musiał być w jeszcze gorszym stanie.

Gdy grot szczęknął o ostrze od razu zaczął zmieniać pozycję partyzany, chcąc zablokować ostrze przeciwnika pomiędzy grotem a rozgałęzieniem, jednocześnie waląc przeciwnika drzewcem w jego lewy bok.

Link do komentarza
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...