Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją od 11/30/25 we wszystkich miejscach

  1. Witajcie! Napisałem fanfik, kilka rozdziałów - na ten moment mam gotowe około 200 stron. Na bieżąco będę korygował i wstawiał resztę. Nie jestem biegły w pisaniu , ale chciałem się trochę pobawić tym tekstem i w sumie o to mi najbardziej chodziło, więc udostępniam go dalej , a może komuś również się to spodoba. Tutaj krótkie wprowadzenie: Świat wierzy w prostą bajkę: zła Nightmare Moon została pokonana, a dobra Księżniczka Luna – uzdrowiona przez Elementy Harmonii. Equestria pławi się w złotym blasku idealnego dnia, a cienie przeszłości zostały zepchnięte w niepamięć. Ale historia pisana przez zwycięzców ma to do siebie, że lubi pomijać niewygodne rozdziały. Green Light, generał dawnej Nocnej Straży, budzi się po tysiącu lat stazy w ruinach Zamku Dwóch Sióstr. Zostaje wyrwana ze snu przez Lunę, która wcale nie jest tak „uzdrowiona”, jak wszyscy myślą. W świecie, gdzie prawda została ocenzurowana, a lojalność jest mierzona w watach słonecznego blasku, największym aktem buntu jest pamiętać o tym, co zostało wypalone. Prolog Rozdział 1
    2 points
  2. Przedstawiam fanfik, który zajął pierwsze miejsce w pierwszym retro konkursie literackim. Opowiada on o powrocie Luny i jej pierwszej rozmowie z Celestią. Tylko że tu Luna, choć ma ciało Nightmare Moon, jest już na powrót Luną i zamiast przejąć władzę, obalając Celestię, chce wrócić na ścieżkę dobra i władać krajem na spółkę z siostrą. Więcej nie chcę zdradzać, bo to i tak krótkie dzieło. Za to zachęcam do czytania i komentowania Powrót na ścieżkę dobra [Oneshot][SoL]
    1 point
  3. Dzięki za komentarz. Ciesze się, że fik przypadł do gustu. Masz rację, forma tym razem nie dowiozła, ale wprowadzę twoje sugestie. Aczkolwiek, powtórzenie: załóżmy, jest jak najbardziej celowe. Nie.. A przynajmniej nie myślałem tak o tym, kiedy to pisałem. Myślałem wtedy o Luna takes a shower, kiedy to księżniczka nocy styka się z nowoczesnością. ale bez wprowadzania elementu, typu destrukcja. Nie pasowałoby mi to do koncepcji. Pomysł z ciskaniem kamieniami chyba nie jest mój. Mam wrażenie, że skądś go zakosiłem, ale już nie pamiętam skąd. Chyba z jakiegoś angielskiego fika. Z kolei rysunki inspirowane były jednym z odcinków Lucky Lucke'a. Nie pamiętam dokładnie którym, ale jakimś, gdzie Daltonowie chyba złapali aktora, czy coś i odgrywali scenki zabijania Lucky Lucke'a. Ale to było tak dawno, że nie jestem pewien. Może musze jeszcze raz obejrzeć, ale wydawało mi się, że ,,porwanie" i ,,powrót" Celestii przebiegły w serialu strasznie gładko i bez rozgłosu. Bez walki, obrony ze strony Celestii i w ogóle. Jakby to było ustawione. Ewentualnie, Celestia była na pozycji, ze w każdej chwili mogła pokonać Lunę, ale nie chciała, bo wtedy jej uczennica nie odblokuje elementów. Tylko to by się kłóciło z odcinkiem o podmieńcach, bo albo Chrysalis byłaby chwilowo potężniejsza od Luny, albo Ceśka znów by to zrobiła, tylko w sumie po co? Swoja drogą, sam ten pomysł ustawionego porwania wywodził się z innego pomysłu, którego nigdy nie zrealizowałem
    1 point
  4. W jednej rozmowie pochwaliłem się znajomemu, że piszę fik o podmieńcach osadzonych w roli moli (takie małe robactwo co to zjada swetry, mąkę i w ogóle różne dziwne rzeczy. Podobno przegryzają się nawet przez plastik). Na co on stwierdził, ze u mnie podmieńce już robiły za wiele rzeczy, jak jakiś szwajcarski scyzoryk. I wiecie co? To było całkiem inspirujące. Dlatego też postanowiłem zrobić coś, czego nie robiłem od dawna, czyli rzucić się na pomysł i napisać go w dzień albo dwa. Nie do końca wyszło, bo trwało to chyba tydzień, ale za to efekt jest średni. Tym niemniej, możecie zobaczyć jaki, fenomenalny produkt chcą wam dziś sprzedać bracia Flim i Flam. Telezakupy Jabłko
    1 point
  5. Dzięki ci Hoffman za komentarz. Ciesze się, że ficzek się raczej spodobał. Oraz, że osiągnął swój cel, czyli bycie niezobowiązującym przerywnikiem między lepszymi dziełami. Stąd tez trochę taka długość, by nie ciągnąć go na siłę. Chrysalis od początku była założona (w tym fiku) jako coś pomiędzy zwierzęciem, a przedmiotem. Uważałem, że gdyby miała osobowość i się wkurzyła, to trzeba by dorabiać za dużo lore (skąd Flim i Flam ją mają, czemu dała się złapać, czemu opłaca się ją sprzedawać/powielać i tak dalej). Nie leżało mi to kompletnie, więc sprowadziłem ją do takiej roli. W sumie, tak jak we wspomnianej przez Grento, Stajni Dicorda. Muszę sprawdzić i ewentualnie nabyć wtedy takiego podmieńca. Przydałby się.
    1 point
  6. Nie pamiętam już, w jakich okolicznościach narodził się pomysł na ten fik. Prawdopodobnie, jak wiele innych, przyszedł w nieodpowiednim momencie i nie dawał się zapomnieć tak długo, aż wreszcie postanowiłem go zrealizować. Pewnie wyszło średnio, ale muszę przyznać, że świetnie się bawiłem przy pisaniu. Dobra, ale o czym to jest? W nowym, kryształowym zamku Twilight zalęgły się podmieńce. Przy czym, nie są to klasyczne, serialowe podmieńce, a zauważalnie mniejsze i mniej inteligentne istoty, żywiące się w zasadzie wszystkim. Takie mole spożywcze tylko w formie podmieńców. I tak samo jak mole (i inne robactwo) są zwalczane. Operacja Raid [Oneshot][Dark Comedy]
    1 point
  7. Skończyłem czytać i jestem skołowany. Wprost nie wiem od czego zacząć. Od tego, że bawiłem się świetnie, aż od razu przeczytałem to jeszcze raz? Od tego, że kreacje tak Twilight i Spike'a, jak i Podmieńców na czele z Chrysalis okazały się przezabawne i genialne? Może od tego, że spray na Podmieńce, gryfiej produkcji, bo gryfy znają się na eksterminacji, mają na etykiecie wąsatego gryfa, a sam produkt nazywa się Tajfun? Albo od tego, że w pewnym momencie depodmieńcyzacja zmieniła się w walkę, gdzie jedna strona dysponowała świątecznym wydaniem "Klaczy domu", a druga "Czarem na każda okazję"? Jeszcze inaczej - może by tak zacytować co lepsze fragmenty, ale jak tu zacytować niemalże całe opowiadanie? OK, przejdźmy do rzeczy. Opowiadanie bardzo, ale to bardzo mnie się spodobało Przede wszystkim, absolutny peak komedii, aż sam jestem zaskoczony, że tak się ubawiłem przy tekście w formie elektronicznej. Klimat był przepiękny. Rewelacyjnie absurdalny, cudownie głupiutki, przerysowanie kreskówkowy, absurdalny i barwny, to jest ten typ komedii, który chyba da się czytać w nieskończoność i cały czas bawić się przy nim równie dobrze. Urzeka również masa świetnych pomysłów! To jest niesamowite, że zabierając się za tekst autorstwa Suna, występu Podmieńca lub wielu Podmieńców można się praktycznie spodziewać i w zależności od potrzeb fabularnych, mogą to być w pełni świadome, ucywilizowane istoty jak kucyki albo wielofunkcyjne narzędzia na sprzedaż, albo po prostu owady, żrące tkaniny, cukier i inne rzeczy, latające w kółko przy suficie jak poj... pokręcone, bohaterowie raz siedzą obok nich, rozmawiając albo wyruszają wraz z nimi po przygodę, by innym razem z szerokim uśmiechem na pyszczku, w blasku słoneczka, w rytm wesołej piosenki packać je czymś ciężkim, a te padają jak muchy, które się później zamiata i wyrzuca Ten kontrast jest po prostu przeuroczy. Nie wiem co w tym jest, ale po prostu działa. Cała misja depodmieńcyzacyjna pełna była takich oto fragmentów, w których Twilight - chociaż wiemy z tekstu, że wydarzyła się akcja z Thoraxem, a więc to nie jest tak, że te Podmieńce są takie durne - wesoło eksterminuje kolejne okazy tychże stworzeń, w czym wtóruje jej Spike, w ogóle, myśl o tym, że można sobie pójść do sklepu i kupić środki podmieńcobójcze od tak, podbija całą tę absurdalną, randomową otoczkę, która tak bardzo śmieszy przez całe opowiadanie. Tekst o Chrysalis, która zalęgła się w piwnicy, powinien zostać klasykiem Znakomicie czytało się kolejne powroty Twilight do lochów i kolejne jej próby zwalczenia upartej królowej, która, jak na złoczyńcę przystało, była bardzo wygadana: Tak, to jest jedyne, co mówi przez cały tekst. I to jest cu-dow-ne! Czy to pojedynek na gazety (w ogóle, schodzisz do piwnicy utłuc insekta, ten insekt zabiera ci gazetę, którą to zaczyna sam cię okładać, proszę to sobie wyobrazić bez serdecznego xD), czy atak naftaliną, czy pułapka z lepem, czy też ostateczne rozwiązanie polegające na użyciu ognia (Spike w tym celu spożywa chili w formie płynnej), eskalacja następuje naturalnie, każda kolejna próba wytępienia zarazy jest większa i poważniejsza od poprzedniej, a kiedy jest po wszystkim, aż szkoda, że to już koniec. Tekst jednocześnie, chociaż wzmianka o Thoraxie jasno wskazuje na te późniejsze sezony, w jakiś sposób zachowuje klasyczne brzmienie i ten klimat starego fandomu. Nie wiem, to chyba jakiś ukryty motyw przewodni tego bloku komentarzowego Kojarzyło mnie się to trochę z fanfikiem, w którym księżniczka Luna bierze prysznic czy takim "Twilight eats a book", z tego typu rzeczami. Głównie przez pewną taką... ciapowatość postaci (na tym etapie Twilight z przyjaciółmi pokonała Chrysalis parę razy, a teraz nagle nie umie się jej pozbyć z piwnicy), kreskówkowość wydarzeń (Ale nie serialowość, to co innego!), a także ten nieskrępowany, śmiały [Random] podsycany absurdem, którego ja osobiście nie potrafię wykonać. Mieszanka ta dała po prostu piękną, lekką i przeuroczą komedyjkę, której każdy powinien spróbować. Zdecydowany highlight twórczości Suna. Zero rzemieślniczej pracy, tylko całe serce włożone w pisany fanfik. Może przesadzam, ale sam nie spodziewałem się, że ów tekst spodoba mnie się aż tak Forma przez większość czasu bez zarzutu, do prawda zdarzały się pewne literówki, ale szczerze, treść tak mnie ubawiła, że prawie nie zwróciłem na nie uwagi. Chyba z przyzwyczajenia wyszukiwałem różnych błędów. Generalnie poszczególne akapity czytało się lekko, były w sam raz rozbudowane, tempo akcji sprzyjało temu, by co rusz prezentować nam coś nowego, by cały czas gnać do przodu ale uniknąwszy wrażenia, że wszystko dzieje się naraz, że leci na łeb na szyję, aż czytelnikowi brakuje tchu, dialogi zaś wypadły naturalnie i wiarygodnie jak na te postacie (czuło się, że przez większość czasu one same się świetnie bawią), nie szło się nudzić. Zakończenie fantastyczne i satysfakcjonujące. Idealne Zdecydowanie polecam ten fanfik. To trzeba przeczytać. Fala pozytywnej nostalgii, spora dawna pięknie randomowego humoru, wartka akcja i solidna forma - warto przekonać się, nie po raz pierwszy zresztą, jak daleko może zabrnąć wyobraźnia autora i co jeszcze śmiesznego można wymyślić, gdy wydaje się, że już wszystko zostało wymyślone
    1 point
  8. Po takim tytule spodziewałem się, tym razem tak dla odmiany słusznie, kolejnego klasycznie brzmiącego, lekkiego i niedługiego opowiadania komediowego, przywodzącego na myśl najdalej rok 2014, ale także, i tu już minąłem się z rzeczywistością, rodziny Apple w rolach głównych. No co, mogliby sobie dorobić na boku, nie? Niemniej obsadzenie w głównych rolach braci Flim i Flam uważam za strzał w dziesiątkę, bo nie tylko nadają się idealnie, ale mam wrażenie, że są to już trochę zapomniani bohaterowie, być może niedocenieni. Z potencjałem komediowym. Świetnie, że tu są Jest to zarazem pokaz kreatywności ze strony autora, nie spodziewałem się, że Podmieniec może mieć tyle zastosowań Obrońcy praw Podmieńców zapewne będą rozwścieczeni tak bezczelnym uprzedmiotowieniem tych istot, osobiście nie mam serca na to psioczyć, skoro lektura okazała się aż tak przyjemna. Przyznam, że spodziewałem się, że ów Podmieniec w końcu coś powie, że będzie to komediowy punch-line wieńczący dzieło, ale nic takiego się nie stało. Trochę mnie to zaskoczyło; tekst kończy się wraz z reklamą wielofunkcyjnego Podmieńca. Tak czy owak, był to wesoły, choć krótki kawałek tekstu. Myślę, że takie, a nie inne gabaryty wyszły opowiadaniu na plus - gdyby było dłuższe, pewnie przez jakiś czas zachowywałoby swoją świeżość, ale i najbardziej kreatywne żarty prędzej czy później by się przeżarły. Po co zatem ryzykować? Co do formy, no to Sun nie zostawił sobie zbyt szerokiego pola do robienia błędów. Tych nie uświadczymy wiele, praktycznie nie ma ich wcale, główną atrakcję, obok kreatywności, stanowi komediowy styl autora, wprawdzie zabraknie jakichś fancy określeń albo błyskotliwych metafor, ale czy naprawdę, w tym konkretnym przypadku, cokolwiek by wniosły? Raczej nie Mamy za to dużo marketingu, bracia dwoją się i troją, by wcisnąć odbiorcy wielofunkcyjnego Podmieńca i to w pełni wystarczy, by osiągnąć zamierzony efekt. A korekty tekstu nie ma wbudowanej? Przyjemny i lekki tekst, przy którym uśmiechnąłem się parę razy pod nosem. Opisy są ładne, zwięzłe, obrazy kreowane przez wyobraźnię barwne, w głowie wygląda to jak wypełniona, acz nie po brzegi, slapstickiem kreskówka, klasyk, który dzisiaj niekoniecznie by przeszedł. Tak mi się skojarzyło. Nic wielkiego, ale cieszy. I to w zasadzie tyle, trudno powiedzieć o tym tekście coś więcej. Tak czy owak, warto było go przeczytać. Powodzenia w dalszym pisaniu!
    1 point
  9. Dawno, dawno temu, jakoś w 2018 roku, Martini z Tribrony rzucił pomysł wskrzeszenia sekcji literackiej Tribrony. Pomysł był o tyle awangardowy, że jedyna spodziewana sekcja to była sekcja zwłok, a tutaj ktoś zasugerował kilku pisarzom stworzenie nowych tekstów, zilustrowanie ich i potem wydanie. Ponieważ dystrybucja miała nastąpić na Ambermeecie w 2019 roku, nazwano to "Projekt Amber". Niestety, ale finalnie powstały tylko dwa teksty i żadna ilustracja. Jeden napisał Sun... ...a oto drugi. To krótkie opowiadanko z perspektywy gryfa, a że alternatywne punkty widzenia zawsze mnie fascynowały, to całość wpisuje się w pewną szerszą koncepcję "opisu kucyków i ich świata"... nieważne. Zapraszam do lektury i już czysto technicznie informuję, że opowiadanie powstało w 2019 roku i 3 lata leżało w szufladzie. https://docs.google.com/document/d/1GTVkXU8v6uTF-JBL-PY_0jDadCn_9qsKQVlKCJD3W6o/edit?usp=sharing Autor: SPIDIvonMARDER Opis: Kucufobiczny gryf przybywa w delegacji do Equestrii i z wielkim trudem powstrzymuje się od torsji na widok pastelowych taboretów.
    1 point
  10. Spojrzałem jakiś czas temu na swą kupkę rozpoczętych fików i stwierdziłem, że w najbliższym czasie będę dokańczał, zamiast rozpoczynać nowe. Dlatego dziś przedstawiam wam fik pod tytułem: Księżniczek Fik wziął się od tego, że zastanawiałem się, jaki tytuł szlachecki miałby męski alikorn, gdyby istniał. Potem dodałem do tego trochę niezbyt udanych żartów i słowotwórstwa związanego z wymyślaniem męskich i damskich końcówek, oraz dyskusji o walce o prawa ogierów. Wyszło zapewne nieśmiesznie, ale za to nudno. Zachęcam do czytania i komentowania.
    1 point
  11. Z tym tekstem mam pewien kłopot. Z jednej strony nie chciałbym się powtarzać i w sumie nie muszę; tym razem odniosłem wrażenie, jakby jak na krótką i niezobowiązująca komedyjkę, może nie aż tak subtelnie wyśmiewającą realne spory o role płciowe, równość i to jak język powinien ewoluować, coby oddawać tę nową rzeczywistość, wydał mnie się nieco rozwleczony. To, że w większości stanowi dialog między postaciami tylko umocnił to wrażenie. Z drugiej strony, ciężko mi się rozpisać, więc wymienianie znów tych samych zalet i usterek mogłoby się okazać jedynym ratunkiem. O tymże tekście zdaje się już słyszałem i rozpoczynając lekturę, nieco inaczej to sobie wyobrażałem, jednakże gdy do Big Maca i Soarina dołączył stary Podmieniec imieniem Brouk, lingwista interesujący się historią języka (ciekawa rola dla Podmieńca), dostałem to, po co przyszedłem i to, co stanowi filar komedii tego tytułu - rozważania językowe, słowotwórstwo i dywagacje o tym jak powinna brzmieć "męska księżniczka". Nie powiem, uśmiechnąłem się na to, chociaż spodziewałem się... nieco większej kreatywności w wymyślaniu maskulatywów dla męskiej księżniczki i nie tylko. Z drugiej strony, wyobrażam sobie, że ciągłe sypanie w czytelnika kolejnymi mniej lub bardziej trafnymi określeniami szybko by się znudziło, stąd, jak sądzę, ten całkiem rozbudowany wstęp. Pochwalić należy odrobinę światotworzenia, do tego w obszarze tak rzadko, o ile w ogóle, dotykanym przez fanfikopisarzy i fanfikopisarki - język. Poszczególnych niuansów dowiadujemy się głównie dzięki Broukowi, chociaż i Soarin co nieco nam opowie, tyle, że o historii, ogólnie. Głównie o wyższej pozycji klaczy w kucykowej społeczności i o tym jak ogiery z związku z tym mają mieć utrudniony dostęp do stanowisk kierowniczych, transformacji w alikorna, mało ich także w gronie znanych person, czy to naukowców czy odkrywców. Brzmi znajomo, prawda? W naszym świecie realnym szeroko pojęte nierówności płciowe i role przypisywane płciom są przedmiotem nierzadko gorących debat i w tym sensie jest to kwestia poważna, ale nie wydaje mnie się, by tekst próbował jej umniejszać. To bardziej takie... krzywe zwierciadło. Coś żartobliwego. Coś... kabaretowego, z braku lepszego określenia. Chociaż tym razem treść mnie nie porwała, ani nie rozbawiła zbytnio, nadal czytało się to lekko i całkiem przyjemnie, chociaż brakowało temu tekstowi jakiejś "iskry", miałem przy nim wrażenie już czystko rzemieślniczej pracy, nastrój wydał mnie się... monotonny. Co do formy, to ta w znacznej mierze była solidna, tak jak przyzwyczaił nas do tego autor. Ruszając w tekst, zauważyłem to samo, co Grento, lecz autor twierdzi, że tak miało być, więc ja już nie wiem czy traktować to jako usterki, czy nie. No dobra, podzielę się tym i owym: Literóweczka. Nawet dwie. Nie wiem o co chodzi, brzmi to źle. Jakaś dziwna hybryda "przejęliście" i "przenieśliście", której nie jestem fanem. Z jakiegoś powodu, ilekroć w opowiadaniach napisanych przez Suna przewija się ten tekst, wypowiedziany przed kogokolwiek, jak i tak zawsze odczytuję go w głowie głosem autora A w tej historii jest bardzo, bardzo dużo "ma sens". Nie jest to zły tekst, ale z drugiej strony nie ma się zbytnio czym zachwycać. Możliwe, że spodziewałem się czegoś innego, ale muszę przyznać, że po zakończeniu skądinąd lekkiej i przyjemnej lektury, nic mi w głowie nie zostało. Znalazłem tekst, przeczytałem go i tyle. Było kilka trafionych momentów, gdzie było zabawniej, ale z reguły czytanie szło monotonnie. W pewnym momencie miałem wrażenie, że Soarin użala się nad czymś, na co nie ma wpływu i co w sumie nie przekłada się na jego życie, czepia się tego, a biedny Big Mac, który ma proste, ale poukładane życie, musi tego wysłuchiwać. "Księżniczka" ("Księżniczeka"?) można poczytać, niewykluczone, że opowiadanie znajdzie swoich fanów, ale myślę, że akurat ten tytuł ze stajni Suna po prostu nie był dla mnie. Mimo wszystko, jak w przypadku większości fanfików, warto sprawdzić samemu i wyrobić sobie własne zdanie, do czego oczywiście zachęcam
    1 point
  12. Good morning! Or good afternoon! Or... Przejdźmy na polski ok? Pamiętacie jak pisa... Kogo ja oszukuję? Na pewno nie pamiętacie! W każdym razie ostatnio zacząłem na dość poważnie pisać pierwszą część z serii... No właśnie. Oto Equestria. Tylko że jest jakaś taka... Nowoczesna? Nowocześniejsza od tej z G5? Otóż to. Poznajcie przygody wielu bohaterów w dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu, podczas gdy Equestrią nadal rządzi Twilight. Ta... Patrząc na to co tu się dzieje, już lepiej by było, gdyby zniknęła jak w G5. No ale ty byś wolał sam o tym poczytać, prawda? Jak to się stało? Czyli prolog do całej serii. [Seria] Umrę Jutro [Oneshot] [Seria] Zapoznanie z jedną z postaci
    1 point
  13. Kolejne opowiadanie na retro konkurs, z sukcesem emulujące klimat starego fandomu, brzmiące bardzo klasycznie, acz nieobarczone typowymi dla tamtych czasów niedoskonałościami w formie. Co nie oznacza, że wyszło pod tym względem idealnie: O nie, literówka! Kwestia mówiona powinna się rozpocząć od półpauzy, a poza tym myślę, że przed drugim "i" trzeba zastosować przecinek. Znowu ta klątwa wyciętego contentu? Generalnie jakiekolwiek usterki, jakie można w tekście znaleźć, nie są zbyt poważne, tak naprawdę w oczy rzuca się może ta jedna, ta ostatnia przeze mnie wymieniona. Moooże jeszcze później, gdy Nightmare Moon opiniuje plan Celestii, bardzo często pojawia się "załóżmy", co powoduje wrażenie powtórzenia, może zbyt często przewija się również "przejąć władzę" lub poszczególne wariacje tego zwrotu, co też trąci powtórzeniem, ale to tyle z rzeczy, do których mógłbym się przyczepić. Na ogół forma stoi na dobrym poziomie; jest solidnie i tym razem nie miałem wrażenia czysto rzemieślniczej pracy, wyszło jakby... No, tekst miał więcej atrakcji w stosunku do "Kucoperze atakują". Takie jest moje zdanie. Niemniej, lekturę bardzo umila klasyczny wydźwięk tekstu, rozbudzona przy nim zdrowa nostalgia naprawdę winduje to opowiadanie. Warto się z nim zapoznać. Przy nim chyba najłatwiej zapomnieć, że jest 2025, a nie 2012. Albo 2013. Bardzo pozytywnie Czy jest to może luźne nawiązanie do "The Mare Who Once Lived on the Moon"? No dobrze, ale o czym to właściwie jest? O powrocie księżniczki Luny z księżyca, ma się rozumieć. Autor podszedł do tematu bezpiecznie, ale z ciekawej strony; tym razem nie wywracając na głowę tego, co wydarzyło się w serialu, nie zmieniając zbytnio wydarzeń kanonicznych, ale pisząc do nich niedługi prequel, dodając zarazem nieco komediowy kontekst do tego, co znamy z otwarcia pierwszego sezonu. Trochę taka "historia prawdziwa", ale nie trącąca wtórnością, ani nie próbująca być na siłę szokująca, zabawna albo alternatywna. Okazuje się bowiem, że Luna, wciąż w formie Nightmare Moon, wróciła do Equestrii wcześniej, dokładnie w momencie, w którym rozpoczął się najdłuższy dzień roku tysięcznego. W postaci mgły przemierzyła królewski zamek, docierając do komnaty niczego nie podejrzewającej Celestii. Okazuje się, że klacz przeszła już przemianę, wewnętrzną przemianę, a teraz pragnęła, jak w tytule, powrócić na ścieżkę dobra. Otrzymujemy przyjemną, ciepłą scenę pojednania między siostrami, po czym Pani Dnia zaprasza siostrę do teleskopu, by wspólnie poprzeć na księżyc. Luna odsłania przed nią ciemną stronę satelity, gdzie spędziła ostatnie tysiąc lat, ujawniając czym się zajmowała. Towarzyszy temu w gruncie rzeczy smutna narracja, ze szczęśliwym zakończeniem jednak, ponieważ wszystko to, co czuła, a co wyrażała czy to ciskaniem kamieniami (motyw z meteorytem świetny), czy rysunkami, pomogło jej zrozumieć, że wcale nie pragnie zguby Celestii – jedynej klaczy, która wciąż ją w ogóle pamięta – ale akceptacji i uznania na równi z nią. Dobrze wiedzieć, że także z księżyca była w stanie czynić dobro, acz nie ujawniając się zbytnio. Niestety, powrót według jej wyobrażeń okazuje się niemożliwy, ponieważ ktoś wie, że Nightmare Moon, która przecież jest zła do szpiku kości, powrócić musi i musi się przy tym wydarzyć coś złego. Tym kimś jest oczywiście Twilight Sparkle. To komplikuje sprawy, ale Celestia ma plan jak sobie z tym poradzić. Okazuje się, że akcja znana z "The Mare in the Moon" to w gruncie rzeczy wymyślony w trzy minuty teatrzyk, dzięki któremu Elementy Harmonii zostały na powrót aktywowane, a Luna odzyskała swoją prawdziwą formę. No i muszę przyznać, że bohaterki, z tego co zapamiętałem po tych odcinkach, wpadły szalenie przekonująco Serio uwierzyłem, że Celestia została porwana naprawdę! Królewskie siostry oddane zostały znakomicie; wiarygodnie, ale z odrobiną humoru, w ogóle, całe opowiadanie ma w sobie odrobinę żartu, typowego dla autora, co tym bardziej dodaje mu uroku. Zachowują się przy tym bardzo kanonicznie, aż faktycznie odnosi się wrażenie, jakby był to oficjalny prolog czy jakiś suplement do pierwszego sezonu. Taki "Odcinek zero" albo "Sezon zero". Fakt, że Celestia tak szybko zaufała Lunie, będącej nadal w formie Nighmare Moon, że po wszystkim tak po prostu ruszyły realizować plan, wpisuje się w kreskówkową logikę. Wyszło bardzo uroczo. Opisy skonstruowane zostały kompetentnie; czy to otoczenie, czy ruchy postaci wraz z ich mimiką, wszystko możemy sobie bez problemu wyobrazić, nic nie odwraca uwagi czytelnika, również tempo akcji okazuje się idealnie wyważone. Właściwie, fanfik to jedna dłuższa scena, ale szczerze, to mi w pełni wystarczyło. Treść wydaje się przemyślana i dopracowana, najwyraźniej limit słów nie uczynił tu spustoszenia. Tekst z czystym sercem polecam. Podobnie jest to niezobowiązujący przerywnik, ale godzien zapamiętania i w swym wydźwięku całkiem ładny i zabawny. Ma w sobie klimat starego fandomu, odnosi się do tych klasycznych odcinków serialu, od których wszystko się zaczęło i które tak ciepło się wspomina. Czasy wspominane z sentymentem, łatwiejsze, śmielsze, weselsze i prostsze, trochę jak te pierwsze sezony. Wszystko było świeże, a twórczość nie znała limitów. "Powrót na ścieżkę dobra" wpisuje się w te klimaty perfekcyjnie
    1 point
  14. Opowiadanie powstawało z myślą o Konkursie Literackim dotyczącym obcej kultury. Stwierdziłem jednak, że pomimo nie wyrobienia się w terminie, dokończę tekst. Tak dla hecy. Opis: Trójka poszukiwaczy przygód musi w chwili próby sprostać trudnemu wyzwaniu. Muszą przed sobą wyznać, co spotkają na swoim Końcu. https://docs.google.com/document/d/1zEv6MXhBts-fbYhug5PbfiwQiZQ_yMxpqO5BqMkOo4Q/edit?usp=sharing EDIT: Rozbudowałem ostatni fragment, żeby było łatwiej zrozumieć, czemu ten tekst opowiadał o kulturze. Pozdrawiam
    1 point
  15. Kolejny fanfik inspirowany Retro Konkursem Literackim. Jest to w zasadzie skucykowanie (z pewnymi modyfikacjami) sceny z filmu Marsjanie atakują. Pewnie dało się to zrobić lepiej. Tak czy inaczej, zachęcam do czytania i komentowania. Kucoperze atakują [Oneshot][Crosover]
    1 point
  16. Oczywiście Sun zdradził zawczasu do czego nawiązuje jego opowiadanie, ale ja i tak pomyślałem o odcinku "Nowych przygód Lucky Luke'a" pt. "Czy to Marsjanie?" i oczywiście tak podczas lektury, jak i po jej skończeniu, byłem wielce zdziwiony, że dostałem coś innego, niż myślałem Tak czy inaczej, było to solidne, zupełnie niezłe opowiadanie, z którego faktycznie biło klimatem retro aż miło. Czytało się je wartko i przyjemnie, no i dosyć długo było serialowe, do momentu, w którym nie zaczęły się promienie śmierci (tu wyobraziłem sobie Friezę z serii "Dragon Ball Z", który z tym swoim uśmieszkiem strzela z palucha do kucyków, po których nic nie zostaje) i poczerniałe szkielety; wtedy klimat wywrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, co na sam koniec dało całkiem ciekawy efekt. Znaczy, dla kucyków nie był to fajny koniec, bynajmniej, ale dodało to odrobinę "pieprzu" do całości i zbudowało zarazem wizerunek Nightmare Moon, jako bezwzględnej kosmicznej imperialistki, podróżującej ze swą armią po wszechświecie i zajmującej różne planety... Hej, to rzeczywiście jest trochę jak "Dragon Ball Z" Muszę przyznać, że tekst szybko uśpił moją czujność, kiedy Nightmare Moon nie powróciła z księżyca, tak jak zapowiadała to przepowiednia. Jakoś szybko zapomniałem, że to praca konkursowa i byłem przekonany, że klacz nie powróci, więc zacząłem się zastanawiać, co się stanie... Gdy okazało się, że to właśnie ona stoi za kosmicznymi kucoperzami, chociaż z perspektywy czasu było to oczywiste, to jednak byłem tym odrobinę wzięty z zaskoczenia. Wypowiada tylko kilka zdań (w ramach jednej kwestii mówionej), ale jest to wyborne zwieńczenie tego niedługiego opowiadania. Nie sądzę, by limity konkursowe wpłynęły znacząco na jego jakość. Jest zwięzłe, ale satysfakcjonujące, tempo akcji zdaje egzamin. Pod kątem formy, to jest solidnie, chociaż nie obyło się bez kilku drobnych, ale widocznych mankamentów. Pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę, znalazła się niemal na samym początku tekstu: Za chwilę mamy: To w końcu ona wysłała ten list czy nie? Chyba jednak nie, skoro później nadal miała przy sobie zwój, który mogła upuścić. Jedno z tych zdań kłamie No co jest Prócz tego parę drobnych literówek, ale nic poważnego. Raz po raz trafiały się zdania pojedyncze, takie mało sycące, ale na to też jestem gotów przymknąć oko. W tym przypadku. Fakt, że historia jest krótka i zwięzła zdecydowanie jej służy. Gdyby ciągnęła się dłużej, a wraz z nią mankamenty, o których wspomniałem, podejrzewam, że prędzej czy później zacząłbym na to psioczyć. Albo gdyby na przestrzeni tych czterech stron wystąpiło tyle błędów, że po poprawkach w dokumencie nie widać by już było oryginalnego tekstu. Fanfik warto sprawdzić, jako krótki, niezobowiązujący przerywnik, jest jak znalazł. Czuć trochę czysto rzemieślniczej roboty, ale jest przyjemny klimat, czuć nostalgię, no i ogólna prostota fabuły cieszy, podobnie jak postacie kanoniczne, oddane całkiem dobrze. Czego chcieć więcej?
    1 point
  17. Poprawiona wersja fanfika biorącego udział w Pierwszym Retro Konkursie Literackim. Jest to parodia słynnej audycji „The War of the Worlds” z 1938 r. Nie jest to co prawda zbyt udane Fan Fiction ale pisało mi się je bardzo przyjemnie. Moon Attack!
    1 point
  18. Parodia słynnej audycji, o której nigdy nie słyszałem i tekst, który ponoć jest zaskakująco słaby jak na osobę autora. Czekałem niecierpliwie na premierę, gdyż byłem niezdrowo ciekaw jakie to opowiadanie jest naprawdę. To znaczy, jak wypadnie przede mną. Miałem przyjemność przeczytać i sprawdzić jego nową wersję, toteż był czas by się nad tym zastanowić. Co zatem myślę? Po pierwsze, nie żyłem w roku 1938 i nie pamiętam oryginalnej audycji, którą inspirował się autor, lecz muszę powiedzieć, że ani trochę nie przeszkadzało mi to podczas czytania - nie czułem się zagubiony, nie miałem wrażenie, że przelatuje mi nad głową jakieś nawiązanie, nie miałem też kłopotów ze zrozumieniem treści, gdyż nie miałem styczności z materiałem źródłowym. "Moon Attacks!" radzi sobie zatem dobrze jako samodzielne opowiadanie, co jest plusem. Od razu wypada też wspomnieć, że forma audycji radiowej jest unikalna na tle, jak sądzę, przytłaczającej większości opowiadań dostępnych chociażby tu, na forum. W tej chwili jestem w stanie przypomnieć sobie tylko "Koło Historii” autorstwa Verlaxa, u którego w poszczególnych rozdziałach występowały audycje radiowe, lecz jako element rozdziału, nie stanowiły one jego całości. Tekst ma siedemnaście stron, czyli o wiele za mało, bym zdążył się znużyć przyjętą formą. Szczerze mówiąc, jestem ciekaw jakby wypadło to opowiadanie przeczytane na głos, z podziałem na role. Wydaje się do tego idealne, chociaż ilość postaci stwarza trudność w znalezieniu dostatecznej liczby głosów. Sam tekst czyta się bardzo sprawnie. Forma po poprawkach jest po prostu solidna. Chociaż konkurs, na który zostało napisane, nie dopuszczał tagu [Comedy], poprawiona wersja opowiadania została nim opatrzona, zatem domyślam się, że oryginalny tekst dotykał komedii, a teraz dopiero się nią stał, jakby takie od początku było zamierzenie autora. O czym to właściwie jest? Ano trwają obchody szczególnego Letniego Święta Słońca, podczas którego powraca z księżyca Nightmare Moon, czego kucyki w ogóle się nie spodziewają, gdyż o tejże zacnej personie nic nie wiedzą. Prócz oczywiście Twilight Sparkle, która, zbierając świeżo poznane przyjaciółki z Ponyville, rusza do Zamku Dwóch Sióstr, by tam odnaleźć Elementy Harmonii i użyć ich przeciwko antagonistce. Znamy to z serialu, tutaj autor nie wprowadził żadnych zmian. Zresztą nie musiał na tym polu kombinować w ogóle. Powrót Nightmare Moon śledzimy z perspektywy Radio Narratora oraz korespondentów rozsianych po różnych miejscach w Equestrii, relacjonujących wydarzenie, później pojawią się także różni rozmówcy, tacy jak Blueblood czy gość zwący się Apocalypse Now. Daje to różne spojrzenie na niespodziewane pojawienie się nowej (ówcześnie) antagonistki, pokazuje też jak reagują kucyki na coś nieznanego i jakie towarzyszą im w tym nastroje. Samo w sobie jest to ciekawe i daje fajne możliwości. I tutaj... jest ok. Nie jest jakoś rewelacyjnie, ale nie ma też czegoś, co wzbudzałoby u mnie duży niedosyt - autor po prostu solidnie i sprawnie zrealizował koncept. Muszę przyznać, że naprawdę doceniam drobne światotworzenie w fanfiku, np. próba pobicia rekordu w ilości wystrzelonych korków naraz. Bo ja to odebrałem jako lokalny zwyczaj, któremu przy okazji towarzyszy bicie rekordu w czymś. Po prostu wydało mnie się to interesujące. W ogóle, tekst jest przyjemnie serialowy i przykładów nie trzeba szukać daleko - to samo wydarzenie, czyli wystrzeliwanie korków, służy potem jako broń przeciwko napastnikom. Strzelają korkami w najeźdźców i w ten sposób się bronią, fajnie. Jeżeli chodzi o aspekt komediowy, to tu niestety opowiadanie w mojej opinii nie dało rady kompletnie. Słyszałem, jakoby tekst usiłował być komedią, w konkursie, w którym komedia była zakazana, co wydało mnie się dziwne, ale jednocześnie, jeżeli żarty wyszły czerstwe, być może to właśnie było przyczyną. Z drugiej strony, skoro [Comedy] zostało zbanowane, to po co w ogóle bawić się w komedię, ale nieważne. Tak sobie wówczas myślałem. I kiedy ukazała się wersja poprawiona, nieskrępowana ramami konkursu, myślałem, że ów aspekt komediowy zostanie rozwinięty, a tekst wreszcie będzie mógł być tym, o czym myślał sobie autor. A tymczasem... wyszło okropnie wręcz sucho. Może nie mój typ humoru, może to teraz dopiero wyłazi na wierzch nieznajomość materiału źródłowego, ale szczerze, najwięcej frajdy miałem z imion poszczególnych postaci. Były serialowe, były też proste (przeważnie) i zważywszy na pełnione przez te postacie funkcje, wyszło całkiem sympatycznie. Nie wiem czy postacie Paint it Black czy Kill'em All miały być zabawne czy takie clever, ale do nich mam mieszane uczucia. Kiedy wyskoczył Apocalypse Now, przeszło mi przez myśl, że to też mogło być nawiązaniem muzycznym, bo w soundtracku "Megamana Zero 3" jest taki track, ale ja już nie wiem. Może tak dla odmiany chodzi o jakiś film, pewnie bardzo ważny i znany, o którym oczywiście nigdy nie słyszałem xD Gdybym miał wybrać próbkę humoru występującego w tekście, zarzuciłbym tym: To są ci, co strzelali korkami, jakby coś Generalnie powiedziałbym, że tekst niby próbuje, ale ostatecznie humor ten jest strasznie boomerski, więc żarty wychodzą suche, najwięcej frajdy wypływa z elementów serialowych. Bez nich, myślę, że przebrnięcie nawet przez te siedemnaście stron byłoby... mniej sprawne. Poza tym, zwłaszcza pod koniec, tekst ma brzydki nawyk powtarzania w kółko tych samych żartów vide porwana deska do surfowania czy profesorek, który usiłuje wszystkim wcisnąć żarówkę wolno leżącą. Zwłaszcza ten drugi. No ileż można? Ano właśnie - w audycji przewijają się postacie kanoniczne i one zostały oddane jak najbardziej prawidłowo. Warto o tym pamiętać. Ostatecznie, w moim odczuciu tekst nie okazał się tak zły, jak go sobie wyobrażałem na podstawie opinii tych, którzy go czytali, ale nie okazał się też zbyt dobry. Gdyby był zabawniejszy, możliwe, że określiłbym go mianem niezłego, lecz w swej formie poprawionej, jest po prostu krótkim średniakiem na jeden raz, którego dosyć trudno polecić. Ale wyobrażam sobie, że gdyby ukazał się dużo, dużo wcześniej, może miałby szansę zaistnieć, choćby na krótką chwilę? Co by nie mówić, powiało od niego klimatem retro, toteż, zważywszy na temat konkursu, tę misję zakończył powodzeniem
    1 point
  19. witajcie, serię zasiliło jeszcze jedno, najdłuższe opowiadanie. Zapraszam was na lektu Herbaty :}
    1 point
  20. Do kolekcji dołącza nowe opowiadanie o wdzięcznym tytule Przebudzenie. Zapraszam do lektury.
    1 point
  21. Właśnie dodałem piąte opowiadanie z serii o wdzięcznym tytule "Encounter". Zapraszam do lektury
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Utwórz nowe...