Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją od 03/12/24 we wszystkich miejscach
-
Regulamin forum został zmodyfikowany; Punkt 4.2; Usunięto adres email jako metodę kontaktu (poczta nie działa od dawna, utrzymanie jest zbyt kosztowne). Dodano wzmiankę o discordzie.5 points
-
Dzień dobry, drodzy czytelnicy! Nadeszła wiekopomna chwila, w której dostajecie nie dość, że aktualizację KO, to jeszcze aktualizację podwójną. Dwa świeże rozdziały - XI oraz XII - wpadają do internetu. - Rozdział XI - Rozdział XII Miłej lektury!4 points
-
Dobry wieczór wszystkim ludziom którzy jeszcze z jakiegoś powodu tu zaglądają. Po krótkiej przerwie (acz dalej wypełnionej pisaniem - po prostu bez wydawania, tak jakoś) na forum wjeżdża kolejny, dziesiąty już rozdział, a w nim jeszcze więcej szukania książki dla młodzieży, przyjaźni i wzmianek o Czcigodnym Ojcu. Miłej lektury, idę męczyć kolejne rozdziały. Jestem prawie pewien, że nie jest to gorsze niż taka jedna wydana książka którą mam ostatnio pecha czytać... Rozdział X4 points
-
Od autora: Po pewnej przerwie postanowiłam kontynuować to opowiadanie. Fanfik jest głównie historią [Slice of Life], ale z różnych powodów posiada tag [Mature]. Korekta, dobra rada, wsparcie: @Hoffman Księżniczka Cadance obchodzi swoje dwusetne urodziny. "Twilight Sparkle w nowoczesnej baśni o Księżycu" Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Epilog Epic: 3/10 Legendary: 3/503 points
-
Witam. Jako, że w kolejce stoją mi do przeczytania fanfiki, wziąłem się za taki, którego nie miałem początkowo w tej kolejce. No, to do tematu: Prawdę mówiąc, nie miałem żadnych oczekiwań co do fanfika. W tym sensie, że nie wiedziałem o czym będzie, co się wydarzy. Sam opis niewiele mówi. Jedyne oczekiwanie, jakie miałem, to te, że będzie wysokiej jakości. Czy tak jest? Jak to powiedział pewien znany człowiek: „Jeszcze jak!” Ciężko mi trochę mówić o tym fanfiku, same moje notatki są w znacznie większym chaosie niż zazwyczaj, chociaż trochę ich jest. Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas czytania, to to, że jest to SoL, bardzo specyficzny, ale jednak SoL. Jeśli ktoś oczekuje akcji, wybuchów, pościgów i klaczy w krótkich spodniczkach, raczej odbije się do tego fanfika. Także to miejmy już za sobą. Cała ciekawość tego fanfika, polega na tym ,jak buduje kolejne tajemnice, dając czytelnikowi zazwyczaj zaledwie zrębki odpowiedz. Ten fik wymaga, by na nim się skupić, by nad nim przysiąść i pomyśleć. Nie jest to oczywiście wada, osobiście bardzo to cenie, ale nie każdemu to pasuje. O czym jednak fik opowiada? Fanfik jest… i ciężko to też jakoś rozsądnie ująć… o Księżniczkach. Twilight, Celestii, Lunie, Cadanze i Flurry Heart (chociaż te dwie ostatnie są na razie stosunkowo rzadko w fanfiku). Wszystkie, z nieznanego nam powodu, są na księżycu, skazane na swoje towarzystwo. Twilight jest główną bohaterką jak na razie, to wokoło niej toczy się większość narracji, to jej od początku towarzyszymy w… no, przygodzie to dużo powiedziane… w tej opowieści. Twilight, która na początku czyta, gdy, pół celowo, przerywa jej Celestia, by powiadomić ją, że księżniczka Cadanze ma urodziny, dwusetne zresztą. Sama wiadomość jest zaskoczeniem dla filetowej alikorn. Dość powiedzieć, że czas zupełnie inaczej płynie na księżycu. Twi oczywiście chce znaleźć prezent dla swojej dawnej opiekunki, która nie jest w najlepszym stanie. Tak zaczyna się, początkowo niepozorny, ciąg wydarzeń, w który niejednokrotnie zostały wplecione retrospekcje z życia Twilight. Czas wielokrotnie jest zmieniany, ale nie miałem jakichś szczególnych problemów odnaleźć się w tym, co jest teraźniejszością, a co z przeszłości było gdzie na linii czasu. Same postacie są dość specyficznie oddane. Mam wrażenie, że nie są do końca sobą, chociaż może kwestia tego, że dawno serial oglądałem albo tego, że sam fik jest do innej publiczności i stąd są wynikające zmiany. Twilight chyba ktoś przełączył pokrętło w głowie z napisem „nadaktywność/nadgorliwość/itp.”, ale zamiast zmniejszyć, zwiększył je do absurdu. W tym znaczeniu, że Twi myśli i rozpatruje wszystko jeszcze głębiej niż w serialu, oczywiście czasem to, co nie trzeba, a gdy faktycznie trzeba pomyśleć, działa bardzo szybko. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie spisuje sobie listę osiągnieć, wątpliwych, warto dodać. W każdym razie, wszystko w wewnętrznej logice się spina i jest to bardzo dobrze napisana postać. Celestia jest w tym wszystkim najbardziej serialowa, jej podejście wydaje mi się przedłużeniem filozofii „dajmy Twi wyzwanie, zobaczymy co odwali xdd”. Przedłużeniem nie tylko jakościowym (?), a nawet ilościowym, bo na księżycu zdaje się bawić trochę wszystkim. Luna, która jest lepiej przedstawiona w drugiej połowie obecnych rozdziałów opowiadania, jest w tym wszystkim najbardziej… przyjazna. I zdecydowanie najbardziej pokrzywdzona. Ciężko mi zrozumieć, czym zasłużyła, raz, na ponowne wygnanie, dwa, na takie traktowanie ze strony innych. Chociaż jeszcze nie wiem wszystkiego. Z Cadanze i Flurry na razie mam ten problem, że było ich najmniej i ciężko coś więcej mi o nich powiedzieć. Flurry nie akceptuje faktu, że Cadanze jest jej matką, ale poza tym to całkiem miła postać. Cadanze z kolei… cóż, Cadanze jest cała w strachu przed czymś. Ale przed czym konkretnie, to już polecam odkryć samemu. Trochę znikąd, pragnę przejść do strony techniczno/artystycznej. I pod tym względzie jest bardzo dobrze. Technicznie nie mam nic do zarzucenia (chociaż moje oko nie jest najlepsze w tej kwestii), a artystycznie… Bardzo podobają mi się retrospekcje z Twi źrebaka. Jest w nich coś sympatycznego, właśnie dziecięcego. Autorka naprawdę potrafi pisać tak, by oddać klimat pisanych scen. Moje top jeden jak na razie to scena z Luną i Twi na weselu (i to nawet nie jest tak, że Luna i Twi się żenią!). Bardzo umiejętnie w to wszystko są wplątywane kolejne zagadki i tajemnice. A te, to niewątpliwie najważniejsza część fanfika, jeśli chodzi o pewną satysfakcje z jego czytania. Czy to prosta tajemnica tego, co Twi robiła za dzieciaka, czy zagadka z kotem, czy też ważniejsze, jak to, dlaczego w ogóle, na pierwszym miejscu, są na księżycu? Dlaczego mieszkają w dwóch pałacach? Dlaczego jest pałac na księżycu? Jakie historie skrywa Luna? Dlaczego Cadanze jest w takim stanie? Pytania, pytania i pytania, jedno za drugim! Karty odkrywane są w bardzo dobrym tempie, chociaż raczej pytań przybywa, niż ubywa. Wszystko to niewątpliwe ma prowadzić do czegoś ciekawego i bardzo wielkiego. Chyba jedyną sceną, która odbiegała mi jakościowo, była ta pogodzenia się Twi z jej… no, nie chce tu spoilerować. Żeby nie było, sam nie wiem czy dałbym radę takiej scenie. Ostatecznie nigdy nie byłem w takiej sytuacji (i raczej zważając na mój krzywy ryj nigdy nie będę), ale jakoś to tak szybko się wydarzyło. Do tej pory starałem się mówić o fiku bez większych spoilerów, ale tu nastąpi trochę więcej omówieni poszczególnych aspektów historii. Także polecam najpierw przeczytać samemu obecne rodziały, zanim ktoś sięgnie w część ukrytą komentarza. Czy coś jeszcze… No, jest parę ciekawych wątków i pomniejszych pytań, ale ten komentarz dłużyłby się u dłużył, jakby chciał wszystko tu wspomnieć, a trzeba wyjść poza spoiler znów! Także tego, jakby to podsumować jakoś tak rozsądnie, by wydawało się, że fik rozumiem bardziej niż w rzeczywistości i że jestem bardziej mądry niż głupi… hmmm… Mam pewne nieopisane wrażenie, że jest fik, nie tyle trudny, o ile tajemniczy w całej okazałości. Wymaga on od czytelnika wiele, ale w zamian daje znacznie więcej. Osobiście odnalazłem się mocno w tym fanfiku, chociaż od autorki wolę „W oczekiwaniu na Solarną Księżniczkę”, ale być może coś się zmieni w przyszłych rozdziałach. Sytuacja, w której znalazły się bohaterki, jest nie do pozazdroszczenia. Same, na księżycu, wiele tysięcy kilometrów od domu. Już to tworzy pewien, bardzo smutny i przygnębiający, klimat. Być może stąd także wynikają zmiany w postaciach – skoro tyle siedzą, same ze sobą, pewnie się i zmieniły. To wszystko prowadzi do licznych przemyśleń, odnośnie fabuły i fika, ale także poza nimi. Poprzeczka jest wysoko postawiona, ale wierze, że autorka da radę dokończyć fika tak, bym napisał jeszcze dłuższy, finalny komentarz. Obecnie, polecam, chociaż z paroma zastrzeżeniami, że do tego fika serio trzeba mieć czas i trzeba mu poświęcić dużo uwagi. Polecam i pozdrawiam.3 points
-
Przeczytałem te 11 rozdziałów i ten fik jest... dziwny? Oczywiście pozytywnie dziwny. Moje pierwsze wrażenie było takie, że jest to zbór luźno połączonych scen, poprzeplatanych wspomnieniami Twilight. Jednak pod tym kryje się naprawdę wciągająca tajemnica, napięcie i mnóstwo pytań. A z czasem te pytania rodzą kolejne pytania: Skąd się wzięły na księżycu? Dlaczego? Czym jest bariera? Co tak naprawdę nie pozwala im uciec? Ile już tam siedzą? Dlaczego cała czwórka? Skąd się wzięło słone morze? Czy coś jest za nim? Czy ktoś je na ten księżyc wygnał, a jeśli tak, to kto? Kolejna kwestia, która budzi wiele pytań, to ich relacje. Czemu Flurry mówi, że Cadance to nie jej matka? Może też Shining nie jest ojcem? Czemu Celestia ogarnia dwusetne urodziny Cadance, skoro nie obchodzą tam urodzin? Czemu Luna nie została zaproszona? Kim jest Change? (przywidzenie, czy może szósty pasażer księżyca). Ile jest podmieńców na księżycu? (podobały mi się tu teorie Cahan). Ile minęło lat od wygnania? Ale to nie wszystkie pytania, które rodzą się podczas lektury. I w zasadzie na żadne z nich nie dostaliśmy porządnej odpowiedzi (zapewne na większość nie będzie). Ale to nawet dobrze. Podoba mi się to w tym wypadku. Dzięki temu jest ta fajna atmosfera tajemnicy, a mózg pracuje, rozważając kolejne opcje, możliwości i ewentualne ścieżki. Drugą mocną, o ile nie najmocniejszą stroną tego fika są postacie i ich relacje. Wszystkie wypadają naturalnie i ciekawie. Luna mówi dość archaicznie i nie do końca radzi sobie w kontaktach międzykuczych. Diabelnie to tu pasuje. Twilight jak zawsze nadinterpretuje, obwinia się i wariuje. Świetnie to wypada w tym fiku. Po prostu pasuje. I aż zaczynam jej trochę współczuć. Zaskakującą zagadką (kolejną) jest dla mnie Celestia. Z jednej strony zdaje się być tą stoicką, rozsądną i wiekową, bo nie zjadła ani odrobiny ze swoich zapasów. Z drugiej mam wrażenie, że bywa złośliwa i to ona wmawiała Twilight istnienie Change, oraz coś knuje robiąc urodziny Cadance. Z trzeciej zaś zajmuje się czarną magią by ogarnąć tort. Może nadinterpretuję, ale Ceśka coś ukrywa i jestem niezmiernie ciekaw co. O Cadance i Flurry niewiele można rzecz na tle pozostałych. Są, nie odstają, ale jakoś się nie wyróżniają. Aczkolwiek, Cadance jest ślepa, co ma spory potencjał, który już powoli jest wykorzystywany. Muszę też pochwalić klimat. W tekście naprawdę czuć tą samotność, pustkę, brak poczucia czasu i przygnębiajacą atmosferę księżyca. Pomagają w tym niezbyt bogate opisy otoczenia. Co innego przemyślenia i emocje Twilight. Tego jest sporo i są bardzo ,,treściwe" Oczywiście całość napisana schludnie i w ogóle tak dobrze, że przez tekst się płynie. Podsumowując, to kawał naprawdę dobrego i solidnego fika, który ma swój styl, swój urok i naprawdę aż chce się go czytać dalej. Bezwzględnie polecam i czekam na więcej.3 points
-
Jakiś czas temu Ghatorr i Rarity zorganizowali konkurs na discordzie KKPF. Oto moje konkursowe opowiadanie, które zostało nieco wypolerowane. A o czym to ficzek? Cóż... Tajemnicza Wiedźma sieje chaos w Kotlinie Szmaragdowej i tylko księżniczka Celestia może ją powstrzymać, jednak kiedy dociera na miejsce, to dokonuje niezwykłego odkrycia. Księżniczka w Różu Fanfik jest zgodny z uniwersum "Cienia Nocy".3 points
-
Nie tak dawno temu zakończył się na KKPF konkurs fanfikowy. Prezentuję fanfik, który go wygrał (i otrzymał korektę Rarity). Gdzieś daleko w Equestrii jest sobie wioska znana z dwóch rzeczy: brukwi i magicznie płonącego drzewa, które nie chce zgasnąć od setek lat. To właśnie ten ogień przyciąga do tej małej wioski turystów, zapewniając przy tym mieszkańcom jakąkolwiek rozrywkę i szerszy kontakt ze światem. Byłaby wielka szkoda gdyby nagle zgasł... ,,Gdyby opowiadania konkursowe byłyby słodyczami, to tutaj byłoby gorzką z marcepanem. Gwoli ścisłości – uwielbiam gorzką z marcepanem." Ghatorr ,,Komedia Suna bardzo przypadła mi do gustu. Jej humor oparty jest na absurdzie, zawiera też trafne, dość ironiczne obserwacje na temat ludzi i turystyki." Rarity Przedstawiam zatem: Za wóz Brukwi i zachęcam do czytania3 points
-
Widok kompletnej historii, to znaczy dostępnych wszystkich rozdziałów wraz z epilogiem, jest szalenie satysfakcjonujący. Jest to najdłuższe jak do tej pory opowiadanie Niki i zarazem najbardziej złożone, co widać zwłaszcza teraz, gdy mamy już pełen obraz tego, co sobie wymyśliła autorka. Rozpoczynając nietypowo, bo od małego podsumowania. Historia ta musiała być wymagająca w pisaniu i pewnie wiele razy się zmieniała, być może na etapie samych koncepcji, a może w trakcie powstawania, jedno jest pewne - podjęte zostało niemałe ryzyko, które moim zdaniem się opłaciło. Żadnym rozwiązaniem czy tajemnicą nie czuję się rozczarowany, wątki absorbowały od samego początku i trzymały w napięciu, a pod koniec, gdy tego napięcia zrobiło się najwięcej, gdyż przyszedł czas skonfrontowania się w prawdą, niekiedy człowiek nie wiedział co się zaraz stanie, co się okaże i dało się w tym wszystkim odczuć... Nie wiem czy szaleństwo jest tu najodpowiedniejszym określeniem, lecz to, jak realizowane były ostateczne interakcje między bohaterkami, jak wyglądała dynamika poszczególnych rewelacji i jak odpowiedziały one na postawione przed nami pytania dużo wcześniej, zdecydowanie, było to coś szalonego. A przy tym niezmiennie klimatycznego, zastanawiającego i niekiedy bardzo życiowego, nacechowanego silnymi emocjami, które towarzyszą każdemu i które najtrudniej, mam wrażenie, opanować. Jak zazwyczaj, tak i teraz, PRZESTRZEGAM PRZED SPOILERAMI DOTYCZĄCYMI PEŁNEGO ZAKOŃCZENIA HISTORII! Jeśli jeszcze nie czytaliście fanfika, gorąco zapraszam do lektury, a dopiero potem do niniejszego komentarza. Nie zapomnijcie, by zostawić własny A teraz przyjrzyjmy się rozdziałowi opatrzonemu dumnie siedemnastym numerkiem, który wieńczy dzieło i ukazuje nam o co chodzi z tym odbiciem Chrysalis, co jest grane z tą Imagination Dominą, co się stało z Twilight i kto jest odpowiedzialny za rzeczy, o których czytamy w opowiadaniu. Towarzyszący podczas czytania nastrój miał w sobie pewne vibe'y "Ewolucji gwiazd typu słonecznego", lecz przede wszystkim był to znajomy z pierwszych rozdziałów, mroczny, tajemniczy klimat, który uczynił ten finał niezapomnianym. Jednocześnie, nawet gdy czytelnik wiedział już o co chodzi, trzymał on w napięciu; była przy tym niezdrowa ciekawość wobec tego jak to się stało. Przyznam, że sam nie spodziewałem się tego, jak autentycznie Twilight pragnęła poznać tajemnice Chrysalis i stać się idealną następczynią, doskonałą królową roju. Może moje wrażenie jest mylne, ale w rozdziale siedemnastym nabrałem przekonania, iż owszem - wiele stało się za sprawą wstawiennictwa Celestii, plus uczucie, jakie Twilight żywiła do Thoraxa, lecz tutaj wydawało mnie się, że ona jednak nie robi tego dlatego, że taką role przewidziała dla niej Pani Dnia, ani po to, by w jakimkolwiek sensie być w pełni godną Thoraxa. Teraz faktycznie wyglądało to, jakby chciała tego... dla samej siebie. Jakby sądziła, że nie będzie kompletna, póki nie odkryje tego, jak być niemalże perfekcyjną kopią Chrysalis - taką, którą pokocha rój, ale zarazem taką, która rzuci cień na poprzedniczkę. Nie dla Thoraxa, nie po to, by uznał ją Pharynx, nie po to, by zabłysnąć przed Celestią, lecz dlatego, że tego chciała. Oczywiście późniejsza scena z Celestią zadaje kłam temu wrażeniu, ale pomyślałem, że o tym wspomnę. Zatem Twilight ostatecznie dostąpiła tajemnicy, nawiązała kontakt ze swoją prawdziwą, idealną formą - tak mnie się zdaje, że ten głos, który wewnątrz siebie usłyszała, pochodził od Imagination Dominy - i otworzywszy się, przeszła przemianę, a jej początkowe szczęście na tamtym etapie scementowało moje wrażenie, że ona chyba faktycznie tego pragnie. Ogółem wątek tej przemiany, to, jak Twilight próbowała się odnaleźć w swojej nowej, doskonałej formie - lepszej, silniejsze, piękniejszej i bezwzględniejszej - jakie pytania sobie zadawała, a także jakie nosiła w sercu obawy, to było jak dla mnie najbardziej absorbujące. Przez cały czas wydawała się przy tym bardzo opanowana i spokojna, no prawie jak nie ona. Rzeczywiście, to musiała być ta "lepsza" forma. I tutaj drugie moje wrażenie, które później zostało zniszczone przez scenę z Celestią - przez moment sądziłem, że gdyby Twilight miała to opanowanie, ten stonowany mindset Imagination Dominy dużo wcześniej, to masy problemów by nie było, wiele przykrości nie wydarzyłoby się w ogóle, pewnie asertywnie odmówiłaby Celestii i to nie jeden raz. Więc w tym sensie uwierzyłem, że to faktycznie musi być forma doskonalsza od Twilight. I moooże faktycznie, Celestia zorientowała się, że traci kontrolę nad swoją uczennicą, jakby nie było, na własne życzenie - okazało się, że nawet te czerwone skarpety, które jej podarowała, one już były dla Imago, a nie Twilight - więc skoro "stworzyła potwora", no to pora tego "potwora" gdzieś odesłać - tam, gdzie zwykle. To oczywiście nie tłumaczy tego, co robiły tam pozostałe bohaterki, ale znów - w tamtym momencie coś takiego sobie wyobrażałem. I ów czar Twilight, nawet jako Imago, chłodno kalkulującej, spokojnej, wyważonej, zadającej sobie trudne pytania i próbującej jakoś przewidzieć to, co się może wydarzyć, ostatecznie prysł, gdy ta odwiedziła Celestię. Poszczególne sceny ujawniły nam, iż to rzeczywiście ona stoi za kolejnymi zesłaniami na srebrny glob, podobnie jak w przypadku Cadance, a zwłaszcza Luny, poznajemy jej punkt widzenia oraz motywy, przez co idzie ją w takim czy innym sensie zrozumieć. Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, nawet po wszystkim, że przez cały czas bardzo się bała, wszystkiego, co robiła. Wyobrażam sobie, jak prowadzi kolejne działania, jak wysyła na Księżyc jedną, drugą, trzecią księżniczkę, będąc przez cały czas przerażoną, może samą sobą, może świadomością wagi swego czynu. A może sama nie mogła tak do końca uwierzyć w to, do czego jest zdolna. Albo nie była niczego pewna, pewnie liczyła się z tym, że ktoś ją może zobaczyć. Ale! Z drugiej strony, to, że z Cadance, Flurry i Luną poradziła sobie w taki sposób, że wykorzystała swoją moc, by podkraść się blisko gdy te były pogrążone w śnie, może także świadczyć o dość tchórzliwym podejściu. No bo co? Nie miały jak zareagować. Z jednej strony jest to zapewnienie sobie potrzebnej przewagi, ale z drugiej wydaje się nie fair. Ale jak teraz o tym myślę, to mogły zajść naraz oba te scenariusze. Tchórzliwie zaczekała, aż jej "konkurentki" zasną, po czym zesłała je na Księżyc - wiedziała, jak to uczynić, gdyż zaklęcie pokazała jej Celestia - a gdy zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła i do czego jest zdolna, ogarnęła ją panika. I dlatego gdy przyszła pora na Celestię, zachowała się inaczej. Może tę chłoną, kalkulującą Imago na chwilę przebiła ta niestabilna, niezrównoważona, kierująca się emocjami Twilight Sparkle, która nie potrafi się postawić, popełnia głupie błędy, których potem nie potrafi rozwiązać w zdrowy sposób, ale o wszystko obwinia otoczenie. Bo to wyglądało tak, jakby chciała zostać powstrzymana. I wybuchła. I wygarnęła Celestii, co o niej myśli. A potem użyła zaklęcia. Tylko, że zbyt późno. Dała Celestii szansę, którą ta wykorzystała. W sumie, jeżeli Celestia wie jak kogoś zesłań na Księżyc, to chyba powinna też wiedzieć jak z niego "zejść", co nie? Jeżeli byłaby to prawda, to by oznaczało, że Celestia świadomie siedzi tam z nimi. A skoro tak, to z pewnością o coś jej chodzi. I tutaj przychylam się do twierdzenia Cahan: A jeszcze co do Twilight - chciała stać się Chrysalis, idealnym Podmieńcem. A wyszło na to, że nawet nie potrafiła być idealną... sobą. No przepraszam, jak ona sobie to wyobrażała? Stąd, jak wcześniej podejrzewałem, że to Celestia okaże się "tą złą", że będzie odpowiedzialną za to, co się stało... No i wyszło na to, że odpowiedzialna była, lecz za zupełnie inne rzeczy. I teraz, to zaczęła mi wyglądać na ofiarę Twilight Sparkle, która otrzymała możliwości, otrzymała "narzędzia", ale wszystko to zaprzepaściła, bo nie myślała w tym wszystkim o sobie, tylko o Celestii. I w tym sensie, poza tym, że to Twilight okazała się być tą, która zesłała większość księżniczek na Księżyc, to ona wydaje mnie się teraz "antagonistką". Kolejne świadectwo tego jak autorka potrafi umiejętnie bawić się emocjami czytelnika, wodzić go za nos, kreować zwroty akcji, szokujące rewelacje oraz zachowywać intrygujący klimat oraz emocje, przez które ciężko o tekście zapomnieć i przejść do porządku dziennego. Ale serio, Celestia z pewnością z nich wszystkich jest najstarsza - najwięcej widziała, najwięcej wie i najwięcej może. Ale i najwięcej wycierpiała. To jest totalnie inne wrażenie niż to, które miałem rozpoczynając lekturę. Chociaż... zastanawiam się jak przebiegły zaklęcia podczas ich konfrontacji. No bo scena sugeruje, że obydwie rzuciły zaklęcie zesłania, ale nie zrobiły tego jednocześnie. Może Celestia szybciej zakończyła rzucanie czaru i zrównała się z oponentką, ale wciąż... coś mi tutaj nie gra. Bo chyba żeby czar został doprowadzony do końca, to któraś z nich musiała być pierwsza i zostać na Ziemi, żeby ta druga mogła trafić na Księżyc. Czy nie? Bo inaczej nie powinny się te zaklęcia "nałożyć na siebie" i wzajemnie rozproszyć? W ogóle, skąd wiemy, że Celestia użyła tego samego zaklęcia? Może pod wpływem chwili rzuciła cokolwiek, o czym wiedziała, że będzie skuteczne i zadziała szybciej, zanim Twilight dokończy swój czar? A co jeżeli Celestia - pewnie niechcący - naprawdę pozbawiła Imago/ Twilight życia, tam w pałacu? I niedługo po tym zdała sobie sprawę, że pozostałych księżniczek już nie ma i domyśliła się, że są na Księżycu? Że to zaszło za daleko? Ale przecież Twilight nadal była dla niej ważna, była jej bliska, więc nie mogła tak po prostu jej zostawić... A zarazem wiedząc, że miała w tym swój udział, postanowiła przywrócić jej życie i wraz z nią udać się na Księżyc, gdzie już były pozostałe księżniczki (minus Starlight), by miały szansę przepracować relacje między sobą zanim mogłyby powrócić? Myślę, że Celestia miałaby taką moc. Może nawet potrafiła wpływać na wspomnienia. Albo je kreować. Ja tak teraz o tym myślę, ona masę rzeczy potrafi. Musi być z nich najpotężniejsza, chociaż niezbyt to okazuje. Lecz mimo całej swej potęgi, poniosła porażkę w tym, że jeżeli naprawdę pragnęła dla Twilight tego, by była najlepszą sobą, no to jej uczennica chyba znalazła się tak daleko założonego celu, jak to tylko możliwe. Nikt nie jest idealny. No i okazuje się, że Cadance jednak mogła ją widzieć, gdy brała kąpiel jako Chrysalis. To wciąż creepy, ale rzeczywiście, Cadance musiała coś podejrzewać. A może za dużo wypiła i udzieliła jej się jakaś przedziwna... perwersja? Ale o co konkretnie mi chodzi? Wczytajcie się dokładnie - Cadance w poprzednich rozdziałach wspomina, że bez arcordii nie może się przemienić w Podmieńca, który nie potrzebuje żywić się miłością, a nie, że nie mogę się przemieniać w ogóle. Więc to ona mogła być tym motylkiem No ok, ale skoro tak, to nie mogła chociaż przybrać formy takiego dobrego Podmieńca? Może nie miałaby jego "właściwości", ale mogłaby chociaż wyglądać jak on? No cóż, Cadance wspomina o swoim wybrakowaniu i podejrzewam, że taka zabawa tylko pogrążyłaby ją w przekonaniu, że jest "wadliwa", że jest "niesprawna", że jest w jakimś sensie "imitacją". Trochę jak Twilight, która pragnie być Chrysalis - sam wygląd nie wystarczy, forma to też nie to, bo Chrysalis jest jedna. Tylko że Twilight ma większy problem z tym, by uznać swoje braki. Cadance z kolei ma problem, by je zaakceptować. Czy w tym sensie są siebie warte? Zdecydowanie. Teraz to widzę. Twilight zniszczyła gramofon, a Cadance rozwaliła biedną szałamaję. Niemalże jak lustrzane odbicie. To wydaje mnie się fascynująca teorią. Może nie sama szałamaja, jako taka, ale "Sonata Lunarna"? A może po prostu jest to muzyka, na którą reagują Podmieńce? W ogóle, może tak oddziałuje na nie muzyka, jako taka? Twilight ostatnio zareagowała tak, jak zareagowała, bo wtedy była przekonana, że na pewno nie jest Podmieńcem, na pewno nie jest Chrysalis. A Cadance mogła zareagować podobnie, gdyż przypomniało jej to o tym, kim naprawdę jest. Możliwe, że był to bait ze strony Luny. Po prostu poprzednim razem Twilight zniosła to... mniej beznadziejnie. Widać Pani Nocy nie lubi udawanych rzeczy i zależy jej na prawdzie. Ale miło, że szałamaja została odratowana Podobnież, chociaż to akurat o ostatnim rozdziale, miło, że podczas ratowania rannej Cadance, Flurry otrzymała swój znaczek. Taki ciepły, serialowy akcent, światełko w tunelu, coś na rozluźnienie i pokrzepienie. Fajna rzecz, jak dla mnie bardziej ubogacająca klimat, aniżeli w niego godząca. Wracając, podobały mnie się dwa creepy motywy w ostatnim rozdziale. Mianowicie, Imago otwierająca wrota i znajdująca martwą Cocoon, lecz jak się okazuje, jeszcze do niedawna mogła żyć. Zastanawiam się jak wyglądały jej ostatnie chwile. Co porabiała przez ten czas? Co sobie myślała? Jak się czuła? Jak przebiegała ta, w moim domyśle, powolna i wyjątkowo przygnębiająca śmierć w samotności? Po drugiej stronie szali - Change, która powinna być tam, gdzie Nightmare Moon ostatnim razem ją zostawiła, aczkolwiek, gdy chce pokazać ją Twilight (znakomicie budowane napięcie, swoją drogą), okazuje się, że jej tam nie ma. Może Luna ją sobie wymyśliła, a może jednak nie? Co jeżeli Change wydostała się i była gdzieś tam, z nimi na Księżycu? I obserwowała? Co czuła, czy zdawała sobie sprawę, że powstała z przeistoczenia? A może na satelicie, gdzie nikt nie pała do siebie szczególną miłością, zaczęła zmieniać się w coś... innego? Zarówno w jednym, jak i w drugim wypadku, bardzo, ale to bardzo podoba mnie się to, że NIE WIADOMO Tyle niełatwych rzeczy pozostawionych zostało wyobraźni czytelnika, a z racji kontekstu, niekiedy w głowie pojawiają się nie tyle mroczne, co straszne scenariusze. Uwielbiam to ^^ Epilog był krótki i treściwy. Miał w sobie coś pokrzepiającego, gdyż był to swoisty kalejdoskop możliwych scenariuszy i marzeń, o tym jak wszystkie mogłyby wrócić na Ziemię. Wydaje się, że mimo trudnych chwil, rzeczy nareszcie zaczynają zmierzać ku... spokojowi. Względnemu. Lecz na samo zakończenie mamy pytanie o to, ile już minęło czasu od wygnania, skoro to wcale nie były dwusetne urodziny Cadance. Załóżmy, że Celestia jednak nie potrafi wraz z nimi powrócić na planetę dzięki magii, ale któryś z wymienionych scenariuszy mógłby naprawdę zaistnieć. Pytanie tylko - kiedy? Jeżeli minęło o wiele mniej czasu niż te dwieście lat, wówczas może to oznaczać, że okres długiego, trudnego w związku ze swoim towarzystwem oczekiwania na cud dopiero przed księżniczkami, ale z drugiej, jeżeli upłynęło go więcej, to być może... Gdyby jakiemuś marzeniu było pisane się spełnić, to najprawdopodobniej już by się to stało. Jeżeli nie, wówczas... może zostaną tam już na zawsze? Zatem mimo pewnego ciepła i pokrzepiającej nadziei, pozostaje nuta niepewności, wręcz groźba, że już tam zostaną. I być może nigdy nie przepracują swoich relacji, nie zakończą spraw, nie wyjaśnią sobie przeszłości. A Celestia będzie się temu wszystkiemu bezradnie przyglądać. OK, mają wielką moc, choć nie wystarczającą, by móc wrócić do domu, ale mają wszelki czas we wszechświecie, by usiąść i załatwić między sobą niesnaski z przeszłości. I mimo tego, nie mogą tego uczynić. Taka wizja współgra z ogólną tajemniczością i na swój sposób przytłaczającą świadomością ciemnoty królewskich serc. Nawet jeżeli nie są aż tak kochane przez kucyki, może mogłyby pokochać siebie nawzajem, w sensie, zaakceptować się takimi, jakimi są, docenić siebie i się zmienić. Może to by coś zmieniło. Ale na to się nie zanosi. Ale ostatecznie wszystko jest kwestią czasu. Czasu, który leczy rany. Ogółem było to bardzo ładne zakończenie, godnie wieńczące historię. Podobało mnie się, zapadło w pamięci i dostarczyło materiału do refleksji, pola do interpretacji oraz powodów do zaskoczenia. Cieszyło klimatem, satysfakcjonowało sposobem konstrukcji poszczególnych rozdziałów, gdzie autorka bez wzbudzania zagubienia u czytelnika ani mącenia przekazu, swobodnie żonglowała wydarzeniami na księżycu i retrospekcjami, zachwycało bezkompromisowością i odwagą w kreowaniu bohaterek, nie obawiając się dotykać kwestii bardziej intymnych czy zmysłowości. Elementy te są odpowiednio stonowane, więc czytelnik nie powinien czuć się nimi "atakowany", wszystko współgra ze sobą bardzo dobrze, nie można oprzeć się wrażeniu wykonanej pracy w sposób przemyślany, kompletny, jest tu intrygujący koncept, jest serce, jest zamysł, by opowiedzieć coś więcej, coś innego; bo teoretycznie można to sprowadzić do kolejnego fanfika, w którym ktoś okazuje się Podmieńcem bądź do historii o miłości. Ale nawet w tym wypadku, wszystko jest napisane inaczej, więc opowiadaniu nie można odmówić oryginalności. Ma mnóstwo walorów, którymi się broni, a które sprawiają, że historię tę, w całości mogę POLECIĆ każdemu, kto szuka czegoś innego. Czegoś wciągającego. Czegoś, co okaże się podróżą z nagrodą na końcu. Nie jest to chowaniec w pudełku, ale nowe, świeże spojrzenie na Twilight Sparkle oraz relacje między księżniczkami, przyprawione ciekawym światotworzeniem ukierunkowanym na społeczność Podmieńców, co stwarza wrażenie, że jest coś poza Equestrią i kucykami. Historia ta okazała się absolutnie FAN-TAS-TYCZ-NA i mimo kilku wątków, które określiłbym mianem "niewystarczająco wykształconych", jak np. wspomniana przez moją przedmówczynię Arcordia, chciałbym, powołując się na ten, jak i na poprzednie moje komentarze, oddać głos na tag [EPIC], gdyż uważam, że jest to kolejny "modern classic" od Niki, który zasługuje na uwagę oraz to wyróżnienie Na zakończenie, kilka odpowiedzi z mojej strony Bardzo mi miło, zadanie to nie było straszne ani trochę, to była ogromna przyjemność i cieszę się, że mogłem pomóc Jak wspominałem, ta historia zasługuje na uwagę, w tym na najlepszą możliwą formę, aczkolwiek bez zbytniej ingerencji w stylistykę, gdyż tę uważam za element Twojego stylu, rozpoznawalnego stylu. Jednocześnie żałuję, że nie mogę okazać się zbyt skuteczny w materii tłumaczenia na język angielski, ale ile będę w stanie, tyle postaram się pomóc, ale tak czy inaczej życzę wytrwałości oraz powodzenia w tłumaczeniu Co do rysunku - nie ma za co, cieszę się, że Ci się spodobał. Jednakże prawdopodobnie to jeszcze nie koniec Opowiadanie posiada klimat nacechowany pewną mrocznością oraz typowe dla tego tagu elementy, lecz osobiście miewam kłopoty z oceną "czy już starczy". Więc wybacz, ale musze to pozostawić do Twojego uznania, gdyż bez niego może być, z nim również. Nie czuję przekroczenia bądź nieprzekroczenia granicy. Tu najlepiej podpowie ktoś, kto regularnie korzysta z FimFiction, ale wydaje mnie się, że [Mature] będzie tu obowiązkowy. Plus/ Albo jakieś [+16], jeżeli coś takiego mają. Jeżeli zagraniczna publika jest wrażliwsza, to [Dark] może być bardziej na miejscu, aniżeli w przypadku publiki rodzimej. Może [Violence]. [Slice of Life]/ [SoL] jak najbardziej. [Romance] również. Moooże jeszcze [Sad]? No i może tagi odnoszące się do występujących postaci, jeżeli takie tam są? Główna historia jest kompletna, ale chciałbym przeczytać jakieś opowiadania poboczne, więc jak najbardziej jestem na TAK Mnie się bardzo podobało, starałem się wszystko opisać w moich komentarzach. Warto było przeczytać, świetne opowiadanie, podobnie jak pozostałe Twoje dzieła. Także, jeżeli masz chęć, jeżeli masz lub będziesz miała ciekawy pomysł... Jasne! Ja bym chciał bardzo Pozdrawiam serdecznie! Zapraszam do lektury!2 points
-
Myślę, że tak. Bo [Dark] pasuje do mrocznego, tajemniczego i depresyjnego klimatu Księżyca. Oni to w ogóle są nadgorliwi z tagami, więc tak. To co oni biorą za gore, to u nas by często-gęsto przeszło na luzie w ogólnym. Tak samo jak [Sex] - co często oznacza, że clopa tam wcale nie ma, po prostu temat seksu się pojawia. Czy chcemy? Tak, chętnie. Ogółem Epilog pozostawił pewien niedosyt i dalsze pole do popisu. Ale to Ty jesteś autorką i Ty wiesz jakie tajemnice ostatecznie chcesz nam zdradzić. Tak i tak. Fajne, pisz dalej, kiedy Fallout?.2 points
-
Dobra, skoro nadchodzi epilog, to może powinnam nadgonić komentarze. Szczególnie, że dużo się działo. Nie spodziewałam się, że dostaniemy od Niki odpowiedzi tak bardzo wprost. Nie żeby mi się to nie podobało, bo podoba się bardzo, po prostu to dość nietypowe dla autorki. Ogółem, choć myliłam się co do wielu rzeczy, to sądzę, że odgadłam i tak całkiem sporo (Cadance żyje bardzo długo, a Cocoon spełniała się cieleśnie). A wyłożyłam się głównie na Lunie. Po prostu nie przyszło mi do głowy, że Luna może być dalej Nightmare Moon, choć raczej jest jednocześnie Luną i Nightmare Moon. I lubię ją taką bardziej niż sztucznie grzeczną i miłą Lunę, która brzmiała dla mnie nieco irytująco. Sam beef Luny i Cadance i jego rozwiązanie jest ciekawy, choć mam wrażenie, że w ich relacji Cadance jest dużo, dużo gorsza. Oczywiście, że Luna jest o nią zazdrosna, bo ta ją tak łatwo zastąpiła i dostała miłość Celestii. Do tego Luna wiedziała czym naprawdę Cadance jest, co na swój sposób musiało ją drażnić, bo nie do końca wiedziała jaki jest cel tej szarady, poza tym, że jej siostra czuła się samotna. Mogła łatwo odebrać to jako policzek wymierzony właśnie w nią. Czy mogła rozwiązać całą sytuację lepiej? Tak, jeszcze w Equestrii, a nie na Księżycu. Mogła się z Cadance i Celestią otwarcie pokłócić i powiedzieć z czym ma problem. Ale wtedy nie byłaby Luną, prawda? Natomiast Cadance jest na swój sposób wręcz bezczelnie głupia. A raczej, ma wielki ból rzyci, że jej życie to kłamstwo. Nienawiść do Luny to w rzeczywistości projekcja nienawiści do siebie samej. Bo Luna wróciła, jest blisko Celestii i jej nie loffcia. Jakby, Cadance, gurl, naprawdę myślałaś, że alikorn, który ma ponad 1000 lat na karku się nie skapnie, że jest z Tobą coś nie tak? Celestia zrobiła to od razu, czemu z jej siostrą miałoby być inaczje? Szczególnie, że prosiłaś, by ci bachorka zalikornizowali. I to bękarta Shininga, na dodatek. Cadance, pls. Czarę goryczy przelała akcja na urodzinach. Bo mam wrażenie, że w rzeczywistości, Luna chciała jakiegoś pojednania. Chyba że szałamaja ma jakąś moc dręczenia podmieńców, o której nie wiemy. Na pewno ciekawy jest dobór melodii, który wybrała. Czyżby jako znak, że przeszłość jest skomplikowana, ale ona wie? Ze wszystkich rzeczy, które Cadance mogła zrobić - przyjąć dar, pogadać szczerze i jakoś sobie wybaczyć po latach albo po prostu wyprosić Lunę, ta zdecydowała się zranić ją tak bardzo jak można w tych warunkach. Zrobiła to specjalnie i perfidnie. Zarówno zniszczenie szałamaji jak i wyciągnięcie tego pamiętnika. Jak na kogoś, kto próbował zamordować Celestię, to czytanie wstydliwych wspomnień Luny i jakikolwiek brak refleksji nad sobą trochę trąci tu hipokryzją. Cadance chciała po prostu upokorzyć Lunę tak bardzo jak tylko się da. I została za to słusznie ukarana. Nightmare Moon bardziej chciała udzielić jej lekcji niż naprawdę zabić. I o tym świadczy zarówno rozmowa z Twilight w ostatnim rozdziale jak i to, że jej nie dobiła. Ba, mam wrażenie, że skomplikowane i sprzeczne emocje NMM nie dotyczą tylko Celestii. Wiemy, że Luna kocha Twilight. I pewnie dlatego przemieniała się w Thoraxa - by poczuć się kochaną. Swoją drogą, ciekawe kogo szukała w przeszłości i kto śnił wtedy o Lunie? ...czyżby Shining Armor? Może Shining o niej wiedział i fantazjował, może był nią zauroczony, może Luna wyczuła to z Księżyca? A potem, kiedy po raz pierwszy przeszukiwała sny po powrocie, w jego snach znalazła Cadance. Okres czasu się zgadza, A. jak Armor się zgadza. Rasa się zgadza. Później dowiadujemy się, że Cadance też wiecznie siedziała w księgozbiorze. Więc kimkolwiek ten on jest i był, jest szansa, że ją znał i się w niej zabujał. Niektórzy powiedzieliby, że Luna miała kogoś przed wygnaniem, ale wtedy nie mogłaby tak łatwo wrócić dla niego - ten ktoś też musiałby być nieśmiertalny, poza tym nie mieszkały wcześniej w Canterlocie, tylko Everfree. I moglibyśmy zadać pytanie, czemu Celestia odpowiedziała Flurry, by najlepiej zapytała Luny o co jej chodzi. Z prostego względu - Celestia jest w rzeczywistości najważniejszą klaczą na Księżycu, ale o tym później. Celestia doskonale wie o co chodzi. O to jak bardzo toksycznie Luna zabiega o miłość innych. Jak bardzo zazdrości jej innym. Dowiedzieliśmy się też sporo o Twilight, Chrysalis, Cocoon i Starlight. O tym jak Twilight coraz bardziej odjeżdżał peron i jak bardzo traciła wszystkich PRZEZ SIEBIE i SWOJE OBSESJE. Ba, Twilight pod koniec swojej konfrontacji z Celestią, podczas zesłania sama przez chwilę to pojmuje. Ale chyba nigdy tego nie zaakceptowała. Ba, przez cały rozdział 17 i teraz, i dawniej cały czas obwinia innych. Bo powinni piać z zachwytu nad jej cudowną przemianą. A w ogóle, to na pewno Trixie chciała zrobić z niej wariatkę, wcale Twilight nie robiła jej z siebie sama. Jeśli ktoś już jej w tym pomógł, to prędzej Luna. Jestem bardzo ciekawa jaką rolę w tej historii mieli jeszcze Thorax i Luna. Thorax ewidentnie zorientował się, że z Twilight stało się coś nie tak, ale przynajmniej na razie nie wiemy by zareagował. Ale może zareagował, a Twilight o tym nie pamięta? Może to doprowadziło Twilight do stanu "muszę się pozbyć innych księżniczek"? Poza tym: Wiedziałam, że ona wtedy miała problem z piciem jego miłości xD Jestem pewna, że on wiedział, że ona wcale nie wyczytała tego w książce i dowiedział się w końcu, że buszowała w tamtej komnacie. Ale myślę, że to, co go przeraziło wydarzyło się dopiero po rozmowie z Luną. Tej, w której Luna pośrednio ostrzega Twilight przed czarną magią. Twilight użyła czarnej magii do swojej przemiany. Ale na początku jeszcze nie była tak psychicznie niestabilnie, nie była jeszcze Nightmare wersją Imagination Dominy. Tak jak Luna może przybierać formę NMM, ale nie być w pełni NMM. I myślę, że przybierała ją przed swoją pamiętną przemianą. Bo Luna podczas ich wspomnianej rozmowy w rozdziale 16 doskonale wiedziała, co Twilight robi. To co jej powiedziała, było zarówno ostrzeżeniem jak i czymś w rodzaju "gratuluję, jesteś tak samo zgubiona jak ja, lol". Ironią jest to, że Twilight, która pije miłość Thoraxa czuje się osamotniona. Dosłownie przynajmniej Thorax ją kocha. Ba, podejrzewam, że jakby w odpowiednim momencie powiedziała komukolwiek i go posłuchała, to nie doprowadziłaby do tej całej kaskady. Świadczą o tym nawet pożegnalne słowa Starlight Glimmer - żeby choć raz w życiu to Twilight kogoś posłuchała. No i Cadance też wiedziała/podejrzewała. Musiała już wtedy czuć od Twilight zapach, ale mogła myśleć, że to przez Thoraxa. Poza tym, naprawdę widziała ją wtedy w łazience, z jakiegoś powodu ją szpiegowała, w jaki sposób użyła do tego motyla, tego nie wiem. Może tak naprawdę może się przemieniać, tylko zazwyczaj tego nie robi? Swoją drogą ciekawe, że spotkały się w Ponyville. W kwestii Starlight, bardziej interesujące jest to, co Luna o niej opowiedziała ustami Thoraxa i to, co faktycznie zrobiła Twilight. Sądzę, że Luna to zmyśliła, wyciągając obawy i lęki Twilight. Prawdziwa Starlight wydawała się... niechętna do robienia krzywdy Twilight. Czy ona po prostu Twilight nienawidziła, czy bardziej miała do niej ostry żal przemieszany z nienawiścią? W końcu Twilight, księżniczka przyjaźni i jej przyjaciółka zupełnie ją olała, kiedy ta najbardziej potrzebowała jej pomocy. A mimo wszystko, dała jej sensowną radę, powiedziała, że nie chce jej więcej oglądać i poszła się spełniać życiowo wśród swoich prawdziwie kochających bliskich. Brzmi zdrowo. Inna rzecz, co faktycznie zaszło z jej ojcem. Z kontekstu brzmi jakby zabił Chrysalis udającą kucyka i za to poszedł siedzieć. Choć Celestia i Luna nie zgadzały się co do kary. Ale czemu zabił Chrysalis udającą kucyka? Bo zrobiła coś Fortune Wheel, zabiła ją albo udawała Fortune Wheel? Bo zagrażała Starlight i innym? Skąd miał pewność, że to nie jest Fortune Wheel? Jestem w stanie zrozumieć czemu ojciec Starlight poszedł za to do więzienia. Jestem w stanie pojąć, że Twilight mogła się zgodzić się z tym wyrokiem. Ale mimo wszystko mogła coś zrobić. I to coś więcej niż zaopiekować się Starlight w tym czasie. Mogła wsadzić jej ojca do lżejszego więzienia czy nalegać na łagodniejszy wyrok. O to, by miał regularne widzenia z córką. W końcu chłop nie zamordował niewinnej, przypadkowej osoby, tylko z punktu widzenia kucyków DOSŁOWNIE POTWORA, KTÓRY PRÓBOWAŁ ICH PODBIĆ PARĘ RAZY I NA NICH ŻEROWAŁ. Dyplomacja dyplomacją, Thorax relacja Thorax relacją. Ale Twilight robi to co zawsze w tym fiku - unika odpowiedzialności. Wciąż, jaki udział miała Cadance w śmierci Chrysalis? I o co kłóciła się z Luną na stypie? Swoją drogą, zabawne, że z rozdziału 5 dowiedzieliśmy się kto jest kotem. Martwy kot w pudełku. Jak to co zostało z Chrysalis. Dopiero teraz do mnie dotarło, że Trixie chyba była zabujana w Twilight. Okej, jeśli chodzi o romansy i zarywanie, to nie jestem najostrzejszą kredką w piórniku, raczej pastelą suchą w bloczku. W sumie, zabawne byłoby jakby Trixie i Starlight w końcu ściągnęły je z tego Księżyca, właśnie dlatego. I również dlatego, że Starlight nie ma problemu z akceptacją odrzucenia. Swoją drogą, Cadance, Luna i Twilight dzielą ten sam typ wybrakowania - wszystkie trzy są głodne miłości jak cholera, zazdrosne i niemal oszalałe na jej punkcie. A wszystkie trzy ją mają. Od Celestii, Shininga, Thoraxa. I tu mamy kolejne wskazówki - Luna pamięta, że stworzyła Change i kazała jej przybierać postać Celestii i wydobywać miłość z siebie, by potem malować nią na ścianach. Okej, Change w takiej formie jak mówi Luna nigdy nie istniała, ale Luna mogła sama wydobywać z siebie miłość i faktycznie malować nią po ścianach. Przemieniona Twilight dawała do picia miłość zarówno Cadance jak i Lunie, żadna nie skomentowała. W przypadku Luny nie wiemy, czy próbowała. I tu wchodzi Celestia, cała na biało, cała przemieniona. Celestia przyznała się, że to ona była Change i wiemy, że to ona opowiedziała Lunie historię przed pierwszym zesłaniem. Z drugiej strony, notatki pisała Cadance. Moglibyśmy założyć, że Celestia: a) kłamie b) miała inny udział w sprankowaniu Twilight Ale nie sądzę, że Celestia odniosła się do czegoś innego. Co takiego wiemy o Celestii? 1. Zna czar przemiany w alikorna. 2. Była jedynaczką o imieniu Filomina. 3. Była Change. 4. Wiedziała niemal o wszystkim co się działo i dzieje. 5. Wyprodukowała Flurry. 6. Przeniosła Twilight na Księżyc. 7. Wie zadziwiająco wiele o miłości. I o klatkach. 8. Śmierdzi. 9. Mówi, że Księżyc sprawiedliwie karze. 10. Używała czarnej magii. A co Luna mówiła o czarnej magii... Właśnie. Czyżby Celestia też była spaczona, ale lepiej to ukrywała lub poszła z tym dalej, dokonując dalszej przemiany? W końcu była Filominą, Change i Celestią. 11. Twierdzi, że Cadance ma 200 urodziny - Cadance i Luna się nie zgadzają. Ale Cadance nie wie ile ma lat i kiedy ma urodziny, a Luna siedziała na Księżycu, po prostu nie rozumie jakim cudem Celestia może to wiedzieć. Tu chciałabym zwrócić jeszcze uwagę na jedną rzecz - ile czasu minęło. Na pewno dość by Flurry dorosła. Niby Flurry dorastała bardzo wolno, ale skąd Twilight mogła też o tym wiedzieć? Przecież Twilight w ogóle nie wiedziała jak płynął tu czas. Ale czas na Księżycu trwa inaczej. 1 doba księżycowa to ziemski miesiąc. Rok ma 12 miesięcy. Nie wiemy ile lat ma Flurry, ale załóżmy, że może równie dobrze mieć ok. 20. Załóżmy, że na Księżycu upłynęło 20 lat. Czyli 240 miesięcy. Jakby to były miesiące ziemskie. Ale paradoks jest taki, że na Ziemi nie minął rok. Wszyscy ich bliscy mogą żyć, mogą zastanawiać się gdzie oni są i jak ich ściągnąć. I ok, może i doba księżycowa trwa miesiąc, ale wtedy Celestia nie byłaby w stanie wyznaczyć dokładnej daty urodzin Cadance. Po prostu oznaczałoby, że Cadance ma urodziny w tym miesiącu. I normalnie może by tak było, a może i jest, ale w magicznym świecie to może odnosić się do tego, że czas tam trwa dosłownie inaczej. A nie że doba ma inną długość. Nawet 20 lat takiego wyroku na pewno odczułoby się jak nieskończoność. Poza tym, gdyby chodziło o zwykłe zjawisko astronomiczne, to Twilight by się chyba zorientowała. Coś mi się wydaje, że Luna powstała w podobny sposób co Flurry. Tylko niekoniecznie zrobiła to Celestia, tylko ktoś, kto zrobił to również jej. Sądzę też, że Celestia doskonale wie jak wydostać się z Księżyca, ale nie chce tego zrobić. Przynajmniej nie dopóki nie odpokutują za swoje grzechy, nie zostaną ukarane i nie oczyszczą się ze swoich kwasów. Do tego pytanie o szkatułkę dotyczyło tego, czy chowaniec jest żywy, czy martwy. A nie, czy jest kotem, czy chowańcem. Poza tym Nemesis w tej wersji ma zarówno Chrysalis jak i Imago. Twilight zapytała Celestię, czy ta jest Nemesis, a ta jej powiedziała, że to jej pytanie i odpowiedź. Interesujące jest też to, że Chrysalis i Cocoon wiedziały o rozłamie Celestii z Luną i cieszyły się, że tak nie skończyły. Imagination Domina, próbując wygnać Celestię myślała, że umiera. Ale w ciemności przemieniła się w Twilight. Dlatego jest jednocześnie żywa i martwa, bo znalazła się w pudełku jakim jest Księżyc. Pytanie więc brzmi, czy jest żywa czy martwa. Tak jak Nightmare Moon. Tak jak Filomina w klatce. Celestia sama przeniosła się na Księżyc, by ich nie zostawiać. I myślę, że robiła to już wcześniej. Odwiedzała Lunę jako Change, by ta miała się na kim wyżyć. I umie wyciągać miłość. Bo w istocie jest Change. I właśnie dlatego trzymała to wszystko w sekrecie - kłamiąca przed wszystkimi Cadance, Twilight, której odwaliło i je zesłała oraz przemieniła się w to, co uważała za Chrysalis 2.0. Choć absolutnie nie znała Chrysalis. I tak się teraz zastanawiam, czy może nigdy nie było Fortune Wheel. Może to zawsze była Chrysalis. Chrysalis, która chciała zacząć nowe życie, a przerażony ojciec GlimGlam po odkryciu z kim chodzi zareagował na ostro? Bo w końcu była zdolna do miłości. Ale czemu wyrwała Cadance acordię? I tu powiem, że ten wątek pojawił się za późno. Nie jest to duży problem, ale naprawdę, lepiej by było jakbyśmy wcześniej wiedzieli, że coś takiego istnieje. Celestia jest autorką tej legendy. Sama powiedziała, że jest Change. I że to jej zamek. Tak samo jak była autorką opowieści o jedynaczce Filominie. >tworzyli z tego, co oferował im Księżyc Celestia potrafi stworzyć tort z błota. Zapomniała dokładnej inkantacji, bo dawno tego nie robiła. Myślę, że to prawda. Pytanie kto był pierwszy... Change czy Filomina? Ogółem, z całego fika chyba najbardziej utożsamiam się właśnie z Celestią, która tam siedzi z nimi i znosi ich ciągłe fochy, boczenie się i problemy. A jednocześnie ma wyrzuty sumienia, że nie rozwiązała tych problemów wcześniej. Bo chciała utrzymać iluzję szczęścia. I sama chciała być kochana. Ale żałuje, że Twilight stała się czym się stała. Myślę, że Celestia chciała, by Twilight kogoś miała, by nie skończyła jak Luna. By po prostu była szczęśliwa. Problem w tym, że Twilight, nawet jeśli Celestia sugerowała jej dobre decyzje, to była niezadowolona, bo robiła je po to, by ją zadowolić. Nawet jeśli nie było w tym prawdziwej presji. Szczególnie, że Celestia nie sądziła, że Twilight faktycznie postanowi przemienić się w Imagination Dominę. Ba, mam pewne wrażenie, że Celestia czekała aż Twilight powie jej to ostre "nie". Celestia odmówiła też uleczenia Cadance, bo ta nie chce być uleczona. Może o to w tym wszystkim chodzi? Że one muszą najpierw się same pokochać i zaakceptować zanim pozwoli im wrócić? Bo póki co są zwyczajnie toksyczne. Celestia zleciła Twilight zagadkę po to, by ta mogła się ze sobą skonfrontować, przestać użalać nad sobą i nad całym światem i zmierzyć wreszcie z problemami. I choć była wściekła na urodzinach Cadance - ponieważ wiedziała, że będzie przypał, to koniec końców wyszła i dała im to rozwiązać między sobą. I myślę, że to mogło zadziałać. Bo Luna wydaje się być teraz dużo, dużo lepsza niż była. Ba, rozmowa z Twilight wskazuje, że do Luny dociera jej poziom własnego delulu, kiedy patrzy na to od Imago. I czy Celestia jest Nemesis? W sumie myślę, że niekoniecznie. To Cadance podsunęła Twilight, że stanie się nową Chrysalis i napędziła całą spiralę nieszczęścia. I podejrzewam, że powodem była tu nienawiść do innych podmieńców. I zawiść, że te mogły się zmienić. Pytanie czemu Cadance się oślepiła.2 points
-
Wielka chwila, wielki rozdział, ale czy takie wielkie zaskoczenie? Rozdział szesnasty w całości został poświęcony urodzinom Cadance, do których nieuchronnie zmierzała cała fabuła i przed którym autorka konsekwentnie budowała napięcie. Mając za sobą tenże odcinek "Nowoczesnej baśni o Księżycu", trudno mi oprzeć się wrażeniu, że opisana "celebracja" ma w sobie coś realistycznego, coś życiowego, z czym niejeden odbiorca mógłby się utożsamić. Oczywiście nie mam na myśli tego w sposób dosłowny, chodzi mi o schemat - zbliża się jakaś okazja, za sprawą której w jednym miejscu gromadzi się pula osób, z których część ma ze sobą na pieńku, część ma jakieś tajemnice, początkowo nie wygląda to źle, ale z czasem złość wychodzi na wierzch i spotkania nie da się już spędzić spokojnie, cały nastrój, pominąwszy ogólne napięcie/ dyskomfort, pryska i ogółem jest nieprzyjemnie. Tu w roli takiego krewnego, który mimo wszystko się zjawia, chociaż miało go nie być, a z którym solenizantka ma problem, wystąpiła księżniczka Luna. Twilight natomiast, obsadzono w roli tej, która początkowo jest dobrej myśli, ale bardzo szybko spotyka ją szok, rozczarowanie, a Celestia jest tą, która zorganizowała większość przyjęcia, ale po tym jak wybucha awantura, wychodzi zażenowana. A Flurry jest tą gościnią, która siedzi i patrzy jak się rodzinka żre między sobą i milczy jak mumia. Wszystko poszło nie tak. Goście, włącznie z solenizantką, bardzo szybko zapomnieli o tym, że to miały być urodziny. Także co by nie mówić, nastrój był typowo rodzinny. Generalnie rozdział spełnił moje oczekiwania wobec zapowiadanych przez cały fanfik urodzin. Obawiałem się, że te wielkie zapowiedzi mogą okazać się częściowo daremne (no, że w całości okażą się puste to fanfika nie podejrzewałem) w sensie, że cokolwiek, co się na tym etapie stanie, nie sprosta budowanym u czytelnika oczekiwaniom. Wątek najzwyczajniej w świecie mógł "nie dowieźć" potencjału. Ale "dowiózł". Długo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że największym zaskoczeniem jest fakt, iż autorka wyjątkowo wyjawiła rozwiązania większości zagadek tak prosto z mostu, głównie ustami Pani Nocy, chociaż Cadance także wiele nam zdradzi. Zwykle wysyłane są nam znaki, tekst pisany jest w taki sposób, by nic nie było pewne, by czytelnik musiał użyć wyobraźni, poszukać wskazówek, popatrzeć na rzeczy pod innym kątem i wysnuć własne wnioski odnośnie tego, co się wydarzyło i jakie było znaczenie poszczególnych scen. Chyba najbardziej enigmatycznym pod tym względem opowiadaniem było "W oczekiwaniu na Solarną księżniczkę". W "Twilight Sparkle w nowoczesnej baśni o Księżycu" jest inaczej; otrzymujemy odpowiedzi na większość pytań, a przywołane głównie w retrospekcjach wydarzenia dostają ten prawdziwy kontekst, w którym należy je rozumieć. Zaprezentowane rozwiązania zagadek nie okazały się rozczarowujące, ani zbyt zakręcone, zważywszy na mnogość szalonych teorii, z jakimi można by wyjść w trakcie lektury, jednocześnie nie okazały się aż tak szokujące. A dlaczego? Trudno mi powiedzieć; podejrzewam, że na tym etapie, po piętnastu rozdziałach, czytelnik powinien mieć już własne mniej lub bardziej śmiałe teorie o tym, o co tu chodzi i co się stało, a jednocześnie powinien nie tylko oczekiwać, a wręcz spodziewać się, że [coś] lada moment zostanie ujawnione, więc kiedy ów moment wreszcie następuje, przyjmuje to z ciekawością, może chęcią zweryfikowania tego jak wiele udało mu się odgadnąć, ale niekoniecznie z szokiem. Bardziej jest to: "O, to ciekawe!", aniżeli: "Wow, kto by pomyślał?". Także w moim przypadku wyszło pozytywnie. Rozdział ilością stron nie odstaje zbytnio od poprzedników, tempo ujawniania po sobie kolejnych tajemnic jest imponujące, ale nie czułem, że łapie mnie zadyszka, właściwie, wraca to do tego, od czego zacząłem ten komentarz - przejście od względnie miłych urodzin do awantury, to jest moment, a gdy emocje ośmielą gości, słowa po prostu się wylewają z ich ust, a my jesteśmy bombardowani rzeczami, których po wszystkim chyba wolelibyśmy nie usłyszeć. Jednakże o ile zagadki miały swój build-up, o tyle nie wszystkie dotyczące ich szczegóły (wskazówki) zgrały się idealnie ze sobą. Niektóre mogą wydać się wprowadzone zbyt późno, może nawet wyciągnięte nagle. Ale prześledźmy sobie to, co pada podczas tych nietypowych urodzin. UWAGA NA SPOILERY - ROZDZIAŁ SZESNATY ROZWIĄZUJE WIĘKSZOŚĆ WĄTKÓW W FANFIKU, A DALSZA CZĘŚĆ KOMENTARZA BĘDZIE OMAWIAĆ JEGO TREŚĆ, CZYLI BĘDZIE ZAWIERAĆ SZCZEGÓŁY DOTYCZĄCE FABUŁY! ZDRADZI WIELE, POPSUJE NIESPODZIANKI! ZOSTALIŚCIE OSTRZEŻENI! Zaczyna się niewinnie, bo od życzeń. Cadance wydaje się zaskoczona, ale nie sprawia wrażenie pocieszonej. Właściwie, odtrąca od siebie Celestię, dość gwałtownie. Więc od początku nie jest za wesoło. A potem zjawia się Luna, wystrojona elegancko, acz niekoniecznie wedle kanonów obecnej epoki. A przynajmniej tak nakazuje sądzić wyobraźnia. W każdym razie, jest przesadnie ubrana, zwłaszcza w porównaniu z pozostałymi bohaterkami. Chociaż ta zachowuje się spokojnie, a nawet taktownie, od razu czuć, że awantura wisi w powietrzu. Już jest niekomfortowo, Celestia już zaczepia Twilight i pyta co to ma znaczyć, jest nerwowo. Czytelnik czuje, że chwila nieuwagi i postacie "pojadą po bandzie". Ciekawa jest informacja, jakoby Celestia tak naprawdę nie wiedziała kiedy urodziła się Cadance. W sumie, to najwyraźniej sama Cadance nie wie. Niby nic wielkiego - skoro nie wiadomo, wystarczy przyjąć jakąś datę i się jej trzymać, prawda? No tak, ale jest problem - skoro nie wiadomo kiedy, to skąd ktokolwiek miałby wiedzieć, że to akurat dwusetne urodziny? Mamy zatem pierwszy sygnał, że być może jesteśmy zwodzeni nawet co do tego, ile upłynęło czasu. Owszem, Flurry jest doroślejsza, ale nadal nie wiadomo konkretnie ile ma lat. Zresztą równie dobrze może zachowywać się dojrzale jak na swój wiek. Czyli niekoniecznie jest "stara". Twilight nawet nie zdążyła dać Cadance przygotowanego prezentu. W sumie, to Celestia chyba też. Ale Luna nie przyszła z niczym i ona tak dla odmiany swój podarek zdołała przekazać. Jak się okazuje, przybyła z muzyką. Domyślam się, że zagrała bardzo ładnie. A potem Cadance pyta, czy może wziąć szałamaję w kopyta. Luna się zgadza. Ale widać, że niechętnie. I od razu wiadomo jak to się skończy. Szałamaja nie przeżyła 😞 Jeden z elementów nawet został połknięty przez Cadance. A potem rozpoczyna się istny wieczór zwierzeń. Dowiadujemy się dlaczego obie tak się nienawidzą, okazuje się też, że Luna zna sekrety Cadance. Jeżeli ktoś z Was spekulował, że to Cadance jest Podmieńcem, to gratuluję - bo faktycznie nim jest. Początkowo zaprzecza, lecz kiedy Celestia zdradza, że ona także to wie i wiedziała od początku, księżniczka Miłości odpuszcza i mówi wszystko. Dowiadujemy się o co chodziło ze zwracaniem ciastek, a także dlaczego tak obficie się perfumowała. Ze zwracaniem pokarmu wszystko w porządku, bo otrzymaliśmy tę wskazówkę niemalże na samym początku fanfika, w taki sposób, że siedzi to w głowie, więc tu jest spójnie. Z zapachem natomiast... jest pół na pół. Tak, odpowiednio wcześnie otrzymaliśmy informacje o tym, że Podmieńcy posiadają swój charakterystyczny zapach, który pozwala ich zidentyfikować. I interakcje Twilight z Flurry nakazują sądzić, że to ta pierwsza ukrywa przed pozostałymi swoją prawdziwą formę. Tu wszystko w porządku. Ale jest druga połowa, czyli nawyki Cadance dotyczące higieny. Informację o tym, że zawsze miała mnóstwo perfum, których sobie nie szczędziła, pada jednak zbyt późno i domyślam się, że autorka chciała odpędzić od niej podejrzewania, coby domyślenie się, że to o nią chodzi, nie nadeszło w głowach czytelników zbyt łatwo, zbyt wcześnie. Z drugiej strony, myślę, że byłoby lepiej, gdyby jednak zarzucić małą podpowiedzią jakoś wcześniej, zwłaszcza, że w rozdziale czwartym było mnóstwo idealnych ku temu okazji. Na przykład: Jest to cytat z rozdziału czwartego. A teraz dodajmy mały hint: Na przykład. Jest to jedno z wielu miejsc, w których możnaby coś podobnego wstawić. I tyle. Reszta historii zostaje tak jak jest. Więc kiedy czytacie rozdział piętnasty, przypominacie sobie ten fragment z rozdziału czwartego i dodajecie jeden do jednego w Waszej głowie, że faktycznie, Twilight już za młodych lat zwracała na to uwagę, bo to było dla Cadance bardzo charakterystyczne. Idąc dalej, chociaż Luna nie wymienia jej z imienia, wspomina o "bieluchnej klaczy", którą najpewniej jest Constans, o której dowiedzieliśmy się "przed chwilą". Podczas gdy wcześniej były idealne okazje ku temu, by o niej wspomnieć. Około rozdziału czwartego chociażby. Znów, jest trochę pół na pół, gdyż odpowiednio wcześnie dowiadujemy się, że Flurry nie nazywa Cadance matką, wręcz jest pewna, że nią nie jest. Ale jest ta druga strona medalu - jeżeli już mamy poznać możliwą matkę z imienia, dowiedzieć się o jej związkach z Shiningiem, mogliśmy otrzymać wskazówki ciut wcześniej. Chociaż w tym wypadku pewnie natychmiast szłoby się domyślić, że skoro matką Flurry nie jest Cadance, to na 99% jest nią Constans, ale... nie wydaje mnie się, by akurat ta zagadka była aż tak istotna. Poza tym, nawet gdybyśmy wiedzieli, to nadal pozostają pytania - jak to się stało, że mała Flurry ostatecznie trafiła do Cadance, czy Constans nie miała nic do powiedzenia, czy Cadance wiedziała o "skoku w bok" męża, a może wręcz miała z nim taki układ, a jeżeli owszem, to dlaczego? W rozdziale szesnastym dostalibyśmy odpowiedzi - Cadance nie mogła mieć dzieci, a Shining chciał źrebaka, a że ona najwyraźniej kochała go aż tak... Lecz zwracam uwagę na to, tak czy inaczej, Nika zrobiła całkiem dobrą robotę z foreshadowingiem i podpowiedziami do zagadek, zrobiła to zupełnie inaczej, niż ja zazwyczaj robię, gdyż osobiście ciężko mi złapać balans między podpowiadaniem, dawkowaniem wskazówek, a atakowaniem odbiorcy zwrotem akcji nagle, coby mieć pewność, że nie będzie się tego spodziewać. Stąd masa rzeczy w mojej twórczości nierzadko wyskakuje jak z kapelusza. Bo przede wszystkim obawiam się, że zdradzę zbyt wiele, zbyt wcześnie, więc wolę w ten sposób. Ale tutaj mamy odpowiednio stonowane podpowiedzi, jest element zwodzenia (w który nie bardzo umiem, ale staram się), jest plan i całość jest wykonana z sercem, toteż nadal oceniam to pozytywnie - po prostu chodzi mi o to, że niektóre elementy, skoro już są, to mogły pojawić się wcześniej i byłoby to dla nich odpowiedniejsze miejsce w historii. No i faktycznie okazuje się, że Luna jednak nie jest taka niewinna, taka biedna, jak mogliśmy sądzić. Po ostatnim rozdziale trochę się tego spodziewałem i trochę obawiałem (w sensie, że reveal nie wyjdzie), ale ostatecznie wyszło to całkiem zgrabnie. Głównie dzięki słowom Cadance, jakoby Luna specjalnie przegrywała w karty, specjalnie ustawiała się w roli ofiary, by wzbudzić u Twilight współczucie - postawiły tę postać w zupełnie innym świetle, zmieniło kontekst jej relacji z pozostałymi księżniczkami, a dzięki odpowiednim nacechowaniu emocjonalnym moment ten naprawdę mi podszedł i został w głowie. Reakcja Luny nie zawiodła. Oj, nie zawiodła. Bardzo dobrze, że między tym fragmentem, a jej "wybuchem", dostaliśmy krótką retrospekcję. Z której dowiadujemy się trochę więcej o tym, czym była, jako byt, Nightmare Moon i jakie jest jej znaczenie w kontekście postaci, której "dotyka". Mianowicie, wedle Luny, jest to "ja idealne", które "nie umiera nigdy". Jest to nowe, lepsze, wymarzone ciało, pozwalające postaci prawdziwie zaspokajać swe pragnienia. Tak w ogóle, to patrząc na to z perspektywy Luny, można mieć wrażenie, iż miała swe powody, by żywić do Cadance te, a nie inne uczucia, można nawet częściowo rozumieć jej zawiść. W ogóle, zarówno w tej scenie, jak i po powtórnej przemianie w Nightmare Moon i ataku na Cadance, mamy masę interesujących, drobnych detali, sugerujących różne rzeczy, co dodatkowo rozbudowuje kreację Luny/ Nightmare Moon, czyniąc z niej... chyba moją ulubioną postać w tym fanfiku. Co aż do tej pory nie było dla mnie takie oczywiste, gdyż cały fanfik pełen jest znakomicie napisanych postaci, ciężko tu kogoś jednoznacznie wskazać. W każdym razie, Nika doprowadziła do sytuacji, w której da się współczuć zarówno Lunie, jak i Cadance, chociaż w pewnym sensie obie są siebie warte - powstały problem "rozwiązują" między sobą w najbardziej toksyczny sposób, jaki można sobie wyobrazić. Podobnie jak z Twilight i jej uległością wobec Celestii, masa rzeczy w ogóle nie miałaby miejsca, gdyby cokolwiek spróbowały rozwiązać inaczej. Oczywiście nie mogło zabraknąć podmieńcowego światotowrzenia. Wiedzieliście, że Podmieńce mają arcordię? To teraz już wiecie. Za co arcordia odpowiada? Między innymi za możliwość przemieniania się. Dlaczego Cadance nie mogła się zmieniać? Odsyłam do poprzednich rozdziałów, które sugerowały, że Chrysalis, po tym jak ją uwięziła, zrobiła jej coś okropnego. Ponownie, elementy układanki satysfakcjonująco lądują na swoich miejscach. Mam jednak pewien niedosyt, związany z pamiętnikiem, który wpada w Twilight w kopyta. Co tam było? Ależ intryga Nie jestem pewien czy będziemy mieli szansę dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat w kolejnym rozdziale, zważywszy na to, jak kończy się ten, który omawiam teraz. Swoją drogą, kończy się perfekcyjnie. Jest to idealny cliffhanger i zarazem powrót do jeszcze jednej, szalenie ważnej tajemnicy, o której mogliśmy trochę zapomnieć. Sprawdźcie sami Napięcie przed urodzinami chyba przegrywa z napięciem przed rozdziałem siedemnastym po tej końcówce. Nie mogę. Się. Doczekać. Z innych rzeczy - Thoraxa istotnie nie było na Księżycu, ale była na nim Change. I to ona "korzystała" z machin tortur, które wcześniej znalazła Twilight. Przemieniona w Celestię, co było symboliczną formą zemsty ze strony Luny. Jak widać nie tylko nie jest biedna ofiarą, ale wręcz... jest zła do szpiku kości! Flurry otrzymuje też znaczek i zmienia swoje nastawienie do Cadance, co było bardzo miłym, ciepłym akcentem po tym, co zaszło. Naprawdę przyjemny moment. Ogółem, jest to bardzo ważny rozdział, punkt kulminacyjny, który wyjaśnił wiele, ale po którym zostało jeszcze parę niezałatwionych spraw. I jak niemalże przez cały czas do tej pory, tak i teraz jestem niepewny wobec tego czy poradzę sobie z prawdą, o której wiem, że nadejdzie i to już niebawem. Moment, w którym kreacje bohaterek naprawdę lśnią, w którym wiele się dzieje, dzieje się szybko i w sposób całkowicie bezkompromisowy, barwny i emocjonalny, w mrocznej otoczce z kilkoma cieplejszymi przebłyskami. Wciąga od pierwszego zdania, a po wszystkim zmusza do powrotu do poprzednich rozdziałów i ujrzenia opisywanych rzeczy w nowym świetle. Maski, które przywdziały postacie, stają się niewidoczne; wiemy kim są i widzimy jakie są, więc powtórna lektura staje się niby podobnym, lecz nowym doświadczeniem. I tym większa jest radość z wyszukiwania detali na nowo. Autorka wiele zaryzykowała, lecz sądzę, że opłaciło się; jest to finał satysfakcjonujący, klimatyczny, generalnie spójny z tym, co wydarzyło się do tej pory, ukazujący prawdziwe "ja" pewnych postaci, ale nie zdradzający wszystkiego od razu, niezmiennie trzymający w napięciu przed konkluzją. Postacie, do tej pory napisane bardzo dobrze, w pełni rozwijają swe skrzydła i wchodzą w interakcje, w ramach których wychodzi na wierzch ich prawdziwy potencjał, a czytelnik, chcąc nie chcąc, zastanawia się za kim byłby w stanie się wstawić, gdyż mimo wszystko tło bohaterek jest niejednoznaczne, jest wielowymiarowe, chociaż pozostaje wrażenie, że wszystkie problemy między sobą mogły rozwiązać lepiej. Zatem to nie tylko pewna przywara Twilight, a Celestia nie wydaje się już taka "zła". Może to jakaś cecha księżniczek, a może przypadek, zrządzenie losu - nie wiadomo. Z drugiej strony, sytuacje, w których się znalazły, zapewne nie pozwalały na bądź nie dawały dość czasu, by na chłodno rzeczy przemyśleć, przekalkulować i wyjść z adekwatnym, zdrowym rozwiązaniem. Albo po prostu są aż tak emocjonalne, że nie potrafią. Teraz dopiero w pełni uświadamiam sobie, że pomysł, by z księżniczek uczynić główną obsadę, był kapitalny. Nie wyobrażam sobie teraz w tych rolach jakichkolwiek innych postaci. Niezmiennie gorąco polecam cały fanfik - mimo wszystko, mimo jego zalet oraz wrażeń, jakie mi dostarczył, nie jestem pewien czy pobije w moim osobistym rankingu "Ewolucję gwiazd typu słonecznego", bo nostalgia jest przepotężna, niemniej jest to tekst godzien Waszego czasu, skonstruowany w nietuzinkowy sposób, bawiący się percepcją i niekiedy emocjami odbiorcy, ale zarazem zmuszający do pewnych przemyśleń oraz pobudzający wyobraźnię. Ze znakomitym klimatem. Czekam za zakończenie! Pozdrawiam!2 points
-
Rozdział piętnasty raczy nas paroma nowymi, może nawet szokującymi informacjami, choć niespecjalnie popycha akcję do przodu; nadal znajdujemy się na etapie "ciszy", zaś pora urodzin Cadance już się nie zbliża, a jest tuż za rogiem, toteż księżniczki zaczynają się przygotowywać. Jakby tematyka opisywanych rzeczy nie realizowała [Slice of Life] dostatecznie dobrze, tempo opowiadania pozostaje stonowane, typowe dla kawałków życia. W treść udało się wpleść parę szczegółów dotyczących postaci Cadance, do fabuły powróciła także Celestia! Scenka otwierająca rozdział nie traci czasu i z miejsca próbuje wprawić czytelnika w pewne zakłopotanie. Do tej pory spokojna, wycofana Luna, zapytana o możliwość pogodzenia się z Cadance, zaczyna szaleńczo się śmiać, czyli nagle zaczyna zachowywać się niepokojąco. Ale za moment do bohaterek zagląda Celestia, której to nie było dosyć długo (Co przez ten czas robiła?) i Luna momentalnie się uspokaja. Coś tu ewidentnie jest nie tak i być może jednak nie chodzi o Celestię, ani o Twilight. W sumie, Luna, do tej pory będącą "ofiarą" pozostałych postaci, wydaje się tu najmniej podejrzana o cokolwiek. Więc gdyby jednak to ona miałaby mieć najwięcej za uszami, to byłoby zaskoczenie. Wszakże Celestia za coś konkretnego ją karała, czyż nie? Z drugiej strony, jej dotychczasowe zachowanie nakazuje podejrzewać, że równie dobrze mogła to robić, bo taki miała kaprys, więc ostatecznie ciężko powiedzieć. Ale tak czy owak, zaskoczenie byłoby. Ale podkreślam - byłoby. Bo otrzymaliśmy już pierwszy znak, że Luna również może nie być tak do końca szczera, więc efekt nie będzie już tak potężny, jak mógłby być. Wiecie, o co mi chodzi? Z drugiej strony, może to być potrójna gra ze strony autorki - najpierw kreuje postać Luny na biedną ofiarę, cobyśmy z góry uznali, że co złego, to nie ona, by potem wysłać nam sygnał, że jednak może się okazać tą złą, podczas gdy do tej pory najłatwiej byłoby wskazać chociażby Celestię, po to, by ostatecznie pokazać, że nie, to była jakaś przedziwna chwila słabości i Luna naprawdę jest niewinna, świętsza od papieża Uwielbiam gdy tekst bawi się czytelnikiem. Oczywiście wiele się przy tym ryzykuje, głównie frustracją odbiorcy czy poczuciem zmarnowanego czasu, ale przy "Nowoczesnej baśni o Księżycu" tego nie uświadczyłem, bo fabuła robi to ze smakiem, w sposób stonowany, potencjalnie sprzeczne ze sobą sygnały nie następują zaraz po sobie, czytelnik nie jest nimi bombardowany do takiego stopnia, że już kompletnie nic nie wie, kto jest kim i co jest czym, więc jest jak najbardziej w porządku. Ale gdyby to Luna miała się okazać tą złą... Może jakiś sygnał jest nam potrzebny? Jak w tym przykładzie, na czym polega szok, a na czym napięcie: siedzi rodzina przy stole, nagle wybucha bomba, to jest szok, ale jeżeli pokaże się nam tę samą rodzinę przy stole i uprzedzi, że w pomieszczeniu jest bomba, która zaraz wybuchnie, no to zaczynamy odliczać, mamy napięcie. Wydaje mnie się, że autorka raczej chciałaby na tym etapie zbudować napięcie, aniżeli zszokować, bo z reguły szok realizuje na inne sposoby, tak, by umocnić klimat dzieła, potrząsnąć, może i wstrząsnąć czytelnikiem, lecz po to, by zaczął zadawać sobie pytania o to, o czym właściwie było wszystko to, co do tej pory przeczytał. Ale znowuż, sygnał tak "na chwilę" przed finałem, a nie wcześniej...? Przechodząc dalej, dowiadujemy się co Celestia zamierza ofiarować Cadance z okazji urodzin. Twilight swojego prezentu wprawdzie nie ukończyła, ale Pani Dnia twierdzi, że nic nie szkodzi. No, skoro tak twierdzi, to pewnie tak jest. To może zanim przejdę do rzeczy, dwie sprawy. Pierwsza, wzmianki o byciu wrakiem kucyka tudzież o zaprzestaniu mycia się przywiodły mi na myśl "Pedantkę". Tak odrobinkę. Głównie za sprawą jego tagline'u, który brzmiał: "Wszystko jest brudne." Te trzy słowa trwale związały się z moimi wspomnieniami po treści tamtego opowiadania. Druga sprawa - gdy Celestia uniosła te nożyce, przez moment obawiałem się, że zaraz tej Twilight coś zrobi, cały czas ze szczerym, szerokim uśmiechem na pyszczku. Ostatecznie do tego nie doszło, ale... był to niepokojący moment. Zrealizowany w bardzo prosty sposób, w punkt. Przy okazji, Celestia z nożycami kogoś mi przypomniała, chociaż potrzebowałem chwili, by pojąć kogo konkretnie: A teraz sedno, czyli co nieco o Cadance. Oraz o osobach z jej otoczenia, jak się okaże niedługo potem. Dowiadujemy się, że księżniczka ta, prócz tego, że zawsze musiała być szykownie uczesana, nienagannie umalowana, drobiazgowo wypielęgnowana, to jeszcze nie szczędziła sobie najznakomitszych perfum, toteż którędykolwiek by się nie przechadzała, zapach po niej musiał utrzymywać się w okolicy dosyć długo. Ktoś powie - i co w tym dziwnego? No tak, jest to coś, czego należałoby się spodziewać po księżniczce miłości, chyba nawet niespecjalnie powinien dziwić fakt, że według fanfika Cadance miała mieć całe szafy pełne flakonów. Mamy tutaj graczy w "Tekkena"? Kojarzy ktoś najnowsze zakończenie Kazuyi Mishimy, gdzie otwiera się za nim ta wielka sala z kolekcją sneakersów? No to wyobrażam sobie, że Cadance miała coś podobnego xD Niemniej wydaje się, że szczegół ten ma nawiązywać do wątku z zapachem Podmieńców, a który to zapach ma pozwalać na definitywne zidentyfikowanie Podmieńca. I tutaj również do głowy przychodzą mi dwie rzeczy. Pierwsza, to dlaczego fanfik tak mocno koncentruje się akurat na zmyśle węchu. Podejrzewam, że dlatego, iż wzrok można oszukać - Podmieniec może się przemienić - słuch można oszukać - nawet bez przemieniania się można głos zniekształcić albo naśladować cudzy - smakować kucyka czy Podmieńca chyba za bardzo nikt nie chce, przy dotyku powinno być podobnie jak przy doświadczeniach wzrokowych, czyli da się to oszukać. Ale węch? Niekoniecznie. Nie wiemy czy przemieniając się, istota zaczyna wydzielać inny zapach, właściwy dla tego, w kogo się przemienia czy też nie. Ale z drugiej strony - i tutaj przechodzę do kolejnej kwestii - po namyśle zdałem sobie sprawę, że węch też można oszukać. Właśnie przy pomocy perfum, które mogą zamaskować naturalny zapach rozpatrywanego osobnika. Co do pozostałych księżniczek, o ile nie ma wątpliwości, że wypadało im o siebie dbać, jakoś tylko w przypadku Cadance mamy mocno podkreślone, że obficie się perfumowała. Ale Celestia czy Luna? Raczej nie aż tak. Ale wiemy też, że Cadance rozstała się ze swymi nawykami i kompletnie się zaniedbała. Więc jej naturalny zapach powinien już "wyjść na wierzch" i gdyby miał się okazać podejrzany, to z pewnością ktoś już by ją "wyczuł". Chociażby Flurry Heart. No chyba, że tak od niej śmierdzi (od Cadance, nie Flurry), że literalnie nie da się niczego od niej "wywęszyć", poza fetorem spoconego, zabrudzonego ciała, który nie wskazuje na nic konkretnego ani podejrzanego. Z trzeciej strony, fanfik niekiedy podejmuje wątki romantyczne, dotykając tematów wrażliwych, a zapach, w tym kontekście, przynajmniej moim zdaniem, to coś bardzo intymnego, więc możliwe, że jest to kolejny element realizowania określonego nastroju, jaki autorka przewidziała na ten fanfik. A może znowu nadinterpretowuję. Ale dużo ciekawsza wydaje się tu wzmianka o postaci Constans, czyli pierwszej dziewczyny Shining Armora. O której Cadance najwyraźniej zawsze wiedziała. I z którą miała dobry kontakt. Sama Constans jest biała, w grzywie ma barwę fioletową, wpadła nawet na przyjęcie w Kryształowym Imperium, jakoś na rok przed narodzinami Flurry. No to nie może być przypadek Spójrzmy teraz na design Flurry. I przypomnijmy sobie jej słowa, jakoby Cadance jednak nie była jej biologiczną matką. Wszystko pasuje. W sumie, Flurry Heart faktycznie zachowuje się inaczej niż pozostałe księżniczki, coby się zbytnio nie rozpisywać, przede wszystkim wydaje się stabilna. Nie wiemy co prawda jaki charakter miała Constans, ale coś mi mówi, że swoje usposobienie zaczerpnęła prędzej od matki aniżeli od ojca. Nie jestem pewien czy jakieś wzmianki o Constans nie powinny pojawić się wcześniej. Skoro najwyraźniej była z Shiningiem gdy Twilight była mała i tekst sugeruje, że się znały (młodsza siostrzyczka chłopaka musiała jaśnie pannę irytować), to chyba powinniśmy już coś o niej wiedzieć? Nie sugeruję, że została wrzucona do fabuły po namyśle, ale mimo wszystko wydaje się wprowadzona dosyć późno. Dalej widzimy jak Celestia i Twilight szykują się na wielkie wydarzenie. Ta pierwsza wciela się nawet we fryzjerkę, by Twilight również mogła wpaść odstrzelona jak jak ona. Solenizantkę także planują zrobić na bóstwo. W międzyczasie mamy pogaduchy, w których trakcie przewija się parę ciekawych detali. Między innymi, Celestia przyznaje się, że to ona była Change. Co nie wydaje mnie się zbytnio szokujące. Zdaje się, że już wcześniej ją o to podejrzewałem: Ale mamy inne kąski. Otóż Celestia nazywała się kiedyś Filomena. Brzmi znajomo, prawda? Ach, te sentymenty Zamek, który znajduje się na Księżycu, został na satelitę wysłany dla Luny, ale należał on do Celestii, stąd ta zna go doskonale. Zresztą dawno temu przetrzymywał ją w nim zły czarnoksiężnik. Dlatego też Pani Dnia jest w stanie jednoznacznie zaprzeczyć istnieniu jakichkolwiek lochów. Luna ma znać zaklęcie iluzji, którego ofiarą najwyraźniej padła Twilight. I oto mamy drugi sygnał, że Luna być może nie jest tak niewinna i niewykluczone, iż niejeden już raz oszukała lawendową klacz. Ale potem powraca motyw kwiatów dla siostry dobrodziejki, jak również pamiętników Luny, które z jakichś powodów wydają się wzbudzać u Celestii konsternację (Narracja tego nie sugeruje wprost, jedynie zdziwienie, ale ja osobiście odniosłem takie wrażenie.). Jakby czytanie ich było... nieprzyzwoite co najmniej, ale bardziej niedozwolone. Co natychmiast rozbudza wyobraźnię - co tam może być? Może jakaś straszna prawda, a może pewne tabu, na myśl o którym sama Celestia ma się nieswojo. To także wydaje się motywem niepokojącym. Pada też pytanie o to, dlaczego rzeczy zostały sporządzone na czerwono. Barwnik? A może krew? Autorka nie traci czasu i już po chwili Twilight pyta Celestię czy możliwe jest to, że gdy Luna była zsyłana na Księżyc... jakby to ująć, czy mogła trafić na srebrny glob z "niespodzianką". Kontekst jest dosyć mroczny, bo pada pytanie o to, czy jeśli miałyby tu istnieć lochy i machiny tortur, to kto kogo miałby torturować. Co gorsza, Celestia najwyraźniej nie wie sama. Inaczej - nie wyklucza tego, gdyż sama nazywa to "ciekawą teorią". Uff... Zbierając to wszystko do siebie - znów mam wrażenie, że co najmniej część z tych rzeczy przewija się w tekście odrobinę za późno. Szczególnie ta rzekoma ciąża. Z tego wszystkiego, wydaje mnie się, że to było tym, co powinno, jeżeli już, pojawić się wcześniej, a co z kolei miałoby doprowadzić do interakcji między Twilight a Luną, w której ta pierwsza żądałaby odpowiedzi. Chyba, że uwierzyłaby w to bez dowodu. I sama kreowała scenariusze przeszłości. Pewnie nieprawdziwe. Podobnie jak te rewelacje. I tutaj strzelam - najwyżej przestrzelę - że wszystko to jest nieprawdziwe i jest albo od początku do końca wytworem wyobraźni Twilight albo jej nadinterpretacją wynikającą z niepełnych informacji. Lochy wydają się być na "standardowym wyposażeniu" typowego zamku księżniczki, narzędzia tortur również powinny tam być. Luna nie miała dziecka, gdyby było inaczej, coś byśmy wiedzieli. Za to Luna z pewnością jest siostrą Celestii. Młodszą. Może był to czerwony barwnik, a jeżeli nie, to krew mogła należeć do Luny. Skąd pomysł, że miałaby to być cudza krew? Pozyskana drogą tortur? A nie mogła malować własną? Byli tacy, co kontrakty swoją krwią podpisywali, a ona co, pisać by nie mogła? I tak dalej, i tak dalej. Nie zdziwię się, jak Twilight, przez te swoje kreacje i urojenia, popsuje te urodziny. Aha, jeszcze jedno - fragment z jej rozmowy z Celestią sugeruje, że Twilight może mieć niekompletne wspomnienia. Jakby to wcale nie była "ta" Twilight? I przez to nie pamiętała rzeczy, które pamięta prawdziwa Twilight? Może to tak znakomicie wytrenowany Podmieniec, że już nie wie, że jest Podmieńcem, ale naprawdę uważa samego siebie za prawdziwą Twilight, lecz nie może posiadać pewnych wspomnień? A może ta "Twilight" została dosłownie stworzona (poprzez zaklęcie przeistoczenia) przez Celestię, tak jak prawdziwa Twilight była latami kształtowana wedle jej wizji? Albo zadziałał jakiś czar zmieniający pamięć? Ależ tu jest możliwości! Ale najprawdopodobniej, na tym etapie historii, można sądzić, że tak jak Luna była Nightmare Moon, a Celestia mogła być Daybreaker, może Twilight także ma "drugą postać", lecz z jakichś powodów te dwie postacie nie dzielą wszystkich wspomnień. W sensie, jeżeli "Twilight B" coś zrobi, to po powrocie do postaci "Twilight A", już tego nie pamięta. Nie wiem jak miałoby to działać, ale jeżeli cokolwiek jest na rzeczy, liczę, że zostanie to... podpowiedziane. W ostatnich scenach będziemy mieli więcej Flurry Heart, która w jakiś sposób - oby nie torturami, chociaż infrastruktura zapewne na Księżycu jest - wyciągnęła z Cadance, dlaczego ta uważa Twilight za Podmieńca. I to jest trochę creepy, ale Cadance miała podglądać Twilight i w ten sposób zobaczyć, jak ta wchodzi do kąpieli nie jako Twilight, ale jako... Chrysalis! Ale nie taka "niby-Chrysalis", przemieniona jak Podmieniec, ale jako autentyczny Podmieniec, który zarąbiście dobrze imitował Chrysalis! Dziwne. Jeżeli miałoby dojść do czegoś podobnego, to wydaje mnie się, że Cadance musiałaby już dawno podejrzewać Twilight o niecne zamiary. Albo o to, że nie jest Twilight. Bo jak inaczej to wytłumaczyć? W środku nocy musiała siusiu i pomyliła łazienki, akurat w momencie, w którym Twilight zamierzała się wykąpać? I zamiast pójść sobie to została i patrzyła? Znaczy, nie zrozumcie mnie źle, sam byłbym mocno zaskoczony gdyby o trzeciej w nocy w mojej łazience kąpała się jakaś Chrysalis, ale wiecie... Bez przesady. Twilight twierdzi, że Cadance to zmyśliła. Jeżeli jednak nie, to Cadance musiała ją od dłuższego czasu śledzić. Dlaczego? Czy Trixie sama była Podmieńcem? A kto ją tam wie? W sumie, ciekawe, że na Księżyc trafiły wszystkie Księżniczki, poza Starlight Glimmer. To czyni ją pierwszą podejrzaną. Ale równie dobrze mogłoby być tak, że ktokolwiek, kto za to odpowiada, po prostu "nie zdążył" zesłać i jej. Albo... Starlight nie dała się tak łatwo podejść i w samoobronie "kropnęła" sprawcę. Ale gdzie w tym wszystkim miałaby być Trixie? Nie wiem. Może Starlight widziała jak bardzo Thorax był nieszczęśliwy bez Twilight i ulitowała się nad nim, angażując w to Trixie, by "zastąpiła" mu żonę? Sprzedając bajeczkę, że: "Hej, cudem odnalazłam Twilight!"? A Trixie zgodziła się, wcale nie dla Thoraxa, ale dla swojej przyjaciółki? Swoją drogą, Thorax zniknął i w tym rozdziale też go brak. To cementuje moje przekonanie, że jego tam nigdy nie było. Konkluzja - Twilight nie ma informacji, ma jedynie poszlaki i luki w pamięci, ażeby je wypełnić, wymyśla coraz to nowe, nieprawdopodobne scenariusze, najwyraźniej w przeświadczeniu, że ktoś musi chcieć jej krzywdy. Ergo, większość jej spekulacji to urojenia. Przyznam, że to też byłby fajny twist - kucyki, które według niej knuły przeciw sobie nawzajem w rzeczywistości próbowały sobie pomóc, a ci, którzy według niej usiłowali jej zaszkodzić, próbowali załagodzić sytuację. Ale biedaczka sama nie panuje nad swoją wyobraźnią. Rodzi się pytanie - a na ile możemy jej wierzyć my, jako czytelnicy? W tym wszystkim pocieszające były słowa Celestii, zarówno te o zmianach, jakoby te miały nadawać życiu sens, jak i te, że prędzej czy później ktoś znajdzie je wszystkie na Księżycu, bo kiedyś przestanie on być "niedostępny". Nika umie swoimi tekstami potrząsać czytelnikiem, wie jak zmusić go do myślenia czy kwestionowania tego, co przeczytał, ale potrafi także pocieszyć. To także należy docenić. Generalnie rozdział okazał się dużo bogatszy w stosunku do swych nowszych poprzedników; pojawiło się w nim więcej postaci, przewinęło się wiele wątków, otrzymaliśmy parę podpowiedzi i detali, w ogóle, było więcej scen, niemniej wydaje mnie się, że jesteśmy już gotowi na finał. Czy będzie ciekawie, tego jestem pewien, czy "uciągniemy" prawdę, tego już niekoniecznie, jednakże wątpię, że będę rozczarowany. Niezmiennie tekst przyciąga do siebie klimatem, stylem, jak również różnorodnością możliwości odnośnie tego, jak mogła potoczyć się fabuła naprawdę. Co się tam wydarzyło? Co zaszło między księżniczkami? I jak się to skończy? Zacieramy ręce i czekamy2 points
-
Jak dla mnie nowy rozdział tym bardziej sugeruje, że Thoraxa tam nie ma. Twilight o nim śni (trochę beka, że tak marudziła jak to Celestia ją do ślubu zmusiła, a teraz jest "mężu, wróć, potrzebuję cię"). Czasami i na jawie. Wydaje mi się też, że tej sali tortur tam nie ma. Bo czemu miałaby być na Księżycu? Oczywiście, jest opowieść o podmieńcach z księżyca i Change... Ale czy podmieńce w ogóle budują komnaty tortur? Szczególnie, że ich kultura jest różna od kucykowej, a z tego co wiemy, takie miejsca znaleźć można w Zamku Dwóch Sióstr i w Canterlot. Czyli to element kultury kucyków. Podmieńce raczej wyglądają na istoty, które wolą tortury psychiczne i magiczne. Ciekawe, że kucyki w tym świecie mają takie wynalazki i to za czasów królewskich sióstr - najwyraźniej im to nie przeszkadzało. Nie żeby to było moralnie niewłaściwe, po prostu tortury są dość nieskuteczne, torturowany w końcu powie wszystko, to co chce od niego usłyszeć kat. Przyzna się do win, których nie popełnił. Dlatego w cywilizowanym świecie ich stosowanie jest mocno ograniczone i robione po cichu zabronione. Swoją drogą, część z wymienionych w tym rozdziale urządzeń do ćwiczeń agonizujących nigdy nie była stosowana w praktyce. Istniały jako sensacje z wieków późniejszych do szokowania okrucieństwem wieków ciemnych. Ciekawe, czy w świecie kucyków też tak jest. Inna sprawa, że żelazna dziewica (która prawdopodobnie nigdy nie była używana) jeśli już, to służyła za narzędzie egzekucji, a nie tortur. Swoją drogą, zastanawiające jest to jak Celestia karała Lunę. I ciekawe za co. Oczywiście, rozważania Twilight, że Celestia Luny nie kocha wyrzuciłabym do wora "brednie". Bądźmy poważni, Celestia wiedziała, że Luna umila sobie karę, to raz. Udawanie psa czy ścięcie grzywy to zwykły głupi dowcip do jakiego zdolne jest rodzeństwo/bliscy przyjaciele. Tak sobie myślę, że chyba wiem czemu Flurry twierdzi, że Twilight cuchnie podmieńcem. I czemu Twilight ma schizy. Na przebierankach się nie skończyło. Twilight próbowała przemienić się w królową podmieńców. Tak jak przemieniła się w alikorna czy jak przemieniła szczura czy co to tam było. To by wyjaśniało jej księżycową amnezję. I wątek z magią przemiany. Do tego mamy symbolikę imion. Twilight oznacza zmierzch, czyli czas zmiany z dnia na noc. Imagination Domina - wyobraźnia prowadzi do wprowadzania zmian w życie, Twilight jest królową wyobraźni, a więc i zmian. I zmieni się w imago. W formę dorosłą. Change chyba nie muszę tłumaczyć. Za to Kryształowa Alicja - Crystal Alice - okej, w zagadce niby chodzi o Chrysalis, ale czy tylko i wyłącznie? Cadance jest księżniczką Kryształowego Imperium. Twilight i Chrysalis są do siebie podobne, bo obie oznaczają przemianę. I to że obie są do niej w pewnym sensie niezdolne. Chrysalis nie zmieniła się w tęczożuka, a Twilight w Chrysalis. Jak to poskładać do kupy, by miało najwięcej sensu... Szczególnie, że przypominam - według Flurry Twilight pachnie podmieńcem, a Cadance nie jest jej biologiczną matką. A Flurry wydaje się być z nich wszystkich dość normalna. Jednocześnie jest bardzo młoda i nie pamięta zbytnio życia przed Księżycem i nigdy nie wąchała 100% podmieńca. Dostaliśmy trochę informacji o zwyczajach reprodukcyjnych podmieńców. I o tym, że podmieńce inne niż królowa też się rozmnażają i lubiły podrzucać swoje młode królowej. Cadance, Luna i Celestia pachną podobnie, są raczej z tego samego gatunku. Flurry wyczuwa, że Twilight jest inna, czyli albo Twilight jest jedynym kucykiem albo jest kucyko-podmieńcem po eksperymentach magicznych. Obie wersje mogą być w sumie jednocześnie prawdziwe. Przypatrzmy się linii czasowej: 1. Legenda o Change. 2. Rządy Celestii i Luny. 3. Wygnanie Luny. 4. Tu skądś się bierze Cadance. 5. Dzieciństwo Twilight. 6. Powrót Luny. 7. Alikornizacja Twilight. 8. Rodzi się Flurry Heart. 9. Twilight hajta się z Thoraxem. 10. Wygnanie. Śmierć Chrysalis wydarzyła się gdzieś pomiędzy 7 a 9. Nie wiemy za to kiedy zginęła siostra Chrysalis. Ani czy na pewno zginęła. Co jeśli tylko została wygnana? Alikorny jakie znamy podległy przemianie, by nimi zostać - jest to prawdziwe przynajmniej przy Twilight. Ale czy wszystkie startowały z poziomu kucyków? W końcu wygnanie jest łaską, by nie cierpiały braku miłości w Equestrii. A młoda Cadance nie mogła jeść normalnego żarcia. Cadance, księżniczka miłości, księżniczka tego, co najbardziej pożądają podmieńce. Istnieją opowieści, że księżyc jest z sera. Księżyc jak ser jakoby miałby mieć dziury. Księżyc też ciągle zmienia fazy, choć tak naprawdę to nie. Zmienia się to jak na niego patrzymy. Konkluzja: Podmieńce faktycznie pochodzą z Księżyca, ale pokolenie Change było odmienne od pokolenia Chrysalis. Podmieńce od Change opuściły Księżyc w poszukiwaniu miłości - nie dlatego, że musiały ją żryć, po prostu życie na Księżycu to nuda. Nic tam się nie dzieje. Change paradoksalnie była tą, która nie potrafiła się zmienić. Ale od tych podmieńców wywodzą się zarówno Chrysalis i jej siostra, jak Celestia i Luna. Tylko przybrały inne formy dorosłe. Dwie pary sióstr. I obie pary zaliczyły rozstanie. Tak jak Luna zmieniła się w Nightmare Moon, tak Cocoon zmieniła się w Cadance/Cadance jest z jej linii. I została wygnana przez swoją siostrę. Ale kiedy Luna na wygnaniu otrzymała samotność, Cadance dostała miłość i została przygarnięta przez Celestię. Luna wróciła i wygrałaby tym razem z Celestią gdyby nie Twilight. Chrysalis znowu starła się z Cadance i wygrałaby gdyby nie Shining Armor. Ostatecznie Chrysalis została zabita i wydaje mi się, że zrobiła to Cadance. Nawet jeśli nie bezpośrednio, to ona to zleciła. Cadance ma wąty do Luny, bo po pierwsze zazdrości jej miłości Celestii i tego, że Lunie wybaczono i mogła wrócić do domu, nawet jeśli według Cadance ta na to nie zasłużyła. Cadance nie mogła mieć dzieci z Shiningiem, bo ona nie jest kucykiem. Dlatego poprosiła o pomoc Celestię, a ta załatwiła jej jakoś Flurry. Możliwe, że odebrała ją Chrysalis i przemieniła na ich modłę i podobieństwo. Ponieważ wszystkie, poza Twilight, nie są kucykami, tylko formą ewolucyjną podmieńców, formą, która nie może się już tak łatwo zmienić, to mają lepiej rozwinięty węch. Dlatego według nich podmieńce mają jakiś inny zapach. I pewnie mają inny od nich. Różne formy rozwojowe wydzielają różne związki zapachowe. A kto je wygnał? Myślę, że zgodzę się z teorią @Suni zaryzykuję, że Celestia lub Twilight. Po tym co Twilight odwaliła ze swoimi eksperymentami z przemianą i po ujawnieniu czym są księżniczki, uciekły z Equestrii, by nie cierpieć braku miłości od swoich kucyków. Borze, napisałam to na trzeźwo ._.2 points
-
Najwyższa pora powrócić do "Twilight Sparkle w nowoczesnej baśni o Księżycu", poprzednim razem historia posiadała jedenaście odcinków, a teraz ma ich czternaście. Sprawdźmy zatem co przyniosły nam najnowsze trzy odcinki tejże fabuły - co się wyjaśniło, co się zagmatwało, czy otrzymaliśmy jakieś nowe poszlaki, a może to, co sądziliśmy do tej pory, okazało się znaczyć coś zupełnie innego? Ostrzegam jednak, że oznacza to, iż w komentarzu pojawi się mnóstwo istotnych spoilerów, a zważywszy na to, że poszczególne nowe rozdziały wnoszą do historii niejedną rewelację, a nawet można uznać je za przełomowe, czytając tego posta narażacie się na zepsucie sobie radości samodzielnego odkrywania losów postaci w ramach lektury, toteż rekomenduję najpierw przeczytanie fanfika, a potem niniejszego komentarza. Rozdziały nie są długie, czyta się je wartko, więc co Was powstrzymuje? Już po lekturze? No to jedziemy! Ostatni rozdział, który miałem przyjemność komentować - odznaczony numerem jedenastym - cechował się tym, że wyhamowywał tempo akcji, zgodnie z duchem fanifka żonglując przeszłością i teraźniejszością, dotykając tematyki podmieńczej, acz koncentrując się na relacjach między księżniczkami zarazem. Rozdział dwunasty podobnie pozwala sobie na spowolnienie akcji, nieco chętniej powraca do przeszłości, z tą różnicą, że, odwrotnie od swego poprzednika, skupia się na wątku królestwa Podmieńców oraz Twilight próbującej się odnaleźć w nowej roli - królowej roju, matki roju i żony króla roju. Ciekawym detalem jest to, że jak w poprzednim rozdziale protagonistka usiłowała wykazać, że na pewno nie jest Chrysalis, a kto uważa inaczej, to bzdury plecie, tak w tym odcinku zaczyna myśleć o tym co mogłaby zrobić, by nią być; może nie w sensie dosłownym, lecz jak stać się królową, którą pokochają i zaakceptują Podmieńcy. I te fragmenty, podobnie jak wymienianie tysiąc razy powodów, dla których Twilight nie jest Chrysalis (A może to było tysiąc powodów? Już nie pamiętam.), są przeurocze. Chociaż na inny sposób. Należy pochwalić styl, w jakim autorka wplotła do treści trochę światotworzenia, poświęcając uwagę głównie podmieńczej kulturze. Ale po kolei. Fabularnie, znajdując się w teraźniejszości, tkwimy na etapie pisania opowiadania urodzinowego dla Cadance. Bohaterce towarzyszy księżniczka Luna, z którą to konsekwentnie wydaje się mieć najzdrowszą relację, zatem Pani Nocy wydaje się idealną powierniczką wszelkich wątpliwości i trosk byłej już księżniczki przyjaźni. Natomiast będąc w przeszłości, śledzimy losy Twilight, która stara się wpasować tam, gdzie, jak ona sądzi, nie pasuje i gdzie jej nie chcą. I tak dowiadujemy się, że o ile Thorax rzeczywiście darzy ją uczuciem, o tyle Pharynx wręcz nią gardzi, przy okazji oskarżając brata o uległość wobec woli Celestii. Jeżeli owszem, wówczas królewska para już ma coś wspólnego - oboje nie potrafią się oprzeć podpowiedziom Pani Dnia, która przecież musi mieć rację, bo jest najmądrzejsza. Ciekawe. Ale tak czy inaczej, z rozdziału jasno wynika, że tych dwoje autentycznie ma się ku sobie, po prostu cała ta królewska otoczka sprzyja przykrym sytuacjom i nieporozumieniom. Zastanawiam się jakby to było, gdyby - może w międzyczasie się pobierając, a może nie - nie byli razem jako para królewska, ale jako alikornia księżniczka i odmieniony Podmieniec, i żyli sobie gdzieś daleko, mając tylko siebie. Taki obraz wydaje mnie się czymś ładnym i przyjemnym. Gdyby tylko oboje mieli w sobie więcej asertywności i odwagi, naprawdę mogłoby być... może jak w bajce. Nie jak w baśni, ale jak w bajce właśnie. Twilight najwyraźniej tak czy inaczej nie zostanie pokochana przez swych nowych poddanych tak, jak Chrysalis, a Pharynx wydaje się oddalać od brata, więc... Koniec końców Twilight i Thorax mają tylko siebie. Tylko na sobie mogliby polegać. Im dłużej o tym myślę, tym ciekawsza wydaje mnie się ta relacja. I wielka szkoda, że ich życie potoczyło się tak, jak się potoczyło. Co więcej, o ile oczywiście Twilight, a ramach całej "Nowoczesnej baśni o Księżycu", daje odbiorcy powody, by ją lubić, by jej nie lubić, rzadko kiedy świeci racjonalnością i spokojem, pomimo wszystkich nietypowych sytuacji, także momentów, w których wybucha, o tyle wydaje mnie się, że nie zasłużyła na to, co ją spotkało. I co spotyka ją teraz. W każdym razie nie na wszystko. No bo nadal mam z tyłu głowy to, że tyle razy wystarczyłoby powiedzieć "nie" i odebrać swój los z kopyt Celestii, ale wciąż - bywają momenty, kiedy mnie osobiście jest jej trochę szkoda. To z kolei cecha wspólna z księżniczką Luną - patrzymy, a raczej czytamy o tym, czym ją raczą towarzyszki niedoli i ciężko otrząsnąć się z wrażenia, że klacz sobie na to nie zasłużyła, naturalną reakcją na te rzeczy wydaje się zwyczajne współczucie. Zatem wchodząc głębiej, daje się dostrzec punkty wspólne, analogie między losami poszczególnych postaci. Odkrywanie tych szczegółów niezmiennie satysfakcjonuje, dodaje ekstra spójności całemu fanfikowi i po prostu wydaje się pasować, ogólnie. Prócz tego protagonistka zaczyna zadawać sobie pytania o to, co właściwie czuła/ czuje wobec postaci Chrysalis, zastanawia się jak mogłaby - nie będąc Podmieńcem - zastąpić nowym poddanym ich poprzednią królową, w międzyczasie odkrywając w głębinach gniazda grotę, która jest zamknięta, a którą otworzyć może tylko prawdziwa królowa Podmieńców, gdyż do zamku wchodzi nie konwencjonalny klucz, a odpowiednio zakrzywiony, podziurawiony, podmieńczy róg. Jest to chyba pierwszy moment w fanfiku, w którym słyszymy o tajemniczej Cocoon - siostrze bliźniaczce Chrysalis, która miała ponieść śmierć z łap stwora, który zalągł się w tych podziemiach, a którego zgładziła późniejsza królowa Podmieńcow. Jest to kolejna tajemnica w fabule - dla nas i dla Twilight - do późniejszego rozwiązania. Bo nie wydaje mnie się, by cokolwiek, co dotyczy kogoś, kto jest bliźniaczką samej Chrysalis, zostało dodane do historii po to, by być. A teraz wspomniane światotworzenie - autorka umiejętnie powplatała szczegóły dotyczące kultury Podmieńców i ich zwyczajów, budując wokół nich sytuacje, krótkie scenki, niekiedy też mini-wątki (jak chociażby miłość jako fizyczna forma pożywienia, która ma swoją barwę i smak), unikając zbytnich ekspozycji czy dalej idącego spowalniania akcji po to, by coś wytłumaczyć czytelnikom. Wszystko wydaje się wprowadzone naturalnie, po to, by rozszerzyć podmieńcze tło i zarazem uatrakcyjnić lekturę. I tak dowiadujemy się chociażby tego, jakie są typowe barwy miłości, jako fizycznego pożywienia, i do czego mogą one nawiązywać, nabieramy pojęcia jak silny jest wśród Podmieńców kult Chrysalis, okazuje się też, że Podmieńcy, ogólnie, często spluwają. Chyba ostatecznie nie dowiadujemy się dlaczego, więc może to być zwykły nawyk, a może coś, co niesie ze sobą znaczenie, w zależności od sytuacji. Ogólnie rzecz biorąc, choć rozdział ten nie wyróżnił się długością, miałem wrażenie, że wydarzyło się w nim dużo. Od samego początku prezentowana przez autorkę przeszłość występujących w "Nowoczesnej baśni o Księżycu" postaci bardzo mnie intryguje, toteż nie przeszkadza mi ani trochę zwolnienie, a wręcz zatrzymanie akcji, po to, by raz jeszcze zerknąć przez okno na minione wydarzenia, które ukształtowały te postacie i które w mniejszym lub większym stopniu mogły doprowadzić do tego, że wylądowały na Księżycu. Niezmiennie tekst czyta się zaskakująco lekko, jak na podejmowaną tematykę, nie uświadczyłem żadnych dłużyzn ani fragmentów, które wydają się nie pasować; poszczególne sceny zawsze wydają się ze sobą powiązane w ten czy inny sposób, a motywem, który towarzyszy nam ciągle podczas lektury, jest zagadka - co się tak naprawdę stało, w jakiej kolejności i kto jest tutaj winowajczynią. Zajmująca intryga, w połączeniu z czasem ponurym, czasem groteskowym, ale zawsze tajemniczym klimatem, skutecznie przyciąga do fanfika i nie pozwala się od niego oderwać, ani tym bardziej przestać myśleć o fabule. Rozdział trzynasty nie marnuje czasu i już na początku udziela nam ważnej lekcji - wygląd to nie wszystko. W swych staraniach, by być bardziej jak Chrysalis, Twilight uciekła się do zmiany swego designu, co wprawdzie uczyniło ją bardziej podobną do poprzedniej królowej... Lecz Pharynx nie szczędzi jej cierpkich słów i trudno się z nim nie zgodzić. Przynajmniej w kwestii bycia podróbką. Jasnym staje się, że Chrysalis to więcej niż wygląd zewnętrzny. W ogóle, przy tym rozdziale zacząłem zauważać, że autorka między wierszami porywa się na eksplorację tejże postaci. Z biegiem czasu Chrysalis przestaje się jawić jako ofiara niefortunnego wypadku, nawet jej reputacja złoczyńcy jest w "Nowoczesnej baśni na Księżycu" podmywana. Chociaż nie bierze fizycznego udziału w fabule, post mortem poznajemy ją jako ukochaną władczynię, nie do podmienienia, a także matkę, pragnącej miłości. Eksploracja ta odbywa się zwykle poprzez narrację czy też z perspektywy Thoraxa, który to... w tym rozdziale zjawia się na Księżycu! Informacja ta wprawdzie niezupełnie spada na czytelnika nagle, niemniej osobiście było to dla mnie małe zaskoczenie. Jednakże to jego rewelacje stanowią największy (jak do tej pory) szok, ale i wątpliwości, albowiem dowiadujemy się kto był tak uprzejmy wysłać księżniczki na Księżyc, jak również dlaczego król Podmieńców tak długo nie zorientował się, że u jego boku brakuje Twilight Sparkle. No właśnie - dwusetne urodziny Cadance. Wprawdzie nie wiemy od jak dawna księżniczki siedzą na srebrnym globie, jednakże jeżeli ktoś już spekulował, że trwa to od dawna, to w rozdziale trzynastym otrzymuje potwierdzenie: Zatem to faktycznie dosyć dziwne, na chwilę odstawiając na bok rolę Trixie - Thorax nie zauważyłby, te ponad sto lat temu, że Twilight gdzieś zniknęła? I przez cały ten czas nie próbował jej odnaleźć? A pozostałe księżniczki? Ich zniknięcia też nikt nie zauważył? Nikt nie dociekał, co się z nimi stało? Nikt ich nie szukał? Właściwie to, co zdradza nam Thorax, również wydaje się grubymi nićmi szyte. Bo załóżmy, że było tak, jak sam powiedział. Czyli była przy nim "Twilight". Niby-Twilight. Nadal pozostaje pytanie o Celestię, Lunę, Cadance czy Flurry Heart. Nawet jeśli przyjąć, że Starlight Glimmer była w stanie wszystkim się zająć sama, nadal nie rozwiązuje to tajemnicy tego, co się z nimi wszystkimi stało. No bo Starlight coś musiała powiedzieć poddanym kucykom, co nie? Ktoś musiał widzieć, że większości księżniczek brakuje. Musiała przedstawić jakieś wytłumaczenie... Albo i nie - skoro stała się księżniczką, to mogła zrobić inaczej. Raczej by się nie przyznała... Ale tu rodzi się pytanie o to, jak była potężna. Może miała idealne możliwości, by poddanych zastraszyć i wybić im z głowy chociażby wątpliwości. A może stało się coś jeszcze innego. Oczywiście jeżeli to, co mówi Thorax, jest prawdą. Bo prawdą wcale być nie musi. I po namyśle, a także wielokrotnym przeczytaniu/ przeanalizowaniu tekstu, ilekroć wyobrażam sobie jak musiała wyglądać Equestria przez te ponad sto lat, nie potrafię się pozbyć dziwnego wrażenia, jakoby miejsce to było wrogie kucykom, niepokojące, obce w stosunku do tego, co było, w jakimś sensie puste. Bez znanych księżniczek, z tą najnowszą na czele, co do której nie wiadomo jak będzie rządzić ani jak się będzie zachowywać, a która najwyraźniej przeszła pewną transformację w związku z opisanymi w fanfiku wydarzeniami. Kiedy na Ziemi nadal były księżniczki, a jej pogodzenie się z Twilight najwyraźniej nie było szczere... Skoro zrobiła to, co zrobiła. Sam nie wiem. Jakbym opuścił miejsce, które znałem od zawsze i dla którego byłem istotny, przeniósł się daleko i sobie żył, mając świadomość, że tamto miejsce nadal istnieje. I zastanawiał się w jakiej postaci przetrwało beze mnie, bo przetrwać jakoś musiało. A może nie? Perspektywa powrotu i samodzielnego sprawdzenia kusi... No właśnie - gdyby księżniczki nagle powróciły, jaką zastałyby Equestrię? A może to wszystko nieprawda? Nawet pomijając to, że wersja Thoraxa, przynajmniej na etapie rozdziału trzynastego, brzmi naciąganie, trudno przeć się wrażeniu, że coś tu jest nie tak. Tutaj zarazem muszę sprostować jedną rzecz, o której pisałem wcześniej: Okazuje się zatem, że źle to sobie wyobraziłem. Sprawdziłem czy tekst mógł zostać napisany mało zrozumiale, ale nie, przyczyna leży gdzie indziej - tekst nie sugerował niczego konkretnego, zabrakło kontekstu. Był to element zagadki, a może małej "pułapki" przemyślanej przez autorkę, by mało rozgarnięty odbiorca myślał, że tak to wyglądało. Ale teraz faktycznie zza tej mgły tajemnicy wyłania się prawdziwy obraz - wszystkie księżniczki trafiły na Księżyc wbrew swej woli, zesłane przez osobę trzecią, a na satelicie najwyraźniej musiały być już jakieś rzeczy, w tym żywność, którą w komentowanej wcześniej scenie rozdzieliła Celestia. Teraz, mając pełniejszy kontekst, wygląda na to, że był to jeden z ostatnich, desperackich momentów normalności, jakie usiłowała wykreować Celestia. Zastanawiam się co ona sobie wówczas myślała. Nie wiem czemu, ale teraz cała ta scena z "pakowaniem się" wydaje mnie się nie tyle groteskowa, co surrealistyczna. Oderwana, zawieszona gdzieś pomiędzy, niby zrozumiała, możliwa do wytłumaczenia, ale jest w niej coś dziwacznego. "Pakowanie się" na wycieczkę do miejsca, na którym już się było, wydzielanie racji żywnościowych z żywności, która najwyraźniej była tam od dawna, chociaż alikorny nie muszą jeść, pozbywanie się rzeczy z kuferka, rzeczy wziętych nie wiadomo skąd i tak dalej. Tekst z czasem przynosi brakujący kontekst i odpowiedzi na różne pytania, ale im dalej - mam wrażenie - tym więcej pełzającej grozy się tu udziela. Pełzającej, bo wiele zależy od tego jak dany czytelnik zinterpretuje sobie te sceny i co sobie wyobrazi. A wyobraźnia, to potężna rzecz. Kto wie? Może obecność Thoraxa na Księżycu i jego opowieść to kolejna "pułapka"? Jak uczy dotychczasowa lektura, wyciąganie wniosków zbyt szybko może zwieść na manowce, toteż warto po prostu czytać dalej. Mieć teorie i podejrzewania, ale weryfikować je na bieżąco. Wracając do samego rozdziału - konstrukcyjnie jest to istny kalejdoskop; sceny z teraźniejszości mieszają się z retrospekcjami, które to retrospekcje wydają się swobodnie porozrzucane po osi czasowej. I tak znów czytamy o małej Twilight, powróci wątek z czarną magią, ale będzie także spotkanie z przyszłą pewną bardzo potężną czarodziejką, padnie nawet, chyba po raz pierwszy w fabule, nowe imię dla Twilight, które wymyśliła - a jakże - Celestia. Brzmi ono Imagination Domina. Jak dla mnie postać, która nosi takie imię, może być zarówno najodważniejszą bohaterką, która nie bacząc na nic rzuci się na ratunek, pokona wszelkie zło ku chwale, jak i kimś, kto zdolny jest dla własnej uciechy złamać każdego i czerpać satysfakcję z każdej jednej chwilki spędzonej na pochodzie po zgliszczach tego, co stało na jej drodze. Imię brzmi podniośle, dumnie, ale ma w sobie coś mrocznego. I to również mnie się podoba Będzie także scenka ukazująca nam pierwsze chwile Twilight na Księżycu, zaraz po zesłaniu. I ze wszystkiego, co przewinęło się w rozdziale trzynastym, to właśnie ona ma jak dla mnie najluźniejszy... Inaczej - najmniej napięty nastrój. Tam jest najmniej tajemnicy. Ba, to w niej jest rozwiązanie niejednej wątpliwości po poprzednich odcinkach. Widać bowiem jak to było i że to nie była ani zaplanowana, ani tym bardziej skoordynowana z pozostałymi zesłanymi wojaż. A jeszcze wracając na moment do Chrysalis – ten rozdział sprawił, że zacząłem się zastanawiać, jak to się właściwie stało, że stała tam wtedy przy torach, dostatecznie blisko, by ktoś mógł ze skutkiem śmiertelnym wepchnąć ją pod pędzący pojazd, w ogóle, co się musiało stać, by komukolwiek przyszło do głowy uczynić coś podobnego, w biały dzień, pośród kucyków. Pierwsza myśl? Dzień jak co dzień, Chrysalis w kogoś się przemieniła, by karmić się czyjąś miłością - miłością do tego kogoś, kogo postać przybrała. Najwyraźniej popełniła błąd i ktoś się zorientował. Ale jak było naprawdę? Ogółem rozdział ciekawy, powiedziałbym wręcz, że dla paru wątków może to być przełomowy rozdział, gdyż przynosi nam kilka odpowiedzi, zapewnia brakujący wcześniej kontekst, ale zarazem zadaje kolejne pytania i w ten sposób pogłębia tajemnicę. Dosyć dynamiczny, za sprawą wielu scenek, może nawet nieco chaotyczny, ale zrozumiały dla odbiorcy; jeżeli ktoś do tej pory czytał uważnie, to bez problemu ogarnie co się kiedy dzieje i o co chodzi. Klimat niezmiennie intrygujący, tekst śledzi się z niegasnącym zainteresowaniem, losy poszczególnych postaci nie są obojętne i po skończonej lekturze zawsze pozostaje chęć ciągu dalszego. Stąd rozdział czternasty może zdziwić. W materii bieżącej fabuły nareszcie idziemy do przodu... aczkolwiek nie dzieje się w nim wiele. Twilight najwyraźniej robi postępy w pisaniu opowiadania urodzinowego dla Cadance. Thorax na początku jeszcze jej towarzyszy, ale już po chwili znika z fabuły. I to jest bardzo dobrze napisany fragment; dobrze kreuje tego Thoraxa na Księżycu jako postać enigmatyczną, która tak samo, jak się nagle pojawiła, równie dobrze może nagle zniknąć, chociaż jego obecność może nadal być wyczuwalna. No i podobały mnie się rozkminy Twilight, choć ja osobiście... jestem pewien, że tak naprawdę go tam nie ma. Pytanie zatem czy Thorax kiedykolwiek na tym Księżycu był? Może Twilight go sobie wymyśliła, a może... użyła czaru przeistoczenia? A może przemieniła się w niego Change, która jednak istnieje i cały czas tam jest? A może był to Podmieniec udający którąś z księżniczek? Mamy tu parę możliwości. Skoro mowa o Change, to jej motyw tu wraca. Bohaterka natrafia bowiem na salę tortur znajdującą się w zamku, za przejściem, którego najwyraźniej wcześniej nie zauważyła... A które w rzeczywistości wydaje się prowadzić donikąd. Czy ten zamek ma jakieś podmieńcze właściwości? On też umie się zmieniać, bawić się swymi bywalcami? Ale po co? Musiałby chyba wtenczas posiadać swoją świadomość, czyż nie? Wszystko to nakazuje mi sądzić, że możliwości są dwie. Albo Twilight Sparkle - jak przystało na miano Imagination Dominy - może mimowolnie, a może nie, może w sposób niekontrolowany, chociaż niekoniecznie, sama kreuje sobie postacie, z którymi wchodzi w interakcje i lokacje, które zwiedza, co zapewne wypływa z silnego pragnienia zobaczenia się z ukochanym albo po prostu spędzony na Księżycu czas zaczyna odciskać na niej swoje piętno. Albo... ktoś chce, by Twilight tak myślała; że na Księżycu jest Thorax, że na Ziemi zastąpiła ją Trixie, że za zesłanie odpowiedzialna jest Starlight, a w zamku było przejście do sali tortur, z której z pewnością ktoś kiedyś korzystał. Pytanie tylko, kto taki? Zapewne ta sama osoba, która pisała z nią jako Change. Celestia? W obu scenariuszach Thoraxa tak naprawdę tam nie ma. Nie tylko w tym rozdziale - jego nigdy nie było na Księżycu. Chyba nie jest dziełem przypadku, że Celestia została wspomniana po tej scenie. Jako ostatnia trafiła na Księżyc, ale zarazem to właśnie ona tchnęła w swe towarzyszki niedoli trochę energii, a nawet pozytywnych emocji. Tak opisuje to rozdział. Może dalej to robi? Sonata Lunarna (szkoda, że autorka nie postanowiła użyć tu "Sonaty Księżycowej" ("Moonlight Sonata"), zawiązanie byłoby zacne ), która w pewnym momencie dociera do uszu bohaterki zdaje się sugerować, że ta jednak zaczyna wariować... ale jednak nie - po niedługiej wędrówce Twilight znajduje Lunę, która wygrywa tę melodię na swej szałamai. Po raz kolejny przekonujemy się o dwóch rzeczach: pierwsza, czyli przeszłość Pani Nocy i jej relacje ze starszą siostrą, jak się okazuje, nie było kolorowo, kto wie o czym jeszcze nie wiemy, a dwa, to właśnie z nią Twilight ma najzdrowsze relacje. Scena z nimi, poza tym, że była bardzo miła i przyjemna, wydawała się nawiązywać do ich tańca na weselu byłej już księżniczki przyjaźni. W gąszczu scen nacechowanych tajemnicą, mrokiem, groteską i smutkiem, takie ciepłe, serialowe momenty są bardzo w cenie - ubogacają całość, dają czytelnikowi coś pocieszającego, taki moment wytchnienia, w którym bohaterkom nic nie grozi; ani napastnik, ani rozczarowanie, ani przykrość. Jednocześnie nie wolno zapominać o drobnym światotworzeniu, chociaż tu głównie jest to dalsze rozwijanie podmieńczej kultury, poprzez narrację; które zwyczaje są dla nich naturalne, a które zaadaptowali z czasem, po swojej przemianie, od kucyków. Plus wstydliwość Luny, wynikająca ze staromodnych zwyczajów i pojęcia obyczajności, do którego nadal jest przywiązana - zawsze uroczo się to czyta. Podobnie robi się uroczo, gdy odbiorca zda sobie sprawę, że postępy w pisaniu opowiadania dla Cadance nastąpiły dopiero, gdy u boku Twilight znów pojawił się Thorax. Jakby bez niego naprawdę nie była sobą, bo była niekompletna, a obecność ukochanego ją dopełniała, na tyle, że mogła się skupić i ruszyć z tworzeniem podarku dla bratowej. Bardzo ładny motyw. Może tak bardzo zależy jej na bratowej, tak bardzo chce stworzyć dla niej piękny prezent, że wyobraziła sobie męża, bo wiedziała, że bez niego nigdy tego nie dokona? Prócz Luny, która faktycznie jawi się jako jedyna prawdziwa przyjaciółka, zasługująca na jej szczerość, to chyba na Thoraxie i Cadance najbardziej jej zależy. W sensie, to są jedyne bliskie jej osoby, które tutaj z nią są; jedna duchem, druga ciałem. Och, znowu zapomniałem o Flurry Heart. Oj tam, oj tam W ogóle, jakby się nad tym zastanowić, Twilight z biegiem fabuły wydaje się uspokajać. Możliwe, że to również w związku z pozytywnym wpływem, jaki ma na nią mąż (to znaczy, jego wyobrażenie, ale takie bardzo, bardzo realne), a może sytuacja wymogła to na niej. Nie wiem. Tak czy inaczej, Twilight na tym etapie historii to nie do końca ta sama Twilight, co na jej początku. Zatem... czy możemy mówić o przemianie postaci? A może jest to efekt tego, że nie ma w jej pobliżu Celestii? Wciąż nie odrzucam scenariusza wedle którego to ona okaże się... może nie "tą złą", ale tą najbardziej odpowiedzialną za to, co spotkało/ spotyka te postacie. Pomijając brak asertywności Twilight. I jej naiwność. Ogółem postrzegam ten rozdział jako "ciszę przed burzą". Coś czuję, że jest to moment wyciszenia, nim na bohaterki spadnie coś... dużego. Urodziny Cadance zbliżają się wielkimi krokami (poważnie, teraz to oczekiwanie jawi się bardziej jako odliczanie) i napięcie rośnie. Mam nadzieję, że szałamaja przeżyje Zaskakująco przyjemny rozdział. Nawet jeżeli wydarzyło się niewiele, to sporo uwagi poświęcono relacjom między poszczególnymi postaciami, pogłębiono nieco kreację Twilight i widzę tutaj detale świadczące o tym, jak złożona może to być w tejże historii postać. Detale, które zgrabnie łączą się ze wszystkim tym, o czym opowiadały poprzednie rozdziały. Niewątpliwie coś się szykuje. Podobają mnie się konsekwentne kreacje bohaterek, sposób w jaki zostają ukazane relacje między nimi, odpowiada mi zwięzłość opisów, dialogi brzmią w porządku, bywają mocniejsze, bardziej emocjonalne momenty, a także bardzo ładne, nawet romantyczne motywy, które ocieplają nieco nastrój. Czuję się usatysfakcjonowany nowymi rozdziałami. Otrzymałem parę odpowiedzi, zostałem w paru aspektach sprowadzony na Ziemię (), ale nie poddaję się i atakuję kolejnymi teoriami, mam kolejne wątpliwości i niezmiennie trzyma się mnie napięcie - co będzie dalej, co być może odgadłem i jak szokujące okaże się rozwiązanie zagadek. Cieszy też koncentracja wokół Podmieńców i ich zwyczajów, próby eksploracji postaci postaci Chrysalis również zatrzymuje mnie przy lekturze. Ostatecznie pragnę z całego serca polecić tę historię, jak również najnowsze rozdziały, jeżeli jeszcze ich nie czytaliście. Wiedząc już, że rozdziałów będzie siedemnaście (oficjalne info od autorki, post wyżej), zastanawiam się czy nie warto będzie... zaczekać, aż ciąg dalszy zostanie opublikowany, już do końca, wraz z epilogiem. Opowiadanie czyta się wartko i ciężko się od niego oderwać, więc może najlepszym sposobem na jego doświadczenie będzie przeczytanie go od razu w całości... Na co już się nie kwalifikuję, ale myślę, że może to być jakaś opcja Wygląda na to, że może to być kolejna z tych historii, których najpoważniejszą - o ile nie jedyną - wadą jest to, że nie można ich przeczytać ponownie po raz pierwszy Zatem pozdrawiam serdecznie i polecam!2 points
-
Nowy rozdział, w którym Twilight ma urojenia. Zacznijmy od tego, że komentarz Pharynxa, że wygląda jak dziwka, choć chamski, to raczej był trafiony - no nie oszukujmy się, musiała wyglądać idiotycznie i to w sposób wskazujący raczej na brak respektu wobec Roju i Chrysalis. A czemu Thorax nie dopuszczał jej do ważnych sprawTM? Nie wiem, może dlatego, że ewidentnie była niekompetentna i jednocześnie zbyt dumna oraz zakompleksiona, by to nadrobić, na co wskazuje jej chęć papugowania Chrysalis i brak umiejętności rozwiązania najprostszych problemów związanych z byciem kucykiem w roju. Ba, ona nawet sama nie wie czego chce, jak może nadawać się do rządzenia? Mamy też cykl wspomnień z Celestią, z których po pierwsze, dowiadujemy się dlaczego magia przemiany jest niebezpieczna i czemu Celestia niekoniecznie chciała tłumaczyć młodej Twilight dlaczego. Z jakiegoś powodu strasznie zszokowało to dużą Twilight i choć mam pewne powody, by podejrzewać dlaczego, ale z drugiej strony uważam jej tok rozumowania za błędy. Twilight oczywiście chodzi o alikornizację i nieśmiertelność, która może być efektem ubocznym. Jednakże... Obawiam się, że Twilight się myli, a alikornizacja jest jednak czymś innym. W końcu Twilight po przemianie dalej pozostaje Twilight. No i efekty uboczne mają to do siebie, że trudno je kontrolować. W przypadku alikornizacji wydaje się nie mieć to sensu. Oczywiście, może jej też chodzić o przemianę podmieńców, ale to ma mniej sensu - te zrobiły sobie to same i to przy użyciu swojej wewnętrznej, podmieńczej magii. I, czy w takim wypadku, zarówno alikornizacja jak i przemiana podmieńców nie są porównywalne do zdobycia Uroczych Znaczków przez kucyki. Tam też jest magia. I jest przemiana, która wpływa na życie. I tak jak pozostałe wymienione tu procesy... Przebiega z wnętrza. Celestia nie zmieniła Twilight na siłę w alikorna (chyba, może w tym fiku tak, ale w serialu nie). Kanonicznie jej tam nawet nie było. Także, podejrzewam, że Twilight ma paranoję i bujną wyobraźnię. Wspomnienie z portretem też mówi wiele o mentalności Twilight. Ona po prostu za dużo myśli i wszystko bardzo bierze do siebie. Wyraźnie widać, że Celestia z tą tabliczką żartowała i pozwoliła sobie na parę złośliwości (nawiązania do Twilight, która desperacko próbuje być Chrysalis, która ma bujną wyobraźnię i nadinterpretuje wszystko, co sprawia, że jeśli ktoś pozbawia ją własnej tożsamości, to jest to ona sama). I być może jednocześnie nawiązała do pewnej księżniczkowej tradycji. Ba, mam wrażnie, że nie sądziła, że Twilight potraktuje to poważnie. W końcu nie bez powodu miała przygotowaną drugą wersję i potraktowała wszystko bardzo lekko, bez jakichkolwiek form nacisku. A jeśli o wyobraźnię chodzi, to nie sądzę, by Thorax był prawdziwy. Ani to co mówił o Starlight i Trixie. Nie bez powodu ten rozdział wielokrotnie wskazuje na to jak bujna jest wyobraźnia Twilight i jej odloty. To raczej umysł Twilight i jej paranoja ją do tego miejsca doprowadziły. Twilight nigdy nie lubiła Trixie i wspomnienie historii o imionach przypomniały jej we śnie o dawnej rywalce. Poza tym, przecież to się wydarzyło we śnie... I nie zgadza się z resztą tekstu. Przecież wcześniej była historia o tym jak Celestia kazała im się na ten księżyc spakować. Do tego cały motyw, że ich tam po prosu nie chcą. Alikrony trafiły na Księżyc razem. Twilight nigdy się tam sama i przerażona nie błąkała. Historia Thoraxa też nie trzyma się kupy - Trixie robiła za Twilight, a co z Celestią, Luną, Cadance, Flurry? Je też podstawiła? Uśmierciła w wypadku, który wszystkich przekonał? No na pewno^^ Sam Thorax może nie jest jakiś wybitnie bystry, ale Pharynx by to wyczuł bez trudu, nawet jeśli miłość Trixie/Twilight smakowała tak samo. A Shining Armor? Mane Six? No Starlight musiałaby ostre kucobójstwo ogarnąć, bo z całym szacunkiem do Trixie, Trixie może mogłaby wyglądać jak Twilight, ale nie zachowywać się jak Twilight i dysponować mocą jak Twilight. Poza tym, Thor... podświadomość Twilight zabrania jej o tym mówić reszcie, niby dlatego, że się boi... Ale czego? Wyśmiania tego steku bzdur? Przypomnienia okrutnej prawdy, którą Twilight wyparła?2 points
-
Nie sądziłem, że to nastąpi. A jednak, fizyczne wydanie Crisisa Equestrii stało się faktem. 3 grube, ponad 500 stronnicowe tomy z kolorowymi okładkami i masą tekstu w środku: Zdjęcie 1 Zdjęcie 2 Monumentalne dzieło Ganona, w tłumaczeniu aTOMa, fik naprawde dobry, słynny (choć nie tak jak fallout) może być wasz już za 125zł za komplet (wysyłka dodatkowe 17zł) Formularz zamówień Regulamin i numer konta Zachęcam do zamawiania i zadawania pytań. Ilośc egzemplarzy ograniczona. I mały edit: W zasadzie, powinienem byłto zrobić już dawno. Przy poprzednim wydaniu, albo jeszcze wcześniej nawet. To było ostatnie Nie będzie więcej fików, dodruków czy coś. Cieszę się, że mogłem tyle zrobić, tyle ludzi uszczęśliwić Tym niemniej, chyba 4 miesiące rzeźbienia po pracy w tekście Crisisa, dopasowywania, ustawiania itepe przypomniały mi, jak ciężkie jest to zajęcie. A raczej, jak czasochłonne. I po prostu mi już wystarczy. Poza tym, aktywność fandomowa spada i mam wrażenie, że coraz mniej chętnych na takie coś. To tyle. Dziękuję2 points
-
Za oknem coraz zimniej, w sklepach zaczyna przygrywać "Last Christmas" a to oznacza, że wielkimi krokami zbliżają się Święta! Czy może być lepsza okazja do spotkania się i spędzenia czasu z innymi fanami kolorowych kucyków w miłej i przyjaznej atmosferze? Warszawskie Bronies Twilight serdecznie zaprasza wszystkich do wspólnej zabawy na I Świątecznym Fluttermeecie w Warszawie, 7 grudnia 2024 roku. W planach jest moc atrakcji nastawionych na integrację, a to wszystko zakończone wspólną wigilią! Garść informacji: Adres i czas: Klub Lira, Warszawa, ul. Łojewska 3; godz. 15:00 - 22:00 Cena wejściówki: 20 zł Rejestracja: https://fluttershymeet.sticzu.pl/ (rejestrując się możesz wybrać grafikę, która ozdobi Twój własny, wyjątkowy IDk) Plan atrakcji: https://fluttershymeet.sticzu.pl/plan/ Plan dojazdu: https://drive.google.com/file/u/0/d/16DaYJr_I4iCZSBn5cepvmUU4No9Fwixy/view?usp=sharing&pli=1 Więcej informacji znajdziecie na naszym wydarzeniu na Facebooku: https://fb.me/e/4SeGgsyjC Gorąco zachęcamy do przyniesienia jedzenia lub napojów na wspólną wigilię. Do zobaczenia2 points
-
Witam. Chciałem poinformować, że na internencie krążą plotki jakoby w 2026 miała być nowa generacja mlp, a w 2025 gen 5 ma dobiec końca. Sporo jest na ten temat filmików na angielskim ponytubie ale może nie każdy ogląda to informuje. Generalnie zaczęło się od tego że wyciekły jakieś dokumenty na temat tego że w 2026 planują zrobienie czegoś co nazywają "ponyverse". Oczywiście to nie jests 100% pewne ale w sumie jak się nad tym zastanowić to ma to sens. Ja tam nie mam wygórowanych oczekiwań, mam za to wątpliwości jak to wyjdzie, bo ludzie też coś spekulują o powrocie bohaterek g4, ale może wy macie inne zdanie na ten temat? Taki news napisany na szybko, i jak temat was interesuje to polecam samemu poszukać informacji, bo ja już aż tak bardzo się w fandomie nie orientuje.2 points
-
2 points
-
Wygląda nieźle, ale dać graczowi broń w horrorze, to jak zacytować Arnolda w Predatorze... "Jeśli coś krwawi, to można to zabić"2 points
-
Jak fajnie, kolejne dwa rozdziały. I to lepsze od poprzedniego (co nie znaczy, ze poprzedni był zły, czy coś). Po prostu, tu jest lepiej i więcej. Obsidian idzie w odwiedziny do tej swojej dziwnej koleżanki. I, jak to Discord cudownie ujął, spożywały różne substancje (bez procentów) i dobrze się bawiły. I ja też się dobrze bawiłem, czytając jaką miała radochę z latania, jak grzmotnęła o ziemię, oraz, jak postanowiła rozwiazać kwestię poruszania się w powietrzu. Swoją drogą, kiedy wspomniała, że kucyk nie może sam się lewitować, to pomyślałem, że postanowi skorzystać z wiadra. A tu dostałem bardzo kreatywne rozwiązanie. Może je kiedyś gdzieś podkradnę... Zamek Joy i Discord tez wypadli spoko. Scenka z Seabright wypada przy tym średnio, ale patrząc ogólnie, to jest OK i też klimatyczna. Dobrze wypadło to, jak Obsidian (po raz kolejny) wzięła dosłownie słowa Seabright i spytała jakiegoś randoma o książkę. Ten motyw w realizacji Ghatorra mi się nie znudzi chyba. No i sprawa z Ambrosją. Tu znów jak dla mnie plus, za zaskakujący obrót przeprosin. Zamiast normalnego podania sobie kopyt, walka na gołe klaty jakimiś szaszłykami. I w sumie, nie byłbym taki pewny kto wygra. i Cahan ma trochę racji, że Ambrosia strasznie idealizuje bycie rolnikiem i jednocześnie narzeka na szlachtę. Ale obwiniam o to Applejack. Właśnie, będzie opis pojedynku? Czy może Twilight z Applejack zainterweniują? Jeśli chodzi o więzienie, to musze przyznać, że był to uroczy, bardzo pasujący do klimatów fika motyw. Ta resocjalizacja, te śluby... Chciałbym zobaczyć tego więcej. Może niech któraś księżniczka będzie gościem honorowym na takim ślubie? Albo niech wizytuje warsztaty resocjalizacyjne. Po prostu ten motyw mi się podoba. No i kwestia rodziny Obsidian. A raczej jej matki, której to Obsidian nie zna. Tropy wskazują na jakąś Lady Agape. Mam wrażenie, że nie pierwszy raz się to imię pojawiło. I mam wrażenie, że to nie jest ona. To by było zbyt... proste? Poza tym, Sombra był dość tajemniczym władcą, który miał dość ciekawe podejście i poglądy na bycie wielkim dyktatorem. Nie sądzę by miał bliską klacz, o której wszyscy wiedzieli, którą znali i którą mogliby wykorzystać przeciw niemu. Chyba, że Agape była w tej materii tylko narzędziem. Albo Obsidian nie powstała naturalnymi metodami. Tak czy inaczej, jestem zaciekawiony tą kwestią. Ogólnie, bardzo dobra robota, było fajnie i chcę więcej przygód niedostosowanej do współczesności Obsidian i jej spojrzenia na świat.2 points
-
Dzień dobry. Ehh, od czego by tu zacząć. Może od genezy pomysłu. Zawsze lubiłem tutejsze fanficki. No jest w nich coś takiego jakby innego od zwyczajnych książek, nie wiem co to jest. Wydaję mi się, że może to być niejako szczerość ze samym sobą. Chodzi o to, że tutaj opowiadania nie są robione pod widownie czy dla pieniędzy. Nie będą edytowane przez profesjonalne wydawnictwo, krytykowane przez profesjonalnych krytyków i w 99% przypadków nie pojawią się nawet na półkach czytelników. Są pisane chyba tylko po to by dać coś od siebie dla community którego ludzie czują się częścią. Toteż można sobie na więcej pozwolić, napisać to co się faktycznie chce napisać. Jestem bronym od 2017 i pamiętam, że już wtedy na forum trąbiono, że fandom umiera (lub wgl, że umarł czego nie rozumiałem bo przecież byli ludzie, rozmawiali i tworzyli masę nowych rzeczy). W każdym razie już koło 2019 czy 2020 z mojej perspektywy forum było praktycznie martwe. przez te 3 lata naprawdę sporo ludzi wyszło. Nie byłem jakimś ogromnym czytelnikiem ale już coś tam miałem przeczytane i miałem swoje ulubione fanficki które nawet w pewnym stopniu zmieniły to kim jestem. Pamiętam, że wtedy zaczęły się czasem takie mini przerwy na forum gdzie coś się wysypywało i za każdym razem myślałem, że to już koniec, ale ostatecznie przychodził jakiś admin i to naprawiał i forum stało dalej. Mimo wszystko miałem lekką paranoję, że kiedyś to wszystko może się wykopyrtnąć. Już wtedy postanowiłem, że zrobię backup całego forum. Znalazłem sobie jakiś żałosny programik który niby coś tam pobierał ale na całe forum zeszło by z 10 dni. Program nie miał możliwości zastopowania a ja nie mogłem na tyle zostawić komputera włączonego, więc no cóż. Poddałem się wtedy. Poza tym nie sądziłem jeszcze wtedy że to nie forum jest najbardziej zagrożone a same fanfiki, bo ludzie je przez ostatnie 3 lata usuwali na potęgę. Czy przypadkiem czy nie, tego nie wiem. W każdym razie jest już 2024 i jestem pod wrażeniem, że forume dalej działa. Chwała adminom za to, że jeszcze im się chce. Niestety przez te 3 lata prawie wszystkie moje ulubione fanficki zostały usunięte. Nawet ostatnio były masowe przenosiny tematów do archiwum. I naprawdę mnie serce bolało jak to widziałem, bo niektóre z tytułów i opisów brzmiały naprawdę interesująco. Pluję sobie w mordę, że nie miałem swoich ulubionych fanficków pobranych nim zostały usunięte, i pewnie do końca życia będę tego żałował. No i dlatego to zrobiłem. W moim przypadku to już nie zmieni dosłownie nic. Bo znowu, moje ulubione fanficki zostały usunięte, ale może komuś innemu będę w stanie kiedyś pomóc. Przez te parę lat nauczyłem się trochę programowania i zrobiłem bota którym pobrałem cały dział opowiadania wszystkich bronies oraz my little necronomicon. Ale nie tylko tematy tak jak próbowałem kiedyś. Mam na myśli również wszystkie dokumenty. Rozdziały. Wszyściutko co jest dostępne na dzień 16 lutego 2024. Na początku chciałem to tutaj udostępnić, ale czysto teoretycznie byłoby to udostępnianie czyjejś pracy a wiem, że forum potrafi być baaardzo drażliwe w tym kontekście a nie chcę nikogo do siebie zrazić. Coś co jednak nie jest nielegalne to udostępnienie wszystkich linków do opowiadań. Tak tylko NA WSZELKI WYPADEK. I błagam: nie chcę, żeby ktoś mnie posądził o jakiekolwiek złe intencje. Ja nie chcę budować alternatywy dla tego forum. Również proszę z głębi serca ludzi i adminów i użytkowników by nie porzucali forum. Ja chcę tylko zbudować pewną furtkę zapasową na wypadek jeśli coś pójdzie nie tak. Tu zaznaczam że backup linków jest w dosyć słabym formacie. To znaczy na każdą linijkę macie link i tytuł opowiadania do którego link należy ale nie są one ponumerowane. Jedynie ustawione chronologicznie. Taki format był mi potrzebny właśnie do masowego pobierania plików więc tak zostało. Jeśli chcecie coś tam znaleźć to wpisujecie tytuł opowiadania (na przeglądarce trzeba kliknąć ctrl + f dla szukania na stronie) i możecie sobie przejrzeć wszystkie linki należące do tego opowiadania ułożone chronologicznie. Czyli chcecie rozdział 1 to bierzecie 1 link. Na razie udostępniam w takiej formie, być może kiedyś to uporządkuje i ogarnę tak żeby każdy link miał obok tytuł rozdziału i wtedy to updejtnę. Da się to zrobić i nie jest to szczególnie problematyczne, ale na razie mam dosyć programowania na najbliższe parę dni/tygodni. A zatem: Opowiadania wszystkich bronies: https://docs.google.com/document/d/1wYcPQ9rDg98HHdgvfuSUcl92aV0BZxbXV_ZDcWkIas4/edit?usp=sharing My little necronomicon: https://docs.google.com/document/d/1LWXQ_uNqbhds8-G0synr-1nqLB_poFhrLcu8TN9BaqI/edit My little seduction: Może kiedyś. I jeszcze jedna bardzo istotna rzecz. Mam również backup wszystkich dokumentów, więc jeśli kiedyś coś zaginie i będzie potrzeba to odnaleźć to służę pomocą. Wszystkie pliki są w formacie docx jak coś więc zapisane są nawet komentarze. Mogę też udostępnić plik excelowy w formacie csv z tymi linkami do google docsów.2 points
-
No naresz... To znaczy... O, NIE! I dostaliśmy te 3 rozdziały w 3 miesiące. A jak tam z fabułą... Czytając te rozdziały czułam się momentami tak jak oglądając "Diabeł ubiera się u Prady". Czyli przyglądając się jak sympatyczna protagonistka wpędza się w kłopoty i coraz bardziej się wkopuje. I to bolało.. I nie jest to coś łatwego do napisania. Ogółem mam wrażenie, że fabuła bardziej ruszyła do przodu. Nareszcie! Interakcje Obsydian z Joy i Discordem w wymiarze chaosu były urocze. No i w końcu ktoś coś z niej wyciągnął. Oraz odkrył jej pochodzenie. W sumie to, że matka Proskeniona wydaje się czegoś domyślać też jest interesujące. No i w końcu Obsydian robi coś ze swoim konfliktem z Ambrosią. Co prawda znowu się z nią pokłóciła i poglądy obu z nich były oczywiście błędne i głupie - w końcu farma Apple prosperowała raczej słabo zanim Applejack została alikornem. W serialu zwyczajnie ich rodzina biedowała. No i equestriańska szlachta jednak ich ochrania. Ogółem łatwiej mi tu zrozumieć Obsydian, bo jej chociaż Sombra nawbijał głupot do głowy, ale u Ambrosii to chłopomania na takim poziomie, że mogłaby wystąpić w dramacie autorstwa niejakiego Islandersa. Jej ojciec jest szlachcicem z dziada pradziada, matka od stosunkowo niedawna ma tytuł, laska naprawdę mogłaby mniej romantyzować bycie wieśniakiem. Niestety, wybrała okładanie się bronią białą po twarzach, więc jest zgubiona. Obsydian, kotku, nie, to się zawsze kończy tym, że się zostaje najlepszymi przyjaciółkami! ;_; Podobała mi się reakcja Papilli na ich interakcję, za to nie wiem czemu Twilight i Applejack są przeciwko. Ogółem, obawiam się, że Ambrosia spuści Obsydian srogi łomot, ale to jej chyba zbytnio nie zaszkodzi... To tylko siniaki i powierzchowne rany, przecież się nie pozabijają. Jedyną rzeczą, którą bym wycięła z tego rozdziału to interakcja z Sebright, wydaje się dość przypadkowa i zbędna. Ewentualnie dorzuciłabym ją do jakiejś sceny grupowej. Interesujące jest to, że Obsydian używa czarnej magii przez sen i co o tym mówił Sombra... Co jeśli Obsydian w istocie jest potworem, bo nie ma kontroli? Co jeśli powoduje różne dziwne zjawiska w okolicy i nawet o tym nie wie? Ruszyliśmy też wątek potencjalnej matki Obsydian, choć osobiście wątpię, by Sombra i Agape poczęli ją w sposób naturalny, o ile ona w ogóle jest jej matką. Bo czemu wszystkie jego miniony ją znały, a Obsydian nie? Wiadomo, że ten Sombruś jest małym tyranem-hipokrytą, ale czemu miałby ukrywać przed córką akurat to? O ile ona w ogóle jest jego biologiczną córką. Kto wie, może Sombra był wnętrem... Niewolnica niewolnicą, ale Sombra nie pozwalałby nazywać Lady zwykłej lafiryndy służącej mu tylko do zaspokajania chuci. Taką raczej trzymałby w tajemnym loszku tak żeby nikt nie wiedział o jej istnieniu. W końcu koleś bardzo stara się o swój wizerunek perfekcyjnego tyranaTM. Jeśli chodzi o miniony, to dobrze, że Twilight wzięła się w końcu za to przesłuchanie, choć dowiedzieliśmy się mimo wszystko zadziwiająco niewiele. Może poza tym, że na pewno pisał to Ghatorr, bo nikt inny nie załatwiłby zbrodniarzom reżimu Sombry dwóch ślubów w więzieniu. No i pytanie co z klątwą jaką kitku rzucił na AJ. Czy może blefował. Cóż, liczę na to, że tego dowiemy się w następnym odcinku. I tego dokąd prowadzi przejście w zamku. I jak bardzo wszyscy są obrażeni na Obsydian. W sumie, może Discord przyjdzie spuścić jej łomot za obrazę uczuć jego córki?2 points
-
Im dłużej czytam tę Twilight tym bardziej jej nie lubię. Nie dlatego, że jest źle napisaną postacią, bo jest świetnie napisaną postacią. Po prostu jej zachowanie i tok myślenia są dla mnie czymś tak egzotycznym, że równie dobrze mogłaby być waranem leśnym. Dowiedzieliśmy się więcej o tym jak Twi radziła sobie w roju podmieńców. A radziła sobie żałośnie słabo. W pewnym sensie Pharynx miał rację, ale jednocześnie bardzo się mylił. Uważam, że głównym problemem jest ten absolutny brak asertywności Twilight. Twilight jako kucyk nie jest stworzona do picia miłości. Tylko tyle i aż tyle. Myślę, że jakby powiedziała to wprost i głośno swoim nowym poddanym i dyplomatycznie radziła im wypić w jej imieniu, to wszyscy byliby szczęśliwi. Ba, myślę, że jakby powiedziała takiemu Pharynxowi wprost, że jej to zwyczajnie nie smakuje, zamiast robić sceny, to ten bardziej by ją szanował. Bo Pharynx szanuje siłę, a tej Twilight brak, mimo że jest alikornem. Twilight nigdy nie będzie podmieńcem. Nigdy nie będzie drugą Chrysalis. Więc po co próbować być tym, kim się nigdy nie stanie? Po co walczyć z przemianą, która nie nadejdzie? Twilight miała tylko jedno wyjście z sytuacji - być Twilight. Ale twardszą, asertywniejszą i mądrzejszą. I najbardziej żałosne jest to, że do niej to w ogóle nie dotarło. Wiemy też, że i Twilight, i Thorax się kochają. I że Celestia zmusiła Thoraxa do ślubu. A przynajmniej tak powiedział Pharynxowi. Ale niby jak? Czy Celestia ma nad nim jakąś władzę? Czy to było takie "Mówię wam to, bo jesteście za głupi, by na to wpaść samodzielnie: ty kochasz ją, ona kocha ciebie, weźcie się hajtnijcie i nie róbcie skandalu, pls". Bo ja serio nie jestem w stanie zrozumieć, czemu Twilight miała taki problem i ból zadu o ten ślub w takim wypadku. Czy chodziło o życie w roju? Czy jako jego królowa nie mogła sprowadzić kucyków i elementów starej kultury? Albo i zrobić kucowe miasto obok? Pewnie mogła, ale nie pomyślała. To byłoby w końcu logiczne rozwiązanie sytuacji, a nie użalanie się nad sobą . W sumie najzabawniejsze by było jakby ta miłość, którą wypiła, to była miłość Thoraxa do niej. I dlatego go to ubodło. W końcu Twilight nie ma pojęcia o płynnej miłości. Ani w ogóle o miłości. Jakby miała, to mogłaby obgadać wiele rzeczy ze swoim mężem zamiast wszystko ukrywać, snuć dziwne teorie i sprawiać, że nikt nie wie o co jej właściwie chodzi i w co ona gra. Dość ciekawe jest to jak podmieńce widzą Chrysalis i że ona była dla nich naprawdę dobrą władczynią. Ciekawe też co się naprawdę stało z jej siostrą, ale osobiście skłaniam się raczej do teorii, że Chrysalis jej nie zamordowała, a jeśli już, to w samoobronie. Nie wiem czemu. A co do tego, że odpowiedź tkwi w przeszłości... Dla czytelników niewątpliwie tak, ale dla Twilight... Twilight nie zobaczyłaby pewnie odpowiedzi nawet jakby ta wyskoczyła zza skały i kopnęła ją w zad. Bo cały czas mam wrażenie, że nawet jeśli Twilight szuka odpowiedzi, to nie szuka rozwiązania. Jakby go szukała, to już dawno by je znalazła.2 points
-
Nowy, jedenasty rozdział niejako zatrzymuje dotychczasową akcję opowiadania, w momencie, w którym dowiadujemy się, iż Twilight postanowiła w ramach podarunku urodzinowego napisać dla Cadance opowiadanie. Widzimy też, że to wcale nie będzie takie proste. Już teraz tekst podpowiada nam dlaczego Twilight Sparkle - jakby nie było ktoś, kto całe życie czyta książki, obserwuje, bada i na atomy rozkłada - może mieć nie lada kłopoty z kompozycją utworu literackiego pisanego prozą; brak talentu i umiejętności, zbyt długa przerwa odkąd ostatnim razem udało jej się popełnić taki tekst, a może Twilight, jak to Twilight, sama za mocno dokręca sobie śrubę, przez co nie jest w stanie napisać czegokolwiek, czym sama byłaby usatysfakcjonowana. A to przecież prezent ma być! I to nie byle jaki - ekspresywny, coby go (ślepa) Cadance ujrzała oczyma imaginacyji. A poza tym, najogólniej rzecz ujmując, rozdział napisany został zgodnie z duchem fanfika - to, co tu i teraz, miesza się z migawkami z przeszłości, a czytelnik musi przebrnąć przez wszystko z uwagą, by uszeregować na osi czasu poszczególne wydarzenia, za co nagrodą jest poznanie szerszego kontekstu; co zadziało się między bohaterkami, jak przekłada się to na ich obecne relacje i co to oznacza w ich obecnej sytuacji. Początek może lekko zmylić. Krótka konwersacja z Cadance, poprzedzona refleksją o tym czym dla Twilight - całkowicie nie gotowej do roli królowej - jest królestwo podmieńców prędko przechodzi do teraźniejszości, do sceny, w której protagonistka próbuje chociaż zacząć pisać prezent urodzinowy dla bratowej. "Wszystkie powody dlaczego nie jestem Chrysalis" okazały się przyjemnym, serialowym smaczkiem i zgrabnym rozluźnieniem nastroju przed rzeczami poważnymi, nieprzyjemnymi, przygnębiającymi. Aczkolwiek wnikając głębiej, idzie się doszukać rzeczy mogącej rzucić cień na całą dotychczasową historię i trzymać w niepewności przed jej ciągiem dalszym: Wiecie, Twilight to nie Chrysalis, no w żadnym wypadku! Ale na wszelki wypadek, gdyby to było kłamstwo (czyli Twilight jest Chrysalis, i w przenośni, i dosłownie) to będziemy to powtarzać, aż stanie się prawdą. Mała rzecz, a potrafi człowieka nawiedzić, sprowokować do zadania sobie pytania: a o czym to ja tak właściwie czytam? Świetna rzecz, za takie niuanse uwielbiam ten tekst. Wracając, próba rozpoczęcia opowiadania przypomina Twilight o czasach przedszkolnych, kiedy to naprawdę udało jej się stworzyć historię. Było to wspomniane w poprzednich odcinkach tekstu i wielki plus za przywołanie tegoż detalu teraz, jak również zbudowanie z niego czegoś więcej, takiej mini historyjki, która poszerza szeroko pojmowaną kreację tej małej Twilight, która marzyła o teleskopie, piekła ciasteczka dla Cadance, no i próbowała czaru przeistoczenia, aczkolwiek szczura z grejpfruta zrobić nie dała rady. Podobały mnie się te na pozór oderwane od siebie elementy, z których miało się składać jej opowiadanie z czasów przedszkola. Fajne jest to, że każdy może sobie na ich podstawie wyobrazić coś innego i złożyć z tego inną historię, jeżeli zechce. Siła imaginacyji I jest postęp! Twilight napisała trzy słowa: "Jesteś na Księżycu." Chylę czoła, idzie jej znacznie lepiej niż mnie ostatnimi czasy, bo aż trzy razy lepiej, ale trzy razy zero to nadal zero, a nie czekaj bo aż o trzy słowa więcej I tutaj protagonistka natrafia na problem - co dalej? Jak ja ją rozumiem Ten moment okazuje się idealnym na refleksje. Twilight Sparkle przywołuje kolejne wspomnienia, a ich przesłanie jest dość dobitne i przygnębiające: nie możesz zrobić NIC. Bardzo miła wspominka o znalezionych flamastrach i wspólnym rysowaniu z Cadance. Wygląda na to, że mimo wszystkiego, co ją spotkało na Ziemi, Twilight z sentymentem wspomina swoją przeszłość. To, co z wierzchu wydaje się miłe, szybko okazało się czymś smutnym, trudnym dla głównej bohaterki. I tak, spodziewałbym się po niej, iż będzie usiłować rozpracować barierę, ale nawet sukces tego przedsięwzięcia nie daje cienia nadziei (o gwarancji nie wspominając), iż cokolwiek to zmieni. Poczucie sprawczości jest tylko ułudą, bo nie można zrobić nic. Na nic się nie ma wpływu, trzeba z tym żyć? Ale czy na pewno? W trakcie kolejnych wspominek powraca motyw wpływu Celestii na Twilight, który to wpływ wydaje się być tak silny, że ta nic nie może poradzić, MUSI poddać się jej woli. Bo okazuje się, że jakiś czas temu bohaterki wyprawiły Lunie urodziny na Księżycu, lecz widok solenizantki wzbudził u Twilight niemały dyskomfort. Znacznie skrócona grzywa, tak na lato - niby nic. Szkopuł w tym, że to Twilight jest odpowiedzialna za ścięte włosy Luny, zaś sama Luna bynajmniej się o to nie prosiła. Kochana Celestia podpowiedziała Twilight, by ściąć nożycami grzywę Luny. Twilight tego nie chciała, uważała, że to coś strasznego (i ja jestem przekonany, że Celestia także od początku w pełni zdawała sobie sprawę z tego, że to jest straszne, niczego nie musiała sprawdzać), ale i tak to zrobiła. Podobnie jak wiele, wiele razy w przeszłości, wystarczyło odmówić. Wziąć swoje życie we własne kopyta. Pojąć, że to, co Celestia uznaje za słuszne wcale nie pokrywa się z tym, co Twilight uważa za słuszne. Ale jak wiele razy w przeszłości, tak i teraz Twilight pokornie wykonała to, co zasugerowała jej mentorka. Okoliczności zdarzenia Państwu nie przytoczę, zamiast tego gorąco zapraszam do przeczytania nowego rozdziału albo i całej historii, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, ale moim zdaniem Cadance i Celestia potraktowały Lunę dość okrutnie. Co do Cadance, to ona mogła za Luną nie przepadać, trudno, ale Celestia? Tak beztrosko przyłączyła się do Cadance? Sama wymyślała różne rzeczy? Jeszcze do spółki Władczynią Serc wmanewrowały Twilight we "fryzjerski" scenariusz? W połączeniu z tym, co wiemy z poprzednich rozdziałów, naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy to nie Celestia jest tutaj... Może nie antagonistką, bo to za duże słowo, lecz źródłem zła, smutku i niewygody. Myśl ta stoi w silnej opozycji z tym, że przecież przez cały ten czas wszystko, co musi zrobić Twilight, by różnym rzeczom zapobiec, to powiedzieć: "NIE" Ważna rzecz - Celestia udoskonalała czar zsyłki na Księżyc przez te wszystkie lata. Teoretycznie mogłaby stwierdzić, że z takiej nieposłusznej Twiight nic nie będzie i troszkę ją ukarać... Ukarać oczywiście za nic. Chociaż pewnie dla niej niewykonywanie jej woli jest wielkim wykroczeniem. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej wydaje mnie się, że protagonistka cały czas była i nadal jest w potrzasku. Są dwa przebłyski, w których Twilight próbuje zakosztować wolności, a nawet uzyskać kontrolę, pewną sprawczość. I za każdym razem kończy się to dla niej tak, że jak tylko tego próbuje, to z miejsca jej się odechciewa. Co za paskudna sytuacja, acz z drugiej strony naprawdę idzie w tym wszystkim odnaleźć cząstki samego siebie. Dzięki temu zyskuje refleksyjny wymiar dzieła, więź z czytelnikiem jest silniejsza, no i sama fabuła nie daje spokoju. Chciałoby się wiedzieć więcej, odkrywać więcej, mimo obawy, że to, co na nas czeka, może być wstrząsające. I to kolejny aspekt, za który uwielbiam "Nowoczesną Baśń o Księżycu" - klimat. Kreacja Twilight Sparkle jest prowadzona konsekwentnie i mimo różnych rzeczy, które popełnia, wielu scenariuszy, w które wplotła je autorka, czuć, że to ta sama, znajoma Twilight, choć nieco przerysowana, wypaczona szmatem upływającego czasu oraz zmianami w jej życiu, motywowanych głównie wolą Celestii. Twilight, która rozpacza, która spogląda w przeszłość i dostrzega rzeczy, z których kiedyś nie zdawała sobie sprawy, a które teraz, na Księżycu, nabierają głębszego sensu i znaczenia, zwłaszcza w kontekście jej relacji z Luną, która daje się ponieść emocjom i niekiedy potrafi zachować się jak nie do końca zrównoważona, ale zarazem jest to Twilight, która najwyraźniej nie uczy się na błędach. A przynajmniej na tym jednym, za sprawą którego to ktoś inny zorganizował jej całe życie, nie po jej myśli, lecz po swojej myśli. I ciężko powiedzieć czy zawsze jej trudy były skazane na porażkę, tylko teraz jest to szczególnie uwydatnione. Jedna z wielu zagadek, nad którymi każdy czytelnik winien podumać sam A zatem, chociaż rozdział nie popchnął akcji do przodu w jakimś oszałamiającym stopniu, to jednak odniósł sukces w skupieniu się na przeszłości Twilight, jej relacjach z pozostałymi księżniczkami, a także poszerzaniu kontekstu ich księżycowego więzienia. Czytało się to z zaciekawieniem, lekkim niepokojem i mimo trochę ponad dziesięciu stron, miało się wrażenie, że zadziało się wiele. Większość to wspomnienia, ale wciąż, czuć bagaż doświadczeń, czuć oddech tych demonów przeszłości, które podążają za Twilight nawet na Księżyc. Lunie idzie współczuć jeszcze bardziej, wzrosła niechęć ku Celestii oraz Cadance, zaś Twilight nadal wydaje się nosić w sobie wszystko. Niezmiennie historia wciąga i nie pozwala się oderwać ani o sobie zapomnieć. Cóż więcej rzec, czekam na ciąg dalszy, a niezdecydowanych namawiam, by dać temu fanfikowi szansę, gdyż jest on tego wart. Pozdrawiam!2 points
-
Przeczytane. Mam wrażenie, że ten rozdział dostarczył mało ważnych informacji. Może poza tym, że Twilight dalej jest irytująca pod pewnymi względami - zwalanie winy na Celestię, swego rodzaju niezdolność do ponoszenia odpowiedzialności za własne wybory. No i lista z Nową Chrysalis mnie rozbawiła. Po prostu, miejsca, w które trafiają myśli Twilight i jej problemy bywają dla mnie mocno absurdalne, choć serialowe. A czemu Celestia trenowała czar zsyłki na Księżyc? To wydaje się oczywiste. Celestia straciła połączenie z Elementami Harmonii, a wciąż potrzebowała mieć jakieś rozwiązanie, które nie wiąże się z zabiciem oponenta.2 points
-
Ale to jest właśnie ideologia WOKE Której to stellar blade unika, unika jej też heldivers 2, które nie daje żadnych symboli, nie tylko LGBT alfabetu, ale i czarnych i reszty. Tam jestes po prostu helldiverem walczącym z robakami czy robootami... Nie bez powodu środowiska atakują te dwie gry, jak atakowały min Dziedzictwo Hogwartu :d W każdej grze MUSI BYĆ teraz jakaś mniejszość :d choćby toi BYŁO NAJBARDZIEJ NIELOGICZNE! Jak np CZARNA ANGREBODA w nowym GOWie Kto kiedyś widział czarnego wikinga w tamtych czasach? Normanie byli wyłącznie Białym Ludem To tak, jak Netflix przesadził fałszując historię niedawno, za co został pozwany za "czarną kleopatrę". To właśnie takiej ideologii wciskania poprawności politycznej, czyli "polityki" mają dość gracze. NORMALNYCH GRACZY nie interesuje płeć, kolor skóry, nie musi być wciskana chociaż jedna postać, by zadowolić... Ważne by to było logiczne historycznie, a coraz bardziej wychodzi na to, że poprawność niszczy nie tylko logikę, ale i fakty historyczne w grach czy filmach.... A firmy konsultingowe stojące za min Sweet Baby, Black Girl Gamers i innymi, które promują Inkluzywność i inne te pierdoły, własnie przepełniają czarę, napędzając sprzedaż gier, jak Stellar Blade, które uciekają od tych tematów. @Socks ChaserLudziom po prostu zaczyna się już z ryjów ulewać, proszę, zrozum. Za dużo wpychania do gardeł 😞 Nie w każdej grze, musi być czarny, nie w każdej grze musi być jakaś "podróbka płci" trans, nie w każdym tytule musi być tęcza... I na boga... "Nie mozna być rasistą w stosunku do białych"... Jedno z najbzdurniejszych powiedzeń, które mogli wymleć ludzie z branży inkluzytwności, ech. Serio, to się już ulewa.2 points
-
Tak właśnie myślałem, że taki może być odzew, co mnie cieszy Ta gra jest symbolem "buntu" graczy przeciw obecnej nowomowie i upolitycznianiu gier... I kurde, wcale kobiet nie krzywdzi, jak niektóre portale wrzeszczą :d BA! Wiele zagrajmerek przechodzi tą grę w trybie wyzwania, czyli zakłada tzw. Skinsuit, który odsłania wygląd postaci, ale jednocześnie dezaktywuje tarcze, więc 3-4 hity i jesteś martwy. To taki ukłon od twórców, chcesz grać hot postacią, okej, ale będzie znacznie trudniej. Ale każdy ma pełne prawo grać tak, jak chce2 points
-
Wielki spis powszechny polskich bronies! Edycja druga Przyszedł czas na aktualizację danych zebranych w poprzednim spisie. Tym razem jednak projekt zamknie się dość szybko, bo już za pół roku. To pozwoli mi uzyskać obraz fandomu z pewnego w miarę krótkiego momentu, gdyż zeszłym razem zbytnio się wszystko rozciągnęło. Spis ma ponownie dwuczęściową formę. Można na szybkiego wpisać się i odpowiedzieć na parę najważniejszych pytań, a także wypełnić całość, w tym część o opiniach. Da się też wypełnić pierwszą część i wrócić do drugiej później. Uwaga: "wypełnić drugi raz" to chodzi o wypełnienie drugi teraz tegorocznego spisu. Nie patrzcie na zeszłe edycje Serdecznie zapraszam! https://forms.gle/YuXDzWQrCBD4Aomh6 Wyniki pierwszego spisu: https://drive.google.com/file/d/1dS0NZ9XotSl39hn61g3kCf496Ad01FXb/view2 points
-
Dzisiejszy (19-01-2023) wysyp emaili z forum to wynik naprawienia przeze mnie funkcji powiadomień i rozładowania backlogu z początku stycznia. Wszystko obecnie działa jak należy.2 points
-
Jeszcze raz gratuluję wygranej! A poniżej wklejam swoją recenzję z konkursu: Komedia Suna bardzo przypadła mi do gustu. Jej humor oparty jest na absurdzie, zawiera też trafne, dość ironiczne obserwacje na temat ludzi i turystyki. Pierwszoosobowa narracja miłośnika traktorów i czołgów dodaje opowiadaniu sporo uroku, podobnie jak jego trzeźwe i praktyczne spojrzenie na świat. Pomysł sprzedawania demonom (paskudnych, zgadzam się z autorem) warzyw zamiast dusz bardzo mnie ujął, podobnie jak wyjaśnienie, skąd takie upodobanie mieszkańców Tartarosu do zdrowej żywności. Ogólnie nie mam zastrzeżeń co do treści, która dostarczyła mi sporo radości. Bardzo polecam przeczytanie opowiadania!1 point
-
Bardzo pomocny tutorial, odnośnie tego, jakie sklile warto odblokować na początku, by znacząco ułatwić sobie grę później... Oczywiście wszystko zrobione jeszcze w demie, bo sejw się przenosi. Tylko w demie Grind jest bardzo długi, ale i niezwykle opłacalny. Filmik oczywiście nie mój, ale brawa dla twórcy. No i niestety Firmy jak Sweet Baby, czy Black Girl Gamers, JAWNIE plują na tych ludzi. Mówiąc, że "Nie możesz być w stosunku do nich rasistą", tylko dlatego, że białych jest więcej :d A rasizm dotyczy według NICH własnie mniejszości, o których tak ciągle nawijasz. Nie widzisz tego? I kto tu jest analfabetą życiowym? Twórczyni Sweet Baby na swojej prezentacji, jasno powiedziała. "Jeśli włodarze nie widzą lub nie podzielają twoich wartości, spotkaj się na kawie z działem marketingu i co się może stać, jeśli nie zrozumieją TWOICH wartości". Tak, Te firmy konsultingowe posuwają się do jawnego szantażu branży. Kurde, a jeśli twierdzą, że reprezentują społeczności mniejszościowe i LGBT. To można pójść dalej i pomyśleć, że to ich klienci szantażują branżę. Czy wiesz w jakim świetle to stawia nie tylko ciebie, jako Transa, ale i całe komunity? "Jesteście szantażystami"? Po pierwsze, ta afera z firmami nie wybuchła by, gdyby nie chciano uciszyć twórcy grupy "Sweet Baby Detected", grupa zbiera tytuł gier, do których Sweet Baby przyznawało się na swojej własnej stronie internetowej. Człowiek został zaatakowany pierwszy, a gdy gracze zaczęli branży wyciągać BRUDY i HIPOKRYZJĘ, to firmy strasznie przyjęły pozycje wielkich ofiar. To trochę tak, jakby powiedzieć, że Trzecia Rzesza była ofiarą w drugiej wojnie światowej XD. Mimo, że zadała cios jako pierwsza. SBI też rozlało smród jako pierwsze. Ale tylko napędzili sprzedaż gier, które się od tej ideologi odcinały Tak było z Hogwarts Legacy, tak jest i ze Stellar Blade, no i dobrze Tutaj jest tweeter gościa, który również jest Devem I również próbują go zcancelować, ponieważ agfreguje screeny i wypowiedzi ludzi, którzy mają się za "ofiary" teraz. poczytaj i pooglądaj.1 point
-
Kurde, ośmiałem się. Bardzo przyjemne opowiadanie. I tak, też kocham koty, od małego miałem te zwierzaki, obecnie 2 siedzą u mnie w domu. A na działce dokarmianych jest kilka innych.1 point
-
Miłe do czytania. Bardzo zabawne. Szczególnie fragmenty z lekarzem i domniemaną śmiercią w gabinecie oraz wejście Applejack rozbrajają. Niektóre teksty wyjątkowo dobre. Mi się podobało szczególnie: „kot uczy się przez dziewięć żyć.” Lub: „– Albo czuje ode mnie Winnonę. A więc to tak się w tej okolicy mawia na obornik?” Poza tym, czuć klimat Equestria Girls.1 point
-
Ale to było klimatyczne. Bardzo ładne opisy. Nie znam „Cienia Nocy” (może wkrótce przeczytam, chociaż [Fantasy] to zdecydowanie nie jest gatunek dla mnie), ale nie przeszkodziło mi to w lekturze. Miałam teoretyzować, ale naprawdę nie umiem. Jeszcze komuś zepsuję wrażenia. Wydaje mi się jednak, że prawda jest gdzieś w samym tym opowiadaniu, bez rozszerzeń itd. Może komuś uda się to rozgryźć. Za te subtelności podziwiam.1 point
-
Plus, minus 25 lat przed wydarzeniami serialowymi. Kilka tysięcy lat. To akurat nigdy nie była tajemnica. A co się stało z alikornami... Już "Cień Nocy" w dużej mierze odpowiada na to pytanie: ich populacja nigdy nie była zbyt wysoka. Alikorny potencjalnie mogą żyć wiecznie - jeśli nie zostaną zabite czy powalone przez chorobę, ale fatalnie się rozmnażają. Od swoich początków były krytycznie zagrożone przez większość czasu. A co było ostatecznym gwoździem do trumny... Częściowo można szukać odpowiedzi w kolejnych rozdziałach CN, ale też kiedyś planowałam wielorozdziałowy (krótki) sequel we współczesnej Equestrii. Celestia dla kucyków jest jedynym alikornem od tysiąca lat. A wcześniej przez długi czas była sama z Luną. Kucyki nie znają zbytnio starożytnej historii, jedynie pewne urywki. Celestia nie musi wiele robić - wystarczy, że milczy. Tak jak milczała o swojej siostrze, która przetrwała w świadomości społecznej tylko jako bajka do straszenia źrebiąt. Jednak już w czasach Night Shadow equestriańska odmiana Kościoła Harmonii była uznawana za herezję i wyśmiewana wszędzie indziej, bo Kościół Equestrii stawiał na piedestale Celestię i Lunę jako bezpośrednie córki Harmonii, półboginie, itd. "różowo-fioletowo-kremowe grzywa i ogon" - przymiotnik odnosi się do dwóch obiektów1 point
-
Cóż... Fik przynosi więcej pytań niż odpowiedzi, a sama fabuła jest dość intrygująca. Wnioskuję, że owa historia toczy się w miarę współcześnie na kilka dekad przed wydarzeniami serialowymi. Do takich wniosków doprowadził mnie paintball wspomniany w opisie zdjęć. Jestem ciekaw ile lat dzieli "Księżniczkę w Różu" od ostatniego rozdziału "Cienia Nocy" i w jakich okolicznościach wymarły (jeśli wymarły) wszystkie alikorny prócz Celestii i Luny? Autorka powinna odpowiedzieć na to pytanie w kolejnych publikacjach, gdyż czytelnika zżera ciekawość i chęć zagłębienia się w to, co działo się pomiędzy obiema produkcjami. "KwR" nie wyjawia zbyt wiele o tajemniczej Wiedzmie i wątek ten jest urwany. Nie ma tematu. Rozwaliła pół doliny i ciul. Poległych do pieca. Chyba, że ta biała klacz w trakcie ciąży postradała zmysły i wybiła pół doliny, a niespodziewane narodziny małej Kredens pozbawiły ją życia. (Czy Kredens jest Xenomorphem?) Mała w momencie narodzin była rozwinięta jak kilkulatka, miała nuetypową aurę, znała mowę pradawnych i była alikornem. Te fakty przeraziły Celestię jak nigdy wcześniej. Zakładam, że Celestia maczała kopytem w exterminacji alikornów lub oszukuje o ich ustnieniu w celu utrzymania swojej "boskości" Fik czyta się przyjemnie i nie ma błędów. Jedyny błąd jaki bym poprawił, to zamiana literki e na a we fragmencie "różowo-fioletowo-kremowe grzywa" Daję 10/10 i z niecierpliwością czekam na dalsze publikacje w tym uniwersum.1 point
-
No dobra, czas odpowiedzieć na pewne pytania, dopowiedzieć pewne kwestie i naprostować parę spraw. I zastrzegam, że będą czasem głębokie spoilery, także tego… smacznego? Ogólnie cieszę się, że fanfik przynajmniej umiarkowanie się podoba ^.^ Zobaczymy, może coś jeszcze… A, tu was mam. Jest coś jeszcze! Mały bonus dla chętnych (to, że i tak muszę zaktualizować pierwszy post, to ciiii), zainspirowany czytaniami na kąciku. Zaproponował to bodajże Diamond lub Hoffman, ale poprawcie mnie, jeśli się mylę. Mianowicie, rymowana wersja pojedynku między Handlarzem a Złodziejem. Można powiedzieć, że jest to... Właściwy pojedynek. Pozdrawiam.1 point
-
Dawno nie było tu takiego posta, aż czuję się dziesięć lat młodsza Raczej tak, Lauren Faust przyznała to w jakichś wywiadach lata temu. Po prostu cały proces przyspieszono, kiedy nie wiedziano, czy trzeci sezon nie będzie ostatnim. Magical Mystery Cure było planowane jako finał całego serialu. Nie, nie wygląda to tak. Celestia i Luna były pierwszymi alikornimi księżniczkami Equestrii. G5 nawet mówi, że tych alikornów było więcej, po prostu nie w Equestrii. A i Celestia i Luna nie są equestriańskimi alikornami. Ale zważywszy na to, że księżniczka z baśni o truciźnie miłości była alikornem, a i nikt nie powiązał (poza Twilight) Nightmare Moon z Luną, podobnie jak jej siostry z legendy z Celestią, to pewnie kiedyś było ich więcej, tylko nie na tronie. Czemu nie ma ogierów alikornów? Lorowo, to może są, ale to bajka kierowana dla dziewczynek i twórcy w ogóle nie silą się na robienie postaci męskich. Zwłaszcza w pierwszych sezonach prawie ich nie ma. Także brak ogierów, to raczej kwestia produkcji merchu pod zabawki, a nie tego, że ich nie ma fabularnie. Podczas alikornizacji Twilight, Celestia jej mówi, że Twilight dokonała czegoś, co nigdy nie zostało dokonane wcześniej. Możliwe, że Twilight jako pierwsza została alikornem i księżniczką. I, patrząc na lore z G5 ma to sens. Skyros, kraina alikornów powstało już w czasie prac nad G4, tylko nigdy nie zostało zaimplementowane w serialu. Serial też nie mówi o tym, skąd wzięła się Cadance, ale widzimy ją po raz pierwszy jako źrebaka. Flurry jest pierwszym alikornem urodzonym w Equestrii. W Equestrii, a nie w ogóle. Celestia mogła być zdziwiona, zważywszy na to, że Cadance ma dziecko z jednorożcem i wcześniej z takich miksów nie rodziły się alikorny. Nie wydaje mi się też, by Twilight od początku była planowana na księżniczkę przez Celestię. Raczej pierwotnie była planowana na następczynię Elementów Harmonii, bo miała symbol Elementu Magii na zadku. Sądzę, że pomysł z alikornizacją pojawił się później - by unieśmiertelnić Elementy Harmonii i kiedy wróciła Luna, a Celestia zrozumiała, że ma dość tych obowiązków i chce wrócić do domu. Ale to się zbierało przez kolejne sezony. Twilight po zostaniu księżniczką bardzo długo nie miała praktycznie żadnej władzy. Raczej Twilight dzierżyła Elementy Harmonii, a Celestia już nie. Celestia i Luna prawdopodobnie mogłyby rozwiązać większość tych problemów samodzielnie, ale jakim kosztem? Ich problemem jest trochę to, że użycie ich mocy może oznaczać odpowiednik zrzucenia atomówki. W końcu, kiedy ostatnim razem odwiedziły Sombrę, to ten uciekł na 1000 lat. Scena podczas alikornizacji również sugeruje, że Celestia po prostu mogła wbić i interweniować, po prostu nie chciała. Ale chodziło o coś jeszcze. O trening Twilight w jej domenie - Przyjaźni. A Twilight zawsze miała problemy z przyjaźnią. Nietrudno się domyślić czemu laser przyjaźni >>> zrzucenie wrogom słońca na głowę. Nie przypomniała. Twilight jej powiedziała, że nie jest gotowa. Ale tak naprawdę była. Celestia zawsze traktowała sporą część tej roboty jako bzdury. Sorry, jeśli Twilight zawali jakąś imprezę dla łabędzi, to świat się nie zawali, serio. Da ciała? Następnym razem się poprawi. Celestia zawsze wolała, by Twilight popełniała błędy i wyciągała wnioski. I nauczyła się polegać na innych. To zresztą była odpowiedź na problem w tamtym odcinku. Jak księżniczki radzą sobie z tym same? No nie radzą, od tego mają dworzan. Trochę pokory, Twilight, słuchaj czasem doświadczonej służby i jakoś to będzie. A jak coś zawalisz, to co ci zrobią? Obsmarują w gazecie? Nawet nie wiemy, czy Cadance była zmieniona. A wychowywała się z Celestią, bo prawdopodobnie nie miała rodziców. A trochę głupio zostawić sobie jakiegoś wolnego alikorna, by popitalał bez kontroli po świecie. Szczególnie, że dla zwykłych kucyków alikorn = księżniczka. Mają to wdrukowane od pokoleń. Z tego powodu, każdy inny alikorn musi pochodzić od Celestii, bo inaczej to zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. Chyba że jest oczywistym wrogiem. Możliwe, że Cadance robiła za nianię Twilight z dużo bardziej prozaicznego powodu - by nie była samotna i miała powód do luźniejszych interakcji z zamożniejszymi rodzinami Equestrii. A Twilight nie może być plebejuszką już choćby dlatego, że ma dom w Canterlocie (biedota tam nie mieszka) i jej rodzice mieli na czesne do najlepszej szkoły w kraju. Wysłała Cadance, bo Cadance ma zupełnym przypadkiem Kryształowe Serce na zadku i przypomina fizycznie poprzednią władczynię Imperium. Łatwo wzbudza miłość i lojalność, co jest potrzebne do aktywacji Serca. Wydaje się naturalnym wyborem, by ją tam wysłać. A i ona oraz Shining znają się na magicznych tarczach. Celestia i Luna pewnie mogłyby zmiażdżyć Sombrę, ale nie chciały by znowu im uciekł. Obawiam się, że to mogło być zaklęcie na alikornizację. I Kryształowe Imperium było wstępnym testem. Wtedy widzimy jak Celestia i Luna oglądają ten dziennik Star Swirla. Prawdopodobnie wierzyły, że to możliwe, ale chciały sprawdzić jedną rzecz - czy Twilight umie przełknąć własną dumę i poświęcić się dla dobra poddanych, nawet jeśli oznacza to złamanie rozkazu.1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00