Skocz do zawartości

Cygnus

Brony
  • Zawartość

    697
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    11

Wszystko napisane przez Cygnus

  1. Wiecie jak to mówią, "ileż można". Zapraszamy na pokoronową edycję zgorzeleckiego ponymeeta. Higiena gwarantowana! Link do wydarzenia na FB Link do pozycji w Kalendarzu
  2. Wiecie jak to mówią, "ileż można". Zapraszamy na pokoronową edycję zgorzeleckiego ponymeeta. Higiena gwarantowana! Link do wydarzenia na FB Link do tematu na forum MLP Polska
  3. 1. Zgorzelec 2. 15 II 2020 3. Cały dzień 4. Nie może cię tam zabraknąć Link do wydarzenia na FB Link do tematu na MLP Polska
  4. 1. Zgorzelec 2. 15 II 2020 3. Cały dzień 4. Nie może cię tam zabraknąć Link do wydarzenia na FB Link do pozycji w Kalendarzu
  5. >to było dawno nie ruszane >więc trzeba zmienić What kind of heresy is this? Działa, ładnie trybi, nikt się nie skarży, i zmiany mają nastąpić tylko dlatego, że... dobrze działa?
  6. Ostatni taki ponymeet w Zgorzelcu, zapraszam wszystkich na to szczególne wydarzenie! Link do FB: https://www.facebook.com/events/1834274113258850/ Link do tematu na MLP Polska: https://mlppolska.pl/topic/17289-ostatni-zgorzelecki-ponymeet/
  7. Cygnus

    Eurowizja 2018

    Uuu, Eurowizja, mój konik. To fajnie, że Polska się nie liczy, bo możemy w pełni obiektywnie wybierać zwycięzcę. :3
  8. Ostatni taki ponymeet w Zgorzelcu, zapraszam wszystkich na to szczególne wydarzenie! Link do FB: https://www.facebook.com/events/1834274113258850/
  9. Cygnus

    Wyżal się.

    Aaach, przypomniałeś mi moją koleżankę z liceum, która także miała coś takiego. Zawsze przy niej zaczynaliśmy używać wyrazów z jak największą ilością liter "r" w wyrazie. Na przykład nie mówiliśmy "głównie", tylko "generalnie". Przykładowy dialog, między nami: - Cześć, co dostałaś z testu? - SPRAWDZIANU - KARTKÓWKI XDDD - Piątkę? - Nie, TRÓJKĘ XD Aaah, nawet nie wiesz na jakie szczyty kreatywności się wzbijaliśmy, żeby tylko było jak najwięcej "r". Głupie? Oj jak najbardziej. Śmieszne? Też! Czy dla niej? Być może nie skapnęła się co robiliśmy przez całe liceum. Być może wiedziała. Nie dała nam jednak tego odczuć, przez co śmieszki przeszły w mem, ten zaś w szczątkowe wspominki, a teraz to tylko głupie wspomnienie z liceum. Dlaczego to piszę? Na pewno nie dlatego, że pochwalam takie nabijanie się. Wiadomo, wiek się rządzi swoimi prawami, ale to dupkowate zachowanie. Piszę to, żeby ci pokazać pewien mechanizm, jak szybko taki śmieszek mija, nawet jeśli wygląda na zbudowanego na mocnej podstawie wady wymowy. Teraz przykład mój: jetem gruby. I to bardziej niż ustawa nakazała. Ale dzięki pewnym ludziom którzy się ze mnie śmiali w tym fandomie, musiałem przełknąć gorycz i zacząłem śmiać się z siebie. Profit? NIKT mnie już nie zagnie na tym, że "Cynos jesteś tłusty hurr durr ghubazz xD". Tobie radzę to samo. Bądź silny i nie daj się. Ci sami ludzie cię pokochają, jeśli zaczniesz śmiać się z siebie.
  10. Cygnus

    Daj swoje foto :P

    Ty MUSISZ mieć nowy kapelusz. I to taki skórzany, nie piankowy.
  11. Cygnus

    Daj swoje foto :P

    Szanuję przyjaźń klocka i człowieka. Muszę przyznać, że lubiłem jak twoi współplemieńcy się zjawiali by uratować mi dupsko w Tetrisie, mam wielki szacunek do twojego rodzaju.
  12. Cygnus

    Daj swoje foto :P

    Ten w garniturze obok ciebie to jakiś kumpel?
  13. Cygnus

    Daj swoje foto :P

    Schudłeś? Oslo update Cygnusa bo tak.
  14. Kij z innymi, chcę zrobić dłuuuugaśną linię kolejową i na jej końcu wspaniałe miasto-makietę. Survival smrut, chyba że z modem na to, że można być pegazem, wtedy neutralnie wychodzi, ale można grać.
  15. Brighty zignorował kąśliwą uwagę pary odnośnie Księżniczki. KSIĘŻNICZKĘ SIĘ KOCHA! Jest się jej wiernym podanym, lojalnym sługą, powodem do JEJ DUMY! Oj jak chciał przemówić do rozumu temu fircykowi we wstążkach wetkniętych w grzywę i ogon, dzięki którym wyglądał jak kolorowa miotełka do pajęczyn, albo jak ta, Pinkamena Ruby Emma Pie, jego koleżanka ze szkoły, całkiem zwariowana i wesoła, choć w sumie stuknięta. Jedna z niewielu, która lubiła skrzydełka Brighta. Z zamyślenia nad starymi dobrymi czasami, kiedy mama musiała mu obciąć ogon, bo cały był w żywicy do żucia od Pinkameny, wyrwał go głos stojącego obok ważniaka w firkuśnym stroju. - KURYER BRIGHT LAUGH S DOMEM THURM UND TAXIS STOWARZYSZON! Gdyby słowa mogły tylko... aaa tam, przecież mogą. Młody pegaz jak porażony wyprostował się na baczność i najbardziej jak umiał dostojnie, zaczął dreptać w kierunku otwartych drzwi. Stuk za stukiem, kopytko za kopytkiem, był przecież Kurierem, na litość Księżniczki! Stuk, stuk, stuk, stuk, napięty jak struna, dostojny jak paw, szedł młody pegaz ku tronowi. A było mu trudno, bo to co widział, widział pierwszy raz w życiu, i było piękniejsze nawet od Kurii Jej Książęcej Mości. Odwrócić się, popatrzeć? Nie wypada. Ale za to jego oczka latały od granicy do granicy, od kolumny do kolumny, od arrasu do arrasu... Bo cała sala zaś była zmyślnie urządzona. Całe wnętrze miało układ bazyliki, z tronem w apsydzie, na końcu pomieszczenia. Wchodziło się z boku, żeby nie mieć od razu przed oczami Władczyni. Sala tronowa miała 5 naw, z której najwyższa wydawała się nie mieć dachu i ginąć pośród chmur. Była to iluzja stworzona przez najznamienitszych artystów, którzy mieszając farby z magicznymi dodatkami osiągali tak głębokie i realne przedstawienia nieba we freskach. Ściany iskrzyły się od złotych mozaik na które padało światło z okien naprzeciwko. Bright nie mógł nawet powiedzieć i nazwać większości materiałów, kolorów i odcieni jakie tańcowały na ścianach. W oknach zaś wstawione zostały witraże, z których mógł rozpoznać wszelkie wydarzenia jakich uczył się w szkole w Appleloosie. Kolumny, tak drobno pokryte płaskorzeźbami, a zarazem i malowane, wydawało się że one takie wyrosły, bo nikt nie mógł ich tak wyrzeźbić. Budynki, postacie, zwierzęta i rośliny na kolumnach miały głębię, lekko wystawały, tworzyły mały świat, który chce się czytać, oglądać, a zarazem podziwiać kunszt. Tron... tron zaś był... kompletnie niepasujący do reszty. Znaczy się fakt, całe otoczenie było wręcz upstrzone brązowymi rzeźbami, minifontannami i złotymi żyłami, do tego przed tronem, po bokach, siedzieli Senatorowie Equestrii, na równie zdobionych drewnianych siedziskach, ale sam stolec wydawał się jakby wyrwany i przeniesiony. Bright odebrał to, jako symbol ciągłości władzy - Księżniczka rządziła, rządzi i będzie rządzić! Oby na zawsze! Młody kuc musiał ściągnąć uwagę całej sali na sobie, bo wszyscy stopniowo cichli i obserwowali przybysza, a zwłaszcza jego sposób poruszania się. Czasem zza kolumny słychać było ciche parsknięcie, czasem chichot. Kuc z prowincji musiał bawić dwór Jej Wysokości. Ona jednak, Słońce Jaśniejące, wydawała się być niewzruszona, choć widziała w jaki sposób idzie do niej młody kurier z Appleloosy. Brighty skłonił się jak tylko mógł najpokorniej. - Oto rzeczony kurier, Wasza Wysokość - powiedział kolejny upstrzony wstążkami kuc siedzący obok władczyni - Czy mam go odprawić?
  16. A więc poszli. Droga, jaką pokonywali, stawała się coraz dłuższa, zaś uważanie na to co się ma pod nogami nudne. Strażnicy zaś mijani w równych odstępach czasu zdawali się być wyrzeźbieni i bez życia. - Więęęc... dale... - Jeszcze trochę. Kierownik musiał być przyzwyczajony do takich pytań. Wielu kurierów musiał odprowadzać pod same drzwi Sali Audiencyjnej, w tym i młodych, którzy swoje doświadczenie dopiero zdobywali. Traktował swoją pracę bardzo odpowiedzialnie, toteż wszelkie komentarze na temat kurierów zostawiał dla siebie. Miał tylko odprowadzić ich pod drzwi. - Tooo... - Jeszcze trochę. Teoretycznie tą samą trasą przechodził już od dobrych 18 lat. Jednocześnie nigdy nie znudziła mu się ona w żadnym calu. Zawsze znalazł coś nowego i intrygującego, czemu się przypatrzył przechodząc tuż obok, czy też całkiem daleko. Dzisiaj był to kawałek cegły w ścianie, jaki pozostał po odbudowie tego skrzydła pałacu. Niedopilnowanie? Specjalne opuszczenie? Cholra wie, wiadomo tylko że ona tam była, przykuła wzrok kierownika i została minięta. - Ja przepraszam, ale... - To już. Zaiste. widać było jakieś drzwi, pilnowane przez podwójne straże, przed którymi stał jakiś kuc we fraku, wpuszczający kucyki stojące w kolejce do Jej Wysokości. Poznał pośród nich kurierów Thurm und Taxis, a więc trafił dobrze. - Szanowny pan raczy przejść do komnaty. - Komnaty? A po co? - Szanowny pan chyba nie ma zamiaru z tymi badylami i w tym szaliku z odzysku pokazać się przed Słońcem Jaśniejącym? Z jednej strony śmiertelna obraza spowodowana szkalowaniem szaliczka od mamy kusiła by choćby nadepnąć kierownikowi na ogon; z drugiej zaś było pragnienie zobaczenia księżczniczki. Bright przełknął ślinę oraz swój gniew. - No nie mam. - Zatem zapraszam do komnaty, w której zostanie szanowny pan... poprawiony. - Poprawiony?! Lubię swoje ciało! - Chodzi mi o sam wygląd. - Och. Bright wszedł w drzwi. Pobył tam około 30 minut, po czym wyszedł przypudrowany, w wielkiej peruce i surducie. - Wyglądam okropnie. - Wygląda pan godnie Jej Wysokości. A teraz proszę usiąść tu na krzesełku, zostanie pan wezwany. Ja idę pana zgłosić, i wracam do siebie. Do widzenia panu. - Do widzenia!
  17. "Nowa." - Dzień dobry, kurier numer 3241, oddział Appleloosa, Młodszy Kurier Jej Książęcej Mości, związany z Thurm und Taxis. Wyrecytowawszy formułkę obowiązującą każdego, zrzeszonego czy nie, z uśmiechem na ustach czekał na jakąkolwiek nić porozumienia z klaczką. Była nowa. Nie, to nie było tak, że wyglądała na nową, podczas gdy miała już kilkanaście lat stażu pracy, o nie. Osoby młode, jeśli im się dobrze przyjrzeć, miały cały zestaw cech widocznych jak na kopytku, które nie pozostawiały złudzeń wnikliwemu badaczowi. - Dzień dobry 3241, w czym mogę służyć? Pierwsza cecha: sztywne trzymanie się protokołu, regulaminu, czy co oni tam jeszcze mają. W kontaktach z gońcami czy kurierami zalecana jest prostolinijność, oszczędność w słowach, czasem nawet chłód. Wynikało to z tej prostej przyczyny, że to oni są krwinkami w całym krwioobiegu poczty. Jakikolwiek przestój, chwila spędzona dłużej niż to konieczne w przytulnym budyneczku poczty z czarującą panienką z okienka, oznacza przestój w doręczeniu przesyłek, czego nie toleruje się tu nigdy. Starsi stażem pracownicy pozwalają sobie na wtrącenia typu "aaach, witam szanownego 3241, mam nadzieję, że nie miałeś żadnych nieprzyjemności z powodu tej diabelskiej pogody", traktując posłańców nie jako krwinki, ale jak normalne istoty. - Mam dostarczyć paczkę... Bright wyjął rzeczone papiury ze swojego tobołka. - ... przed oczy samej Jej Książęcej Mości. Druga cecha: kiedy pojawia się przeszkoda, z którą z racji stażu pracy nowy nie miał szansy się spotkać, w oczach pojawia się panika. Szczerze chcieliby pomóc i rozwiązać sprawę klienta, ale nie potrafią tego z racji braku doświadczenia, zaś na zajęciach na studiach nie uczą procedur postępowania odnośnie przyjmowania przesyłek książęcych. Bo i po co, skoro tylko jedna kancelaria tego używa? - Yyy, ale ja... hmm. Pan poczeka, pójdę do kierownika. Trzecia cecha: prędkość i zapał z jakim poszukiwany jest rzeczony kierownik jest zawsze co najmniej godna podziwu. Gdyby każdy tak szukał swojej zguby, na pewno Atlantyda zostałaby znaleziona w ciągu ok. 15 lat. Bright cierpliwie czekał na powrót klaczki rozglądając się wokół. Niecodziennie wszak jest się w Kancelarii z wielkiej litery! TEJ Kancelarii! Największym na świecie centrum nadawczo-odbiorczym, obsługującym miliony przesyłek wszelakich rodzajów i rozmiarów, i to DZIENNIE! W porównaniu do tego stołecznego cuda mała drewniana wieżyczka w Appleloosie wyglądała jak wychodek. - Przepraszam...? Z zamyślenia wyrwał go tubalny głos za jego plecami. Odwracając się znów przodem do okienka zobaczył kulę z wąsami na czterech kopytach i rogiem na czole, która powinna być kierownikiem, oraz młodą klaczkę z tyłu przysłuchującą się i obserwującą całe wydarzenie z bezpiecznej odległości. - Tak? - Czy szanowny pan posiada potrzebne dokumenta uwierzytelniające pana godność? - Tak, oto one. Bright wyciągnął dyplom z pieczęcią rodu Thurm und Taxis, jednoznacznie wskazujący go jako powołanego do dostarczenia przesyłki. Chwila minęła nim kierownik przeczytał pisany kaligraficznie tekst, po czym zwrócił pergamin Brightowi. Pomyślał chwilę nad tym co ujrzał, nad paczuszką jaką miał okazję zobaczyć. Zmarszczył brew, po czym uśmiechnął się. - Czy był pan już kiedyś tutaj? - Nie, to mój pierwszy raz. - Cóż, w takim razie zapraszam. Zaprowadzę pana do Sali Audiencyjnej, gdzie przed jej drzwiami będzie pan czekać na wezwanie. W międzyczasie... Kierownik zmierzył Brighta wzrokiem, po czym wyjął magią gałązkę z czupryny. - ...służba poprawi pański wygląd. Nie godzi się, żeby gość miał badyle w grzywie. Cóż, wygląda na to, że pozna pan Jej Wysokość osobiście. - *squee*
  18. - WOO-HOO, CANTERLOT! Bright jeszcze z niczego tak się nie cieszył. W jego osobistym rankingu szczęśliwości, właśnie ten widok przebił pierwszego buziaka w policzek koleżanki z klasy. Młody pegaz wycieńczony wysiłkiem, praktycznie tylko szybował do celu. Nie dziwi też całkiem twarde lądowanie, które zostało zauważone przez obsługę naziemną. Bo jak nie zauważyć głośnego "łup" o marmury. Szybko zauważono także, że ten zmarznięty kuc ma juki ze znaczkiem koperty. Zdjęto z niego torby i wyciągnięto paczuszkę. Po minach obsługi widać było profesjonalizm - jak najszybciej popędzili do kancelarii doręczyć przesyłkę. Bright zaś został przetransportowany do punktu ambulatoryjnego, gdzie został poczęstowany ciepłym, doprawionym grzańcem. Oczywiście z odpowiednio mniejszą dawką alkoholu - pegazy tolerancję na alkohol mają legendarnie niską. Niestety, Bright nie mógł zagrzać sobie miejsca w ambulatorium. Do jego obowiązków należało jeszcze doręczenie paczuszki. Fakt, została ona zaniesiona do kancelarii, ale to tylko zaniesiona. Obowiązkiem kuriera było osobiście upewnić się, że odbiorca dostał ją w swoje własne kopytka. Nieważne jak nobliwe czy podłe byłyby. Bright podniecony wizją spotkania Księżniczki Celestii podreptał szybko do budynku kancelarii. Tam zaś odebrał od strażników swoją przesyłkę, wymieniając uśmiechy z kurierem właśnie wylatującym. Kiedy zaś zwrócił swój wzrok na tysiące skrytek pocztowych, setki listów fruwających ze stanowisk do skrytek i z powrotem, dziesiątki jednorożców sortujących, które swoją magią kierowały odpowiednie listy do odpowiedniej skrytki, oraz pojedyncze stanowiska, lekko zwątpił. Wiedział, że Kancelaria Jej Książęcej Mości jest największa i obsługuje praktycznie cały Canterlot wraz z urzędami, ale nie myślał, że to jest TAK wielkie. Łooo. Podszedł do pierwszego wolnego stanowiska. - Dzień doberek szanownej pani! Chciałbym do- - NIECZYNNE. - Ale pani siedzi tu i... - NIECZYNNE, PROSZĘ IŚĆ DO DRUGIEGO OKIENKA, ehh co za młodzież... Poszedł więc do drugiego. - Dzień doberek szano- - PRZERWA. - O-oh, przepraszam. Pójdę zatem do następnego okienka. A w następnym... - Dzień... - JESTEM ZAJĘTA NO NIE WIDZI PAN ehh no ja nie wiem co za kuce... No i widzisz Halinka, te rajstopy one są ze streczem takim... "Ooo bracie..." - pomyślał Brighty, idąc do następnego okienka, które zdawało się nie być ani nieczynne, ani przerwowe, ani zajęte, ani zepsute, ani porzucone - "... może lepiej by mi było dostarczać jabłka ...?"
  19. A gdyby tak jednak pognać razem z nimi? O ile mi wiadomo w stadzie szybciej się poruszać, bo pęd powietrza i opór nie jest taki duży, zwłaszcza jeśli pędzisz za kimś...to dobry myk, ale nie na teraz. Odpoczynek nie jest mile widziany. Jest misja, jest przesyłka, która musi być dostarczona. Nie ma miejsca na zwłokę! A skoro o zwłokach mowa, czy oblodzone skrzydła są normalne na tej wysokości? Wiadomo, krew sprawi, że nie zamarznę. Lód jednak osiadły na skrzydłach swoje waży, i może nawet najlepszego lotnika ściągnąć w dół. A co w dole? Dobra wiadomość - chmury. Nie zleci lotem pikującym i nie gruchnie niczym kamień o ziemię. Zła wiadomość - one nie są normalne, i było to czuć gdy się przez nie przebijałem. Ich natura nie pozwala się dotknąć, uformować, rozproszyć. Są niezależne ode mnie, pegaza, i mojej magii. Nie liczyłbym więc na ich pomoc, to czy mnie wyłapią, czy złośliwie się rozstąpią, jest kompletnie nieprzewidywalne. Najważniejsza jest misja. Canterlot. Księżniczka. I papiery, które muszę doręczyć. Kto wie, być może z wdzięczności Jej Wysokość poczęstuje mnie gorącą czekoladą...? En avant!
  20. [Bright Laugh] A więc leciał. Z całych swoich pegazich sił w swoich pegazich skrzydełkach. Miał wielkie poczucie obowiązku, wpojone mu przez rodziców. "Jeśli coś robisz, rób to do końca i na całość". Przesyłka, jaką nadano mu u nadawcy była jedną z tych, które zasługują na jeszcze szybsze doręczenie niż przewiduje to taryfa. Czasem żadne pieczątki nie są w stanie oddać pośpiechu, wagi a także zaufania, jakie wiąże kuriera. Bright w swoim życiu jeszcze tak ważnej sterty papierków nie dostarczał, ale czuł, że to może być jego przepustka do awansu i być może korzystniejszego kontraktu z Thurm und Taxis. Powiedzmy sobie szczerze - to oni mieli monopol na doręczanie przesyłek książęcych wychodzących z Pałacu w Canterlocie. Monopol dawał im potęgę, więc głupio by było nie iść razem z nimi. Tak czy siak leciał. Dlaczego on? Widocznie był jedynym pegazem bez zlecenia, do tego wystarczająco szybkim, żeby dostarczyć ważne dokumenty dla samej Księżniczki. Bright domyślał się także, że to przez jego aparycję i kolory dostała mu się całkiem niezła robota. Wykona ją na pewno, nie ma tu miejsca na lenistwo czy odpoczynek! Nawet jeśli ten przydałby się młodemu coraz bardziej. Pewne umiejętności lotnik nabywa wraz z wiekiem i doświadczeniem. Na przykład ojciec Lighta, mógł już swobodnie wzlecieć ponad chmury i zostając na tym pułapie całą drogę przelecieć nie niepokojony przez niekorzystne warunki atmosferyczne. Tyle że to jest doświadczony pegaz. Bright zaś... cóż. Mógł próbować, ale nie byłby to lot bez komplikacji. Z drugiej jednak strony ten śnieg, białe połacie terenu, pogoda zmieniająca się jak w kalejdoskopie... Kusząca stawała się wizja choćby spróbowania lotu nad chmurami. Hej, jeszcze żaden pegaz nie umarł od latania! A nawet jeśli coś mu się stanie, to opadnie na chmury i tam odzyska przytomność. Jeśliby ją stracił! W dodatku w środowisku krążą plotki, że ponad chmurami, gdzie oko Celestii nie sięga, znajduje się cała sieć pegazich łączących każde miejsce w Equestrii z Cloudsdale. Podobno są tam i postoje na chmurach, gdzie można odsapnąć i coś zjeść, a dzięki magii latanie to przyjemność, nie zaś przykry obowiązek liczenia i obliczania ile kilometrów jeszcze można przelecieć, zanim osobista energia się wyczerpie. Jeśli tam na górze, ponad chmurami, znajdują się aerostrady, Bright przybędzie do Canterlotu jeszcze szybciej niż migiem. Jeśli zaś nie... Poraaadzi sobie. Jak więc postanowił, tak zaczął robić. Leciał wciąż wzwyż i wzwyż, siłując się z wartościami które potrafiły kształtować pogodę. Mach, mach, mach, mach... *mach* Toora, *mach* loora, *mach* toora, *mach* loorye, AYEEE!!! And we can sing just like our fathers! Come on Brighty Oh, I swear, well, I mean At this moment, I mean everything!
  21. Imię: Bright Laugh (zdrobniale po prostu Bright) Rasa: Pegaz Wiek: Ludzka 16 Płeć: Ogier Krótka historia: Najmłodszy z trójki braci rodziny pegazów osiadłej w Appleloosie. Niezwyczajny to widok, cała rodzinka 5 pegazów mieszkająca w domu na ziemi i pracująca jak reszta, przy zbiorze jabłek. Ale to tylko okresowo, ponieważ jabłek nie zbiera się cały rok. Głowa rodziny, jak i reszta męskiej części pracuje jako gońcy i kurierzy luźno związani z rodem Thurn und Taxis robiącym błyskotliwą karierę jako Generalni Pocztmistrzowie Jej Książęcej Mości. Zawsze z uśmiechem na twarzy, zawsze radosny, nawet gdy jego koledzy ganiali go po podwórku, bo był "głupim ptaszyskiem". Wygląd (Opis / zdjęcie): Intensywnie blond grzywa zazwyczaj związana jakimś cudem w kucyka (hehe). Równie blond broda. Średniej długości. Złote oczy. Brązowa sierść. Ogon tak samo blond jak wcześniejsze włosy. Widać szare kopytka. Na mostku (?) tzw. floof czyli mięciutka, typowa dla młodych osobników puchata sierść. Cechy charakteru: śmieszek, dobry, beztroski. Ma poczucie wolności i nieskrępowania. Inteligentny, ale lepiej czuje się udając ptasiego móżdżka. 3 umiejętności które go wyróżniają, w reszcie jest przeciętny, lub nie potrafi wcale: szybkie latanie, umiejętność rozweselania innych mimo wszystko, akrobacja lotnicza Pochodzenie: Appleloosa Znaki szczególne jeśli posiada* (Cutie Mark, blizny, tatuaże itp.): cutie mark - uskrzydlony złoty róg (instrument) Ekwipunek: Magiczne Toboły Zakładane Na Puce firmy PonyExpress, magicznie mieszczące nieskończoną ilość rzeczy nie dodając ani grama wagi, oraz szalik wełniany w poprzeczne pomarańczowo-niebieskie paski. Pegazy latając na dużych wysokościach nie muszą martwić się jakoś specjalnie o marznięcie krwi, jednak nadal mogą zesztywnieć i spaść. Mimo to, Pani Mama Brighta i tak dała szali na drogę, "bo się zaziębi biedaczek".
×
×
  • Utwórz nowe...