Oj, tak, to było w pełni celowe. O ile wcześniejsze chronologicznie "Śniadanie" było czymś w rodzaju wprawki i okazją do przemycenia dosłownie paru (z głowy nie powiem, ale chyba 2-3) drobnych aluzji pod płaszczykiem refleksji, o tyle tu sugestii i niedopowiedzeń jest więcej. Częściowo dlatego, że akurat była to dobra sposobność do zasygnalizowania paru rzeczy (które kiedyś, z perspektywy czasu, będą dużo bardziej zrozumiałe), a częściowo – że niektóre szczegóły ogólnej koncepcji pojawiły się między jednym a drugim opowiadaniem.
Przeżyła, przeżyła... kochana siostrzyczka już o to zadbała. A co do młodzieży – przyjęłam założenie, że z obiadem to jednak starali się nie przesadzić. No i pewnie co niektórzy się bali, że zabraknie dla nich tortu.
Już o tym wspomniałam parę razy w różnych miejscach, ale tak, planuję kontynuacje (nie, to nie literówka, tylko liczba mnoga). I parę prequeli.
No przecież, że równowaga musi być! Ale i Celestia chwilami potrafi być groźna. Ostatecznie jest przecież wzmianka o przypadku, gdy pewne trzy uczennice odwaliły... coś, przez co Celestia się mocno wściekła, a one same prawie wyleciały ze szkoły. Prawie, bo ocaliła je interwencja Luny. Ot, taka ironia losu. Ale to już inna historia i opowiemy ją innym razem.
Dzięki za komentarz i pozdrawiam!