Skocz do zawartości

Midday Shine

Brony
  • Zawartość

    288
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Midday Shine

  1. @m_szumik Osie to szczyt rankingu – odpowiednio TOP 1000 w mega eventach i TOP 500 w evencie "lotniczym". Wyróżnione liczby (100, 250, 500, 1000) to progi do zdobycia danej nagrody, przy czym jeżeli jest się w strefie środkowej lub górnej to dostaje się też nagrody niższych rzędów. Czyli np. gracze z miejsc 1-100 dostaną wszystkie trzy nagrody, a ci poniżej tego progu nie będą mieli kucyka. Progress to Twoja suma punktów za wszystkie rozegrane rundy. Rank to Twoja pozycja. Żeby cokolwiek wygrać, w momencie zakończenia eventu musisz się znajdować powyżej najniższego progu.
  2. Midday Shine

    Sucharrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrry!

    Co wychodzi, kiedy anioł zafałszuje podczas śpiewu? Chała na wysokości.
  3. Jeśli już masz jakąś postać, a docierasz do punktu, w którym teoretycznie powinnaś ją otrzymać, to dostajesz ileś tam klejnotów.
  4. Prawdopodobnie masz tzw. miękkie entery. Pojawiają się, jeśli przy tworzeniu nowej linijki przytrzyma się Shift. Musisz je pozmieniać na zwykłe. Same wcięcia natomiast dorób tabulatorem; w tak krótkim tekście spokojnie da się to zrobić ręcznie. Przy kolejnych opowiadaniach wciśnij tabulator już na początku pierwszego akapitu, a każdy następny też będzie miał wcięcie. To nie jest wytłumaczenie.
  5. Radziłabym jednak tagi zawrzeć również w tytule wątku, bo się Dolar będzie czepiał. A jak nie on, to Cahan albo ktoś inny z ekipy.
  6. Przeczytane. I przed przystąpieniem do oceny mam jedno zasadnicze pytanie. Skąd się wziął tytuł? W tekście nie znalazłam ku temu żadnych przesłanek. Czyżby autora poniosła fantazja? A może po prostu niezbadane są jego wyroki? Tak czy siak przejdźmy do rzeczy. 1. FABUŁA Ogólny zamysł nawet ciekawy. Dobrze obrazuje powiedzenie, że „plotka wyleci wróblem, a wraca wołem”, oraz arabską mądrość, że „słowo, choć nie z głazu, może rozbić kości i zmiażdżyć od razu”. Ciekawe, czy autor ją zna. Nie podoba mi się za to, że fabuła pędzi tak, jakby Apple’owie właśnie rzucili świeżutką partię soku/cydru. Spokojnie można by było to rozciągnąć jeszcze na parę kolejnych stron. Nie mnie oceniać, na ile dokładnie, bo nie mam w oczach „fikowej miarki” – ale może drugie tyle, ile jest? W każdym razie na pewno dałoby się wydłużyć. Jak i dlaczego, powiem później. 2. BOHATEROWIE Głównym bohaterem jest Iron Skin, częściej zwany Skinny – jednorożec zdolny od źrebięctwa, ale naznaczony nieuleczalną chorobą. Kucykowi lekarze określają ją jako uczulenie, choć z opisu autora (wprawdzie skąpego, ale jednak) bardziej mi to wygląda na AZS (atopowe zapalenie skóry) czy coś takiego. Osoby znające się na tym lepiej niż ja lub same na to cierpiące pewnie mnie poprawią, jeśli się mylę. W każdym razie: nasz młody przyjaciel żyje sobie spokojnie i względnie szczęśliwie przez jakieś 15 lat, aż pewnego dnia okazuje się, że choroba się zaostrzyła. Wówczas to zaczynają się jego psychiczne cierpienia – oto bowiem w szkole pojawia się plotka, iż jego dolegliwość jest silnie zaraźliwa. Przykre to, naprawdę. Współczuję mu, choć o poruszeniu do łez (w odróżnieniu od niektórych innych komentujących) nie mogę mówić. Jak jednak zauważył @kodeman, postacie zachowują się chwilami co najmniej nielogicznie, o ile nie wręcz idiotycznie. Przede wszystkim: dlaczego rodzice Skinny’ego nie reagowali, kiedy się im skarżył? I nie, przeprowadzka się nie liczy. Zanim do tego doszło, powinni byli przynajmniej spróbować wyjaśnić innym kucykom, choćby nauczycielom, jak naprawdę jest z chorobą ich syna. Dlaczego więc tego nie zrobili? Mogliby mu przecież oszczędzić wielu cierpień. Dalej: wiem, że Rainbow potrafi być gruboskórna i czasem prędzej zrobi/powie, niż pomyśli, ale tutaj to już przesada. Za takie coś powinna oberwać od Twilight gazetą po głowie. Albo książką, najlepiej medyczną lub zielarską. A właśnie – skoro Twi prowadziła kwerendę na temat choroby głównego bohatera, to chyba powinna wiedzieć/zorientować się, że to nie jest zaraźliwe, nie? No i skoro tak pilnie studiowała przyjaźń, to czy nie powinna jednak zostać trochę dłużej przy Skinnym, zamiast tak od razu wychodzić, bo ją poprosił? Choćby po to, żeby spróbować podnieść go na duchu? Kolejna sprawa: kiedy już plotka rozrosła się na tyle, że nawet Twi zaczęła wątpić, a Skinny uciekł z płaczem, gdy zdał sobie z tego sprawę… dlaczego, na słodką Celestię i wszystkie gwiazdy, Twi nie pobiegła za nim, tylko jakby nigdy nic wróciła do organizacji Pożegnania Zimy? Ładna mi najlepsza przyjaciółka. I ostatnia rzecz, która nie daje mi spokoju. Kim, do jasnej stodoły, jest Booky? 3. ŚWIAT PRZEDSTAWIONY I KLIMAT Mamy tu do czynienia z opowieścią smutną, stopniowo przesiąkającą rozpaczą głównego bohatera. Ten deszcz padający podczas jego pogrzebu to w sumie dość częsty motyw; na tyle częsty, że doczekał się własnej strony na TV Tropes. Z immersji w świat przedstawiony przejściowo wybiło mnie jednak parę powiązanych ze sobą szczegółów, a mianowicie… Hoofington to w końcu miasto czy wieś? Bo na przestrzeni dwóch zdań jest określane tak i tak. Z tej drugiej wersji tekstu wynika, że Wyższa Szkoła dla Utalentowanych Jednorożców znajdowałaby się we wsi. A tego trochę tak jakby nie widzę. I czy dobrze rozumiem, że Skinny ukończył ją po dwóch latach? Bo trochę jednak mało mi się to wydaje, zwłaszcza że po przeprowadzce do Ponyville dalej był uczniem… i to chyba ichniej podstawówki, bo innej szkoły to tam raczej nie mają. Pogubiłam się zupełnie. 4. JĘZYK I STYL Najkrócej mówiąc – dramat. I to nie w sensie rodzaju literackiego, niestety. Przede wszystkim styl jest słaby. Całość wygląda bardziej jak streszczenie – opisuje zamiast pokazywać. Dialogi brzmią sztywno, a narracja niewiele lepiej. Mam szczerą nadzieję, że przez te 8 lat od publikacji autor się pod tym względem wyrobił. I korektor(ka) zresztą też. Dlaczego tak mówię? Otóż z przykrością stwierdziłam, że forma również leży i kwiczy. A że mam już nieco doświadczenia w korektach, to takie rzeczy dość mocno kłują mnie w oczy. Cóż zatem tu mamy? Ano choćby entery, nieraz wielokrotne, zamiast automatycznych odstępów po akapitach – i co najdziwniejsze, również na końcu doksa. I po co? Przecież tylko dokładają niepotrzebną stronę. Skoro mowa o akapitach – zauważyłam niekonsekwencję w kwestii wcięć. I to w przypadku zarówno narracji, jak i dialogów. Przykład? Ot, choćby pierwsza scena oraz ta, w której Rainbow dla żartów puszcza w obieg plotkę, która z czasem zniszczyła głównemu bohaterowi życie. Dobrze, że choć justowanie jest. Zapis dialogowy też kuleje, zwłaszcza przy ostatniej rozmowie Rainbow i Skinny’ego. Komentarz narratora odnoszący się bezpośrednio do wypowiedzi nigdy nie powinien lądować w osobnym akapicie. Dalej: interpunkcja. Mnóstwo brakujących przecinków, w paru miejscach kropka tam, gdzie powinien być pytajnik… i wszechobecne dywizy zamiast półpauz. Zauważyłam ponadto trochę powtórzeń i literówek, ale w porównaniu z pozostałymi usterkami to mały pikuś. 5. WRAŻENIE OGÓLNE I PODSUMOWANIE Nie jest źle, ale naprawdę byłoby lepiej, gdyby to wydłużyć, dodając więcej interakcji zamiast niektórych opisów. A gdyby jeszcze przeprowadzić ponowną korektę i pozbyć się tych wszystkich usterek technicznych, mogłaby wyjść perełka – albo przynajmniej kawał bardzo dobrej, choć smutnej, może wręcz tragicznej (w sensie literackim) opowieści. Jeśli pojawi się/istnieje remake, to chętnie bym przeczytała. Na chwilę obecną: 6/10.
  7. Przeczytane. Niestety, gdzieś w przeciągu tych 8 lat od publikacji tłumaczenia, oryginał zniknął z fanfiction.net. Wielka szkoda, bo chętnie porównałabym obie wersje. Nie mam szczególnej wprawy w komentowaniu – robię to zdecydowanie za rzadko – więc pozwoliłam sobie rozbić całość na kilka części, wg wzoru zapożyczonego z Bitwy Fików zorganizowanej kiedyś przez Klub Konesera Polskiego Fanfika. 1. FABUŁA W świecie zewnętrznym dzieje się niewiele. Bohater-narrator (czy on w ogóle ma imię?) czyta pożegnalny list od Rainbow Dash w rocznicę jej odejścia – jakkolwiek to brzmi – i topi smutki w napojach procentowych. Swoją drogą, czy nikt mu nigdy nie mówił, że alkohol nie rozwiązuje żadnych problemów, a wręcz może ich przysparzać? W każdym razie: osią fabularną są odczucia naszego koleżki oraz jego wspomnienia związane z pobytem Rainbow na Ziemi i jej ostatecznym powrotem do Equestrii. No dobra, są przedstawione klarownie i dość obszernie… tyle że ostatecznie niewiele z tego wynika. Nie nic, bo pod koniec facet się wreszcie zaczyna ogarniać, ale przez większość fika po prostu siedzi i smęci. 2. BOHATEROWIE W tym wypadku tylko jeden, który w dodatku wydaje się jakiś taki rozmemłany – jojczy chyba bardziej niż Rarity – i samolubny, skoro chciał/chce zatrzymać Rainbow tylko dla siebie. To drugie jest o tyle kuriozalne, że Celestię oskarża właśnie o egoizm i podejmowanie decyzji za innych. A to już podpada pod hipokryzję. Chyba że w „kanonie” księżniczka faktycznie zabrała Rainbow siłą, wbrew jej krzykom, łzom i protestom. W to jednak wątpię, biorąc pod uwagę treść listu, a konkretnie: Bawiłeś się ze mną i sprawiałeś, abym była szczęśliwa w świecie, który nie jest moim prawdziwym domem. 3. ŚWIAT PRZEDSTAWIONY I KLIMAT Klimat jest łzawy, w założeniu zapewne wzruszający, acz na mnie nie podziałał. Może to kwestia nieznajomości głównego utworu? Albo może lekko wnerwiającego bohatera-narratora, który jak już mówiłam, przez praktycznie cały fik potrafi tylko użalać się nad sobą? Z czegokolwiek to wynika, nie zdołałam się zanurzyć w świat przedstawiony. Inna sprawa, że było go mniej więcej tyle, co kot napłakał i że gdybym nigdy nie słyszała o My Little Dashie, to chyba w ogóle bym nie wiedziała, o co chodzi. 4. JĘZYK I STYL Z technikaliów: zauważyłam angielski zapis dialogowy, zamiast polskiego, w momentach, gdy bohater mówi na głos. Nadto wielkie litery w niewłaściwych miejscach (i parę przecinków też). Sformułowanie „głośny szept” też mi się nie podoba, zwłaszcza w tym kontekście (w innym można by mówić o „szepcie scenicznym”). Wyrocznią nie jestem, ale skoro Google notują to tylko jako tytuł jakiegoś wiersza i jakiejś wystawy oraz jako część hasełka z memów, to coś może być na rzeczy. Jak już zwracali uwagę poprzedni komentujący, wyśrodkowany tekst wygląda dość dziwnie. Nie jestem przekonana do takiego formatowania. No, ale skoro tak zadecydował tłumacz, wzorując się na autorze… Niemniej język ładny, bogaty, styl również poprawny (no, może miejscami ciut zanadto książkowy – choćby to „me życie”), choć zdania czasem za długie. Zgaduję, że tak było w oryginale; w wersji polskiej nie wygląda to jednak najlepiej. Oczywiście trzeba uwzględniać styl autora, ale nie warto trzymać się go niewolniczo. 5. WRAŻENIE OGÓLNE I PODSUMOWANIE Ogólnie rzecz biorąc, nie ma tragedii (w sensie potocznym, nie literackim). Niemniej sam język, choć naprawdę mi się spodobał, nie jest w stanie wyciągnąć całości powyżej średniaka. Ostateczna ocena: 5/10
  8. Ten uczuć, kiedy szukasz perełek do odgrzebania z okazji konkursu komentatorskiego, a znajdujesz temat z martwymi linkami do skasowanych doksów... Z pustego to i Salomon nie naleje. Szkoda.
  9. Midday Shine

    Słoneczne uczucia

    Ten uczuć, kiedy prokrastynujesz tak bardzo, że wreszcie na napisanie ok. 80 stron zostaje ci jakieś półtora miesiąca...
  10. Oczywiście, że możesz, moje dziecko. Wierz mi, są na tej liście osoby starsze od Ciebie o ładne parę lat. Panna Midday na pewno chętnie Cię wpisze... Wpisałabym, księżniczko, gdybym tylko mogła. Nie mam dostępu do tej części akt. Tym musi się zająć @Szonszczyk.
  11. Królewskie Archiwa powracają z kolejnym tłumaczeniem. Tym razem jest to fik „W stronę słońca” (ang. To Try For the Sun) autorstwa Rune Soldier Dana. Nie jest tajemnicą, że księżniczki Celestia i Luna żyją już bardzo długo. Tajemnicą za to owiana jest ich przeszłość. Kucyki mogą snuć różne teorie na ten temat, ale chyba żadnemu z nich nie przyszłoby do głowy, że ich ukochane władczynie zaznały niegdyś życia w skrajnej biedzie… Cytując autora: Tłumaczenie: @Lucas oraz moi Korekta: @Cinram i @Reedman_PL Prereading: @WierzbaGames kopia na Googlach kopia na AO3 PS. Oryginał zatytułowany jest tak samo, jak pewna piosenka. Postanowiłam zastosować ten sam zabieg.
  12. *patrzy na datę komentarza od Hoffmana* *patrzy na datę swojej odpowiedzi w wątku „Sekretów…”* *patrzy na dzisiejszą datę* Aha. Jak się okazuje, „wkrótce” jest najwyraźniej pojęciem względnym. Długo się przymierzałam do odpowiedzi na komentarz Hoffmana, aż tu nagle wczoraj zjawił się Foley i też skrobnął opinię. No nie ma co, trzeba się w końcu ogarnąć i dać znak, że jeszcze żyję. A teraz przejdźmy do rzeczy. Suchary Rainbow miały być właśnie funta kłaków niewarte. A przecież dobry żart powinien być tynfa wart. I to dlatego tytuł jest taki, a nie inny. Podobieństwo może wynikać stąd, że tu starałam się skupić na rzuconym temacie i pozostać w konwencji ćwiczeń pisarskich, a przy „Remoncie” ograniczał mnie limit słów. Nieważne, że jedno i drugie powstało (odpowiednio) poza warsztatami i poza konkursem. Jeśli chodzi o lepsze/gorsze - zależy chyba, co kto lubi. Całkiem dobrze się bawiłam, układając te wszystkie suchary w jeden ciąg, i jestem z nich nawet dumna. Po raz kolejny przypomniał mi się mój pierwszy kucofik, wciąż leżący w wirtualnej szufladzie. Powstał w listopadzie 2016, więc mógłby stanowić materiał do porównania dawnego a obecnego stylu… Pozwolę sobie sparafrazować swoje wcześniejsze słowa: miałam ubaw przy tym całym śmieszkowaniu Dashie. Przy okazji ciekawostka: pierwotnie kwestia… …miała brzmieć: Koniec końców uznałam jednak, że wersja czysto kocia bardziej by wkurzyła Rarcię. Nie będę kłamać – lubię, kiedy słowa postaci da się „usłyszeć” wypowiadane głosem odpowiedniego aktora (lub aktorki). I ten dylemat – czy jestem do tyłu z modą, czy to już podpada pod styl retro? No, zdaje się, że to już wszystko. Dziękuję za komentarze i pozdrawiam!
  13. Księżniczko Celestio…? Jesteś tu? O, panna Midday! Dawno się nie widziałyśmy. Nic dziwnego. Musiałam przepytać połowę pałacowych gwardzistów, żeby Cię znaleźć, bo oczywiście nie są zbyt chętni do udzielania informacji, a Twilight ma teraz za dużo na głowie. Jak następnym razem zechcesz się przeprowadzić, to z łaski swojej zostaw mi nowy adres. Och. Przepraszam. Obawiam się, że byłam tak zaaferowana tymi wszystkimi przygotowaniami, że nawet mi to do głowy nie przyszło. No dobrze, nie gniewam się. Zresztą to nawet nie wypada… Nie pleć bzdur, moje dziecko. Księżniczka, była czy panująca, też kucyk. Nie uwierzyłabyś, ile wpadek zdarzyło mi się przez te wszystkie setki lat. Ale to temat na dłuższą opowieść, a ty chyba masz do mnie jakąś sprawę, czyż nie? Skąd wiedziałaś? Doświadczenie. A poza tym widzę to po twojej minie. Siadaj i mów, o co chodzi. Znów pytania? *klapie na jedną z poduszek na podłodze* Tak. Od Starlight Sparkle. Przyszły dwa miesiące z hakiem temu… Ale znowu: skąd wiedziałaś? *wzrusza skrzydłami* Z niczym innym do mnie nie przychodzisz. A teraz słucham. Na razie jest mi całkiem dobrze tutaj, w naszym nowonabytym dworku na Srebrnym Wybrzeżu. Teraz dopiero zrozumiałam, o co chodziło Lunie na naszej przedabdykacyjnej wycieczce. Czasem miło jest po prostu poleżeć w cieniu drzew i poczytać albo pospać do oporu, zamiast zrywać się na wschód słońca i zaraz po śniadaniu pędzić na nudne spotkania. Nie wykluczam kolejnej wyprawy po przygodę, gdy już dostatecznie wypocznę fizycznie i psychicznie. A potem… hm, chyba działalność charytatywna. Może wolontariat w sierocińcu czy coś takiego? Nie po to abdykowałyśmy na rzecz Twilight, żeby jej później odbierać władzę. Mogę jej służyć radą, ale powrotu na tron nie przewiduję. Nawet jeśli nie będzie miała swoich dzieci (a trzeba Ci wiedzieć, że Cadance jest pod tym względem wyjątkiem), to jej naturalną następczynią jest mała Flurry Heart. A poza tym, jak już kiedyś wspominałam, alikorny są niezwykle długowieczne, ale jednak śmiertelne… To jeszcze pytanie ode mnie, księżniczko. Czy planujesz nadal udzielać audiencji, jak za czasów Canterlotu? Audiencjami bym tego nie nazywała, ale w dalszym ciągu będę chętnie odpowiadać na Wasze pytania. A teraz, skoro to najwyraźniej wszystko, pozdrawiam Was serdecznie!
  14. Po odpowiedzeniu na recenzję „Śniadania” stwierdziłam, że nie ma co zwlekać, tylko trzeba pójść za ciosem i „załatwić” również sequel. Pozwoliłam sobie wybrać tylko najistotniejsze dla mnie kwestie. A teraz, bez dalszych wstępów – lecimy. Inb4 Mid składa nagrania z czytania na BC i dodaje to hasełko na wejście. No cóż, są różne rodzaje poczucia humoru. Chyba nie ma żartów, które rozbawią absolutnie każdego – chyba że o czymś nie wiem, co też jest możliwe. Jeśli przez „niuanse mogące być paliwem dla kolejnych opowiadań” masz na myśli niedopowiedzenia i aluzje do przeszłości, póki co owianej tajemnicą – to tak. Jak już wspominałam w którejś z odpowiedzi dla Grento – wątek z nieznajomym miał zasadniczo doprowadzić do spotkania bohaterek i posłużyć za przyczynek do krótkiej dyskusji o zaufaniu. Zresztą co, Luna miała tam tak po prostu stać i się z gościem kłócić czy jak? To już lepiej było wiać. Markowe? Chyba tylko, gdyby dostał je od jakiejś organizacji charytatywnej albo wygrzebał z jakiegoś śmietnika. Tak serio, to był bardzo luźno inspirowany Discordem, bo nie miałam serca go sprowadzić do roli podejrzanego menela. Nie jest to kwestia wyłącznie krytyki podejścia Celestii, ale na razie nie powiem nic więcej. Jak to nazywa Lyo (a ja od niego przejęłam) – zasada analogii. I nie tylko to, ale to już trzeba dokładniej przyjrzeć się tekstowi źródłowemu. Wplatania całych piosenek we fiki nie cierpię, jakby co. Jestem w stanie stolerować najwyżej pierwsze 2-4 wersy albo jakiś charakterystyczny fragment, po którym da się rozpoznać całość. I to tylko wtedy, gdy ma to fabularne uzasadnienie – przywołująca wspomnienia muzyka w radiu, kołysanka matki dla marudzącego dziecka i takie tam. Nie tylko o niej. Celestia twierdzi, że wie wszystko, bez żadnych zawężeń. Oczywiście przesadza. I pozdrawiam tych, którzy oglądali „Tarzana”. Przyznaję się bez bicia, że siostry są w centrum, bo z całej G4 najbardziej polubiłam Celestię – a przecież ona zwykle występuje w tandemie z Luną. Zwłaszcza w tym świecie, z racji wspólnego miejsca pracy i zamieszkania. Tak, parę nowych fików już się kroi. Muszę się tylko zdecydować, na którym się skupić w pierwszej kolejności. Minus bycia Luną – jak się siostrze zbierze na nadopiekuńczość albo rozczulenie, to nie ma na nią ludzkiej siły. I pozostaje tylko mieć nadzieję, że przejdzie jej w miarę szybko, bo inaczej obciach gwarantowany. Infantylna? Czyżbyś miał na myśli perspektywę Sweetie? Bo na ogół staram się dostosowywać słownictwo i styl prowadzenia narracji do wieku i charakteru postaci – i oczywiście danej sytuacji fabularnej. Nie wiem tylko, czy i jak mi to wychodzi. Odpowiedź na recenzję „Dobrego żartu…” napiszę, mam nadzieję, wkrótce. Tymczasem dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
  15. Jak zapowiedziałam w wątku „Remontu”, przyszedł czas odpowiedzi na drugą recenzję z… ile to ich było? *sprawdza* Aha, cztery. Drugą z czterech. No to lecimy! Cóż za ironia losu, że ten fik przeczytałeś i/lub skomentowałeś później niż „Sekrety…”, które na dobrą sprawę są jego sequelem. Naiwnie? Ha. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Zwykle celuję w nastrój raczej pogodny, podszyty humorem i może odrobinką idealizmu – chyba że w grę wchodzą poważniejsze/cięższe tematy. Wyznaję zasadę, że z charakterami nie ma co kombinować jak koń pod górę (pun intended) i wymyślać od początku, bo w gruncie rzeczy otrzymamy zupełnie nowych bohaterów. A przecież nie zawsze o to chodzi. Wolę czasem jedne cechy przytłumić, inne lekko podkręcić, dodać coś od siebie, ale jednak staram się zachować te najbardziej charakterystyczne rysy osobowości, bez których dana postać po prostu nie byłaby już sobą. Nauczyciele i dyrektorzy szkół też ludzie! A co do postaci – największy ubaw miałam tu przy pisaniu roztrajkotanej Pinkie oraz Twi otaczającej Celestię kultem na całej linii. W tym świecie AJ i jej rodzeństwo są w jednej szkole (tylko oczywiście w różnych klasach), więc różnica wieku między Big Makiem a Apple Bloom (która nie wygląda na wiele młodszą od siostry) może wynosić góra 3-4 lata. Zależy, czy przyjąć nasz obecny system czteroklasowego liceum, czy jeden z wariantów systemu amerykańskiego, w którym to uczniowie z klas bodaj VII i VIII (tu mogę się mylić, bo opcji jest od groma) są w jednym budynku z licealistami. Tak czy siak, jest możliwe, żeby AJ kojarzyła rodziców głównie ze zdjęć. Ciekawostka: Celestia może i nie ma własnych dzieci, ale pewne doświadczenie w „matkowaniu” to i owszem – i da się to wywnioskować z samego tekstu. W końcu, skoro w momencie osierocenia Luna miała 14 lat… to niby kto dokończył jej wychowanie? No i jest jeszcze spostrzeżenie AJ, że „[Celestii] najwyraźniej do tej pory zdarzało się traktować Lunę jak dziecko”. Ależ oczywiście, że tempo jest wolne. To w pełni celowy zabieg. Przecież całość dzieje się dość wcześnie rano, kiedy cała reszta obozu jeszcze mocno śpi (tym bardziej, że impreza z poprzedniego wieczoru skończyła się raczej późno), zwierzęta dzienne dopiero się budzą, a kwiaty pomału zaczynają się otwierać po nocy. Główne bohaterki mają dostatecznie dużo czasu, by spokojnie sobie wszystko przygotować i przy okazji pogadać. Następna odpowiedź pojawi się w wątku „Sekretów…” (w końcu to sequel). A tymczasem jeszcze raz dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
  16. Na wstępie przepraszam za opóźniony zapłon. Tak to jest, jak się za coś nie wezmę od razu. Przy okazji – na pozostałe recenzje odpowiem w jeszcze późniejszych terminach, bo wstawianie kilku naraz jest, obawiam się, ponad moje siły. A tymczasem jedziemy z tym koksem. Nie wykluczam. Osobiście miałam do czynienia głównie z dość niewielkimi remontami. Ze dwa nawet sama przeprowadziłam. Siłą rzeczy oznaczało to brak jakichś wielkich komplikacji. Nie licząc niedawnej wizyty młodego zdolnego elektryka w mieszkaniu babci w celu zamontowania nowej lampy. Chłopak przez dobrą godzinę męczył się z przeszło 40-letnią instalacją. Cóż, w zasadzie to po drodze była jeszcze mowa o wiaderku z farbą, zawieszonym na nadgarstku Sweetie. Podejrzewam, że kucykowa nie za bardzo byłaby w stanie to zrobić – ale możliwe, że ta wzmianka po prostu jest na tyle drobna, że łatwo ją przegapić. Heh, w sumie coś w tym jest. Nie wiem tylko, czy i kiedy byłabym w stanie to zrealizować, bo mam już parę zaczętych projektów. Przyznaję się bez bicia – w mniej oczywistych przypadkach zdarza mi się robić interpunkcję na czuja, wg rytmu, w jakim zdanie zostałoby wypowiedziane. Staram się jednak zmienić ten nawyk i częściej konsultować swoje domysły choćby z Poradnią językową PWN. Zadziwiające, jak często okazuje się, że nie tylko mnie trapi/interesuje dane zagadnienie. Koniec końców dzięki za komentarz. Odpowiedzi na kolejne, jak wspomniałam, będą się pojawiały stopniowo. A na razie pozdrawiam!
  17. Pomijam kwestię łez i hipotetycznego nawrócenia, bo mam spore zaległości w sezonie 9. Czytaj: widziałam tylko pierwsze dwa odcinki. Chciałabym się jednak wypowiedzieć w kwestii Flurry. Wytłumaczenie, moim zdaniem, jest bardzo proste. Sombra w pierwszej kolejności poszedł do pokoju/komnaty małej, bo wiedział / domyślał się, że rodzice zrobią dla niej wszystko, łącznie z poddaniem się. Z tego samego powodu jej nie zabił. Martwym dzieckiem najwyżej rozpaliłby gniew Cadance i Shininga, a tak po prostu ich zaszantażował.
  18. *puk-puk* Em... księżniczko? A! Panna Midday! Już myślałam, że całkiem o mnie zapomniałaś; tak długo cię tu nie było... No... miałam trochę innych zajęć. W każdym razie: @misterspauls przysłał kolejne pytania. Dwa tygodnie temu... To nie ma co dłużej zwlekać. O cóż to nasz stały korespondent pyta tym razem? Możesz, jeśli się zapowiesz co najmniej parę dni wcześniej. Bo gość nie w porę gorszy od Tatarzyna… Od kogo? Najogólniej mówiąc, od najeźdźcy. Dokładniej wytłumaczę ci później. No dobrze… tak czy siak, cóżeś się tak uparł na ludzi w Equestrii i kucyki w świecie ludzi, mój drogi? Lubię, ale w małych ilościach. Dobrze napisałeś. Grogar to dawny samozwańczy władca terenów obecnej Equestrii - o ile kogoś, kto tworzy potwory siejące spustoszenie, można nazywać władcą. Co dalej? To już wszystko, księżniczko. No i po co było czekać te dwa tygodnie? Noooooooo... hehe... Dobrze, porozmawiamy na osobności. A Ciebie, mój drogi, pozdrawiam!
  19. Przy okazji Warsztatów Literackich Klubu Konesera z maja 2018 (w których nie brałam udziału) mój znajomy, Night Sky, rzucił mi wyzwanie, bym również stworzyła fika o Rarity i Rainbow poszukujących Opal. Opowieść powstała w ciągu miesiąca i przeszło rok przeleżała w wirtualnej szufladzie, aż wreszcie dziś stwierdziłam, że co mi tam – w sumie mogę ją wygrzebać i opublikować. Szukając zaginionej Opal, Rainbow Dash strzela żarcikami na prawo i lewo – ku nieszczególnemu zadowoleniu Rarity. Tej jednak w końcu nadarza się okazja, by odpłacić przyjaciółce pięknym za nadobne... Dobry żart... funta kłaków wart? Tekst i korekta własne. Od 21.10.2020 istnieje również lektorat w wykonaniu @Wilczke.
  20. Gratulacje dla mnie, ogarniać się z odpowiedzią tak długo, że po drodze forume zdechło… Na szczęście teraz mogę naprawić swój błąd. Nie będę kryć ani kłamać – przykro mi, że Ci fik nie podszedł, ale nie jestem o to zła ani obrażona. Zdaję sobie sprawę, że pisanie to jedna wielka loteria. Coś się uda bardziej, coś mniej; jeden tekst w ogóle będzie lepszy, inny gorszy… a w dodatku dwie różne osoby potrafią mieć na temat jednej opowieści niekiedy skrajnie odmienne opinie. Coś takiego zresztą zdarzyło się między Tobą a Grento – jemu bardziej przypadł do gustu ten fik, a Tobie "Sekrety…". Ot, ciekawostka. Zwłaszcza że jedno i drugie ma tag EqG, więc to raczej nie w nim sęk. A! Nie, zaraz, coś Ci się jednak spodobało! Konkretnie wgląd w przeszłość, o ile dobrze rozumiem? Jeśli tak, to się cieszę, bo niniejszy fik jest w tym samym kontinuum czasowym, co "Sekrety i niespodzianki". Jest nadzieja! Jeśli chodzi o technikalia typu wejście Pinkie – do pewnego stopnia można to wytłumaczyć tym, że tak naprawdę to był mój prawie pierwszy fik w uniwersum MLP ("najpierwszy" jest stricte kucowy i leży w wirtualnej szufladzie, tj. na twardym dysku), a zupełnie pierwszy w poduniwersum EG. Początki przeważnie są trudne i niekoniecznie całkowicie udane. W zasadzie to nie była Matylda, tylko Maryla. Ale prawdę mówiąc, nie celowałam w podobieństwo do niej, tylko do tych wszystkich stereotypowych obrazków i reklam retro. O, coś w tym stylu: Mimo że opowiadanie nie za bardzo Ci się podobało, dziękuję serdecznie za komentarz. Zawsze to wskazówki, na co w przyszłości zwrócić większą uwagę. Pozdrawiam!
  21. Skłonności do zwlekania z odpisywaniem się na mnie srogo zemściły. Tyle czekałam na sposobną chwilę do obmyślenia odpowiedzi na Twój komentarz, że w międzyczasie forume zdążyło po raz kolejny umrzeć… a ja, genialna, nie zrobiłam sobie wcześniej kopii tekstu. No ale dobra, skoro już wszystko wróciło do normy, to swoim zwyczajem odniosę się do najważniejszych (przynajmniej dla mnie) kwestii. Pewnie by mógł, tylko że tak naprawdę miał posłużyć jako sposób doprowadzenia do spotkania głównych bohaterek – oraz jako przyczynek do krótkiej dyskusji o zaufaniu do ludzi. Sekrety zamierzam stopniowo ujawniać – obecnie pracuję nad jednym z kilku zaplanowanych sequeli, w który zamierzam wpleść kolejne poszlaki. Inna sprawa, że termin jego publikacji to póki co "bliżej nieokreślona przyszłość"… W każdym razie nie wykluczam, że motyw lunarno-miłosny jeszcze powróci. I powtórzę raz jeszcze: Luna ma swoje powody, żeby trzymać faceta na dystans – i nie tylko jego, prawdę mówiąc. Spokojnie, z Rarcią i "skarbowaniem (skarbieniem?)" jest dokładnie tak, jak z Twi i wielbieniem Celestii – dojrzeje dziewczyna i jej przejdzie. No, może nie całkowicie, boby przestała być sobą, ale myślę, że jednak będzie o wiele lepiej panować nad swoimi odruchami. Oj, żebyś się nie zdziwił, jak dziecinni potrafią być nastolatkowie. Dziwnym trafem, zwłaszcza płci męskiej. Dorastałam z bratem i kuzynem, więc co nieco o tym wiem. O ile wiem, bycie muzykiem nie wyklucza skłonności do chlania… No dobra, jechanie alkoholem w ciągu dnia jest domeną Panów Żuli, ale obawiam się, że w swojej naiwności Sweetie nie wzięła tego szczegółu pod uwagę. xD Tak, breloczek i Zielonooki Ktoś zdecydowanie zaliczają się do tytułowych sekretów. Jak już kiedyś, kiedyś wspominałam, pierwotnie to w ogóle miała być komedyjka, kręcąca się wokół dysonansu poznawczego Sweetie, a kończąca się mniej więcej w momencie oddania jej siostrze. Dopiero potem doszły motywy chłopca, ochroniarza, urodzin itd. Tak że ten… miejsca na wielkie napięcie nie przewidywałam. Jak już, to jakieś pomniejsze momenty. ^_^' I wkłada ręcznik na głowę, jak ta Rarity. Zwłaszcza po wyjściu z kąpieli. No, to już wszystko. Również Cię pozdrawiam!
  22. *tętent kopyt* Księżniczko! *dyszenie* Księżniczko Celestio! *Księżniczka zatrzymuje się i odwraca.* O! Panna Midday! Dawno cię tu nie widziałam, moje dziecko. W zasadzie... przez ostatnie parę tygodni w ogóle nikogo nie widziałam w pałacu ani w okolicach. Cóż to się stało? Mieliśmy... pewne problemy techniczne. Ale teraz już wszystko w porządku. Na tyle w porządku, że mam dla Ciebie świeżutką porcję pytań. Przysłał je @misterspauls. No dobrze, to zaczynajmy! Pewnie, że możesz. I dziękuję Ci bardzo za kwiaty i czekoladki. Będę miała czym poczęstować rodzinę i najbliższych współpracowników. Nie, nie byłam. Świat, który odwiedziła Twilight, już ma swoją Celestię. Wyobrażasz sobie, jakie zamieszanie by powstało, gdyby ktoś zobaczył nas obie równocześnie? Założę się, że Dicord byłby wtedy dumny z was obu. Albo miałby niezły ubaw. Albo jedno i drugie. Proszę Cię, nie podsuwaj mu pomysłów. Wiem, że się nawrócił, ale wolałabym, żeby ograniczył używanie swoich mocy tylko do naszego świata... No dobrze, dobrze... ale wiesz co? Mogłybyście po prostu powiedzieć, że jesteście bliźniaczkami. To w zasadzie byłaby prawda. Która jednak nie tłumaczyłaby, dlaczego nosimy to samo imię. Dziękuję bardzo, chyba mimo wszystko zostanę w Equestrii. Daybreaker jako istota pojawiła się tylko w koszmarze Starlight Glimmer. Nie można mówić o panowaniu nad nią w takim sensie, w jakim Luna musiała zapanować chociażby nad Tantabusem (nawiasem mówiąc, zrobiłam jej później dość długi wykład na temat komunikacji w rodzinie). Nie będę jednak ukrywać, że zajmowanie najwyższego stanowiska w państwie jest źródłem wielu pokus. Łatwo jest wpaść w pychę czy despotyzm i nie dostrzegać problemów podwładnych. Na całe szczęście Luna zawsze mówiła mi prawdę prosto w oczy. No, przynajmniej dopóki nie nadeszły czasy Nightmare Moon. Gwoli wyjaśnienia: wizja, o której opowiedziała nam Twilight, ukazała wyłącznie punkt kulminacyjny, ale kryzys trwał już od jakiegoś czasu. Jedną z przyczyn była kiepska komunikacja między nami... A to takie istnieją? Nie patrz na mnie, księżniczko, ja nie wiem. W takim razie proszę Cię o wyjaśnienie, skąd Ci ten pomysł przyszedł do głowy, mój drogi. A tymczasem pozdrawiam. Obie pozdrawiamy i zapraszamy do zadawania kolejnych pytań. Do następnego razu!
  23. Część trzecia, oby ostatnia. No właśnie o ten paradoks chodzi. W zasadzie to w tej historii mamy starcie dwóch skrajności: łatwowiernej do bólu Sweetie oraz niemal w równym stopniu nieufnej Luny. I znowu – to ma swoje uzasadnienie, które na razie jest jeszcze sekretem. Biorąc pod uwagę modę na rzeczy (głównie spodnie) z nieraz ogromnymi dziurami i/lub przetarciami, to stylizacja na żula wcale nie wydaje mi się taka nieprawdopodobna. To niech się tej odpowiedzialności uczy! Zresztą w najgorszym razie na miejscu było też dwoje o wiele bardziej odpowiedzialnych dorosłych. "Bystre" nie jest równoznaczne z "obdarzone życiową mądrością". Może by i mogła, ale czy chce… A to ironia czy nie? Nie, to taki ukłon w stronę Kicilestii z "Kotastrofy Twilight". Podczas okresu to się zdycha, mój drogi. Celestia jest z typu sentymentalno-romantycznego. Takie (nieomal?), z przeproszeniem, pornole są nie w jej stylu. Czy ja wiem… to raczej Luna prowadziła siostrę na tyle powoli, żeby dać Sweetie i reszcie dość czasu na zupełnie ostatnie przygotowania. xD Temat palenia nie jest zabawny. To wielka kumulacja trucizn, prowadząca często do raka płuc i innych nieprzyjemności. Jako osoba, która miała palącą mamę (rzuciła) i palącego dziadka (zmarł, choć nie z powodu papierosów), jestem na to wyczulona. I zdecydowanie takie zachowanie potępiam. Tak. To było w pełni celowe. :> Jakże bym mogła przepuścić okazję do tak cudnej gry słów? Jeszcze raz dzięki za komentarz!
×
×
  • Utwórz nowe...