Skocz do zawartości

Poranny Kapitan Scyfer

Brony
  • Zawartość

    144
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez Poranny Kapitan Scyfer

  1. Jako że ja już tu jestem to może wymyślę jakiś temat. :twilight3: no to może by tak pogadać o religii? Wybaczcie, tak jakoś mi wpadło do głowy ._.

    Nope, tematów religijnych lepiej nie ruszać, bo to są bardzo drażliwe sprawy i zaraz się jakiś zły troll doczepi :lyra3: Ale takie rozmowy są całkiem powszechne na nocnym SB.

  2. Lamoka Approves! To jest dobry OCet, z charakterem i całkiem ciekawą historią, ale bez boskich mocy. Jedyne babole jakie znalazłem to brakujące przecinki. Swoją drogą to widzę ogiera w sam raz dla Trixie :P Rozwiń te prozatorskie fragmenty, dodaj nowe i wyjdzie ci naprawdę dobry fanfik.

  3. Nie gryźć się, oszczędźcie innym nerwów, proszę.

    Nie wierzę w takie duperele, a nawet jeśli coś wskazywało na to, że mogę uwierzyć... znajdowałem logiczne wytłumaczenie. Raz, wraz z S-cyferki, wracaliśmy z podróży przez sady, pola i inne ładne tereny... Było już ciemno. Aż nagle przed nami na niebie rozbłysło coś na chwilę tak mocno, jakby na chwilę stał się dzień - zwalając mnie kilka kroków w tył. Do dziś nie umiem tego pieroństwa wytłumaczyć, ale na bank jakoś można.

    No i z dziwnych rzeczy, to raz z lasu słyszałem tak przerażający pisk czy to jęk czegoś... jak nastolatki? dziecka? To było dziwne, jakby... dźwięk nie miał określonej barwy. Miałbym znów wytłumaczenie takie, że jestem głuchy, ale S-cośtam też to słyszał. Dźwięk przypominał albo krzyk jakby kogoś rozrywali, albo jak by jakaś istota kogoś atakowała. No chyba nie myślicie, że poszedłem sprawdzić? Wracałem do domu, kolacji się chciało. No i komputera.

    Dat dźwięk - jakieś zwierzę z ADHD + wyobraźnia.

    Dat błysk - ...nie wiem. Ale z tym "zwaliło mnie kilka kroków w tył" to przesadziłeś.

  4. Wszedłem sobie raz późną porą do pomieszczenia socjalnego w pewnym zakładzie pracy i zobaczyłem małą dziewczynkę z całkiem białą twarzą. Po zapaleniu światła okazało się, że to stojak na papier toaletowy. Ot, macie wasze duchy.

  5. A ja nie lubię pesymistów na tym forum, bo stale i wciąż powtarzają te same utarte emo-hasełka: "życie jest do bani... nikt mje nie kocha... wszyscy mnie olewają... kucyki to jedyne światełko w ciemnym tunelu mego życia... :(((" I tak ciągle, w koło macieju, wąż Uroboros pożera swój ogon... to męczące. Lubię takich pesymistów, którzy zakładają, że coś się nie uda i rzeczowo piszą o tym, przedstawiając możliwie najgorszy obrót spraw. A jeszcze lepiej, jak oprócz smęcenia zabierają się do roboty, żeby jednak okazało się, że nie mieli racji :fluttershy5: I pozdrawiam wszystkich "znawców życia", którym się wydaje, że tylko im w życiu przytrafiło się coś strasznego/smutnego. Też mam za sobą ciężkie wspomnienia, niczego w życiu nie osiągnąłem, nie mam perspektyw na przyszłość (oprócz kusząco wyglądającej menelskiej ławeczki w parku :D) i prawie żadnych przyjaciół, ale jakoś żyję i to nie najgorzej. Czemu? Bo zdałem sobie sprawę, że wieczne smęcenie nic mi nie da.

  6. Hmpf... Według tego co wierzę, wszystko i zawsze jest równe, i pozostaje w równowadze. Tak więc wychodzę z założenia, że jeżeli się szczęśliwie zakochamy i będziemy przeżywać te wszystkie szczęśliwe chwile i bla bla bla, to i tak w końcu przyjdzie czas, kiedy będzie nam się musiało zwrócić cierpieniem po np. stracie tej osoby, chociaż nie tylko tak. Tak więc, jeżeli nie będę próbował doznawać tego szczęścia nie będzie mnie czekał ten ból. A jak na razie bardziej odpowiada mi ta druga opcja.

    HUEHUEHUE. Kiedyś siedziałem całymi dniami przed kompem i nie robiłem nic, co czyniłoby mnie szczęśliwym, więc teoretycznie nie powinienem też być smutny, bo równowaga zostałaby zachwiana.

    A jednak byłem. (Jeśli cię to zaskakuje, to coś z tobą nie tak.)

    Za szczęście warto zapłacić bólem. Jeśli pójdziemy twoim tokiem myślenia, to rzucimy wszystko i zostaniemy roślinkami, wtedy nie będziemy mieć żadnych emocji, żadnych przeżyć, żadnych bolesnych czy radosnych przemyśleń, żadnych wzruszeń, uniesień, chwil szarych i tęczowych, żadnego cierpienia i żadnej radości, żadnej nienawiści i żadnej miłości. Nie będzie więcej smaku pizzy, zapachu pieczonego kurczaka, niecierpliwego oczekiwania na 3 sezon MLP i zawodu po Kryształowym Imperium. Nie będzie ponymeetów, konwentów ani ludzi, których warto poznać. Nie będzie więcej fandomowej twórczości, The Living Tombstone, WoodenToaster, Bronyfied, Lavender Harmony i wiele innych artystów roztopi się w nijakości i przebrzmi, nie zostawiając po sobie nawet bladego cienia. Nie będzie więcej epickich, ciągnących się w nieskończoność fanfików jak Fallout:Equestria. Nie będzie też innych, niepowiązanych z fandomem dzieł, zapomnimy o Władcy Pierścieni, Diunie, Wiedźminie, Zbrodni i Karze, Beethovenie, Marilyn Mansonie, Beatlesach i Pink Floyd. Nie będzie więcej nabijania się z głupoty hejterów, marudzenia na polityków, wypominania sobie błędów i śmiania się z własnych potknięć, bo wszystko stanie się nam obojętne.

    Krótko - nie będzie NICZEGO. Bólu, rzecz jasna, też nie. Pisz co chcesz, ja tam wolę pocierpieć.

  7. Aspołeczność to już jest poważna przeszkoda i tutaj poradzą tylko radykalne środki: (tak, ciągle to powtarzam) jechać na ponymeeta! :fluttershy4: i oczywiście nie wtapiać się w tłum, nawiązywać dialog, podczepiać się do interesujących rozmów... ale co ja gadam, toż to oczywista oczywistość, tylko czasem trudna do zrealizowania, wiem po sobie :twilight5: Byłem już na trzech Zgorzeleckich i ciągle trochę tej flutterkowatości we mnie pozostało, ale jednak coraz mniej :fluttershy5: A tak swoją drogą to mój wujek znalazł swoją drugą połowę przez jakiś serwis randkowy i żyją ze sobą szczęśliwie już dłuższy czas.

×
×
  • Utwórz nowe...