Skocz do zawartości

Talar

Brony
  • Zawartość

    1041
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    33

Posty napisane przez Talar

  1. Finał! Ostatni odcinek czwartej generacji serialu My Little Pony o podtytule Friendship is Magic. Odkąd zacząłem oglądać ten serial, a było to dokładnie 8 lat temu, pod koniec września 2011 roku, zawsze uważałem koniec tego show za coś zbyt odległego, aby sobie tym głowę zaprzątać. Wolałem myśleć, że okres ten będzie trwać wiecznie i nie ma co rozmyślać nad czymś, co będzie problemem mojego przyszłego ja, a nie teraźniejszego. Dopiero po ogłoszeniu, że sezon 9 ma być ostateczną serią odcinków zdałem sobie sprawę, że przyszłość powoli staje się teraźniejszością. Że wszystko się kiedyś skończy i również będzie tak z tym serialem. Serialem, który towarzyszył mi praktycznie od początku okresu mojego dojrzewania, przechodzenia z biologicznego dziecka w dorosłego (kiedy zacząłem oglądać kuce, miałem akurat 14 lat, a dzisiaj 22). Życie się pozmieniało, tak jak i sam serial się zmieniał, niestety dzisiaj jedno z nich się kończy, a drugie trwa dalej ヽ( ಥ﹏ಥ)ノ

    Jak więc kończy się ta historia? Co ujrzałem na rozdrożu, na którym każdy skręca w inną drogę? Szczerzę powiem, że nie był to przeze mnie spodziewany widok, ale z upływem czasu doceniłem go :)

     

    Finał bowiem skupia się na czymś, co nie było kwestionowane przez bodajże całą egzystencje serialu: czy w ogóle warto bawić się przyjaźń, kiedy można robić coś innego? Czy warto poświęcać czas innym, kiedy można robić wszystko samemu? Po co wysilać się nad czymś, co na koniec dnia okazuje się być tylko tymczasową rozrywką? Bo w końcu np. idziesz do przyjaciela, spędzasz z nim czas raczej na zabawie, a potem wracasz do domu i jesteś sam, a przecież można było cały ten czas spędzić na rozwijaniu i samodoskonaleniu samego siebie. Jakby na to popatrzeć z tej strony, to każdy z villaionów gardził przyjaźnią bo jej nie rozumiał, a moment w którym ją pojął, choćby częściowo, stawał się chwilą ich nawrócenia. Tutaj pojawia się wątek, w którym to osoba, która o przyjaźni coś tam wie, zaczyna kwestionować jej sens oraz bilans korzyści z niej wynikający. Osobiście sam od dłuższego czasu borykam się z takim problemem, bo mój introwertyczny umysł karzę mi siedzieć w domu i myśleć tylko o sobie, choć z głębi serca odczuwam, że przyjaźń, miłość oraz wszelkie towarzyszące ludzkiemu gatunkowi uczucia są magią tego świata, która stanowi prawdziwy sens życia. Z tegoż właśnie powodu sama tematyka finału, ten tytułowy ostatni problem, z jakim zmierzyć się musi nasza nowa bohaterka jest mi bardzo bliski i w pewnym stopniu chwyta mnie na serce, jednocześnie zmuszając umysł do przemyśleń. Pod tym właśnie względem The Last Problem, zarówno dosłownie sam odcinek jak i jego problematyka, są zdecydowanie najbardziej realną i najbliższą mi tematyką, jaką ten serial poruszył. Jak na finał, to uważam że cel został osiągnięty, a sam epizod dopiął swego i w moim mniemaniu jest on najbardziej wartościowy ze wszystkich, jakie były.

     

    Kolejna bardzo ważna kwestia, jaką porusza ów finał jest to, że nic nie jest idealne oraz nic prawie nic nie trwa wiecznie, bo wcale nie musi. Żadna z naszych bohaterek nie umiała sobie poradzić z nadchodząca zmianą, a próba samodzielnego rozwiązania sprawy jedynie wszystko pogorszyła. Niepohamowana chęć bliskości sprawiła, że nasze bohaterki postanowiły "przeżyć to razem", co również nie skończyło się dobrze i koniec końców sprawiły, że wielka koronacja Twilight stała się wielką klapą. Jednak nie jest to ważne, bo tak na prawdę to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Parafrazując chyba najlepiej napisaną i najbardziej głęboko piosenkę z uniwersum MLP "wszystko kiedyś przeminie, a przyjaźń pozostanie wieczna" ~ Friendship Through the Ages i zamiast słowa przyjaźń można tu wstawić również wiele pozytywnych uczuć oraz wspomnień. Koronacja nowej księżniczki wypadła jak wypadła, bo każda z mane6 tak bardzo bała się o dalsze losy uczuć, jakie im towarzyszył od czasu przybycia Twilight do Ponyville, że nie potrafiła dokonać właściwiej decyzji. I cała ta nieudana uroczystość była najlepszą rzeczą, jaka się przydarzyła naszym głównym postaciom, bo utwierdziła je wszystkie w przekonaniu, że choć na pewno nie są idealne, to ich motywacją jest próba utrzymania wszelkich uczuć, jakie je wszystkie wiążą, jak najdłużej. Koronacja była i minęła, a emocje oraz przywołujące jej wspomnienia pozostaną tak długo, jak istnieć będzie czas. Serial ten istnieć będzie tak długo, jak istnieć będą jakiekolwiek emocjonalne więzi pomiędzy fanami a tym tworem. Bo choć oficjalnie My Little Pony: Friendship is Magic dobiegł końca, to nasza pamięć oraz odczucia, które z nim łączymy, pozwolą mu trwać tak długo, jak tylko zapragniemy. W taki właśnie sposób postrzegam cały ten segment, w którym Księżniczka opowiada o tym, jak w niepozornie głupi sposób przyjaźń jej z resztą bohaterek zagruntowała się na dobre; na zawsze. Osobiście uważam, że nie mogło być lepszej historii z lepszym morałem na koniec całej serii, niż właśnie tak.

    Zadziwiające jest dla mnie, jak bardzo człowiek odkrywa samego siebie i swoje odczucia, próbując przelewać swoje myśli na pismo. Ile emocji i refleksji wywołuje próba opowiedzenia tego, co ma się w głowie, choć dotychczas nie zdawało się o tym sprawy. Polecam taką terapie, bardzo pomaga poukładać myśli :)

     

    Tyle tematem samej "otoczki" tego sezonu, która z miejsca winna gwarantować mu ocenę 11/10, za bycie najgłębszą analizą przyjaźni, jaką chyba w życiu widziałem. Jednak seriale mają to do siebie, że nie wystarczy je zrozumieć, ale też jednak trzeba je oglądać, a pod tym względem epizod ten nie jest ideałem. Choć samą idee szanuję aż po grób, przeżycia przeszłej Twilight odnośnie rozstania są niezbyt ciekawie przedstawione, bo powiewają nudą. Sama koronacja natomiast jest mocno niesatysfakcjonująca i choć oczywiście tak miało być i jest to zdecydowanie dobry zabieg, to wszyscy mieli raczej znacznie wyższe oczekiwania co do takiego wydarzenia, które koniec końców przyprawia o lekkie zażenowanie. Żałuję, że wciąż los wielu postaci pozostaje zagadką, a chyba każdy po odcinku w stylu "20 lat później" oczekiwał właśnie wyjaśnień, w jaki sposób życie im wszystkim się potoczyło. Nowa Twilight wygląda nieco nudnawo, choć idzie przywyknąć, natomiast desing Spike'a mocno kuję w oczy i po prostu źle się na niego patrzy, szczególnie w połączeniu z wciąż dziecinnym głosem. Wątek który nie został wytłumaczony to magiczne drzewo-rezydencja w lesie, a szkoda. Osobiście bardzo forsowałbym pomysł, aby na ten szczególny odcinek dać inne intro, być może przybliżające nieco losy postaci oraz osobną piosenkę na napisy końcowe, albo chociaż zaśpiewaną przez główne bohaterki w nieco inny, spokojniejszy sposób.

     

    Jednak wszystkie te minusy to drobne sprawy, a odcinek ten wciąż ma kilka dobrych kart w ręce. Sam motyw, w którym to teraz Twilight jako Księżniczka naucza swoją najlepszą studentkę odradza wspomnienia o pierwszym sezonie kuców oraz o pierwszych przygodach naszej legendarnej szóstki. Luster, bo takie imię nosi najlepsza studenta Twilight, jako znaczek ma zachodzące słońce, co sugeruje nam połączenie dwóch najlepszych uczennic Celestii, Sunset Shimmer z promienistym słońcem oraz Twilight Sparkle, której znaczek co prawda ukazuję gwiazdy, to imię kieruje nas w stronę zmierzchu, czyli zachodu słońca. Jakim kucykiem, jakim uczniem oraz jakim przyjacielem Luster się stanie, to zależy jedynie od naszej wyobraźni. Wątki naszych głównych postaci są w moim odczuciu satysfakcjonujące i składają się na nie:

    Applejack: przejęła po zmarłej Granny Smith chustę na szyję i nadal mieszka na rodzinnej famie, wraz z Big Mackiem i jego żoną Sugar Belle oraz ich dzieckiem, dorosłą Applebloom oraz już siwą Winoną, która również dorobiła się potomstwa.

    Rainbow Dash: najpewniej, choć nie jest to dosłownie powiedziane, żyję razem z Applejack, a sama jest instruktorką u Wonderboltsów.

    Fluttershy: nadal robi to, co kocha, czyli opiekuje się zwierzętami wraz z pomocą jej najpewniej męża, czyli Discorda. Angel natomiast nabawił się sporego potomstwa.

    Pinkie Pie: Nadal mieszka z cukierni i choć samych właścicieli nie widzieliśmy, to ich dzieci świetnie dogadują się z nią, z jej mężem Cheese Sandwichem (który dla mnie był zbyt oczywistym wyborem, ale nie jest źle i tak) oraz ich córką, lil Cake. Gummy natomiast urósł jak na drożdżach, choć wciąż jest całkowicie niegroźny.

    Rarity: najpewniej jeździ po całej krainie w poszukiwaniu inspiracji do tworzenia swoich kreacji i widocznie chce się ona realizować jako wolna i niezależna kobieta. Butik przekazała Yonie, która mieszka i zajmuje się nim wraz z Sundbarem.

    Twilight Sparkle: Stała się honorową księżniczką, przez co gdy jej przyjaciółki dobijają powoli do pięćdziesiątki, ona pozostaję młoda i najpewniej przeżyję je wszystkie, przeżyję wszystkie postacie, z jakimi się zaznajomiła przez te wszystkie lata, przeżyję długowiecznego smoka Spike, który będzie czuwał u jej boku aż do końca i przeżyję młode pokolenie, które sama uchowała na swój wzór. Jest to bardzo przykre, ale jak już pisałem "wszystko odejdzie, a wspomnienia i emocję pozostaną".

    Reszta postaci: Starlight jako dyrektora szkoły przyjaźni najpewniej planuję połączyć swoją przyszłość z Sunburstem, Trixie pozostaje pedagogiem, Applebloom, Sweetie Belle oraz Scootaloo wykładają w szkolę, podobnie jak Silverstream, Smolder i Ocellus. Nie wiadomo natomiast, co się stało z obiema Księżniczkami, poza tym że planowały wypoczywać w spokojnym kurorcie nad jeziorem, bratem Twilight wraz z żoną i dzieckiem, rodzicami i rodzeństwem wszystkich postaci, przywódcami wszelkich nacji oraz filarami harmonii. Zmiana na dobre kosztowała życie pięciu postaci: Król Burz, Król Sombra, Lord Tirek, Królowa Chrysalis oraz Cozy Glow nie zaznały szczęścia w tej historii.

     

    Zapomniałbym o najważniejszym, czyli ostatniej piosence. Utwór ten, nie dość że jest bardzo przyjemny i dosłownie grzeje duszę, to ładnie opowiada nam losy naszych bohaterek, natomiast ostatnia część, w której z wyczarowanej przez Twilight tęczy każda z postaci odkrywa tło zapełnione wszystkimi postaciami, z którymi w jakimś stopniu się związały, jest chyba najcudowniejszą sceną z tego serialu i choć nie uroniłem żadnych łez (na razie), to fragment ten mocno porusza mnie za serce. W końcu to właśnie postacie stanowią najważniejszą cześć tego serialu i były to:

    dla Pinkie Pie: Party Favor, Maud Pie z Mudbriarem, Zecora, Pan i Pani Cake z Pound Cake i Pumpkin Cake, Książę Rutherford, Gummy, Gilda, Pipsqueak, Rose, Cheese Sandwitch, Somnambula, Silverstream z ojcem Sky Beak'iem, Cranky Doodle Donkey z Matildą, jej rodzice Igneous Rock Pie i Cloudy Quartz wraz z jej pozostałymi siostrami: Limestone Pie i Marble Pie.

    dla Fluttershy: Bulk Biceps, Terramar, ojciec rodziny McColt, Nurse Redheart, Iron Will, Lyra i Bon Bon, jej rodzice Pan i Pani Shy z bratem Zephyr Breeze'm, Dr. Hooves, Gabby, Sandbar, Angel, Discord, Dr. Horse, Dr. Fauna, Mage Meadowbrook, Breezies, Mayor Mare, Tree Hugger, Cattail.

    dla Rainbow Dash: Featherweight, Pharynx, Flash Magnus, Octavia, DJ Pon3, Double Diamond, Night Glider, Smolder, Daring Do, Derpy Hooves, Snips i Snails, Sky Stinger z Vapor Trail, Aloe i Lotus, Thunderlane z bratem Rumblem, Quibble Pants z żoną Clear Sky i córką Wind Sprint, Soarin, Spitfire, Tank, jej rodzice Bow Hothoof i Windy Whistles.

    dla Applejack: Bracia Flim i Flam, Trouble Shoes, Cherry Jubilee, Auntie Applesauce, Apple Rose, Goldie Delicious, Braeburn, Big McIntosh z żoną Sugar Belle, Coloratura, Babs Seed, Grand Pear, Autumn Blaze, Yona, Cutie Mark Crusaders czyli Apple Bloom, Sweetie Belle i Scootaloo, Little Strongheart, Burnt Oak, Rockhoof, Winona, Granny Smith oraz jej najpewniej nieżyjący rodzice: Bright Mac i Pear Butter.

    dla Rarity: Garble, Opal, Tender Taps, Berryshine, Saffron Masala, Plaid Stripes, Hoity Toity, Fancy Pants, Diamond Tiara i Silver Spoon, Photo Finish, Cheerilee, Ember, Mistmane, Sassy Saddles, Capper, Coco Pommel, Ocellus, Zipporwhill.

    dla Twilight Sparkle: Księżniczka Celestia oraz Księżniczka Luna, Sunset Shimmer <3, Star Swirl Brodaty, Thorax, Starlight Glimmer, Tempest Shadow, Flash Sentry, Spike, Gallus, Sunburst, jej brat Shining Armor wraz z żoną Księżniczką Cadence oraz dzieckiem Flurry Heart, Moon Dancer, Stygian, Owlowiscious oraz jej rodzice Velvet i Night Light.

    Postacie, które się nie pojawiły, a mogły: Queen Novo i Princess Skystar, rodzice Diamond Tiary: Filthy Rich i Spoiled Rich, Ahuizotl, Dr. Caballeron wraz z ekipą, Grubber, Kanclerz Neighsay (nie wiem, jakim cudem go tam nie ma), Diamond Dogs, Sapphire Shores, Songbird Serenade, Joe, rodzice Rarity: Hondo Flanks i Cookie Crumbles, Fleur de Lis, Cloud Chaser i Flitter, Ms. Harshwhinny, rodzice Sunbusrta i Starlight, ciotki Scootaloo: Aunt Holiday i Auntie Lofty oraz jej rodzice: Snap Shutter i Mane Allgood, Grampa Gruff, Captain Celaeno oraz reszta piratów oraz chociażby główne postacie ze specjału: burmistrz Sunny Skies i Petunia Petals.

     

     

    Ponad to, sama końcówka, gdzie nasze postacie stoją na małym pagórku, po tym jak uczennica Twilight wyrusza w poszukiwaniu przyjaźni, rozbrzmiewa melodia charakterystyczna dla stałej przez te wszystkie 9 sezonów czołówki, a zachodzące zza naszych bohaterów słońce tworzy delikatną, tęczową łunę. Wyszło to moim zdaniem fantastycznie, a domykająca całą historię zamykana na ostatnich stronach księga, która zapoczątkowała wszystkie wydarzenia z tego serialu mocno chwyta za serce i wyciska łzy z oczu jak tylko się da. Po prostu przepiękne.

     

    Ostatniemu odcinkowi wystawię 8,5/10, bo chociaż wysłodziłem go na wszystkie strony i uważam go za świetne zakończenie całej serii, to nazywanie go najlepszym odcinkiem jest moim zdaniem niekoniecznie. Spełnił on swoje zadanie z nawiązką, za co ta połówka dodatkowa, ale nie miał on być tym najlepszym z najlepszych i niech tak zostanie. Ogólnie to bardzo chętnie przyjąłbym jakiś spin off, gdzie już w nowej animacji trwającej tak 40 minut, gdzie lepiej wytłumaczone byłoby, jak potoczyło się życie naszych bohaterek, ale bez pośpiechu i nic na siłę. I bez tego jestem widocznie zadowolony, choć nadal smutny, że to już jest koniec.

     

    Przy okazji:

    Spoiler

    image.png.923817b230f79eecc7c57826c72eb882.png

     

    Chyba jestem w stanie w imieniu wszystkich tutejszych widzów podziękować całej ekipie SparkleSubs za wszelkie tłumaczenia, które pojawiały się w ekspresowym tępię, wiernie oddawały sens i brzmienie oryginalnych zdań z domieszką własnego humoru, w dodatku w bardzo przejrzystej, wielokolorowej formie. Uczyniliście oglądanie tego serialu dla wielu z nas o wiele przyjemniejszym, za co stokrotnie wam dziękuję i życzę dalszych sukcesów w tej i każdej innej dziedzinie.

    • +1 1
    • Lubię to! 2
    • Mistrzostwo 2
  2. Nie jestem pewien, czy dam radę dzisiaj coś napisać, bo nieco późna pora, a postanowiłem sobie że do finału zjem sobie Pizze i teraz brzuch mnie boli, a nawet nie dałem rady jej zjeść całej. Może coś wyprodukuję, co będzie choć średnio znośne do przeczytania.

     

    A więc finał, ostatnie starcie największych złoczyńców jakie ta kraina spłodziła z najdoskonalszymi postami, jakie stąpał po tej ziemi. Kulminacja całej egzystencji naszych bohaterów i zarazem ostateczny test, czy przyjaźń rzeczywiście jest tak potężna, jak to opisują w książkach, szczególnie tej grubej brązowej, ze złotem jednorożcem na środku. Szczerze przyznam, że finał ten obrał znacznie inne tory, niż sobie to w głowie układałem, co z jednej strony jest olbrzymią zaletą, bo człowiek z natury lubi być zaskoczony. Jednak z drugiej strony w każdym z nas siedzi rozkapryszony bachor, który chciał robota pod choinkę, a dostał autko. Dzisiaj jednak udało mi się wyzbyć smarkacza z mojego umysłu i jestem w stanie stwierdzić, że ogólny ciąg zdarzeń, jaki obrał ten finał jest w porządku. Zdecydowanie nie jest on idealny, a niektóre rozwiązania pozostawiają wiele do życzenia, ale w ogólnym rozrachunku z ręką na sercu przyznam, że zakończenie to przypadło mi do gustu.

     

    Zacznę od minusów, bo prościej jest człowiekowi wskazać, co mu się nie podobało niż na odwrót, zresztą lepiej jest mieć gorzkie słowa szybko za sobą, gdy pisze się o czymś, co sprawiło mi jakąś radość. Przedstawię te wady możliwie chronologicznie, bo tak mi będzie łatwiej.

    Pierwszą i zarazem wywołującą wielkie (ale nie największe) oburzenie tutejszych fanów, wadą jest pomysł, że Grogar tak na prawdę nie istniał, a za wszystkie sznurki nieudolnie pociągał Discord. Ewidentnie jest to typowa zagrywka dająca potencjalnemu widzowi całkowicie nieoczekiwany midnfuck na samym starcie, którego ABSOLUTNIE NIKT się nie spodziewał, aby wybić widza z rytmu na dalszą część oglądania. Osobiście uważam, że o ile sam pomysł nie był zły, to motywy Discorda są całkowicie niedorzecznie. I tutaj wychodzi gruby robak, który towarzyszy naszym scenarzystą itd. od zarania dziejów, czyli rzucanie sobie kłody pod nogi, gdy chodzimy o kulach. Czy nie lepiej byłoby, gdyby Discord pragnął zjednoczyć naszych złopuców, aby jeszcze łatwiej wpoić im dogmaty przyjaźni i koniec końców ich zresocjalizować? Ponadto, dlatego wysłał tą trójkę na wyprawę po dzwon, bo wiedział, że będą oni musieli współpracować, aby go zdobyć, więc jeśli im się to uda, to znaczy że pojęli oni jakieś podwaliny przyjaźni, a z dzwonem Discord odbierze im moce i jeszcze łatwiej będzie można ich oswoić z dobrem i przyjaźnią, bo nie będą mieli wyboru. A gdyby dzwonu nie zdobyli, to znak że nie są jeszcze gotowi. Plan i tak dosyć pokraczny, ale na realia serialu dosyć porządny mi się wydaję, szczególnie że Discord zwyczajnie nie przewidział, że nasza trójca dzwon zdobędzie ale ukryje go przed nim. Można poprawić scenariusz w kilka minut myślenia? No można! To dlaczego w samym finale finałów nadal mamy takie kwiatki?

     

    Kolejna wada to mocne spłycenie i nieukazanie tego, że Tirek, Cozy i Kryśka od jakiegoś czasu psują życie w Equestrii. Rozumiem logikę zabiegu, ale serio wypada to zbyt szybko i naiwnie. Już wolałem scenariusz, że w akcie zniszczenia stolicy kraju kucom ze strachu odbiło i zwyczajnie same zaczęły szukać wrogów gdzie popadnie, dlatego też się tak podzieliły. Jednak wada ta jakoś tak z biegiem odcinków mi umknęła, a jak wiadomo, to o czym się zapomina nie jest zbytnio istotne ;)

    Trochę dziwnie mi się patrzy na to, jak Cozy kompletnie od*ebało w tym finale, bo z uporem maniaka i twarzą szaleńca sprawiała wrażenie, że przykładem Anakina zacznie dzieci zabijać. Rozumiem, że władza i w tym przypadku dosłownie moc robi z mózgu wodę, ale bez przesady. Cozy to w ogóle postać, która mogłaby być najbardziej wartościową personą nie tylko jeśli chodzi o villianów, ale wszystkie osoby w ogóle, lecz z jakiegoś powodu scenarzyści i pomysłodawcy kompletnie się nie podzielili z nami, o co tej postaci chodzi, skąd się wzięła albo kim w zasadzie jest. Gdybyśmy dostali choć jakieś skrawki informacji, to od razu znacznie lepiej patrzyłoby się na ta postać. A tak, pomimo tego że nadal imo dobrze się ją ogląda i jest zdecydowanie najbardziej ogarniętym złodupcem, to brak wiedzy na jej temat sprawia, że traci ona na swojej wartości. Bo skąd u niej takie szaleństwo? Ponad to, samo zakończenie sprawia, że lore tej postaci jest jeszcze gorsze, niż było, ale o tym zaraz.

     

    Wada na szybko, bo pokonanie wszystkich filarów przez Tireka też było za szybkie, ale mogę to sobie jakoś wytłumaczyć, że ta grupka była potężna te tysiące lat temu, a nie teraz.

    Mini-wadą, która co najwyżej ździebko pogarsza oglądanie niektórych scen jest to, że nasza złowroga kompania znowu się kłóci niczym stare dobre małżeństwo. Owszem, nie miały być to persony idealne, ale myślałem, że te problemy mieliśmy już za sobą.

    Spory fragment drugiej części finału stanowiło gawędzenie mane6 o tym, że Twilight znowu nie wierzy w siebie, a cała reszta tym razem dosyć niezapadającymi w pamięć i czerstwymi ogólnikami jakoś ją przekonuję. Owszem, stała część każdego finału, ale tutaj trwało to za długo.

     

    No i na samym końcu najpoważniejsza wada całego finału, czyli ostateczne rozwiązanie sprawy naszych złoczyńców, czytaj szybki wyrok w postaci obrócenia na wieczność w marmur. No to chyba był najgorszy scenariusz, jaki mógł się ziścić. Miałem w głowie wiele pomysłów, jakby się to mogło dla nich skończyć. Kompletna transformacja na dobrą stronę mocy, również wizualnie? Zrozumienie swoich błędów i próba odkupienia ich, każdy na swój sposób? Czy może stwierdzenie faktu, że nasze trio nie pasuję do tego tej krainy, bo choć już nie są źli, to nadal są sobą, więc wyruszają razem w podróż w nieznane? A co tam, najlepiej dajmy kulę w łeb i po sprawie.! Już znacznie lepiej do samego przebiegu zdarzeń i zachowań całej trójki dać taki finał, że Kryśka nadal się rzuca jak osa i chcę żądlić, więc dostaje kamienie boty z resztą ciała w gratisie, na co pozostała dwójka się poddaje; Tirek wróciłby do Tartaru, bo nie umie on żyć bez wchłaniania magii innych, a Cozy z powrotem do szkoły, bo jest... nie wiem.... młoda? To nawet nie jest najlepsze zakończenie i tak, ale dużo rozsądniejsze niż to, co zaserwowali nam twórcy. Serial ten wybaczył największe zbrodnie i próby zabójstwa praktycznie każdemu, komu się dało: piorąca mózgi i niszczona czas i przestrzeń Starlight, zniewalająca wioski Trixie, niszczący psychikę i doprowadzający na krawędź zniszczenia w tym samym finale Discord, dziki Ahuizotl, dominująca i rządna absolutnej władzy Sunset, zmieniająca księżniczki w kamień i sprowadzająca na całą krainę niszczycielską burzę Tempest, rasista Neighsay; każdy z nich dostał drugą szansę i nierzadko który stał się istnym aniołkiem. Owszem, takiemu Storm Kingowi również sprawiono podobny los, a nawet jego statuetka długo nie postała, ale on w przeciwieństwie do anty-bohaterów tego odcinka, nie został zamieniony w kamień bezpośrednio przez nikogo, z tego co pamiętam, a sama postać nie dostała dużo czasu antenowego i był on raczej takim złym, aby być. Ta trójca natomiast dostała swój własny odcinek i zostało im i ich charakterom tyle czasu poświęcone, że pomysł ich uśmiercania to czysta irracjonalność.  Kurde, nawet Discorda nie zmieniła w kamień jakaś konkretna osoba, tylko magiczny promień przyjaźni, a tutaj dosłownie dostaliśmy pluton egzekucyjny. W palę mi się nie mieści zakończenie wątku tych postaci i nie rozumiem, dlatego twórcy stwierdzili, że tak będzie najlepiej. Jakim cudem ktoś, kto przy tym pracował po chwyceniu kopii scenariusza nie powiedział na głos "Chyba sobie ku*wa jaja robicie!"? Cały pomysł rozwijania tych postaci, cały wybitny wręcz odcinek Frenemis idzie do kosza; cały potencjał zostaję zmarnowany wraz z zamienieniem naszej trójki w głaz. Chyba jestem w stanie stwierdzi, że była to najgorsza decyzja, jaka padła w tym serialu. I nawet nie jest to poziom w stylu "cruel, but true", tylko "stupid shit". Niepojęte.

     

     

    Tyle z wad, to teraz czas na zalety, a te może nie są na papierze jakoś znaczące, to koniec końców umiliły mi oglądanie dosyć mocno. Bo szczerze przyznam, że finał ten oglądało się dobrze i najpewniej z chęcią do niego wrócę, od tak dla przyjemności.

     

    Ogólnie, to choć miałem znacznie inne oczekiwania, to akcja, logika oraz ciąg przyczynowo skutkowy kupiły mnie i raczej jestem zadowolony, jak sprawy zostały poprowadzone i rozwiązane. Owszem, Discord mógł mieć dużo lepsze alibi, a los złodupców mógł być jakikolwiek, byle nie ten, ale po za tym uważam, że finał trzymał się kupy. Zdrada villianów, atak ze wszystkich stron i porażka na każdym z frontów, ucieczka Twilight w poszukiwaniu rozwiązania, pomysł Discorda na uwolnienie mane6, wspólna gadka o ratowaniu świata, odciesz dzięki przyjaciołom i koniec końców wygrana; mi to pasuję i do samej fabuły i przebiegu zdarzeń nie mam zastrzeżeń, jedynie los naszych osławionych bohaterów boli mocno.

     

    Teraz będzie wymienianie pomniejszych zalet tak po przecinku, ale nie chce mi się robić tabelki, bo brzydko wygląda: sposób opowiadania przez Discorda bez jego magii tego, co widział było zabawne. Posiadająca moce chaosu Cozy była mega śmieszna. Ogólnie podobało mi się, jak działał ten dzwon i ktoś wyżej pisał, że Tirek wcześniej wchłonął magię Discorda, to dlaczego nie mógł teraz. Moja teoria jest taka, że Tirek wchłania magie z żywych istot, przekształcając ją w kondycje fizyczną i swoje umiejętności czyli fireballe. Natomiast ten dzwon przekazuje moc w takiej postaci, jaką ją dostały, a ponieważ ult Tireka nie działa na artefakty itd., nie mógł jej przekształcić na swoje skille. Jeśli chodzi o naszych trzech przeciwników, ponownie najbardziej opanowany, ogarnięty i zarazem najpotężniejszy był Tirek i to on zdawał mi się być największym zagrożeniem. Kryśka była kompletnie szalona i zaślepiona zemstą, natomiast Cozy to inny kaliber, o którym pisałem wyżej. Wszelkie walki i potyczki to zdecydowanie jedna z największych zalet odcinka, zwłaszcza Starlight vs Chrystalis oraz wszyscy na evil3, ta ostatnia szczególnie i chyba była to najlepsza scena walki w tym serialu. Cała scena w "wiezieniu", czyli cwaniakowanie Dragoniqusa oraz niszcząca kraty Starlight była bardzo fajna, a rzucający na końcu kamieniami Discord rozbawiło mnie. W ponyville widać wszystkie ziemskie kucyki zebrane i jest tam jeden jednorożec, czyli świeżo upieczona żona Big Maca, co oznacza że wolała ona zostać z ukochanym i nową rodziną, niż podzielić się jak reszta co jest jednym wielkim <3 Na początku pomysł z tymi Indigami wydawał mi się mocno z kupra wzięty, ale w sumie dobrze było zobaczyć, że te stwory nie są mityczne oraz że nie można tak sobie skłócić wszystkie kuce ze sobą, bo koniec końców nikt tego nie przeżyję. W sumie, został w tych epizodach poruszony problem "strachu" i nie licząc piosenki z drugiego odcinka pierwszego sezonu, chyba za duzo o tym nie było mówione, a przecież strach to taki stan, w którym człowiek myśli zupełnie inaczej, nie o przyjaciołach a o sobie samym itd., więc takie lekkie poruszenie tego tematu daję na plus. Pinkie wchłaniająca moc Discorda to był next lvl shitpost i dużą rolę odgrywa to, że nikt się wtedy tego nie spodziewał tam. Ostatnia scena, gdzie Twilight zamiast udać się od razu na koronacje woli na spokojnie odwiedzić starego przyjaciela i zjeść pączki była bardzo sielankowa i idealnie nadawała się za zakończenie.

     

    Bardzo mi się podobało, jaką rolę odegrały tutaj young6. Bałem się, że to one będą grały pierwsze skrzypce w finale, ale zamiast tego każdy z nich na swój sposób, używając wiedzy jaką posiadają (bo wcale nie dostali oni rozkazu od mane6 w stylu "idź po pomoc!"), pomogły mane6 najlepiej jak się dało - sprowadzili wszystkich, komu na losie mane6 zależało <3 Ostateczna walka, gdzie wszystkie jednorożce chronią nasze bohaterki, a reszta odwraca uwagę, gdzie ziemniaki używają siły, pegazy wznoszą pył, a podmieńce przybrały formę mane6, aby odwrócić wszystkich uwagę było epickie. Szczególnie ten pomysł z podmieńcami był trafiony w dziesiątkę.

     

    Kolejną dużą zaletą jest olbrzymia liczka postaci, które kiedyś tam miały jakąś styczność z mane6, a teraz w tej najgorszej chwili zebrały się, aby im pomóc. Wszystkie postacie, jakie udało mi się wyłapać, poza tymi oczywistymi: Diamond Tiara z rodzicami, Silver Spoon, Cheerliee, Burmistrzowa (która w końcu zabrała rolę przywódczyni miasta), Aloe i Lotus, Pan i Pani Cake z dziećmi, Maud z chłopakiem, Pipsqueak, rodzice Sundbara chyba byli widoczni, Derpy, hardkorowy kucy, ten potencjalny wonderbatls z dziewczyną, Scootaloo z ciotkami w Claudsdale, Featherweight i Rumble, Kanclerz, Ojciec Starlight, Suburst z matką, Sassy Saddle czyli ta z butiku Rarity, Moon Dancer, Fancy Pants z Fleur de Lise, Rodzice Rarity ze Sweetie Belle, byłe przyjaciółki Twilight, Trixie, Tempest Shadow <3, wszystkie Wonderboltsy, wszystkie Jaki, wszystkie gryfy i hipogryfy, wszystkie smoki i podmieńcy, licząc Gerbla, brata Thoraxa, Ember, tego dziadka gryfa, kiriny wraz z królową i Autumn Blaze, FLIM I FLAM <3, Gilda, Zecora, ten mały bawół z ojcem, Gabby, Snips i Snails, kurde nawet tego smoka z pierwszego sezonu to spał na tej górze widziałem. Postacie, które mogły się imo jeszcze pojawić: rodzice Fluttershy z bratem oraz rodzina Pinkie Pie, Ahuizotl, Cabaleron  z  Daringo Do, Sygian, Grubber mógł towarzyszyć Tempest,Cherry Jubilee, Hooffield and McColt, Quibble Pants z żoną i dzieckiem, rodzice Scootaloo, osioł Doodle, Iron Will, Capper i piraci z filmu. Niektóre postacie pojawiły się w ostatnim odcinku, a niektóre nie miały za bardzo gdzie się pojawić w tym, ale ogólnie to byli praktycznie wszyscy i uważam to za olbrzymi plus, bo kocham takie akcje, że wszyscy co się przewinęli w całym serialu pojawili się, aby pomóc.

     

    Jeśli miałbym to ocenić, to wystawiłbym 7,5/10. Bo szczerze, to bardzo dobrze mi się ten finał oglądało i nie nudziłem się prawie w ogóle, a sposób poprowadzenia fabuły był dla mnie zacny. Gdyby villiany nie zginęły pod koniec, tylko stało by się z nimi cokolwiek innego, wtedy dałbym z 9,5/10. Niby różnica dwóch punktów, ale ta wada jest na prawdę tak poważnie i dotkliwie poroniona, że po prostu nie mogę dać więcej, nawet gdyby finał ten pod każdym innym względem był dziełem sztuki odje*abym na 120% normy, a nawet tak nie jest. Natomiast gdyby ci źli przeżyli, a żadna z tych powyższych moich wad nie miałaby miejsca, wtedy dałbym po raz pierwszy w historii 11/10, czyli best episode ever, a raczej best ending ever, no ale tak się nie stało, a szkoda bo była szansa i to nawet duża. Wystarczyło dosłownie kilka scenek zmienić, a nawet najpoważniejsza korekta czyli zmiana zakończenia nie zajęłaby twórcą dużo czasu. Choć pomimo wielkiej jak księżyc wady jest dobrze, to mogłoby być pięknie...

     

    Mogę się jeszcze podzielić tym, jak sobie wyobrażałem finał i jak imo wypadłby on świetnie: Grogar ogarnia coś, dzięki czemu przywołuję Sombre z powrotem, tylko ten jest w posatci tej chmurki i jest mega posłuszny grogarowi, bo ten go wskrzesił. Dochodzi do szturmu na zamek, gdzie zła trójka się rozdziela od grogara, ale sombra nadal przy nim wiernie czuwa. Dochodzi jakoś tam do konfrontacji, villiany wygrywają, rozwalajac wszystkich z grogarem włącznie. Bohaterką jakoś się udaję uciec i dochodzi do potyczek, w których villiany przechodzą na dobrą stronę. Celestia, Luna i Discord przekonują Tireka, Starlight, Armor i Cadnece Kryśkę, young6 z może nawet CMC albo zwyczajnie mane6 Cozy Glow. Grogar dzięki Sombrze odzyskuje dzwon i jest mega potężny, ale wszystkim razem udaję się go rozwalić, a Sombra dostaje lekcje przyjaźni, że niby tak wiernie stał przy Grogarzę, więc wie co to oddanie itd. happy end. Wymyśliłem to w 2 minuty i mam wrażenie, że mogłoby być lepsze niż ten finał. I nadal uważam, że nie jest on zły, ale ta jedna decyzja jest jak krew w piach.

     

    Dzisiaj na tyle, bo jutro praca, ale ostatni odcinek już obejrzałem i jak wrócę do domu to wtedy go ocenie.

    Dobranoc

    • +1 1
    • Lubię to! 1
  3. Jako ostatni vanilla odcinek serialu twórcy mocno spięli tyłki i spłodzili jeden z przyjemniejszych i zabawniejszych odcinków tego sezonu. Ogólnie epizod ten winien być wzorem przy tworzeniu wszelkich odcinków, bo idealnie łączy om wątek poważny i koniec końców zamykający losy kilku postaci z dużą dawką humoru i żartów. Szkoda, że tak późno, ale nie ma co narzekać, skoro i tak mamy fajny odcineczek za zakończenie.

    Nie wiem, czy sens ma rozpisywanie się tutaj, co poszło twórcom dobrze, bo w zasadzie chyba wszystko się do tego zalicza. Tematyka oświadczeń na plus, kilka połączonych wątków zawsze się dobrze ogląda, chodzące jabłka były przezabawna, tak samo jak nieogarniająca już Ms Cake przy pieczeniu kolejnych wypieków. Discord nie rzucał aż tak dużych kłód nikomu pod nogi, Spike nie zepsuł niczego, CMC nie były naiwne, więc obyło się bez najczęściej występujących w tego typu odcinkach zgrzytów. Ponad to, fajnie było zobaczyć, a w zasadzie usłyszeć Big Maca wymawiającego nieco dłuższe zdania, a ukazanie miłości i finalny ślub były bardzo słodkie. Zasłużone 7,5/10. Z jednej strony, trochę mi smutno, że był to ostatni typowy odcinek naszych kucyków i przed nami jedynie wielki finał (który okazuje się być nie taki wielki), ale z drugiej strony wcale nie odczuwam jakoś szczególnie tego, że coś co stanowiła chcąc nie chcąc spory skrawek mego życia właśnie się kończy, ale nie ma co przedwcześnie mącić wody. Dzisiejszy odcinek był zacny i to się na razie tylko liczy.

    • +1 1
  4. Nie ma co tu się rozpisywać zbytnio, bo odcinek ten był zwyczajnie średni.

     

    Plusy:

    - dorosłe CMC ładnie wygląda i brzmi, szczególnie Sweetie Belle

    - fajna piosenka

    - Twilight i Fluttershy poprawnie przewidująca to, co CMC odwaliło

    - ładny kwiatek

    - w sumie sam morał, że dorosły automatycznie nie równa się dojrzalszy

    - ładny ten zwierzaczek

     

    Minusy:

    - ale jednocześnie ten zwierzaczek był na tyle ładny, że mało który dorosły podejrzewałby coś w stosunku do niego

    - to tornado to istny banał, że aż głowa boli

    - CMC trochę zbyt naiwne

     

    Ocena: 5/10

    • +1 1
  5. Nie da się ukryć, że to zdecydowanie najlepszy odcinek poświęcony Daring Do. I w sumie był ona na tyle dobrze napisany i przemyślany, że sprawił iż imo pomysł, że DD istnieje naprawdę i te wszystkie mistyczne stwory itd. też był dla mnie mega głupi i psuł wszystko, ale z takim końcem stwierdzam, że w sumie było warto. Cieszę się, że kabanos i jego drużyna cienia dostała jakąś większą rolę, a ten achujcośtam nie jest tylko dzikim stworem rządnym krwi. Sam pomysł, że Ci źli to nie do końca źli i nikt nie chce słuchać ich wersji wydarzeń propsuje mocno i pasuje idealnie do tego serialu. Co do reszty, to łatwiej będzie mi rozpisać to w tabelce "plusy i minusy"

     

    Daje okejke za:

    - sam pomysł tych złych co nie są źli

    - duża rola pony-jonesa

    - konkretna rola jego pomagierów 

    - i tego potworka też

    - FS z RIGCZem

    - zakończenie, że DD i dr. K piszą razem książki

    - dobrze się oglądało i nie nudziłem się ani irytowałem

    - morał


    Nie daję okejki za:

    - fakt, że losowa książka jakiegoś randoma nagle UJAWNIA STRASZLIWĄ PRAWDĘ NA TEMAT DARING DO I ZRÓWNUJE JEJ FANDOM Z ZIEMIĄ

    - oraz że jak ten autor napisał, że DD istnieje na prawdę to tak jest i musi być

    - zakończenie takie przesadzone trochę, że ten stwór napisał książki i w wielkim mieście czyta ją dzieciom; rozumiem że to gag ale zbędny imo

     

    Ale te minusy to i tak takie pierdy, że nie ma co się czepiać. Daję zasłużone 7/10.

     

     

    • +1 1
  6. Nie jestem w stanie dostrzec w tym odcinku ani wyraźnych plusów, ani dotkliwych minusów. Ot taki zwyklak, nie zapadający w pamieć. Ponad to, jest to kolejny epizod który jak na dłoni prezentuje, że Trixie nie nadaje się prawie do niczego a jej najlepsze cechy składają się zwyczajnie na brak tych najgorszych. Serio to już 2-3 odcinek z naszym magikiem, gdzie zwyczajnie zlewa ona wszystkich i koniec końców doprowadza do jakiegoś pie*olnika. Nie, żebym nie lubił tej postaci, ale wolałbym odcinki o innej problematyce niż chorobowa upartość i narcyzm Trixie, albo chociaż na niedoskonałościach Starlight, gdzie to Trixie odpowiada za zdrowy rozsądek, jeśli inaczej się nie da. Pod tym względem odcinkiem trochę glebę gryzie, lecz nie wszystko stracone, bo bardzo szanuję potencjalnych kandydatów na zastępce dyra i dobrze było zobaczyć oraz słyszeć niektóre z tych postaci. Ostateczne rozwiązanie nie było niczym odkrywczym, bo wiadomym było z góry, że posady tej nie może dostać jakiś random z tła, a musi to być bardziej znacząca się postać bez mocno rozwiniętego wątek, czyli Sunburst jak się patrzy. Za to Troxie jako pedagog to jak zatrudnienie na sprzątacza wikinga, no ale w sumie w spalonym domu kurzu raczej nie ma.

    6/10, nic ciekawego, nic okropnego, po prostu zwyklizna.

    Moment odcinka: Jak jednocześnie podekscytowana i mająca oczywiste obawy Starlight rzuca się na Twilight z uciskami na wieść, że to ona przejmie stołek w szkolę <3

    • +1 1
  7. Zdecydowanie jeden z przyjemniejszych epizodów, jakie ten sezon spłodził. Był to idealny przykład, dlaczego Rarity jest imo definitywnie najlepszą postacią z mane6. Uwielbiam jej charakter, humor oraz to, w jaki sposób podchodzi do życiowych problemów. Jej głos, jej gesty, teksty, zachowania oraz wszystko inne sprawia, że im więcej jest jej na ekranie, tym lepszy odcinek się staje (na ogół). Wygrywana ona epizod moim zdaniem całkowicie i z miejsca tylko za nią daje już 7,5 punktu. Ponad to, odcinek ten przepełniony był mikro-humorkiem i zabawnymi buźkami i o ile nieraz twórcy ostro z tym przeginają, to tym razem wyszło to dla mnie idealnie, bo screenów minek Rarci można by tu na pęczki robić. Aby tego było mało, sam wątek relacji i uczuć między naszym kucem a smokiem też jest dla mnie automatycznym kciukiem w górę, a tutaj zdawać by się mogło, że wątek ten osiągnął swoją kulminacje. Ewidentnie Spike rwie się Gabby jak pszczoły do miodu, a Rarity nie rozpaczała bo straciła bojfrenda, a jedynie przyjaciela-pomocnika. Osobiście nie jestem fanem naszego gryfa i jako potencjalna osoba do związku ze Spikiem, dałbym ją na jakimś późniejszym miejscu (albo w ogóle bo zapomniałbym, że taka postać istnieje). Czy pasują do siebie, nie umiem na to odpowiedzieć, ale w sumie twórcy mnie zaskoczyli i to już uznaję za zaletę. Owszem, Spike x Rarity było mi chyba najbliższe serca (głównie ze względu na TO), ale nie umrę ani nawet nie dostanę kontuzji, jeśli sprawy potoczą się inaczej. Poza tym wszystkim, bardzo cieszy mnie epizodyczna ale zawsze jakaś rola reszty mane6, różnorodne i boskie stroje Rarity (szczególnie ten z konwentu <3) oraz to, że nie zrobiono z nikogo idioty, który o przyjaźni to pierwszy raz słyszy. Ogólnie nie widzę żadnych wad, a wręcz każdy aspekt tego odcina stanowi jakąś zaletę. Owszem, po 15 minutach tępo jakoś mi zwolniło, ale poza tym to było bardzo zacnie. 8/10, bo co prawda same plusy, ale żeby było wyżej, to musi być coś nadzwyczajnego. Ósemka to taka najwyższa nota za coś, co same w sobie nie jest niczym nadzwyczajnym, ale oglądało się zaje*iście.

    Plus może dlatego nie wyższa ocena bo chyba zjadłem starą kiełbasę na kolacje i nie czuję się najlepiej.

    • +1 1
  8. Długa przerwa spowodowana (...) i na pierwszy ogień idzie całkiem spoko odcinek. Owszem, pomysł jest mega przewidywalny i wałkowany przez wszelkiej maści animacje od zarania dziejów. Poza tym, sam Angel nigdy nie wydawał mi się postacią wartą większej uwagi, od tak wiecznie domagający uwagi stworek, choć i tak ze zwierzaków naszych bohaterek to właśnie on miał zdecydowanie najwięcej do powiedzenia (pomięta ktoś w ogóle, że Twilight ma sowę? Wiki mówi, że pojawiła się ona tak na żywo ostatnio w 5 sezonie, a od tamtej pory 4 razy była na zdjęciu xd). Tak czy owak, odcinek borni się tym, że SF w miarę dobrze się ogląda na ekranie prawie zawsze, a jej głos wymawiany przez Angela mocno mnie bawił (szczególnie ta scena na tym targu była mocno zabawna). W sumie to w plusów tyle, ale odcinek jakoś tak pozytywnie mi się oglądało. Co prawda wątek FS vs Angel zamyka w najprostszy sposób, bazuje na oklepanym schemacie oraz momentami mógł podchodzić pod lekką narkozę, ale jakoś dzisiaj mi to nie przeszkadzało mi bawiłem się dobrze, choć nie wybornie. 7/10

    • +1 1
  9. Twórcy chyba mieli gdzieś w biurze serialową encyklopedie, bo ten odcinek to kolejny wręcz podręcznikowy przykład, lecz tym razem kategoria brzmi "jest dobrze bo nie jest źle". Bo tak szczerze, to ja nie umiem znaleźć w sumie żadnych wad tegoż epizodu, co jednocześnie stanowi jego jedyną zaletę. A sam fakt nie bycia słabym odcinkiem nie oznacza automatycznie, że jest on dobry. Owszem, pojawiła się nasza dzika banda i choć czasu antenowego dostali oni mniej, to jednak fragmenty z nimi były zdecydowanie najciekawsze. Jako przeciwwagę jednak mamy tą scenę pod koniec, gdy w akompaniamencie nudnej muzyki mane6 O-CZY-WIŚ-CIE naprawia wszystko bez kropli potu. Twilight w końcu wzięła się w garść i zaczęła hamować emocje? No kurde najwyższy czas! Tylko że ten cały wyśmiewany przez Discorda rozwój postaci nie może wyglądać tak, że przez bite 8,5 sezonu (nie licząc pierwszego, bo tam takich zgryzów nie było, bo  nim to w sumie niczego nie było) postać sieje ferment jak tylko się da, aż nagle z dnia na dzień całkowicie eliminuje swoje charakterystyczne cechy. Ogólnie to mocno widać, że twórcy obudzili się z ręką w nocniku, bo serial się kończy i trzeba pokończyć wiele wątków.

     

    6,5/10, bo w sumie cały odcinek można jednym gifem podsumować

    Spoiler

    tenor.gif?itemid=14312851

    Choć jedna dobrze było zobaczyć brejberna i te dwie nowe postacie, owszem to takie pięciominutówki, ale jednak spoko się sprawowały, więc pół oceny w górę.

     

    Poza tym, PROROKUJE POTENCJALNĄ FABUŁĘ ZAKOŃCZENIA SEZONU!!!!!!!!!!!

    Spoiler

    viliany bez pomocy gorgara skłócą mane6 tak bardzo, że (o zgrozo) POoBRażAjĄ siĘ jeDnA Na drUGą, grogar ogarnie że vialiny go zdradził więc ich częściowo rozwali, po czym mane6 się pogodzi pewnie nawet z nimi i razem wygrają hepi end

    w ogóle Grogar w tym odcinku gdzieś miał iść, więc imo może znalazł coś czym mógłby wskrzesić Sombre i przekonać go do siebie, z czego wynikałoby że Grogar na serio aż do końca zamierzał współpracować z resztą ekipy. Jednak jeśli ten item będzie jakikolwiek inny, to jestem w stanie stwierdzić, że i tak planuje kose w plecy każdemu na końcu.

     

    • +1 3
    • Lubię to! 1
  10. W sumie to się nie dziwie, że to właśnie z Twalotem jest najwięcej pornosów na świecie. Jakoś wpasowuje się to do jej psychicznego temperamentu :MJTQO:

     

    Tak czy owak, odcinek ten zasługuje na miano "najbardziej zmarnowanej szansy sezonu IX". Na papierze wszystko zdaje się być wręcz idealne; spoko pomysł z konkursem, losowe pary, pytania i odpowiedzi i w sumie to dużo było powodów do śmiechu. Jednak wszystko to rujnuje dla mnie duet Pinkie Twilight, gdzie jedna z nich cały czas drze mordę i gada największe pierdoły, rujnując całą idee rywalizacji w konkursie, a druga z uporem maniaka, kur*ikami w oczach i śliną cieknącą z pyska wbija każdemu graczowi nóż w plecy, aby tylko samemu wygrać. Mega przerysowane to wszystko było, zupełnie jakby się nie dało zrobić komediowego odcinka bez przesadyzmu, debilizmu i irracjonalności w hurtowych ilościach. Cały czas to powtarzam, że największą bolączką tego serialu jest kompletna losowość odcinków, gdzie jedne są przemielone humorem aż boli, a inne są drętwe niczym najstarsze dęby. Temu serialowi najbardziej brakuje jakieś finezji, aby to wszystko z odpowiednim taktem rozegrać, bo tak to wpadamy ze skrajności w skrajność, z usypiającej nudy do groteskowej abominacji. Serio gdyby Twilight trochę zluzowała z pasa (wiem, że miało to być swego rodzaju apogeum i od następnych epizodów zaczynać się będzie rekonwalescencja Twalota, ale aż tak wysoko jej zachowanie nie musiało sięgać), a Pinkie by zwyczajnie nie wychodziły odpowiedzi, to już było by znacznie znośniej. Dodatkowo ten motyw z ukrytymi przepisami turnieju też taki bezpłciowy + mogliby wyjaśnić, jak często się ten konkurs odbywa. Bo w tłumaczeniu padło, że co tydzień np. Maud jest parą z jej chłopakiem, czyli że co tydzień coś on odbywa? Jeśli tak, to trochę nisko sobie poprzeczkę stawia Twilight, aspirując do trzech wygranych z rzędu w cotygodniowym konkursie na 12 osób w jakieś Psiej Wólce. W ogóle sam mus bycia potrójną zwyciężczynią był do bani, ale to wszystko w sumie nie ma znaczenia, bo i tak cały epizod psują Pinkie z Twilight i ich zachowanie, szczególnie tej fioletowej.

     

    4/10, jeden z gorszy w sezonie, a w sumie odcinek miał potencjał i gdyby go poprowadzić zdroworozsądkowo bez zaawansowanego pierdolca Twilight, to wyszłoby coś dużo lepszego.

    • +1 1
    • Lubię to! 1
    • Mistrzostwo 1
  11. O ile oglądanie przez jakieś 15 minut jak RD pobija samą siebie w byciu samolubną pindą nie należało do rzeczy przyjemnych, to koniec końców odcinek nie okazał się być takim chłamem, na jakiego wyglądał. Bo w sumie jedyną jego wadą, poza tym że w sumie to był ździebko nudnawy i pozbawiony humoru, była nasza tęczowa klacz, która bardzo lubi od czasu do czasu dać o sobie znać z ten najgorszej strony. Jednak na drugiej szali stałą Smolder jako głos rozsądku i dobrze było widzieć, jak ciśnie ona RD na każdym kroku. Poza tym, nawet spoko team się stworzył z tych postaci do dopingu, szczególnie te dwie nowe tancereczki i ich pokaz były warte uwagi. Poza tym końcowy spektakl wyszedł na prawdę uroczo i dobrze po całym tym użeraniu się z wnerwiającą przez cały epizod RD zobaczyć coś takiego na sam koniec, niczym pyszny deser po szpinaku na obiad.

    Tak czy tak, dupy nie urwało, ale dla samego występu warto było to obejrzeć.

    6/10

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...