-
Zawartość
1465 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
26
Wszystko napisane przez Zegarmistrz
-
Czy Noc nie jest wspaniała? Teraz gdy otaczająca nas cisza nie rozprasza wzroku, podziwiającego nieboskłon ponad naszymi głowami? A o nieboskłonie chcielibyśmy z wami pogadać. A właściwie o jego lśniących owocach - gwiazdach. Wszyscy znamy niektóre gwiazdy, choćby Słońce czy też Gwiazdę Polarną którą prawie każdy jest w stanie wskazać tam w górze. Stąd moje pytanie do was - czy macie ulubioną gwiazdę? A może całą konstelację. - A może najpierw sam byś coś powiedział, tak na zachętę? Ano racja, to ma akurat sens. Zatem ja pragnę wam przedstawić moją ulubioną gwiazdę. A właściwie gwiazdy, bowiem są one częścią najpopularniejszej konstelacji znanej ludziom - Wielkiej Niedźwiedzicy, albo jak kto woli Ursa Major Pytanie - ile gwiazd wchodzi w skład Wielkiego Wozu? Odpowiedź która najczęściej pada to 7 - 4 tworzy wóz, 3 kolejne są jego "ogonem". I tu być może niektórych zaskoczę ale nie - nasz postrach Trixie składa się z 8 gwiazd - 4 to wóz a 4 ogon. Z trym tylko, że jedna z nich jest podwójna i trzeba czasami dobrego wzroku żeby ją dostrzec. Mowa o ζ UMa - układzie planetarnym w skład którego wchodzi więcej niż 1 gwiazda. Odkąd pamiętam nazywałem je bliźniętami, co śmieszne, wielu dorosłych twierdziło, że obecność 8 gwiazdy w tejże konstelacji to moje prywatne przewidzenia. Jakaż była moja radość, gdy w pewnym wieku potwierdziłem moje "przewidzenia" zdjęciami z różnych teleskopów. Szkoda tylko, że wiele osób, którym chciałem to udowodnić, nie ma już ze mną. Jak to się mawia - jałowe zwycięstwo? W każdym razie, moje pytanie do was jest proste - czy lubicie gwiazdy? Czy macie ulubioną, szczęśliwą gwiazdę? A może urodziliście się pod znakiem Tamrielskiej Wieży?
-
Szaleństwo i gniew. Paliwo zdolne przesunąć światy. - Nie uważasz, że powinieneś przystopować? Siedzisz tutaj już dobry tydzień. Wiem co robię. Zresztą, ty doskonale wiesz, tak jak i ja, że to się samo nie zrobi. - Owszem, ale nierozsądnie jest robić to w ten sposób. Spokojnie, dam radę. Bo kto inny jak nie ja? Łap, tylko uważaj na krawędzie. Ostry jest skurczybyk, w środku przygotowałem małą niespodziankę dla @Szonszczyk A dzień zapowiadał się tak pięknie. Wezwanie do pałacu, przemowa o ważnym zadaniu, o twojej nie zastępowalności. A finalnie okazało się, że Celestia wkręciła cię w pilnowanie kredensowego malucha. Niby nic wielkiego, ale pociecha co chwilę gdzieś ci znikała, a gdyby nie fakt, że wyposażono cię w detektor magii, już kilka razy by ci zwiała. Tym razem siedziała w ogrodzie. Nieruchomo, najwyraźniej coś wcinała. Zakradłeś się powoli od tyłu, starając się nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi, mimo, że detektor coraz mocniej zaczynał pikać. Ku twoim niewątpliwie dokładnym obserwacją, wcinała trawę. Zwykła, ogrodową trawę, mimo, że obok stał tort. A przynajmniej do chwili aż nie zauważyłeś rozsypanej na tej trawie kawy. Być może ktoś wcześniej urządził sobie tutaj piknik, bo obok kawy stały dzbanki na herbatę i kilka filiżanek. Teraz zaczynało do ciebie docierać, dlaczego ten cholerny detektor pikał coraz bardziej. Nie tylko pozwalał on namierzyć obiekty magiczne. Potrafił rozczytać ich surową energię. Zwłaszcza jej ilość. Ouch. Zdążyłeś rzucić okiem na ekran na którym liczne słowa "ALERT" zdążyły uświadomić cię w nieuniknionym. Przed tobą na trawie wybuchła supernova. Pobudka! Uważaj, ten jest jeszcze gorący! Tylko spokojnie, mocniejszy wstrząs i wybuchnie. Wiem czym pachnie, nie musisz mi tłumaczyć. To maleństwo specjalnie przygotowane dla @Decaded Słyszałeś jak krople uderzają o zewnętrzny właz. Ile to już dni siedzieliście na tyłkach, bez możliwości poruszenia się dalej aniżeli metr? Przeciwnik miał was tam, gdzie chciał. W samym środku cmentarzyska. Pamiętasz ten słoneczny dzień. Dobre ustawienie, 3 czołgi na szpicy, po 3 na każdym skrzydle, ty i jeszcze jeden ciężki pancerniak stanowiliście trzon, za wami dwa zaopatrzeniowce. Pierwszy pocisk skasował twojego kompana. Wymierzony był w ciebie, lecz Boris jak zwykle chciał ci pokazać, jak powinno się prowadzić czołg. W ostatniej chwili przyśpieszył i pocisk którym miałeś oberwać ty i twoja załoga rozerwał kompletnie jego bok. Z przodu rozległy się kolejne wybuchy - pole przez które jechaliście było odsunięte daleko od linii frontu, a mimo to ktoś pokrył je minami które porozrywały gąsienice większości przodu. Rozległo się piekło. Kolejne jednostki szlag trafiał, kiedy w panice próbowały manewrować między uszkodzonymi lub zniszczonymi kompanami. Dalej było tylko gorzej. Jakiś pilot postanowił odegrać kamikaze, wbijając się w zaopatrzeniowiec. Wystarczyło że cała zebrana w nim amunicja rozerwała go, samolot i uszkodziła drugi pojazd. Ledwo wydałeś polecenia, kiedy jeden z pocisków uderzył was w bok. Na szczęście, poszedł po pancerzu, ale sama siłą zadzwoniła ci zębami, zaś jeden z odłamków rozciął ci czoło, przez co jucha zalała ci widok. Zanurkowałeś do wnętrza czołgu, zamykając za sobą właz. Ze zniszczeń które widziałeś na zewnątrz, oceniłeś pozycję strzelca. - Dozór pierwszy, w prawo 15, czołg w okopie, 1600, odłamkowym, ładuj. Twoi ludzie to byli zawodowcy. Ivan bez mrugnięcia okiem przygotował pocisk i załadował go do działa. Leon szybko obrócił wieżę wedle twoich rozkazów, oczekując tylko pozwolenia na strzał. - Ognia. Huk i zapach ognia. Pocisk trafił centralnie we wroga. Mimo tego, ostrzał nie ustawał. W końcu nastała chwila ciszy. Za każdym razem jak próbowaliście poruszyć się do przodu, przeciwnik ostrzeliwał waszą pozycję. Raz za razem. Zastanawialiście się czasami, jakim cudem przeżyliście pierwszy pocisk. Zarządziłeś dłuższy postój, bo zaczynała wam się kończyć amunicja, że o paliwie nie wspomnieć. Na zewnątrz rozpętała się burza. Każdy myślał o czymś innym. Ivan o końcu wojny. Leon o ludziach którzy nie wyjdą z tego cało. Ty o pizzy, która spłonęła z zaopatrzeniowcem. W końcu ciszę przerwał Bazyli. - Rascwietali jablani i gruszy,Papłyli tumany nad riekoj. Po chwili dołączył do niego Ivan, nie trzeba było dłużej czekać na Leona, a i tobie jakoś nuta podeszła. Wiedzieliście że nikt po was nie przybędzie. Ale to nie ważne. Bo wiedzieliście co trzeba zrobić. I żądnego z was nie obchodziło jak to się skończy. Poprawiłeś opatrunek na czole, wiedząc skąd skubaniec strzelał, po licznych bruzdach które były wokół was. - Jazda! Ruszyliście tak szybko, jak tylko silnik pozwolił. Nie wiedziałeś, jakim cudem żadna z min jeszcze nie rozerwała wam gąsienic, gdy rozległy się kolejne wybuchy. Wiedziałeś za to jak to się skończy. - Ivan, penetrującym ładuj, strzelać na rozkaz, mamy tylko jedną szansę. Kolejny pocisk zrykoszetował po pancerzu, po nim uderzyła was kaskada mniejszych, najpewniej z karabinka. Chciałeś mieć pewność, że jeśli pójdziecie do wszystkich diabłów, to na pewno nie sami. Nagle pocisk rozerwał wam gąsienice, kolejny przebił się do środka, ale na szczęście nie wybuch. Zatrzymaliście się, czułeś jak krew znowu zalewa ci oczy. W środku było nienaturalnie cicho. Przetarłeś czapką oczy, byle by coś widzieć, ale wiedziałeś co znaczyła cisza. Pocisk który przebił pancerz załatwił Leona i Ivana. Bazyli zdawał się być nieprzytomny, choć ściana obok niego była usmarowana czerwienią. Spojrzałeś przez celownik, a twoim oczom ukazał się niemiecki Maus, metalowy potwór kalibru 150mm. A wy celowaliście mu prosto w armatę. Ledwo dotarłeś do spustu. Spojrzałeś jeszcze raz na ludzi z którymi tyle lat służyłeś, po czym pociągnąłeś za wajchę. Pocisk który wystrzeliłeś wbił się wprost do lufy przeciwnika, rozrywając molocha od środka. Patrzyłeś przez wizjer jak stanął w płomieniach. To była twoja nagroda, kiedy osunąłeś się w ciemność. Pobudka... Na razie tyle, następne są już w produkcji, ale potrzebuję je przemyśleć a gorączka nie pomaga. Zatem, do zobaczenia.
-
Z chęcią przygarnę o ile jeszcze jest do przygarnięcia.
-
Tyle materiału. Dobrze, bardzo dobrze, akurat zebrałem z mojej drobnej wyprawy stosowne klejnoty. To będzie dobra Noc, czuję to w kościach.
-
Założenie fajne, wykonanie trochę mniej. Żeby taki serwer miał sens potrzebujesz stabilnej ilości graczy nonstop. W przeciwnym wypadku co chwilę ktoś się będzie nudził, albo co gorsza, będą się ludzie mijali i nikt nie rozegra żadnej areny... Powinieneś pomyśleć bardziej o serwerze freebuild z siedzibą klasy spawn w której byłby ewentualnie teleport do areny.
-
Papeć - przecież ci Dec wytłumaczył, że nie co se chce, tylko na co dostał pozwolenie. Przenoszę temat do mojego działu, a nuż któryś z graczy podłapie i będzie chętny zagrać.
-
1. Dobre pytanie. Widzisz, niektóre tak, innych już nie. Ale to chyba każdy kucyk tak ma. Te z jabłkami jednak smakują mi najbardziej. 2. Twilight opowiadała mi o tym incydencie po drugiej stronie lustra. Sunset przekazała jej wszystko na bieżąco przez ich księgę. Technicznie, jej róg i skrzydła były tworem magicznym, ale poniekąd czy to właśnie nie jest definicja alikorna? Jeśli masz w sobie aż tyle magicznej energii, żeby stworzyć skrzydła i róg w jednym subiekcie, to nie różni się to zbytnio od zaklęcia którym obdarzyliśmy z siostrą Twilight. A Sunset udowodniła, że umie taką mocą odpowiednio dysponować. Odpowiednio i co ważniejsze, odpowiedzialnie.
-
@Stealthief Loot Może spróbował byś się w dziale Luźnych Gier najpierw? Masz małą ogólną aktywność na forum, jak sam zauważyłeś niewiele się w dziale ogólnie dzieje, więc nie ma sensu tworzyć kolejnego poddziału, w którym nic nie będzie się działo. Rozegraj kilka gier w Luźnych, jako MG, jako Gracz, posprawdzaj jak ci będzie szło, potem ewentualnie porozmawiamy na ten temat ponownie.
-
Nawyki, nawyki, nawyki. Jak wspomniałam wcześniej, sny składają się z emocji. Nie ważne co oglądasz. Jeśli emocje które posiadasz, odczuwasz, są negatywne, to nie spodziewaj się dobrych snów. Zasypianie z uśmiechem nie gwarantuje przespanej Nocy. Dziwne pytanie ale sporo już padło. 1. Moja mama i mój tata, a kto inny miałby być? Państwo Cake? 2. Nie stało się. Brzmisz jakby to był przypadek albo co najmniej niespodziewana rzecz. Pierwszy kucyk zrobił coś, w czym był, lub była, wyjątkowo dobry, lub dobra. Wtedy pojawił się na jego, lub jej, boku znaczek. I nie był to jednostkowy przypadek, bowiem inne kuce szybko znalazły swoje wyjątkowe talenty. Jeśli potrzebujesz więcej informacji, jestem pewna, że Cheerilee na swoich lekcjach może powiedzieć ci o tym znacznie więcej. 3. Hmmm....to, to, tamto też. A właśnie, te chyba wypada też policzyć.Mogę się mylić o kilka sztuk, ale gdzieś 152.
-
U mnie kablówkę w 90 tak do końcówki miała babina, w domu była satelita, wiec były Digimony, Detektyw Conan, Inuyasha i tym podobne tytuły w wersji, a jakże, niemieckojęzycznej. No może poza Digimonami, te były po hiszpańsku xD Ale skoro ktoś tu lubi wspominki tego typu, to może ja uderzę, co? Motomyszy z Marsa, Savage Dragon, Robocop, Yattaman, Gumisie, Muminki, ExoSquad, Grom w Raju(to akurat mało kto pamięta xD), Nieustraszony, Sliders - Piąty Wymiar, cholender, dużo tego było I mimo braku internetu wciąż coś się działo
-
Kolega powiadasz? To przekaż koledze, że najlepszym sposobem, żeby radzić sobie z koszmarami, to nie spać. Widzisz, koszmary różnią się, od osoby do osoby. Nie ma uniwersalnego sposobu żeby się ich pozbyć. możesz na nie wpłynąć, na przykład odpowiednio szykując się do snu, albo sortując sobie dzień. Stres, gniew, smutek, nawet lekkie zdenerwowanie może wywołać koszmar. Nawet my nie możemy rozpędzić każdego koszmaru, a jesteśmy w tym najlepsze. Jeśli chcesz pomóc koledze, znajdź mu kogoś, komu będzie mógł się wygadać z negatywnych emocji i kto podniesie go na duchu. W tej kwestii odsyłam do Twilight, w końcu od czego są przyjaciele, prawda?
-
Raz za razem i jeszcze raz! Tyle materiału, tyle wspaniałych możliwości! Rzucił w Kuźnię kolejny kryształ, chwytając za unoszącą się w powietrzu magię. - Widzę, że dobrze się bawisz. - Oczywiście! Kto nie bawił by się dobrze, mając dostęp do takich wspaniałości? - Ale planujesz skończyć dzisiaj? - Przynajmniej kilka. Z twoją metodą jest o wiele łatwiej. A właśnie, te pierwsze są już tam na stole. Karteczkami oznaczyłem czyje jest czyje. Od lewej masz @Myhell , @Sun , @Triste Cordis i @Kruczek Let the carnival begin! Otworzyłeś oczy w ciemnym korytarzu. Gdzieś w połowie z sufitu sterczała stara żarówka, która co jakiś czas lekko migała. Nie wiedziałeś gdzie jesteś, ale coś ci mówiło, że lepiej się z tą wynieść. Ruszyłeś w kierunku światłą, a po liku metrach zobaczyłeś wyjście z korytarza w postaci otwartych drzwi. Przeszedłeś przez nie a twoim oczom ukazał się sporych rozmiarów stół. Na stole była makieta jakiegoś budynku. Z opisu na metalowej blaszce rozczytałeś "школа". Widziałeś jak po makiecie poruszają się jakieś pionki. Niektóre z nich były ludzkie, inne przedstawiały kuce, jeszcze kilka innych było dziwnych, poskręcanych niczym potwory z koszmarów. Wszystkie w ruchu, bez czyjejkolwiek ingerencji. Obok stołu ktoś umieścił mniejszy blat, na którym leżała para kości. Obie miały po dziesięć ścianek. Jedna z kości miała oznaczenia 0-9 druga z kolei 00-90. Chwyciłeś za nie, lecz w chwili kiedy zaciskałeś dłoń, poczułeś silny ból. Puściłeś kości a te upadły na stolik, razem z kilkoma kroplami twojej krwi z dłoni. Wtedy zauważyłeś małe kolce, które powolutku schowały się w ściankach kostek. Te zaś teraz wskazywały 5 i 30, co odczytałeś jaki 35. Blat rozświetlił się niebieskim kolorem, potem zaś tym samym kolorem zaświeciła jedna z figurek potwora na makiecie, wykonując kilka podskoków w sobie tylko wiadomym kierunku. Nie potrzebowałeś geniusza żeby zrozumieć, że ty byłeś odpowiedzialny za ruch niektórych figurek. Tutaj byłeś Alfą i Omegą, decydując o losie figurek, mając ich ruchy w swoich dłoniach. Chwyciłeś kości raz jeszcze, lecz tym razem nie było bólu, bowiem te rozpoznał się jako swojego. Jako Mistrza. Zalało cię potężne białe światło gdy szykowałeś się do kolejnego rzutu. - No, powolutku. Otwieramy oczy. Proszę się nie przejmować zawrotem głowy, to zwykła rzecz po narkozie. Następna wizyta za 2 tygodnie, do tego czasu proszę systematycznie szczotkować i nie zapominamy o nitkowaniu. Pobudka! Skradałeś się bardzo powoli. Od kolumny do kolumny, od korytarza do korytarza. A wszystko, byle by tylko uniknąć gniewu, który na siebie ściągnąłeś. A kto mógł wiedzieć, że ten cholerny tort miał immunitet? Teraz musiałeś stąd zwiewać, Celestia chodziła od pomieszczenia do pomieszczenia, literalnie wypalając magią zawartość tychże. A w którymś z nich mogłeś niestety być ty. Więc przyśpieszyłeś, byle by nikt cię nie widział. Jeśli któryś strażnik podniesie alarm...wolałeś nie wiedzieć. Zatem nie pozostało ci nic innego jak zwiać stąd, i to jak najszybciej. Problem tylko, że nie wiedziałeś gdzie jest wyjście. A szukanie na chybił trafił przynosiło coraz dziwniejsze rezultaty. W końcu usłyszałeś pogoń zaraz za sobą. Bez słowa wszedłeś do jedynych drzwi w tym korytarzu, ale poniszczenie to nie tylko nie miało innego wyjścia, nie miało też żadnych okien. Spiżarnia. Kiedy odgłos kopyt zza drzwi stał się głośniejszy, postanowiłeś wykonać manewr unikowy numer cztery. Schowałeś się w szafie. Przez szparę mogłeś obserwować pomieszczenie, oraz kolejne kuce które wchodziły do środka. - Przeszukać każde miejsce, chcę żeby ten złodziej odpowiedział przed Księżniczką jeszcze dzisiaj!. - Tak jest Sir! Na twoje szczęście szafa stała z tyłu pomieszczenia, a fakt, że była zagracona tylko działał na twoją korzyść. Strażnicy powoli wybierali się do wyjścia kiedy zdałeś sobie sprawę z bardzo niebezpiecznej rzeczy. Na twoim nosie usiadła pszczoła. Mimowolnie jęknąłeś zanim odleciała, ale to wystarczyło. Do pomieszczenia akurat weszła Celestia, a twój jęk najwyraźniej ją zaalarmował, bowiem spojrzała prosto na ciebie, jakby między wami nie było żadnej szafy. - Kapitanie, czy w tym pomieszczeniu powinien ktokolwiek przebywać o tej porze? - Nie, wasza wysokość. To graciarnia, żaden z twoich subiektów nie przebywa tutaj. - To dobrze. Opuśćcie pomieszczenie. Jak tylko strażnicy wyszli, zobaczyłeś jak Celestia zaczyna emanować światłem. Wyczułeś w powietrzu duże ilości magii, zdolne przemienić to miejsce w kupkę popiołu. I oto ujrzałeś blask, mocniejszy aniżeli jasność tysiąca słońc. Pobudka! To był długi dzień. Najpierw okazało się, że w warsztacie zabrakło światła, potem, że niektóre materiały zamokły a na końcu, że macie na obiekcie mrówki. A reszta dnia zapowiadała się tak dobrze. Starałeś się jak mogłeś, ale składanie i czyszczenie Mannlichera przy świecach nie było twoją ulubioną metodą. Światło migotało, przez co mogłeś pominąć jakiś szczegół, a to z kolei mogło wpłynąć na cały proces czyszczenia. Z ulgą odłożyłeś karabin na stojak, sięgając przy tym po tackę z obiadem. Tackę, na której były mrówki. No tego było za wiele, chwyciłeś za pierwszą rzecz jaką miałeś pod ręką i uderzyłeś z całej siły. Pech chciał, że był to młotek, więc twoje pożywienie szlag trafił. A potem strzeliły ci nerwy. Zaczęło się polowanie. Miarowo wynajdywałeś mrówki a potem traktowałeś je młotkiem. Jedną drugą, trzydziestą. W końcu zacząłeś skreślać kredą ilość ubitych. Ale mrówek nie ubywało, wręcz przeciwnie, miałeś wrażenie że robiło ich się coraz więcej. Lecz nie przeszkadzało ci to w ubijaniu ich w setkach. I o dziwo, w którymś momencie ich zabrakło. Ani jednej mrówki. Zadowolony z siebie usiadłeś ponownie do stołu, sięgając po wcześniej odłożony karabin, kiedy z góry spadła na niego pojedyncza mrówka. Zaskoczony spojrzałeś w górę... Nad twoją głową nie było już sufitu, gdyż ilość mrówek zwyczajnie go zasłaniała. Nie zdążyłeś nawet krzyknąć gdy całe to mrowie spadło na ciebie niczym czarny deszcz zemsty. Pobudka! Mijał powoli trzeci dzień od kiedy znalazłeś go zakopanego w śniegu. Normalnie nikt normalny nie przebijał by się przez śnieg o tej porze roku, ale kimże byłeś by oceniać? Trzymałeś go w zapasowym łóżku, bo wolałeś żeby nikt go nie widział poza tobą. Nawet ułożyłeś go wygodniej, byle tylko wszystko było tam gdzie powinno. Długo zajęło ci przyszykowanie wszystkiego, ale teraz byłeś gotowy. Ba, nawet wiedziałeś że nazywa się Pawlex, z metki na jego bieliźnie. Wszedłeś do pomieszczenia gdzie spał, powoli stawiając kroki. Nie chciałeś go budzić, jeszcze. Wpatrywałeś się w śpiącą twarz, teraz o wiele mniej bladą niż wtedy, kiedy znalazłeś go w śniegu. No ale patrzenie patrzeniem, a trzeba było robić swoje. Jakby się zastanowić, byłeś dumny z siebie i tego co posiadałeś. Może nie każdy mógł pochwalić się takimi osiągami, ale w twoim przypadku nikt nigdy nie narzekał. Oczywiście znaleźli się tacy, co narzekali, ale faktem było że nie umieli przyjąć niektórych rzeczy po męsku. Pochyliłeś się nad nim i palcami delikatnie rozchyliłeś jego wargi. Mimowolnie się uśmiechnąłeś, bo kolejna część zawsze przynosiła ci wiele przyjemności. Bez ociągania wsadziłeś mu do ust najlepsze co miałeś. Chwilę zajęło, ale zaczął przybierać rumianych kolorów, a twoje serce przeszyła niepohamowana radość. Widziałeś jak zaciska zęby i z rozpędem wyskakuje z łóżka, ziejąc ogniem po pomieszczeniu. - Na krew i pożogę, wody! Tak, zdecydowanie, twoja potrawka z chili nawet umarłego postawiła by na nogi. I tym razem też nie zawiodła. Zadowolony wróciłeś do kuchni. To był dobry dzień. Pobudka! No, to te część załatwiona, teraz tylko reszta składu Specjalnie, że mam fajny pomysł na jeden specjalny sen. Carpe Noctem, Noc!
-
Gwiazdo na nieboskłonie, nie czytasz uważnie zasad. Ale powolutku, to da się wszystko zrozumieć. Najpierw piszesz dla kogo ma być Sen. Możesz osobę przy okazji oznaczyć używając funkcji "@Nickosobyktórejdajeszsen". Potem dopiero wybierasz 3 słowa które chcesz żeby w tymże Śnie były. Idąc tym rozumowaniem, chcesz żeby Sen(lub też koszmar, czemu nie) otrzymał nasz kolorowy żuczek, ale dajesz mi tylko 2 słowa żeby uklepać Sen. A ja niestety potrzebuję ich 3. A do całej reszty. Wow, jestem pod wrażeniem aktywności Oczywiście wasze Sny zostaną odpowiednio sporządzone i wysłane gdzie trzeba, z tym tylko ze w tygodniu. Weekendy to dla mnie niestety okres ciężkiej pracy.
-
Nie wybrzydzam i nie oceniam. Moim zadaniem jest wykuć Sen, korzystając z dostępnych materiałów. Jesteś pewny że akurat takie chcesz mi dać materiały? Bo jeśli tak, to niestety, ale będę zmuszony je odrzucić. Netykieta - używanie caps locka to podnoszenie głosu. Dodaj do tego wykrzykniki, brak interpunkcji jako takiej i wychodzi ci nieprzyjemny koktajl do którego nikt rozsądny wolał by się nie zbliżać. Specjalnie jeśli ktoś do ciebie o tym krzyczy. Zatem masz okazję, możesz coś jeszcze zmienić zanim podejmę decyzję.
-
Pytasz co jest nie tak z tym światem. Widzisz, uniwersalną odpowiedzią na to pytanie jest - ludzie. Tak, wiem, są dobrzy i są źli. Są ci, którym chciałbyś za wszelką cenę pomóc i ci, których najchętniej widział byś w płomieniach. I nie oszukujmy się, że nagle każdy jest święty, że ludzkie życie ma jakąś wartość. Jaką wartość ma życie dzieciaka który umiera z głosu w jakimś zapomnianym i nienazwanym przez bogów miejscu? A z drugiej strony kogo to obchodzi? Masz własną rodzinę, własne cele i ambicje, dlaczego miałbyś jakkolwiek przejmować się kimś, gdzieś tam? Ludzie są zarazą. Wirusem, który dostosowuje się do organizmu na którym życie, jednocześnie niszcząc ów organizm wedle własnych potrzeb. Ile jeszcze lat minie zanim wykorzystamy surowce nieodnawialne tej planety? Ile kolejnych zanim zbyt duża populacja ludzka wywoła kolejną globalną wojnę? Tak, wiem, pesymistyczny pogląd paranoika. Ale prawda jest taka, że to ludzie niszczą ten świat. Tego świata nie niszczą kojoty, gołębie czy pingwiny(choć tych ostatnich to jednak bym podejrzewał). Jedyny gatunek który uważa się za sam szczyt łańcucha pokarmowego. Za najlepszy ze wszystkich. Ukojony uczuciem kontroli. Człowiek zawsze musi coś kontrolować. Czy to zwierzęta, innych ludzi czy nawet pojazdy. A potem już tylko więcej i więcej. Mieć, chcieć, używać i zużywać. Pożerając wszystko co świat ma do zaoferowania. Ale nie wyzbywajmy się empatii. To dobrze, że komuś pomagasz. To dobrze że rzuciłeś tą monetę potrzebującemu. Ale w dużym obrazku - czy to cokolwiek zmieni? Ziarnko piasku na nienazwanej plaży. I najśmieszniejsze jest to, że nic w tej kwestii nie da się zrobić. O rzeczach wielkich decydują ci, którzy mają realną władzę. Ci, którzy teoretycznie reprezentują wszystkich pomniejszych, a prawdą jest, że robią to, co oni uznają za słuszne. Dla waszego bezpieczeństwa. I żebyście sobie tym głowy nie zaprzątali. Co najwyżej raz na jakiś czas rzuci się jakiś temat, dzięki któremu człowiek pomyśli, że coś może. BO to przecież łatwiejsze. Edit. Buhuhu, biedaczek Pawc nie może pogodzić się z otaczającą rzeczywistością, jakieś to smutne. Zapominasz kolego, że niezależnie od tego jaką mi wstawisz reputację, faktów nie zmienisz. Z drugiej strony bycie dziecinnym jest zabawne tylko do pewnego wieku, potem staje się naiwne
-
- Dobrze, oba są gotowe. - Który jest który? - Ten po lewej, w ametyście jest dla @Gangsta Dash a tamten w kobalcie dla @Bertram Quist. - Dobrze. Ty w tym czasie może odpocznij? Zaczynasz wyglądać gorzej niż cienie które zdobią te sale. Teren szkoły po zamknięciu to nie było twoje ulubione miejsce. Po otwarciu zresztą też nie, dla tego tym bardziej irytował cię fakt, że zostawiłeś w szafce nową grę komputerową od kolegi. No nic, wiedziałeś które z okien się nie domyka, więc dostanie się do środka było łatwizną. Przyciemnione korytarze zdawały się cicho oddychać, skrzypieniem dając znać iż na ich terenie znalazł się jakiś intruz. Pech chciał, że okno było na jednym końcu szkoły, gdy klasa do której chciałeś się dostać na drugim. Powoli acz sukcesywnie przemieszczałeś się od korytarza do korytarza, uważając, by nie spotkać nocnego stróża. Nikt nigdy go nie widział, ale wiadomo było, że ktoś w nocy pilnuje budynku. Nie wiedziałeś kiedy temperatura spadła, lecz w którymś momencie odnotowałeś, że z ust wydobywa ci się para. Dotarł też do ciebie dźwięk kapiącej wody, który zdawał się być nierealny, zwłaszcza że na tym piętrze nie było toalet. W dalekiej części budynku rozległ się potężny trzask, jakby ktoś załomotał z całej siły w drzwi. Skuliłeś się instynktownie za jedną z stojących w korytarzu ław. W samą porę, gdy drzwi niedaleko ciebie otworzyły się, zaś z klasy ktoś wyszedł. Nie widziałeś kto to, ale dźwięk kapiącej wody nasilił się, a powietrze wypełnił słodki zapach zgnilizny i mokrej ziemi. Ktokolwiek to był, stawiał kroki powoli, oddalając się od twojej kryjówki. Nie czekałeś długo, powoli acz cicho zacząłeś przesuwać się w kierunku drzwi. Kimkolwiek był ten stróż, oddalił się wystarczająco by nie było słychać kapania. Teraz pytanie czy gra była tam gdzie trzeba. Szybko dostałeś się do swojej szafki i otworzyłeś ją. Twoim oczom ukazał się banknot 20 złotowy powieszony na sznurku w środku szafki. Na banknocie ktoś nabazgrał dwa słowa. "Za tobą". Poczułeś nagły chwyt za ramię połączony z nieprzyjemnym bulgotaniem wody. Pobudka. Ta lekcja zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Gdyby jeszcze nie była aż tak nudna. - Z kolei obliczenie kolejnego pola daje nam.... Nie wiedziałeś co dawało, bo zwyczajnie przestałeś słuchać. Czy ta lekcja nie mogła ciągnąć się dłużej? Każda minuta zdawała się być godziną. Twoją uwagę zaczęły przykuwać obrazy za oknem. Duże boisko na którym jakaś klasa ćwiczyła, tor z przeszkodami po którym obecnie biegły dziewczyny z klubu sportowego. Nagła cisza w klasie spowodowała że oderwałeś wzrok ok okna. Byłeś sam w pustej klasie. Spojrzałeś z zaskoczeniem na zegarek, ale ten wskazywał środek lekcji, tak jak to robił minutę temu. Podniosłeś wzrok na tablicę, ale wszystko było tak jak powinno. Nauczyciel tłumaczył jakiś wzór a wszyscy byli tam gdzie ich miejsce. Zamrugałeś ze dziwieniem, obwiniając zmęczenie. - Z kolei obliczenie kolejnego pola daje nam.... Ktoś przebiegł koło drzwi. Nie wiedziałeś kto, ale twój wzrok przykuł kolor lawendy pomieszany z jagodą i akwamarynem. Wstałeś z krzesła chcąc sprawdzić co to było gdy wszyscy spojrzeli na ciebie. - Coś się stało? Nauczyciel na chwilę odłożył kredę by spojrzeć uważniej na ciebie. Pokręciłeś w milczeniu głową i usiadłeś na miejsce wbijając wzrok w ławkę. - Z kolei obliczenie kolejnego pola daje nam.... Coś było nie tak. Spojrzałeś na zegarek, ale wskazówka ponownie przesuwała się tak jak powinna. Z tym tylko, że byłeś pewny, że minęła już chwila, a zegar wciąż pokazywał tą samą godzinę. Tym razem wstałeś nie zważając na nagła ciszę i podszedłeś do drzwi. Złapałeś za klamkę i z rozpędu wybiegłeś sprintem z klasy. Przebiegłeś cały korytarz, na końcu uderzając w kogoś przez nieuwagę. Siła uderzenia posłała cię na cztery litery, ale gdy otworzyłeś oczy, żeby spojrzeć na kogo wpadłeś... - Z kolei obliczenie kolejnego pola daje nam.... Pobudka. - Teraz pozostaje nam czekać na kolejnych chętnych. - Śmiało, komu chcielibyście podarować Sen? - Tylko starajcie się wybierać kogoś, kogo jeszcze tu nie było. - Wiecie, nie chcemy układać wszystkich snów dla jednej osoby. To było by nudne.
-
@Cahan Jeśli lubisz smoki w literaturze, to polecam alternatywę dla ekipy z Pern(choć to akurat moi ulubieńce są). http://lubimyczytac.pl/ksiazka/53440/zguba-elfow Dobra i niezbyt długa, w sam raz na deszczowe popołudnie Akurat smoki z Heroes of MIght & Magic zawsze były fajne. Majestatyczne na swój sposób. Już sam ich widok napawał gracza lękiem i ekscytacją. Fajne są też smoki w grze Lufia na GBA. Zabawnie wyglądają niektóre, inne z kolei budzą grozę, także też polecam
-
Nawet umniejszając, wychodzi na to że imć Ancalagon to kawał bydlaka A co do czerwonych z Lodoss, tutaj proszę ja ciebie rozmiar pisklęcia(chwila po wykluciu z jajka) a w tle przelatuje nastolatek
-
Smoki, istoty bez których żaden szanujący się świat miecza i magii nie mógłby istnieć. Istnieją ich setki rodzajów, zależne od świata i od twórców. Że nie wspomnę o całej ich rodzinie - smokowcach, smokokrwistych, żmijach, wiwernach. Zwykle mają podobne zdolności - latanie, ziejący oddech(magiczny bądź też nie), odporność na magię a nawet czasami umiejętność zamiany w humanoida. Moimi ulubieńcami jeśli idzie o smoki są czerwone gady z uniwersum Wolny na Lodos. Porównując, smok w wieku "młodocianym" jest wielkości Smauga z Hobbita. Mama smok w formie dojrzałej jest tak duża, że Smaug może jej robić na oko To chyba największe przedstawienie smoka w fantasy jakie znam. Swoją drogą wato nadmienić iż każda część smoka jest niezwykle cenna w alchemii. Łuska daje odporność na żywioły, oczy, pazury i krew mogą służyć do zaklinania przedmiotów. Same kości jak i skóra mogą być przerabiane na broń i pancerze. Ale najbardziej poszukiwanym składnikiem jest smocze serce. To w nim kumuluje się zbierana przez lata energia smoka. Każdy mag, który położy na tym łapki może stać się dosłownie niepokonanym.
-
Skończony! Eony, jakież to było upajające! Teraz gdy pokazała mu inne metody, tworzenie snu stawało się czystą przyjemności. Operował teraz tak wielką mocą, że mógłby tworzyć całe światy. - Gotowe! Miałaś rację, czasami trzeba patrzeć z zewnątrz żeby zrozumieć. - Cieszymy się twoim szczęściem. - I oby właściciel snu też się ucieszył. Choć to akurat mało prawdopodobne. - To sen @Triste Cordis prawda? - Tak. Specjalnie dla niego. Wycie wilka z oddali wyrwało cię z zamyślenia. Nie wiesz jak długo byłeś tutaj, ani nawet gdzie to całe tutaj jest. Liczne drzewa, gęsto porośnięta okolica. Z pewnością był to jakiś las, ale gdzie dokładnie, tego nie wiedziałeś. Gdzieś z oddali dał się słyszeć huk sowy, która polowała w ciemności. Co jakiś czas rozchodził się też dźwięk przeróżnych owadów. Powoli posuwałeś się naprzód, starając się nie potkać o liczne korzenie. Mijały kolejne minuty, a ty wciąż miałeś wrażenie że kręcisz się w kółko. O tyle łatwiej tym razem, ponieważ księżyc wyszedł zza chmur, oświetlając drogę przed tobą. Wychodząc zza kolejnego drzewa zobaczyłeś mały staw sąsiadujący z polaną. Na horyzoncie ponad drzewami dało się też zobaczyć ruiny jakiegoś starego zamku. Z ulgą przyjąłeś źródło wody, w sam raz na wyschnięte długim marszem gardło. Woda była orzeźwiająca, wspaniale chłodna. Nabrałeś kilka głębokich haustów, zanim gardło zapiekło z zimna. Teraz dopiero postanowiłeś porozglądać się na polanie. Z początku zdawała ci się pusta, lecz teraz mogłeś przyuważyć liczne głazy stojące tu i tam. Nagły trzask gałęzi zdawał się brzmieć jak wystrzał w otaczającej cię ciszy. Tym straszniejszy, że nie ty byłeś za niego odpowiedzialny. Szybko i najciszej jak umiałeś, ukryłeś się za jednym z głazów, dopatrując się ruchu z miejsca, gdzie usłyszałeś ów trzask. Coś kłębiło się na drugim końcu polany. Coś dużego, sądząc po narastającym dźwięku łamanych gałęzi. Powoli i ociężale stawiało kroki, nieuchronnie zbliżając się do głazu za którym byłeś ukryty. Serce podskoczyło ci do gardła gdy zobaczyłeś zza głazu wielki gadzi ogon a ostatnie tąpnięcie delikatnie przesunęło skałę. A ileż ulgi było w dźwięku pluskającej wody. Znaczyło to, iż kreatura, czymkolwiek by nie była, zwróciła się ku jeziorze. Już szykowałeś się do biegu gdy dotarło do ciebie za czym wciąż się ukrywałeś. Wojownik ten zdawał się trzymać jakiś miecz, lecz resztki oręża jak i on cały zamienione były w kamień. Stary i pokryty mchem, zdawał się próbować zasłonić oczy przed czymś, lecz kikut jego ramienia opisywał jego porażkę. Szybki rzut oka na inne głazy ujawnił podobne historie. Szybko obróciłeś się by uciec, lecz twoje oczy napotkały dwa jadowicie zielone okręgi. Tak merceryzujące, że nie sposób było oderwać od nich wzroku. Patrzyłeś w ślepia bazyliszka, wiedząc co stanie się potem. A mimo to nie mogłeś nic poradzić. Stałeś się kolejną ozdobą jego kamiennego ogrodu. Pobudka! Niestety, Sen @Gangsta Dash muszę przerzucić na jutrzejszą Noc. Carpe Noctem moi drodzy.
-
Obawiam się, że z tego nie uda się ułożyć nic sensownego. Ponad to, nie trzymasz się zasad zabawy, więc przykro mi, ale wpis zostanie pominięty. Dzisiejszej nocy będę pracował nad konkretnym snem @Triste Cordisjeśli zaś starczy czasu, to jeszcze @Gangsta Dashsię załapie.
-
- Kolejne zaklęcie szlag trafił! - Coś nie tak? - Wszystko! Mam materiały, mam wiedze i umiejętności. A za każdym razem jak zaczynam nasączanie, ten cholerny agat wybucha mi w twarz energią! Po podłodze walały się szczątki dziesiątek zużytych minerałów. Liczne i kompletnie nieudane próby przekucia jednego snu. - Eony, co robię nie tak?! - ... - Nie patrz tak, jeśli masz coś do powiedzenia, to mów. Nie mamy na to całej wieczności. Podeszła powoli do Kuźni, umieszczając w jej wnętrzu kolejny agat. - Nie wszystkie materiały są takie same. Dla ciebie, magia jest jedna, bo ty nadajesz jej kształt. Pomyśl tak, starasz się ukształtować przedmiot by mieścił się w pojemniku. Ale nie każdy pojemnik jest wodoodporny. Chwyciła fragment zaklęcia które krążyło w powietrzu już od kilku godzin. Powoli zmieniała wstęgę wypełnioną mocą w jedną kompletną nić. Zamiast nasączać nim minerał, zaczęła go oplatać.Widziałem jak gwiazdy na ścianach zaczynały blednąć w obliczu jej potęgi. - Czasami wystarczy zmienić konsystencję. Zamiast pchać na siłę, zmień kształt. Z podziwem patrzył jak zaklęcie powoli staje się całością. - Teraz jest gotowe. Pamiętaj, nigdy nie jest się zbyt silnym by nie zostało miejsca na więcej wiedzy. A teraz dostarczmy ten sen do @Keks. Wdech i wydech. Spokojnie. Sprawdziłeś wszystko kilka razy Każdy kabel. Każdą wtyczkę. Kolejne osoby przychodziły i odchodziły, a ty wciąż wszystko sprawdzałeś. Praktyka czyni mistrza. W końcu uznałeś że wszystko się zgadza. Ustawiłeś się przy mikserze, ustawiając odpowiednio podbicie i bass. Chciałeś zacząć z hukiem. Potężnym uderzeniem. Kiedy kurtyna w końcu się rozjechała, spojrzałeś w ciemność. Słyszałeś ich wszystkich. Setki oddechów, pełne niemego oczekiwania. Wtedy odpaliłeś pierwszy kawałek. Scenę rozświetliły setki światełek. Ekipa od efektów nie kazała na siebie czekać, iluminacje poruszały się w rytm twoich palców. Jeśli przyśpieszyłeś tempo, to i one przyśpieszały. Bo dzisiaj to było twoje królestwo. Twoja scena! W końcu przyszedł ten moment. Niebo nad sceną rozświetliła potężna tęczna, która skierowała się wprost na ciebie. Potężne uderzenie rozniosło się echem po hali, jednocześnie rozrzucając tęczowe kolory literalnie wszędzie. Kiedy tylko światło przestało razić, podkręciłeś tempo jeszcze bardziej. Oczom ludzi ukazała się Rainbow Dash, wzmacniając twoją muzykę swoim elektrykiem. Tłum oszalał, skandując na zmianę twoje imię i jej. Byliście Alfą i Omegą fal dźwiękowych tego miejsca. A to miał być dopiero początek. Trochę to zajęło, ale udało się w końcu załatwić pewne, powiedzmy, ugody. Scena powoli zaczęła się wysuwać na przód, tworząc swego rodzaju wybieg. - To co brachu? Lecimy? Zza twoich pleców na wybieg wpadł Lucio, pozwalając by twoja muzyka przeszła jego głośnikami w tłum. Za nim nadleciały kule Zenyatty, wzmacniając już wspaniałe widowisko kolorów i dźwięków. Wykorzystując ich schodkowe ułożenie i swoje skrzydła, Rainbow zaczęła skakać z jednej na drugą ponad skandującymi fanami. W ostatnim uderzeniu muzyki wylądowała przed tobą, tworząc mały soniczny wybuch, od którego pogasły wszystkie światła. To był dobry koncert. Pobudka!
-
- Dobra, ten skończony. Wystarczy tylko uwolnić go w stosownym momencie i @Mielcar będzie się świetnie bawić. - Czy jesteś pewny że to dobry pomysł? - Spokojnie. Jestem w 99% pewny. Pozostały 1 % to resztki mojego sumienia. Ciemne niebo i szare chmury zwiastowały kolejny deszcz. Nawet nie pamiętasz ile już czasu szedłeś przed siebie. Kolejne budynki, kolejne miejsca. Po lewej stronie stara dobra Wisła, po prawej kolejna kamienica. Jak mawiali w piosence, "czarne opary nad miastem niczym mroczny zastęp zwiastowały burzę". Poczułeś pierwsze krople na czole, ciężkie i zimne. Chwyciłeś za kaptur, naciągając go na głowę. Po drugiej stronie ulicy była otwarta brama, jedna z niewielu, która dawała ochronę przed ulewą. Kiedy tylko postawiłeś pierwszy krok na ulicy, poczułeś dyskomfort. Nie wiedziałeś czemu, ale stanąłeś jak wryty. Po kilku sekundach kątem oka rozpoznałeś ruch. Szybko odwróciłeś głowę, ale obraz nie był sympatyczny. Po jednej stronie ulicy stała cała masa ludzi. Bezimienni, bez twarzowi. Z pałkami, łańcuchami, przypominali orszak potępionych. Po drugiej, kordon policji uzbrojony w tarcze i pałki. Armatki i wyrzutnie gazu gotowe do akcji. Na przeciw zaś ciebie, mężczyzna w garniturze, z czerwonym krawatem i tak niepasującą do obrazu miseczką grysiku. Wszystko stało w miejscu gdy ten przeżuwał sobie na spokojnie kolejne łyżeczki kaszki. Kiedy skończył, miseczka znikła, a ten uśmiechnął się do ciebie. - Food fight. Jak na rozkaz obie strony ruszyły na siebie, a po prawdzie na ciebie. I już miałeś zacząć uciekać gdy oberwałeś pierwszym strzałem. Pokaźnych rozmiarów tort rozbił ci się wprost na twarzy. Jeszcze nie zdążyłeś się zakrztusić gdy wokół rozpętało się spożywcze pandemonium. Torty, kiełbasy, owoce i warzywa. Wszystko latało na wszystkie strony. Jeden z policjantów grzał z armatki grysikiem po tłumie, inny przeładowywał właśnie swoją wyrzutnie arbuzów, kiedy ktoś z tłumu trafił go bagietką prosto w szczękę. Ostatnie co pamiętasz to wjazd wozu oblepionego kiełbasą w bramę, gonionego przez wielkiego smoka. Pobudka. - Dobra, tego też możesz zabierać. - Ale to przecież tylko żelazna kulka. - Nie oceniaj pojemnika po zawartości. Wniknij do wnętrza i powtórz to samo. - Niech ci będzie, chcieliśmy tylko zwrócić twoją uwagę na przeciętność pojemnika. - Spokojnie, @Ares Primezrozumie. Tydzień? Miesiąc? Włóczyłeś się przez to cholerne pustkowie Eony wiedzą jak długo. Wszędzie tylko pagórki i piach. Krok za krokiem i znowu krok. Zbroja ci ciążyła, miecz dyndał jak wahadło Zegara. A mimo to dzielnie parłeś do przodu. Za kolejnym z nieskończenie wielu miniętych wzgórz dostrzegłeś majak jakiegoś budynku. Stąd gucio dało się rozpoznać, więc ruszyłeś z większą werwą aniżeli wcześniej. Przynajmniej miałeś jakiś widoczny cel. I oczom twoim rzeczywiście objawiła się karczma. Stara, w kilku miejscach nadpalona, ale karczma. Otworzyłeś ciężkie drzwi i wszedłeś do zatęchłego pomieszczenia. Karczma jak karczma, kilka stolików, lub tego co z nich zostało, długi szynkwas i zasuszony barman za kontuarem. Ale co tam, darowanemu koniowi i te sprawy. Ostrożnie usiadłeś na jednym z zydli i rzuciłeś kilka monet na bar. - Cokolwiek, byle mokre. Barman bez słowa zgarnął złoto i postawił przed tobą kufel. Śmierdziało cholernie, ale było zimne i smakowało o wiele lepiej. Teraz dopiero rozejrzałeś się, bo twoim oczom ukazali się pozostali bywalcy. Kilku mężczyzn w czarnych płaszczach zajmowało jeden z kątów sali i dyskutowało o czymś namiętnie. Jakaś stara baba chodziła od stolika do stolika i wybrzdąkiwała coś do ludzi. Kilku pojedynczych ludzi tu i tam. Dzień jak co dzień. Upiłeś kolejny łyk magicznego trunku, ponownie krzywiąc się na zapach, ale napój robił swoje. Orzeźwiał i nawadniał. Odnawiał siły. W końcu uznałeś że pora się wynieść. Kazałeś karczmarzowi napełnić bukłak czymś na drogę i już miałeś opuścić przybytek gdy doszła się częściowa rozmowa. - Nie, nie, nie. Sztuka polega na tym, że musisz zostawić coś oglądającemu, żeby sam mógł sobie dopowiedzieć. - No chybaś waść zwariował. Sztuka to ujęcie konkretnej rzeczy w taki sposób, by nic więcej nie dało się dopowiedzieć. W sposób idealny. - Za dużo wina chyba popiłeś. Sztuka powinna przetrwać wieczność. Dopiero wtedy może być sztuką. Już miałeś dopowiedzieć coś od siebie gdy nagle jeden z mężczyzn wstał i rzucił na stół między pozostałych jakąś brzydką glinianą figurkę. Przypominało ci to trochę jakiegoś ptaka, albo może krasnala ogrodowego? - SZTUKA JEST WYBUCHEM! Pomieszczenie kompletnie eksplodowało, wyrzucając ciebie i wszystkich zebranych wysoko w powietrze. Obraz wirował ci od siły która tobą miotała. Ziemia zbliżała się w zastraszającym tempie. Jeszcze chwila i ... Obudziłeś się trącany przez karczmarza miotłą. Przed tobą stało kilka kufli a we łbie ci szumiało. Cokolwiek tu podawali, musiało być cholernie mocne. Chwiejnym krokiem opuściłeś lokal, zamykając za sobą z hukiem drzwi. Pobudka.
-
Jak wspomniałem wcześniej na SB, będziemy odpisywać metodą jedna Noc = jeden Sen. Każdy dostanie szanse na swoją kolej, nie martwcie się. - Innymi słowy jesteś leniwy? - Nie, innymi słowy, chcę się skupić na jakości. Nie rozwadniać. - Skoro tak twierdzisz. - No i ja pracuję, kiedy ty śpisz, także tego -.-'' Jutrzejszej Nocy pojawi się Sen @Mielcar ja jeśli się wyrobię, to wyjątkowo także @Ares Prime. W dzień Sny są wykuwane, by w Nocy stały się rzeczywistością.
-
- Bogowie, jak ty tak możesz co Noc? Ja ledwo dwa skleciłem do kupy, a już kończ mi się siły! - To różnica której nie mogę wyjaśnić. Powiedzmy, że przebywanie i używanie potężnych mocy czasami cię zmienia. - Powiadasz...no dobra, ale skoro już skończyłem, to wypadało by dostarczyć te dwa maleństwa. Ten zamknięty w rubinie dla @Uszatka a ten ze szmaragdu dla @PervKapitan. Kap, kap, kap. Krople deszczu miarowo spływały po liściach olbrzymich drzew. Ich pnącza oplatały świątynie, zapomnianą przez czas. Wewnątrz co jakiś czas rozchodził się dźwięk gongu modlitewnego. Niepewna ciemności zrobiłaś krok do wnętrza. Ściany ozdobione malunkami, podłoga pokryta korzeniami. Światło. Pomieszczenie przeplatane smugami promieni słońca. Czy chwilę temu nie szalał deszcz? Na środku siedział zakapturzony mnich. Bez słowa podeszłaś i siadłaś przed nim. W blacie stolika między wami można było dostrzec pływające karpie. Nabrałaś powietrza żeby zapytać go o imię. - Imiona nie znaczą nic na polu bitwy. Wtedy to poczułaś. Delikatny ruch za sobą. Lecz szybki rzut oka ukazał tylko stary karton stojący pod ścianą. Odwróciłaś głowę lecz mnicha już nie było. Zamiast niego siedział jakiś starszy mężczyzna. Twarz pokryta bliznami, opaska na prawym oku. Przed wami na stoliku stał ryż, plastry ryby i różne warzywa. Zachęcona ruchem dłoni zaczęłaś składać to wszystko w jedno danie. Mężczyzna w tym czasie wypalał papierosa. Ponowny ruch odwrócił twoją uwagę. Karton zdawał się stać o wiele bliżej niż poprzednio. Spojrzałaś na mężczyznę lecz w jego miejscu siedział teraz wielki karp. Twoje zaskoczenie wywołała nie tyle ryba, co potężny strumień wody wystrzelony przez nią w ciebie. Pobudka. Winda wznosiła się o wiele wolniej niżbyś chciała. Stare liny tylko cudem utrzymywały wszystko w powietrzu, a zapach spalenizny powoli się nasilał. W górze widoczny był świetlisty kryształ. Koniec szybu. W końcu dotarłaś. Twoim oczom ukazała się olbrzymia arena. Powoli zrobiłaś pierwszy krok kiedy poczułaś. Szybki unik, coś przecięło powietrze. Znałaś to uczucie. Znowu, tym razem wolniej. W końcu przyzwyczaiłaś się do tej prędkości, a twoim oczom ukazał się koń czarny pokryty błękitnym płomieniem. Nerwowo uderzał kopytami o ziemię, by nagle ruszyć na ciebie galopem. Chwyciłaś za miecz i ruszyłaś na niego, czując jak ziemia drży pod waszym biegiem. Zabawa w kurczaka? W ostatniej chwili przeturlałaś się na bok, zagłębiając ostrze w podbrzuszu kobyły. Uderzenie miecza o metalowe żebra było tak silne, że zadzwoniły ci zęby z wrażenia. Ale bestia padła. Drzwi komnaty powoli się otworzyły ukazując korytarz. Powoli ruszyłaś do środka, ostrożnie stawiając kroki pomiędzy porozrzucanymi na podłodze resztkami pechowców którzy byli tu przed tobą. Spostrzegłaś większą zbieraninę kości w jednym miejscu. Pewnym ruchem wbiłaś w nią miecz a pomieszczenie rozświetliło ognisko. Za ogniskiem znajdował się stół pokryty największą pizzą jaką widziałaś w życiu. Szynka, podwójny ser, papryka, oliwki. Jeśli tylko tym pomyślałaś, to to tam było. W końcu, po ciężkiej walce jakaś solidna wyżerka. Sięgnęłaś po największy z kawałków kiedy całość rzuciła się na ciebie z zębami. You Died. Pobudka. - Z tą pizzą to nie taki zły patent. Teraz ja jestem głodny. - Jedzenie o tej porze to nieprzemyślany pomysł. - Niby dlaczego? - To nie wiesz? Nasze sny składają się z emocji, wyobraźni i tego, jaką pizze zjedliśmy przed snem.