-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
Robię smutną minkę... jak się odwróci to robię szatańską. Jak przymierzy się do włożenia... to centymetr od wejścia jego przyrodzenie wybuchnie jak balon a na ich miejsce wyskoczą serpentyny i tego typu.
-
"Jedyne co musisz pozwolić to by spróbował włożyć... bo na 100% to będzie chciał... wtedy coś pęknie, hi hi" wysyłam. Patrze się zazdrośnie na Capo i robię smutną mordkę... aktorstwo przedewszystkim.
-
"Wszystko idzie zgodnie z planem. Już za parenaścię chwil... zobaczysz co się stanie. Graj i udawaj jak by to był jeden z jego zboczonych snów" Wysyłam. Zaczynam masować capo po plecach... ugh... i karmić go winogronami... kurwa... chyba żygnę...
-
"Spokojnie... nie pozwolę by doszło do wiadomo jakiego aktu. Pokaż się, a resztę to już domyślam co zrobi... jak będzie chciał wiadomo co zrobić... to jego Harem go pobije" wysyłam. Ja też udaje, że się przymilam.
-
Wysyłam Mili wiadomość "Nie zdziw się jak mnie zobaczysz. Pomagam Lunie przy snach, i nauczyłem się... grać". Podchodzę do Capo dwuznacznym krokiem i siadam tam gdzie każe. "Jeszcze cię nie zauważył. Twój ruch"
-
- Dobra i zła wiadomość. Jest okruszek szansy, że z tobą skończył... zła, że zginie w męczarniach, za Lunę i Twi... one mnie nigdy nie karmiły winogronami - powiedziałem patrząc na to. - Dobra... - powiedziałem i we śnie przybieram postać Lucy - Czas się zabawić kosztem Capo - powiedziałem głosem Lucy.
-
- Zobaczmy jak se harem ubrał - powiedziałem. Proszę ładnie mi wymienić kto jest w jego haremie. Ciekawi mnie kogo się uczepił... wtedy będę mógł z nim pogadać.
-
- Capo - powiedziałem i przenosimy się do snu Capo. Na wszelki wypadek by uchronić nas przed poważnymi konsekwencjami na mózgu... dajemy mu jakiś normany sen.
-
Wiadomo co poszło na baczność - Witaj skarbie. W dzisiejszym programie, mieszamy Capo w głowie, przepyszna kolacja i podziwianie wiecznego zachodu słońca... - powiedziałem prezentując atrakcje - Która pierwsza?
-
Spoglądam na nią... - Czy masz ochotę na randkę? Teraz we śnie? - spytałem się. Jak tak to niech szybko założy jakąś suknie w "Jej Typie" a ja też się szykuje i robię wszystko co potrzebne. Jak nie... to dokańczamy nasz pojedynek na plaży... jedno i drugie wiadomo jak się skończy. Co wybrała? *Jej Typie - Czyli dwuznaczne stroje wizytowe (suknie) które Milly zaczęła nosić by wkurzyć Capo...
-
- Mamy jeszcze Yorka o zboczeniu Twarzy o nazwie Lamarr - powiedziałem. O Lamarrze nie można zapomnieć. - Tylko małe... a nie. Mały domek mamy, letniskowy... w Nowym Teheranie... tylko płot przemalować i nasze małe wymarzone gniazdko - powiedziałem z uśmiechem i całuje ją.
-
- Pamiętasz? Nasze początkowe założenia? Mały domek z białym płotem, owczarek niemiecki, dziecko... to wszystko mieliśmy sobie załatwić... w sumie, udało się tylko z dziećmi i Białym Płotem - powiedziałem z uśmiechem obejmując ją.
-
Nie będę jej przeszkadzać. Wchodzę do Milly w konfę... plaża o zachodzie słońca... oboje jesteśmy w strojach kąpielowych. Zaczynamy w pozie siedząc koło siebie i patrząc na zachód.
-
Milly... w żadnym wypadku. Deli... najbardziej. Ale jakoś nie mogę bez niej zasnąć. Nie zrozumcie mnie źle, kiedy jest blisko... jestem o nią spokojny i mogę spać... a jak dalej... to przeciwieństwo. Wchodzę do snu Milly.
-
Tak.. myje się i wchodząc do sypialni sprawdzam jak ubrana jest Milly. Co noc ma włożonego co innego. Tak czy siak, sprawdzam i kładę się po środku, lewą ręką obejmując Deli, prawą Milly.
-
Więc powoli się zbieramy, następnie dziękujemy Shymin za spędzony czas a następnie wracamy do domu. Dzisiaj ze mną śpi Mily (Delicate już przestałem obliczać... ona zawsze jest)
-
Na razie... wszystko się może zdarzyć. Tak czy siak, gadam z żonami i Shymin pilnując jednocześnie dzieci. Mam nadzieje, że Papilon zmieni nastawienie do mnie... jej zachowanie tamtego wieczoru... nie działało na jej korzyść.
-
Spoglądam na niego... Temu dziecku nie trzeba wiele do szczęścia. Może jest "Specjalny", tak czy siak, wracam do żon z/bez Shymin. Sprawdzam też, jak ukąszenie.
-
... albo też się wypierniczą. Więc idę i pomagam im tam się pozbierać. Następnie sprawdzam czy wszystko z nimi wporządku. - Czy wszystko gra?
-
- Niekiedy, aż ZA BARDZO bojaźliwa - powiedziałem do niej, a następnie sprawdzam kto wygra wyścig. Ciekawie by było, jak by Deli wygrała...
-
Będąc koło Shymin (jako ratownicy i sędziowie) patrzymy na owy wyścig. Zobaczymy kto wygra ten raceing. Wciąż patrząc na Deli, pytam się... - Jak tam spotkanie z swoją Powierzchniową Odpowiedniczką?
-
Kręcę głową z chichotem, podpływam do niej - Spokojnie, dasz radę. Jak co, to jestem tu ja i Shymin. Pomożemy ci jak co - powiedziałem. Oczywiście dodaje by nie odpływała AŻ za daleko...
-
Więc dołączam do nich... ah... Shymin miała racje z tym miejscem. Aż chciałoby się tutaj zamieszkać kurna. Po skończonej zabawie całą grupką idziemy do wody... jak chcą dzieciaki i Shymin.
-
- Eeee... wy zakopaliście Księżniczkę? - Zapytałem się... matko mam nadzieje, że się na to zgodziła... nie chce potem mieć wielkiej powodzi. Tak czy siak, sprawdzam czy się zgodziła.
-
Podchodzę tam. - Niezła Figura... gdybym was nie znał, pomyślałbym, że kogoś użyliście do tego - powiedziałem oczekując wyjaśnień...