-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
- Doszły mnie słuchy, że poszukujesz niejakiego Allana. Zdaje mi się, mam coś co cię może zadowolić... lecz nie wszystkich - powiedziałem. Teraz zobaczę jaka będzie jej reakcja.
-
Więc pomagam jej iść, jak będziemy w jednej kupie, to teleportuje nas do Canterlotu. Stajemy w sali tronowej, mając nadzieje, że Celestia tam jest. Sprawdzam, też czy nie ma z pół armii upchniętej w tym pomieszczeniu.
-
- Dobra... czas się udać do Celestii. Idziesz z nami, czy chcesz zostać? - spytałem się Twilight. Dobrze by szła, gdyż po tm muszę szybko wracać do bazy. Czekam na reakcje Klaczy.
-
- Spokojnie... Med-Bot pomoże ci z tymi oparzeniami i z lodem - powiedziałem. Podchodzę do RADE i przekazuje mu to co wiem na temat tego co się stało. Trzeba będzie złożyć Celesti małą wizytę.
-
- Nie martw się... wydobędziemy je - powiedziałem po czym czekam na droidy. Celestia nie wie co jej strażnicy wyprawiają? Widać, że powoli przestaje panować nad strażnikami... to tylko mi ułatwi sprawę.
-
- Spokojnie... zaraz z moimi dwoma kompanami udamy się do Canterlotu i porozmawiamy z Celestią. Jeśli będziesz chciała, to też będziesz mogła iść... myślałem, że jak jesteś uczennicą Celestii, to strażnicy ci czegoś takiego nie zrobią...
-
- Słyszałem... cud, że ta rzecz... - pokazałem Telefon -... jeszcze działa. Wiesz gdzie ich dokładnie zabrali? - Spytałem się. Wciąż oczekuje na powrót RADE i MED-Droida. Mam nadzieje, że nic im się nie stało... bo Allan mi zacznie pieprzyć.
-
- Skocz po odpowiedni sprzęt, do pozbycia się tego lodu i oparzeń. Przyprowadź jeszcze RADE tutaj - powiedziałem do Robota by się teleportował do Bazy. Kilka moich przybocznych robotów, mają funkcje teleportu. Także RADE ma coś takiego. Chwytam klacz by wstała, a potem kładę ją na sofę. - Wszystko dobrze...? jak się nazywasz?
-
- Powinna się teraz wydobrzeć... - powiedziałem i staram się ją wybudzić. To kopyto z lodem, nie stanowi zagrożenia... przynajmniej teraz. Nim to już się zajmą ci od Celesti, bo zamierzam tam pójść razem z Twilight i RADEm. Damy im dowód na to, że jestem martwy... mój zniszczony i zakurzony telefon... dobrze, że jeszcze działa.
-
Wspomagam Droida... by ta Klacz szybko wyzdrowiała. Ten robot ma sprzęt który umożliwi jej dojście do zdrowia na tyle by mogła się poruszać, lecz słabo będzie to robiła. Oczekuje efektów.
-
Wskazuje droidowi Medycznemu by się zajął Twilight... ja sprawdzam czy coś ważnego dla tego "Ala" Przetrwało. Jezu, zdrobnienia, używać... staroświeckie i nie do przyjęcia by tak, owe ciało nazywać. Ja już na tej planecie porządek zaprowadzę.
-
Allan by mnie marudził gdybym nie przybył pomóc Twilight. Może Celestia jest potworem... ale nie takim by zabić dzieciaki. Biorę Droida medycznego i lecimy do mojego byłego domu w celu uratowania Twilight. Moduluje se głos i upewniam, ze pancerz zmieni mi wszystko co umożliwiało by moje rozpoznanie.
-
Spoglądam na Lucy... - Widzę, że Celestia się posunęła do takich czynów - powiedziałem po czym informuje Lunę o tym co Celestia zrobiła, następnie idę po pancerz. Allan zginął dawno temu...
-
Więc słucham tych wiadomości. Spoglądam na Lucy, i pewnie się ucieszy z tego co teraz powiem. - Od dziś zdaje się, że śpię z tobą - powiedziałem słuchając wiadomości - powiedziałem. Pewnie się ucieszy, albo zacznie zadawać pytania.
-
Podchodzę i sprawdzam o co jej chodzi. Mam przeczucie, że ten akt będzie męczący nie tylko dla mnie... ale i dla telefonu. Oby to nie było to o czym myślę, bo inaczej będzie problem... w sumie, i tak już nie żyje.
-
Kurwa, czemu jak zawsze mam kontrole nad tym ciałem, to wszystko... ALE TO WSZYSTKO SIĘ SPIERDOLI! Nie ważne, teraz jest coś nieplanowanego... I ta karta da mi bana w Equestrii... dożywotnio. E tam, jebać... znaczy olać to. I tak, za parę miesięcy będzie podbój świata. Spoglądam na Lunę... - To co teraz? - Spytałem się.
-
- TO MNIE ZATŁUCZ TERAZ! - Warknąłem. Jak chce sobie ulżyć to niech sobie ulży. JA nie potrzebuje żyć... jestem tu by powstrzymać gryfy, ale jak chce mnie zatłuc to niech zatłucze.
-
Moja reakcja... Mam przejebane... Zginę... marnie zginę i stanę się nową narzutą pięknej pani... albo prześcieradłem, albo kołdrą. Albo poduszką. Nie ważne jak, wiem że kurwa zginę.
-
- Tak jestem pewien poznać wynik - powiedziałem do robota... przeżyje, albo będę nową tapetą tej fabryki. Na jedno wychodzi. Spoglądam na wyniki razem z Luną... Musi to widzieć, nie ważne jaki jest wynik.
-
Po wkroczeniu podchodzę do Robota Medycznego i każe jej przebadać Lunę czy czasem nie jest... w wiadomo czym. Jak tak... mam przesrane, od Luny, Celesti, Twilight (Całe Badanie wyliczając tych którzy zamordują Galaxa za zbrzucacenie Luny później)... Capo, Ghost i Moja Matka.
-
- Dziwne... zawsze jemy to samo, a skoro ty masz wię... - spojrzałem na nią. Więc chyba jednak TO się stało. Znając życie, obaj w jednym momencie udamy się do MedBay sprawdzić czy to prawda.
-
- Bez obrazy... ale powinniśmy przystopować z tym jedzeniem u Robo-Kucharza... - powiedziałem wskazując na jej brzuch i pokazując mój bo pewnie też mam spory. Starałem się nie dopuścić do siebie myśli, że to może być...
-
- Witaj... może pójdziemy na śniadanie? - spytałem się wstając. No, całe szczęście. Ale Celestia się nieźle wkurwiła na mnie pewnie. Myśli, że coś zrobiłem Lunie, a tak naprawdę to dzieje się coś innego... mała, żałosna i Głupia Celestia...
-
Coś jest kurwa nie tak... i pewnie ona też to zauważyła. A co jeśli... nie... na pewno nie... aż taki nie jestem poryty. Czekam aż się obudzi, gdyż mamy też nawyk chodzenia razem na Śniadania. Zajebisty jest ten Robo-Kucharz od RADE. Dostał ode mnie za to Awans na głównego Generała.
-
Dobrze... całkowicie normalne... tak czy siak, mi się to podoba. A ALLAN NIE MA NIC DO POWIEDZENIA. Bo siedzi głęboko zamknięty w tym ciele. Nie uwolni się... dopóki to ciało nie umrze...