Skocz do zawartości

Mordecz

Brony
  • Zawartość

    372
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Mordecz

  1. Z tego co pamiętam tekst był pisany na jakiś konkurs literacki. Zestarzał się, jak się zestarzał - były żarty z tyłka Celestii, przedawkowywaniu ciast oraz garść absurdów. Sam tekst mógłby być po prostu luźniejszym fragmentem dłuższej opowieści o tym, jak to dziwne stworzenia coraz dziwniej sobie poczynają. Nic szczególnego na dłuższą metę. Pozdrawiam
  2. Pamiętam, że to był bardzo zły tekst. Można go traktować jako antyprzykład wydawniczy, nawet dla forumowego grona czy amatorskich literatów. Pamiętam jedynie, że treść nie ma puenty. Jest sobie wprowadzenie, jest jakaś akcja, jakieś rozczarowanie prowadzące do zupełnie niczego. Tekst powinien być znacznie dłuższy. Pal sześć już istniejącą treść, ale brakuje lepszego wprowadzenia bohaterów, nie mówiąc o fabule i logicznym zakończeniu. A to tylko jedno z licznych grzechów, jakie popełniłem za dawnych lat... Dziękuję za odgrzebanie tego starocia, żebym nie zapominał o źle pisanych tekstach (jakby wszystkie nie były). Pozdrawiam
  3. Trudno będzie dyskutować z opiniami, zwłaszcza po zarzuceniu pióra w kąt. Tym bardziej, że dwa lata to wystarczająco dużo na zapomnienie głównej idei opowiadania... Na pewno mogę się próbować nieudolnie odnosić do kwestii minusów, kresek i innych elementów redakcyjnych - kogo się nie spyta, ten ma inną wizję i opinię. Raczej nie zamierzam z tym walczyć, bo za pół roku albo pięć lat pojawi się kolejny wizjoner albo redaktor chcący odwrócić to, co poprzednik zaczął. Oczywiście nie mam tego nikomu za złe, ale tego typu "detale" pozostawiłbym osobom chcącym wydać ten tekst w formie papierowej. A że tak się nie stanie, sugeruję dla swojego i waszego sumienia zaakceptować ten stan rzeczy. To opowiadanie, zresztą jak większość moich dzieł, bywa pewnego rodzaju wyzwaniem - nie bez powodu stylistykę nazywam [Mordeczową], bo wśród czytelników przyjęto, że mnogość skrótów myślowych i subtelności zawartych w treści zasługuje na indywidualne traktowanie. Ale spokojnie, to raczej nie przejaw egotyzmu, a sygnał ostrzegawczy, że mamy do czynienia z czymś "specjalnym", żeby nie powiedzieć upośledzonym. W tekstach mi nigdy nie zależało na tym, aby czytelnik mógł się w nim zanurzyć, tylko żeby jego doświadczenie było okraszone pastiszem i ciągle rozpraszaną uwagą. Perspektywa takiego pisania jest bardzo niepraktyczna, ponieważ domyślnie czytelnik sięga po tekst, żeby się nim nacieszyć, a nie namęczyć. Cóż, po prostu lubiłem tak prowadzić swoją twórczość. Zapoznawszy się z nim ponownie po dwóch latach przerwy, myślę, że lepszym tagiem powinien być [Crossover], ale i to nie pokryłoby oczekiwań. Zastąpienie [Comedy] na [Irony] byłoby zaś złamaniem regulaminu, więc trzeba było z czegokolwiek skorzystać. A sam tekst... moim zdaniem wciąż jest komediowy. A przede wszystkim cyniczny. Draconequi mają za nic konsekwencje swoich czynów, bo nie dostrzegają w żywej materii nic więcej poza kolejnym polem do eksperymentów. W przypadku tego dzieła można zauważyć, jak kreatywnie Sumienie i Marazm próbują ugrać jak najwięcej dla siebie. Może gdybym chciał bardziej urealnić swój tekst, to część obserwacji czy odniesień mógłbym przecedzić przez pracowników sektora medycznego (zwłaszcza tych nienawidzących do cna ludzkości, którą zdecydowali się uzdrawiać). Klasycznie - tekst zawsze można było lepiej rozpisać, ale nie ma co reanimować nieboszczyków. Ponadto chaos panujący w tekście, przedziwne nawiązania i konotacje były zabiegiem intencyjnym. Przy tak abstrakcyjnych tworach chciałem dać upust wszelkim przedziwnym skojarzeniom. Ze swojej strony mogę tylko podziękować za wniesiony trud i poświęcenie czasu na zapoznanie się z tekstem i skomentowanie. Pozdrawiam
  4. Chciałbym sobie powiedzieć, że to się kiedyś skończy... Podjąłem się zadania godnego mojej ambicji - zacząłem pisać tekst, który chciałbym traktować jako wieńczący teoretycznie istniejącą fabułę Żałobnego Miasta, w którym zapisane by było, jaki cel przyświecał Ojcowi Narodów oraz Nenji jako takiej. Docelowo rozdziałów ma być pięć, więc przy moim tempie prac, mam zajęcie do końca przyszłego roku. Jeżeli jednak jakimś cudem nie udało mi się zniechęcić potencjalnego odbiorcy, chciałbym określić go mianem niesamowitego desperata i w ramach nagrody podzielić się poniższym tekstem: Spotkanie na szczycie - Duma (rozdział pierwszy) [Slice of Life] [Sad] Pozdrawiam PS. Przy okazji odświeżyłem widok pierwszego posta, licząc na to, że tym razem nie będzie taki przytłaczający.
  5. Dawno temu napisałem to opowiadanie na Konkurs Literacki. A ponieważ tego nie publikowałem, stwierdziłem, że mogę go lekko poprawić. Nie ma znaczących różnić względem materiału źródłowego, ale obecna forma ma o wiele niższy próg wejścia. Teoretycznie każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Zło ponad podziałami Pozdrawiam
  6. Opowiadanie powstawało z myślą o Konkursie Literackim dotyczącym obcej kultury. Stwierdziłem jednak, że pomimo nie wyrobienia się w terminie, dokończę tekst. Tak dla hecy. Opis: Trójka poszukiwaczy przygód musi w chwili próby sprostać trudnemu wyzwaniu. Muszą przed sobą wyznać, co spotkają na swoim Końcu. https://docs.google.com/document/d/1zEv6MXhBts-fbYhug5PbfiwQiZQ_yMxpqO5BqMkOo4Q/edit?usp=sharing EDIT: Rozbudowałem ostatni fragment, żeby było łatwiej zrozumieć, czemu ten tekst opowiadał o kulturze. Pozdrawiam
  7. Chwyciłem za łopatę tylko w jednym konkretnym celu - żeby pozorować, że opowiadanie można uznać za zakończone. Tak naprawdę to nie, ale będę udawać, że jest inaczej. Ponieważ brakuje mi chęci do dalszego pisania czegokolwiek, zebrałem się, aby w końcu dokończyć zarys fabularny tej historii. Może zainteresuje to kogoś, kto chciałby mimo wszystko dowiedzieć się, jak cała ta historia miała się potoczyć. Spis ma mały minus - otóż streszcza fabułę tekstów, które nie zostały opublikowane, więc znajomość wcześniejszych treści może być potrzebna. https://docs.google.com/document/d/14NWa2mkV4YGObcRLwhGjS0Bot_ejV4O3SaQl0GBpSb8/edit?usp=sharing (~5000 słów) Pozdrawiam
  8. Poprawione. Teraz powinieneś mieć do tego dostęp jako przeglądający. Pozdrawiam
  9. Niech piekło zmarza dalej... Tym razem z tekstem wstawionym do spin-offowego konkursu literackiego. Opis: Jednorożec przybywa do Nenji i stawia się na odprawie celnej. Odprawa na skraju nowego jutra Pozdrawiam
  10. Poudaję, że coś napisałem z myślą o konkursie. 1. Odprawa na skraju nowego jutra [Mordeczowe][Komedia] - na podstawie Opowieści Żałobnego Miasta mojego autorstwa. Pozycja mocno opiera się na Grubymi nićmi szyty “Przewodnik po magii” - autor zbiorowy (podaję w ramach ciekawostki, znajomość nie jest wymagana) Jak jeszcze coś z siebie wyduszę, to po prostu będę edytować post. Pozdrawiam
  11. Chciałbym kiedyś z czystym sumieniem powiedzieć, że już koniec i nie mam zamiaru wracać do pisania czegokolwiek (po prostu musiałbym przed sobą przyznać, że nie dorosłem do pisania, ale tego nie chcę czynić). Inna sprawa... że nie mam pojęcia jak odświeżyć post główny... pomimo kilku lat pisania... Wygrzebałem stary tekst, który w wolnej chwili dokończyłem. Myślę, że powinien być ciekawy. Zwłaszcza, że głównym bohaterem jest Ojciec Narodów. Opis: Ojciec Narodów próbuje zrewolucjonizować sposób myślenia uczestników festiwalu technokratycznego, korzystając z technologii wykraczającej ponad wszelkie wyobrażenia. Mit o stworzeniu Miłego czytania. Pozdrawiam
  12. Biada tym, co napiszą fanfiki nt. Żałobnego Miasta. Właśnie, bo męczy mnie jedna kwestia... Czy jest możliwość napisania paszkwila na własną twórczość, a potem dokonać autodyskwalifikacji, argumentując to brakiem konsultacji z autorem opowiadania i odrywając napisaną opowieść od panującego klimatu? Pozdrawiam
  13. Zapomniałem o jednym detalu. Miałem poniekąd wyjaśnić, jaki związek postrzegam pomiędzy sumieniem a śmiercią. Jeśli uznacie podwójny post za przewinienie, połączę jedno z drugim. Cieleśnie przedstawiłem czterech reprezentantów śmierci. Sen został zaczerpnięty z naszej kultury oraz religii, jako iż funkcjonuje u nas koncepcja snu wiecznego. Uznałem, że Manepheus ma w tej kwestii największą władzę i może zadecydować, czy pomysły Sumienia i Marazmu nie są nadużyciem na niekorzyść istot żyjących. Nazwa pokoju, gdzie toczy się pierwsza scena, również jest subtelnym odzwierciedleniem jego statutu - dla przypomnienia fiolet oznacza w naszej kulturze przede wszystkim mękę i władzę, ale w wielu innych regionach również bunt, wolność czy żałobę. Nie wspominając już o piasku przywołującym na myśl "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz". Część z tych rzeczy próbowałem potem potwierdzić jego czynami. Torper (Marazm) w założeniach jest patronem śmierci młodej, nowoczesnej i gwałtownej. Jego obszar zainteresowań obejmuje przede wszystkim osoby niedojrzałe, które w wyniku buntowniczych zachowań oraz ciekawości świata z lubością podejmują się selekcji naturalnej wśród swoich. Co prawda często jest to po prostu efekt uboczny podejmowanych aktywności aniżeli celowe działanie, jednakże hasło YOLO dotyczy przede wszystkim osób z odpowiedzialnością na bakier. Torper, a właściwie torpor, znaczy również apatia, co przy pewnej nadinterpretacji można przypisać rączym samcom próbującym udowodnić, że nic się ich nie ima. W tekście próbowałem to odzwierciedlić jego wyglądem i pełnieniem roli DJa podczas imprezy niezbyt już niemrawych uczestników. Istotną poszlaką jest również deklaracja, jakoby zatroszczy się kucykami próbującymi Kaca pokonać w jego własnej grze. Bug (Sumienie) teoretycznie bierze pod opiekę istoty wyniszczone życiem - starców, kaleki, chorych i głodnych. Stąd też pomysł na jego wygląd oraz dobór słownictwa. Wysoki, wysuszony, przywołujący współczucie, dwoma słowami - chodzące nieszczęście. Poza tym próbowałem, żeby nie szczędził sobie słownictwa zahaczającego o archaiczne lub mało popularne. Sformułowania oparte były na tekstach kultury, której na co dzień się nie używa, lecz wywołuje wspomnienia z czasów już minionych. Mogłem na ten przykład przedstawić, jak Bug podchodzi do konsolety i niezdarnie zapuszcza "Ostatnią Niedzielę" Mieczysława Fogga albo "Dni których nie znamy" Marka Grechuty. Trochę żałuję, że na to w porę nie wpadłem... Wracając do tematu, Bug czyni z istot żyjących wrogich do samych siebie. Niewłaściwe decyzje, popełnione błędy czy miłosne podwoje potem odbijają się na życiu uczuciowym. Niektórzy potrafią się z tym pogodzić, inni zaś szukają pomocy gdzie indziej. Rzadziej u psychiatry, częściej w etanolu. Potwierdzeniem tego miał być ten żartobliwy "strzał z ucha", który obudził niezwiązaną z resztą historii, rozkapryszoną klaczkę. Dlatego też Torper zasugerował, żeby Bug wziął pod swoje skrzydła kucyki poszukujące w Kacu przyjaciela. Czwartym jest Yoriś - biurokrata, najbardziej fizyczny reprezentant śmierci, formalnie trybik w maszynie oraz organ wykonawczy. Mówiąc najprościej - kostucha pukająca do drzwi. Ma najmniej do powiedzenia, używa rzeczowego słownictwa, interesuje go biologiczny aspekt upojenia alkoholowego. Dlatego też Manepheus, podając sugestie przeciwdziałania bezcielesnemu rodzeństwu, zasugerował, jakie środki farmaceutyczne mogą pomóc ich ofiarom. Bezcielesne rodzeństwo - Kac i Delirium - można traktować dosłownie. Niejeden młodzian, po zbyt upojnej nocy, z bólem głowy deklarował, że umiera. Delirium zaś przechodzi od słów w czyn. Tutaj poszedłem trochę na łatwiznę, bo pokazałem tylko spłycone efekty Delirium, zaś Kac nie miał jeszcze okazji się objawić. Na przestrzeni tych paru tygodni stwierdzam, że mogłem dorzucić jeszcze kilka pomysłów do opowiadania. Może jak się zmobilizuję, to uzupełnię treść, poprawię wytknięte wcześniej błędy (niektóre powtórzenia zostawię) i opublikuję jako osobne opowiadanie. Ale to zabawa na kilka miesięcy... Pozdrawiam
  14. (Muszę częściej pojawiać się na forum, bo teraz głupio odpowiadać...) Jako że i tak nie widzę przyszłości w pisaniu, nie wspominając już o ideologii tworzenia "dla siebie", wolę praktykować pisanie pod kogoś, bo wiem, czego ten konkretny oceniający oczekuje - dobrej jakości prowadzonej opowieści i wielu subtelności zawartych w pojedynczych zdaniach. Problemem tego zabiegu jest nie tyle co nabywanie złych nawyków, co kondensowanie formy do tego stopnia, że bardzo mało osób przejdzie do tekstu przychylnie. Zamiast pisać o jednej rzeczy na trzy strony, wolę poruszyć trzy rzeczy w jednym akapicie, a to generuje mordeczyzmy, niezrozumienie, Łotyszy, ziemniaki, halucynacje i śmierć z niedożywienia. Możliwe jednak, że zbyt agresywnie zareagowałem na wylany kubeł zimnej wody, bo przecież nie każdego cechuje równie dolarowe podejście w ocenianiu treści. Tak po prawdzie powinienem pochylić pokornie głowę i po prostu wziąć się za poprawianie tekstu od strony technicznej, bo niektóre fragmenty niewątpliwie wymają korekty. Zgodnie z tą retoryką, powinienem w swoim imieniu przeprosić i zobligować się do powstrzymywania języka po otrzymaniu niezbyt korzystnych opinii. Moja buńczuczność to zweryfikuje przy następnej okazji. Żeby jednak wyjaśnić moje negatywne nastawienie, chciałbym poruszyć temat trochę szerzej, lecz zdaje mi się, że ten fragment bardziej pasowałby do wątku Żyjących Piszących - patrząc na te wyliczenia i informacje o problemach technicznych, nie dowiedziałem się właściwie niczego o samych wrażeniach z obcowania z lekturą. Bo gdybym teraz przysiadł, poprawił błędy redakcyjne i stylistyczne, treść wystawionej recenzji przestałaby pokrywać się z rzeczywistością. I na tym opierałem swój główny zarzut. Ocena jest rzeczą, która mnie akurat najmniej interesuje w tych konkursach, ponieważ biorąc udział w tak wielu forumowych konkursach literackich, spotkałem się z szeroką rozpiętością oczekiwań i opinii. Ot tym razem moje oczekiwania nie pokryły się z rzeczywistością. Pozdrawiam PS. Zgodnie z sugestiami zerknąłem do ustawień dokumentów Google i zmieniłem parę rzeczy. Jeśli następnym razem w treści recenzji padnie hasło o półpauzach, znajdę i bynajmniej nie przytulę.
  15. Generalnie nie mam nic przeciwko krytyce, przecież to główny powód brania udziału w tychże konkursach. Generalnie wyraziłem swoją akceptację, że część błędów faktycznie mogłem poprawić. Zazwyczaj mi się to nie zdarza, lecz szczerze powiedziawszy, poczułem pewien niedosyt względem tego, co otrzymałem. Pisząc opowiadania w GDocs, ograniczam się do możliwości samego edytora. Gdybym zastosował się do półpauz, zniszczyłbym tekst automatycznym wywołaniem wypunktowania, co wspomniane znaki generuje. Wtedy dostałbym minusy za to, że tekst zawiera niepotrzebne wcięcia czy nieintuicyjne przerwy. Rzecz jasna mógłbym zmodyfikować akapity, pisać sobie skryty zastępujące zwykłe spacje niełamliwymi, ale w pewnym momencie z humanisty zrobimy inżyniera. Mam nadzieję, że w przyszłości brak numeracji stron, nagłówka i stópki nie będzie czynnikiem dyskwalifikującym. Oczywiście sam jestem zwolennikiem wyjustowanego tekstu, bo jego brak wprowadza znaczący dyskomfort dla czytającego (zwłaszcza kiedy mówimy o szybkim czytaniu), jednakże próbowałbym zachować tu pewien rozsądek. To w końcu konkurs literacki a nie redaktorski. Zdaje sobie sprawę z wyolbrzymiania niektórych argumentów. Przyzwyczajony dolarowej jakości recenzji i usłyszawszy o zmianie jurora, oczekiwałem na mniej a i tak poczułem się zawiedziony. Bywa i tak. Podejrzewam, że piszący wyciągnęli lekcje z wytkniętych błędów. Liczę na to, że Pani Czytelniczka również nie przejdzie wobec naszych zarzutów obojętnie. Pozdrawiam
  16. Kwestii redakcyjnych tekstu nawet nie mam zamiaru szerzej komentować, bo równie dobrze całość można odrzucić z tytułu występujących bękartów czy braku łamania tekstu. Pozostałe wytknięcia zaś sugerują, że już po czwartej stronie Pani Czytelniczka sobie odpuściła i przeszła do kolejnego opowiadania. Nie dziwię się. Kwestia zwrotów grzecznościowych czy powtórzenia są tutaj zabiegami stylistycznym a że jestem osobą, która lubi naginać wszelkie zasady poprawnej pisowni na własne potrzeby, świadomie zawężam sobie tym samym grono osób, które z chęcią coś takiego czytają. Z tymże można mi zarzucić brak konsekwencji, bo nie wszystkie odniesienia do Władców są pisane od dużej litery. Powinienem być trochę bardziej dokładny przedstawiając ich i Tamtych. Z kolei literówki i błędy gramatyczne pokornie zaakceptuję. Cierpliwie (i naiwnie) poczekam na Dolara, zanim zacznę tłumaczyć, co sen, marazm, sumienie, *** i ******** mają cokolwiek wspólnego ze śmiercią, rzecz jasna w kontekście przedstawionego tekstu. Podsumowując, czy jestem niezadowolony z powodu takiego a nie innego osądu? Myślę, że nieusatysfakcjonowany najlepiej oddaje ten stan. Abstrahując od ocen czy argumentacji, w recenzji nie znalazłem tego, czego osobiście oczekiwałem. Pozdrawiam
  17. Njeh... Zło ponad podziałami [Mordeczowe] [Komedia] - ok. 2 200 słów. Pozdrawiam
  18. Na początek roku kalendarzowego wrzucam rozszerzony tekst, który zamieszczałem na łamach Konkursu Literackiego pt. "50 Twarzy Celestii". Po wielu cierpieniach udało mi się zakończyć opowiadanie i jest trochę dłuższe niż dotychczasowe jednostrzałowce, bo zawiera aż 45 stron i nie będzie w żaden sposób rozwijane. Opis: Księżniczka Celestia, zaczytując się w opowiadaniu fantasy pt. "Poczet Królów Polskich", poznaje legendę o Kazimierzu. Próbuje więc na własnej skórze przekonać się, czy przywdziewając skórę żebraka, spotka się z podobnymi reakcjami. W złotej klatce zaklęci Miłego czytania. Pozdrawiam
  19. Tak jakoś miałem wolną chwilę, to napisałem: https://docs.google.com/document/d/1wf803el-r-6ZAEqcSZRGPe6VM0v1TGBsr4sB6n466QI/edit Nie. To nie jest praca konkursowa z Konkursu Literackiego. Tamto... kiedyś dokończę... Jak dziesiątki innych zresztą. Poza tym zmieniłem wstęp do opowiadania; wywaliłem nawiązanie do Szkatuły, bo tylko wadziło; wywaliłem odnośniki do Miasta Duchów, co by nie dostawać powiadomień z prośbami o udostępnienie. I w sumie to tyle... Może bazgroły o przygodach Celestii w Żałobnym Mieście napiszę na Boże Narodzenie. Pozdrawiam
  20. Ech, przejrzał mnie. No trudno. Następnym* razem cię przechytrzę! Pozdrawiam _______ * czyli nie wcześniej niż za półtora roku
  21. Masz rację, @Sun, nikt już nie podeśle swojej pracy na konkurs. Dolarowi dzięki, że zdecydował się przedłużyć czas na oddawanie prac. Gdy ciekawość zabija boga [Mordeczowe] [Opowieści Żałobnego Miasta] [Adventure] Pozdrawiam
  22. Jeśli chodzi o Miasto Duchów, to dawno dawno temu podjąłem próbę jej przebudowy. Głównym motywem takiej decyzji była reorganizacja prowadzonej akcji - od dialogu do dialogu, bez konkretnego wpływu głównych bohaterów w sytuację. Odniosłem wrażenie, że uczynienie z Blindnessa biernego obserwatora wydarzeń było niekorzystne dla przebiegu historii. Poza tym chciałem lepiej oddać charakter pozostałych stronnictw biorących udział w lokalnym konflikcie - wszak na placu boju mamy Posta, Karnawała, "tego złego", Służbę Bezpieczeństwa i ich popleczników. Przy dobrych wiatrach, wliczając w to moje lenistwo, kiedyś powinien wyjść z tego dreszczowiec. Może i mijają "lata" od ostatnich publikacji, wciąż jakieś pojedyncze strony powstają. Również podjąłem się wysiłku zorganizowania notatnika obejmującego rys najistotniejszych wydarzeń w tworzonym pod-uniwersum. Nie wiem tylko, czy kolejne teksty tworzyć w wersji nieparzystokopytnej czy może bardziej uczłowieczonej. Poza tym nie będę ukrywał, że ukończenie studiów i podjęcie się pracy zarobkowej mocno uszczupla moje zasoby czasowe, a także chęci do "dokładania" sobie kolejnego etatu (patrz: lenistwo). Jak dorzucę jakiś nowy tekst (moim małym marzeniem jest skończenie "Miasta duchów"), to zrobię porządek w pierwszym poście. A póki co nie pozostaje mi chyba nic innego, jak bardzo ciepło podziękować za pamięć o Żałobnym Mieście i chęci poznawania jego kolejnych meandrów Pozdrawiam
  23. Tak dawno niczego nie publikowałem, że zdążyłem zapomnieć, jak się to robi... Odgrzebałem i dokończyłem jeden z przewodników po Nenji (chociaż w tym kontekście jest troszkę nie na miejscu). Mowa o kolejnym dziele Wszędobylskiego Travellera, tym razem przedstawiające sylwetki większości draconequi występujących w moich opowiadaniach związanych niebezpośrednio z cyklem. Panteon Wszędobylskiego Travellera A teraz wracam do pisania kilku słów dziennie do "Miasta duchów". Miłego czytania! Pozdrawiam
  24. Cóż mogę rzec…? Opowiadanie jest krótkie i za bardzo wyrwane z szerszego kontekstu. Czytelnik musi sobie wmówić, że tak rzeczywiście musiało się potoczyć, ponieważ nie miał zielonego pojęcia o intencjach bohaterów, okolicznościach wydarzeń czy miejscu akcji. Ot zabawa pewnego złego i przechytrzenie tego dobrego, czyli historia typu “jak zjeść ciasteczko, by mieć ciasteczko”. Bohaterowie są typowi dla tego gatunku i niestety za słabo zarysowani, żeby móc powiedzieć o nich coś wyjątkowego. Problem jednak z tym gatunkiem jest taki, że punkt przedstawienia samego punktu kulminacyjnego (zakładając, że ta scena właśnie taka była) powinien zostać mimo wszystko poprzedzony wieloma żmudnymi opisami odkrywania sprawcy i przeciwdziałania jego planom. W tym miejscu przypomina mi się porzekadło, że to nie cel jest najważniejszym punktem podróży a pokonana trasa. Załóżmy, że intencją autora było samo przedstawienie punktu kulminacyjnego. Rezultaty konfrontacji są pokazane w sposób szczątkowy - czytelnik wrzucony jest w sam środek konfliktu bez możliwości wcześniejszej, samodzielnej weryfikacji otoczenia. Akcja toczy się szybko i równie prędko wszystko się kończy. Pojedynczym stwierdzeniem zamykana jest historia o nie tak błyskotliwej pani detektyw. Na sam fajrant przeczytałem w opisie tematu, że łyknąłem opowiadanie konkursowe. Możliwe, że przez odgórnie nałożone ograniczenia efekt jest taki średni. Poczułbym się lepiej, jakby sam tekst był poprzedzony chociażby opisaniem szczegółów dostania się do środka, motywów ścigania tego konkretnego przestępcy oraz finalnie sposób jego fizycznego ujarzmienia. No, ale co by nie było za gorzko, to mogę rzec, iż tekst sam w sobie jest przygotowany dobrze. Strona techniczna czy stylistyka stoją na wysokim poziomie. Nie ma zgrzytów, czyta się przyjemnie. Nawet w obecnej formie można je uznać za kawał rzemieślniczej roboty. Pozdrawiam
  25. Przygodę z Rainbow i Discordem mogę uznać za przeczytaną. Cóż, wiele mógłbym powiedzieć na temat tego tekstu, więc... może zacznijmy od początku. Bohaterowie użyci do historii przypominają tych z serialu, przynajmniej z nastawienia do pokonywanych trudności. Discord tworzy własne definicje powszechnie znanych pojęć, Rainbow dzielnie przeciwstawia się jego tulaśnej hegemonii. Mam jednak pewne obawy co do bezcelowości działań Pana Chaosu. Nawet jeśli należy do postaci wywracających świat do góry nogami, jego prawdziwe intencje były skutecznie zawoalowane, a czytelnik/widz dopiero po jakimś czasie poznawał jego prawdziwe intencje. Tutaj mi tego brakuje - drażni Rainbow, bo ta odrzuciła jego "końskie zaloty". Można by wręcz rzec, iż pastwi się nad jej niedolą i podstawia kolejne kłody pod kopyta. Generalnie brakuje w tym puenty albo chociaż jakiegoś moralnego prztyczka w nos butnej, zacietrzewionej Rainbow. Mam być podległy silniejszym, bo inaczej spadną na mnie same nieszczęścia? Dość nieciekawa wizja. Co do samej Rainbow, to nie mam zdania. Ni ziębi, ni grzeje, ale to akurat dobrze - przypomina swój serialowy odpowiednik. Pozostaje jeszcze kwestia narracji. Przez całe opowiadanie autor nie potrafi się zdecydować, czy powinien prowadzić satyrę opartą na złośliwości i cierpieniu, czy opisywać faktyczną katorgę i znęcanie się nad poszkodowaną. Luźne podejście Discorda jest ciągle rozpraszane przez opisy przeżywanych boleści. Ciężko mi się dostosować do tak chaotycznego przedstawiania treści. W efekcie Pan Chaosu wywołuje ogólnie niesmak i swego rodzaju niechęć. Nie ulega namowom Rainbow, nie próbuje się zrehabilitować, by później bezwzględnie wykorzystać jej naiwność. Rainbow uparcie stawia na swoim, Discord na swoim i tak przez cały tekst, aż w końcu bohaterka zostaje magicznie teleportowana do rodzinnego domu, gdzie całą niepohamowaną wiązankę puszcza swojej matce. Co do kwestii opisów - miałem wrażenie, że autor nie ma pomysłu na to, co można by wpleść między akapity, więc co jakiś czas powtarza wcześniej podane informacje o stanie zdrowia Rainbow, panującej pogodzie, niedogodnościach itd. Czy to chmury, czy to jaskinia, wszędzie boli, jest zimno, głowa rozcięta, kości połamane, Discord już jest w ogródku i wita się z gąską. Nowe rozwiązania oraz pomysły są tylko inaczej oddanymi starymi problemami. Ciut kreatywniejsze podejście do pokonywania i mnożenia trudności mogłoby zaowocować kolejnymi przygodami czy powodami do sprzeczek. Sam tekst czyta się dobrze. Tak na kilka przystanków autobusowych albo do porannego śniadania. Może i pozostawia po sobie mieszane uczucia, ale dzięki przystępnej formie oraz znikomej ilości błędów można mu wiele wybaczyć. Pozdrawiam
×
×
  • Utwórz nowe...