Skocz do zawartości

Mordecz

Brony
  • Zawartość

    372
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Mordecz

  1. W moim odczuciu, w przedstawionym przez ciebie przykładzie brakuje pewnej rzeczy - pokazania możliwego rozwiązania palącego problemu. Skoro rzucamy postulat, powinniśmy przy okazji zaprezentować argument za tym przymawiający, czyż nie? Nawet jeśli ty się mylisz albo wysuwasz błędne założenia, możesz mimo to przemówić do rozsądku krytykowanego np. "Zapisujesz dialogi w niewłaściwy sposób, weź jakąś książkę i sprawdź jak to powinno wyglądać. Nie stosujesz opisów, co źle wpływa na odbiór fanfika. Fabuła jest nielogiczna, źle rozwinięta. Postacie są zbyt potężne. Ćwicz dużo, a wysiłek na pewno się opłaci." na: "Powinieneś poważnie poćwiczyć nad konstrukcją dialogów. W Internecie można znaleźć wiele ciekawych artykułów dydaktycznych i nie tylko. Sprawdź rozwiązania zastosowane w tym linku - http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/ Drugą rzecz, na jaką powinieneś zwrócić uwagę, to przede wszystkim brak podstawowych opisów terenu. Jeśli planujesz stworzyć scenę walki pomiędzy Celestią a Hoofdykańskim Separatystą, powinieneś przedstawić przy okazji pole bitwy. Dobrym rozwiązaniem jest napisanie starcia widzianą z perspektywy jednej postaci, wtedy prościej jest zobrazować wszystkie toczące się w międzyczasie wydarzenia. Jeśli ucieka pod skałę przed dezintegrującym promieniem, to niech od razu zacznie się rozglądać za drogą ucieczki/odwetu i już masz możliwość wprowadzenia krótkiego opisu dotyczącego całej sceny. Im lepszy i elastyczniejszy opis podczas wartkiej akcji, tym większą frajdę możesz sprawić czytającemu. Ciekawą książką, opisującą teren walki na nieznanym czytelnikowi terenie, jest chociażby Klucz do Rebeki Folleta (o ile oczywiście lubisz powieści sensacyjne osadzone w klimatach drugiej wojny światowej o szpiegu i żołnierzu). Ponadto nie wydaje ci się, że miejscami popełniasz kilka błędów logicznych? W pierwszym rozdziale piszesz, że <wstaw cytat>, a później (piąty rozdział) wskazujesz na coś zupełnie odwrotnego <potwierdzający cytat>. Zwróć uwagę na rozbieżność tych obu elementów. W międzyczasie nie tłumaczysz zaistniałych zmian, przez co czytelnik może się poczuć zagubiony. [O ile oczywiście autor potrafi zrekompensować tę dezinformację w odpowiedni sposób. Są opowiadania bazujące na dopowiedzeniach, inne już niekoniecznie.] Na sam koniec pomyśl trochę nad balansem postaci. Potrafię zrozumieć ich ogromną siłę i drzemiacy potencjał, ale antagonista pozbawiony wad jest nierealny, a co za tym idzie - czytelnik nie potrafi się z nim zintegrować, ani tym bardziej nie wzbudzasz zainteresowania takim bohaterem. Pokaż, że nawet taki wszechmocny kucyk popełnia rażący błąd albo źle wylicza siłę rzucanego zaklęcia. Czasami lepiej, jak nie wszystko idzie zgodnie z planem - wtedy możesz przedłużyć cały rodział o dodatkową, niespodziewaną scenę." Wracając do hejtowania - mimo twoich zapewnień, w tym artykule zaznaczenia tego i tak mi brakuje. Wybacz, po prostu moje widzimisię ^^ Cóż, w takim razie poczekam cierpliwie na kontynuację. Pozdrawiam
  2. Jesteście kochani No cóż, chyba nie miałem wyjścia i zdecydowałem się zrobić coś swojego. Tym razem chodziło mi o przeczytanie ściany tekstu. Ten, kto wytrzyma 10 minut... ma oficjalnie niezwykle wytrzymałe uszy. Pozdrawiam
  3. Nie sztuką jest wymyślić coś oryginalnego i niespotykanego. Sztuką jest przedstawić coś zakorzenionego, dobrze znanego w nowym świetle, najlepiej w sposób przejrzysty, trafiający do szerokiej publiki itp. O ile sama idea jest ważna, tak znacznie większą wartość zawiera realizacja zagadnienia. Sztampa generalnie nie jest zła, w końcu jest to powielony schemat, czasami przejaskrawiony i śmieszny. Zawsze operujemy na banałach oraz schematach, nie unikiemy tego przy historiach długich i złożonych. Prędzej czy później trafi się zdanie, wątek, kwestia tak wytarta i oklepana, że bije po oczach. Najważniejsze, aby skorzystać ze sztampy mądrze, aby czytelnik nie miał obiekcji co do zastosowanego sformułowania. Z czasem, po lekturze setek a nawet tysięcy pozycji, niewiele może cię zaskoczyć, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby pokazać coś w zupełnie nowym świetle. Pozdrawiam
  4. Droga Cahan, Przeczytałem napisany przez ciebie artykuł dotyczący "opiniodastwa" (ze Smoczych Łez zrezygnowałem - uznałem, że jeszcze trochę z tym poczekam. Kiedyś się przeczyta opowiadanie... kiedyś). Skoro zajęłaś się sztuką komentowania, to powinnaś otrzymać stosowny komentarz. Cieszy mnie, że ktoś podjął się odświeżenia tematu, który pojawiał się parę razy i zapewne w przyszłości powróci. Fakt, że moje doświadczenie w tej dziedzinie ogranicza się głównie do opowiadań, tak więc skupię się wyłącznie na tej części. Wypunktowujesz najważniejsze rzeczy dotyczące składowych prawidłowego tworzenia komentarza. Być może prawidłowego, ale czy słusznego? Chodzi o to, żeby zarówno komentujący, jak i otrzymujący komentarz (nie musi to być autor, równie dobrze rozmowa może się tyczyć dwóch czytelników tego samego dzieła) mieli pozostawioną furtkę do dalszego prowadzenia dialogu, bo przecież opinia nie musi się ograniczać do jednostronnej wypowiedzi, dla przykładu - inna wymiana opinii tocząca się w tym temacie. W tym fandomie, podobnie zresztą jak w środowiskach amatorskich pisarzy, istotniejsza od komentarza wydaje się możliwość skonsultowania i zbratania z odbiorcą. Nie chodzi wyłącznie o wskazanie błędów, recepty, ale również szersze zainteresowanie się tematem. Wiem, że to w przypadku ficów nie jest proste, ale chociażby na przykładzie oszałamiającej reakcji na "Pszczoły" Madeleine, tego uwypuklania oraz egzaltowania własnej interpretacji, można wyciągnąć coś znacznie więcej niż wskazane przez ciebie podstawy. W swojej wypowiedzi zapominasz o kilku dość istotnych sprawach. Nieszczęśliwie posługujesz się mieczem obosiecznym we fragmencie dotyczący tzw. hejterstwa. Nie w twoim interesie leży określanie ludzi ze względu na sposób formułowania wypowiedzi. Na swoim przykładzie - trafiałem na różne opinie pod swoją garstką dzieł. Też trafiały się komentarze typu "0/10, bo tak", "gniot", no i najpiękniejsze - "zrób pożytek dla świata i przestań pisać, bo ci to zwyczajnie nie wychodzi". Takich komentarzy nie unikniesz ani nikogo nie uchronisz przed nimi - każdy przez to przechodzi. W przypadku takich osób społeczeństwo wycenia wartość komentarza. Jeśli widzi delikwenta, który notorycznie próbuje uprzykrzać życie, pisząc same bzdury, po pewnym czasie go skreśla i ignoruje. Takie zachowania można zwyczajnie w świecie ignorować, ponieważ szkodliwość społeczna jest niewielka, natomiast kiepski komentator z czasem albo poprawia swój warsztat, albo dojrzewa i przestaje się interesować tą gałęzią sztuki. Oczywiście są przypadki i przypadki. Prostszym rozwiązaniem wydaje się zwrócenie uwagi autorowi na inne rzeczy - wyławianie właściwych komentarzy pośród całego bagna, pisanie bez względu na opinię publiczną (skoro coś pojawiło się na głównej FGE albo nie zostało skreślone przez Dolara, to musi być wystarczająco dobre i składne), tworzenie przede wszystkim dla siebie oraz znalezienie dobrych pre-readerów oraz korektorów, czyli osób, które interesują się opowiadaniami od strony technicznej. Takie osoby też mogą co nieco powiedzieć nt. napisanej historii. Oczywiście masz rację w wielu kwestiach, ale moim głównym zarzutem, wobec napisanego przez ciebie artykułu, jest bijąca po oczach lakoniczność. Wiem również, że pisanie w celu wyczerpania tematu w 110% jest niepotrzebne, ponieważ tekst wtedy staje się zbyt długi i zniechęcający, zwłaszcza w przypadku beletrystyki. W mojej opinii najmądrzej postąpił Alberich ze swoim cyklem artykułów pt. "Tajemnice Wieży Zegarowej", gdzie co odsłonę prezentuje różne sztuczki dotyczące pisania. Komentowanie też potrafi być zajęciem długim, wartościowym, przykład praktyczny - wideorecenzenci, recenzenci, o ile oczywiście w ich wypowiedziach nie ma zbyt wielu wycieczek osobistych. No i jeszcze jedna rzecz. Wspominasz o tym, abyśmy my, komentujący, starali się pod każdą wydaną opinią pisać stosowną zachętę do dalszego tworzenia. Brakuje mi wzmianki o dość istotnej cesze, jaką jest destruktywność opinii. Sam byłem autorem, czasem też spotykałem się z takimi opiniami. Nie były to krótkie, lakoniczne wypowiedzi, a długie, rozbudowane, można by rzec "konstruktywne". Dlaczego więc autor poddawał się po przeczytaniu takiej opinii, zaniechując dalszego publikowania? Ponieważ zarówno on nie potrafił odpowiednio zinterpretować napisanego tekstu, jak i komentujący nie zdołał odpowiednio wyważyć swojej wypowiedzi. I tego mi najbardziej brakuje w tym artykule - zaznaczenia, że po obu stronach monitora znajdują się ludzie, którzy pomimo swoich dobrych intencji, są skazani na popełnianie błędów i samodoskonalenie się. Bardzo negatywna, acz rozbudowana, opinia nie musi świadczyć o katastrofalnie niskim poziomie danego dzieła. Może to być złe dobranie słów przez samego komentującego. Należny jest dystans do wypowiedzi oraz wypowiadającego. Co by tu rzec na podsumowanie... Jestem ci wdzięczny, droga autorko, za napisanie tego krótkiego artykułu. Dzięki niemu mogę zweryfikować swoje wyuczone doświadczeniami podejście w tej dziedzinie życia forumowego. Pozdrawiam PS. Ścianę tekstu zamieściłem w dwóch miejscach. Jeśli administracja bądź moderacja uważa to za off-topic albo spam, proszę o usunięcie jednego (ale nie obu )
  5. Droga Cahan, Przeczytałem napisany przez ciebie artykuł dotyczący "opiniodastwa" (ze Smoczych Łez zrezygnowałem - uznałem, że jeszcze trochę z tym poczekam. Kiedyś się przeczyta opowiadanie... kiedyś). Skoro zajęłaś się sztuką komentowania, to powinnaś otrzymać stosowny komentarz. Cieszy mnie, że ktoś podjął się odświeżenia tematu, który pojawiał się parę razy (m.in. w SŻP) i zapewne w przyszłości powróci. Fakt, że moje doświadczenie w tej dziedzinie ogranicza się głównie do opowiadań, tak więc skupię się wyłącznie na tej części. Wypunktowujesz najważniejsze rzeczy dotyczące składowych prawidłowego tworzenia komentarza. Być może prawidłowego, ale czy słusznego? Chodzi o to, żeby zarówno komentujący, jak i otrzymujący komentarz (nie musi to być autor, równie dobrze rozmowa może się tyczyć dwóch czytelników tego samego dzieła) mieli pozostawioną furtkę do dalszego prowadzenia dialogu, bo przecież opinia nie musi się ograniczać do jednostronnej wypowiedzi, dla przykładu - inna wymiana opinii tocząca się w tym temacie. W tym fandomie, podobnie zresztą jak w środowiskach amatorskich pisarzy, istotniejsza od komentarza wydaje się możliwość skonsultowania i zbratania z odbiorcą. Nie chodzi wyłącznie o wskazanie błędów, recepty, ale również szersze zainteresowanie się tematem. Wiem, że to w przypadku ficów nie jest proste, ale chociażby na przykładzie oszałamiającej reakcji na "Pszczoły" Madeleine, tego uwypuklania oraz egzaltowania własnej interpretacji, można wyciągnąć coś znacznie więcej niż wskazane przez ciebie podstawy. W swojej wypowiedzi zapominasz o kilku dość istotnych sprawach. Nieszczęśliwie posługujesz się mieczem obosiecznym we fragmencie dotyczący tzw. hejterstwa. Nie w twoim interesie leży określanie ludzi ze względu na sposób formułowania wypowiedzi. Na swoim przykładzie - trafiałem na różne opinie pod swoją garstką dzieł. Też trafiały się komentarze typu "0/10, bo tak", "gniot", no i najpiękniejsze - "zrób pożytek dla świata i przestań pisać, bo ci to zwyczajnie nie wychodzi". Takich komentarzy nie unikniesz ani nikogo nie uchronisz przed nimi - każdy przez to przechodzi. W przypadku takich osób społeczeństwo wycenia wartość komentarza. Jeśli widzi delikwenta, który notorycznie próbuje uprzykrzać życie, pisząc same bzdury, po pewnym czasie go skreśla i ignoruje. Takie zachowania można zwyczajnie w świecie ignorować, ponieważ szkodliwość społeczna jest niewielka, natomiast kiepski komentator z czasem albo poprawia swój warsztat, albo dojrzewa i przestaje się interesować tą gałęzią sztuki. Oczywiście są przypadki i przypadki. Prostszym rozwiązaniem wydaje się zwrócenie uwagi autorowi na inne rzeczy - wyławianie właściwych komentarzy pośród całego bagna, pisanie bez względu na opinię publiczną (skoro coś pojawiło się na głównej FGE albo nie zostało skreślone przez Dolara, to musi być wystarczająco dobre i składne), tworzenie przede wszystkim dla siebie oraz znalezienie dobrych pre-readerów oraz korektorów, czyli osób, które interesują się opowiadaniami od strony technicznej. Takie osoby też mogą co nieco powiedzieć nt. napisanej historii. Oczywiście masz rację w wielu kwestiach, ale moim głównym zarzutem, wobec napisanego przez ciebie artykułu, jest bijąca po oczach lakoniczność. Wiem również, że pisanie w celu wyczerpania tematu w 110% jest niepotrzebne, ponieważ tekst wtedy staje się zbyt długi i zniechęcający, zwłaszcza w przypadku beletrystyki. W mojej opinii najmądrzej postąpił Alberich ze swoim cyklem artykułów pt. "Tajemnice Wieży Zegarowej", gdzie co odsłonę prezentuje różne sztuczki dotyczące pisania. Komentowanie też potrafi być zajęciem długim, wartościowym, przykład praktyczny - wideorecenzenci, recenzenci, o ile oczywiście w ich wypowiedziach nie ma zbyt wielu wycieczek osobistych. No i jeszcze jedna rzecz. Wspominasz o tym, abyśmy my, komentujący, starali się pod każdą wydaną opinią pisać stosowną zachętę do dalszego tworzenia. Brakuje mi wzmianki o dość istotnej cesze, jaką jest destruktywność opinii. Sam byłem autorem, czasem też spotykałem się z takimi opiniami. Nie były to krótkie, lakoniczne wypowiedzi, a długie, rozbudowane, można by rzec "konstruktywne". Dlaczego więc autor poddawał się po przeczytaniu takiej opinii, zaniechując dalszego publikowania? Ponieważ zarówno on nie potrafił odpowiednio zinterpretować napisanego tekstu, jak i komentujący nie zdołał odpowiednio wyważyć swojej wypowiedzi. I tego mi najbardziej brakuje w tym artykule - zaznaczenia, że po obu stronach monitora znajdują się ludzie, którzy pomimo swoich dobrych intencji, są skazani na popełnianie błędów i samodoskonalenie się. Bardzo negatywna, acz rozbudowana, opinia nie musi świadczyć o katastrofalnie niskim poziomie danego dzieła. Może to być złe dobranie słów przez samego komentującego. Należny jest dystans do wypowiedzi oraz wypowiadającego. Co by tu rzec na podsumowanie... Jestem ci wdzięczny, droga autorko, za napisanie tego krótkiego artykułu. Dzięki niemu mogę zweryfikować swoje wyuczone doświadczeniami podejście w tej dziedzinie życia forumowego. Pozdrawiam PS. Ścianę tekstu zamieściłem w dwóch miejscach. Jeśli administracja albo moderacja uważa to za off-topic bądź spam, proszę o usunięcie jednego (ale nie obu ) EDIT: Chryste, zapomniałbym o najważniejszym! Miejscami źle używasz przecinków. Przede wszystkim zbyt wiele. Nie stosujemy przed ani, czy oraz w zdaniach pojedynczych, gdzie nie ma wtrącenia ani dwóch orzeczeń, przymiotników itd. Łatwo powiedzieć, trudniej wskazać. Mam nadzieję, że dostrzeżesz chociaż część z nich. Taka mała uwaga - "czy" może być partykułą albo spójnikiem. Jeśli pełni funkcję partykuły (zaczątek pytania, na które odpowiadamy "tak" lub "nie"), to wtedy stawiamy przecinek. Jeśli pełni funkcję spójnika, to jego synonimem jest "albo".
  6. Dawno was nie karmiłem filmikiem o dziwnym humorze. Mam jeden z tych, którego nie powinienem pokazywać opinii publicznej. (uwaga, zawiera łacinę podwórkową) Najlepszego z okazji Dnia Kobiet! Tak, wiem, że jeszcze dwa dni, ale za dwa dni o tym zapomnę Pozdrawiam
  7. Wywołałem pierwszego wilka z lasu. Takim dumny ;_; Myślę, że moja przygoda w tym temacie dobiega końca. Na samo zakończenie zostawiłem ankietę. Powiedzmy, że bawię się w, hehe, badanie rynku. Za parę miesięcy wrócę tu, przeliczę głosy i zadecyduję o przyszłych losach całej historii. Ponadto wersja dla leniwych - wrzuciłem całość do jednego pliku. Możecie pobrać je w formacie .docx oraz .pdf. Uwaga - pliki zawierają 154 strony, tak więc miejsce to na uwadze podczas otwierania. I to chyba na tyle... Wrócę do pisania opowiadań... kiedyś... gdzieś w odległej galaktyce. Pozdrawiam PS. Tak bardzo smutam ;_; Jak nie dziś, to może jutro
  8. W sumie pozostało mi jeszcze wypowiedzieć się na temat samego głównego bohatera i dostosowanej do niego narracji pierwszoosobowej. No, ale można się tłumaczyć i rozpisywać. To tak naprawdę nie ma większego znaczenia, jeśli autor (czyli w tym przypadku ja) nie zdoła zrealizować pewnego utartego schematu, który gwarantowałby mu pewien sukces. Nawet bohater, jakim jest Inner, mógłby być mocną stroną całej historii, o ile zostałby przedstawiony w troszeczkę innym świetle. Prawdą jest, że strzeliłem sobie w stopę, tworząc nieprzyjemnego w odbiorze bohatera, a na domiar złego całą historię przedstawiłem z jego perspektywy. W ten sposób zniechęciłem wielu czytelników, a w dodatku uczyniłem "Szkatułę" nieatrakcyjną. Pewnie gdybym miał wziąć się za to jeszcze raz, prawdpodobnie przeszedłbym do trzecioosobowej i prowadził całość na dwóch osiach - Innera oraz Joyfula. Ale mi się nie chcę. I teraz nie miałoby to większego sensu. Chyba się ze mną zgodzisz? Pozdrawiam
  9. Dokładnie. Wyszedłem z założenia, że Ponyville jest sennym miasteczkiem o kilku jaskrawych charakterach, które można znaleźć dosłownie wszędzie. Rzucającym się w oczy akcentem Dodge Junction są wykupieni przez Jubilee niewolnicy. W przypadku Hoofington był to podrzucony źrebak w kartonowym pudle. Ponyville może się poszczycić imprezową klaczą, a Tall Tale jedyną w Equestrii fabryką kartonu. Każde z tych miejsc ma coś reprezentatywnego na tle folkloru, ale w skali całego państwa wydają się nikłe. Może jest to defekt przedstawianego przeze mnie społeczeństwa, które cierpi z powodu kultu jednostki. Muszę przyznać, że jestem pod nie lada wrażeniem twojego kombinowania. Cóż, pisząc to opowiadanie, nie spodziewałem się takiego zainteresowania Trixie. W moim zamyśle było raczej stworzenie postaci pobocznej, która mogłaby dorzucić swoje trzy grosze, ale nie spodziewałem się aż tak dużego zaangażowania. Zanim zabrałem się do ponownego przepisywania "Szkatuły", wziąłem na swój cel pisanie kontynuacji (powstały nawet cztery rozdziały). Przyznam bez bicia, że jedną z głównych bohaterek opowiadania była właśnie Trixie, której przedstawiłem motywy działania i nadałem trochę dojrzalszą osobowość. Zrezygnowałem z pisania, ponieważ wolałem stworzyć raz a dobrze historię poprzedzającą wydarzenia opisywane później. Jest mi niezmiernie miło, że mogę się wymienić różne poglądy z drugą osobą, ale w chwili obecnej wolałbym dowiedzieć się nieco więcej ogólników na temat opowiadania. Już sama reakcja na ostatni rozdział jest dla mnie wystarczającą nagrodą, ale wolałbym nie osiadać na laurach i rozwijać swój warsztat m.in. w oparciu o opinie innych czytelników. Co ci się podobało? Co przemawia na niekorzyść fica? Nadaje się komukolwiek do polecenia? Czy tagi spełniają swe zadanie? I tak dalej... Pozdrawiam
  10. Nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie poznaliśmy prawdziwych motywów działania szkatuły. Wiadomo tylko, że zależy jej na skrzywdzeniu Celestii. Być może ma jakieś osobiste porachunki z Panią Słońca? Tutaj możesz się jedynie domyślać. Zaczyna podobać mi się twój sposób myślenia. Tworzysz teorie i możliwe rozwiązania, dzięki czemu nadajesz własny sens opowiadaniu. Na podstawie szczątkowych informacji doszedłeś do ciałkiem ciekawych spostrzeżeń. Winszuję! Na tym etapie mógłbym przyjąć twoją wersję wydarzeń, ale nie zapominaj o tym, że Trixie również miała swe ambicje i plany. Chciała otworzyć szkatułę, pragnęła prestiżu i osiągnięcia na miarę najlepszych. Twilight identycznie, tylko że jej zależało na samym empirycznym doznaniu. Gdyby szkatuła pragnęła znaleźć nowego kandydata, nie uciekałaby w juce Trixie, tylko leżała z boku pod drzewem podczas ostatniego starcia Innera z Twi. W ostatniej scenie wszystko jest na swoim miejscu. Bardzo możliwe, że szkatule udzieliły się emocje i w pewnym momencie umknął jej pewien istotny szczegół - Inner miał inne plany. Nie doceniła prawowitego właściciela ciała, co zostało wykorzystane przeciwko niej. Może to jest to domniemane szaleństwo? Zatracenie, oślepnięcie umysłu nadrzędnego? Z jednej strony mógłbym kontynuować całą tę opowieść, skupić się wokół pozostałych członków Kasty, czyli Joyfula i Drizzle. Tak naprawdę zostawiłem sobie tyle otwartych furtek, że to nie jest problem z kontynuacją. Pytanie tylko - czy rzeczywiście warto Trudno mi wierzyć, że jeszcze ktoś będzie miał ochotę to czytać po przebrnięciu przez tę część z całą masą pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Możliwe, że muszę się o tym przekonać. Pozdrawiam
  11. Lubię zaskakiwać... Mam swoją pokrętną logikę, ale najważniejsze, aby była skuteczna, nieprawdaż? Osobiście nie widzę problemu z czytaniem i jednego, i drugiego rodzaju. Wiadomo, że prościej jest usiąść do one-shota, bo jest krótszy, przeczyta się go raz i można przejść dalej. Przy tym drugim zwykle się trzeba napracować, no i istnieje problem związany z nieszczęsnym brakiem chęci autora do skończenia opowiadania albo przerost materiału. Oba jednak są warte uwagi - to od umiejętności autora zależy, czy zainteresuje kontentem potencjalnych odbiorców czy nie. Wg mnie najważniejsze to czytać i pamiętać, a kiedy można, to wracać do wcześniej rozpoczętych przygód. Pozdrawiam
  12. Widzę, że masz poprawne skojarzenia. Na to, jak i na powyższe pytanie odpowiem jednocześnie. Rzecz jasna w taki sposób, abyś mógł znaleźć je w treści. Pewnym jest, że Kasta jest w jakiś sposób spowinowacona z Elementami Harmonii. Nazywają siebie braćmi i siostrami, z kolei Celestię traktują jak matka. Wiadomo też, że członkowie Kasty przechodzą specjalne szkolenia fizyczne, psychiczne, magiczne oraz wykraczające poza wyobrażenie (przekraczanie światów, czujny sen itp.). Inner potrafi się skontaktować z Manepheusem, istotą wydającą się być ponad samą Celestią. Władca Snów uważa Lunę za pracownicę, z kolei Nightmare Moon za przyczynek ich spotkania. Ponadto kolejną poszlaką jest odpowiedź Innera na pytanie "Jaki jest wasz cel?". W odpowiedzi otrzymujemy "Chronić." Na tej podstawie można wysunąć daleko idący wniosek, że Kasta jest nieprzekraczającą tysiąc lat organizacją powołaną przez Celestię, a jej członkowie prawdopodobnie są pewnego rodzaju protoplastą albo substytutem Elementów Harmonii, która miała podobny cel co obecnie Mane6. Tutaj też odpowiedź wydaje się niejednoznaczna. Występuje wiele stronnictw, które mają własne interesy w całym konflikcie. Joyful oraz Drizzle reprezentują Kastę oraz jej interesy. Zależy im na schwytaniu Innera wraz ze szkatułą i należytym ich ukaraniu, unikając przy okazji Celestii. Drugim jest sam Inner, który stawia wszystko na jedną kartę, aby tylko otworzyć szkatułę. Trzecim jak wiadomo jest Celestia, władczyni Equestrii. Oczywiście jej wkład jest utajony. Pozostali po prostu unikają jej i traktują jako najgorszą alternatywę. Czwartym, i najistotniejszym, jest szkatuła, która tak szafuje wszystkimi wydarzeniami, aby doprowadzić do takiego, a nie innego finału. Więcej na jej temat później. Podczas ostatniej sceny Twi z Innerem mamy "wymianę sterów" pomiędzy Innerem a szkatułą - raz kucykiem kieruje jeden, raz drugi. Zwróć uwagę kiedy zmienia się narracja 1 osoby liczby mnogiej na 1 osobę liczby pojedynczej. Kiedy szkatuła uważa, że misja została zakończona i Twilight na pewno zginie. Wtedy dochodzi do aktu zdrady - Inner nie chce dokładnie tego samego co szkatuła. Powiedzmy, że ten pierwszy ogranicza Twi tylko do śpiączki, z kolei ten drugi pragnie jej śmierci. Obaj osiągną ten sam cel - doprowadzają do szaleństwa. Kogo? Czego? Zbyt trudno by odpowiedzieć. Proces otwierania szkatuły ma charakter wielowymiarowy. "Pieczęci" zostały zrywane podczas kontaktów z Trixie, Twilight, a nawet Quickeyem. Inner zawsze poświęca chwilę czasu, aby przytoczyć okoliczności związane z usuwaniem kolejnych pieczęci. Jak widać proces wydaje się uniwersalny, ma nawet pewien przekład na naszą rzeczywistość, ale na to trzeba sobie już samemu odpowiedzieć. Szkatuła jest tym samym co pozytywka oraz korale. To broń masowego rażenia, a każda z nich działa na swój sposób. Szkatuła jest pewnego rodzaju łupieżcą umysłu (D&D), mentalnym stymulatorem (Przenicowany Świat) albo Nadzorcą(X-COM), słowem - umysłem nadrzędnym zdolnym do przejmowania kontroli nad jednorożcami (zaklęcia "Rozkazu" nałożone na Twi oraz Trixie) oraz otumaniania okolicznego społeczeństwa (pozbawienie snu całego Ponyville). Każda broń tego typu ma właściciela oraz własną osobowość. Relacje z właścicielem mogą być antagonistyczne (szkatuła jest pasożytem żerującym na wolnej woli Innera) albo symbiotyczne (Joyful oraz wypełniająca polecenia pozytywka). Między tymi dwoma organizmami zawsze powstaje pewien związek, nazywany przez Innera więzieniem. Widzimy to na przykładzie Joyfula - nabiera emocji dopiero w chwili utraty pozytywki. Z chłodnego analityka zmienia się w nadpobudliwego ekstrawertyka. Celem tej broni jest to samo, co członków Kasty - chronić (tego akurat nie wyczytasz z opowiadania ) Tego nie mogę powiedzieć, ponieważ nie miałbym łatwej furtki do napisania kontynuacji... Na co się chyba nie zapowiada Jeśli jeszcze cię męczą jakieś wątpliwości, pytaj Pozdrawiam
  13. A co mi szkodzi... W takim razie nie będę cię trzymać w niepewności, podobnie zresztą jak reszty czytelników (o ile jeszcze jacyś istnieją D:). Czas, żebyś sobie odpowiedział na wszystkie pytania*, ponieważ opublikowałem właśnie ostatni rozdział. Linki w pierwszym rozdziale. Pierwszy post czeka jeszcze mała aktualizacja, ale to w swoim czasie. Póki co cieszcie się rozdziałem. Co prawda krótki, ale nie musi być zbyt długi. Pozdrawiam
  14. Z chęcią wymieniłbym się poglądami, lecz wolałbym z tym poczekać na zakończenie, ponieważ obawiam się, że mógłbym w tym momencie za dużo powiedzieć i tym samym zepsuć wrażenia z czytania zakończenia. Ok, no to powoli zabieramy się za zwieńczenie całej historii. Kolejny, najdłuższy z całej stawki rozdział pojawił się po ponownym, półtoratygodniowym oczekiwaniu. Link w pierwszym poście. Możecie zrobić, jak pan Risk, i również otworzyć oczy. A na ostatni rozdział jak zawsze musice poczekać tydzień albo dwa. Pozdrawiam
  15. Dobrze będzie, jeśli i ja się wypowiem na zadany przeze mnie temat, ale wpierw poruszę sprawę talentu wielce wymownym obrazkiem: A teraz przejdę do odpowiedzi... Otóż czytam fici, ponieważ... ta forma spędzania wolnego czasu nie jest dla mnie ani atrakcyjna, ani zabawna. Od zawsze ziałem antypatią do książek, zwłaszcza do lektur, którymi faszerowano mnie w szkołach. Jak było do tej pory, tak i teraz książki mnie najzwyczajniej w świecie nudzą, zmuszają do wytężania wyobraźni oraz wertowania kolejnych stron... Mogę się niechlubnie pochwalić, że przez pierwsze dwadzieścia lat swojego życia przeczytałem trzy książki, z czego jedno było opowiadaniem detektywistycznym w języku angielskim, a drugie jakąś bajką po niemiecku. Teraz pewnie rodzi się kolejne pytanie - po kiego się męczyć, skoro podchodzę do tego, jak do sposobu na marnotrawienie czasu (a z czystą hipokryzją gram bez namysłu kolejne partie w LoLa). Otóż odpowiedź jest jeszcze dziwniejsza - ponieważ sytuacja mnie do tego zmusiła. Jestem typem człowieka, który ma 2h drogi do pracy i na uczelnię w jedną stronę, co wychodzi jakieś stracone 28h życia tygodniowo w środkach komunikacji. Przeznaczając ten czas na gapienie się w przestrzeń za oknem, tylko sobie szkodziłem, natomiast krótkie drzemki nie spełniały swojego zadania, a wręcz przeciwnie - wychodząc z autobusu czułem się jeszcze gorzej, niż zanim do niego wsiadłem. W takich miejscach trudno szukać bardziej absorbującego i profitowego zajęcia niż czytanie książek. Tak więc - dlaczego fici MLP? Doszedłem do wniosku, że jest ich wystarczająco dużo, aby mieć w czym wybierać. Ponadto średnia wiekowa fandomu, pisarzy oraz stopień naszej edukacji pozwala mi łatwo dojść do wniosku, że opowiadania cieszą się kiepską gramatyką, stylistyką, pomysłem, narracją i innymi czynnikami. Czytelnik musi się niekiedy porządnie wczytać w tekst, aby spośród błędów wszelakiej treści doszukać się sensu opowiadania, bowiem jak to mówi polskie powiedzenie - przecinek jest ważny jak ludzkie życie. To stało się bodźcem, dla którego zacząłem czytać fandomowe historie, dzielić się opiniami itd. Czy w takim razie czytam książki? Tak, ale nastąpiło to nieco później niż w przypadku ficów. Po przekopaniu się przez blisko setkę krótkich i długich historii, wziąłem do rąk książkę profesjonalisty. Różnica była odczuwalna, a samo przejście między tworem amatorskim a wyćwiczonym latami stanowiło niewyobrażalną przyjemność. Oczywiście trafiło się kilka takich, gdzie nie mogłem przebrnąć przez pierwsze rozdziały, ale w rezultacie zacząłem częściej czytać i przestałem odbierać tę gałąź kultury aż tak negatywnie. To chyba również tłumaczy, że mogę chwycić dosłownie każdy gatunek z każdego okresu historycznego, ponieważ przedkładam pomysł na historię ponad sposobem jej opisania. Żeby nie było, wciąż nie przepadam za czytaniem książek, ale każda kreatywna forma spędzania wolnego czasu jest lepsza od beczynności. Pozdrawiam
  16. Zgodnie z obietnicami wyrobiłem się w planowych ramach, które zakładały publikację kolejnego rozdziału. Wypadałoby chyba odpowiedzieć na niektóre pytania... chyba. Ucieczka w stronę słońca, albowiem trzeba czasem zebrać się na akt odwagi i prysnąć, gdzie pieprz rośnie. Link w pierwszym poście. Kolejny rozdział za tydzień albo dwa, czyli standard. Pozdrawiam
  17. A ja może zadam inne pytanie, a właściwie dwa: 1. Dlaczego czytacie fici? (o ile czytacie) 2. Dlaczego czytacie książki? (o ile czytacie) Pozdrawiam
  18. Wpadłem na dziwny pomysł nagrania jakiegoś opowiadania. To, co stworzyłem, jest złe... chociaż nie wiem dlaczego. Może mi pomożecie i podzielicie się opiniami? (taki tragiczny ze mnie lektor, że nawet nie wiem, za co się złapać - za język czy za całą głowę ;_ Pozdrawiam
  19. Cóż mogę powiedzieć - dziękuję za komentarz i zapraszam do kolejnego rozdziału pełnego niedomówień oraz nierozwikłanych zagadek. Tym razem nieco krótszy, ale równie istotny. Mizanferada, bowiem tłumaczenie z greki jest również zabawne. Linki w pierwszym poście. Kolejny rozdział za tydzień albo dwa, zobaczymy jak to się z czasem wolnym ułoży. Pozdrawiam
  20. No to musiałeś trochę poczekać Po przerwie przybył kolejny rozdział z zamkniętym w sobie bohaterem w roli głównej. Linki w pierwszym poście. Owocnej lektury! Pozdrawiam
  21. W mojej ocenie to nie jest rozwiązanie. Nie ma nakazu pisania opowiadania, podobnie jak nie może być nakazu komentowania wszystkiego, co się do tej pory przeczytało. Piękno komentowania polega na tym, że jest to proces nieprzymusowy, dzięki czemu nie staje się rutynowym. Nie przeczę, że w fandomie brakuje tegoż ważnego fundamentu, jakim jest komentarz, aczkolwiek nie można tego wymagać od osób, które chcą poczytać dla siebie i nie dzielić się swoją opinią. Może czas najwyższy odstawić na chwilkę pisarskie pióro, wziąć do rąk kilka opowiadań i wyrazić swoje zdanie na ich temat? Nic tak nie angażuje innych jak zachęcenie własnym świadectwem. Pozdrawiam PS. Zgadza się, jestem autorem tej wolno rozwijającej się serii. Niestety ilość rzeczy, które zdecydowałem się robić w fandomie, jest tak duża, że nie mogę poświęcić tyle samo uwagi każdej czynności z osobna. Mimo to zawsze się cieszę, kiedy znajduję wielbicieli mojego komentarza. Dziękuję!
  22. Każdy ma prawo komentować i każdy ma prawo pisać - tego nie trzeba tłumaczyć. Problem się zaczyna, kiedy wszyscy piszą, a nikt nie czyta Zabawa polega na tym, że zarówno pisanie opowiadania, jak i komentowanie potrafią pozytywnie wpłynąć na styl literacki udzielającej się osoby (a przy okazji istnieje możliwość nawiązania znajomości, osobistego rozwoju itp.). Umiejętność wyrażania własnej opinii, dzielenia się odczuciami oraz konfrontowanie własnych idei z pomysłami autora sprawiają, że po obu stronach dochodzi do poszerzania się horyzontów, o ile autor nie jest skończonym ignorantem. Z czasem taki czytelnik, dzięki poświęcaniu czasu na stworzenie długiego, pełnowartościowego komentarza, zaczyna dostrzegać znacznie więcej w historyjce, ma okazję rozwinąć perspektywyczne myślenie, ponieważ w trakcie długiego formułowania wypowiedzi, cały czas myśli o przeczytanym opowiadaniu, jego treści itd. Dlatego osobiście decyduję się do napisania ściany tekstu, wytykając wątpliwości oraz dzieląc przemyśleniami. Nawet jeśli robię to raz na ruski rok, ale wciąż traktuję komentowanie jako dobrą praktykę literacką. Nawet prosty komentarz typu "Fajne" potrafi zadowolić czytelnika, nawet wystawienie oceny na MLPFiction może podziałać jako bodziec motywujący do dalszej pracy. Problem zaczyna się, kiedy otrzymujemy tylko takie. Z drugiej strony komentarze tylko negatywne też nie pomagają. Konstruktywna krytyka również nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale jeśli w naszej intencji jest podbudowanie na duchu autora tekstu (oraz nie skomrpomitowanie się przed resztą społeczności), to raczej zdecydujemy się na napisanie pozytywnego komentarza. Wcześniej, kiedy głównie zajmowałem się wyłącznie komentowaniem ficów na FGE (dlatego też Erast nazywa mnie pseudo-hejterem ), kierowałem się kilkoma ideami - rób to dla siebie, rób to dla innych, broń swoich racji, każdy ma prawo komentować i krytykować, nie bój się popełniac błędów przy ocenie czy najbardziej trywialne chciej chcieć. A teraz patrzcie państwo - chociaż nie znacie mnie z tej strony (bo wciąż jestem tylko pozbawionym osobowości kilkupostowcem ), taki szaraczek stał się rozpoznawalnym akcentem na FGE i najstarsi twórcy wciąż pamiętają nick "Mordecza - dewastującego otoczenie kota w buldożerze". Pozdrawiam
  23. Często też kwestia popularności zależy od trafienia w tzw. "niszę", czyli aktualne, często podświadome, zapotrzebowanie grupy odbiorczej. Nieważne czy piszesz ładnie czy brzydko, czy poprawnie gramatycznie czy całkowicie źle - ważne, że trafisz w czyjś gust. Powodzenie też zależy od przedstawianej treści - najlepiej, aby było kontrowersyjne, działające na emocjach, proste, w miarę krótkie, jednowątkowe i w sumie to wszystko. Pozdrawiam
  24. Korekta w ujęciu konsultacji, weryfikacji i kontemplacji nie sprawdza się w przypadku osób, które dopiero zaczynają przygodę z piórem. W moim mniemaniu wystarczają osoby, które wskazują, w jakim kierunku powinno się rozwijać warsztat i w jaki sposób kreować fabułę, aby potrafiła zainteresować pojedynczymi smaczkami. Jeśli pisarz zdoła w sposób elastyczny przekazywać, co ma na myśli, i robi to, zachowując normy gramatyczne i logiczne, to tak naprawdę nie potrzebuje niczego więcej poza zwyczajnymi komentarzami w temacie z zamieszczonym dziełem. Pozdrawiam
  25. Kolejne opowiadanie stworzone z myślą o drugiej edycji "Mojego Małego Fanfika". Ponieważ tematem przewodnim jest "Powrót Pana Kleksa" postanowiłem się trochę pobawić i przyspieszyć proces wydawania niektórych opowiadań. Mam poważny problem z tagiem opowiadania, dlatego ograniczyłem się do Sadu (dość zabawnie to brzmi). Manepheus, władca domeny snów, wzywa z Niebytu, sfery wydalenia istot nieśmiertelnych, dawnego kompana i sojusznika, samozwańczego Władcę Wyobraźni. Ma on pomóc Władcy Snów w rozwiązaniu enigmy, która przekracza zdolności istot wszechmogących. Link do GoogleDocs i MLPFiction Pozdrawiam
×
×
  • Utwórz nowe...