Skocz do zawartości

Mordecz

Brony
  • Zawartość

    372
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Mordecz

  1. Przekazywanie wiedzy jest umiejętnością. Umiejętność, jak każda inna cecha, wymaga wyćwiczenia, a czasem wręcz - nauczenia. Nie wszyscy są do tego zdolni, ale żaden nie został mistrzem od urodzenia. Trzeba najpierw nauczyć się dotrzeć do drugiego człowieka, zanim zdołamy cokolwiek przekazać. Każdy słyszy, ale niewielu potrafi słuchać (nie urażając głuchych). Przytoczony przez ciebie przykład udowadnia, że nie masz pojęcia o studiowaniu albo jeszcze nie zdołałeś sobie tego uświadomić. Patrząc w ten sposób, żadne studia nie zdołają ci pomóc. Może to również kwestia uczelni oraz wyboru kierunku. Powiem szczerze, że mało który z moich rówieśników dostrzega potrzebę poznawania regułek, zasad, uczenia się na pamięć skomplikowanych wzorów oraz schematów. Zresztą nie potrzebują tej wiedzy, żeby zakończyć studia i znaleźć pracę. Pozdrawiam
  2. Skoro istnieje różnica między introwertykiem a ekstrawertykiem, tak również istnieje między umysłem ścisłym a humanistą. Te dwa odbiegające od siebie stany pojmowania podzielone są na półkule mózgowe. Patrzący na świat "lewą półkulą" poszukują racjonalizmu, z kolei ci drudzy uciekają się do intuicji. I podobnie jest tutaj - humanista "czuje" literaturę, podczas gdy ścisłowiec zamyka ją w pewnych ustalonych ramach. Znalazłem ciekawy artykuł traktujący o tej różnicy http://www.wiecjestem.us.edu.pl/humanisci-vs-scislowcy-co-na-biologia No i żeby zamknąć ten dział - nie ma stricte humanisty i stricte ścisłowca. W każdym z nas siedzi zarówno poeta, jak i matematyk. 50 zdań pojedynczych będą przede wszystkim nudne i pozbawione polotu. Ponadto odbiegasz dyskusją od tematu - wciąż operuję pojęciami na poziomie teoretycznym a nie ich praktycznym odzwierciedleniu. Ostatnio podobne debaty prowadzono w "Stowarzyszeniu...", gdzie już odpowiedzieli na to zagadnienie. A jeśli już tak bardzo potrzebujesz pięknego, poetyckiego stylu, to polecę ci "Nad Niemnem" albo z bardziej współczesnych "Lód". Przede wszystkim nie postawiłbym tam dwukropka. Nie możesz znaleźć potwierdzenia moich słów, lecz analizując powyższe zdanie, możesz jasno stwierdzić, że "na przykład" jest wtrąceniem wynikającym z charakteru wypowiedzi i wymusza na nas wyjście poza obecnie przyjęty kontekst wypowiedzi. "Kluski z serem" jest zdaniem podrzędnym (właściwie równoważnikiem zdania), więc samo w sobie zmusza użycie przecinka. To, co tam jeszcze zamierzamy wstawić, wynika nie ze zwodniczego, zdroworozsądkowego myślenia, a stosowania reguł. Wiesz, w ten sposób możemy przytaczać słynny przykład z "tą" i "tę". Gdy powiem "tą książkę", to nie popełnię rażącego błędu. Gdy napiszę "tą książkę", to dowodzę, iż mam problemy z deklinacją. Dlaczego więc "tą książkę" można powiedzieć a napisać już nie? Zgodzę się, lecz nie zapominaj, że pewna prawda wygłaszana publicznie musi mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Przeczytaj jeszcze raz ostatni akapit w dokumencie: Chodzi po prostu o to, żeby nikt nie zdołał podważyć twojej wypowiedzi albo zarzucić przekłamania. Ot taka trywialna zagwozdka. Oczywiście są od tego ustępstwa, ale obawiam się, że na tamten temat moglibyśmy rozmawiać tygodniami. Mowa o psychologii dziecka. "Czucie języka" jest dobre wyłącznie w teorii. Praktyka pokazuje, że Polacy nie czytają zbyt wiele (a jeśli już to robią, to często obcojęzyczne pozycje, bo ekonomia). Powinniśmy ćwiczyć język, ale kiedy, skoro żadne z nas nie ma zamiaru nawet podjąć się tak praktycznej czynności, jaką jest skomentowanie czegokolwiek albo podjęcie się dyskusji na forum z drugą osobą. Powyższy akapit nie różni się niczym od zaleceń dotyczących nauk ścisłych. Chcesz się nauczyć matematyki? Rozwiązuj zadania, ćwicz, kształtuj myślenie, przeglądaj zbiory zadań, praktykuj. Jeśli zrozumiesz, co robisz, nic nie będzie cię w stanie zaskoczyć. Podobnie jest tutaj - naucz się operować językiem, a wtedy nic ci nie stanie na drodze. Żeby móc nim operować, musisz poznać prawa, jakim się rządzi. A prawo zawarte jest w zasadach pisowni i interpunkcji. A język polski jest najtrudniejszy, ponieważ, już na przykładzie wtrąceń, zapewnia swobodę interpunkcyjną i stylistyczną. Poczytaj raz jeszcze o paralelnych i nieparalelnych porównaniach. Znajdziesz wyraźną różnicę dzielącą oba przypadki? Zdefiniujesz je i nałożysz reguły całkowicie im podlegające? Nie. Wiele przypadków będzie dyskusyjnym, gdzie jedna osoba będzie za postawieniem znaku, a druga zaprezentuje zgoła odmienny pogląd. Poza tym jest nielogiczny z punktu widzenia innych dialektów, ale to już lepiej zostawić lingwistom. Pozdrawiam
  3. Byłaby szkoda epatować gnuśnym podejściem i nonszalancką postawą wobec czegoś, co powinno być każdemu piszącemu znane Skoczka narciarskiego oceniają za styl oraz pokonaną odległość. Myślisz, że szpetny jak noc tekst będzie ciepło przyjęty, zwłaszcza gdy napiszesz "o niechęci korzystania z przecinków"? Nie tędy droga, mój panie. Nie tędy droga... (gdybyś wiedział, ile jest jeszcze reguł dotyczących reszty znaków interpunkcyjnych, to odstawił na bok klawiaturę i nigdy nie odpalał edytora tekstowego ) Wbrew pozorom imiesłowy wyparły z użytkowania czas zaprzeszły, ale to już inna historia... Właśnie z racji na nieumiejętne używanie imiesłowów powstała reforma języka w 1997 roku, która bezwzględnie nakazała stawiać przecinki przy imiesłowach przysłówkowych. Stąd nawet ta notka, żeby nie uczyć się gramatyki z książek o starszej dacie. A czy ktoś liczy, cóż - spotkałem się z wieloma praktykami i ta wydawała mi się najrozsądniejsza, przynajmniej z punktu widzenia ścisłowca. Humaniści powinni czuć przecinki fonetycznie, ale wtedy niemal zawsze zapominają o ich wstawianiu. Prościej już pomyśleć trochę i wykuć się najprostszego schematu, zamiast walczyć z nawałem błędów interpunkcyjnych. Trzeba rozróżniać prostotę, poetykę i niezdarność stylistyczną. Ponadto poruszam wyłącznie stronę gramatyczną tego zagadnienia - pokazuję kiedy i jak stosować, przedstawiam różne warianty. Początkujący pisarz, niezdolny jeszcze do kontrolowania języka, ma dość małe szanse na wprawne operowanie bardziej rozbudowanymi formami opisowymi, dlatego też zalecam ograniczanie tego na samym początku. Jeśli autor pisze zdanie zajmujące objętościowo jeden akapit, udowadnia, że ma problemy z klarownym przedstawieniem treści. To dość istotna wada, że zamiast chwytające za serca opisy, prezentuje ściany tekstu pozbawione logiki oraz sensu. Rozbudowane formy w powieści? Jestem za, ale pod warunkiem, że robi to się umiejętnie. Zaprezentowany przykład jest jeszcze dopuszczalny, ale poniższy niejednemu utrudni zrozumienie: „Rysiek, brnąc, bo nie mógł inaczej, gdyż samochód zabrała skarbówka, widząc jego matactwa finansowe (komornika najpierw przegonił pytonem, lecz później zaangażowała się w to policja), przez muliste bagno, uświadomił sobie, że zapomniał wyłączyć żelazko” To są również wtrącenia, które pradopodobnie przyprawią o ekstazę niejednego humanistę. Podejrzewam, że tak napisane, 50-stronicowe opowiadanie, bardziej przeora umysł niż jakikolwiek podręcznik z regułkami. Madeleine, studia (oraz matura ustna z polskiego) powinny nauczyć cię pewnej rzeczy - nikogo nie interesuje twoje zdanie, ponieważ nie stanowisz autorytetu dla naukowego światka. Jeśli korzystasz ze swojej wiedzy, to dobrze jest ją poprzeć o sprawdzone źródła (żeby było rzetelnie i wiarygodnie). Tak uczyniłem, podając serwisy, skąd uzupełniłem swoją wiedzę zawartą w poradniku. Wikipedia (a w tym wypadku Wikisłownik tworzony przez amatorów) jest dla ludzi zwykłych, podobnie jak Poradnia PWN - czy powinienem unikać tych jakże pospolitych źródeł wiedzy? Sama oceniłaś, że czegoś się nauczyłaś, tak więc nawet to pospolite źródło okazało się pożyteczne. No i tak na sam fajrant - przypominam wszystkim, że jest to tyrada o przecinkach, która nomen omen trafi tylko do ludzi mających zboczenie nad poprawnością tekstu Początkujący może zobaczyć ogrom wyzwania, przed którym staje, podejmując się nauki znaków interpunkcyjnych. Meh... nigdy nie osiadać na laurach, co? Umieć uczyć to również nauka. Może kiedyś pomyślę o rozbudowaniu już i tak przeładowanego materiału... ale to kiedyś. Pozdrawiam
  4. Nowy tekst, "Tyrada o przecinkach", już gotowy! Więcej w temacie: http://mlppolska.pl/watek/9759-buldożerem-przez-fanfiki-recenzjapublicystykaseria/

    1. nyaa

      nyaa

      *adds to Read Later list*

    2. Nicz

      Nicz

      Przecinki, mój nemezis...

      Na pewno przeczytam.

  5. Wreszcie zebrałem się w sobie, by dokończyć "Tyradę o przecinkach" - zbiór podstawowych mankamentów interpunkcyjnych, które były, są i będą utrapieniem piszących (acz nie zaszkodzi spróbować nauczyć tym tekstem chociaż jednego przeglądającego). Do przeczytania tutaj i w pierwszym poście. Pozdrawiam
  6. Przeczytane. Nie przejmuj się nawałem komentarzy w tekście, to jedynie drobne potknięcia, na których korektę musisz poświęcić kilka sekund. Spośród zaznaczonych błędów wyszczególnię kilka garść regułek: - różnica między "tą" a "tę" jest znacząca - podczas normalnej rozmowy zła odmiana tego zaimka nie jest jakimś wielkim przewinieniem. Niestety w tekście już trzeba się pilnować, ponieważ właściwa deklinacja to rzecz pierwszorzędna (przynajmniej z punktu widzenia purysty). Forma "tą" występuje wyłącznie w narzędniku np. "Zaskoczyłeś mnie tą niespodzianką." Zwróć również uwagę na końcówkę samego rzeczownika (zwykle zakończonego na ą lub ę), - przecinki przy porównaniach występują niemal zawsze. Oczywiście chodzi mi tutaj o formę taki/tyle/co ..., jak itp. Przecinka nie stawiamy, gdy nie mamy wyrazistego charakteru paralelnego - i weź to wytłumacz po ludzku ) - taki sam/tak samo ... jak. Dla przykładu: "Wykonał takie zalecenia, jakie otrzymał" albo "Chodzi równie często do teatru, co na spacer", ale już "Wykonał takie same polecenia co Franek", - czy w zależności od użycia pełni funkcję spójnika albo partykuły. Jest to na tyle ważna informacja, gdyż przed pierwszym nie stawiamy przecinka (zaznaczamy różne alternatywne rozwiązania), za to przy drugim już tak (rozpoczynamy nim pytanie). Przykłady: 1. Nie powinniśmy sprawdzić, czy pieczeń jest przygotowana? <- partykuła, 2. Leżeć wygodnie na kanapie czy podbijać świat - trudny wybór. <- spójnik, 3. Czy chcesz pójść na zabawę czy pozostać w domu? <- pierwsze partykuła, drugie spójnik. - miałem się przyczepić jeszcze do dialogów. Chodzi głównie o stawianie dużych liter po pauzach. Zostawię cię z jednym i drugim materiałem na ten temat, - teraz coś z kwestii bardziej subiektywnych - nie wydaje ci się, że tak duża interlinia przeszkadza? Myślę, że 1,15 jest w sam raz, zresztą z taką masz do czynienia nawet w trakcie lektury tego komentarza. Jeśli chodzi o samą treść, to nie mam tutaj za dużo do powiedzenia - podzieliłaś tekst na trzy fragmenty połączone wątkiem inwazji. Zastanawia mnie, jaki związek z główną fabułą miała Infatuation. Podjęłaś się bardzo szerokiego tematu, jakim jest inwazja na ogromne miasto, które rzekomo nie posiadała żadnych środków prewencyjnych. Wydaje mi się, że mogłaś skupić większą uwagę na jednej konkretnej scenie, np. na rozmowie Inf ze staruszką. W obecnej sytuacji nie wiem, o czym właściwie było to opowiadanie - co chciało przekazać, kogo miało przedstawić itp. Bardzo mi się spodobał sam początek tekstu, w którym starałaś się przedstawić opis otoczenia, wygląd Inf, rozmowę itp. Dobrze ci wychodzi takie "ujmowanie" chwili i myślę, że powinnaś poćwiczyć nad jej rozwojem. Pozdrawiam
  7. Interpretowałem to trochę inaczej. Może spróbuję to wytłumaczyć "obrazowo" - jeśli kupuję czipsy paprykowe, to ciesze się smakiem paprykowych. Jeśli z jakiś niewytłumaczalnych powodów zmienią smak na śmietankowe (za którymi również przepadam), to mi się to nie podoba. Czuję się oszukany. ______________ A teraz główny powód pisania posta. Dziesiąta recenzja przed nami. Z dzieł Spidiego wybrałem to najgorsze, czyli Przewodnika Stada, w celu przekazania pewnej lekcji, która mogłaby się przydać każdemu pisarzowi. Link tutaj i w pierwszym poście. Pozdrawiam
  8. Ponieważ człowiek z zasady będzie kręcił nosem, bo "wszyscy tak robią" w mniej lub bardziej uzasadniony sposób. Przeciętność jest motywowana grubiaństwem, brakami intelektualnymi poszczególnych grup społecznych (w końcu prościej jest sterować idiotami) oraz lansowanymi stereotypami. Nawet naukowo udowodniono, że dyskusje "intelektualne" prowadzą do spadku ilorazu inteligencji dyskutanta chcącego dopasować swoje postulaty do większości odbiorców. Dlaczego tak jest? Podam najprostszy przychodzący mi do głowy przykład - dobór słownictwa. Wysublimowany? Przeciętny? Naukowy? Poetycki? Przy takich "rozważaniach" trzeba posługiwać się przeciętną nomenklaturą unikającą barwnych konotacji. To wszystko prowadzi do prostego wniosku - jeśli popularne w fandomie opowiadania zamykają się w zidiociałych jednostrzałowcach, to nawet nie ma sensu rozpoczynać dyskusji o miłości, ponieważ społeczeństwo jeszcze do tego nie dojrzało. W kwestii kultu przeciętności, to wystarczy spojrzeć na nasz fandom - wielu "elitarnych" bronych od siedmiu boleści powie, że złote czasy dawno minęły. Wystarczy zadać otwarte pytanie i pewnie ktoś napisałby rozprawkę na ten temat. Z mojego własnego doświadczenia (ot chociażby pracy w radiu) widzę bezpośrednio u słuchaczy, że im się zwyczajnie "nie chce nic robić", bo to jest teraz modne - lepiej przyjść na gotowe i się cieszyć. Mnie to nie przeszkadza, bo póki mam płodną wyobraźnię, to przez długie lata mogę się produkować, a i tak będą zadowoleni. Identycznie przecież jest z fanfikami - któremu chce się podejmować walki z wiatrakami, uwydatniając wszystkie znalezione błędy? No nikomu, bo przecież łatwiej jest pochwalić i pogratulować pracy. Problem polega na tym, że przeciętność generowana jest przez chęć pokojowej koegzystencji, która nijak współgra z ciężką, krytyczną społecznością. Doskonałym efektem "polskofandomowej" przeciętności jest nasz wkład w scenę międzynarodową - nie możemy się niczym pochwalić kolegom z zachodu, nie zdołamy ich nawet zainspirować do poznawania naszego stylu bycia, ponieważ zajęci jesteśmy bzdurnymi, zaściankowymi stereotypami - że łatwiej narzekać i nic nie robić, a wszystko złe zwalić na drugą osobę albo ją wyśmiewać. Dlaczego "romans" nie pasuje do świata kucyków? Hehehehe... Powinienem wyśmiać każdego pytającego. Niech za mnie odpowie statystyka - wejdźcie na bloga FGE i weźcie udział w ankiecie dotyczącej wieku odwiedzających. Zbyt leniwi? Trudno. Średnia wieku wynosi (powiedzmy) 16 lat. Dodaj rok czy dwa do średniego wieku czytelnika oraz kolejny rok czy dwa dla pisarza. Wnioski powinny nasunąć się same. Trywialność odpowiedzi zamyka się w następującej tezie - ten wiek nie pozwala właściwie opisanie uczucia nazywanego miłością. Możemy to albo spartolić, albo spartolić, acz nikt nie zabroni próbować. Ale żeby nie było, że tylko oczerniam pozostałych, to jeszcze na sam fajrant podkopię własny autorytet. Jakiś miesiąc temu naszło mnie na napisanie romansidła. Wątek "miłosny" zamknąłem w następującym akapicie: Uznalibyście to za podwaliny romansu? No raczej nie sądzę. Pozdtawiam
  9. To że mam przed sobą twoje pierwsze opowiadanie nie oznacza taryfy ulgowej. Jak być surowym i bezwzględnym to dla wszystkich bez wyjątku, czyż nie? Nie martw się - poniższych argumentów nie zdołasz obronić "niedostateczną" wiedzą o kanonie i fanonie MLP. No i skończyłem lekturę Przewodnika stada. Ciężko mi dobrać właściwe słowa, ale spróbuję swoich sił. Jak wcześniej wspominałem, tak podtrzymam swoje postulaty - opowieść do samego końca trąciła naiwnością i prostotą, co w tym przypadku jest zaletą - przynajmniej byłeś konsekwentny w swojej pracy i nie zawiodłeś oczekiwań osoby poszukującej właśnie takich opowiadań. Mimo to historia posiada wiele wad fabularnych - do teraz nie mam pojęcia, o czym właściwie była. Z jednej strony o realizacji przepowiedni, z drugiej o losach nietypowego bohatera w Equestrii, z trzeciej o demonach. Problem polega na tym, że ani jednego głównego wątku nie urozmaiciłeś, a co gorsza nie zdołałeś wzbudzić jakichkolwiek uczuć do protagonisty i antagonistów. Argument pokroju "przesadzona moc głównej postaci" blednie przy ogólnym zestawieniu cech charaktertystycznych. W efekcie końcówka nie zainteresowała mnie na tyle, żeby z wypiekami na twarzy śledzić rozwiązanie problemów. Nie ruszyły mnie banalne pobudki typu - siejmy zło, bo taka nasza natura, ratujmy kucyki, zanim przerobią się na salceson. W dodatku nie postawiłeś boahetrów w ani jednej trudnej sytuacji, w której moglibyśmy zweryfikować ich charakter. Niby pod koniec mamy nowe stado, lecz to samo w sobie nie wywoła pozytywnych emocji u czytelnika. Przez cały czas budowałeś wizję wielkiego zagrożenia, którego notabene nie było. Wszystkie wydarzenia i wątki zamykałeś w pojedynczych rozdziałach, co przełożyło się na nijaki odbiór całości. Co gorsza każdy kolejny rozdział miał nikły wpływ na wątek główny - jest zagadnienie, trochę akcji, pogadanka, koniec. I tak niemalże przez cały czas. Nie mam nic przeciwko takim rozwiązaniom, lecz one sprawdzają się w krótkiej formie. Przy długich opowiadaniach lepiej wyraźnie pokazać, jak wątek główny ewoluuje na tle nowych wydarzeń, jak bohaterowie godzą się z życiem w nowych warunkach (nie myl tego ze sceną "odlotu" na pasie startowym - opowieść nic by nie straciła z jej nieobecności). Skoro już o krótkiej formie mowa - nie mam do niej większych zastrzeżeń. Budujesz proste historie, osadzasz w nich bohaterów, eksperymentujesz i wychodzi ci to dobrze. Jeśli miałbym polecić komuś tego fika, to pewnie dla Ragerity albo wyprawy w celu odzyskania tożsamości. Paradoksalnie, na tle całości, te krótkie historyjki szkodą, ponieważ nie mają wpływu na historię. Możemy równie dobrze traktować je jako zapychaczę wydłużające lekturę nierównomiernym kosztem. Lubię historie poboczne, ale nie w charakterze osobnego rozdziału, a pełniącą funkcję dygresji. Mimo wszystko lekturę będę pozytywnie wspominał - pomimo wielu mankamentów, śledziłem z ciekawością nawał coraz to nowych pomysłów. Szkoda, że w tym czasie nie udało ci się zagrać na emocjach ani wzbudzić zainteresowania głównym bohaterem - smutna historia i pompatyczny cel to trochę za mało, żeby oczarować czytelnika. Na plus oczywiście opowiadania poboczne oraz dbałość o szczegóły (np. problemy gastronomiczne szakala). Jako największe potknięcia wyszczególnię budowę postaci niekanonicznych. Brakuje mi rozbudowanych osobowości Anpa i Lokariny. Nie widzę powodu, żeby im dopingować albo współczuć. Niby jeden dobry i poszkodowany, a druga zła i manipulująca, a mimo to obydwoje są przezroczyści jak krople deszczu. Hmmm... Jeszcze usłyszysz o mnie w kontekście tego opowiadania, lecz nie musisz się za bardzo martwić - ładunek będzie o wiele lżejszy niż zaprezentowany tutaj. Dowiedziałeś się, co mi leżało na wątrobie podczas lektury, a teraz muszę się zebrać i zrobić recenzję do niego. Kto wie, może w dalekiej przyszłości przyjdzie mi czytać "Żelazny Księżyc"? Wiem, że z pewnością byś go poleciał, podobnie zresztą jak wielu czytelników, lecz mam jeszcze wiele innych pozycji przed sobą. Pozdrawiam
  10. Chodzi po prostu o uniknięcie efektu domina. _________ (przejście do pytania) Według mnie każdy ma swoje podejście do tego zagadnienia. Osobiście jestem przeciwnikiem strategii jednej strony, ze względu na nakładanie na siebie sztucznego przymusu, który zazwyczaj skutkuje produkcją tandety. Dobrze jest napisać coś "pod wpływem", a jeszcze lepiej potem na trzeźwo poprawić. "Wpływ" to niekoniecznie nielegalna, trująca używka - może to być równie dobrze fascynacja innym dziełem sztuki, zachowaniem społecznym, obserwacją, widokiem ładnej dziewczyny, słowem: inspiracja. Lepiej pominę te najbardziej skrajne przypadki, kiedy to pisarz zamordował brutalnie swoją partnerkę tylko po to, by jak najwierniej opisać taki przypadek w swojej powieści - takich metod nie polecam. Z racji tego, że produkuję duże ilości tekstu w różnych dziedzinach literatury (ich jakość to kwestia dyskusyjna ) nie mogę wymienić najlepszej metody. Według mnie warto pisać wtedy, kiedy sprawia nam to przyjemność (niehedonistyczną), a nie jest efektem przymusu. Bywają dni, że z racji na nawał obowiązków nie możemy sobie pozwolić nawet na lekturę. Czy wtedy też powinniśmy pisać tę symboliczną "jedną stronę", aby tylko spełnić na odczepnego swoją powinność? Raczej nie. Nie zapominajmy o przypadkach, kiedy to pisarze potrzebowali całego życia do napisania dzieła godnego publikacji. Pozdrawiam
  11. Przygotowaliśmy relację z Ambermeeta (właściwie zrobił to maker, ja tylko operowałem kamerą w paru przypadkach). Miłego oglądania! Pozdrawiam
  12. Takie tam, na rozruszanie się podczas wakacji. (Uwaga: zawiera łacinę podwórkową) Pozdrawiam
  13. Jestem w połowie twojej lektury (po ósmym interludium) i dobrze by było podzielić się wrażeniami, zanim główny wątek ulegnie zakończeniu. Patrząc na sam tytuł, w pierwszej kolejności pomyślałem o... wilku. I nawet całkiem nieźle trafiłem, gdyż trafił nam się szakal. Jest to o tyle ciekawe, że poświęciłeś wystarczająco dużo czasu na przedstawienie historii jego życia, walki z demonami, problemach osobistych i "pożądaniu". Zwłaszcza to ostatnie mnie bawi za każdym razem, kiedy przypominam sobie wspomnienie tamtego szczegółu. Sam główny bohater prezentuje się nijako, a to ze względu na trywialne podejście do wykonywanej misji oraz niepodważalnie silne zdolności, które czynią z większości konfliktów grę jednostronną, nawet jeśli antagoniści posuwają się do różnych sztuczek. W ostateczności i tak daje sobie radę, nawet jeśli wyjdzie z tego z jedną raną... lub pięćdziesięcioma. Na plus zaliczę wszystkie historyjki poboczne, którym potrafisz poświęcić nawet całe rozdziały. To dość ciekawy zabieg, nawet jeśli w takich formacie wydaje się być niezbyt ciekawy. Nie mam nic przeciwko wątkom dla postaci drugoplanowych, lecz od pierwszych stronic sugerujesz czytelnikowi, że piszesz opowieść o "Przewodniku Stada", czyli de facto o liderze, a nie jego podwładnych. Może to wynika z mojego słabego wczytania się w tematykę, lecz rozdział bez udziału Anpa nie ma większego sensu. Zabawa z Dzielną Do czy Ragerity oceniam jak najbardziej pozytywnie, lecz w odniesieniu do całości nie wypadają zbyt przekonująco. Nie zmienia to faktu, że rozdział siódmy mógłbyś w każdej chwili przepisać jako "Historyjka pewnej wściekłości" i być może miałbyś pole do popisu w gatunku [Gore]. Z całej gromadki Mane6 najlepiej przedstawiłeś Pinkie Pie oraz Rarity. Te postaci najbardziej przypominają mi z zachowania te serialowe pierwowzory, dzięki czemu czuję się przy nich "bezpiecznie" w trakcie lektury. Najsłabiej do tej pory wypada Rainbow Dash, a to pewnie z tego powodu, że nie do końca reprezentuje takiego modelu zachowania, który został przez siebie obrany. Rainbow do butna, narcystyczna i impulsywna egoistka, która nie przepuści żadnej okazji, aby się sprawdzić. W ten sposób ona jako pierwsza wyraża sobie niezadowolenie i nie ufa nowym. Wydaje mi się, że zrobienie z niej przesadnie uczuciowej fanki historii przygodowych uczyniło z niej postać pozbawioną charakteru. Jedna drobna uwaga - podczas scen walki nie opisuj słowo w słowo wszystkich wydarzeń dziejących się na polu walki. Podczas dynamicznych scen "zmysł wzroku" ustępuje innym, zazwyczaj nabytym odruchom oraz instynktowi. Nie ma co się rozpisywać na pół strony o poleceniu na ściankę działową, rozerwaniu futra, leżeniu i tak dalej. Dobrze jest albo uczepić się jednego bohatera, albo opisywać wyłącznie przebieg spotkania. To było bardzo widoczne podczas pierwszego spotkania z Anpem, kiedy to najpierw podeszła Rainbow, unik, odrzut, kwestia Applejack, unik, odrzut, kwestia Twilight, zaklęcie, eksplozja, wejście Pinkie, odrzut i tak dalej (rozdział 1). Cała scena ma tylko jedną stronę, a wydarzeń tyle, aby zapełnić jeden rozdział. Próbując przedstawić łopatologicznie wszystkie wydarzenia, odbierasz akcji uroku. Z kwestii technicznych - o ile cały tekst jest przyzwoicie napisany, tak nagminnie zapominasz o używaniu przecinków przy wtrąceniach oraz zwrotach bezpośrednich. Do reszty nie mam zastrzeżeń. Przejdę do głównej zalety opowiadania. Po przeczytaniu stu stron odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z dobrze narysowaną historią (nawet jeśli była to pierwsza próba w tej tematyce) o dobrze przygotowanych charakterach oraz przyzwoitej narracji. Bardzo mi się spodobała gra na emocjach podczas przyjęcia urodzinowego. W moim mniemaniu dobrze oddałeś jego podejście i przez chwilę poczułem przypływ pozytywnych uczuć do tego fanfika. Oczywiście nie zapominam o wysokiej jakości opowiadań pobocznych. A teraz główna wada - z opowiadania bije nieprawdopodobna naiwność. Widać to przede wszystkim w zachowaniu Mane6, które przez cały czas działają jak jeden mąż. Nie ma nawet cienia różnicy poglądów przy kluczowych dla opowiadania kwestiach. Ponadto postawa Anpa, że niby wygląda groźnie, a tak naprawdę jest dobry, poszkodowany przez los i poszukuje pewnego rodzaju oczyszczenia. Podsumowując i tak przeczytam do końca Historia mimo wszystko ma w sobie ten nieodparty urok i wierzę, że jeszcze mnie czymś pozytywnym zaskoczy. Wiedz, że jeszcze jednego posta tutaj napiszę. Pozdrawiam
  14. Ok, ok... Zrozumiałem. Dodałem sobie w opisie w sygnaturze, że nie mam zarówno wykształcenia, jak i poczucia humoru. Teraz będzie jasne, że moja obecność w temacie z fanfikami symbolizuje wyłącznie smutek i zwątpienie. A teraz jeszcze coś, o czym powinienem wspomnieć. Pod koniec prezentacji wygłoszonej w Krakowie i Gdańsku podawałem pod koniec zbiór pozycji, na które uczestnicy mogliby zwrócić uwagę. Być może spośród tej listy są pozycje, o których istnieniu cześć z was nie wiedziała (a może i ja coś przeoczyłem?) Pozdrawiam EDIT: poprawione
  15. Jasny gwint! Muszę udzielać się w temacie o fiku, którego nawet nie miałem okazji przeczytać, bo szafujecie moimi spostrzeżeniami bez przedstawienia (zrozumienia) pełnego kontekstu: Wasz (a może mój) problem polega w mylnej interpretacji terminu "tworzenia dla siebie". Otóż amator pisze dla siebie z racji doskonalenia, profesjonalista również, lecz ten robi to w charakterze usługi tj. zarobi na wykonanym zleceniu lub chęci artystycznej ekspresji. Teraz przejdę do meritum, którego nikt do tej pory nie dostrzegł - jest duża różnica między pisaniem a publikacją, która może być następstwem, lecz nigdy jego zamiennikiem. Rozróżnianie tych terminów jest na tyle istotne, gdyż oba odnoszą się do zupełnie innych aspektów. Proces twórczy jest uzależniony od autora - to on musi wpierw przekonać samego siebie, że tworzenie tej historii ma jakikolwiek sens. Poświęca swój wolny czas na ubierania swoich myśli w słowa, przygotowuje i analizuje treść, potem podejmuje się konsultacji z zaufaną osobą, przygotowuje itd. Wszystkie przymiarki oraz przygotowania są "pracą dla siebie" realizowaną na samym początku każdej podejmowanej czynności. Jeśli uznajemy, że nasze dzieło jest wystarczająco dobre, podejmujemy się publikacji, czyli zwyczajowego aktu "od fanów dla fanów". Publikacja jest owocem podjętej pracy i tak powinna być rozumiana. Z kolei rezultatem jest cały wykaz w postaci komentarza. Zaprezentowany kilka postów wyżej pokaz zwątpienia jest dobrym potwierdzeniem słów, że pozbawiony wiary we własne możliwości twórca spotka się wyłącznie z rozczarowaniem, bo zawsze znajdzie pretekst do łechtania swojego zaślepionego ego, nie widząc dotychczasowych postępów. Pozbawiony wiary we własne możliwości twórca jest nic nie warty i takim pozostanie. Z kolei publikacja jest gestem skierowanym do innych. Dopiero w tym miejscu jest mu potrzebny czytelnik, który wesprze na duchu oraz pogratuluje (na swój specyficzny sposób) stworzenia niezapomnianej lektury. Przekonany o swej wartości pisarz prezentuje dumnie swoje dzieło, broniąc je i odpowiadając na pytania; kontempluje nad rozwiązaniami oraz wyciąga wnioski. Nie można przegiąć w drugą stronę, czyli unosić się gniewem i żyć wedle przekonania, że skoro mojemu koledze się spodobało, to reszcie też MUSI. Reasumując pisarz musi sobie wykształcić kręgosłup zdolny do dźwignięcia oczekiwań innych oraz na tyle elastyczny, by móc dostosować się do nowych sytuacji. Pozdrawiam
  16. 1. Przede wszystkim pisz pojedyncze historie. Chodzi o to, żeby każda z nich miała coś do zaprezentowania, a ich szersze uzupełnienie traktuj dopiero jako dodatek. Lenistwo wynika z braku motywacji. Musisz poszukać źródła inspiracji, które będzie stanowiło motor do działania (osoba, książka, film). Dwa lata temu ktoś sławny w fandomie powiedział, że fandom umarł. Po upływie dwóch lat niewiele się zmieniło - wciąż piszemy, malujemy i komponujemy. Z czasem i to się skończy, ale myślę dopiero za parę lat. Nie kłopocz się tym i po prostu pisz. 2. Zawsze potrzebujesz korektora. Język polski ma to do siebie, że nie pomoże pisarzowi z pokaźnym zasobem słownictwa. Możesz pomylić puki z póki, nuż z nóż, choć z chodź itd. Żadne ze słów nie zostanie podkreślonych przez Worda, tak więc możesz nawet nieświadomie popełnić błędy ortograficzne. Ponadto program nie sprawdzi stylistyki ani interpunkcji, tak więc jeśli masz problem z przecinkami, to lepiej poszukaj sobie korektora. 3. Radzę rozpocząć od krótkich opowiadań, żeby poćwiczyć pisanie samo w sobie. Pamiętaj, że nade wszystko piszesz dla samego siebie w celu stworzenia własnego unikatowego stylu*. Opowiadanie opublikuj dopiero wtedy, gdy masz pewność, że zostanie dobrze przyjęte (nie ma błędów, jest dobrze napisane itd.). No, chyba że zależy ci na rozgłosie, to wtedy polecam stworzyć tragiczną fabularnie historię z mnogościa błędów językowych Sukces gwarantowany! Gorzej z przyszłością pisarską autora... 4. Pozdrawiam
  17. Kervak, korzystaj w miarę możliwości z cytowania selektywnego - wtedy ludzie dostają powiadomienia na forum, gdy ktoś ich tekst zacytował. To ułatwia komunikację. Nie sposób się nie zgodzić. Generalnie wymaganie od użytkownika praktycznego myślenia jest pomysłem co najmniej ryzykownym. Użytkownicy nienawidzą, kiedy wymagają od nich praktycznego myślenia. Pozdrawiam PS. Fajno, że nas odwiedziłeś! Ma dusza raduje się na widok znajomej twarzy... bądź nicku.
  18. W przypadku "czy" jest na tyle wygodnie, ponieważ wyraz może pełnić rolę spójnika lub partykuły. Przed partykułą stawiamy przecinek, ponieważ wtedy "czy" pełni funkcję słówka pytającego, oczekującego na odpowiedź "tak" lub "nie". W przypadku spójnika stosujemy go w celu zaznaczenia równorzędnych i wykluczających się wyrażeń. Widać to na przykładach: 1. Nie powinniśmy sprawdzić, czy pieczeń jest przygotowana? - partykuła 2. Leżeć wygodnie na kanapie czy podbijać świat - trudny wybór. - spójnik 3. Czy chcesz pójść na zabawę czy pozostać w domu? - pierwsze partykuła, drugiej spójnik Prostym sposobem na rozróżnienie funkcji "czy" w zdaniu jest posłużenie się jego synonimem (albo) lub antonimem (ani). W przypadku "niż" nie jest tak łatwo. Zazwyczaj używamy tego spójnika to zaznaczenia szczególnej wartości pierwszej wymienianej cechy. Pełni również funkcję separatora w zdaniach złożonych. Najprościej jest działać na zasadzie - dwa czasowniki w jednym zdaniu = jeden przecinek (i tutaj "niż" zastępuje inne tego typu spójniki). 1. Zależy mi bardziej na pogłosie niż pobudkach moralnych - zdanie pojedyncze 2. Działają szybciej, niż ktokolwiek z nas mógłby podejrzewać - zdanie złożone Wydaje mi się, że tutaj wszystko zależy od upodobań autora. W tekście internetowym można posłużyć się akapitami, za to w książce taki zabieg wypadałby źle. Powód prosty - pieniądze. Nie będziemy się kosztować na dodatkowy papier, ponieważ autor zażyczył sobie separować dialogi od narracji przerwami między sekcjami. Jeśli dłuży ci się monolog, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby rozbudować go o sceny dziejące się wokół - słuchający ma wszy i ciągle się drapie; woda na herbatę się zagotowała i wydaje z siebie jazgot na całe pomieszczenie; przyszedł listonosz z rachunkiem za gaz; harcerze pod oknem błagają, by zakupił ich ciastka. Można nawet i prościej: Podejrzewam, że każdy ma swoją metodę na te problemy... Co do reszty tekstu - dobra robota, mości Decadedzie! Na pewno niejednej osobie przyda się garść pisarskich porad. No to teraz siedzimy na bezlistnych gałązkach jak sępy w oczekiwaniu na porady stylistyczne. Pozdrawiam
  19. Mógłbym na identycznej zasadzie dać tag [Comedy], ponieważ barwne określenia wywołują uśmiech, a co starszy czytelnik z nostalgią wspomina czasy PRL-u. [Crossover] wystarczająco dobrze oddaje charakter tego opowiadania. Losowość dzieła po prostu wynika z przesycenia hasłami kojarzonymi z innych historii, a nie wariacji, od których mózg wywraca się na drugą stronę. A to że czytasz i czytasz, i nic nie rozumiesz wynika z natłoku informacji, czyli de facto lakonicznego opisu. Tak, gdybyś mi zarzucił nie wykorzystanie w pełni pędzącej na łeb na szyję akcji z początku rozdziału, wtedy pokornie pokiwałbym głową w akcie zrozumienia popełnionego błędu. Pozdrawiam
  20. Mylisz pojęcia. Nie pełnię funkcji pre-readera ani korektora, przynajmniej nie oficjalnie. Przychodzę na gotowe, opublikowane i potem oceniam efekt starań autora, korektora i pre-readera razem wziętych. Z mojej wypowiedzi można co najwyżej wyciągnąć wnioski, a nie dokonać poprawy już wykonanego dzieła. Najlepiej spośród zaufanych ludzi. Pre-reader z doskoku albo jakiś renomowany może doprowadzić do większych szkód niż możesz sobie wyobrazić, ponieważ każdy z osobna ma własną wizję "dobrego" opowiadania. Poza tym to ty masz mieć ostateczne zdanie, a nie twój konsultant w trakcie dyskutowania nt. zmian. Pozdrawiam
  21. Pisanie dla siebie - odwieczny problem ludzi. To kwestia czysto personalna, czy winno się pisać dla siebie. Odpowiedzią na to pytanie jest zwykle cel autora. Poprzez pisanie dla siebie rozumie się udowodnienie samemu sobie, że potrafię coś więcej niż większość społeczeństwa - mam na tyle zdeterminowania, zaangażowania i chęci, aby pokazać wszystkim, że i we mnie drzemie odrobina kreatywności oraz posiadam jakieś rozwijające hobby. Na tym etapie raczej nie ma mowy o pisaniu dla innych, ponieważ nikt nikogo nie bierze na poważnie - po prostu sobie piszemy, czytamy, oceniamy. Mało prawdopodobne, żebyśmy byli na tyle doświadczeni życiowo oraz natchnieni, żeby w swoich utworach literackich stworzyć podwaliny stylu życia dyktowanego innym ludziom. Mimo wszystko można pisać dla innych, nie spełniając wyżej postawionej tezy - wystarczy przygotować coś z myślą o dedykacji ludziom, którzy niezależnie od naszego stylu pisania są z nami i dopingują przy każdej okazji. Jeśli chodzi o dumę (czy też jej brak), to już jest tylko i wyłącznie dylemat samego autora. Każdy ma swoje kompleksy, a szczególnie widoczne jest to u osób chętnych stworzyć na siłę coś, co zatrzęsie fandomem i zapadnie w pamięć na długo (który twórca tego nie ma chwili słabości?). Mimo wszystko uważam, że człowiek powinien być dumny ze swoich dotychczasowych osiągnięć, aby inspirowały go do tego, aby nie musiał tworzyć drugich takich potworków. Każdy malarz musi spędzić kilka tysięcy godzin z ołówkiem w ręce, zanim zacznie naprawdę ładnie rysować - tworzy w tym czasie setki szpetnych, niezdatnych do publikacji prac. Z pisarzem jest bardzo podobnie - musi wpierw zapisać tysiące stron, zanim zdoła napisać coś naprawdę dobrego stylistycznie. W takim wypadku można albo biadolić nad własną przeszłością, albo iść dalej i zastanawiać się, jak wykorzystać swoją dotychczas zdobytą wiedzę do wybicia się jeszcze wyżej. Pozdrawiam
  22. Gdybyś był w Krakowie na 6.6, to zobaczyłbyś podobną prelekcję, tylko że w moim wykonaniu. Podejrzewam, że jeśli przyjdziesz na mój wykład w Gdańsku, to zobaczysz coś bardzo podobnego, z tymże poruszam zadany temat w znacznie szerszym kontekście. Pozdrawiam PS. Mimo wszystko zapraszam. Od nadmiaru wiedzy jeszcze nikt nie umarł. Co najwyżej od niepoprawnego używania...
×
×
  • Utwórz nowe...