Witajcie! Postanowiłem założyć temat, w którym każdy będzie mógł napisać swoją własną "recenzję" gry. Napisałem ten wyraz w cudzysłowie, ponieważ nikt tu nie oczekuje jakiegoś super wysokiego poziomu rodem z najlepszych lat CD-Action. Ba, to nie musi być typowa recenzja. W zupełności wystarczy rozbudowana opinia
Zasady:
1. Wasza recenzja / opinia nie może ograniczać się do dwóch, trzech zdań. To ma być rozbudowana wypowiedź. Posty w stylu: "Ukończyłem Minecrafta. W sumie to fajna gra i polecam, tylko szkoda, że jakaś taka kwadratowa" nie nadają się do tego tematu. Są zbyt krótkie, i nie ma tu żadnych konkretów. Autor zbyt krótkiego potworka zostanie wywołany do tablicy i będzie miał 72 godziny na poprawę. Jeśli tego nie zrobi, jego wpis zostanie całkowicie usunięty. To samo tyczy się postów, które zawierają dużo błędów. Nie interesuje mnie, że masz dysleksję, a telefon nie podkreśla .
3. Zrzuty ekranu oraz filmy z YouTube należy umieszczać w spoilerach.
4. Zakaz używania wulgaryzmów.
Możliwe, że coś jeszcze dodam. A póki co, życzę miłej zabawy.
##############
To ja zacznę
Blue Reflection: Second Light (PS5)
Wczoraj wieczorem ukończyłem Blue Reflection: Second Light. Zajęło mi to prawie 60 godzin, ale warto było. W trakcie oglądania napisów końcowych poczułem się tak, jak po obejrzeniu dobrego serialu na jakimś Netflixie. Mówiąc krótko - będzie mi brakowało tej ekipy, ich przygód, unikatowych charakterów, ale przede wszystkim znakomitych relacji oraz "chemii" między nimi. Od razu mówię, że nie ma co liczyć na romanse, pocałunki i miłosne wyznania. Jest tu jeden wątek romantyczny, ale ma uzasadnienie fabularne.
Fabuła tego jRPGa jest mocno "japońska", czyli naprawdę dziwna, ale ciekawa. Aby się nią cieszyć, trzeba zaakceptować fakt, że pewne rzeczy nie mają tutaj jakiegokolwiek wytłumaczenia i istnieją na zasadzie "bo tak ma być, i już". Wystarczy powiedzieć, że część dziewczyn otrzymała tajemniczy pierścień zamieniający ją w Reflectora, czyli swego rodzaju super-bohatera. Jakby tego było mało, w pewnym momencie nasze dzielne wojowniczki odstawiają numer na "Czarodziejkę z Księżyca" i przeobrażają w bardziej wypasioną wersję siebie. Aha, w pierwszej części gry też tego nie wytłumaczyli
Główną bohaterką jest Ao, przeciętna japońska nastolatka, która ma dość niską samoocenę. Pewnego dnia, wracając do domu straciła przytomność i obudziła się w nieznanej sobie szkole. Mało tego, szkoła ta znajduje się na niewielkiej wysepce otoczonej bezkresnym oceanem. Jak tam trafiła? Co to za miejsce? Jakby tego było mało, od dłuższego czasu zamieszkują ją trzy inne dziewczyny, a każda z nich straciła pamięć. Każda, za wyjątkiem Ao. Co to oznacza? Z czasem ekipa będzie się powiększać, szkoła zacznie tętnić życiem, a dziewczyny znajdą sposób na odzyskanie pamięci.
Akcja gry rozgrywa się w szkole będącej "bazą wypadową" oraz tajemniczych światach stworzonych na podstawie wspomnień i emocji dziewczyn. Heartscapes, bo tak nazywają się te tajemnicze krainy, są niesamowicie abstrakcyjne, zawalone surowcami do craftigu oraz rzecz jasna, pełne dziwacznych wrogów. Wszelkie walki odbywają się w trybie ATB, czyli "tur w czasie rzeczywistym". Czas nie staje w miejscu, ale i tak trzeba czekać na swoją kolej.
Rozwój postaci jest o tyle nietypowy, że awans na wyższy poziom (max 50) zwiększa jedynie ogólne statystyki (tak jak w Pokemonach). Punkty rozwoju (tzw. "trust points") oraz zdolności aktywne i pasywne zdobywamy na randkach oraz dostajemy za wykonywanie zadań pobocznych. Co ciekawe, niektóre umiejętności dotyczą koleżanki, a nie rozwijanej postaci (np. Halina może zwiększyć o 20% atak Genowefy). Dodatkowe bonusy zyskujemy stawiając różne "dekoracje" szkoły na prośbę dziewczyn. Może to być turbina wiatrowa, studnia, łóżko, balon (taki do latania) a nawet automat z napojami. Tak, dobrze widzicie... Nastolatka tworzy skomplikowane urządzenia z niczego. Tak czy inaczej, podsumowując, zdolności bojowe bohaterek zależą od stopnia ulepszenia szkoły oraz spotkań towarzyskich.
W tym miejscu uprzedzam... Praktycznie połowa tej gry, to życie codzienne dziewczyn i rozmowy o niczym. Ba, tu jest ponad 100 "randek", a skoro każda z nich trwa około 5-6 minut, to... Policzcie sobie sami ile to potrwa. Aha, napisałem "randek" w cudzysłowie, ponieważ to nie są pełnoprawne randki. Owszem, można mówić czułe słówka, ale nikt nie weźmie tego na serio. Jedna obróci to w żart, druga nie zwróci uwagi, zaś inna odpowie coś w stylu "a ty znowu swoje". Ogromną zaletą jest fakt, że te spotkania towarzyskie mają swój niewielki wątek fabularny dotyczący przeszłości danej bohaterki. Co bardzo ważne, w trakcie "randek" dziewczyny zachowują swój unikatowy charakter i nie zamieniają się w ciepłą kluchę mającą kisiel w gaciach. Strasznie mnie to denerwowało w grach z serii Sword Art Online.
Grafika i animacje to najsłabsze punkty tej gry, ale idzie przywyknąć nawet do tego oczo-jebnego bloomu. Całość mogłaby być choć trochę trudniejsza, bo "snajperka" Kokoro miała tak podpakowany DPS, że zmiatała wroga jednym strzałem Aha, wbudowana "encyklopedia" surowców daje błędne wskazówki, co do położenia konkretnych przedmiotów. Trochę lipa
Ogólnie, to polecam dla każdego kto lubi jRPGi albo szuka czegoś świeżego. Fabuła jest bardzo ciekawa, postaci znakomicie napisane zaś całkiem rozbudowany system walki wciąga aż miło. Mam nadzieję, że powstanie trzecia część, bo przy tej bawiłem się znakomicie.