-
Zawartość
5912 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
147
Wszystko napisane przez Cipher 618
-
Po nadrobieniu kilku ostatnich odcinków postanowiłem założyć nowy temat i podzielić się moimi spostrzeżeniami co do tej serii. Moim zdaniem TYT to najgorsze co kiedykolwiek spotkało MLP. Dlaczego? Zanim odpowiem na to pytanie, pozwolę sobie wrócić do poprzedniej generacji. I tak, wiem, że TYT to mini-serial, a nie odpowiednik pełnoprawnych odcinków FiM, ale to akurat jest nieistotne. Istotne jest to, co było jedną z największych zalet FiM. Mam tu na myśli proste, ale ważne morały różnych historii. Przykłady: - nie bój się poprosić o pomoc - książki są nie tylko dla kujonów - nie oceniaj książki po okładce - nie zadowolisz wszystkich - bądź szczery Jeśli te lekcje nie uczynią dziecka mądrzejszym, to przynajmniej nie uczynią go głupszym. A tak się składa, że TYT dość często normalizuje coś, przed czym powinien ostrzegać, coś co powinien wręcz piętnować. Mam tu na myśli: 1. Uzależnienie od telefonów. Źrebięta w tym serialu nie mają prawie żadnych innych rozrywek oprócz gapienia się w ekran i czekania na kolejny stream ich idolki. Zanim ktoś powie: „teraz tak jest, teraz to normalne, zaś serial jest po prostu na czasie”. Fakt, ale czy to dobrze? Czy aby na serio powinniśmy uznać to za „new normal” i być wobec tego obojętni? No chyba nie. Nazywajcie mnie jak chcecie, ale nigdy nie uznam tej „nowej normalności” i do grobowej deski będę uznawać ją za patologię. Twórcy powinni pokazywać, że w dzisiejszych czasach da się żyć bez smartfona, a dzieciństwo to coś więcej niż oglądanie streamów. Niestety jest dosłownie na odwrót. 2. Normalizowanie „Idiokracji z TikToka”. Już tłumaczę o co chodzi. TikTok to serwis, który nieustannie udowadnia, że nasze społeczeństwo upadło na dno. A gdy myślę, że gorzej być nie może, to ktoś łapie za łopatę i pogłębia dno. Zatraciliśmy resztki godności i szacunku do innych oraz samych siebie, robimy wszystko dla wyświetleń oraz lajków, a co gorsza miliony ludzi uznają to za wpływowe. Fotografujemy jedzenie, wrzucamy zdjęcia jak stoimy przed lustrem, bezmyślnie powielamy „trendy” takie jak rozciąganie palcem policzka, czy nie mamy własnego zdania (bo te dyktuje jakiś „influłencer” z ekranu). Co to ma wspólnego z TYT? Ano to, że taką samą patologię widzimy we współczesnej Equestrii. Twórcy zamiast pokazać, że można, a raczej TRZEBA inaczej, pokazują, że nie ma w tym nic złego. Odcinek ósmy przelał u mnie czarę goryczy, a 41 dolał oliwy do ognia. Po pierwsze, dowiedzieliśmy się, że „lajki” są najważniejsze i należy je zdobyć za wszelką cenę. Nie ważne czy bezmyślnie naśladując innych (to najczęściej), czy robiąc coś „nowego” (a raczej nieznacznie zmienionego starego). Mają być, i już. Po drugie, „folołersi” to świętość i należy mieć ich jak najwięcej. Choćby za cenę utraty jakiejkolwiek prywatności. Nie wiem czy ktokolwiek się ze mną zgodzi, ale nie dbam o to. Może to kwestia wieku? Albo faktu, że pamiętam czasy w których robienie z siebie idioty było tępione, a nie popularne?
-
Przyjeżdża babcia traktorem na kozie do kościoła, a koza ma na głowie megafon i zmusza ludzi do biegania... Czekaj, co? Goat Simulator 3 - "droga krzyżowa"
-
Goat Simulator 3 [PS5] Po czterech godzinach grania uczciwie przyznaję, że ta gra jest BAAAAAjebista, BAAAAAArdzo wciągająca i BAAAAArdzo zabawna. Ostatni raz uśmiałem się tak przy Saint's Row 3. Spodziewałem się zaledwie ładniejszej jedynki i większych map, a dostałem dużo, dużo więcej. Zacznijmy od tego, że tym razem akcja rozgrywa się w pełni otwartym, zaskakująco dużym świecie. "Trójka" tak jak "jedynka", to zdecydowanie zabawa dla odkrywców, graczy którzy zechcą zajrzeć pod każdy kamień i tryknąć każdego NPCa... Albo po prostu strzelić w niego fajerwerkiem. Tak czy inaczej, niby są tam jakieś misje oraz wyzwania, ale to tylko luźne sugestie co można zrobić w danym rejonie. Ci którzy muszą być prowadzeni za rączkę nie mają tu czego szukać. Jedną z największych zalet tej gry jest humor. Są tu zarówno subtelne easter-eggi i nawiązania, ale i jawne robienie sobie jaj. Dam w spoiler, bo to spore niespodzianki. W grze nie zabrakło przydatnych gadżetów. Jest ich znacznie mniej niż w jedynce, ale postawiono na jakość. Mój ulubieniec to megafon, który wytwarza istną falę uderzeniową. Inne trzeba kupić za zdobyte pieniądze. POZYCJA OBOWIĄZKOWA dla każdego, kto lubi wygłupiać się w otwartym świecie. Zwiastun na premierę.
-
Prodeus [PS5] A co gdyby DOOM powstał w 2022 roku? Odpowiedź: nazywałby się Prodeus i był ZAJ3BISTY!!! Ten FPS to oldschool pełną gębą: szczątkowa fabuła, znajdźki, hektolitry krwi, brak regeneracji zdrowia itd. Jest też jednak nowoczesny: elastyczny poziom trudności, niesamowicie płynne poruszanie się postaci, dynamiczny soundtrack, nietypowa staro-nowa grafika i GENIALNE projekty map. Ba, jest też edytor poziomów oraz przeglądarka poziomów, a nawet całych kampanii stworzonych przez graczy. Osobiście polecam z całego serca, ale lojalnie ostrzegam... Jeśli FPSem dzieciństwa jest dla kogoś CoD: Modern Warfare (2004), to może się srogo rozczarować
-
Splatoon 3 to cholerne arcydzieło, które wciąga jak bagno... a raczej tusz. Jeśli ktoś ma Switcha, to niech kupuje w ciemno
Spoiler -
Jakiś czas temu gra otrzymała aktualizację 3.0, a wraz z nią zupełnie nowy region - Sumeru. Powiem tak, jestem nim totalnie oczarowany: muzyka, widoki, klimat... A jeszcze bardziej oczarowany jestem Nahidą, czyli archonem dendro ("bogiem roślinności") tego regionu Ten mały niesamowicie uroczy "bombel" jest na serio unikatowy, bo potrafi: - czytać ludziom w myślach (zdalnie uruchamiać powiedzonka NPCów) - w trakcie podskakiwania słychać pojedyncze nutki pozytywki układające się w melodię (to samo tyczy się spadania) - Nihida potrafi ZBIERAĆ PRZEDMIOTY NA ODLEGŁOŚĆ!!! I to z dużej odległości. Nigdy więcej łażenia ludziom po ścianach w Mondstadt Przyznaję bez bicia, że kupiłem primo za gotówkę, bo po obejrzeniu poniższego zwiastuna po prostu musiałem ją mieć. I nie żałuję. Gdy baśń zamienia się w koszmar...
-
Tak. Czwarty sezon wyszedł 3 listopada i jest świetny
-
No i ma kości z wibranium, bo po tylu wypadkach w windzie już dawno powinien mieć przetrącony kręgosłup i kilka pękniętych żeber
-
Jak już wspominałem, to na razie wczesny dostęp. Na pewno będzie tego dużo, dużo więcej. Może nawet zobaczymy coś z seriali? Bill Cipher jako sąsiad, Hooty na drzwiach...
-
Disney Dreamlight Valley Gdy tylko zobaczyłem zwiastun, to pomyślałem sobie: "ależ to będzie gniot żerujący na marce". A tym czasem DDV jest po prostu rewelacyjne! Na takim Steamie gra ma "przytłaczająco pozytywne" opinie (ponad 95%)! A to dopiero wczesny dostęp... Ostateczna wersja będzie darmowa (F2P), ale wczesny dostęp na Playstation kosztuje 134zł (podstawowa wersja), 229zł (de luxe) oraz 319zł (ultimate). Najprościej rzecz ujmując, Dreamlight Valley, to takie Animal Crossing od Disney'a. Ot, żyjemy sobie na niewielkiej "wyspie" otoczeni przez postacie Disney'a. Możemy wykonywać dla nich różne zadania, nawiązywać przyjaźnie, a nawet dekorować otoczenie wedle uznania. Dosłownie każdy przedmiot tak na zewnątrz jak i w budynku może być przeniesiony, a każde ubranie czy mebel ozdobione własnym wzorem. Na chwilę obecną nie ma polskiej wersji językowej, co może być sporą przeszkodą dla najmłodszych. @BiP Nowa aktualizacja dodała Skazę Można go mieć jako sąsiada i wykonywać dla niego zadania.
-
Po obejrzeniu całości stwierdzam, że wolę taki format od losowych odcinków z poprzedniej generacji. Mamy jeden wspólny wątek, beznadziejnego (póki co) antagonistę, Misty, której aż mi żal i ciekawe M5. Oby kolejny rozdział pojawił się jak najszybciej, bo zaczęło robić się ciekawie
-
Abonenci NETFLIXa mogą pobrać za darmo fenomenalnego Spiritfarera. Co ciekawe, gra jest po polsku Grę można pobrać tylko i wyłącznie z poziomu aplikacji Netflix.
-
Tylko wyścigi: mistrzostwa + gra dowolna. W grze dowolnej możesz zdobywać gwiazdki czy zrobić własne mistrzostwa. "Kampania" polega na tym, że wybierasz zawodnika i bierzesz udział w 17 wyścigach. Zawodników jest 10, także żeby zaliczyć grę na 100% trzeba stanąć na podium 170 razy Ja mam za sobą jakieś 7 godzin i nadal się nie nudzę
-
Psi Patrol: Grand Prix [PS5] Psi Patrol doczekał się wyścigów w stylu Mario Kart. O dziwo, gra jest zaskakująco dobra Zacznijmy od narzekania. Największą wadą jest zdecydowania mała liczba pojazdów oraz torów (11 w raptem 3 lokacjach). Nie ma też nic z filmu. Ech, robić wyścigi i nie dać tego cudeńka (osoba, która go zaprojektowała zasługuje na konkretną premię). Każda z postaci ma tylko swój główny pojazd. A szkoda, bo w serialu trochę tego jest (choćby motocykle). Mało tego, w tytułowych mistrzostwach bierze udział tylko i wyłącznie Psi Patrol. Szkoda, bo przydałby się chociażby ten młodociany kandydat do nagrody Darwina. No, ale starczy tego biadolenia. Na szczęście jest tu co pochwalić. Po pierwsze, model jazdy. Każdy pojazd prowadzi się zupełnie inaczej. Helikopter Skye to spore wyzwanie (ale z tych przyjemnych), zaś quad Rydera driftuje aż miło. Po drugie, AI. Spodziewałem się grzecznych statystów, którzy będą udawać konkurencję dla gracza. A tym czasem jest o tak... Mówiąc krótko, przeciwnicy na najwyższym poziomie trudności są (aż za) bardzo agresywni. I tak oto okazuje się, że można przegrać wyścig w grze dla przedszkolaków. Grafika zadka nie urywa, ale wygląda naprawdę dobrze. To samo tyczy się oprawy audio. Swoją drogą, gra obsługuje 3D Audio. Polecam!
-
Widziałem pięć odcinków i jestem zachwycony. Animacja jest śliczna, postacie ciekawe, a wątek fabularny wciągający. Pozostałe obejrzę na dniach, ale już teraz jestem pewien, że Misty...
-
A ja pochwalę się remontem mojego pokoju. Rozstawienie mebli zaprojektowałem w Gimpie uznając, że 1mm = 1 piksel Kosztowało mnie to sporo kasy i nerwów, ale warto było.
-
Wrzuciłem moje opowiadanko na wattpad... Może nie będę tego żałował
-
Monster Hunter: Rise + Sunbreak DLC (Nintendo Switch) Po zagraniu w znakomite Monster Hunter Stories 2, czyli inspirowany Pokemonami spin-off serii MH, postanowiłem wypróbować jedną z głównych odsłon. Demo MH:R mnie nie porwało, ale postanowiłem dać jej jeszcze jedną szansę. Tak się składa, że zbliżał się darmowy tydzień z MH:R dla wszystkich posiadaczy abonamentu Nintendo. No i wsiąkłem... Postanowiłem jednak poczekać na premierę DLC o nazwie Sunbreak i wtedy kupić w zestawie. Uprzedzam, że ta gra jest dość specyficzna i nie każdemu się spodoba. Wyobraźcie sobie taką sytuację: główna bohaterka walcząca gigantycznym mieczem próbuje ubić t-rexa. Pomaga jej ubrany w zbroję kot chodzący na dwóch łapach. Co chwila miauczy, rzuca wybuchającymi beczkami i okłada dinozaura patelnią (bo na nic innego mnie nie stać). Aha, jest też przerośnięty pies machający mieczem. Zwierzęcy pomocnicy określani są mianem "koleżkotów" oraz "kumpsów". W trakcie tworzenia postaci można zmieniać ich wygląd oraz dostosować ton szczekania i miałczenia Do każdego polowania należy odpowiednio się przygotować, czyli zabrać odpowiednie eliksiry (np. antidotum, coś na oparzenia, prowiant), zjeść coś w kantynie czy dobrać pancerz. Tym bardziej, że polowania mają ograniczenie czasowe i cel należy najpierw wytropić, a jakby tego było mało, to ranna bestia zacznie uciekać. W przypadku większych potworów te 50 minut to nie tak dużo. Na szczęście można też wyruszać na pozbawione ograniczenia ekspedycje. Akcja gry rozgrywa się w krainie inspirowanej feudalną Japonią dzięki czemu klimat jest pierwsza klasa. System walki jest całkiem rozbudowany i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Do wyboru mamy aż 14 typów broni, które można wytwarzać oraz ulepszać u lokalnego kowala. O fabule się nie wypowiadam, bo dopiero co zacząłem grać. Mimo to, już w tym momencie polecam Zamówieniu posiłku w kantynie towarzyszy krótka animacja i piosenka...
-
Jak dobrze mieć urlop. Dzięki niemu moje nie-kucykowe opowiadanie (Mój Mały Sukkub) urosło do nieco ponad 20 stron. Jak tak dalej pójdzie, to wyjdzie z tego istna książka
-
"Stefan... Wcale nie odbiera ci tchu na mój widok. Odbiera ci go zbyt ciasna obroża".
- 9146 odpowiedzi
-
- Zabawa
- Skojarzenia
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Gra - My Little Pony: Przygoda w Zatoce Grzyw (A Maretime Bay Adventure)
temat napisał nowy post w Generacja 5
No to może się odniosę Nie nazwałbym tego lekką wpadką. MLP to gra dla dzieci, a tutaj sam nie wiedziałbym co nacisnąć. A jeśli dosłownie Y, X, A, B, to współczuję... Taka robota na odwal się nie powinna dostać od wydawcy zielonego światła. Ubogie odgłosy tła i muzyka w formie 30 sekundowej pętli to "całkiem dobry poziom"? No błagam... Szanujmy się Fakt, mini gry dają radę. Są zauważalnie "trudniejsze" bo wymagają czegoś innego niż pójścia za "wróżką" w miejsce X. Trzy godziny to nadal skandalicznie mało i tłumaczenie "to gra dla dzieci, więc nie może być długa" to oszukiwanie samego siebie. Przykładowo "Yoshi's Crafted World", czyli gra o praktycznie zerowym poziomie trudności oferuje od 8 do 17 godzin zabawy, "Kirby and the Forgotten Land", które jest nieznacznie trudniejsze oferuje od 11 do nawet 38 (źródło. How Long to Beat). Można? Można. Tym bardziej, że miejsce akcji i uniwersum mają olbrzymi potencjał. Wystarczy dodać np. mistrzostwa w wyścigach na rolkach, fryzjera i sklep z dziesiątkami ubrań na każdą porę roku (większość do odblokowania), foto budki na mieście, mini-gry związane z magią, side questy, wyścigi pegazów, poukrywane skarby do wykopania, możliwość własnoręcznego malowania na nowo zapaskudzonych farbą bilbordów, mini gra taneczna zawierająca wszystkie filmowe piosenki, ba... Możliwość zabawy z królikami czy prowadzenie własnego ogródka. Serio... Skoro 5-letnie dziewczynki ogarniają Animal Crossing bez znajomości angielskiego, to i to by ogarnęły Niestety, ale twórcy doskonale wiedzą, że nie muszą się starać. I tak zarobią kupę forsy. Powiem tak - darmowe dema są dłuższe od tego gniota. Porównywanie cen gier do cen mikrotransakcji to moim zdaniem głupota. Ja wręcz przeciwnie. Żałuję absolutnie każdego grosza wydanego na ten bubel. Szkoda, że nie grałem na Steam, bo mógłbym oddać. -
Tiny Tina's Wonderlands (PS5) Gdy tylko Gearbox zapowiedziało spin-off serii Borderlands, to zastanawiałem się jak bardzo będzie różnił się od tego co znam i uwielbiam. Czy dadzą kamerę TPP? Widok izometryczny? No cóż... Ani jedno, ani drugie. Okazuje się, że TTW zaczynało jako DLC do Borderlands 3 (co widać na każdym kroku), ale ktoś wpadł na pomysł, że to świetny materiał na oddzielną grę. I chwała mu za to! No, ale zacznijmy od fabuły. Tiny Tina's Wonderlands to gra, w której "gramy w grę". A konkretnie, to jesteśmy "tym nowym" graczem w tradycyjnej sesji "planszowego RPGa". Całość, podobnie jak TT Assault on Dragon Keep (DLC do B2) rozgrywa się w wyobraźni tytułowej Tiny Tiny. Ci co grali w Borderlands 2 wiedzą, że po tej małej wariatce można spodziewać się absolutnie wszystkiego. Tak czy inaczej, zły Władca Smoków zagraża tytułowej krainie, którą włada Królowa Butt Stallion. Oczywiście naszym zadaniem będzie powstrzymanie "złola". Nie ma tu jakiś wielkich zwrotów fabularnych, a główny wątek fabularny nie grzeszy długością. I bardzo dobrze, bo kampania B3 strasznie mi się dłużyła. Na szczęście masa znakomitych side questów sprawia, że jest co robić. Aha, tak tylko przypomnę, że Butt Stallion to dwurożny jednorożec zbudowany w całości z kryształu. Wygląda jak Rarity Seria Borderlands nigdy nie była poważna, ale nawet najbardziej pokręcone akcje z jakiegokolwiek "Borderka" mają się nijak do szaleństwa z Wonderlands. Już w filmowym wprowadzeniu Gearbox robi sobie jaja z motywu "papierowego RPG". Złoczyńca spogląda na dosłownie szarego głównego bohatera i stwierdza z oburzeniem "co to za gość? On nawet nie jest pomalowany!". A to tylko początek... Bo co powiecie na wymordowanie wioski (s)Merfów (niebieski kolor skóry to objaw wścieklizny), pracę dla wróżki zębuszki albo wysadzenie oceanu w powietrze? Przejście z DLC do pełnoprawnej gry pozwoliło wprowadzić kilka istotnych zmian. Po pierwsze, tym razem sami sobie tworzymy postać (tzw. Fatemakera), decydujemy o wyglądzie, dobieramy głos oraz jedną z sześciu klas (niedługo dojdzie siódma). Największą nowością jest jednak "overworld", czyli dosłownie "stołowa" mapa świata stworzona przez Tinę, po której poruszamy się jako karykaturalna "miniaturka" Fatemakera. Sama "mapa" została zbudowana z czego popadnie, i tak przykładowo kapsle to mosty, rozlany napój to rzeka, zaś chrupek zasłaniający przejście to tak naprawdę magiczny meteor z kosmosu. Ot, potęga wyobraźni. Mr. Torgue w DLC TTAoDK do Borderlands 2 chciał wysadzić w powietrze ocean, za co trafił w dyby. Teraz, po dziesięciu latach jego marzenie nareszcie się spełniło! Wprowadzono także broń do walki wręcz, zaś granaty zastąpiono naprawdę wypasionymi czarami (meteoryty! Wiwerny! Przywoływanie piorunów!). Jedna z klas (Spellshot) umożliwia używanie dwóch czarów na raz, co czyni z gracza istnego Doktora Strange'a na prochach. Ba, pod koniec gry, częściej czarowałem niż strzelałem! A propos strzelania. Wszystkie spluwy są teraz magiczne, żadna z nich nie używa tradycyjnej amunicji, ale z każdej strzela się po prostu "zajebi*cie"! Jedną z największych wad Borderlands 3 były zbyt powszechne przedmioty legendarne, a co za tym idzie zdobycie takiego nie dawało żadnej satysfakcji. Tym razem Gearbox poszło po rozum do głowy i na całą grę zdobyłem raptem dziesięć, może piętnaście. Niestety, ale tym razem zabrakło trybu "nowej gry +". Zamiast niego wprowadzono "chaos chambers", czyli walkę na losowych arenach zakończoną bossem. "Niestety", bo może i komnaty chaosu są super, ale mimo wszystko brakuje mi NG+. Humor w tej grze jest tak genialny, że chciałoby się wrócić do tego całego absurdu bez zaczynania od zera. Na szczęście, to na dobrą sprawę jedyna poważna wada. Cała reszta to istny list miłosny od Gearbox do fanów "Borderków". Ci, wysłuchali narzekań graczy i nie powtórzyli błędów z "trójki". Jeśli ktoś zna angielski i lubi sobie postrzelać, to polecam z całego serca! DLC Niestety, ale nie mogę tego powiedzieć o dodatkach, które są po prostu fatalne. Dla tych co grali w Borderlands 3 - wyobraźcie sobie, że Maliwan Takedown kosztuje 45 złotych... No ręce opadają. A dla tych co nie są w temacie, DLC do Wonderlands to po prostu zestaw kilku mini-aren zakończonych bossem. Mało tego. Ten ostatni to po prostu nieznacznie zmieniona wersja wroga z podstawki. Zero fabuły, zero zadań pobocznych, góra pół godziny grania i dosłownie NIC nowego. Gearbox po raz pierwszy w historii serii Borderlands sprzedaje wcześniej wyciętą zawartość i to w tak bezczelny sposób. Mówiąc krótko, polecam Wonderlands, ale tylko i wyłącznie podstawową wersję. Dodatki można sobie darować.
-
Naprawdę nie chcę być niemiły i psuć zabawy w udawanie kucyka, ale chyba muszę... Niestety, ale spóźniłaś się na "imprezę". Czasy niesamowicie popularnych "zapytajek" minęły jakieś, bo ja wiem? Pięć lat temu? Czwarta generacja przeszła do historii, boom na kucyki dawno minął, zaś forum przeszło przemianę (a raczej nadal ją przechodzi). Szczerze mówiąc, to nie wiem czy znajdzie się choć jedna osoba, która zechce w pełni oddać się tej zabawie. Nam, starym wygom będącym tutaj od lat znudziło się to, a nowych forumowiczów brak. A jeśli już są, to zawyżają jedynie statystyki i oddają się błogiemu "nic-nie-robieniu". Oczywiście nie oznacza to, że "nic tu po Tobie". Otworzyliśmy się na nowe tematy, kucyki to teraz tylko część forum i dosłownie każdy znajdzie tu coś dla siebie (nie wierzę, że nie). Zachęcam do udzielania się w tematach zgodnych z Twoimi zainteresowaniami, a jeśli ich nie ma, do zakładania takowych.