Skocz do zawartości

Skrzynek

Brony
  • Zawartość

    125
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Skrzynek

  1. http://www.youtube.com/watch?v=HRXfSubOGyg Powyżej link do odcinka dla ludzioków, którzy (jak ja) nie cierpią Dailymotion. Zaś co do samego odcinka... Nie widzę wad. No, podajecie Spike'a. Racja, był nieco podenerwowany, rozpłakał się i w ogóle. Ale znowu - jest MŁODYM smokiem, co twórcy zdają się podkreślać, w tym sezonie tak samo jak w poprzednich - od logiki "to problem przyszłego Spike'a" do jarania się jak koks w hucie gdy zostanie pochwalony, aż po wielką rozpacz, gdy czuje że nabroił. A tak było właśnie tutaj - nie wiem czy zauważyliście, ale do momentu pojawienia się Zefirków (wolę nazywać ich zdrobnieniem. Jeśli chcecie powodu, posłuchajcie jakim głosem przeklina Sea Breeze) większość wizualiów i dialogów skupiało się na nabudowaniu napięcia. Tego, jak ważne jest by być cicho, nie błyskać cekinami, żeby wietrzyk był odpowiedni... Jak na świat kucyków ten przelot to prawdziwy Big Deal. Gdyby przyrównać to do sytuacji na ziemi, Spike przypadkiem usiadł na detonatorze, wysadzając most pod imigrantami prześladowanymi religijnie. Dopiero potem dowiedział się że nikt nie zginął i nie ma mu za złe (co było nieprawdą, bo pytał Fluttershy a nie Sea Breeze). W tamtym świecie, przy tak emocjonalnej postaci i przy takim nabudowaniu wagi sprawy nie dziwię się, że tak gwałtownie się zachował. Co zaś do samych Zefirków - uwielbiam fakt, że 95% tych wróżkostworków to bezużyteczne, hedonistyczne pierdoły żerujące na dobroci innych. Ale nie, serio - jeśli te "wróżki" nie mają magicznych mocy, to jaki pożytek z takiego zwiewnego, kruchego farfocla? Nie wiem, coś było tam o magii, ale dosyć mętnie, poczekam aż ktoś z lepszym słuchem do dziwnych słówek przetłumaczy. W każdym razie czarostwem się nie popisały poza skręcaniem miniaturowych saksofonów w ciągu GODZIN... Anyway, już bardziej pożyteczne są parasprite'y, bo mogą się szybko rozmnażać i służyć za karmę dla czegoś większego, albo zebrane w siatę uniosłyby kucykom coś w powietrze. A one? Nic tylko żrą, wymagają opieki, a pierwszy nienadzorowany spacerek to niemal pewna śmierć. Jak widzę Dzwoneczka w starszych czy nowszych odsłonach zawsze mam ochotę powiedzieć "Hej, ale wiesz że ktoś może cię rozdeptać lub machnąć nieuważnie ręką i przetrącić ci kręgosłup? WRACAJ MIĘDZY KWIATY GŁASKAĆ BIEDRONKI!" Bardzo możliwe że mój punkt widzenia jest dosyć ostry, ale pozwólcie wyjaśnić - skoro ży cie takich istot to niekończąca się sielanka, a katastrofą jest dla nich LIŚĆ, to odwaga, produktywność czy w ogóle przejmowanie się przyszłością powinny być dla nich niemal niepojętymi abstraktami. Kucyki i tak zapewnią im przejazd, kiedy zajdzie taka potrzeba, prawda? DLATEGO autentycznie cieszę się, że twórcy tak a nie inaczej przedstawili tą rasę. Jako pierdoły. Zaraz wszyscy zauważą, że przecież Sea Breeze jest inny. Owszem, jest. Ale on jest ewidentnym ewenementem. W dodatku średnio lubianym i niesłuchanym. Wszystkie pozostałe Zefirki są gołe i wesołe, a on jeden ubiera się na czarno. I nie jest żadnym ich przywódcą czy "królem" (gdzie on ma niby koronę?". Gdyby tak było, reszta Zefirków (z dużej, bo naród)nie poleciałaby pierdołowato przed siebie, tylko spanikowała i utopiła się z goryczy w najbliższej kałuży, " bo straciliśmy króla" (co pasowałoby do mojej i twórców wizji ich rodzaju). Nie, on jest po prostu liderowaty z charakteru. Stety czy niestety na tyle nieumiejętnym, że Fluttershy daje mu lekcję dobroci podczas czasu antenowego. Apropo tego gościa mógłbym mówić i mówić - ma dobrą motywację by dostać się szybko do domu, odstaje w rozsądną stronę nie tylko od tych kruchych pierdoł, ale i do czasu od Fluttershy, jest odważny, spostrzegawczy, potrafi okazać wdzięczność i zachowuje się bardzo naturalnie. No, i ma partnerkę życiową. Apropo tego ostatniego - BIERZCIE Z NIEGO PRZYKŁAD. Uwielbiam też spojrzenie, jakie Twilight daje RD na koniec. Widać, że mogłaby zmienić ją w gryficę (gryfonkę?), ale nie chce. Umie rozpoznać, kiedy korzystanie z mocy jest właściwe, a kiedy nie. Ciekawe Wy też się zastanawiacie jak Fluttershy włoży do zamka tamtej skrzynki zeschły wiór, jaki zostanie z tego kwiatka pod koniec sezonu? Bo jeśli w Equestrii nie ma metod końserwacji (hłe-hłe!) roślin by pozostały zielone i jędrne (zupełnie jak orkowe pe~... OK, za dużo daję tych nawiasów), to sucho to widzę. Also - wam też moment gdy Spike wlazł na to drzewo przypomniał fragment Biblii, gdy jakiś kolo wlazł na drzewo... Oliwne? Sandałowe? Sykomorę? Chyba to trzecie... Tak jakoś mi się skojarzyło. Jeszcze zastanowię się czy dać 9/10, czy co innego. Morał był zajebisty, dość dorosły i rzadko przeze mnie spotykany a wad jakoś nie widzę, więc gotów byłbym dać nawet 10/10. Na razie się jednak wstrzymam. No i nie było Discorda, Luny, Octavii i Choco! SPALIĆ!!1!1!!1
  2. *wchodzi do pokoju, a tu nawet świerszcze zdechły, a te westernowe kuliste krzaki wiatr dawno przewiał na jedną ścianę, gdzie już zostały. Przynajmniej była zima, to pająków brak...* Ten tego... Anyone? Ktokolwiek reflektuje? Czyli wystarczy że ja ze Scrollem nie odpisaliśmy po Hoffmanie i już cały projekt (a kij tam projekt, DZIAŁ!!) zdechł śmiercią nagłą i nadspodziewanie permanentną? Szkoda. Szkoda. Mogliśmy chociażby dokończyć rozpiskę całości gwardii, po czym wydalibyśmy poradnik dla nerdobronies z naszymi pomysłami. Albo po prostu udostępnili na necie. Bo nie mam już złudzeń że nikt w to by się raczej nie zabawił, przynajmniej nie na tym lenioforum (sam nie jestem bez winy). A przybyłem tutaj, bo akurat dyskutowałem gdzie indziej o wojsku Equestrii i odsyłałem do własnych cytatów, samemu się dziwiąc jaką miałem płomienną wenę. ... Serio, może jednak ktoś?
  3. Skrzynek

    Calm Gale

    Hehe. Dobre. Ok, z tym panem raczej dyskutował nie będę. Szkoda mi czasu dla gości, którzy żałują mi swojego i oceniają po jakiejś... 1/5 Karty Postaci? I to w najlepszym razie. Ale aż sprawdziłem dla pewności, i wady są. Nawet sporo. Trzeba tylko mieć nieco wyobraźni (i chęci), by je rozpoznać.
  4. Skrzynek

    Loney Lox

    Czytałem spoiler, ale fakt że jest to work in progress nie daje ci u mnie żadnej taryfy ulgowej. Można dac tylko fragment historii, ale za to porządny spójny i sam w sobie kompletny? Można. A ty dałaś ser szwajcarski. A co do twoich tłumaczeń, którymi chyba chciałaś zasugerować że pewnych rzeczy powiniesm domyślić się sam... Niewyjaśniona nieprawdopodobność to bubel, bo zostawia czytelnika z pytaniami. Jesli nie wiadomo jak dwa pegazy mogły być takimi lemingami by zginąć spadając w przepaść, to powinnas to wyraźnie zaznaczyć. I pamiętj, ją tylko mówię gdzie potrzeba więcej szpachli. Czasem wkładam łom w szczeliny, ale tylko wtedy, gdy podejrzewam iż błąd konstrukcyjny, jesli zignorowany, zagrozi stabilności całej konstrukcji, jaką de facto jest każde OC.
  5. Dane podstawowe: *Imię: Calm Gale (Przez siostrę nazywana Evelyn, gdy nikogo nie ma w pobliżu) *Rasa: Batpony (kucoperz, kucykoperz, nocny kucyk, nocnik - ostatnie określenie obraźliwe) *Wiek: 23,5 roku *Płeć: klacz Wygląd: *Oczy: spokojne i drapieżne. Wiele kucyków woli podziwiać podłogę niż te egzotycznie piękne, żółte oczęta z pionową źrenicą. Aczkolwiek to kwestia gustu. I odwagi. *Grzywa i ogon: W pasy, na przemian indygo i seledyn, jak w avatarze. Często nieco rozczochrane *Ciało: Smukłe, zadbane i na swój kucoperzowaty sposób - kuszące. Jednak nie wszystkim ten typ urody pasuje. Wysportowana i sprawna fizycznie, bardzo zwinna (wysoka zwinność to cecha jej rasy) *Ubranie: Nagie piękno to najlepsze piękno. :3 *Cechy szczególne: ciemnoniebieskie, błoniaste, nietoperze skrzydła, uszy zakończone "pędzelkami", ostre kły *Uroczy znaczek: czarny odcisk łapy tygrysa. Dane dodatkowe: *Opis postaci: Ogółem: Podróżuje z siostrą po Equestrii, co pełnię przenosząc się dalej. Są zaradne wśród kucyków i na jakiś czas samowystarczalne w głuszy. Niebezpieczna w walce, neutralna w usposobieniu i akceptująca dziwactwa innych. Doświadczona przez lata życia w świecie z trudem ją akceptującym, przyjęła postawę „jak chcą być przyjaciółmi, dobrze. Jak nie chcą - nie moja sprawa. Na wrogość pozwolę tylko dopóki kończy się na słowach”. Nie zatraciła jednak sumienia i mimo oschłości czy masek ma dobre serce. Lubi: polować; jeść mięso pod najróżniejszymi postaciami; oglądać nocne krajobrazy, najlepiej dzikich miejsc; powygłupiać się nieco od czasu do czasu; spędzać czas z Brisk; czasami (nocą) poszpiegować losowe kucyki z ukrycia, korzystając z jej umiejętności skradania się i znikania wśród cieni. Drażni ją: gdy jakiś ogier wyraźnie ją podrywa; strojenia się w sposób, który zabija naturalne piękno klaczy; wszystkie możliwe wersje „wypudrowanych lafirynd” z przerośniętym ego; czepialstwo względem jej związku z Brisk (którego przez to zazwyczaj nie ujawnia); brak kontroli nad sobą jaki występuje gdy wypije więcej alkoholu; gdy ktoś twierdzi, że wszystko jest na sprzedaż. Umiejętności: - tropienie zwierzyny (normalne + talent z CM), polowanie i oporządzanie zwierzyny, potem gotowanie z tego najróżniejszych potraw mięsnych. - Walka z użyciem pazurów na kopytach (like this) - montowanie prostych pułapek - dobieranie odpowiedniej garderoby do aparycji kucyka, podkreślenie drobnymi dodatkami własnych walorów. - [napisałbym że perswazja i po trosze manipulacje innymi, ale skuteczność tego zależy całkiem ode mnie, nie od KP, więc pominę] - świetnie się skrada i znika wśród cieni - inne umiejętności oczywiste dla traperki, a o których nieobeznany z tym autor nie potrafił wymienić w momencie pisania karty. Cechy: - pragmatyczna, nie potrafi zdzierżyć bezproduktywności. Rozrywki i przyjęcia po niedługim czasie ją nudzą, chyba że spotka kogoś interesującego (albo jest w trybie „przerwy”) dość spokojna (choć nie zawsze taka była) - Calm ma jakby czas „zwykły”, gdy bardzo się pilnuje i wszystko co robi ma być zrobione cacy, ale także ma „przerwy”, w których pozwala sobie na luz, śmiech bez powodu, głupi żart czy chwilę słabości. - wymagająca od siebie, dążąca do perfekcji, dążąca do wolności i samodzielności - zamyka się na kontakt z kimś gdy widzi że ten ocenia ją po jej rasie, nie zaś po jej zachowaniu - elastyczność, dopasowywanie się do sytuacji (może być słodka i urocza, seksowna lub złowieszcza - przynajmniej na tyle, na ile jej się uda. A uda ma bardzo ładne...) - ignoruje lub ironizuje, gdy ktoś zaczyna powtarzać stereotypy o kucoperzach – trzeba by się naprawdę wkurzyć by wkurzyć ją akurat tym. (zachowanie wyuczone). - mimo tego że dąży do spełnienia własnych celów ma sporo sumienia i jak tylko może stara się pomagać kucykom w potrzebie - nawet jeśli za nimi nie przepada. Zaznaczam, że nie równa się to wcale uprzejmości. - dosyć specyficzne i często ordynarne poczucie humoru, - bardzo spostrzegawcza, ale nie jest specjalnie ciekawska jeśli chodzi o inne kucyki (wyjątek kiedy ma "kaprys śledzenia"). Wycieczki krajoznawcze - to już inna para podków... - ma wysokie poszanowanie dla tradycji i obcych jej zwyczajów, nawet jeśli nie widzi w nich wiele sensu. Zwykle nie próbuje ?naprawiać? cudzych przekonań, po prostu je akceptując (bycie kucoperzem uczy...) - nie ma nic do jednorożców ogółem, ale jest bardzo nieufna względem tych, którzy zajęli się magią samą w sobie, czyli stricte magom. *Historia postaci: „Um... Przepraszam że cię obudziłam. Mogłabym tu chwilę zostać? Dzięki... Hej, a może chciałbyś, żebym coś o sobie opowiedziała? No nie wiem... Może po prostu historię mojego życia? Zgoda? Nie wiem tylko jak mi pójdzie, bo jeszcze nigdy tego nie robiłam... Dzięki. Kochany jesteś... Od czego by tu zacząć? Od źrebaka mieszkałam w Canterlocie razem z moim tatą, Stone Gale?em. Mamy nie pamiętam - tata mówił tylko, że często się z nią kłócił i odeszła gdy byłam zbyt mała, by to pamiętać? Trudno być małą kucoperką wśród tylu ?zwykłych? kucyków, ale to pewnie możesz sobie bez trudu wyobrazić. Fakt, były tam też inne kucoperze, których rodzice służyli w Gwardii Nocy, tak jak mój tata, ale nie trzymaliśmy się razem. Może dlatego, że byli to głównie chłopcy, a w takim wieku stronili od klaczek? Bardzo pomagał mi wtedy tata. Był może nieco surowy gdy coś przeskrobałam, ale gdy tylko zdarzyło się coś złego brał mnie na specjalny ?fotel zgryzot?. Tam mogłam powiedzieć mu co się stało, a on zawsze słuchał, nie przerywał, a gdy zaczynałam płakać podchodził i pozwalał się wypłakać. Jednak potem schodziłam z fotela, a on mówił, co powinnam z tym wszystkim zrobić i bardzo pilnował żebym potem to zrobiła. Czasami cieszę się, że byłam jedynaczką - inaczej nie mógłby mi poświęcić tyle swojego czasu. On to potrafił zabić nudę - kiedy inne klaczki rysowały obrazki czy grały z innymi w warcaby, ja uczyłam się jak wylądować na czubku dachu z zawiązanymi nogami, albo jak powalić dorosłego ogiera w zapasach. Raz kazał mi wspiąć się po rynnie w jego pełnym pancerzu. Przez pół godziny śmiał się gdy wbiłam się kłami w blachę i nie mogłam uwolnić. Całe szczęście, że mleczaki... Ale jednak nie zawsze był w domu. Gdy musiał polecieć na jakiś patrol czy coś takiego, prosił moją ciocię, Moonlight Dew, aby się mną zajęła. Nienawidziłam tej lafiryndy ze szczerego serca. Nie mogłam pojąć jak to jest, że będąc kucoperką stroi się i maluje jak te wszystkie „~Ą ~Ę” jednorożce. Niby za jednego wyszła, ale żeby aż tak się sprzedać swoje dziedzictwo, zaprzepaścić... Hm, może bez dygresji, bo będziemy siedzieć tu do wieczora. W każdym razie upór i hardość charakteru miała nie mniejszą niż mój tata i niemal zawsze udało jej się wbić mnie w jakąś kieckę. Dopiero jak troszkę podrosłam i zaczęłam bardziej się stawiać pojęła, że nie zrobi ze mnie kolejnego wyegzaltowanego dziwadła. Jednak zamiast przestać, zmieniła strategię. Zamiast przekabacać mnie na siłę nauczyła mnie jak ubierać się tak, jak sama chciałam (podejrzewam że to tata musiał jej polecić formę zabawy, ale nigdy się nie przyznał). Przebierałam się np. za imprezowiczkę lub taką totalną chłopczycę(korzystając z wielkiej szafy w domu cioci), a ciocia bez ogródek mówiła mi jak trafnie wszystko dobrałam, często karcąc mnie ze sporą dawką ironii. Dalej tego nie lubiłam, ale alternatywą była skrajna nuda (wspominałam już, że nigdy nie przepadałam za czytaniem?), więc zwykle dawałam się skusić... Plus był też taki, że nauczyłam się dobierać do siebie kolory, malować się, poznawać wnętrze kucyka po tym co nosi, a nawet - czego tak wystrzegała się ciocia - podkreślać drobnymi dodatkami piękno swojej rasy. Uczyła mnie też manier, głównie po to abym nie narobiła jej wstydu gdyby z wizytą do męża wpadli jacyś ?znamienici? goście. Muszę przyznać, że to, czego mnie nauczyła przydało mi się do teraz niezliczoną ilość razy. Czasem nawet jestem jej wdzięczna... Dopóki nie przypomnę sobie tego jej upudrowanego, ściągniętego zdegustowaniem pyska! Ale przecież chciałeś słuchać o mnie. Więc, o czym by tu... O, wiem! Nie opowiedziałam ci jeszcze o moim uroczym znaczku. Zdobyłam go, gdy tatuś pierwszy raz zabrał mnie do lasu na polowanie. Wiesz, taka tradycja kucoperzy, żeby każdy z nas choć raz sam upolował sobie posiłek... Och nie, nie, nie odsuwaj się! Czy ja ci wyglądam na potwora? Poza tym, to naturalne u mojej rasy tak samo, jak u reszty kuców jedzenie zieleniny. Po prostu poza sałatkami potrzebujemy czasem czegoś bardziej treściwego. Taki organizm. No, to wracając - tata zabrał mnie w nocy na polowanie i pokazał jak się zaczaić, podkraść do zwierzaczka (jako przykład podawał królika) a potem go złapać. Nawet nie skończył mówić, a ja już odfrunęłam i znikłam wśród cieni. Skradanie się i ukrywanie było dla mnie pestką. O wiele trudniejsze było znalezienie zwierzyny. Mimo że wytężałam słuch i machałam uszkami we wszystkie strony, nie mogłam wyłowić najmniejszego nawet pisku zajączka przez szum liści poruszanych wiatrem. Usilnie wyobrażałam sobie jak tacie opadnie szczęka, gdy przyniosę mu najtłustszą sztukę z całego lasu. Czułam się trochę jak jeden z tych wielkich kotów, które widziałam kiedyś w zoo... I wtedy poczułam w którą stronę powinnam iść. Jakby jakaś linka delikatnie pociągnęła moją uwagę. Kierując się tym skręciłam raz czy dwa, wyszłam na polankę i - BYŁ! Przyczaiłam się, sprężyłam, a potem podbiegłam, skoczyłam i... Dobra, WIDZĘ! W skrócie - tacie opadła szczęka, mnie wyskoczył Znaczek, a gulaszu starczyło na dwa dni. Dalej... Dalej był ślub. Tata poznał jakąś klacz kucoperza, wdówkę, i nagle bardzo sobie przypadli do gustu. On do niej latał, a ja oczywiście zostałam zepchnięta na dalszy tor. Nawet ciocia (nie mówiąc już o mnie) miała już dość że ciągle musi mnie nocować. Na szczęście nie byłam już wtedy taka samotna, bo zdobyłam już trochę bliższych znajomych, prawie przyjaciół, a nawet ogiera... Co? Miałam już 15 lat! Nie był z niego zbyt bystry pegaz, ale szczery, słodki i najważniejsze - podobałam mu się. Ja, kucoperka, podobająca się jakiemuś pegazowi! W głowie mi się to nie mieściło, ale on nie posiadał się ze szczęścia. Pierwszy raz ktoś spoza rodziny troszczył się o mnie, chociaż nie musiał. Z początku byłam raczej nieufna, wciąż coś mi mówiło że latanie ze mną to jakiś zakład, czy coś... Dopiero gdy pierwszy raz mnie pocałował, uwierzyłam że to wszystko prawda. I teraz wyobraź sobie, jak zareagowałam słysząc dzień później że tata się żeni, a zaraz potem wyprowadzamy się na wieś do tej klaczy. Wściekła i zrozpaczona to mało powiedziane. Tą całą Sky Whirl widziałam bodajże raz, gdy zabrał mnie ze sobą w odwiedziny do ich walącego się powoli dworzyszcza na wzgórzu.. Miała trójkę źrebaków z pierwszego małżeństwa: Rigid Ray, Brisk Ray i Cloud Ray. Oczywiście, wszyscy młodsi ode mnie i z mentalnością niewiele różniącą się od zwykłych kucyków ze wsi. „Pobawiłam się” z nimi aby nie robić tacie wstydu, ale tylko tyle. A teraz mieli być moim rodzeństwem! Nakrzyczałam na niego ile sił w płucach. Wyrzucając mu, że mówi mi to niecały miesiąc przed wyjazdem. Że przez niego będę musiała zostawić wszystkich przyjaciół, ogiera... Już mu wybaczyłam, wiesz? Za to Flame Feather w swej tępocie uznał, że wyjeżdżam do jakiegoś innego ogiera. Do tej pory nie wiem czy złamałam mu tą szczękę, czy tylko wybiłam. Polubiłam macochę. Może nawet pokochałam? Zawsze była dla mnie dobra. Przestałam ją obwiniać o zniszczenie mi życia jeszcze zanim skończyły się wakacje. Jednak do rodzeństwa dalej nie mogłam przywyknąć. Było dla mnie zupełnie nowe, nie to co dla nich. Łącznie ze starszymi siostrami - wtedy już na własnym - była ich piątka. Przyzwyczaili się do mnie o wiele szybciej niż ja do nich. Mocno się od nich różniłam. Oni byli rozpieszczeni, z głowami w chmurach, zaś ja niemalże samodzielna, z wielkomiejskością i żartami których nie rozumieli. W dodatku o ile w Canterlocie zdawałam się nie pasować, ale jednak udało mi się znaleźć kogoś, z kim dałoby się przeprowadzić normalną rozmowę, tam czułam się jak z innej planety. Po prostu nie było kucyka, który nie spojrzałby krzywo gdy przechodziłam. Jak na rodzinę mieszkającą tam od lat, mało zadbali o swoją reputację. Już samo to stare, rozpadające się pseudo-dworzyszcze o zbyt wąskim parterze i zbyt chwiejnych piętrach napawało niepokojem nawet mnie (choć raczej inaczej niż miejscowych - ja zamiast jakiś nieokreślonych okropieństw bałam się, że zawali mi się na łeb). Jednak tata i macocha byli razem szczęśliwi i uroczy, ci przyjaciele którzy znali nieco tatę pożegnali mnie czule, a dwie przyrodnie siostry choćby starały się być uprzejme. Nie pozostało mi więc nic innego niż przełknąć zmianę i jakoś się tu ułożyć. Niestety, zaczynający się rok szkolny powitał mnie totalnymi cepami w polewce ze stereotypów i nudy. Nie chce mi się nawet wymieniać ile braków miała nowa „szkoła” względem tej w stolicy. Musiałam szybko znaleźć sobie jakieś zajęcie, aby tu nie zwariować. Szczęśliwie dla mnie, moi rówieśnicy sami podsunęli mi rozwiązanie - terroryzowanie ich samych. To było tak przezabawne, że niemal grzechem byłoby nie spróbować! „Hej, co robi te-ten twój brzydkoznaczek?” - spytał sie raz jakiś dowcipniś. „Przywołać z lasu potwora, którego samo wspomnienie będzie przyprawiać cię o gęsią skórkę. Ale nie będę go niepokoić dla chłystka, któremu sama dam radę”. Akurat był spory, porywczy i wrażliwy na punkcie swojego ego. Potem przez tydzień jego podbite oko było jeszcze bardziej wrażliwe. Na światło. I takie tam podobne epizody... Dość szybko wyrobiłam sobie renomę. Dla nauczycielek cicha i kulturalna, w oczach innych uczniów albo straszna, albo przynajmniej szanowana. Mój zacieniony kątek w klasie szybko stał się polem subtelnych gierek - kogo dopuścić bliżej, kogo wysiudać i upokorzyć bo mi się naraził... Kobyła była ze mnie jakich mało. Ale przynajmniej przestałam się nudzić. Minusem było to, że Rigid zaczęła zauważać co robię i nie spodobało jej się to. Chciała, żebym przestała wykorzystywać innych, bawić się ich kosztem i tak dalej, ale te jej morałki kompletnie wtedy do mnie nie trafiły. Jakiś czas mówiłam, że nic się przecież nie dzieje, uspokajałam, że to tylko dla zabawy, takie żarty... No i punktem kulminacyjnym było, że przyżarciłam i jej. Ale tak ostro. Chciała powiedzieć rodzicom że ta opinia grzecznej klaczki, która „mimo inności, a nawet dzięki niej, służy innym za przykład” to ściema. Uziemienie mnie nie było żadną opcją, więc wrobiłam ją w najpaskudniejszą rzecz, w jaką zdołałam. Pozwól, że przemilczę... Efekt był taki, że dostała zawieszenie od dyrektorki, szlaban od rodziców i banicję społeczną zanim zdążyła powiedzieć choćby jedno „ale”. I wszystko może byłoby po staremu, gdyby nie tyciutki szczegół, jakim była Brisk Ray. Siedziała wtedy w ogródku na tej ławce pod uschłym drzewem i płakała. Wiedziałam, że to z powodu siostry. I głupio mi się zrobiło - bo przecież nawet jeśli chciałam zamknąć jadaczkę Rigid, nie miał przez to płakać nikt poza nią. Nikt nie powinien... No i zagryzłam wargę, tupnęłam dwa razy i zrobiłam krok w stronę siostry. Nagle wydało mi się to jakieś pretensjonalne, ale jak postawiłam już jeden krok, to i podejdę. „Bo co, cykam się czegoś?”. Usiadłam obok i spytałam dlaczego płacze, tak łagodnie, bez śladu ironii, jak nie ja. A ona mi na to: „Ri-i-i-igid płacze, i jak py-ytałam czemu, to nie chciała powiedzieć, a ja chcia-ałam ją ty-ylko pocieszyć i nie umiałam. To poszłam do mamy i mówię, że że nie może tak bardzo ka-arać Rigid, a ona zacz-zacz-zaczęła krzyyyczeć na mnie...” Sama nie wiem co mnie pchnęło, może resztki przyzwoitości, jakie we mnie zostały? Może zostało mi trochę oleju z nauk cioci w tym durszlakowym łbie... Przytuliłam ją skrzydłem i powiedziałam, że też mi przykro z powodu siostry, ale nic przecież nie da się zrobić. Chciałam zacząć moralizować i racjonalizować sytuację, ale ta orzechowooka łajza jedna siup! Wtuliła się we mnie i zaczęła na mnie się wypłakiwać, aż prawie fiknęłam kozła z tej ławki. Czas zaczęłam liczyć tym jak daleko w dół sięgał strumyczek spływających mi po sierści nieswoich łez. I dopiero wtedy tak naprawdę miałam czas pomyśleć nad tym co zrobiłam. Nie wiem, jak takie zwykłe przecież słowa i taki pospolity, źrebaczy żal mogły skruszyć wtedy moją skorupę. Ale na wszystko co święte być może, dobrze że to się wtedy stało - jeśli wtedy bym się nie cofnęła, jeśli poszłabym w myśleniu tylko o sobie choćby jeden kroczek dalej... Nie wiem czy bym się z tego kiedykolwiek wyrwała. Zostałabym kolejną pospolitą zołzą rozdrapującą innym życiorysy dla własnej zabawy lub korzyści. Fałszywą kobyłą, których tak przecież nienawidziłam gdy byłam jeszcze w Canterlocie... I wtedy, po raz pierwszy od naprawdę dawna, także się rozpłakałam. Coś mi puściło, tak że sama nie wiem czy był to żal, gniew, smutek czy współczucie, nade mną, nad Brisk, Rigid... Ważne że to się stało. Najdziwniej poczułam się, gdy małej już trochę przeszło, a mi jeszcze nie, i gdy to ona z kolei zaczęła pocieszać mnie. Jak na złość wtedy to ona mogłaby mierzyć w calach strumyczek moich łez. Od tamtej pory spędzałam z nią znacznie więcej czasu. Najpierw, ponieważ Rigid była zajęta byciem pod szlabanem albo naprawą szkód i nie mogła bawić się i rozmawiać z Brisk tyle czasu co zwykle, potem bo zwyczajnie polubiłam tą małą. Miałam wtedy naprawdę dziwny gulaszek emocjonalny - raz bałam się nie wiadomo czego, raz czułam w piersi ciężar jak przysłowiowego Toma, a kiedy indziej ulga dodawała mi jakby drugiej pary skrzydeł... Zaczęłam się zmieniać. Ta szczera, na wskroś dobra i naiwna śmieszka coś we mnie obudziła. Jak niedźwiedzia, o którym wszyscy zapomnieli na Pożegnanie Zimy. Z początku słaby i na chwiejących się nogach, chwilami przymykający znowu senne oczy, ale potem stawał się coraz silniejszy i pewniejszy, aż po jakimś czasie mógł już stać sam, bez niczyjej pomocy, dumnie wypinając swą pełną serca pierś. Przestałam rządzić się w klasie. Odpuściłam kontrolę, okrutne żarty i knowania. Jak ktoś mnie nie lubił, pozwalałam mu na to. Gdy jakiś nieznajomy obchodził mnie szerokim łukiem, nie reagowałam. Jeśli ktoś chciał mnie obrazić lub zrobił to przez nieuwagę, odpowiadałam krótką ironią nie idąc potem za ciosem. Rzeczywiście zaczęłam zachowywać się jak przystało na kogoś z imieniem "Calm”. Więcej się uczyłam i częściej ćwiczyłam latanie. Nieco ograniczyłam mięso, które zaczynało powoli brać górę nad zieleniną, a to już było niezdrowe. Miałam taki, wiesz... „Renesans”, O! A od pewnego momentu miałam też samą Lizzy... Właśnie! Nie wspomniałam jeszcze o tym. Pewnego razu, w deszczową noc siedziałam z Brisk na strychu i szukałyśmy zajęcia. Znalazłyśmy jakąś starą książkę... Nawet nie pamiętam czy historyczną, czy geograficzną... Ważne że był tam jakiś spis zabawnych imion. Jakiś czas tylko je przeglądałyśmy, kalecząc śmiechem zabawnie brzmiące wyrazy, ale potem wpadłyśmy na pomysł, żeby jakieś wybrać dla siebie nawzajem. Takie imiona-sekrety, które tylko my będziemy znać. No i ona wybrała mi Evelyn, a ja jej Lizzy. Po prostu nam się spodobały. Ale tej nocy zdarzyło się coś jeszcze! Brisk w pewnym momencie posmutniała i powiedziała, że musi się mnie poradzić. Chodziło o jakiegoś nowego ogierka w jej klasie, który zaprosił ją na pierwsze w życiu Ran-D-W. Była strasznie zdenerwowana, więc zaczęłam jej wyjaśniać że nie ma po co, bo to tak naprawdę klacz najczęściej trzyma pałeczkę, powiedziałam co powinna robić a czego nie... Ale gdy poradziłam jej że powinna go pocałować jeśli randka naprawdę dobrze wyjdzie, strasznie się speszyła, bo jeszcze nigdy tego nie robiła. Od razu załapałam, że nie tylko ona tego nigdy nie robiła, ale też nawet nie widziała całującej się pary - to nie był Canterlot. Pomyślałam, że jeśli czegoś nie zrobię, będzie bała się pocałunków i całusów jeszcze długo. A chciałam, żeby mogła ich doświadczyć. No i... Powiedziałam, że to bardzo proste.. I sama ją cmokłam w pyszczek. Weź nie patrz się tak! Nie wiem co mi wtedy strzeliło do łba, ale... Ok, postawmy sprawę jasno - to moja PRZYRODNIA siostra, tak? Nie jestem z nią spokrewniona, ani się z nią nie wychowywałam, prawda? Po prostu nie miałam takich oporów jakie ma się zwykle przy swoim rodzeństwie... Że też za każdym razem jak komuś to wyjaśniam muszę się tak kretyńsko rumienić... Myślałby kto, że po ponad pięciu latach z nią, w końcu będę... Ale z drugiej strony to był ten pierwszy moment, więc... Eeech, może po prostu będę mówiła dalej, co? Więc - powiedzieć że ją zaskoczyłam, to jak nazwać górę babką z piasku. Ale podobało jej się. Mi zresztą też... Oj, cicho bądź! Chciałam, żeby czuła się tak, jak ja gdy Flame Feather pierwszy raz całował mnie. I chyba mi się udało, z wszystkimi tego skutkami. Potem ten ogierek okazał się niezdarnym idiotą, a na koniec, zamiast choć cmoknąć ją z godnością... Wyobrażasz sobie, że pół godziny siedziała w łazience, twierdząc, że wciąż wymywa jego ślinę z ucha. Z UCHA! Skutecznie obrzydził tym mojej siostrzyczce ogierów w ogóle. Ale zwiększył też jej niedosyt. No i jakiś czas potem, gdy znowu byłyśmy same na strychu, poprosiła czy mogłabym jeszcze raz pokazać, bo przedtem była tak zaskoczona, że nie miała szansy na „własny wkład”. No i powiedziałam jej co może robić (jeśli teraz myślisz, że wyglądam jak dojrzałą czereśnia, to powinieneś zobaczyć mnie wtedy!) i znowu to zrobiłyśmy. Dłużej. O wiele dłużej. Kilka razy pod rząd. No i... Jakoś potem poszło. Tak, widzę. Ale zauważ, że byłyśmy młode i głupie, że zraziłyśmy się do ogierów, a każda była dla tej drugiej najbliższym kucem pod księżycem. Wystarczyło utrzymać to w tajemnicy - na co dzień być Brisk Ray i Calm Gale, a kiedy nikt nie przeszkadzał, stawałyśmy się Lizzy i Evelyn, coraz mocniej w sobie... Właściwie to zakochanych. Bo jak inaczej mam To nazwać? To był chyba najlepszy okres w moim życiu. Obraz psuły tylko okresowe (wiesz co mam na myśli...) kłótnie taty ze Sky Whirl, ale zawsze się jakoś godzili... Potem skończyłam szkołę i pojechałam by wstąpić do Gwardii, śladem emerytowanego już (a wiek emerytalny to oni mają kuszący) Stone’a. Nudno tam było jak nie wiem! Musiałam wkuć na blachę wszystkie te prawa, nauczyć się stać nieruchomo (JA nieruchomo!), przetrwać trening fizyczny i całą resztę? Ale udało się, zdałam. Oficerom przeszkadzało moje „mało profesjonalne podejście” i okazjonalne żarty na kolegach - już nie takie jak przed zbliżeniem do Brisk, ale za to bardziej „gorszące”. Nie mam za bardzo o czym mówić z tego okresu. Po prostu byłam gwardzistką. Musiałam stróżować, pisać nudne raporty i patrolować, a niemal wszystkie ciekawsze akcje przydarzały się komu innemu. Czułam się prawie oszukana, bo tata zawsze opisywał to jako emocjonujące zajęcie, opowiadał jakieś śmieszne historie i w ogóle był taki, że chciałam być jak on... Ale to nie było dla mnie. Właśnie gdy miałam napad takich myśli dostałam kolejny list od Brisk (od wyjazdu oczywiście regularnie ze sobą korespondowałyśmy, choć spotkania były niestety dość rzadkie). Prosiła mnie, abym przyjeżdżała, bo tata zaczął się jakoś dziwnie zachowywać - znikał gdzieś n a całe godziny i nie chciał nikomu powiedzieć gdzie leci, zabierał ze sobą jakieś dziwne torby które potem chował pod kluczem i jeszcze inne rzeczy. Wyprosiłam od oficera kilkudniowy urlop i pojechałam do domu. Tam, oczywiście po przywitaniu się z wszystkimi, a najdłużej z Brisk, dowiedziałam się nieco więcej o sprawie taty. Następnym razem gdy zniknął, byłyśmy gotowe. Czekałyśmy w krzakach za domem, czatując aż wyjdzie. Po godzinie? Czekania, wreszcie wyszedł i... Co? No co? Jasne, drwij z moich rumieńców!... A co ja miałam robić przez godzinę czekania z moją Lizzy po tak długim czasie rozłąki? Weź nie przerywaj i słuchaj! Poleciał daleko nad las, a my za nim, cichutko i nisko nad drzewami, żeby nas nie zobaczył. W końcu wleciał między drzewa w najgęstszej części lasu, tam gdzie nigdy nikt się nie zapuszczał. Podkradłyśmy się lasem i zobaczyłyśmy wejście do jakiejś jaskini. Co dziwne, wyglądała jakby była dziełem czyjś kopyt. Po chwili wykłócania się która powinna tam zejść weszłyśmy tam razem. Schody ciągnęły się niemiłosiernie długo, a mi coraz bardziej się to nie podobało. W końcu doszłyśmy do ostrego zakrętu. Słyszeliśmy zza niego już dość wyraźne, mimo echa, słowa taty. Nie znałam jednak języka, w którym przemawiał. Ledwo wyszłyśmy za winkiel, gdy coś porażająco jasno błysnęło. Ja patrzyłam wtedy w inną stronę, więc poraziło mi tylko tylko jedno oko, ale Brisk pisnęła i pośliznęła się na stopniu. Słyszałam jak zleciała kilka stopni niżej i uderzyła głową o jakiś kamień, milknąc. Strasznie się przeraziłam, że coś się jej stało, ale blask wciąż nie pozwalał mi ruszyć na pomoc - spadłabym i ja. W końcu wszystko zgasło, a tato zawołał mnie po imieniu. Odwróciła się wtedy i zobaczyłam jak... jak to...? Calm Gale głos drżał coraz bardziej podczas wypowiadania ostatnich zdań, a teraz uwiązł jej w gardle już całkowicie. Zamknęła pyszczek i odchyliła się w tył, patrząc na powoli blednące gwiazdy przedświtu. Odetchnęła głęboko kilka razy, powstrzymując drżenie kopytek i piersi. Zdawało się, że w jej oku pojawiła się samotna łza, ale gdy tylko ją poczuła wytarła ją sierścią nogi. Szybko, wręcz prawie agresywnie, jakby zła, że pozwala sobie na zbyt wiele. Posiedziała tak jeszcze chwile zanim podjęła wątek, mówiąc tonem bardziej statecznym niż głaz na którym siedziała. ?Po wszystkim ocuciłam Brisk i zabrałam ją do domu, mówiąc po drodze co się stało. Wciąż była nieco ogłuszona, ale kumała o co chodzi i rozumiała powagę sytuacji. Wpadłyśmy do domu i zabrałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy - trochę pieniędzy, jedzenie, koce, te sprawy. Ja wzięłam jeszcze swoje buty nocnej gwardzistki, te ze szponami, zostawiając resztę zbroi - byłaby tylko balastem. Naskrobałyśmy szybko żeby nas nie szukali, że bardzo ich kochamy i że musimy ratować tatę. Zostawiłyśmy to na stole i odleciałyśmy, porzucając dawne życie, dzieciństwo, dom, w moim przypadku także karierę Gwardzistki? Od tamtej pory minęły już... Dwa lata? Nawet więcej. Podróżujemy od miasta do miasta, nigdzie nie zatrzymując się nie dłużej niż miesiąc. Zawsze od pełni do pełni. Od pełni do pełni - i tak cały czas. Z początku było trudno - byłyśmy nieogarnięte i przestraszone, z wielkim trudem przychodziło nam znalezienie jakiejkolwiek pracy dorywczej, która pozwoliłaby nam zarobić chociażby na jedzenie i jakiś nocleg. Ale potem jakoś się wprawiłyśmy. Brisk pracowała w herbaciarniach, piekarniach i cukierniach a także przy miejscowych dowozach w trybie nocnym, a ja robiłam za stróża, zbieraczkę ziół z niebezpiecznych lasów... Raz nawet byłam prywatnym detektywem. Ale nigdzie nie móc zagrzać miejsca, tułać się, pracować, a przy tym jeszcze polować - w końcu żadna z nas nie może zanegować swojej natury - kryć się z jedzeniem mięsa, znosić podejrzliwość, strach i docinki innych kucyków... To jest trudne. Ekscytujące, ale trudne. A cel zawsze ten sam. I mimo tych dwóch lat, wciąż tak odległy. Uratować mojego ojca...” Drobny wróbelek, którego obudziła Calm, przypatrywał się jej ciekawie z niskiej gałęzi dębu rosnącego koło skałki zajmowanej przez klacz. Podfrunął bliżej i usiadł na jej kopytku, poćwierkując z cicha. Gale uśmiechnęła się lekko i uniosła kopytko przed pyszczek, aby móc lepiej spojrzeć na pierzastego słuchacza. „I jak, podobała się historia?” Wróbelek zaćwierkał jakoś dziwnie przejmująco i spojrzał w wąskie źrenice Gale. „Cieszę się” - przystawiła kopytko bliżej pyszczka, aby móc przytulić się pyszczkiem do jego piórek – „Ale teraz muszę już lecieć. Czeka na mnie Lizzy... A potem kolejne miasto i kolejne przygody. Mam nadzieję, że nie rozpowiesz o mnie za dużo?” Przyjaciel zasalutował jej skrzydłem i odleciał z powrotem na gałąź, By stamtąd patrzeć jak klacz się przeciąga i startuje, by zaraz zniknąć za linią drzew... *Cele, marzenia, motywacje: Uratować ojca. *Status obywatelski: wolna obywatelka Equestrii, w związku partnerskim z Brisk Ray. Podróżuje, w Maretine jest gościem i nie ma w planach zostawać tu na dłużej. *Przedmioty przy sobie: czarne sakwy podróżne zamykane klamrą w kształcie oka z pionową źrenicą – „pamiątka” po służbie w gwardii. W środku: - oprawione zdjęcia macochy i zaginionego ojca. - zapasy wędzonki własnej produkcji (miemsko, mniam! ^_^) [Drobna uwaga – na wspomnianym forum mam ksywę „Mięsko”] - krzesiwo magnezowe - koc na wypadek nocowania pod gołym niebem. - buty z pazurami ala Equestria Prevails - zachowanko z czasów służby w Gwardii. - grube, gładkie, skórzane karwasze. Mają wytłoczony ładny, roślinny wzór, aby służąc także za ozdobę odciągały uwagę od czysto pragmatycznej, ochronnej funkcji. - strój do polowań (służący do maskowania. Cienki, niekrępujący, ciemny i obcisły. W zestawie jest też osobny rękaw na ogon - niezakrywanie czegoś tak jaskrawego byłoby głupotą) *Inne: Jej „talent łowczyni” to opierające się na szóstym zmyśle wyczuwanie gdzie znajduje się jej ofiara. Jej oczy pozwalają jej na doskonałe widzenie w ciemnościach, jednak w dzień nie widzi za dobrze na większe odległości. Jej nadnaturalnie wyostrzony słuch pozwala jej nawet wsłuchać się w rytm bicia serca kucyka na drugim końcu pokoju, ale jednocześnie głośne dźwięki mogą ją skutecznie unieszkodliwić. Jej źrenice są pionowe i kocie tylko w świetle. Im bardziej jest ciemno, tym bardziej się rozszerzają, tak że w całkowitych ciemnościach są już okrągłe jak u normalnego kucyka (i wygląda wtedy przesłodko, o ile nie czai się by cię zaszlachtować :3 ) Jako kucoperz potrzebuje jeść mięso, nie je jednak surowego. Sama poluje, oprawia zdobycz a potem gotuje mięsne posiłki dla siebie i Brisk, w czym jest nawet dobra. W dodatku nie tylko MUSI jeść mięso, ona jest w nim rozsmakowana.
  6. Skrzynek

    Loney Lox

    Cóż, zabierzmy się do tego co lubię najbardziej, czyli czepialstwa bardziej lub mniej wystających logicznie fragmentów... - Stara ta Vinyl Scratch. Według ciebie była na topie już 10 lat temu. - Jak trener zauważył że robiła spiralę w skupieniu, skoro było ciemno? Poza tym, po co robić zawody dla młodych lotników w nocy, gdy powinni spać? - HA! to jest dopiero niezły bubel! Nie dość, że nie mieli najwyraźniej ŻADNYCH znajomych, którym chwalili się o wyczynach muzycznych (które POWINNA WTEDY MIEĆ biorąc pod uwagę jej CM) oraz lotniczych córki i, bo ja wiem, wysłaliby jej list... To jeszcze jakiś pomysłowy dobromir od razu zabił dechami domek, nie sprawdzając w urzędzie czy zmarli mieli jakiś krewnych. Ot tak, beztrosko. - Jakim trzeba być lemingiem, by będąc PEGAZEM zginąć przez upadek z przepaści? - To bardzo miło że przyjaciółka przechowała ją przez wakacje, ale nie powinna, no bo ja wiem... Zająć się zapuszczonym przez pół roku domem? Sprzedać go? Wynająć? Znaleźć tego debila z nadmiarem desek i coś mu wytłumaczyć? - Nie wiem jak ciebie, ale ja bym przez tydzień łaził zzimnym dreszczem na plecach, gdybym zobaczył moich zmarłych rodziców uśmiechających się do mnie z trybun. Lox jakoś podejrzanie dobrze to zniosła. - Ostatni akapit to logiczny bajzel: "Miejmy nadzieję, że nigdy nie zapomni swych przeżyć." Tak, bo co drugiej osobie zdarza sięzapomnieć o fakcie, że zmarli jej rodzice. "Żyje marzeniami i osiągnięciami." A żywi się kanapkami z Nutellą znajdowanymi co rano pod łóżkiem... Serio, z czego ona żyje? Z czego ma kasęna płyty? Ma tygodniówkę sierocą? A skoro o tym mowa, to dlaczego nie jest w żadnym sierocińcu? Oraz, rzecz która godzi w samo jądro jej jestestwa: "Gdy dorośnie chciałaby należeć do Wonderbolts i być taka jak Vinyl." No nie wiem jak tobie, ale ja uważam, że nie po to kucyk ma na zadzie jeden talent, by iść w dwóch zupełnie rozbieżnych kierunkach na raz. W ogóle to zastanawiam się dlaczego jej CM jest związany z muzyką, skoro jedynymi jej osiągnięciami są te w lotnictwie. Ja bym usunął jeden z tych wątków, albo przynajmniej zmarginalizował drugi. Bo robi się taki bliźniak syjamski, taki zrost dwóch światów... Nawet mogłoby to być dobre, gdybyś zaznaczyła jak ją to rozrywa, jak nie wie co wybrać - to, czego chcieli rodzice i w czym ma sukcesy, czy to, co jest jej znaczkiem, mimo że nie mogłaby z tego wyżyć... Ale tu jużlecę z własną nadinterpretacją i doradztwem. Ogółem OC może być dość ciekawe, ale buble związane ze śmiercią rodziców i imo nieporadnie zrobioną dwoistością zainteresowań psują efekt. Mało też jest apropo tej jej otwartości na innych. Wspomniałaś ledwie jedną przyjaciółkę by miała gdzie mieszkać, a w dodatku imo nawet nieznajomy przyjąłby taką klaczunię pod dach w tej sytuacji. Przynajmniej w Eqiestrii. Ok, I'm done. Jak będziesz miałą obiekcje i twierdziła, że niesłusznie się czepiam, to wal prosto z mostu. Nawet mięsem. Lubię mięso...
  7. Tym razem postanowiłem być dużo wcześniej. I byłem. Tyle że nie na samej arenie. Słyszałem co nieco o moim przeciwniku i jego epickich, widowiskowych mocach. Byłem więc pewny, że go usłyszę, a na pewno zobaczę nawet z tej monstrualnej odległości. Z areny musiałem wydawać się bowiem ledwie kropką na niebie. Siedziałem na porośniętej pachnącą trawą wysepce napowietrznej zaimportowanej (czytajcie - “wyrwanej”) przez Hewiego skądś, gdzie akurat nie było zimy, i grałem w warcaby z samym sobą. Ot, dla zabicia czasu. Co niezwykle mnie irytowało, ogrywałem tą bardziej mojszą część, czytając w dodatku ksiażkę o zwyczajach godowych poligłowych stworzeń. Niestety, nie dano mi było zakończyć ostatniej partii w spokoju, gdyż pareset metrów dalej przeleciał jakiś ciemny kształt, zmierzając w stronę areny. Jak się okazało, razem z wieloma innymi. Wstałem i dotknąłem stalowej kuli unoszącej się nieruchomo nad moim stanowiskiem piknikowym i podleciałem do Areny dwukrotnie bliżej, nakładając na siebie jednostronną półkopułę iluzoryczną. Taki magiczny odpowiednik postawienia billboardu ze zdjęciem tego co jest za nim. Raczej prymitywne, ale zapewnia względną prywatność. Założyłem gogle na oczy, pamiętając o skłonności Fiska do oślepiających błysków, i obserwowałem, posiłkując się lornetką, jak przeistaczał majestatyczne dzieło magicznej architektury w stertę gruzu z gigantycznym drzewem pośrodku. Wydąłem wargi z niezadowoleniem, opserwując jego poczynania, a gdy skończył, zrobiłem ostatni ruch w warcabach. Śmiały i rezolutny. Zaś następny ruch przeciwnika…Pozbawił mnie 5 z 7 pozostałych mi krążków. W tym damki. Poczułem wewnętrznego kuksańca moralizatorskiego. - Dobra, załapałem - mruknąłem do siebie i poprawiłem ubranie. Miałem na sobie połatany, wielofunkcyjny, rozpięty płaszcz podróżny, mocno rozchodzone, wysokie buty, bojówki i (z powodu jakiegoś kopsniętego argumentu Hewiego, który tak mi namieszał że się zgodziłem - pstrokatą hawajską koszulę. Z czerwoną muszką. Którą dodatkowo musiałem wkasać, żeby mieć dostęp do nadprzestrzennych sakw z jakimś bojowym szmelcem. Brakowało mi tylko spiczastego kapelusza w gwiazdy i gumowych rękawic ogrodowych założonych na spód tych złotych, wysadzanych kryształami karwaszy, co to je miałem na poprzednich pojedynkach, i mogę iść na paradę dziwadeł. Jest taka jedna, permanentna, w tym świecie. W Maretine czy jakoś tak... Chwyciłem teraz swoją laskę, tym razem z o wiele mniejszym, jajowatym kryształem, za to okutą wzdłuż paskami metalu z maciupkimi runami. Gwizdnąłem, a Nancy przyleciała nad moje ramię. Teraz już nieco się wycwaniła, i zamiast kuli energii przybrała formę syreny. Dalej jarzącej się skompresowaną mocą i przyjemnie drażniącą mnie wyładowaniami nawet przez nabijany płytkami metalu naramiennik płaszcza, ale jednak syreny. Nie uważasz, że dosyć tej ekspozycji? I tak zamierzałem już lecieć. I nie poganiaj mistrza przy pracy! To pomyślawszy, zakręciłem kryształem kostura owal w przestrzeni przed sobą. Odrobina skupienia i już jarzący kształt stał się ramą schludnego portalu, który prowadził wcale niedaleko. Jeszcze zanim wszedłem, zacząłem grzebać w sakwie i puszczać myślowy komunikat przez szmaragdowy amulet pod koszulą. Ziguerro do Hilianusa, mamy tu pogwałcenie paragrafu czwartego z zagrożeniem powstania… *Wzzziup!* I już byłem gdzie indziej, a przejście znikło, zostawiając po sobie posmak butwiejących liści. Pierwszy raz przeciwnik mógł mnie dojrzeć kiedy wyszedłem zza Yggdrasila, obchodząc go wokoło. Atmosfera była iście bajeczna, i aż chciało się wdychać tutejsze powietrze. Nie zaciągałem się jednak, świadom, że przecież będę musiał to skończyć. - Ładnie, ładnie - rzekłem do leżącego przeciwnika, wciąż idąc - Ledwo chwilę cię zostawić, a ty już idziesz na całego. Imponujący przejaw imperializmu, ziemianinie - pokiwałem głową i zatrzymałem się - Ciekawi mnie tylko, czy zdajesz sobie sprawy ile bajzlu narobiłeś sadząc tutaj arogancko odnogę Drzewa Światów. Nie mówiąc już o tym, że fragmenty areny zniszczyły na dole alejkę sklepową i pół pola namiotowego. Aż sprawdziłem, ale na szczęście puste, bo wszyscy są na trybunach - wskazałem głową na unoszące się za magicznymi barierami rzędy twarzy w niejakim oddaleniu, mogących doskonale nas zaobserowwać poprzez soczewkowanie wieloindywidualne błon ochronnych. Wyjąłem jeszcze z kieszeni drobnego kiciusia, miałczącego żałośnie gdy trzymałem go za karczek - Ale tego malucha znalazłem tuż koło jego matki, którą rozkwasił jeden z twoich odłamków. Możesz być dumny - Rzuciłem mu małą kicię, której zapewne dopiero niedawno otwarły się oczka, wspomagając telekinezą jej lot, aby wylądowała na piersi oponenta. Wciąż miałczała. - A teraz wybacz, ale chyba powinniśmy zacząć starcie magiczne, Tak więc… Broń się? - bardziej spytałem niż powiedziałam, rozkładając ręce. Zanim obszedłem Yggdrrasila wokoło powołałem do istnienia drobny byt, który żywił się procesami myślowymi. Miał formę chmurki rozmytych światełek, podobnej do roju niebieskich świetlików. Jedyna różnica polegała na tym, że nie był on ani trochę materialny, oraz lgnął do najbliższej formy życia organicznego przeprowadzającej werbalne lub wizualne procesy w umyśle, pożerając je w zupełnie bezbolesny sposób. Jedynym tego efektem było to, że ofiara natychmiast traciła tok myśowy, raz po raz, a im szybciej i z większą mocą (a dodać należy że myśli doświadczonych magów są niezwykle potężne) myślała dana osoba, tym szybciej dawała siłę pasożytowi, jeszcze bardziej zbliżając się do stanu bezmyślnego ważywa, działającego wyłącznie na bazie odruchów. I ten właśnie byt na mój sygnał wyskoczył spod trawy, poczynając latać i migotać wokół Fiska, oraz, co bardzo ciekawe, jego dwóch pierścieni z oczami. Autonomia myślenia artefaktów, czy transmutacja? Hmm… Raczej to drugie… Mówiłem ci przecież, że ma tam smoki. Aaaach tak, rzeczywiście. Będę musiał wziąć poprawkę na ich obecność… Dzięki, co ja bym bez ciebie zrobił? Mniejszy portal. Ha-ha. A ty byś nie… Cichaj, bo cię twój własny myślak mlaśnie. Jakbym się nie zabezpieczył… - mruknąłem ostatni raz w myślach, i kucnąłem nad ziemią, dotykając dłonią magicznie stworzonej darni i zamykając oczy pod goglami.
  8. Nieobecny przez weekend, bo wyjeżdżam za granicę. Ciekawe jak będzie smakować rzymska pizza...

  9. Hafff, to o czym mówisz bylo już przedstawione w Avatarze. Nie jesteśmy naszym ciałem, nasz umsł też snu potrzebuje. Więc nie moglibyśmy być 24/7 aktywni, przynajmniej jeśli moje niepoparte jednak ługoletnimi badaniami teorie sąsłuszne. To raz. Dwa - nawet jeśli, to pamiętaj ile śpi statystyczny człowiek. 6-8 godzin? Cholera wie, nie znam statystyk. Ale na pewno znacznie mniej niż magiczne 12, które pozwalałoby nam na równowagę. Jeśli więc czas w Equestrii byłby choć odrobinę sprzężony z tym w naszym świecie, to w obu światach musielibyśmy być straszliwymi śpiochami, aby równo rozłożyć czas na oba życia. W dodatku -jeśli nie chcielibyśmy zgonów na środku ulicy, np. za kólkiem, jeśliby twojego ogiera coś obudziło - musielibyśmy być w jakiś sposób nie do obudzenia. Co byłoby niepokojące dla naszych rodzin i znajomych po obu stronach. A dla nas samych niebezpieczne. Pozostaje też kwestia żłobka... Bo co? Ukradniemy ciało jakiegoś dorosłego już kuca? Stworzymy je sobie? Czy może wykorzystałbyś zaklęcie, a tu ździwka, jesteś świeżo urodzonym źrebaczkiem. I to niekoniecznie ogierem. Mam inny pomysł. Może by tak drobna zamiana? Ty idziesz do ciała kucyka, a kucyk do twojego ciała? Byłby tak samo nieporadny w byciu dwunogiem jak my w byciu czworonogami, więc wymiana byłaby raczej uczciwa. Ale to z kolei tworzyłoby problem taki, że żadne z ciał nie mogłoby spać... WIEM! Mam pomysł - po prostu jedengo dnia budzilibyśmy się w ciele swoim, a drugiego dnia w ciele partnera. I tak w kółko. Dusze (umysły?) przenosiłyby siępo prostu w czasie snu. Trzebaby tylko kontrolować tego, aby nie rozregulować sobie zegara biologicznego np. przez spanie do południa w ferie ( oczywiście, sam NIC o tym nie wiem... >.> ). Możnaby też założyć specjalną instytucję - kładziesz się u nich spać, oni biorą twoją duszę (umysł?) i zdalnie albo przez pośredników opętują w Equestrii jakiegoś kuca, wsadzając potem w niego twoją duszę. Makabryczne, ale spełnia warunki "bycia kucem w Eqiestrii", prawda? Problem tylko z ewentualnymi znajomymi i rodziną opętanego, o których nie będziemy mieć w jego skóze zielonego pojęcia. Ale można też uznać, że to po prostu pomysł do późniejszego dopracowania. A co do samych kontaktów z Equestrią, bez bycia kucułem - magiczne lusterko, co by można było porozmawiać z Lyrą/ jakimkolwiek innym posiadaczem drugiego MAK'u? (Multuwersumotycznego Aparatu Komunikacyjnego)
  10. Powiem tak - ze strony Dżewa nie ma raczej co liczyć na powrót. Chyba że mu się semestr studencki skończy. Bo nie odzywa się nawet prywatnie już wcale. Mam propozycję - znajdźcie kogoś chętnego do poprowadzenia tej sesji z obecnych na forum MG. A ja zagadam do Dżewa aby ruszył swą zakorzenioną... Osobę, by przekzał wszystkie info potrebne do prowadzenia sesji. To chyba jedyna realna opcja.
  11. Hm... Jak to opublikujemy to skończy się w takim momencie, że... Khem... Jeśli ktokolwiek kogo choć trochę dotąd to obchodziło doczyta, to prawdopodobie będzie błagał o finish. Pytanie czy stać nas na napisanie go tak, żebyście nie hejtowali nas już nie za niedokańczanie, ale za skopanie roboty.
  12. Dorzucę jeszcze krótkie info - następny rozdział... Tak jakby jest. Nawet prawie skończony. Epicki. Długi. I na grzyba wam on, skoro ekipa rozpadła się do tego stopnia, że nawet ze sobą nie gadaliśmy. Przez całe MIESIĄCE. "Jasne, walnę wam epicki, możliwe że PRZEDOSTATNI rozdział, HURRAAA!!!" Tylko co potem? Więcej błagań, żeby ludzie bez weny/pomysłu jak z polotem zakończyć ten bajzel jednak się zorganizowali i rzucili wam na zakończenie jakiś ochłap? To nie ma zbyt wiele sensu, przynajmniej moim zdaniem. Chyba że Wave MA jednak wenę aby coś tu skończyć i będzie truł nam dupy. Inaczej... Ja umywam ręce. Przyszedłem w trakcie, rozdział wcześniej, a potem ogarniałem wszystko i sprzątałem chaos, jaki powstał gdy tworzyliśmy tan prawie skończoy rozdział. Chcecie rozdział? Mogę wrzucić. Nawet się zawezmę do roboty i wrzucę go. A co! Ale potem wasza brocha, żeby dopingować Wave'a.
  13. Skrzynek

    sezon IV -gdzie oglądnąć?

    Link numer 2 nie działa. W sensie że zdjęli tego streama bo cośtam. I ja też polecam z tego Bronystate'a. Oglądałem na nim 3 sezon i naprawdę byłem zadowolony z działania tej strony. To że raz włamali się tam jacyś hakerzy (U MAD< HORSEFUCKERS? - they said) oraz jakość jest jaka jest nie ma nic do rzeczy.
  14. Posłuchajcei tylko, aż ciary chodzą! http://www.myinstants.com/instant/female-orgasm/

    1. Mjja

      Mjja

      Nie spodziewałam się tego ;P

  15. Skrzynek

    Dyskusja o spoilerach. Sezon IV

    Chrysia rządzi podmieńcami. Myślę, że na nasze bohaterki rzuci się cały cholerny las Everfree.
  16. Skrzynek

    Dyskusja o spoilerach. Sezon IV

    Wedłóg mnie to wszystkie te obrazki to 100% NOT fake. 1. Witraż widziałem już w jakimś promo 2. W spoilerowych animaticsach była przecież transformacja Luny w NMM. Dlaczego to nie miałoby być wyjęte właśnei z tamtej sceny? 3. To z kolej zapewne załapiemy dopiero w trakcie. Może Cela coś do niej mówi, co wywołuje ten płacz? Albo Cela rzeczywiście martwa, ale Twi cofa się w czasie i wsyzstkiemu zapobiega? O podróży w czasie też gdzieś słyszałem (że "zagłębią się w histrię Equestrii", albo nawet bardziej dosłownie). Tak więc opcji jest dużo.
  17. Flippyn, luz. Moja płomienna retoryka odnosi się najwyżej do twoich pomysłów, nie zaś do ciebie samego Poza tym, w sprawie kodeksu będę raczej nieustępliwy (mam to cholera nawet w tytule forumowym...), ponieważ jestem wiernym fanem paladynów. Tych prawdziwych, oddanych sprawie, kierujących się sumieniem i honorem, a nie tych wyłącznie głupio powtarzających górnolotne maksymy i... Z resztą, co wam do mojej definicji paladyna? Istotne jest najwyżej to, że takie kuce w lśniących zbrojach w cięższych czasach wskazywały drogę, niezmordowanie parły naprzód nie zapominając ani na chwilę o swym celu etc etc. Skoro Equestria jest bajkowa, ( bo jest), to nawet jeśli nie będziemy kreować podobnych herosów dobra we współczesnej gwardii, persony takie powinny pojawić się w historii tej formacji. Zapamiętani zostali jako wzory do naśladowania dla Gwardzistów, bohaterowie bajek dla dzieci, oraz prawdopodobnie twórcy kodeksów. Pijąc do tego, zasady Gwardii będą bardzo humanitarne. Ale jeśli czasy wtedy nie były zbyt piękne, mogły pozostać wśród nich warunkowe zezwolenia na użycie metod twardszych niż zwyczajowe " o ile zagrożone jest dobro Equestrii". Wprawdzie po fakcie byłoby to gruntownie sprawdzane, (czy byly podstawy itp.), ale podczas akcji, po powołaniu się na artykuł 47. dozwolone byłyby nawet mocno kontrowersyjne działania. Taka furtka na wypadek gdyby odkryto spisek, który lada chwila zaowocuje jakąś ogromną katastrofą itp. konkretnych przykładów teraz nie podam,, bo na fonie na auli szkolnej kiepowato się pisze... Jeśli zaś chodzi o pozwolenia na broń - musiałyby być w pewien sposób ogólnie dostępne, np. w szkołach. Bo jak inaczej młode ogiery mogłyby zorientować się w swoim talencie? Dlaczego broń miałaby być kompletbie wyparta przez instrumenty muzyczne czy przybory do pieczenia ciast?
  18. ... A wiesz że to zajebisty pomysł? Zamiast tego - TO. Ale tworzone przez artefakt. Nieźle, nieźle... Ja myślałem o jakiś nakładkach antypoślizgowych na kopyto, co by im się broń rzadziej wyślizgiwała, ale to jest jeszcze lepsze! Nic, ale to NIC co jest bardziej czołgiem niż ten gąsienicowy transporter narodu Ziemi z Avatara Aanga nie pasuje mi nijak do obrazu Equestrii. Bo magia, bo wydatki, bo pokój, bo stare metody się sprawdzają, bo niehonorowo, bo problemy techniczne z obsługą i naprawą jeśli brak jednorożców, bo prototypy nie sprawdzały się przeciwko smokom i zniechęciły do dalszych badać etc. etc! Najwyżej pojedyńcze armaty (głównie na statkach, ewentualnie 2 lub 3 zeppelinach Gwardii - tak, uczepiłem się tego pomysłu. Steampunk rules!) bo potwory. Ale burzące już raczej nie - bo cywili przecież można by uszkodzić podczas ostrzału, prawda? Tutaj akurat wyższość etyki nad praktycznością. Trzebaby obgadać także sprawę tortur, konfiskaty dóbr społecznych (patrzcie akcje TARCZY w "Thorze"), to, czy faktycznie podczas ewentualnej wojny stosowane będą brudne zagrywki... Oraz sprawa procesów zbrodniarzy. Bo moim zdaniem w "idealnej" Equestrii procesy zbrodniarzy którzy zmieniali kucyki na jakiś tęczowy, magiczny glutek same w sobie mogłyby wywołać niepokój społeczny. Tajne sądy wojskowe dla mnie byłyby tam normą. Zauważcie jak Celestia mało opcji daje tym, którzy faktycznie są źli. Może przestępcom też nie daje pardonu? W pełni popieram. A sprawę run, czy jakiegoś starożytnego języka zaklęć (nawet przy braku specjalnego alfabetu runicznego lub jakiegokolwiek innego) wręcz chętnie bym rozwinął. Jeśli takie coś istnieje - a w naszej grze w żołnierzyki byłoby to ciekawe urozmaicenie w przypadku starć z mrocznymi magami i ewentualnie demonami przyzwanymi zza wrót Tartaru - tworzyłoby to konieczność posiadania w drużynie speca, który jako jedyny umiałby coś odcyfrować/ unieszkodliwić. Co więcej, pertraktacje z demonami nabrałyby pewnego smaczku... A co do samej znajomości tego wśród Gwardzistów - nie zapominajmy, że jeśli przechwytują księgi i artefakty skonfiskowane EVIL magom, to mogą mieć zbiór przewyższający nawet najlepsze tajne biblioteki jakiś psychopatycznych świrusów ze słabością do mrocznych sztuk. Powiedziałbym nawet, że niektórzy mogliby specjalnie wstępować do gwardii, aby móc to studiować... Oho, wyczuwam intrygę. Oraz zalążek ciekawej postaci. I fabuły... Ale poza tym Gwardia może mieć zwyczajnie Snape'ów lepszych w te mroczne klocki od tych złych. Przynajmniej jeśli chodzi o teorię, bo z praktyką to może być w istocie cienko... Istotne, jeśli Equestria ma żródła dochodów związane z jakąś lokacją (kopalnia? Fabryka?) lub czymś politycznym (szak handlowy? kruchy pokój z ważnym importerem Equestriańskich wyrobów?), które trzeba by ochronić. Głównie o to mi tu chodziło, choć nieprecyzyjnie się wyraziłem. Rzeczywiście, źródło ich dochodów jest nieistotne. A "oddziały" to prawdopodobnie bodyguardzi, najwyżej z pałkami... Właśnie, jak o tym myślę, to dochodzę do pytania - Czy w Equestrii posiadanie broni (jakiejkolwiek) jest dozwolone, czy też nie? A może tylko dla tych z pozwoleniem? A może tylko dla członków Gwardii? Hmm... Kwestie rasowe chyba zostawię by się nie babrać ze zbyt wieloma rzeczami na raz. Ciekawi mnie tylko czy Kryształowi, mimo że posiadają zapewne własne wojsko, mogą wstępować do Gwardii, czy nie. Z ropą uznałbym, że może i być, bo chyba widziałem gdzieś w serialu lampy naftowe (zabijcie, ale nie wiem gdzie dokładnie. I nie mam czasu sprawdzać). A jeśli uznać, że są tam one, to mogą być też spalinowe silniki do motorówek (wiosłuj pan wiosłami trzymanymi w kopytach przez pół godziny, a zobaczysz jak szybko wynajdziesz coś podobnego). Śruby z resztą to tylko wodny odpowiednik śmigieł, które przecież muszą być na takim tworze jak statek powietrzny. Forgive me, but I need to find a new face... <walks away in shame> Heh. Coś czuję, że faktycznie, przed dołączeniem do tych federalnych oddziałów zazwyczaj powinno przechodzić się dodatkowe, krótkie szkolenie, po którym albo przechodzisz, albo wracasz do poprzedniej jednostki. Ale pod okiem instruktora, który dokopie, a nie wysyłany do siedliska zła i potworności wszelakich. Natomiast zwykłe szkolenie... Na pewno lżejsze. 1. znajomość prawa, postępowania karne, nauka struktury wewnętrznej Gwardii, bla, bla, bla... 2. trening fizyczny (ale nieszczególnie ciężki w porównaniu do federalnych) 3. walka bronią (podstawy, brak starć z faktycznym przeciwnikiem wprawionym w walce, bo by ich jeszcze uszkodził... Albo - ŁAŁ! - lekcja lub dwie z jakimś weteranem. Tyle) 4. dla jednorożców zaklęcie tarczy, pocisku, magiczna obsługa kuszy czy coś podobnego... Ale bez zbytniej finezji 5. stanie na baczność całymi godzinami (akurat to im dobrze wychodzi) 6. Przeprowadzanie aresztowań i prostych przesłuchań (najwyżej teoria i jedna lekcja pokazowa) 7. chociażby ZNAJOMOŚĆ potworów zamieszkujących Equestrię. Czyli przed czym spieprzać, co atakować, a przed czym się bronić. 8. Trochę manier... I chyba starczy. I tak im to zajmie z rok, znając Equestriański system edukacji. (lekcja o znaczkach, gdy już większość klasy je ma, bitch please!) Natomiast to co umieją "Starszaki" to już inna para kaloszy. Ty tak serio? Jedną wredną gryfią sucz widziałeś i już osądzasz całą rasę? Nieźle, gratuluję polotu. Z takim podejściem to nie tylko cię w pokera ograją, ale i skończysz z rozoraną szponami twarzą. Akurat Gryfów to ja bym nie lekceważył. Fakt, Gilda była głupia, ale ta jej przesadna pewność siebie mogła wynikać także z poczucia wyższości jej gatunku nad kucykami. A to mogło nie wziąć się z powietrza. A np. z historii, którą kucyki tak radośnie lekceważą, że w Ponyville nie pamiętają nawet kim jest NMM <odsyłam do obrazka wstawionego przeze mnie powyżej>, mimo że wiedzą, iż jest to TYSIĘCZNA celebracja... I nikomu nie chciało się nawet zapytać OD CZEGO LICZONĄ celebracją... Cholerne pierwsze odcinki... A może frytki do tego? Wyobrażasz sobie Gwardzistów Celestii z "luźnym" kodeksem? Jak u karaibskich piratów, "to są tylko wskazówki"? I co, będą dawaćpodejrzanym prawo do obrony LUB NIE? Jak ma glejt to przepuszczą, ALE MORDA IM SIĘ NIE PODOBA? Mają okazywać szacunek obywatelom, ALE ZADEK TEJ KLACZKI AŻ SIĘ PROSI BY GO "SPOŻYTKOWAĆ"? To ma być godne zaufania cywilizowane wojsko z honorem i etosem, czy może odpowiednik tanich, kierujących się kaprysami najemników z jakiejś barbarzyńskiej prowincji, hm?
  19. Skrzynek

    Dyskusja o spoilerach. Sezon IV

    Gwoli ścisłości - Sombra jest martwy. Jednak twórcom raczej nie przeszkodzi wskrzesić go za pomocą tego rogu, jeśli tylko im się to zamarzy.
  20. Notatka do samego siebie i do wa - ustalić trzeba jeszcze: - Uzbrojenie - Obecność machin oblężniczych, i odpowiedników artylerii (ew. udział magicznych stworzeń w tej sekcji) - Kodeks moralny Gwardii - Szkolenie podstawowe w akademii, aby ogarnąć ile (jak mało) umie "świeża" ciota do majestatycznego pilnowania trawnika - Czy dozwolone są magiczne protezy, nawet u jednostek? - Odpowiedzieć choćby na część "zagadek" społeczno-militarnych z nojego powyższego posta i podobnych. - Ustalić istniejące w Gwardii stopnie oficerskie, podoficerskie itd. - Zbalansować profesje wewnątrzdrużynowe - Określić rasy i gatunki, jakie mogą być w Gwardii - Udział Celestii i Luny w łańcuchu decyzyjnym sztabu + ich możliwości wsparcia wojaków ... I to by było na razie na tyle. Przynajmniej ja nic więcej teraz nie widzę. I tak sporo, bioirąc pod uwagę to, że potrzebujemy jeszcze konsensusu...
  21. Skrzynek

    Dyskusja o spoilerach. Sezon IV

    0:09 <-- Jak widzę, Twilight opanowała już swoją formę Avatara I dlaczego ten róg na końcu kojarzy mi się z minotaurami, albo wieeelkim Roc'iem? Poza tym, widzę coś, ciekawego - 3 odcinek. Z opisu wynika, że Twilight i przyjaciółki po akcji w Everfree z 1 i 2 odcinka, będą przebywać w starym zamku Luny i Celestii. Wniosek? Wprowadzą się do "ruin" (założę się że to będzie prostsze niż myślę...) zamku w lesie Everfree. Wniosek? Las Everfree nie będzie już taki dziki. Wniosek? Znajdąto drzewko i oddadzą mu elementy - czasowo lub (tak sądzę) na stałe. ALE prawdopodobnie elementy w starożytnych czasach zostały zabrane właśnie z tego drzewa przez Lunę i Celestię - co właśnie spowodowało zdziczenie Lasu - brak harmonii, te sprawy... Ale skoro Powierniczki zwrócą elementy, harmonia wróci do lasu i będą mogły zamieszkać w starym zamczysku. Nie sądzę, żeby to była jakaś wielce spiskowa teoria, więc zamieszczam tutaj. Po prostu proste wnioskowanie z poszlak. Ciekawe, czy uraczą nas piosenką w stylu "Castle Wrap Up"...
  22. Szybka sprawa organizacyjna - tutaj będą, jak rozumiem, dyskusje, zaś projekty gwardzistów będziemy zamieszczać w osobnym temacie, kiedy dojdziemy do konsensusu i takowy wątek założysz? Edit: następne z mojej strony będą propozycje dotyczące uzbrojenia, ale może najpierw zaczekam dzień czy dwa, żeby wszyscy co chcą (lub chcieliby) wypowiedzieć się na tematu już poruszone mieli szansę to zrobić. Sam też muszę odsapnąć, bo siedziałem tu pół niedzieli... Edit2: Elastyczny. Wszechstronny. Co zaś do talentów - masz rację, możnaby powymyślać naprawdę ciekawe i przydatne u gwardzistów talenty. Jednakże też nie należy przesadzać, zgodnie z tym co mówił Hoffman w punkcie trzecim swojego przedostatniego tutaj posta. Ale taka drobna rzecz, że jednorożec medyk jest tak uzdolniony w swoim fachu, że może nawet przyprawiać kończyny na polu bitwy... Nie, czekaj! W którym miejscu to jest drobne? Chyba mi się mózg koleboce, damn it! Spróbujmy jeszcze raz - drobny talent, jak wysysanie energii magicznej z otoczenia... Zaraz, CO? I drainowanie przez to biednych roślinek, a może także innych kuców z magii, jak w Rainbow Factory bez Rainbow Factory? Podziękuję! Ok, kolejna próba - talent do magii związanej z portalami. I przez to stworzenie sieci portali w całej Equestrii do przerzutu wojska (np. w dużych lustrach), których trzeba pilnować, żeby wróg ich nie... SZLAG!!! Inaczej - Tworzenie magicznych konstruktów, którymi można sterować i przez to... Przez to... Zastąpienie sporej ilości gwardzistów golemami, któych panel kontrolny prędziej czy później dostanie w swoje kopyta jakiś parszy~ OH, COME ON! Skąd te durne pomysły?! Robienie magicznych zbroi, wzmacnianych magią, aby zwiększały siłę noszącego... Pozwalające przez to na dodawanie coraz grubszych blach, a w końcu prowadzące do powstania żywych czołgów, a potem czołgów jako osobnych pojazdów i... ŻLE! Kompletna kontrola nad jakimś żywiołem? NIE! Wysyłanie czujek kagicznych? NIE! A przynajmniej... Nie takich, które powiedzą coś na pewno / powiedzą mimo że o coś nie spytałeś / sprawdzą ci cośna dużą odległość... Wtedy może ale.. Nie, coś innego!... Mam nadzieję, że widzicie co tu powyżej robię... Ach, i jeszcze małe ciekawostki: 1.wieeeelu z was mówi o skórzanych paskach, zbrojach, płaszczach... A ja się pytam - który barbarzyński kucyk zamorduje świnię lub owcę (bo tylko one z nadająćych się zwierząt zdają się rzeczywiście nie mieć samoświadomości), zdejmie z niej skórę, wygarbuje i zrobi coś, co założy inny kucyk? KTÓRY, PYTAM SIĘ? 2.Może te same, które hodują świnioki jako daninę dla Cerbera, aby dalej strzegł grzecznie wrót, nie upominając sięo pożywnienie w poblisich miasteczkach? 3.A apropo ataków z powietrza - co właściwie zabrania stworzyć pegaziej bazy wypadowej na bazie ruchomego budynku z chmur? 4.Czy jeśli budynki z chmur mogą się walić i przygniatać kucyki, to czy znaczy to, że z chmur można ulepić pociski, które da się potem zrzucić w dół niczym kule armatnie? A jeśli budynki na chmurach robi się z czego innego - to czy znaczy to, że w Cloudsdale może utrzymać się także kamień, żelazo czy ziemia? A jeśli tak, to co stoi na przeszkodzie zrobienia podniebnej farmy? 5.Jak bardzo trzeba uszkodzić konstrukcję podtrzymującą Canterlot od spodu, aby runął w przepaść? Czy wystarczy do tego jeden zeppelin-kamikadze? 6.Jeśli wszystkie (lub większość) ras, jakie wypisałem powyżej normalnie szwenda się po Equestrii, to jak wyglądają dzielnice mniejszości narodowych w miastach naszych koniowatych? Oraz na ile sposobów gryfy mogą urżnąć cię w pokera? 7.Jak wyglądają niepokoje społeczne związane z obecnością tychże mniejszości? Występują, czy nie? Jeśli tak, jaka rasa jest Equestriańskim odpowiednikiem Cyganów/ Żydów / Muzułmanów? 8.Czy Gwardia przyjmuje w swoje szeregi inne rasy? Kucoperze na pewno. A Gryfy? Minotaury? Zebry? Jakieś inne jeszcze, lojalne Celestii i przydatne wojsku indywidua, jak np. smoki? 9.Jak wysyłane są pilne wiadomości, jeśli akurat nie ma się pod ręką Spike'a? Pocztą? A może istnieje sposób na sztuczny przesył wiadomości, podrabiający magięsmoczego oddechu? (cholerny proszek fjuu?) 10. Co jest za wrotami Tartaru, dlaczego, kto może chcieć aby to się wydostało i jak będzie próbował to osiągnąć? 11. Z czego do cholery żyje ta niebita nigdy w pudrowane zady szlachta? No, z czego? Wyzysku, oszczędności, czy może (HA!) ciężkiej pracy? Oraz CZY MOGĄ MIEĆ WŁASNE ODDZIAŁY?! 12. Nie widziałem nigdy, aby w Equestrii płacono podatki od czegokolwiek. Czy to znaczy że ich nie ma? A nawet jeśli są, to czy państwo nie może utrzymywać się, powiedzmy, z kopalni kamieni szlachetnych? A jeśli są takie obiekty, to jak silnie są chronione przez Gwardię? 13. Czy w Equestrii znają w ogóle zastosowania ropy naftowej? A jeśli nie, to na co działają rzeczy u nas napędzane benzyną, np. silniki? Na kryształy nasycone energią magiczną? Jeśli tak, to CZY W OGÓLE ISTNIEJE PRĄD, SKORO MOŻNA NAPĘDZAĆ COŚ MAGIĄ? Te i inne pytania można stawiać i stawiać. Niektóre mogą wydawać się skomplikowane, inne nieco bezsensowne, ale jeśli zamierzalibyśmy bawić się w wojenkę ogólno Equestriańską, odpowiedzenie na większość z nich, jeśli nie wszystkie, może okazać się kluczowe dla przyszłości naszej zabawy/ sesji.
  23. Profesje… Rany, gdy tak zebrać, to sporo tego jest! To że wspomagałem się Carrionem i dawnymi już rozmowami z EmilRegis’em wcale nie pomaga tego streścić... Nasze eskadry (przy założeniu liczebności 30 - 45 kucyków, we wstępnym rozrachunku) muszą być generalnie samowystarczalne. Muszą umieć nie tylko gdzieś wejść, ale i wyjść, a także utrzymać SIĘ i utrzymać gdzieś KOGOŚ lub COŚ. Muszą umieć eskortować, umacniać się, wyciągać informacje, zabijać (duh!), utrzymywać bariery, przerywać rytuały czarnomagiczne, odsyłać demony (jeśli założymy że takowe monstra istnieją, a biorąc pod uwagę Cerbera i Tartar - jest to cholera prawdopodobne)... Zabijanie pojedynczej persony to już rola asasynów, którzy raczej pracują sami albo w mniejszych zespołach. Nie należy więc zaliczać ich w szeregi gwardii. Ale łotrzyk, który wkradnie się na posesję wroga i otworzy drzwi od środka, albo wykradnie plany budynku aby móc zaplanować skuteczny atak - taki ktoś byłby już pomocny. Przydaliby się też wspomniani już saperzy do zabezpieczenia terenu, ale to czy wchodziliby w skład samej eskadry nie jest sprawą najwyższej wagi, więc na razie to pominę. Generalny spis profesji potrzebnych w eskadrze [+ przypuszczalna liczebność]: > oficer polowy + dwóch podoficerów, co daje możliwość podzielenia się na grupy zadaniowe [3] > magowie od tarcz magicznych (zarówno do osłony swoich, jak i odcięcia fizycznej drogi ucieczki wrogom) [min.3] > spec od zaklęcia antyteleportacyjnego (5 miesięcy pościgu i ofiara czmychająca w krótkim błysku to wcale nie zabawna sprawa)[min.1] > łotrzyk-złodziej [1] > magowie od destrukcji i magii ofensywnej [2-4] > spec od czarnej magii [min.1] > lekka piechota powietrzna (pegazy-zaganiacze + pościgi i kurierzy) [3-5] > spec od budowy umocnień (kuc ziemny? czy mag ziemi?) [min. 1] > tank (ziemny, od łamania barykad i zajmowania silniejszych przeciwników niemagicznych) [2-4] > koleś od ogólnie pojętej antymagii (dwimerytowa zbroja? jakieś czary? amulety?) [1] > ktosik do przeprowadzania przesłuchań (może być oficer, albo oficer + kat) [1-2] > spec od kamuflarzu (swojego i innych, np. gdy oddział ma gdzieśprzeniknąc niezauważenie w przebraniu - może być ziemniak) [1?] > medycy (w tym min. 1 jednorożec) [2-3] > inżynier/ artylerzysta/ pilot zeppelina/ inny spec techniczny [2?] > ekipa pogodowa (np. pioruny, stworzenie mgły, odegnanie chmur. Mogą to być także zaganiacze)[min. 2] > snajper (rasy dowolnej) [1-2] >koleś od dyplomacji (z wrogiem, ale nie tylko - i niekoniecznie oficer, w końcu może nie ufać drugiej stronie i chcieć wysłać emisariusza)[1] > piechota wyspecjalizowana w walce 1/1 (broń dowolna) [3] > zwinny w cholerę wiedźmak na bestyje wszelakie i łotrzyków nastawionych na szybkość [2] > grenadier ??? (jeśli istnieją granaty) Czyli, licząc to wszystko tak, jakby jeden kuc miał jedną profesję, wychodzi 33-42 Gwardzistów. Nadal zostaje sporo stanowisk do rozdysponowania w różnoraki sposób, ale biorąc pod uwagę jak minimalistycznie potraktowałem grupy czysto bojowe, nagle może brakować miejsca na kuce wąsko wyspecjalizowane, więc… Ta, skarćcie mnie, macie za co. Chciałem przynajmniej naszkicować to co taka grupa może zawierać. Ludzie, mam także bonus! Znalazłem w ciemnych odchłaniach mojej skrzyni stary (ale chyba jeszcze aktualny) spis stworzeń występujących w Equestrii, oczywiście by Skrzynek, i z dodatkowymi, nie występującymi w samym serialu gatunkami. Spójrzcie na to krytycznym okiem i rzeknijcie co nowego się nadaje a co nie, co jeszcze warto dodać... A z resztą, po co ja ozór strzępię, macie! Istoty rozumne: kucyki ziemne pegazy jednorożce alicorny kryształowe kucyki (dzięki Sombrze już bez pegazów i jednorożców...) gryfy minotaury osły/muły kozy (do niedawna niewolnicy minotaurów. Zrobiły rewolucję i uzyskały pakiecik praw obywatelskich) żyrafy zebry kucykoperze smoki sfinksy hipogryfy cyklopy Morskie kucyki (jednorożce) anubisy (rasa wymarła, stworzyli świątynię z książki Daring Doo) węże rzeczne i morskie (wyalienowane) jaszczuroludzie (???) duchy Roc’i (niezbyt przyjazne) żaboki (wodniki?) (mało kolorowe Murlocki z mackami wokół otworu gębowego. Brzydkie i nieśmiałe, sprzątają bagna) konie (z Saddle Arabii) Diamentowe Psy (działają jak chciwe krasnoludy, kiedyś tworzyły podziemne królestwa) testrale (???) driady i nimfy (???) Niewolnicy: krowy satyry Dżinny (???) (do niedawna kozy) Potwory: Trolle (półrozumne) (komiks) olbrzymie pająki (też były w komiksie) chupacabry (jak wyżej) mięsożerne rogate zające (shut up, także!) hydry mantykory cerber awatary gwiazdozbiorów (a co, Niedźwiedzice to niby wyjątek? Kosiorożca nie dacie?!) changelingi (rozumne) scyche - hydra morska gigantyczne kraby (skąd one się wzięły to sam chciałbym wiedzieć...) krakeny (a co!) górskie kucykowe olbrzymy harpie (półrozumne) skolopendomorfy (bo tak!) wampiry (rozumne) (skądś brały się te stroje na Nightmare Night...) upiory i barghesty (demoniczne psy) strzygi Zombie ( i inne nieumarłe - ghule, szkielety) mięsożerne kwiaty (komiks) Roc’i (rozumne) (wiem, już były... ale pasują i tu i tu) wilkołaki, kotołaki, szczurołaki (żeby było zabawniej z tymi klawami... kelpie (???) Zwierzęta: owce świnie drób owocowe nietoperze (szkodniki) dzikie koty wilki parasprite’y (szkodniki) itd... EDIT: Nie jestem pewien czy jasno się wyraziłem co do celu wstawienia tutaj tego spisu istot: chciałem dać paliwo do dyskusji na temat możliwych potworów/wrogów Gwardii, które nasi wojowie mogliby ku chwale Księżniczek zwalczać. Jak także chciałem dodać nieco złożoności do świata (np. z tymi kozami jako niewolnikami minotaurów). Chyba będę czuł się za pewne pozycje na tej liście nieco zhejcony, ale co tam! Ważne, aby dyskusja trwała. Hoffmanie... Mam nadzieję że przebrnięcie przez te ściany tekstu nie będzie (było?) dla ciebie zbyt czasochłonne... I dla reszty z was też. Ale ja naprawdę nie mogłem się oprzeć!
  24. Wiesz, co staram się zrobić, Scroll? Umożliwić tą zabawę/sesję. Zdaję sobie sprawę, że Equestria to cholerna pastelolandia, w której nie ma takiego zagrożenia, któremu nie poradziłoby parę klaczy z przedmieścia, ewentualnie ze wsparciem obrzydliwie słodziasznie zakochanej w sobie parki książęcej i kurduplowatego przydupasa robiącego za przenośną skrzynkę mailową i zapalniczkę. Dodaj do tego radosne chichoty na koniec odcinka oraz krwiożercze potwory ulegające Fluttershy i masz świat, w któym żebyś cholera chciał to nie zdechniesz, skazany na wieczność pochłaniania babeczek z różowym lukrem. Tyle że ja patrzę dalej. Uznaję sam serial za propagadę Equestrii. Za odpowiednik tych filmów amerykańskich, gdzie 90% kobiet to modelki o wzorowej figurze, mimo że kobieta prędzęj w USA przeleje się przez krawędź krzesła niż elegancko założy nóżkę na nóżkę. Za cholerny trailer, plakat relkamowy, pica na wodę i fotomontaż. Nie zawsze, nie - przecież też chcę się pośmiać i powzruszać oglądając nasz serial. Ale aby móc stworzyć zabawę w wojsko w tym świecie, potrzebuję mieć zarówno Gwardzistów, którzy wiedzą któym końcem włóczni należy drapać się po jajach, jak i godnych przeciwników, których zwalczanie choć przypuszczalnie dałoby porcję Expa potrzebną im do stania się hardkorami o których mi chodzi. I mimo że doceniam humor i trafność twych argumentów, proszę, poza ukręcaniem łba moim teriom, pomóż też stworzyć coś, co jednocześnie nie zaprzeczy mocno kanonowi, ale i pozwoli nam się pobawić żołnierzykami. Ok? A teraz, do szczegółów... Tylko że one były specjalnym celem Celestii - expiła je, a przede wszystkim Twilight, dla swoich własnych celów, podyktowanych 1000-letnim doświadczeniem. Poza tym, akurat smok miał być załatwiony pokojowo. Gwardia rozwiązaniom pokojowym nie służy. To samo tyczy się wszystkich innych przeciwności, jakie stają przed Powierniczkami - one są tam piewrsze, więc jak tu mówić o interwencji Gwardii, skoro gdy się dowiedzą, to jest już po wszystkim? Sytacja w Appeloosie, timberwolfy, parasprite'y (serio, jak w ogóle Gwardia miałaby się nimi zająć? Prędzej Octavia), Cerber, Ursa Minor, Hydra. W którym z tych przypadków Gwardia miała cokolwiek zrobić, skoro jej tam NIE BYŁO?! Wiem, można w ogóle zastanawiać się, dlaczego w Ponyville nie ma Gwardii. I tu z kolei odpowiedzi nie mam. Polityka? Koszta? Fakt że Ponyville to jednak największe cholerne zadupie dla potworów? Może zaś celowość, aby Powierniczki same nauczyły się radzić sobie z przeciwnościami losu? Trollestii nie rozgryziesz. A może tak ta elita była na patrolach ZA miastem, a nie czekała wewnątrz bariery aż coś podlezie do miasta i zrobi oblężenie? Ja tam właśnie bym ich wysłał - w końcu najlepsi, więc powinni wrócić, nie? WRONG! Poszli sprawdzić jaskinie niedaleko Canterlotu 2 dni przed ślubem i co się stało? Changelingi odcięły im drogę na powierzchnię, najpierw atakując, a potem zawalając przejście. Zanim znaleźli drugie wyjście, po drodze przedzierając się przez wszystko, co tamte jaskinie miały do zaoferowania (wielkie pająki, trolle, changelingi-maruderzy, kryształowe żywiołaki) było już po wszystkim. Może Chrysalis o tym wiedziała, i dlatego była tak pewna zwycięstwa, gdy tylko bariera runęła? Jedyne o co proszę, to 5-6 drużyn po 45 kucyków, + nieco infrastruktury militarnej, kilka starych bombard i balist w magazynach i ze 3 zeppeliny transportowo-bombowe. Tyle Amen. A, i jeszcze nieco większe rzesze garnizonów, które jednak są trawnikowymi ciotami. Za wiele? Aha, widziałem. I tak jak ty twierdzę, że był jednym z mniejszych i bardziej ciotowatych. Prawdopodobnie to taki minotaurzy odpowiednik wioskowego cherlaka, który jednak poszedł z duchem czasu i zajął się "BYZNESEM". Za co konserwatywne minotaury wykopały go z ich sadyby... A przynajmniej ja wolałbym tak myśleć o tej rasie. Takie tam, konserwatywne cepy, ale co dobrych kowalów mają i bez bitki im się nudzi. To zależy czy taki gwardzista to mag bojowy, pegaz czy rzeczywiście nawalający się własokopytnie ziemniaczek. Na każdego znajdzie się sposób. I NIGDY nie waż się nie doceniać parzystokopytnych! CIASTEK, DZIĘKI CI! Twój post to miód na moje uszy. Jest zwyczajnie piękny, ale rozwinę jedną rzecz: A prawdziwi wojacy są tam, gdzie jest niebezpiecznie i nie ma księżniczek, granica z Arabią Siodłową na ten przykład ( nie mówię, że są w stanie wojny. Myślę tu raczej o pustynnych potworach). Właśine - tam, gdzie są powierniczki, jest centrum kraju. Tam jest bezpiecznie. Tam nie ma przestępców. Tam nie ma potworów. Są za to gdzie indziej, i tam są właśnie te cholerne eskadry… Khem. Rozmawiam sobie też prywatnie ze Scrollem poza tym wątkiem. Pozwolę sobie go zacytować: Jak najbardziej Agreed. … Damn, JESZCZE żeś zdążył dodać coś przed moim odpisem? Shit… Nie martw się - to była celowa technika "płomiennej riposty". [wysłałem mu 3 pierwze akapity tego posta zanim go tu zamieściłem. Gubię się w czasoprzestrzeni, a wy?] Ciekawa rzecz - dochodzimy już do końkretnych profesji. Zaraz się zajmę własnym spisem, poczekajcie jeno trochę...
  25. Jako, że o wiele lepiej myśli mi się w rozmowie z kimś, poprosiłem Carriona o drobną dyskusję na temat wyżej wspomnianych zagadnień i nie tylko. Doszliśmy do kilku ciekawych konkluzji... Ale po kolei: Jeśli chodzi o Equestriańskie czołgi, bombardy, ciężarówki wojskowe itd, to rzeczywiście, jest się nad czym zastanawiać. Tym bardziej że choć ciężarówki jako takie w kanonie nie występują, to opony są już dawno wynalezione. Przykład. Ja osobiście sądzę jednak, że jeśli takowe rzeczy istnieją, to są raczej na steampunkowym etapie rozwoju, jest ich mało i głównie kurzą się w magazynach, a używane są jedynie gdy trzeba pokonać jakiegoś stwora z użyciem sporej przewagi własnej ofensywy. Zaś co do sprawy Shininga, to się zgodzę. Hoffman chciał najwyraniej, aby zabawa zawierałą element przewodni działu, tj. kapitan Gwardii himself. Nie ma wyraźnego pododu, dla którego każdy zawodnik nie miałby wymyślić włąsnego oddziału (Eskadry bojowej) z własnym ofecerem na czele. Co do tego trzeciego zagadnienia, już skracam to, co miał na myśli - najlepeiej wyszkolona w Equestrii elita Gwardii nie będzie wysyłana na jakieś ZNANE kucom monstra, bo z tymi wiadomo jak walczyć i zwykle scenariusze działania są gotowe wcześniej. Na taką Hydrę, powiedzmy, bierze się tych z Eskadr Federalnych (ciągle będę zmieniał te nazwy, aby dać trochę opcji, z których potem wybierze się te najlepsze) średnio doświadczone kuce plus zeppeliny-bombowce, jakąś bombardę i ewentualnie ekipę pogodową co by piorunami popieściła, albo deszczem rozmyła grunt pod łapami. Ze smokiem już gorzej, ale dalejraczej nie liczą się tu cenni, a przecież tak łatwo ginący w samotnej szarży herosi, ale ilość, możliwość otoczneia, przepędzenia, nawet zwykłego przestraszenia smoka, który przecież w Equestrii nie będzie tak krwiożerczy i nieustępliwy jak powiedzmy w Warhammerze (lub Tibii ) i przy przewadze liczebnej Gardii raczej pójdzie na jakąś ugodę. Sam Carrion nieco to rozwinął nieco później, gdy rozważaliśmy różnice między elitą, a elitą elity, dając właśnie taki opis: Ale, dlaczego federalni, a nie ci z garnizonów, zapytacie? Ano tak się składa, że wedłóg mnie ci z garnizonów to głównie żywe statuły trawnikowe, które ledwo umieją trzymać włóćznię. Ich kanoniczna, golemów niewarta inteligencja daje się łatwo podsumować sytuacją powrotu Nightmare Moon: <pojawia się NM> HEJ! ZASZARŻUJMY NA NIĄ BEZ BRONI! NA PEWNO SIĘ NAM NIE... <błyskawica rozgotowuje mu mózg> Ba-dum, tss! Są, bo są, chcieli pomagać kucykom, chronić ich itd. Ale w Equestrii wszystko opiera się na talencie i powołaniu, tam jest to kolorowe i pastelowe. Ta kraina jest o tyle, miła, że zaraz po szkoleniu jesteś szanowanym kolo w lśniącej zbroi. Tyle że nie czyni ich to wcale walecznymi czy (może trochę?), ani kompetentnymi (no, chyba że w staniu bez ruchu, w tym są dobrzy)... Właśnie! I tu dochodzimy do meritum sprawy. Większość Gwardii jest jaka jest - garnizony, których główna rola to zwalczanie problemów pokroju drobnego złodziejaszka, czasami trafi się jakiś pojedynczy kryminalista, czasami potwór, którego jednak przepędzi się właśnie ścianą ostrzy włóćzni i pociskami magicznymi maga lub dwóch... ALE! W tych wojskach federalnych zbierają doświadczenie PRAWDZIWI wojacze. Tacy, co to idą na ustawki z minotaurami jak zaczynają rozrabiać. Tacy, co wypleniają siedliska Diamentowych Psów. Łapią czarnoksiężników-kryminalistów, ktrych zapewne nie brakuje (kilku na rok, I mean, w całej Equestrii, co przy jakiejś połowie mocy Trixie z Alicorn Amulet jużrobi niezłe zniszczenia.) No i jest powiedzmy ok. 5-6 takich eskadr, które to nie pilnują niczego, tylko się szkolą, ćwiczą, i dostają premie za efekty. Generalnie należenie do tych formacji nie jest marzeniem dla wielu Gwardzistów, choć jest to na pewno awans do tych "twardszych". I podczas gdy nawet pośrednia z tych eskadr jest warta co najmniej trzykrotnie liczniejszego oddziału garnizonowego, jedna z nich (załóżmy, że jest to ta eskadra, która będzie przez nas opisywana) jest elitą tej elity. Największe badassy, najbardziej doświadczeni magowie, najcichsi z łotrzyków do penetracji wrogich siedzib, najtwardsi z twardych. To ich wysyła się, gdy gdzieś robi się naprawdę gorąco, gdy trzeba nie przepędzić czy uciachać na śmierć taką Hydrę, albo Smoka. Lub dwa. To tacy, których wyśle się na coś, co zrównało z ziemią całe miasto, ale nie wiadomo nawet co to było. Znają odpowiedzialnego kuca czy stwora, spacyfikują i jeszcze wrócą większością oddziału po premię. Dobrze mówi, polać mu! Może się powtórze, ale to przez to, że trudno ogarnąć naszą wielowątkową rozmowę. Trzeba mianowicie znać różnicę: Hardcory będa stosowane do czego innego nż wielki ZNANE potwory. Np. atak na sporą siedzibę rozbójników (nie szarża, ale atak po rozpoznaniu, oczywiście), uziemienie długo poszukiwanego kryminalisty lub maga, albo zbadanie sytuacji, któe są w jakikolwiek sposób dziwne, np. ktoś znika z miasteczka, dzieją się dziwne rzeczy itd., albo gdy trzeba odbić ważną personę. Potworami zaś zajmować się będą ci z Korpusu Interwencyjnego, ale ci mniej doświadczeni. Kwestia zbroi w Equestrii, któa choć poboczna, musi być poruszona: Trochę tak, trochę nie. Raz, że te zbroje mogły być doprodukowywane przez wieki, jako długoterminowa inwestycja, dwa - zbroje mogą być najwyżej pozłacane (i pewnie tak jest. Trzy - bitch please! Przy kamieniach szlachetnych które znajdziesz gdziebiąc obcasem losową dziurę w ziemi, a soczek kosztuje dwie złote monety, złoto jest zapewne (dosłownie!) tanie jak barszcz. A Celestia, pamiętajmy, mogła chcieć utrzymać prestiż (przynajmniej w wyglądzie) swoich sił zbrojnych - dla poddanych tak samo jak dla cudzoziemców. Następne przemyślenia wciąż czekają na napisanie. Stay Tuned!
×
×
  • Utwórz nowe...