-
Zawartość
125 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Skrzynek
-
Ok, niniejszym skończyłem Trzecią Księgę "Awatara". Bucking. Epic. Ending.
- Pokaż poprzednie komentarze [6 więcej]
-
Poza tym, za kilka tygodni (najwyżej miesiąc) Jako Nostalgia Critic zrecenzuje (zmiesza z gnojem) film z aktorami "Ostatni Włądca Wiatru". A jako żę serial mu się niewyobrażalnie spodobał, liczę na przepyszny RAGE z jego strony.
-
Uwielbiam NC i nie przepuszczę takiej okazji, szczególnie że ten film był... dziwny.
Trailer Korry do drugiego sezonu, bez spoilerów co się dzieje w pierwszym. Tak jakby ktoś chciał się nakręcić przed oglądaniem
-
film to była jakaś kpina. Nie dość że pozmieniali większość faktów przez co fabuła momentami traci sens to jeszcze pominęli mnóstwo ważnych elementów. Jakby nie mogli tego zrobić w dwóch częściach chociaż.
-
Ok, pierwsza księga (sezon) Avatara Aanga za mną. I przyznać muszę, iż zaiste epicki to serial.
-
Zabawnie byłoby, gdyby nie mając doświadczenia wywrócił CAŁY SEN do góry nogami, choćby na krótką chwilę. Wiecie, nie umiejąc poprawnie ograniczyć obszaru... A w końcu to sen, prawda? Tam aby coś zmienić wystarczy umieć to sobie wyobrazić. Nie mam może zbyt dużo doświadczeń na ten temat, ale zdaje mi się, że niewiele więcej wysiłku potrzeba (jeśli w ogóle) do rozszerzenia takiej... "Zmiany zasad" na cały sen, aniżeli tylko użycie jej w jednym miejscu. I po prawdzie nie jestem też pewien, czy przyciągnie to o wieeele więcej uwagi niż zmienienie jej tylko w jednym miejscu. W końcu tak czy owak jest to spora zmiana, prawda? A co wie jeden fragment podświadomości... Ok, tego nie musi wiedizeć całość... ALE, z tego co pisał Dżewo, tych praczek jest tam sporo. Jeśli Sysktus ograniczy się chociażby do całej pralni (nawet wyłącznie względem "konstruktów białkowych") to i tak na suficie powinno wylądować MNÓSTWO praczek, których wiedza już na pewno wpłynie na projekcje całej podświadomości. Co ciekawe, może to także uratować Tempestris, o ile nie wymyślą nic do następnego posta Black Scroll'a... Ale moze starczy już gdybania. Pomysł podany, to jest ważne. Edit: I kolejne ważkie pytanie - czy odwrócona grawitacja będzide działać na przedmioty? Nie tylko w tym wypadku, ale ogólnie przy zmianach grawitacji. Czy będzie to zależeć od intencji architekta? A jeśli będzie chciał, aby na suficie znaleźli się (połamani oczywiście przez upadek z takiej wysokości, jeśłi nie wpadnie na to aby przez chwilę po odwróceniu grawitacja była mocno zredukowana) to czy zadziała to także na ekwipunek, jaki tachają postacie? A jeśli nie, to czy protezy będą traktowane jako część kucyka, czy może przedmiot, dla któego grawitacja sięnie zmieni? Może to wywołać kilka naprawdę zabawnych paradoksów... Oj taaaak...
-
Kolejny raz natknąłem się na wzmiankę o serialu "Last Airbender". Dość zwlekania. Czy ktoś mógłby mi polecić prosty i szybki sposób na oglądanie tego? Jaką wersję wybrać - polską (chyba jest, nie?) czy angieską? A przy zagranicznej - gdzie znleźć odcinki z napisami? Pytam w ciemno, żebyście chociaż podpowiedizeli czego szukać.
- Pokaż poprzednie komentarze [2 więcej]
-
Sory, na razie nieistotne. Obejrzyj sobie po prostu Avatar: Legenda Aanga. To są trzy sezony czy jak oni to zwą "księgi" po 20 odcinków.Legendy Korry to spin off, który dzieje się ze 100 lat później ale ma dużo mroczniejszy klimat i jest trochę taki steampunkowy. Trochę.
-
turniej Arena XXIII – Sparkle vs Hilianus [zakończony]
temat napisał nowy post w I Turniej Magicznych Pojedynków
- Ja nie jestem żaden Hilianus! - krzyknąłem do wciąż nie łapiącego różnicy animatora turnieju, który tylko tempo patrzył się na mnie ze słuchawką w uchu. - Ale w rozpisce mam że... - NIE OBCHODZĄ MNIE TWOJE PAPIERY TY IMBECYLU! - Ryknąłem dosłownie z bardzo dosłownym ogniem w oczach. Nieborak cofnął się w przerażeniu i aktywował barierę przez naciśnięcie guzika na pasku. Specjalne wyposażenie personelu, chroniące przed destruktywnymi wybrykami co dzikszych magów. Wprawdzie niczym to było przeciwko czarom większości z uczestników, ale przynajmniej pomagało im poczuć się bezpieczniej. Tym co naiwniejszym, w mojej opinii... Jednak sam fakt że zdecydował się to włączyć pomógł mi nieznacznie ostudzić emocje. Wziąłem głębszy oddech i cofnąłem się nieco, by spróbować jeszcze raz wytłumaczyć to temu CKM’owi, starając się panować nad głosem. - Hilianus to imię mojego brata. Ale to samo imię przybrał też, podszywając się pod niego, pewien jegomość, który to przyszedł do was i wmówił, że jest moim sponsorem. Łapiesz do tej pory, fujaro?! - przytaknął - Świetnie! I teraz najlepsze - Nie mam ŻADNEGO powiązania z tym fałszywym fajansem! Nazywam się Ziguerro Gvuhurim, i to JA zapisałem się do tego turnieju. JASNE? - znowu energiczne potakiwanie - ŚWIETNIE! Cofnąłem się i opadłem z westchnieniem na fotel w wyznaczonej dla mnie garderobie dla uczestnikow. Zacząłem rozmasowywać skronie, po raz kolejny rzucając niewerbalne zaklęcie leczące. Mocno oberwałem w poprzednim pojedynku, i dopiero dzień później dowiedziałem się że wygrałem na punkty. Kto by pomyślał, że promień tamtego żółtodzioba miał rdzeń fuzyjny, do którego zatrzymania moje beztrosko rzucone tarcze nadadzą się... Prawie wcale? Ale przynajmniej miałem okazję nieco je usprawnić... Jak również dowiedzieć się jak walczyli inny zawodnicy z nagrań sprzedawanych w kiosku. Okazuje się, że zawsze warto nosić przy sobie przenośny odtwarzacz DVD, niezależnie od tego co PRAWDZIWY Hilianus twierdzi na temat łamania konwencji... Pff! konwencje to ja łamię jak chrust na ognisko! Podleciała do mnie Nancy. Moja śliczna, potężna Nancy... Pogłaskałem ją pieszczotliwie po wyładowaniach, a ona odpowiedziała błyskając na błękitno. Chciała mnie pocieszyć, słodziacha jedna! I udało jej się. Od razu się uśmiechnąłem. Mała jak się okazało była całkowicie nietknięta po tym jak walnął nas ten promień. Ale czegóż to spodziewać się po istocie stworzonej ze śmiercionośnej kuli energii? Jakże pięknej, gorącej, pot... Moją kontemplację Nancy przerwało nerwowe chrząknięcie animatora. Sapnąłem i zwróciłem na niego wzrok, starając się jednocześnie pozbyć się irytacji jaka wstąpiła we mnie przez te nieporozumienia. Cholerny fajans... Muszę powiedzieć Zartiemu żeby przestał z nim trzymać. Psuje wizerunek Paladynowi. - Co jeszcze masz mi do powiedzenia? - spytałem możliwie neutralnym głosem. - T-to co powiedziałem na początku, o Panie... - wybełkotał niezbyt wątpiąc wyraźnie w to żę już się uspokoiłem. Wziął głęboki oddech i kontynuował - Przyszedłem powiadomić Pana, mistrzu Ziguerro - Nienawidzę gdy ktoś próbuje mnie w ten sposób uspokoić... Mimo że lubię ten tytuł... - że pojedynek zaczyna się dokładnie za pięć minut, ale Pan... - Gdybyś od razu nazwał mnie Ziguerro, nic by się nie stało - pokręciłem głową, westchnąłem i podniosłem się z fotela - Biegnij w takim razie do konferansjera i sprawdź czy on też nie ma pomyłki w tych... - Ależ panie! - przerwał mi nagle - przyszedłem do mistrza dokładnie... - spojrzął na zegarek - Pięć i pół minuty temu! Moje źrenice zwężyły się natychmiast. Rzuciłem takim orczym przekleństwem że nawet Nancy cofnęła się metr dalej. Super, nie dość że się spóźnię, to jeszcze pewnie zapowiedzieli mnie złym imieniem! Niech ja dorwę tego... Później, Zig, Później! Nie słuchając tego co ten imbecyl zaczyna mówić o dojściu do areny przywołałem z kąta kostur wraz z sakwami, które gorączkowo zamocowałem na pasie. Następnie przywołałem z pamięci numer wylosowanej sali i skupiłem się na nim, prosząc ducha Aren aby właściwie mnie poprowadził. Duszek ten najwyraźniej zdziwił się że ktoś wie o jego istnieniu, ale poczułem że chce pomóc. A Zarti wciąż twierdzi że szamanizm jest kompletnie nieprzydatny... Skupiłem się na czarze teleportacyjnym, używając ducha Aren jako przewodnika. W ostatnim momencie wpadłem na pewien pomysł i tuż przed przeniesieniem w błysku światła otoczyłem się płomieniami dla efektu. W końcu jakoś trzeba nadrobić spóźnienie... Gdy gwałtowne, ale krótkie ssanie minęło płomienie - które przedtem trzymałem przy ciele aby nie popalić sprzętów w garderobie - rozpierzchły się wokół, tworząc widowiskowe jęzory. Utrzymując czar w takiej intensywności abym mógł się rozejrzeć dojrzałem arenę w postaci lewitującej, stalowej płyty, sufit pokryty płaskorzeźbami i trybuny ukryte ze barierami antymagicznymi. Naprzeciwko mnie stała młoda czarodziejka W białej spódniczce, fantazyjnym kapeluszu i z poważnym wyrazem twarzy. Już miałem się uśmiechnać, gdy gdzieś z trybun dobiegł mnei głos “Dajesz, Hilianusie!” Niech no ja dorwę tego Ziemianina... Uniosłem w górę ręce, w prawej dzierżąc kostur. - Witajcie widz... W tym momencie zostałem zgaszony. Dosłowinie. Na mnie, moją ozdobną, czerwoną szatę, płomienie oraz Nancy zwaliła się ogromna masa wody. Zmoczyła mnie oczywiście do suchej nitki i jako że mówiłem, wlała się także do ust. Gdy już przestało mi bulgotać w uszach usłyszałem jak po mojej prawej, tam gdzie była moja istotka, coś głośno syczy. Pewnie odparowała to co na nią spadło... farciara. Sam zaś otworzyłem oczy i wyplułem nadmiar dwuwodorku tlenu dosyć długim strumieniem. No tak, teraz przypominam sobie że to miała być “arena basenowa”. Opuściłem wciąż wzniesione idiotycznie ręce, starając się zignorować fakt mojej nagłej mokrości oraz łańcuch kropel opuszczających w pośpieczu moją krótką, szpiczastą bródkę. Jak równierz salwę śmiechu jaką wciąż rozbrzmiały trybuny. Odchrząknąłem i zacząłem jeszcze raz. - Witajcie Widzowie! - Zawołałem gromko już bez unoszenia rąk. Moje szerokie rękawy i tak wygladały teraz raczej żałośnie - Witaj mi też ty, Sparkle - ukłoniłem się w stronę już o wiele mniej poważnej przeciwniczki - Ja, Ziguerro Gvuhurim, którego to tylko ZNAJOMYM jest Hilianus, ufam że będzie to starcie uczciwe, widowiskowe i emocjonujące dla nas wszystkich tu zgromadzonych! Niech rozpocznie się starcie! No, skoro sam dla siebie odwaliłem robotę konferansjera - którego przecież nie słyszałem - mogę już zająć się właściwą walką... Przede wszystkim, rozeznanie w otoczeniu. Jestem na metalowej płycie zawieszonej nad basenem z bardzo dowcipną wodą... A więc zaklęcia ogniowe odpadają, przynajmniej w większości. Zostaje przewaga magii wody oraz moje zwykłe sztuczki... Uderzyłem kosturem o płytę, przywołując implozję ciepła, która to natychmiast mnie wysuszyła. Przynajmniej z wierzchu... Potrzebowałem się jednak przygotować do walki o wiele rzetelniej niż tylko dbając o wygląd. Problem w tym że do tego potrzebowałem chwili czasu. A to już nie są eliminacje, tylko druga runda. Przeciwniczka nie będzie łaskawie czekać aż nasztacham się mocą. A więc musiałem sobie ten czas kupić. I najlepiej nieco potestować z czego jest ulepiona ta młódka... Na początek prostota, test i dezorientacja w jednym. Wykonałem na raz dwa proste zaklęcia - jedno pociągnęło jej spódniczkę w dół za pomocą telekinezy, a drugie wytworzyło duże podciśnienie na rondzie jej kapelusza, które szybko uniosłem, tak że jej kapelusz powinien polecieć jak zdmuchnięty przez tornado. Dobre duchy, sam mam nadzieję że zabezpieczyła się przed telekinezą, albo wyjdę na niezłego zboczeńca... Jadnocześnie uniosłem kostur i wystrzeliłem z wieńczącego go kamienia (który przed walką zmieniłem na mniej ozdobny, choć nawet bardziej zabójczy czerwony kwarc) trzy błękitne sfery, które zaczęły niezwykle szybko zapier... Lecieć po orbicie wokół Sparkle. Każda miała inny efekt. Jedna wysyłała paskudnie irytujący dźwięk na granicy słyszalności, który - sprawdzone na braciach! - każdemu oprócz dzierżacemu kostur, lub niezwykle odpornym skurczysynem utrudniał skupienie potrzebne do czynienia bardziej precyzyjnych czarów. Druga z kolei w okrążanym obszarze wydzielała magicznie potężny smród palonej elektroniki... Co? To że cele zwykle nie mają pojęcia co to elektronika wcale nie ułatwia im obrony! Trzeci z kolei nie robił nic, ale jeśli natrafił na swojej drodze jakąś energię nie zabezpieczoną przed skonsumowaniem, lub ktoś nieopatrznie zadziała na niego magią, uwielbiał to asymilować. Oraz przekazwyać pozostałym dwóm. Wszystkie trzy działały też w oparciu o fizykę zaklęć niematerialnych 2-go stopnia, były więc nieco podobne do magicznych ogników. A weź zrań swiatło, które po prostu lata wokoło ciebie, w dodatku z rozkazem żeby nie przestawać choćby nie wiem co... Gdy tylko sfery doleciały do Panny Sparkle, dwie pierwsze zaczęły działać prawidłowo, natomiast trzecia... Co ona właściwie zrobiła? Miała latać wkoło, a nie... A ty sprytna-widząca-więcej-ode-mnie magio! Złapałaś torbę oponentki i teraz próbujesz przeżuć magię, jaką jest nasączona? Głupie, a zarazem jakie sprytne... Niemal na pewno jej się nie uda, ale trochę czasu na pewno mi kupi. Tak czy inaczej, muszę działać szybko. Odstawiłem kostur na bok, każąc mu stać pionowo i podtrzymywać barierę standardową wokół mnie i Nancy. Potem, mając obie ręce wolne, odciąłem się mentalnie od zewnętrznych bodźców, ufając że w razie czego Bariera i wierna mi Nancy powstrzymają przedwczesny atak. Zacząłem przyspieszoną wersję elfickiego Qui-Gong, połączoną z wcześniej zmodyfikowanymi przeze mnie wizualizacjami oraz szybkimi formułkami do duchów, esencji, bytów i eterycznych przyjaciół, którzy woleliby pozostać anonimowi (W przeciwieństwie do tego pseudoczłeka...). W rezultacie wyglądałem dla niezorientowanych widzów co najmniej dziwnie robiąc dosyć losowe, nieskładne ruchy wszystkimi kończynami na raz, jednocześnie mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Jendakże ja już po pierwszych ruchach poczułem jak mój umysł się oczyszcza, połączenia mojego Wyższego Ja nabierają szczególnej mocy, a ciało napełnia się niemalże namacalną potęgą. Spod przymkniętych powiek zaczął dobywać się blask, a długie kryształy powprawiane w moje złote karwasze zaczęły świecić z przeładowania. Gdy po zaledwie połowie minuty poczułem że starczy, zakończyłem proces przywołując kostur do dłoni i uderzając nim o metalową płytę. Mimo że nie było to zczególnie mocne uderzenie, miałem wrażenie że cała nasza cienka arena zawibrowała w odpowiedzi. Nancy zawisła nad moim lewym ramieniem, a ja stanąłem prosto, gotów w ułamku sekundy zareagować na ripostę Sparkle...- 6 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 3 więcej)
-
Wyjrzyjcie przez okno! Czy u was też jest takie żółte niebo? (jestem na zachodnim mazowszu)
- Pokaż poprzednie komentarze [7 więcej]
-
"Jak będzie zielone, a chmury będą dziwnie (powoli) wirować - lepiej biegnij do piwnicy"
Przypomnij z czego to bo coś mi sie w mózgu obija
-
U mnie natomiast autentycznie było żółto. Zachodzące słońce podświetliło jakieś rozrzedzone strarusy czy coś podobnego. I było żółto... Aż zapytałęm mamę czy nie byo w pogodynce na dzisiaj jakiegoś amageddonu.
Jak chmury sązielone i wirują to fakt, zbliża się tornado. Jako skutek uboczny potężnej czarnej magii. Nie pytajcie skąd wiem...
-
[tym razem esejątko na 13 stron. Ale jest tu WSZYSTKO co zdarzy się do następnego posta Evera, więc...] - Idziemy dalej czy skręcamy do jakiegoś pomieszczenia? - spytała Gray. To było bardzo istotne pytanie. Lepiej szukać zaginionej toważyszki, czy skupić się na śniącej? Nigdy nie zostawiam za sobą towarzyszy w potrzebie... Chyba że sytuacja jest skrajnie nagląca, a i jest szansa że sami sobie poradzą... Ale to nie jest zwykła sytuacja, nawet nie rzeczywistość. Widziałem rozmiary tego szpitala. Jeśli teraz zaczęlibyśmy jej szukać, możemy szukać choćby i wieczność, a jeśli podświadomość tego nie zechce, i tak nam się nie powiedzie... Tak to zdecydowanie podstęp. “Przecież zniknęli blisko, na pewno są za jakimiś drzwiami i czekają tylko aż pójdziemy...” - pomyślałby ktoś naiwny. I stracilibyśmy pół godziny na przeszukanie “najbliższej” okolicy, ściągając na nas subuwagę... Nie, nie, nie, na to potrzeba jakiegoś sprytnego sposobu... Jakiegoś czaru wykrywającego lub... Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że gdy ja ze zmarszczonymi brwiami zastanawiałem się co zrobić, Wood mamrotał coś pod nosem. Kiedy się jednak odwróciłem już go nie było. Zobaczyłem że podchodzi do jednej z pielęgniarek ze spuszczoną głową i zaczął coś mówić zmęczonym głosem, jednak tak niewyraźnie że nie zrozumiałem co. Pielęgniarka w odpowiedzi podniosła kopytko, jakby się nad czymś zastanawiając i po chwili wyciągnęła nogę w kierunku, w którym prawdopodobnie poszli także Oczko i ta szarogrzywa projekcja ogiera, tłumacząc mu coś. Następnie odeszła, zostawiając Wooda. Stał tak dobrych parę sekund, zanim strzelił się lekko w skroń i podszedł z powrotem do nas. - W tamtą stronę – powiedział smętnie, wskazując tą sama drogę co seledynowa klacz – przy rozwidleniu w lewo i tak jeszcze dwa razy, a potem w prawo do dyżurki pielęgniarek. A więc samowolnie podjął działania wywiadowcze jeszcze zanim zdecydowałem czy iść dalej czy szukać Oczko? Cóż, przynajmiej skutecznie. A skoro ustaliłem już że to druga opcja to głupi pomysł... Więc czemu nie iść tam gdzie i tak mówiłem że iść zamierzamy? Skinąłem mu głową, obserwując bacznie jego pysk i wlepione w podłogę oczy. - Idźmy zatem - powiedziałem po prostu i ruszyłem tam gdzie wskazał. Przechodząc koło Wooda rzekłem mu jeszcze z cicha - Dobra robota. Długo byłeś w tym kółku teatralnym? - Po czym posłałem mu lekki uśmiech i poszedłem dalej. Po chwili zrównali się ze mną także Gray i Dolton. Ja jednak zmarszczyłem brwi. A Wood gdzie? Odwróciłem się w tył i dostrzegłem tam idącego samotnie architekta, wciąż z nosem w dokumentach. Chyba powinienem z nim chwilę porozmawiać. Wydaje się czymś mocno przybity... Zatrzymałem się i poczekałem aż architekt się ze mną zrówna. - Jakieś postępy? - zagadnąłem. Wood westchnął i znów spuścił oczy. - Niczego - odpowiedział zawiedziony. Przyjrzałem się przez chwilę temu przybitemu porażką w rozgryzaniu dokumentów kucowi. Gdybym był zwykłym oficerem, a on moim podkomendnym, pewnie kazałbym mu po prostu starać się bardziej. Albo oddać dokumenty, bym sam mógł je rozgryźć. Ale bycie sierżantem Szarych Orłów nie polega tylko na stawianiu wymagań i karceniu, gdy coś wykonane jest źle. A on nie jest żołnierzem, tylko wyrwanym ze spokojnego życia przypadkowym kucem, któremu przyszło dźwigać na swym grzbiecie losy Equestrii. Dlatego nie okazałem ani odrobiny złości czy frustracji, choć fakt że przez tyle czasu do niczego nie doszedł nieco mnie zaniepokoił. Zamiast tego położyłem mu kopyto na ramieniu, aby dodać mu nieco otuchy. Niestety byłem źle ustawiony i zrobiłem to tym sztucznym, ale przez lata nabrałem sporo wprawy w wykonywaniu nim takich gestów mimo braku czucia. Nie było to więc ani mniej płynne, ani silniejsze niż gdybym użył naturalnej nogi. - Nie martw się, na miejscu zajmiemy się tym wszyscy razem i na pewno to rozszyfrujemy - rzekłem raźnie i cofnąłem kopyto. Wood tylko przełknął ślinę i skinął sztywno głową, zerkając na moją naprawą przednią nogę. Aaach, chyba wiem o co mu chodzi... To pewnie stąd taki stres kiedy się zbliżam - Zauważyłeś, rozumiem, że nie jestem do końca... Organiczny, tak? -Trochę mnie zadziwiło, że to kopyto wydaje inne odgłosy przy chodzie i jest ciut zimniejsze, - rzekł raczej niepewnie - ale myślałem, że to drażliwy temat... W odpowiedzi uśmiechnąłem się lekko. - Bardziej niezręczny niż drażliwy. I nie dla mnie, a dla innych - odparłem pogodnie i wzruszyłem ramionami - W końcu za co i na kogo miałbym się obrażać? Na to że praca w Gwardii bywa czasem niebezpieczna? Na ciebie że nie jesteś głupi i spostrzegłeś żem trójnóg? - uniosłem brew i spojrzałem pod kątem na jego zakłopotany pysk, znowu szeroko się uśmiechając. Wood wyglądał na zmieszanego, ale odetchnął po chwili i wciągnął na twarz szeroki uśmiech, wyglądający bardziej jak szczękościsk. - Nikt pewnie nie mówił, że służba będzie bezpieczna, co nie? - spytał co chwila uciekając gdzieś wzrokiem. To było raczej idiotyczne pytanie. W dodatku znać dał mi o sobie mój zmysł do wyczuwania kłamstwa. Resty miał rację, coś jest z tym ogierem nie w porządku... Tylko co? Co ukrywa pod tymi maskami - wesołka lub aroganta? I dlaczego? Strach? Przed czym?... Za dużo myślisz, Sky. "Obserwuj, nie oceniaj. Prawda sama wyjdzie na jaw" - powtórzyłem jedną z moich ulubionych sentencji. Rozmyślając milczałem chwilę, dalej patrząc na niego w ten sam sposób - zezując na niego w bok swoim prawym okiem, uśmiechając się kącikiem pyska. Przez lata wyćwiczyłem do perfekcji robienie kamiennej twarzy oraz ukrywanie tego co myślę przed rozmówcą. Podczas moich misji w Gwardii było to wręcz nieodzowne. Teraz zapewne też się przyda. Parsknąłem w końcu przez chrapy i kontynuowałem, jakby te kilka sekund ciszy nigdy nie zaistniało. - "Bezpieczna" - rzekłem ironicznie - Jeśli cię to zaciekawi, to byłem tak zdolny że straciłem nogę jeszcze podczas szkolenia - pokręciłem głową - na szczęście pomogło mi to nabrać nieco rozumu i to - powróciłem głowę w jego stronę i wskazałem kopytem na opaskę - znacznie trudniej było mi odebrać. -Szkoda że tak się stało - powiedział uprzejmie. Chciał chyba jeszcze coś dodać, ale wzdrygnął się nagle i obejrzał za siebie. Jego oczy rozszerzyły się na chwilę zanim gwałtownie znów skierował przerażone spojrzenie wprzód. Też skorzystałem z okazji i rzuciłem okiem. Nic specjalnego, korytarz, pacejnci i … Czekaj, czy to nie ta sama, seledynowa pielęgniarka którą on pytał o drogę? Hm. Może po prostu idzie do dyżurki, jak my? Mimo tej optymistycznej myśli też nieco się zaniepokoiłem, choć na pewno nie tak jak Wood, który mimo że przywdział już maskę chłodnej obojętności, znów zaczął się pocić. Skręciliśmy w prawo i naszym oczom ukazał się szeroki korytarz... Po szybkim rzuceniu okiem na otoczenie i zanotowaniu w pamięci pytającego spojrzenia Grey oraz Młodego, udałem się w stronę ławek ciągnących się pod ścianą z oknami. Po drodze wyjrzałem przez jedne z nich. Po drzewach widocznych na zewnątrz i oknach w zewnętrznej ścianie na prawo (które to musiały być oknami prowadzącymi do sal przy korytarzu, którym tu przed chwilą doszliśmy) wywnioskowałem, że znajdujemy się na drugim piętrze. Poza tym zauważyłem, że pacjentów było tu może kilku. W większości zaś krzątały się tu sprzątaczki i pielęgniarki, wchodzące za ściankę lub z niej wychodzące z dokumentami, prowadząc wózki z lekarstwami przeznaczonymi dla chorych, lub, w przypadku personelu sprzątającego, z wiadrami pełnymi spienionej wody i mopami. Wokół panował cichy szmer rozmówi i nigdy nie zamierający stukot kopyt. A co najlepsze, niemal wszyscy nas tu ignorowali. Usiadłem na wytartej desce podzadka i skinąłem kopytem na innych, aby także podeszli. Wood zajął miejsce po mojej lewej, Gray po prawej, a Gniady przytargał w pysku krzesło spod najbliższego okna i zasiadł przede mną. Nieco wyżej nawet niż my. Skorzystałem z okazji i wyciągnąłem do niego kopyto. - Starszy Sierżant Sky Shield, dowódca drużyny Lucida, Alfa - rzekłem patrząc mu w oczy. Krawędziami pola widzenia obserwowałem jednocześnie, czy jakaś z klaczy za jego plecami zwróci uwagę na moje słowa. - Dolton Routt - odpowiedział tamten przybijając ostrożnie kopyto. Gdy Gray i Wood też mu się przedstawili, skinąłem na architekta. - Pokaż tą nieszczęsną rozpiskę. Podał mi ją, a ja ustawiłem tak, aby każdy mógł dobrze się jej przyjrzeć. Dolton zaś wstał i stanął obok Gray aby nie musieć czytać do góry nogami. To nie miało kompletnie sensu... zamiast godzin czy nazwisk tylko numery pokoi (nie sal operacyjnych, a pokoi!) i jadłsopis... Ale jaki! 2 czereśnie na cały pokój. Po prostu uczta! Chyba minutę wpatrywałem się w kartkę, starając się znaleźć jakieś powiązania. Niektóre pokoje powtarzały się nawet w tym samej kategorii żywieniowej... Na przykład pokój numer 4 dostał aż 3 przydziały zawierające 2 czereśnie... Jakaż łaskawość z ich strony... Poza tym jednak był to bełkot. Może ta “żywność” jest oznaczeniem na konkretne operacje? A może oznacza... Ee... Kolor pacjenta? Nie, to bez sensu, zielony powtarzał się aż nazbyt często... Im intensywniej myślałem, tym bardziej wymykało mi się rozwiązanie. Innym także nie szło, ich rzucane półszeptem propozycje rozwiązania były równie chybione jak moje. W końcu sapnąłem z frustracją przez chrapy i rozejrzałem się po korytarzu. Dwie pielęgniarki jednocześnie łyknęły kawy, patrząc się prosto na mnie. Nie były to tak nieprzyjemne spojrzenia jak wcześniej, ale jednak... Może coś robimy nie tak? Może odstajemy jakimiś szczegółami z roli, jaką powinniśmy tu grać według snu? Szczegółami, które... Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Szalony pomysł, którego sprawdzenie może być raczej trudne... A raczej trudno będzie nie wpakować się w kłopoty robiąc to. Ale im dłużej o tym myślałem, tym bardziej czułem potrzebę jednak to zrobić... Zaczniemy powoli. Zapatrzyłem się w jeden punkt, starając się nie postrzegać jego, tylko rejestrować wszystko wokoło, całe pole widzenia na raz. Gdy po kilku sekundach mogłem już bez trudu powiedzieć ile pielęgniarek patrzy się na mnie zza okienek, a ile nie, rozpocząłem eksperyment. - Drużyno - rzekłem dalej patrząc w tamten punkt, przybierając zrelaksowany wyraz pyska i pogodny, choć stanowczy ton głosu. W końcu Doktor Sky Shield miał teraz przerwę - chcę coś sprawdzić. Nie reagujcie. Gdy to powiedziałem przełożyłem dokumenty do lewego kopyta, prawe ponosząc do czoła i zdejmując nim czepek. Zaczekałem chwilę. Tak jak się domyślałem, brak reakcji ze strony pielęgniarek. Po prostu doktorowi zrobiło się gorąco... Następna część. Tutaj będzie już ciekawiej... Mam tylko nadzieję że moja drużyna nie zerwie się z miejsc... To będzie test też dla nich. Poruszyłem wyraźnie dla otoczenia językiem pod wargami, tak jakbym sprawdzał czy coś utkwiło mi między zębami. Potem rozległ się metaliczny szczęk, gdy rozłożyłem swoje kopyto w dłoń... Tak. Kopyto mojej protezy rozkłada się w dłoń... Choć bardziej przypomina jakąś upiorną łapę rodem z horrorów. Sam taką chciałem, aby móc używać jej w walce, oraz przy czynnościach wymagających dużej precyzji. Hej, skoro nie jestem jednorożcem i nie mogę chwytać nic w magię, to dlaczego nie skorzystać z okazji gdy i tak sprawiasz sobie kończynę zastępczą? Przemieszałem wygląd i skuteczność bojową gryfich szponów z funkcjonalnością i wygodą chwytu minotaurzych dłoni i woila! Mam moją łapkę, prefekcyjnie udającą na co dzień zwyczajne, kucykowe kopyto... Reakcja mojej drużyny dobitnie przypomniała mi dlaczego nie rozkładam go jeśli nie jest to absolutnie niezbędne. Wood wzdrygnął się potężnie, a jego róg rozbłysł światłem, jakby za coś złapał. Gray na spółkę z Restym zkrzyknęli coś przez siebie i o mało nie spadli z ławki zanim nie zatkali sobie pyszczka kopytkami, a Dolton cofnął się ze swoim krzesłem tak, że przewrócił wiadro pełne spienionej wody, które pomarszczona woźna dopiero co za nim postawiła. Chciała zapewne nieco odsapnąć, ze względu na podeszły wiek. W zad pazurem smoka pieszczony... Mówiłem im, żeby nie reagowali! Oczywiście ich reakcje strachu zwróciły na nas uwagę całego korytarza, szczególnie zaś wyczyn młodego. Woźna w furii za przydanie jej dodatkowej roboty zaczęła go wyzywać od bezmózgich mułów, okładając na zmianę pustym wiadrem i mopem, a jedna klacz zdążyła się już nawet pośliznąć na zalanej podłedze, obtłukując się i wyrzucając w powietrze stos kart pacjentów, które akurat trzymała w magii. Ja jednak robiłem co mogłem, aby przyjrzeć się twarzom pielęgniarek... I o ile mogłem się zorientować, niemal żadna nie patrzyła na mnie. Czyżby sukces? Spojrzałem powoli na tych... Ech... Mój oddział, przywołując na pysk wyraz uprzejmego zaskoczenia. Potem uśmiechnąłem się przepraszająco do wciąż trzymającej mopa woźnej z mordem w oczach i pomachałem jej łapą. - Nie przyzwyczaili się jeszcze, że czasem używam mojego podręcznego skalpela poza salą - powiedziałem z drobną dezaprobatą i wzruszyłem ramionami, wracając do tego co zamierzałem zrobić, zanim przeszkodziła mi drużyna... Czyli do dłubania szponem między zębami. Po chwili wyjąłem szpon, widząc wszyscy dalej się gapią i spojrzałem na nie, tym razem marszcząc brwi - A mam może paradować przy pacjentach z paszczą jak wystawa w warzywniaku? - spytałem z pretensją pokazując im szpon, na którym rzeczywiście znajdował się fragment czegoś, co parę godzin temu mogło być szpinakiem. Skąd to się tam w ogóle znalazło? W każdym razie, po tym dość niezręcznym incydencie, pielęgniarki wróciły do swoich zajęć, co jakiś czas łypiąc na mnie tylko z obrzydzeniem. Jednakże robiły to ze względu na publiczne dłubanie w zębach, a nie z powodu metalowej łapy sterczącej mi z nogi zamiast kopyta. Wypuściłem powoli powietrze i przymknąłem oczy, dając wyraz uldze, jaką poczułem. Teraz dotarło do mnie co by się stało, gdybym jednak nie miał racji... Butla z tlenem poszłaby w ruch, ot co. A bezpieczne skradanie zostawilibyśmy za sobą. Dobrze, że do tego jednak nie doszło. Rzuciłem szybkim spojrzeniem na swoją drużynę. Ewidentnie wciąż byli przestraszeni tym co zrobiłem, choć starali się tego nie pokazywać. I wciąż gapili się nieufnie na moją łapę... Jakie to typowe. Przynajmniej nie krzyczeli już i nie odsuwali się. Tyle dobrego. Pochyliłem się w zamyśleniu nad rozpiską, przeczesując w zamyśleniu grzywę szponami. Właśnie ten nawyk powodował żę mimo braku grzebienia zawsze miałem idealnie ułożoną fryzurę. Chyba że nosiłem chełm... Skup się, Sky! Ta rozpiska nie miała na pierwszy rzut oka - i na drugi też - żadnego sensu... Ale przecież w snach też spotykamy się z rzeczami, które sensu nie mają... A jednak potrafimy jakoś je wykorzystać... A może gdybym jakoś to sobie rozpisał, czy rozrysował? Tylko na czym... Zacząłem szukać czy nie mam w jakiejś kieszeni czegoś do pisania. Może nie ja, ale Doktor Sky miał coś takiego? Gdy włożyłem szpony do prawej kieszeni na piersi - Gwiazda była w lewej - poczułem przez ubranie że coś tam jest. Wyjąłem to ostrożnie, uważając by tego nie przedziurawić. Okazało się, że jest to laminowana plakietka z moim jednookim pyskiem w półprofilu oraz tłustym napisem “Sky Shield - doktor habilitowany neurochirurgii”. Wyglądało to na moją legitymację lekarską. Zdziwiony obróciłem ją, ale po drugiej stronie było tylko przypięcie, pozwalające umieścić ją na ubraniu. - Drużyno - rzekłem pokazując im znalezisko - sprawdźcie czy nie macie podobnych. Prawa kieszeń na piersi. Jak się okazało, mieli. Gray była doktorem habilitowanym chirurgii klatki piersiowej, Iron Wood - doktorem kardiochirurgii, a Dolton zwykłym doktorem chirurgii. Kazałem im je założyć, argumentując, że “widoczna plakietka przyda się o wiele bardziej niż niewidoczna”. Nigdy nie wiadomo... Niewiele nam to dało, ale przynajmniej wiedziałem już, jaką dokładnie pełnimy tu funkcję. Pozwalało też wykluczyć to, że nastawiamy proste złamania skrzydeł. Bo co ma do tego neurochirurg, kardiochirurg i chirurg klatki piersiowej? Ciekawe tylko jaki stopień naukowy ma Oczko... Właśnie, Oczko! Dalej nie wymyśliłem sposobu jak mam odnaleźć ją w tym niematerialnym świecie. Jako że i tak rozmyślanie nad rozpiską wprawiało mnie wyłącznie we frustrację, zająłem się na chwilę tym problemem. Czego użyć? Jakiegoś zaklęcia namierzającego? To był problem, bo Wood zapewne takiego nie zna, a ja mam o nich zbyt mgliste pojęcie by tłumaczyć mu co ma zrobić. Poza tym, mogłoby nie zadziałać, biorąc pod uwagę że jedyne co wiemy o niej na pewno to to, że jest przydzielona do tej samej gwiazdy co my. Gwiazdy... A może właśnie Lucida pomogłaby nam ją znaleźć? Już chciałem ją wyciągać, gdy napotkałem spojrzenie jeden z pielęgniarek. Nie, nie mogę tego zrobić tutaj. Gwiazda nie pasuje nijak do naszej roli. Poza tym jest podarkiem od Luny, a więc jest jak ciało obce w ranie... Potrzebujemy jakiegoś spokojnego miejsca... I nagle mój wzrok spoczął na drzwiach do ubikacji. Były dwie - dla ogierów i klaczy. W mojej głowie szybko zaczął kiełkować plan co możemy zrobić, aby wejść tam nie zwracając uwagi projekcji... A właściwie to zwrócić, ale nie wychodząc z roli. Trzeba było tylko odrobinę zagrać i może nieco zrazić do siebie Gray... Cóż, potrzebna ofiara. Przy okazji może nieco ją zahartuję. Pochyliłem się w stronę Gray i zacząłem cicho mówić, wskazując coś na rozpisce, tak żeby dla postronnych wyglądało to jak ustalanie czegoś ze współpracownikiem. - Gray, potrzebujemy małego przedstawienia aby uśpić czujność podświadomości i pójść w ustronne miejsce. Drasnę cię teraz nad kopytkiem. Będzie odrobina krwi, ale zaufaj mi, wiem co robię. - Krew? - szepnęła drżąco. Nie zważając na to łypnąłem jeszcze na chłopaków, którzy chyba słyszeli o czym mówię do klaczki, w końcu byli blisko. - Do męskiej ubikacji, już! - rzuciłem po prostu i odwróciłem się, ufając że wykonają rozkaz. Podałem Gray rozpiskę, trzymając ją w szponach. Gdy wyciągnęła po nią nieśmiało swoją nóżkę i już dotykała dokumentu, wysunąłem spod dłoni niewielki fragment ostrza, robiąc jej płytką, ale długą rankę tuż nad jej białym kopytkiem. Pisnęła z bólu i upuściła rozpiskę, patrząc jak krew zaczyna powoli spływać po jej sierści i skapywać na podłogę koło ławki. - Och, Grey! - rzekłem donośnie i zacmokałem z niezadowoleniem - Jaką trzeba być niezdarą aby TAK zaciąć się papierem? - spytałem chwytając jej nóżkę w swoje kopyto i łapę, czując jak kieruje się na nas coraz więcej par oczu - Ty to masz talent! - pokręciłem głową - Nie ma opcji, trzeba to przemyć i opatrzyć! Chodźmy do łazienki. Klaczka zaś jęknęła, patrząc na rankę. Jej sierść na pyszczku zrobiła się jeszcze bielsza niż zwykle. -T-tak. Musimy to przemyć - powiedziała cicho, przełykając ślinę - Szybko. Gdy pomagałem jej podnieść się z ławki zauważyłem że stoi na nogach bardzo niepewnie, jakby zaraz miała zemdleć. Padamy już na widok kilku kropel czerwieni, panienko? Przynajmniej dowiaduję się o tym teraz, nie w trakcie walki. Dobrze że się na to zdecydowałem. Jednak gdy chowałem do kieszeni rozpiskę i chwytałem butlę z tlenem, klaczka zdobyła się na ostrzejsze spojrzenie i wyszeptała... Czy raczej wyszeptał wściekle: -Ty już wiesz kto nas przeciął - po czym zmieniła ton już na zwykły dla niej - Damie nie wypada iść do męskiej, ale... - westchnęła z dezaprobatą - Chodźmy. Idąc w stronę drzwi oznaczonych symbolem kanciastego, ogierzego pyska zauważyłem, że pielęgniarki, które chwilę temu jeszcze się nam przypatrywały, wracają do swoich zajęć. Czyli fortel się udał... Świetnie! Teraz tylko... Nagle poczułem, jak gwiazda w mojej kieszeni zaczyna się szybko nagrzewać. Nie tak żeby parzyć, ale jakby ktoś podmienił ją na zimowy ogrzewacz do kopytek. Zauważyłem też że przez materiał zaczyna przebijać się odrobina światła. O nie! Nie teraz, nie TERAZ! Przyśpieszyłem kroku, ciągnąć za sobą Gray za zranione kopytko, przez co o mało się nie wywróciła. Dobrze że przynajmniej obciąłem jej już tą grzywę... Gdy już prawie-prawie miałem szpony na klamce naciskowej, serce niemal mi stanęło, gdy usłyszałem dobiegający z gwaizdy, przytłumiony głos: - Sky Shield? TEN Sky Shield? Nie był może bardzo głośny, przypominał bardziej głośny szept, ale kilka głów natychmiast odwróciło się w naszą stronę. Ale ja nie zważając już na to pchnąłem drzwi tak mocno, że aż trzepnęły o coś w środku łazienki, pchnąłem stojak z butlą aby nie przeszkadzał i wciągnąłem Gray tak szybko, że aż pisnęła w proteście. Potem tak szybko jak mogłem zamknąłem drzwi i zablokowałem je, wstawiając między nie a jakąś rurę właśnie butlę z tlenem. Dopiero gdy to było zrobione, sięgnąłem łapą do kieszeni wyciągnąłem rozgrzaną gwiazdę, zalewając pomieszczenie białym światłem. Gdy tylko ją puściłem, zaczęła sama się unosić. Niemal natychmiast dobiegły z niej kolejne słowa, teraz mocniejsze i wyraźniejsze. Lucida, jeśli mnie słyszycie, dajcie znać. Tu Sykstus, dowódca Cerastes. Jesteśmy w podziemiach, brak kontaktu wzrokowego z celem. Jeśli znaleźliście śniącą, podajcie koordynaty. Kryształy odbierałeś ode mnie, więc może ten przekaz też odbierzesz, sierżancie Sky. Gdy tylko przekaz się skończył gwiazda przygasła i zapadła cisza. Wpatrywałem się w nią uspokajając oddech i starając wyryć w swojej pamięci wszystko co usłyszałem, co do najdrobniejszego szczegółu. Dopiero po chwili zaczął docierać do mnie faktyczny sens tych słów. Sykstus, kryształy... No nie mówicie mi, że to ten sam płatnerz, którego poznałem w Kryształowym Imperium gdy byłem tam z Komisją Orężoznawczą... Ale to musiał być on! Znał mnie. I znam tylko jednego Sykstusa, który w ten sposób robi przytyki do mojego tytułowania się sierżantem. Uśmiechnąłem się lekko, wciąż wpatrując się w gwiazdę. Jaki ten świat mały! Cała Equestria kucyków, a ja trafiłem akurat na znajomego, w dodatku świetnego żołnierza... SKY! Otrząsnąłem się gwałtownie. Znajomy czy nie, jest dowódcą innej drużyny, a ja muszę mu wysłać wiadomość zwrotną. I najlepiej, żebym miał mu co powiedzieć. Omiotłem szybko wzrokiem łazienkę z trzema kabinami oraz swoją drużynę... I zobaczyłem bladą Gray, wciąż gapiącą się na krew kapiącą powoli z rozcięcia. - Przepraszam was, ale nie chciałem nadwerężać cierpliwości subuwagi - rzekłem do klaczki, czując na sobie wkurzone spojrzenie Restiego - Zaraz was opatrzę. Podszedłem do apteczki wiszącej w rogu pomieszczenia, obok trzeciej umywalki. Otworzyłem ją szponami i zacząlem szukać potrzebnych rzeczy. Co Bandaż - jest. Gaza - jest. Teraz jeszcze coś do zdezynfekowania roz.. Nagle zamarłem ze szponem wyciągnię tym po jedną z buteleczek. Czy to jakiś żart? Zamrugałem dwukrotnie i przyciągnąłem flakonik pod twarz, przyglądając mu się uyważnie. Zwyczajny spirytus. Przezroczysty płyn, sterylna czystość, schludna, drobna etykieta... Więc dlaczego wydało mi się przed chwilą że to pokryta skrzepami butelka z krwią? - Delikatniej się nie dało szefuńciu? - zapytał wściekle Resty, nie zauważając chyba mojej mojej koństernacji - Gray jest bardzo delikatna. Mogłeś jej coś połamać. Już starczy, że omal nie zemdlała! Ostatni raz przyjrzałem się podejrzliwie całkowicie normalnej buteleczce z alkoholem zanim zamknąłem apteczkę i odwróciłem się do drużyny. Dolton i Wood stali z boku nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Obaj wydawali się lekko... Dotknięci faktem że Gray krwawi. Albo jeszcze czymś inn... Och. Czy ja właśnie nie mówiłem do niej w liczbie mnogiej? A Resty nie móił o swojej nosicielce tym swoim głosem, w dodatku w trzeciej osobie? Ciekawe co oni sobie teraz myślą... Bo przecież nie wiedzą, prawda? Natychmiast się jednak otrząsnąłem. Muszę opatrzyć tą "damę", nie mam czasu na dywagacje na temat jej problemów psychicznych. I oni też nie powinni mieć... Szybko postawiłem to co wyciągnąłem z apteczki na umywalce i rzuciłem im wyciągniętą z kieszeni rozpiskę - Nie stójcie tak i zajmijcie się tym! - rzuciłem chłodno i nie tracąc więcej czasu odwróciłem się do Gray. Przyciągnąłem do siebie jej nóżkę i rozciąłem szponem opakowanie z gazami. - Nie miałem lepszego pomysłu - odparłem cierpko w odpowiedzi na wyrzuty wręcz emanujące ze spojrzenia zranionego duetu - a gdybym tego nie zrobił, to przekaz od Cerastes dopadłby nas na środku korytarza - wziąłem się nad umywalką za wycieranie gazą nadmiaru krwi z nogi klaczki, czując że coraz bardziej traci pion - I tak straciliśmy już za dużo czasu na włóczenie się tymi korytarzami - Odrzuciłem czerwoną gazę i odkręciłem buteleczkę z alkoholem, łapiąc zębami korek i okręcając szybko trzymającą butelkę łapę kilka razy wokół własnej osi - To może zaszczypać - rzekłem nieco niewyraźnie przez korek i polałem rozcięcie spirytusem. Gray zapiszczała głośno z bólu i zaczęła wymachiwać kopytkiem, prawie wytrącając mi z ręki butelkę. Łzy zaczęły płynąć jej z oczu wartkim strumieniem, a z gardła dobył się przerażony i wściekły zarazem głos Restiego. - W zad kopana jego matki cerbera mać! - zaklął siarczyście - Co ci cholera odbiło! Chcesz ją zabić!? Gray zbladła jeszcze bardziej i przestałą się wierzgać. Widząc że oczy zaczynają stawać jej w słup spróbowałem gorączkowo odstawić spirytus, aby móc podtrzymać przewracającą się klaczkę obiema nogami. Wyręczył mnie jednak Dolton, który doskoczył do niej i złapał ją pod pachami. - Pociąg GrayPencil odjeżdża ze stacji 'przytomność', Ciu, Ciu! - zdążył jeszcze wybełkotać zamieszkujący ją duch i padli bez przytomności, asekurowani przeze mnie i Młodego. - W pęcinach niedorobiona... - mruknąłem do siebie nieukontentowany, układając klaczkę w pozycji bezpiecznej. Teraz nie dość, że muszę ją jeszcze zszyć, to potem trzeba ją albo dobudzić, albo tachać na grzbiecie. Świetny miałeś pomysł z tym spirytem, Sky, naprawdę świetny... Dlaczego ja właściwie chwyciłem za niego bez żadnego... Ach, no tak. Nawyki z Gwardii. A zasłaniaj się nawykami, Sky, zasłaniaj - szepnął gdzieś z tyłu głowy ironiczny głosik - Dobrze że w ogóle był spirytus, bo inaczej jeszcze wpadłoby ci do głowy przemywać to moczem... - Ani słowa - warknąłem łypiąc na właśnie otwierającego pysk Doltona. Westchnąłem ciężko i wyjąłem z lewej bocznej kieszeni kitla nić i igłę chirurgiczną. Rana nie była groźna, nie byłem też pewien czy w ogóle muszę ją zszywać, biorąc pod uwagę że byliśmy we śnie... Jednak biorąc pod uwagę że sprawy bólu i obrażeń były rażąco podobne do tych z rzeczywistości, uznałem że nie będę robił wyjątków. A rozcięcie skóry w tym konkretnym miejscu podczas chodzenia na pewno by się rozeszło. A więc - szycie. Cztery czy pięć wystarczy. Szybko nawlekłem igłę i zacząłem szyć, korzystając z doświadczenia zdobytego w Gwardii oraz niebywałej zręczności i precyzji swoich szponów. Przynajmniej to że spała pozwoliło mi na robienie tego mniej delikatnie, ale za to sprawniej. I nie musiałem jej znieczulać. Nie umknęło jednak mojej uwadze że jakkolwiek Gray to teraz nie przeszkadzało, Dolton, dalej będący tuż obok, odwrócił łeb i zacisnął zęby. Waść też nie przywykł do takich widoków co? No, to ugotuję dwie sałaty w jednym garnku, hartując zarówno tą małą “damę”, jak i Młodego. - Czym się zajmujesz, Młody? W prawdziwym życiu? - spytałem kończąc drugi szef. - Jestem listonoszem na pocicie - odparł - Jak nabiorę nieco wprawy chcę zostać kurierem do zadań specjalnych. Jestem naprawdę szybki, ale jeszcze nie chcą mi dać nic ważniejszego do kopytek - w jego głosie przebrzmiewały drobne nutki dumy z własnych umiejętności i żalu na niedoceniających go dorosłych. Skąd ja to znam... - A ty, szefie? Czym zjmujesz się tak... na codzień? - spytał nieco niepewnie. - Jestem sierżantem "Szarych Orłów", najtwardszej eskadry na usługach Księżniczek, Młody - walnąłem prosto z mostu i zerknąłem na niego akurat na czas by ujrzeć jak szybko odwraca wzrok od mojej opaski - Niektórzy mówią mi Sokole Oko - uśmiechnąłem się, znów skupiając na pracy - ale ty mów mi po prostu Sky. Gdy skończyłem - co nie zajęło mi nawet minuty - przyłożyłem resztę gazy i owinąłem wszystko bandażem, spinając koniec zaszczepką dołączoną do kompletu. Teraz mogłem już zająć się resztą naglących spraw, zostawiając wiążący się z niechybną kłótnią moment wybudzania Gray na czas przyszły nieokreślony. Podszedłem znowu do gwiazdy i zacząłem namyślać się nad odpowiedzią dla lidera drużyny Cerastes. Sykstus znajdował się w podziemiach... Piwnice, kotłownie? Pewnie coś takiego. Prawdopodobnie też mają inną rolę niż my, narzuconą przez sposób ich pojawienia się we śnie... Zainteresowało mnie też samo to, że otrzymałem przekaz. Pozawalało to nam na nawiązanie o wiele sprawniejszej komunikacji międzydrużynowej niż sądziłem... Oraz mogły sprowadzić nam na głowę kłopoty, o ile nie nauczę się wyłączać ich zdolności odbierania przekazów. Wolałbym, aby moja kieszeń nie zaczęła nagle mówić gdy będę wśród tych krzywo patrzących pacjentów. Ale skoro te Gwiazdy mogą działać w ten sposób... To może rzeczywiście pomoże mi to namierzyć Oczko? Zamknąłem szpony wokół Lucidy i przyciągnałem dłoń do siebie. Ognik nie opierał się i przemieścił się razem z nią, mimo że nie było żadnego fizycznego kontaktu. Notabene, ciekawiło mnie dlaczego nie gaśnie mimo takiej bliskości mojej protezy z antymagicznego metalu. To musiała być jakaś sztuczka Księżniczki Nocy... Albo fizyka świata snu. Ze zmarszczonym czołem spojrzałem na Gwiazdę, starając się wpaść na właściwą komendę, jaką powinienem jej wydać... - Gdzie jest Oczko? - brak reakcji. Drugie podejście - W którą stronę mamy się udać, aby dojść do Oczka? - Teraz reakcja zaszła. Gwiazda uniosła się nieco wyżej nad moją dłoń i wskazała na ścianę po mojej lewej. O ile można powiedzieć, że ognik na cokolwiek wskazuje... Wyglądało to jak wycinek fali rozchodzącej się po lustrze wody, gdy wrzuci się do niej kamień. I ta właśnie, świetlista, gasnąca wraz z odległością fala wskazała na ścianę. - Jak daleko jesteśmy od Oczka? - spytałem. Lucida tylko przygasła na chwilę. Nic więcej się nie stało - Czyli pokazujesz tylko kierunek? - Znów fala biegnąca w stronę ściany, choć zdawało mi się że pod nieco innym kątem... Może ma taki margines błędu? ...Albo Oczko się porusza? W każdym razie, miałem już co raportować. Przypomniałem sobie wszystko co udało mi się do tej pory ustalić o śnie, podświadomości i naszym położeniu, starając się ułożyć to wszystko jak najkrócej. Było tego sporo, ale moją intencją nie było czyste poinformowanie Sykstusa że “Radzimy sobie jakoś”, ale zaoszczędzenie im konieczności dowiedzenia się czegoś metodą prób i błędów. Na przykład tracenia w tym celu fałszerze... Tymczasowego rozdzielenia, Sky, tymczasowego rozdzielenia - szepnął w mojej głowie głos otuchy. Średnio mnie pocieszył. Odchrząknąłem w końcu i, próbując skupić się na wspomnieniu niebieskiego kryształowego kuca, zacząłem przemawiać do Gwiazdy. Cerastes, tu Starszy Sierżant Sky Shield, lider Lucidy. Stan osobowy 5, w tym fałszesz wysłany na przeszpiegi. Kontakt z nim stracony 10 minut temu. Rada - nie rozdzielajcie się, cały budynek to anormalnie wielki labirynt paradoksów. Przy zgubieniu kogoś użyjcie Gwiazdy. Pozycja: drugie piętro, łazienka koło dyżurki pielęgniarek. Położenie i tożsamość śniącej nieznane. Szukamy Powierniczek. Podświadomość bierze nas za chirurgów. Wartość bojowa drużyny mierna, broń mam tylko ja. Utrzymujemy kamuflaż. Jak dotąd brak jawnych zagrożeń. Uwaga! Wysoka tolerancja na skarajności w zachowaniu i wyglądzie, dopóki są w ramach waszej roli we śnie. Przeszła nawet moja łapa. Spróbuj nawiązać kontakt z Tempestris. I nie wysyłaj wiadomości zwotnej - psuje kamuflarz. Nie daj się zabić, brokatowy płatnerzu! Wciąż jestem ci winien rundkę z kopiami. Gdy skończyłem otworzyłem oko i wypuściłem gwiazdę z uchwytu, pozwalając jej nieco przygasnąć i odlecieć kawałek w górę. Ciekawe czy to myśli, czy jest tylko narzędziem... Chyba przydałoby się już obudzić Gray. Zanim się jednak do tego zabrałem, zrobiłem jeszcze coś, co zamierzałem zrobić już jakiś czas temu. Chwyciwszy lewym kopytem jej ogonek, skróciłem go szybkim ruchem protezy z wysuniętym ostrzem. Ciach! I niepraktyczna nadwyżka zadbanych włosów wylądowała w koszu na śmieci. - Hej to nienormalne! Ona nigdy nie była tak brutalnie traktowana! - odezwał się nagle Dolton. Spojrzałem na jego uroczo rozzłoszczony pyszczek bez cienia emocji. - Nigdy też nie ratowała Equestrii, więc mogła nosić sobie długi ogonek i mieć w nosie czy się o niego potyka czy nie. Po tych dość szorstkich słowach odwróciłem się żeby znaleźć coś, co pomogłoby mi... Ach, pięknie! Pod umywalką najbliżej wyjścia stało spore, puste wiadro. Napełniłem je do połowy zimną wodą i stanąłem obok klaczki. Chlusnąłem całą zawartością na jej głowę, gdy... - STÓÓÓÓÓÓ... - wrzasnął Młody, wskakując tuż przed strumień wodu z uniesionymi wysoko przednimi nogami i zaciśniętymi powiekami. Zebrał cały chust na siebie i stał tak chwilę, z ociekającym wodą kitlem. - ...j. - Zakończył ponuro, otwierając w końcu oczy i patrząc na mnie. Och, jakiż ja rycerski! - cisnęło mi się na usta. Zachowałem jednak swoją kamienną twarz. Postawiłem wiadro na podłodze i znowu stanąłem na tylnych kopytach, prostując skrzydła i kręgosłup. Założyłem ręce na piersi i spojrzałem z góry na Doltona, który teraz wydawał się wręcz śmiesznie mały. - A więc twierdzisz, że lepiej będzie cackać się z nią i liczyć uprzejmie, że nasi wrogowie będą robić to samo? - spytałem piorunując go swoim okiem - Że lepiej pozwolić jej się potykać podczas ewentualnej ucieczki, a w dodatku nieść ją na grzbiecie jeśli "wstawaj kochana" jej nie wybudzi? Młody, zanim odpowiedział, opadł na wszystkie cztery kopyta i zadarł głowę, spoglądając mi w oczy z wielką determinacją. - Może prosty przykład pozwoli ci pokazać co myślę - rzekł tak poważnie, na ile pozwalał mu jego młodzieńczy głos - Ratowanie Świata? Ona najpewniej nie wychodzi z domu po 20 i nigdy nie miała w rękach czegoś w stylu broni, a już na pewno nigdy nie zrobiła komuś umyślnie dużej krzywdy. Jeśli wepchniesz ją w swój twardy, męski świat będzie jak z ciastem. Na 3000 stopni przez 3 minuty to nie to samo co na 50 na 2 godziny. Uniosłem brwi słysząc jego barwne porównanie, ale on ciągnął dalej, zbierając najwyraźniej całą swoją odwagę, aby mi się postawić. - Jeśli zrobisz jej coś głupiego, na tym samym poziomie co podwładnemu wojskowemu, gwarantuję, że zapamiętam. - zaakcentował końcówkę tak dobitnie, że mogła już uchodzić nawet za groźbę. Może i jest naiwnym młodym głupcem, ale w tym momencie mi zaimponował. Spojrzał w oczy kucowi ewidentnie silniejszemu i sprawniejszemu bojowo od siebie i mimo strachu - który w tej sytuacji był raczej naturalny - postawił na swoim. Nawet mi grozi. Przypominał mi trochę mnie przed wypadkiem... Tyle że ja byłem głupio pewny siebie, a on odważny. Dobrze jest mieć kogoś takiego w drużynie. Szkoda tylko ze w tej chwili to mnie wziął za wroga numer jeden. Również opadłem na cztery kopyta i skinąłem mu krótko głową z delikatnym uśmiechem. Z moją jednooczną aparycją nie sprawiało to może zbyt miłego wrażenia, ale w tej chwili nie chodziło o to abym był zabójczo przystojny. - Cieszę się że masz dobrą pamięć i czyste serce - położyłem mu łapę na ramieniu, czując że nieco się od tego wzdrygnął. Przestałem się uśmiechać - Boję się tylko, że Equestria może nie mieć tych dwóch godzin, i potrzeba będzie nieco podkręcić temperaturę. Nie powiedziałem tego surowo. Po prostu patrzyłem teraz na towarzysza, dzieląc się swoimi myślami. I mając nadzieję, że zrozumie mój punkt widzenia - Ja naprawdę zauważyłem, że Gray nie jest żołnierzem i nie zamierzałem jej tak traktować. Ale na bycie "damą" także nie mogę pozwolić. Dla jej własnego bezpieczeństwa. Po szczerym spojrzeniu, jakie mu dałem, poklepałem go dwukrotnie po ramieniu. Cofnąłem się o dwa kroki, omijając kałużę pod Doltonem i siadłem na zadzie. - A teraz budź ją, zanim ja to zrobię - rzekłem kładąc łapę na wiadrze i bębniąc cicho szponami o jego krawędź. Dolton szybko załapał aluzję i pochylił się nad klaczką, rozpoczynając próby wybudzenia jej. Ja zaś zapatrzyłem się na Lucidę, krążącą nad nami leniwie. Wyglada, jakby nas obserwowała... Rozumiała... A może tylko mi się zdaje? Może to tylko sprytne narzędzie? Bedę musiał potem to sprawdzić. Na razie najważniejsze było doprowadzenie drużyny do stanu używalności oraz odnalezienie Powierniczki... A jeśli się uda, także i Oczka. Ciekawe, gdzie ona teraz jest...
- 39 odpowiedzi
-
- 1
-
- Moja Mała Incepcja
- My Little Inception
- (i 7 więcej)
-
Największy problem (przynajmniej w moim przypadku) to zrobienie tego tak, aby motywacje postaci były jasne dla wszystkich, żeby jakiś tekst nie wydawał się z dupy, tylko z czegoś wynikał... Mi pomaga w tym rozpisywanie się, choć przyznaję, że prawdopodobnie dałoby się to zrobić także krócej. Postaram się więc nieco streścić moje rozmyślania, dywagacje itd, jeśli tylko nie uszczupli to wyrazistości postaci, oraz pomijać opisowo wypowiedzi innych bohaterów, jeśli tylko będę w stanie. Swoją drogą - Geez, nie spodziewałem się takiego zjawisa gdy rozpoczynałem sesję... Kto by przypuszczał? Tak czy inaczej, mam kolejne drobne wyzwanie. Mam was dla was też pewne bardzo interesujące zjawisko... Obejrzyjcie CAŁE zanim przejdziecie dalej: Jak skończyli to otwierać: Tutaj NIE chodzi mi o to co może zrobić architekt (bo to że może zmieniać otoczenie jest oczywiste, to jak szczególascie to pytanie na potem), ale wszyscy. Oraz nikt zarazem. Zjawisko wynikałoby z samej niestałości i nierealności snu, tak samo jak jego podatności na manipulacje. Z samego faktu że obserwator wpływa na podmiot obserwowany. PRZYKŁAD: patrzymy na biurko. Rejestrujemy szczegóły. Wyglada całkiem solidnie i realnie. Okrągłe gałki do otwierania szuflad, żłobione w pionowe rowki ala kolumienki na rogach, blat prosty, dębowy, na nim dwa przytempione ołówki, jakiś połyskujący kamyk robiący za przycisk do papieru i cyrkiel. Potem odwracamy się i robimy coś innego, np. rozmawiamy z towarzyszem. Załóżmy że była to przyjemna rozmowa. Odwracamy się do biurka i z jakiegoś powodu postanawiamy przyjrzeć się biórku jeszcze raz. Co widzimy? Ala kolumienkki na rogach rzeźbione w liście, do otwierania szuflad służą mosiężne ala uchwyty w kształcie motyli, a na mahoniowym blacie leży nowy, świeżo zatemperowany ołówek, wieczne pióro, cyrkiel, ekierka i jeszcze przycisk do papieru w postaci drobnej, malachitowej żabki. W dodatku jest tego zjawiska jeszcze parę opcji: - rodzaj zmian może się zmieniać w zależności od rodzaju emocji, jaką przeżywa nasz kucyk. Np. przestraszony nagle dostrzeże na vanilla obrazku na komodzie wizerunek łobuza, który terroryzował go kiedyś w szkole, a po miłej rozmowie zauważy więcej ładnych detali (co zademonstrowałem powyżej), może poczuje jakiś miły zapach itd. - zmiany mogłbyby się pojawiać z różnym natężeniem w zależności od tego na jakim poziomie snu się znajdujemy, jak silne emocje odczuwamy oraz czy myśleliśmy przed chwilą o jakiś śilnie odbitych w naszej podświadomości wspomnieniach. - te zmiany mogą być widoczne tylko przez chwilę, jak ta twarz tego łobuza na obrazie widziana kątem oka, ale kiedy patrzysz jeszcze raz nic tam nie ma.... Albo być tam na stałe - Czy będzie rozróżnienie na to czy na sen wpływa podświadomośc Omegi czy architekta? Wedłóg mnie nie powinno, bo różnica między architektem a innymi polega na tym żę on potrafi zmieniać otoczenie świadomie, a reszta po prostu zmienia otoczenie przez swoje postrzeganie oraz wspomnienia. - czy nasze postaci w ogóle często będą zauważać to zjawisko, czy też bedzie to jak dla was, podczas oglądania powyższego filmiku - niedostrzegalne, dopóki ktoś wam o tym nie powie? - czy jeśli ktoś nie patrzył na biurko, ale ktoś inny to robił, to czy biórko powinno się zmienić? Wedłóg mnie nie. Tak jak Płaczące Anioły w Doctorze Who - dopóki patrzysz, nie poruszą się. Jak odwrócisz wzrok, możesz już nie mieć okazji spojrzeć ponownie... - czy, jeśli ktoś (#1)zauważył zmianę wyglau (np. biurka), bo się odwrócił, a ktoś cały czas przy tym biurku siedział(#2) (i tym kimś kto siedizał był członek drużyny), to czy dwa kucyki mogą odmiennie postrzegać jeden przedmiot? Czy #1 mówi, żeby #2 podał mu ekierkę, to czy ten nagle zauważy że przedmiot ten nagle się pojawił? Czy może uzna że tam była, tylko jej nie zauważył? CZY MOŻE BYĆ TO TOTALLY CREEPY??? Oraz czy ktoś tu zna się na symbolice wystarczająco dobrze, żeby umieszczać symbole w postach? Jeśli tak, to niech to robi, ale nie mówi co co znaczy. Będzie ciekawiej... Edit: Przeglądając Devianarta znalazłem pewien obrazek... I gdy zobaczyłem powiązanie z naszą sesją, nie mogłem przestać go widzieć. Wiem że Dżewo mi na to nie odpowie, ale i tak zobaczcie. http://fc02.deviantart.net/fs70/i/2012/035/4/7/reading_rainbow_by_equestria_prevails-d4oouc1.jpg THAT FEELS
-
Mają jednak sporą wadę - długi czas, jaki muszę poświęcić na ich napisanie. Poza tym to że moje posty są takie długie wynika także z tego, że nasze "pisanie na sesji" sposobem organizacji bardziej przypomina teraz tworzenie grupowego fanfika. Np. nie dam swojego posta, dopóki nie poznam reakcji towarzyszy... Jeśli to pójdzie dalej, to można wręcz ująć, że posty Dżewa będą niejako prologami do rozdziałów naszej historii, pisanych z punktu widzenia wszystkich postaci. Nie polecam jednak tego sposobu, o ile nie macie zgranego teamu, a MG o was nie zapomina. W normalnym pisanku (tak na ok. 3 strony, nie 12) powinno być tyle samo frajdy, a całość wychodzi dynamiczniej. I MG ma też coś do roboty ^.^ Dżewo, włącz tą cholerną komórkę!
-
Sesja jest fajna, zaniedługo u nas zacznie się prawdziwa akcja... Na razie nie ma u nas żadnych postów z takiego powodu, że wydarzenia które teraz nastąpiąsą raczej dosyć... Skondensowane. Projekt mojego posta ma już 12 stron, czekam teraz na to aż reszta teamu odpisze mi jak reagują ich postacie na poszczególne zdarzenia i teksty Sky'a, tak żebym mógł to uwzględnić. Ogółem jak już dodamy te posty to będziecie mieli co czytać. Niestety czekam tak już mniej więcej od soboty... CO się natomiast tyczy Tempestris - nic. Cisza. Milczenie. Ciemność. I podobne klimatyczne rzeczowniki. Przestali zwyczajnie odpisywać. A na dodatek jutro wyjeżdża Ericson, więc sesja w ogóle zostanie zawieszona, bo 28 pojechała już Xena-nyan. Ogółem to ciekawi mnie czy Dżewo coś będzie z tym robił, czy po prostu zaczeka aż któryś z nich się obudzi i zacznie zadawać pytania. Albo pisać posty. A skoro już mowa o Ever Tree - u was z kolei jak na razie zamula i nie daje posta. Dwa dni. Ale na razie uznać można że jest zajętym człowiekiem (leszczyną) i pewnie da go jeszcze dzisiaj. Jak na razie sesja ma olbrzymi potencjał, który niestety mało się na razie ujawnia, bo MG przez ostatni miesiąc pisał coś tylko jeśli ciągnęło się go za język, pytało, przypominało. A bez tego zdaje się duchem, i gdyby nie te powiadomienia kiedy czytał naszą rozmowę grupową miałbym w ogóle wątpliwości czy zagląda tu częściej niż raz na tydzień. Tak prawda, stary - jak my nie ogaraniamy się w organizacji, to pomoc z twojej strony jest niemalże żadna. A nawet jak się ogarniemy to zdarza nam się czekać nawet 2-3 dni lub więcej aż odpiszesz. Wystarczy spojrzeć na daty - ostatni post Dżewa - 25 lipca. Post Piekielnego Ciastka, który był przed tobą - 19 lipca. EDIT: Ach, właśnie, zapomniałbym! Przecież Cerastes też zaraz będzie zawieszona - bo Lisica jest tak, że jej nie ma, a One Two wyjeżdża na Woodstock. Czyli tymczasowo jedynąaktywną drużyną będzie Lucida. Aha, Dżewo, mógłbyś włączyć komórkę?
-
Drugi spoiler. Moja mama ma imieniny. Pamiętam o tym od jakiś dwóch tygodni, bo ma te imieniny dzień po moich. No i moja mama ma na imię Ania. A zgadnijcie, co mi się przypomniało przed godziną? Moja dziewczyna też zwie się Ania. X.x I'm doomed.
- Pokaż poprzednie komentarze [4 więcej]
-
Nie pamiętałeś jak twoja dziewczyna ma na imię? Nie znam się na tym jak myślą dziewczyny, ale ja bym jej tego nie mówiła na twoim miejscu.
-
Frozen Rainbow [NZ][Crossover][Dark][Violence][Human][Random]
temat napisał nowy post w Archiwum fanfików
A wysyłaj sobie Snowa, wysyłaj. Ja mam Sky'a. Zobaczymy kto kogo powinien się bać... Ups. To chyba kolejny spoiler... -
Mam dziś imieniny. Spoiler Alert.
- Pokaż poprzednie komentarze [2 więcej]
-
Było napisać wczoraj rano. ^ ^ Na serio - wolę określenie Konika fabularnego. To drugie jest niepoprawnym wymysłem fanów. Derp. No a tak w ogóle - komp nie wspomniał, że zechce się w ten dzień usmażyć..
-
Frozen Rainbow [NZ][Crossover][Dark][Violence][Human][Random]
temat napisał nowy post w Archiwum fanfików
Wakacje. Wave był na obozie trzy tygodnie, ja dwa, A Foley i Raveler nie za wiele mieli do pisania, bo rozdział opiera się głównie na nie ich postaciach. Ale mogę powiedzieć wam w sekrecie, że wiele do epilogu nie brakuje. Nie będę jednak nic obiecywał z terminami, bo Wave zrobił tak na dzień przed wyjazdem i... Jakoś rozdziału dalej nie ma, prawda? Mogę wam za to obiecać że ten rozdział jest ZNACZNIE dłuższy niż poprzednie. Mniej więcej... trzykrotnie? Tak, prawie trzykrotnie. I wreszcie znajdzie się kozak który trochę przygrzmci Snowowi... Ok, wystarczy tych spoilerów. Odrobina cierpliwości i będzie aktualizacja. Albo dodam link w swoim kolejnym poście... Zależy czy Wave będzie w momencie finalizacji. -
Absolutnie zaprzeczam. Ja tutaj nie narzekam, tylko oceniam jak wygląda rozgrywka w drużynie Tempestris, używając takiej dawki obiektywizmu na jaką mnie stać. A sądząc po tym jaką dawkę "Liquid OP" EverTree pozwolił mi wstrzyknąć Sky'owi, tylko kwestią czasu jest rzucenie go w naprawdę wielkie kłopoty. A jako że nawet chętnie sprostałbym wyzwaniom większym niż gadanie z drużyną, uspokajanie klaczy, gadanie z drużyną, pytanie o drogę, gadanie z drużyną, patrzenie jak Wood pyta o drogę, czy nawet gadanie z drużyną... To wkurzanie Dżewa aby zdecydował się czymś we mnie rzucił wydaje mi się nawet ciakawą i wartą rozwarzenia strategią. Aczkolwiek nie było to moim zamiarem na tą chwilę... Może trochę, ale tylko na tyle żeby zmrużył nieco powieki i ruszył korzenie by coś napisać. Powiedziałbym mu to przez telefon, ale zgadnijcie co! Nie odebrał. Więc wstawiłem swoje spostrzeżenia tu, do ogólnego wglądu. Inkwizycja? Nie, na razie podziękuję. Nawet jeśli i bym się nadawał, wyszukiwanie błędów innych raczej szybko by mi zbrzydło. Chyba że mam błędne mniemanie o tym co robią Inkwizytorzy. Drobny Edit: Jakiś czas temu obliczyłem ciekawą rzecz. Mniej wiecej miesiąc zajęło nam wyjście z kanciap i innych temu podobnych. Zakładając że podczas sesji jeszcze się wyrobimy i (znacznie ) przyspieszymy, uznajmy że na jeden poziom snu będą przypadać dwa miesiące. U każdej klaczy są trzy poziomy, co daje nam pół roku sesji na klacz, a jako że mamy sześć Powierniczek i jeszcze zapewne będzie jakiś finał poza uwalnianiem samych Elementów Harmonii, to wychodzi na to, że... ... do końca sesji zostały nam jakieś trzy lata. Tak jakby kogoś zastanawiało dlaczego chcę utrzymać płynność rozgrywki i nie lubię spóźnionych postów.
-
Ok, jako żę sesja z niewiadomych powodów zamarła, a ja lubię znać przyczyny zdarzeń, przeanalizuję teraz dlaczego tak się stało: W drużynie Lucida Nimfadora jest na obozie i nie ma internetu, ale sesja dalej toczy się z czterema graczami. Jednakże ostatni post wyszedł od Ciastka 19 lipca (piątek), a Dolritto, na którego post czekamy od tamtej chwili, dalej nie dał znaku życia mimo moich wielokrotnych upomnień. Co dziwne, na naszej rozmowie grupowej wyświetla mi się, że zajrzał tam jeszcze dziś rano. Mógł więc też napisać choćby krótkie "sorry guys, odpiszę za dwa dni, sprawy rodzinne itp". Diagnoza - Dolritto się opierdala. W drużynie Tempestris zaś napisali już wszyscy gracze oprócz Xena-nyan, która to zapowiedziała przecież, że jej nie będzie. I to już dawno napisali, bo aż16 lipca (wtorek). A jako że Dżewo wspominał że sesja zawieszana będzie dopiero przy braku dwóch graczy, diagnoza znowu jest jasna. Dżewo także się opierdala. Bo nie powie mi chyba że przez tydzień czeka na post jednej nieobecnej osoby, wstrzymując zabawę czterem pozostałym... W drużynie Cerastes zaś sytuacja jest raczej normalna - Regis napisał dopiero wczoraj, chłopaki ustalają jeszcze sprawy związane z dialogami, a Zmara i Lisica mają czas na swoje odpowiedzi. Reasumując, drobna sugestia: Jeśli Dolritto nie napisze posta jeszcze dzisiaj lub najpóźniej jutro, to z racji na to że nie pierwszy raz na niego czekamy, możnaby usunąć go z sesj. Zaś ty, EverTree, mógłbyś w końcu napisać posta w drużynie Tempestris. Bo dlaczego nie? Wierny regulaminowi, Hilianus.
-
Prędzej wolałbym solidnie naładowane magią kryształy. Najlepiej powsadzane w pasy na amunicje, tak żebym mógł to Sky'owi przewiesić przez pierś. Tak ala Rambo... A bardziej serio - mam pytanie, Ever. Twierdzisz, że im bardziej ktoś bazuje na swoich wspomnieniach modyfikując sen, tym więcej projekcji modyfikującego przecieka do tegoż snu. Jednakże Alfy i Omegi nie mogą modyfikować snu. Są tylko mniej lub bardziej widoczne przez podświadomość tego, który zapełnia sen swoimi projekcjami. Czy więc jest w ogóle opcja, aby wspomnienia Alfy lub Omegi w ogóle oddziaływały na sen? Czy może jest tak, że jeśli Alfa ma jakieś straszne wspomnienie związane powiedzmy z kucykiem w cylindrze, to im bardziej jest widoczny, tym więcej widzi cylindrów? Nie, to jednak nie ma sensu. W takim razie powinno to się chyba odnosić do architektów i konstruktorów... Chyba że fałszerze - jeśli wpadną na pomysł wcielenia się w kogoś, kogo świetnie znają ze swoich własnych , nacechowanych emocjami wspomnień (mama, tata, przyjaciel) - też będą przez swój shape shifting dokładać własne projekcje do snu. ... Czy w ogóle jest opcja, aby konstruktor lub architekt tworzył w oparciu o wspomnienia innego członka drużyny? "Szybko, wykorzystaj wspomnienie które ci daję!"... ?????
-
Też mam pytanie. Czy w Equestrii, w której żyją nasze postaci, jest w użyciu broń palna? A jeśli tak, to czy jest powszechna, czy raczej uważana jest za egzotyczny gadżet (pochodzący np. z Gryfonii)?
-
[[12 stron A4. Uprzejnie ostrzegam]] -Widzisz, bo… - zaczął Młody (Właściwie, to nie znam nawet jego imienia! Muszę szybko to nadrobić), gdy nagle Wood Iron wyrwał mu magią rozpiski i dokumenty z zaskakująco szorstkim i pewnym “Dawaj mi to!”. Odwróciłem się, spoglądając na niego prawym okiem. Musiałem w tym celu przełożyć na chwilę uchwyt stojaka butli do lewego kopyta, co stwarzało ryzyko, że ktoś usłyszy jak głośno stuka prawe, sztuczne. Ale ja musiałem choćby zerknąć. Wood Iron ciągle idąc rozłożył kartki przed swoim pyskiem, tak że całkowicie go zasłaniały. - Jak będziecie dalej tak się guzdrać, to przed nowym rokiem nie skończymy – dodał dość nieuprzejmym tonem, zalatującym poczuciem wyższości. Tonem, którego po tym panikarzu się nie spodziewałem. Zanim jednak zdążyłem wyjść ze zdumienia, usłyszałem jeszcze cichy, choć wyraźny szept naszego architekta: - Kółko teatralne się przydaje. To mnie zastanowiło. Kółko teatralne? Czy on nie mówił że zajmuje się rzemieślnictwem? Niby nic nie stoi na przeszkodzie, ale... Tak niepewny, panikujący i wyraźnie nienawykły do zwracania uwagi ogier jak on? W dodatku, sam mówił że jest za mało sprytny jak na fałszerza... Jeśli był kiedyś w kółku teatralnym, to chyba tylko do czasu aż go wywalono. A jednak przed chwilą wykazał odrobinę inicjatywy i pewności siebie. A może jednak? Wtedy jednak coś mnie tknęło. Po co on się tak zasłania tymi kartami pacjentów? Czego on teraz się boi? Czyżby... kłamał? Ale po co? Aby wydać się bardziej kompetentym, czy może... I wtedy też to poczułem. Spojrzenia pacjentów, przeszywające i napawające niepokojem niczym Las Everfree. Aż sierść stanęła mi dęba na karku. Sam nie wiem czy bardziej przez te spojrzenia, czy wspomnienie lasu... Wszystkie te przemyślenia trwały może z dziesięć kroków bezimiennym korytarzem. Lekko głośniejsze niż poprzednie stuknięcie prawego kopyta kazało mi w końcu się odwrócić i przełożyć uchwyt do właściwej nogi. Tak się zaaferowałem rozmyślaniem nad tym w którym miejscu Wood jest z nami nieszczery, że nie usłyszałem nawet że nasz nowy, gniady towarzysz coś cicho mamrocze. - ... więc nie zdążyłem się jeszcze dokładnie przyjrzeć. - tylko tyle zdołałem wyłowić. Mógłby mówić nieco głośniej, ledwo go usłyszałem. O co mu w ogóle chodziło, o drużynę? O świat snu? Czy o te dokumenty? Bądź uważniejszy, Sky! Po tych słowach młodzik nie powiedział już nic więcej. Wlepił tylko oczy przed siebie, przywołując na twarz coś, co chyba miało być spokojem. Zaczął też nieco zwalniać kroku, pozwalając mi wyjść na czoło grupy. Zanim jednak zniknął za moim zadem zdążyłem mu się nieco przyjrzeć. Czerwona chustka na szyi średnio pasowała do lekarskiego kitla, który miał na sobie. Jeśli ja mam na sobie opaskę, którą często noszę... To pewnie on nosi taką własnie ozdobę w rzeczywistości. Zauważyłem też jego Uroczy Znaczek - złoty zegarek kieszonkowy leżący na kopercie pocztowej. Co on może robić w rzeczywiśtości? Segregować listy? No, to kolejny prześwietny członek drużyny. Następna będzie pewnie babcia klozetowa, przyprowadzona osobiście przez Księżniczkę Lunę! Szybko jednak otrząsnąłem się z tych myśli i skupiłem na korytarzu, wypatrując zagrożeń, jakiegoś planu budynku i czekając aż Wood, czytający papiery od Gniadego, powie w końcu coś użytecznego. *** [[pamiętacie ten ustęp? Przedtem był zamieszczony tak bez ładu, składu i chronologii w poście Nimfadory. Więc wiedzcie, że wydarzyło się to właśnie TERAZ, już po dołączeniu Dolritto]] Usłyszałem jak z mojej lewej strony zbliżają się lekkie, pełne gracji stuknięcia. Oczko. - To nie amputacja skrzydła - Zaczęła cicho, a ja obejrzałem się próbując zorientować się do czego pije - Najgorszym dla kucyka koszmarem jest utracenie czegoś ważnego, lub nie możność wykonania celu - Aaa, chodzi jej o moment, gdy ustalaliśmy dokąd najpierw pójdziemy! - pomyślałem, zdwajając poświęcaną jej uwagę - Powszechnie wiadomo że najcenniejszą rzeczą dla powierniczki jest przyjaźń. Dlatego też to utracenie jej będzie najgorszym koszmarem. Powiedziała to nawet na mnie nie patrząc. Ale jednak. Czyżby wbrew temu co sądziłem obchodziła ją ta misja?... Chyba grała wcześniej na wyrost, bo wątpię, abym był aż tak zręcznym dyplomatą. Chociaż, może jedn... SKY! Nie schlebiaj sobie, tylko obserwuj i mysl! - skarciłem się. Nigdy nie należy myśleć, że jest się w czymś wybitnym. Wtedy właśnie przychodzi ten głupi rodzaj pewności, a następne są katastrofalne błędy... Skupiłem się na tym co powiedziała Oczko, myśląc intensywnie i nie przerywając lustracji korytarza. W końcu odpowiedziałem, lecz na tyle cicho, aby słyszała mnie tylko turkusowa klacz. - Możesz mieć rację. Ale w jakim miejscu taka utrata przyjaźni mogłaby nastąpić? Na intensywnej terapii, gdzie jedna z przyjaciółek śniącej właśnie umiera? - Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową. - Masz rację, ale "utrata przyjaźni" to dość ogólne pojęcie. Równie dobrze kiedy my przeszukiwać będziemy oddziały, nasz cel może kłócić się z przyjaciółką na dachu - Oczko lekko kiwnęła głową, chyba przyznając mi rację - W związku z tym nasza trasa się nie zmienia. Dalej zmierzamy do sali przedoperacyjnej. A do intensywnej terapii i tak już zamierzaliśmy iść, jeśli pierwsza opcja nie wypali. Po tym co powiedziałem Oczko chwilę dalej szła koło mnie, patrząc w podłogę. Wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. Nie było też czuć od niej tej tak irytującej mnie wcześniej buty. Zaintrygowło mnie to. - Poza tym, jest jeszcze jedna rzecz - Wypaliła dość cicho, jakby z lekkim... Strachem? Natychmiast jednak podniosła głowę i znów wskoczyła na swój zwykły poziom nonszalancji - Przeskanowałam mózg Gray - Och, jak miło z twej strony... Słuchałem jednak uważnie - Coś w niej siedzi. I cokolwiek to jest, nie ma dobrych zamiarów. Wygląda jak jakiś rodzaj umysłowego pasożyta albo, jeszcze innego cholera wie czego - Zmarszczyła brwi, jakby ktoś podał jej kanapkę z za duża ilością chabrów - Tak czy inaczej, trzeba będzie mieć ta klaczkę na oku. Mogą być z nią dość spore problemy. - Noż w zad trzepana bizonia mać! - zakląłem siarczyście pod nosem i parsknąłem końsko. Oczko spojrzała na mnie dziwnie, ale nic mnie to nie obchodziło. Pięknie, kolejny problem z członkiem drużyny, który muszę jakoś rozwiązać! To co my tu mamy? Młokosa o wątpliwie przydatnym stażu na poczcie, którego nawet nie znam, nieprzewidywalnego, raz rozsądnego raz panikującego rzemieślnika, prawdopodobnie zainfkowaną jakimś astralnym śmieciem lub wręcz opętaną nieśmiałą klaczkę, Wkurzającą mnie do białości, buntowniczą Oczko... Która akurat teraz jest jednak dziwnie pomocna i troskliwa względem dobra drużyny. Zastanowiła mnie ta zmiana w turkusce. Jednak jej zależy? A może po prostu sama boi się tego, co odkryła, i stąd to dziwne zachowanie? Odłożyłem te rozmyślania na potem, skupiając się na analizie sprawy Gray Pencil, dodając do własnych obserwacji to co wyjawiła mi Oczko. Cholera, sprawa śliska jak ślimak, który wpadł do kiślu... - Jeśli ten pasożyt wykorzystuje magię, aby nad nią panować, pozbyłbym się go bezproblemowo - Powiedziałem znów tak, by słyszała mnie tylko Oczko. Wyczułem też bardziej niż zobaczyłem (była po mojej lewej, tak że widziałem ją tylko kątem prawego oka) że zareagowała na moje wyjaśnienie zdziwieniem. Zignorowałem to i ciągnąłem dalej - Jednak jeśli nie... Albo jeśli zagnieździł się zbyt głęboko, mógłbym uszkodzić umysł Grey. Poza tym, nie wiem jak zadziałałoby to we śnie... O ile nie będzie z tym jak z wizjerem - warknąłem wściekły bardziej już do siebie niż do niej - Tego tylko brakowało... Będę musiał zając się Gray... i TYM. O ile, oczywiście, będę miał na to czas w tym cholernym śnie, gdzie wszyscy gapią się na mnie jakbym ukatrupił im członka rodziny... - pomyślałem, czując na sobie spojrzenia pacjentów. Oraz jedno spojrzenie idącej koło mnie klaczy. - Dziękuję, Oczko - powiedziałem i skinąłem jej głową, patrząc jej w te dziwne, czarne oczy. Przeszedł mnie od tego jakiś słaby dreszcz. Nie wiem dokładnie co to było, ale na pewno nie strach. Zamrugałem i wróciłem do rozglądania się po korytarzu, kontunuując wypowiedź - Dalej jej unikaj. Cokolwiek to jest, nie lubi cię, a ja nie chcę eskalacji zbrojeń, która zniszczy umysł tej klaczki. Przynajmniej do czasu, aż będziemy mieli na to czas... NIE! Nie będę ryzykował śmierci klaczki, nawet po to by ją wyswobodzić! SKąd w ogóle u mnie taka myśl? Starzeję się czy co? Westchnąłem i odłożyłem temat opętanej(?) na potem. Kiedy wreszcie Jeśli faktycznie jest tak jak mówi, i to coś mnie nie lubi, to raczej nie będzie miało znaczenia czy będę się trzymała od niej z daleka. Jeśli będzie chciało mi dokopać, samo przyjdzie. A ja, i tak nie zamierzam uciekać. Niech nie myśli sobie że się boję. *** Po dłuższej chwili marszu zerknąłem na tych z tyłu. Jedyną częścią pyska architekta, której nie zasłaniały trzymane przez niego dokumenty, były zmarszczone brwi. Westchnąłem cicho z irytacją. Nie ma jak realia snu! Już dawno kazałbym sobie oddać te rozpiski, gdybym nie zauważył dziwnych rzeczy w samym korytarzu. Absurdalnie wysoka i niezrozumiała numeracja na drzwiach mijanych sal, brak jakichkolwiek tabliczek naprowadzających na konkretne oddziały szpitalne, znaków informacyjnych, reklam leków na porost sierści, plakietek wskazujących kierunek ewakuacji, oraz, co najbardziej by się przydało, planów budynku. Ogółem, brakło tu bardzo wielu elementów, które powinny się tu znajdować, gdyby był to prawdziwy szpital. Jeśli podobnie jest z tymi papierami, to nic dziwnego, że niczego nie mogą się tam doszukać. Równie dobrze mogą zawierać bezcenne informacje, jak być kompletnie bezużyteczne. W miarę jak szliśmy zauważyłem jeszcze więcej... Niespójności. Pomimo że nie jestem specem w budownictwie, to tak wielka sieć korytarzy bez okien, czy choćby wentylacji, a z taką ilością pacjentów, powinna być wedłóg mnie niewyobrażalnie duszna. Wychowałem się w Cloudsdale, więc takie miejsca jak lochy, albo inne ciasne pomieszczenia ze starym, stojącym powietrzem były dla mnie dość przykre i czułem się w nich dość niekomfortowo. A jednak było wciąż lekko chłodno, nie miałem też żadnych problemów z oddychaniem. Jedyne czym mogłem to wyjaśnić, to właśnie fakt, że byliśmy w świecie nocnych mar. Ale najgorsze dotarło do mnie dopiero pop chwili. Coś mi nie pasowało już od jakiegoś czasu podczas obserwacji pacjentów. I wreszcie zobaczyłem co. To byli CI SAMI pacjenci, wciąż i wciąż CI SAMI! Przykład? Gdy mijałem po lewej stronie parkę - pomarańczowego ogiera z gipsem na lewej prawej nodze i różową klacz z bandażem na głowie - to za kilkadziesiąt kroków mijałem ich znowu. Nie podobną parę, ale TA SAMĄ. Jescze bardziej zjeżyło mi grzywę pod przekrzywionym czepkiem, gdy czarny źrebak ze złamanym skrzydłem upił łyk herbaty z trzymanego w kopycie, pełnego kubka z herbatą... A za kilkadziesiąt kroków ten sam źrebak znów miał pełen kubek i znów upił z niego pierwszy łyk... Brrr! Poza tym, nawet ja miałem w końcu dość tych pół-podejrzliwych, pół-nienawistnych spojrzeń. Do siana, bycie alfą to niewdzięczna rola... Już chciałem zarządzić postój i wparować zwyczajnie do jakiejś sali, aby zastanowić się co dalej, gdy coś złamało schemat. A raczej ktoś. Z bocznego korytarza wyszedł szarogrzywy kuc w identycznym kitlu co my. Stanął przed nami i zlustrował nas znudzonym wzrokiem. Zatrzymałem się przed nim z pytającym wyrazem twarzy, czekając co zrobi. Ten jednak zignorował mnie i przemówił z lekkim uśmiechem do Oczka. - Och, hej! - Przywitał się podejrzanie słodko - Akurat cię szukałem. Ordynator pilnie musi się z tobą skonsultować w sprawie jednej z pacjentek. Jest podobno bardzo ważna... - Zrobił drobną pauzę nie spuszczając z niej wzroku - Twój zespół i tak ma na razie przerwę... - Znów się uśmiechnął, wskazując jendocześnie kopytem na korytarz na prawo, z którego to przyszedł. Nie podobał mi się ani trochę. Po pierwsze dlatego, że jako pierwszy kuc tutaj nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Co samo w sobie jest podejrzane. Po drugie dlatego, że chciał rozdzielić moją drużynę. A na to nie zamierzałem się godzić. Po trzecie dlatego, że chciał zabrać najbardziej buntowniczego członka drużyny. Po czwarte, jego dziwnie uprzejmy ton. Działa celowo i na szkodę naszej misji - Zakonkludowałem - Ale mówi też o “bardzo ważnej pacjentce”... Skoro i tak nie możemy znaleźć drogi ani odczytać nic z rozpiski, mogę to wykorzystać. A mówiąc o rozpisce... O! Nawet dwa sposoby! Odwróciłem się do Oczko, a widząc że zamierza odpowiedzieć coś, co najpewniej średnio pokrywałoby się z moim planem, zainterweniowałem. - Nie przejmuj się, zdążymy jeszcze pogawędzić gdy wrócisz od ordynatora - rzekłem machając niedbale kopytem, a gdy zobaczyłem jak patrzy na mnie marszcząc lekko brwi, dodałem jeszcze - Spokojnie, znajdziemy cię przecież - Szkoda, że nie mogę puścić jej oka... Ten gest tylko z jednym okiem nie wyszedłby mi zrozumiale. Na to Oczko wzruszyła ostatecznie ramionami i podążyła za już chcącym oddalić się szarogrzywym chamem. O nie, mój drogi, jeszcze nie. Zostawiłem butlę i błyskawicznie wyrwałem Wood Ironowi dokumenty, chwytając je w zgięcie prawego kopyta. Otaczająca je magiczna aura znikła momentalnie, gdy tylko ich dotknąłem. A więc przynajmniej to działa... Doskonale! Przełożyłem papiery do pyska i tak szybko jak mogłem nie robiąc protezą dziur w linoleum zaszedłem drogę próbującemu odejść szarogrzywemu. - Miech ban... tfu! - WYciągnąłem papiery z pyska i chwyciłem lewym kopytem - … zaczeka! Nasz kolega - zerknąłem przelotnie na Gniadego, marszcząc brwi, jakbym był na niego zły, po czym znowu spojrzałem na znudzonego ogiera - wypełnił te rozpiski tak, że nie możemy się w niczym połapać. A niefartem zapomniał równierz, gdzie i kiedy mamy następny zabieg - Rzekłem akcentując dwa słowa złością, aby wyszło nieco bardziej autentycznie. Mam nadzieję... Cholera, że też wziąłem się za łganie... Nawet jeśli to prawda... - Mógłbyś może wskazać nam drogę? - spytałem już zwyczajnie, jak ogier ogiera. Po tych słowach wyminął mnie łukiem i zaczął iść powoli z Oczkiem u boku w stronę, z której przyszedł. On gra. I ewidentnie mnie nie lubi, morfolog na tronie z własnego ego... A może nie mnie, tylko tego chirurga, jakim byłem we śnie przed przebudzeniem? Do siana, że też nic nie może tu być oczywiste i proste, jak w rzeczywistości! Cóż... chyba aby dobrze grać rolę chirurga, także powinienem go nie lubić. Ale jako że znielubiłem jego mordy jeszcze zanim się odezwał, mogłem przejść do ważniejszej kwestii. Mianowicie do faktu, że nie dość że ufałem mu jeszcze mniej niż gdy wpadłem na pomysł, żeby Oczko z nim poszła, to dodatkowo nie pomógł nam ni w ząb w rozgryzaniu tej cholernej rozpiski... A jako że czasu na posiedzenie w kącie i odszyfrowywanie tego raczej nam brakło, chwyciłem się najsensowniejszej decyzji, jaką mogłem teraz podjąć. Gdy morfolog i Oczko odeszli już kawałek korytarzem, odwróciłem się do Gniadego, Gray i Wooda. - Idziemy za nimi - zakomendowałem zdecydowanie. Nie tak twardo, jak wydaję rozkazy swoim gwardzistom, w końcu to nie żołnierze, ale powinni czuć że to nie jest sugestia - Ja idę ostatni, Młody na przedzie, Gray i Wood w środku pochodu. Cicho i w odstępie, ale tak by ich nie zgubić. Naprzód - Wystawiłem kopyto z dokumentami Woodowi, wskazując ruchem głowy kierunek. Wiem, było to dosyć dziwne zachowanie jak na lekarza, i poczułem że kilku pacjentów z najbliższego otoczenia jeszcze wzmożyło nieprzychylność swoich spojrzeń, ale nie miałem czasu na cackanie się. Jeśli zgubimy Oczko, możemy jej już nie znaleźć. A wtedy... Wolałem nawet nie myśleć, co wtedy zrobimy. Mamy ją śledzić i koniec! Spotkałem się jednak, co mnie zaskoczyło, z oporem. - Nie – niemal jęknął Wood. Szybkie spojrzenie w jego przerażone oczy i już wiedziałem co się kroi. Ach, boimy się śledzić tego dziwnego, nieuprzejmego ogiera, co? - Znaczy się... - poprawił się zaraz, opanowując się nieco i wgapiając w podłogę pod sobą - Sądzę, że powinniśmy znaleźć spokojne miejsce do rozgryzienia kartek. Oczko z pewnością sobie poradzi. Ten ogier nic jej nie zrobi, a ta pacjentka może nie być tą, której szukamy. Cholerny strachajło! I jeszcze mi będzie wmawiał że ten ogier, o którym przecież nic nie wie, nie zrobi jej krzywdy! Emocje zbytnio rzucają mu się na... Nagle architekt uniósł głowę jakby nagle przypomniał sobie coś strasznego. Znowu? - Jaka przerwa – rzekł ogarniając swój próbujący przyśpieszyć oddech i patrząc na mnie o dziwo dość spokojnym wzrokiem. Kontrastowały z tym tylko małe kropelki potu zaczynające pojawiać się na sierści pokrywającej skronia – Co on gadał? Musimy znaleźć kolejną pacjentkę i przygotować się do operacji. Może oni odpoczywają, ale my, chirurdzy ciągle pracujemy. Na Celestię! Może i się boi, ale chwilami ma łeb na karku! Rzeczywiście, kłócimy się tutaj, na skrzyżowaniu korytarzy, a coraz więcej głów odwraca się w naszą stronę. Wprawdzie już nas by tu nie było, gdyby po prostu się mnie posłuchał, ale... Cholera, myśl, Sky, MYŚL! Zerknąłem szybko w tył żeby sprawdzić czy tamta dwójka nie zniknęła już za rogiem, ale nie, szli dalej prosto. Przybliżyłem się więc jeszcze trochę do Wooda i z coraz szybciej bijacym sercem przywołałem na twarz swój wyćwiczony, i niestety fałszywy, uśmiech pt. “wszystko będzie dobrze”. Głównie pod publikę w postaci pacjentów. Wciskając mu niemal siłą dokumenty w kopyta rzekłem mu cicho i łagodnie kilka słów: - Jeśli ten cham choć spróbuje cię tknąć, stanie się to dopiero po moim trupie. Tak samo będę bronił Oczka - choć powiedziałem to tym cichym i łagodnym tonem, będąc tak blisko zmusiłem go aby spojrzał mi w oko. A ono się nie uśmiechało. Mówiłem najszczerszą prawdę. Musiałem jakoś natchnąć tego trzęsiportka, a czasu miałem niewiele - Ale jeśli przez twoje wahanie zgubimy ją i zginie... Dość! Morfolog i Oczko zaraz uciekną, a pacjenci wwiercają mi się oczami w plecy! Wood ma rację, trzeba więcej grać. Po krótkim zerknięciu także na Grey i tego młodego mówiącym “Róbcie co powiedziałem” wyprostowałem się i ruszyłem niby od niechcenia w stronę oddalającej się dwójki. - Ale o tym porozmawiamy gdy dojdziemy do dyżurki pielęgniarek - powiedziałem wykorzystując donośność swojego głosu i modląc się w duchu, aby podświadomość zostawiła nas w spokoju - może tam usiądziemy i odszyfrujemy to co tam nabazgrałeś - rzuciłem nieco chmurnie do wyprzedzającego mnie Młodego. Cholera, to że nie znam nawet jego imienia jest doprawdy irytujące! Po chwili wyprzedzili mnie także Gray i Wood. Trochę słabo widziałem przez nich oraz Gniadego parkę, którą śledziliśmy, ale wolałem zostać tutaj, na tyłach. Raz że robiłem nieco charakterystycznego hałasu swoim wózkiemz butlą, dwa że pacjenci nadal podejrzliwie mi się przypatrywali, mimo że z mniejszą intensywnością niż jeszcze chwilę temu. Zastanawiałem się też czy posłanie Młodego przodem było dobrym posunięciem, zważywszy że ledwo go znałem... Ale kogo miałem wybrać, żeby szedł na przedzie? Tchódza czy zarażąną jakimś mentalnym syfem klaczkę? Zobaczyłem że Wood mówi coś z wyższością do Gray, choć nie dosłyszałem co. Podał jej też dokumenty, ale klacz prychnęła i natychmiast mu je zwróciła. - Z tego co wiem to Sky ma prawo mi rozkazywać. On, nie ty! - wypaliła tak głośno, że doleciało to nawet do mnie - Oh i nie myśl, że jesteś jakiś lepszy. Nikt nie ma prawa odzywać się z wyższością do damy. Przynajmniej wiem już, że zrobi co powiem. O ile nie jest to tylko wymówka wynikająca z ego. Ale ten głos... Był inny niż wcześniej, bardziej... Arogancki. I sporo niższy. Czyżbym właśnie był świadkiem tego jak to “coś” przejmuje nad nią kontrolę? Skończywszy ganić zaskoczonego jej reakcją Wooda zwolniła kroku i cicho westchnęła. Po chwili zrównała się ze mną. Milczałem, idąc dalej przed siebie. Starałem się jak mogłem wyglądać naturalnie. Pchając wielką butlę z tlenem, w przekrzywionym na lewe oko czepku. Całe szczęście że chociaż zakryłem srzydłem ten młotek i dłuto chirurgiczne... Dalej jednak miałem napiętą uwagę, będąc w każdej chwili gotowym powstrzymać Grey, gdyby to co w niej siedzi zdecydowało się mnie zaatakować. -Hej - zagadnęła raźno z małym uprzejmym uśmieszkiem - Wy chyba uważacie z Oczko, że On jest zły prawda? On chcę tylko mojego dobra i pomógł mi nawet parę razy nie upaść. Łypnąłem na nią swoim okiem i milczałem przez chwilę. Dobra jest. Za dobra. Ciekawe czy to tylko spryt, czy też “on” jest telepatą. Jeśli to drugie, to mieliśmy przesrane. Postanowiłem zacząć od nieco innego tematu. - Tą grzywę to z chęcią bym ci obciął, Gray. I to najlepiej przed następną ucieczką - zrobiłem drobną pauzę, myśląc intensywnie - On? Rozmawia z tobą? - spytałem, starając się wybadać teren. -Moja grzywa? - Spojrzała na gruby pukiel pentający jej się bez przerwy pod kopytami. Jak to się stało że w rzeczywistości jeszcze nie zabiła się o jakiś krawężnik? - Oh, czy rozmawia? - Załapała drugą część mojej wypowiedzi - No jasne! Myślisz, że cały czas rozmyślam nad sensem życia? Ktoś przecież musi dotrzymywać młodej towarzystwa. Przy ostatnim zdaniu jej głos stał się niższy i jakby... obcy. Przyjrzałem się dokładnie jej pyszczkowi. Wyraz twarzy miała teraz inny niż zwykle, taki... Wyzywający, choć zarówno ciekawski, jakby zastanawiała się - lub może ON zastanawiał? - co też odpowiem. - Nie wiem czym jesteś - Powiedziałem powoli, dokładnie warząc słowa - i nie obchodzi mnie to zbytnio, ale jeśli rzeczywiście starasz się jej pomóc... - Znów zrobiłem pauzę. Nietrudno oszukać tak małą klaczkę że jest się"tym dobrym", i że chce się pomóc, by potem uderzyć w najbardziej dramatycznym momencie. Równie dobrze może to być nawet to... Coś, co uśpiło wszystkich w Equestrii, jak i coś zupełnie innego. Westchnąłem z lekką irytacją. Dlaczego tu nic nie jest proste? Albo lepsze pytanie - dlaczego w całym moim życiu nic nigdy nie jest proste? - Ujmę to tak - rzekłem w końcu - Jeśli zdradzisz, to wyciągnę cię z niej, zaprzesz się pazurkami czy nie, i grzmotnę takim egzorcyzmem, że nie pozbierasz się przez całe milenium - wycedziłem cicho w stronę dalej uśmiechniętego pyszczka klaczki - A znam się na tym, więc wierz mi, że to zrobię. Jeśli jednak rzeczywiście pomagasz - wyprostowałem się nieco i spojrzałem wprzód, na znikającą za rogiem śledzoną przez nas parkę i Gniadego, podążającego za nimi w bezpiecznej odległości - Tedy witaj mi w drużynie, bezimienny pomocniku Gray - powiedziałem czując jak schnie mi w gardle. Ja, który tyle razy widziałem skutki opętań i czarnej magii, pozwalający na taką symbiozę? I do tego we śnie, tfu! Koszmarze zesłanym przez nieznane moce? Z drugiej strony, co mam zrobić? Zabić ich? Egzorcyzmować na środku korytarza? … Oby tylko moje głupie zaufanie nie kosztowało nas utraty Equestrii. -Phe, co? I, że niby ja miałbym być zły? - spytał ironicznie byt, replikując na moje groźby - Znam tą małą klacz od źrebaka i mam jej chronić. PHE! - prychnął znowu - Chcesz mnie wywalić? Jeśli spróbujesz to pomogę Ci. Wyjmij jej mózg, bo siedzę właśnie tam i żadne cho..lipne egzorcyzmy ci nie pomogą! Drwij sobie drwij, radziłem sobie z bardziej pewnymi siebie duchami - Pomyślałem, chcąc sprawdzić jego mentalistyczne umiejętności. - Bez imienia nie jestem. Zwę się Resty- A więc nie dość że nie czyta w myślach, to jescze jest lekkomyślny. Czyżby nie wiedział że imię to klucz do wypędzenia go? Klaczka potrząsnęła nagle głową - Już dosyć dobrze?- powiedziała spokojnie i zaśmiała się krótko - Tak. Ma temperamencik prawda? Uwierz mi, wydaje się być opryskliwy i wredny - ściszyła głos, patrząc na mnie porozumiewawczo - i pewnie jest taki w 99%, ale! Jest w nim coś miłego co sprawia, że pomaga mi, gdy tylko się da. Ciekawe czy rzeczywiście znów przejęła kontrolę, czy tylko jej na to pozwolił... Spojrzała przed siebie i po chwili znów na mnie. - Ma około 15 lat - rzekła mając chyba na myśli wiek Restiego. Czyli jest starszy od niej? Ciekawe - Jak myślisz, Oczko potrafiłaby zrobić koka? Albo kucyka? Nie chcę ich ścinać - Spojrzała z żalem na swoją zadbaną, lśniącą, bezużyteczną grzywę -Tyle lat ją zapuszczałam i nie oddam jej bez walk nagle w jej głosie dosłyszałem lekką determinację. I znowu zaśmiała się tym swoim uroczym, źrebaczym sposobem. Ja też uśmiechnałem się do własnych przemyśleń. - Ciekawa z was parka - znowu na nich zerknąłem (na nich, ha! Zaczynam już mówić o Gray w liczbie mnogiej) - Dalej niezbyt ci ufam, Resty, ale jesteś zabawny, a to plus - powiedziałem dość raźnie, także starając się rozluźnić atmosferę - A grzywę obcinaj nawet na łyso, Gray. Przecież jesteśmy we śnie, prawda? Gdy nasza misja się skończy, i tak będzie na swoim miejscu tak samo absurdalnie długa jak przedtem - zamyśliłem się na chwilę i wpadłem na pewien pomysł. Pochyliłem się nieco w stronę ucha klaczy i rzekłem tak cicho, aby nasz architekt mnie nie usłyszał - Wood pewnie zabrał z sali coś ostrego, żeby poczuć się pewniej. Możesz spytać go czy nie ma skalpela czy czegoś takiego. Klaczka zrobiłą obruszoną minę. -Wood? - prychnął ten niższy głos - Zachowuje się jak bałwan. Oh przestań. A może nie? No powiedz. Cichy spokojny i nagle staje się wredny i sprzeciwia się rozkazom. Zgodzisz się ze mną Sky, że jest w nim coś dziwnego prawda? Zastanowiłem się nad tym chwilę. Wood potrafi być przerażony w jednej chwili, a w następnej grać już pewnego siebie - i nieuprzejmego - tak dobrze, że aż zraził do siebie tą dwójkę. Znałem się na efektach, jakie wywołuje w kucykach strach. Musiałem się znać, inaczej nie przeżyłbym nawet tygodnia jako sierżant Szarych Orłów. To jak zachowywał się Wood nie było szczególnie zaskakujące, gdy spokojnie się nad tym zastanowić. Po prostu raz panował nad strachem na tyle, aby wejść w rolę, jaką w stresie ubzdurał sobie, że musi grać, a raz nie. Ot, po prostu muszę z nim porozmawiać, wyjaśniając mu że nie granie aż takiego palanta tylko przyciąga uwagę podświadomości. Sprawa załatwiona. Dlaczego więc wydaje mi się, że coś przeoczyłem? - Oh przyznaj ja sama nie jestem mniej dziwna - mówiła tym razem Grey - Mam w głowie gadający głos mający imię. dziwne prawda? - jej pyszczek To nie zmienia faktu, że jest dziwny i nie masz się do niego zbliżać. Śmie ci jeszcze rozkazywać - klacz spojrzała na Sky'a - Ah. Tak wygląda większość naszej rozmowy. Odbiegamy od tematu, krótkiej grzywy. Mogę stworzyć nożyczki, ale podświadomość to wyczuje. Rozejrzała się po korytarzu. Ciekawiło mnie czy Resty albo Grey dostrzegają to co ja - że im dłużej rozmawiamy, tym bardziej podświadmość zwraca na nas uwagę. - Może do niego pójdę i go poproszę. Jeśli do niego pójdziesz to mogę cię zapewnić, że odmówi ci. Weź nie filozofuj. Pamiętasz co mówiłeś o Sky'u?Jest inny niż mówiłeś. Wystarczy go poznać. Nadal uważam, że jest totalnym “Jestem szefem zrobię wszystko dla powodzenia misji” Zaśmiała się sama do siebie. Albo zaśmiał, już straciłem rozeznanie. - Cały czas odbiegamy od tematu - i przewróciła oczami z uśmiechem na pyszczku. - Po pierwsze, oboje mówcie nieco ciszej - syknąłem obserwując z wolna podnoszące się głowy wszechobecnych pacjentów - Bo zaraz pomyślę, że chcecie przejąć rolę Alfy. Po drugie... - uśmiechnąłem się kwaśno, decydując się jednocześnie na drobny eksperyment testujący szybkość reakcji podświadomości. Oraz, przy okazji, rzeczywisty temperament i spostrzegawczość tej dwójki. Nie było to może uprzejme ani bezpieczne, ale jeśli mamy przetrwać, powinniśmy wiedzieć jak najwięcej - Raczej nie poznacie tu innej strony niż mój pragmatyzm, więc Resty ma sporo racji, Gray. Jestem przecież w pracy. A co od grzywy... Chwilę zanim to powiedziałem przełożyłem butlę do lewej nogi. Prawą miałem teraz wolną. Zdążę. Machnąłem nienaturalnie błyskawicznym ruchem z dołu w górę tuż przy szyi Gray, wysuwając w drodze ostrze zza krawędzi mego sztucznego kopyta. Przecięło ono grzywę niemal idealnie równolegle do podłogi, kilka centymetrów pod brodą klaczki. Gray mrugnęła z przestrachu, jak to zwykle bywa, gdy wyczuwa się coś zbliżającego się do twarzy. To mi wystarczyło, aby równie szybko schować ostrze, chwycić w zgięcie kopyta ucięty fragment grzywy jeszcze zanim choćby zaczął spadać na kafelki i rzucić go pod własnym brzuchem pod ławkę, którą akurat mijaliśmy. - ... Jakoś obeszło się bez nożyczek - mrugnąłem do niej z lekko łobuzerskim uśmiechem, mając nadzieję choć częściowo obrócić to w żart - Ogonek też ci przyciąć? Klaczka zamrugała i szybko uniosła kopytko do przyciętej grzywy. Zerknęła też pod ławkę, gdzie właśnie wylądował ogromny pukiel jej lśniących włosów. Widziałem jak powstrzymuje się przed krzykiem, a jej pyszczek szybko nabiega krwią. Prawdopodobnie ze złości. Po chwili spojrzeli na mnie bykiem. -Twoje kopyto.- powiedział cicho niższy głos - Resty ma rację. Coś jest nie tak z Twoim kopytem - zerknęła na nie -Co z nim nie tak? Słyszałam wcześniej dziwne dźwięki kiedy chodziłeś - kątem oka zauważyłem że znów spojrzała mi na pysk - Mogłeś mnie ostrzec przed obcięciem włosów - odrzuciła głowę do tyłu - A ogonek, jak wolisz... - mruknęła obojętnie. - Prawda, mogłem ostrzec - rzekłem obserwując teraz pacjentów o wiele pilniej niż klaczkę. Dziwne, czyżby podświadomośc była tak ospała, czy ja tak szybki? Wydaje się, że nic nie zauważyli... No, może ta dwójka na lewo. Ale są bardziej zaskoczeni niż podejrzliwi. Ciekawe... Jeśli cała podświadomość będzie tak reagować na niespodzianki, to mamy po swojej stronie sporego asa. Mnie - Ale wróg nie ostrzeże przed atakiem znienacka - spojrzałem jej... Im w oczy - gratuluję opanowania wam obojgu. Rzadko widuję tak odważne klaczki. Dowiedziałem się o nich dzięki temu nawet więcej niż chciałem. Nie boi się mnie. Duży plus, o ile będzie się słuchać mimo to. Nie lubi gdy ktoś rusza jej grzywę... Chyba rzeczywiście uznaje się za damę. Będę musiał jeszcze bardziej to naruszyć, albo będzie to tworzyć problemy przy rozkazach wymagających pobrudzenia się. Jest wybuchowa, ale potrafi się powstrzymać. I szybko łączą fakty. - A kopyto... - odchrząknąłem krótko wciąż trzymając je na uchwycie wózka z butlą - Powiedzmy że po pewnym wypadku chciałem być gotowy na każdą ewentualność - zerknąłem przelotnie na ich ciekawy, ale coraz bardziej nieufny pyszczek. Cholera, chyba nie obejdzie się bez odrobiny wyjaśnień, jeśli chcę jednak robić za tego dobrego. Skrzywiłem sie lekko i rzuciłem jakby w przestrzeń - Młodzieńcza głupota, wypadek, dużo bólu, proteza. Nie mów innym. Póki nie wiedzą jest lepiej.A ogonek potem, pacjenci się gapią. - To brzmi przykro - powiedziała po chwili - Wiesz, ja mało co wiem o czymkolwiek. Ja nie mogłam nawet chodzić do sklepu obok domu zanim nie skończyłam 10 lat. Cała drużyna wydaje się być silniejsza - powiedziała nieco smutno - Bo jest silniejsza. Ty z tym twoim kopytem i umysłem. Oczko z oczami i magią. Taa... Jak myślisz długo będziemy szli? Może dojdziemy do jakiegoś centrum szpitala. Z windą i wszystkim. U nas w Fillydelphi był taki ogromny szpital gdzie było jedno centrum. Główne najbardziej uczęszczane i poboczne odnogi coraz mniej odwiedzane i rzadko widać tam było kogokolwiek. Skoro mowa o ważnej pacjentce. Jestem pewny, że to panna princessa Iskrząca powierniczka magii. Elementy harmonii z tego co wiem zazwyczaj były traktowane normalnie. Bez kłaniania się. Więc to musi być ktoś z wyższej półki. Trafna uwaga z jego strony. Ten dusezk zaczyna mi się podobać. Gray nagle głośno zaburczało w brzuchu. - Jak możesz być głodna w śnie? - zawołał Resty z wyrzutem, a trzech pacjentów więcej odwróciło się w naszą stronę - Klaczo, przerażasz mnie! Wmów sobie, że dopiero co zjadłaś i będziesz najedzona. Jak tak można... Oh opanowałbyś się. Awanturujesz się przy wszystkich. Wyzywaj mnie w głowie, a nie. Wychodzę na opętaną klaczkę z rozdwojeniem jaźni - no, przynajmniej jest tego świadoma - Cały czas odbiegamy od każdego tematu. Przepraszam, ale chaosu nie ogarniesz. “To je Resty tego nie ogarniesz!” - Znów się zaśmiała i odwróciłą do mnie - Chyba długo z nikim nie rozmawiał. Słuchając jej... ich trajkotu też się roześmiałem. Wiesz co? - zagadnąłem z prawdziwym, szczerym uśmiechem. Chyba pierwszym odkąd trafiłem do tego snu... A może i dłużej... - Los Equestrii wisi na włosku, dorośli panikują jak źrebaki, ale ty, mała klaczka, główkujesz spokojnie nad sposobem jej uratowania nie tracąc dobrego humoru - odwróciłem się na chwilę od lustracji nieskończonej jak dotąd sieci korytarzy i spojrzałem jej w oczy - Jesteś ślina, Grey. Nie fizycznie i nie doświadczeniem, ale opanowaniem i wyobraźnią. Nie daj się zabić, bo bez ciebie oszaleję w tym pokręconym świecie - odparłem pół żartem, pół serio. -Serio sądzisz, że jestem silna?- zapytała z radosnym błyskiem w oku. Zanim jednak zdążyłem powiedzieć cokolwiek więcej dojrzałem jak Wood się zatrzymuje, a Gniady wraca w naszą stronę z zaniepokojonym wyrazem pyszczka. Szybko rzuciłem okiem wprzód, szukając Oczka i szarogrzywego. Ani śladu. Noż w zad by to... Świetnie. Zgub... -Zgubiliśmy ją...- Grey nieświadomie dokończyła moją myśl, rozglądając się wokoło - No świetnie! - on na pewno nie jest telepatą? - Własnie zgubiliśmy jedną z najbardziej pożytecznych osób w drużynie. Kosztela. A tak ją polubiłem. Tego nam brakowało... Resty. Nie możesz ułożyć mapy z wszystkiego co zapamiętałeś? Pięćset korytarzy. Dwieście pięćdziesiąt po każdej stronie, bodajże każdy równie długi. Nijaki z tego plan - konwersowała sama ze sobą... A raczej z Restym. nagle zdałem sobie sprawę że Wood i Młody jakoś dziwnie się na nas... Och. No tak. Oni dalej nie wiedzą o Restym. No w siano. I jak ty im to teraz wytłumaczysz, Sky’u “jestem szefem i zrobię wszystko dla powodzenia misji”? “Ona jest tylko opętana, ale to dobry duch, z poczuciem humoru, więc się nie bójcie”. Tak, genialny plan, Sky! Może jeszcze dodasz, żeby spojrzeli ci w OCZY, by przekonać się że nie kłamiesz, hm? Tymczasem Grey westchnęła, zwracając na mnie spojrzenie swoje i Restiego. - Idziemy dalej czy skręcamy do jakiegoś pomieszczenia?
- 39 odpowiedzi
-
- 1
-
- Moja Mała Incepcja
- My Little Inception
- (i 7 więcej)
-
JAK WYTRESOWAĆ SMOKA 2!!! Nowy Trailer, jeszcze ciepły! Must See! /)(\
- Pokaż poprzednie komentarze [5 więcej]
-
Żeby nie skończyło się tak jak ze Shrekiem i Epoką. Fajna jedynka i coraz gorsze kontynuacje na doczepkę. A film oczywiście w (_!_) (_!_) (_!_). Szkoda tylko że 2014.
-
Ee, Blitz... Czyżbyś nie zauważył na początku traieru tego higantyczneho logo DREAMWORKS?
A co do kontynuacji - już chyba od pierwszego filmu było wiadomo, że będzie to trylogia. Opis pod trailerem tylko to potwierdza.
-
Nie...Akurat wtedy brat mnie o coś męczył, a mi się nie chciało spauzować trailera xD
-
Ożeż w pysk! Co to, atak? Spodziewałem się czegokolwiek, ale nie że coś przeszkodzi mi już w otwieraniu tych sianiastych drzwi! Na szczęście głośny jęk bólu szybko przegonił mój przestrach. A kiedy ten młokos szarpnął drzwi i ujrzałem jego wściekłą, zaczynającą puchnąć moedeczkę, już dokładnie wiedziałem co zaszło. Jednak mówił o qiele ciekawsze rzeczy niż zwykłe w takich momentach wonty i pogróżki. Okazuje się bowiem, że ten kuc znał masze chirurgowe ja z tego snu. I już zaczynałem formować plany uczynienia z niego sojusznika, gdy dostrzegłem czym wymachuje w naszą stronę. Rozpiską z operacjami, na której to poszukiwanie się udawaliśmy. Nie mogłem jednak nic na razie zrobić, gdyż to mi przyszło przyjąć na pysk wściekłą tyradę potrąconego przeze mnie ogiera. Czekałem więc aż chociażby przerwie na dłuższy oddech, aby się usprawiedliwić, lub też opierdzielić go za głupie bieganie po korytarzu. Wtedy jednak coś poczułem. Jakby... Nagły, chłodny impuls, mający epicentrum w kieszeni na mojej piersi. Lucida! Widziałem, że młodzik przede mną też to poczuł. Stanął z otwartym lekko pyszczkiem i wybałuszonymi ślepiami, gapiąc się na całą naszą grupkę. Wtedy przypomniałem sobie, że już go gdzieś widziałem. Zanim jednak zdołałem sobie przypomnieć gdzie, do mojego umysłu jakby sam napłynął obraz plaży, Księżniczki Luny i... Między innymi tego właśnie kucyka. Dzięki, przydatna Gwiazdko. Ciekawe, co jeszcze potrafisz... Ale skoro ten ogier także jest wysłannikiem Luny... To czy ma teraz do nas dołączyć? Jeszcze raz spojrzałem w jego przerażone oczy. Ile on w ogóle ma lat, czternaście? Nie, nie ma opcji żebym puścił go luzem. Dołączy do nas. Nagle zza otwartych drzwi wyłoniła się jakaś granatowa klacz o przekrwionych oczach. Na wszelki wypadek chwyciłem inaczej wózek od butli, aby móc ją zdzielić w wypadku zagrożenia. Nieznajoma przeleciała wzrokiem moją grupę i zatrzymała go na Grey Pencil. Odepchnęła wciąż stojącego przede mną karmelowego ogiera i błyskawicznie dopadła źrebaczki. - Pani doktor! Czy operacja się udała? Czy on przeżyje? - Pytała niemal histerycznie, potrząsając moją konstruktorką. O, cholera! I co my niby mamy jej odpowiedzieć? Nie wiedziałem. Wiedziałem za to że nie dam tej spanikowanej przybłędzie maltretować mojej podopiecznej. - Hej! Co pani sobie wyobraża? - warknąłem tonem do opieprzania podkomendnych, spychając jej kopytka z ramion Gray w dość bezceremonialny sposób - Szarpanie innych kucyków uważa pani za uprzejme powitanie? Trochę szacunku i opanowania, paniusiu, a może czegoś się dowiesz - po tej naganie odchrząknąłem i wygładziłem nieco kitel, aby dać sobie chwilę na wymyślenie odpowiedzi - Co zaś do... Pacjenta - rzekłem ostrożnie, w ostatniej chwili łapiąc się na tym że klacz może pytać zarówno o męża, jak i syna czy ojca, a więc nie należało niczego precyzować - To... - To nic jeszcze nie jest pewne - wtrąciła się nagle Oczko. Zaskoczony nieco, odsunąłem się jeszcze bardziej od klaczy, by zerknąć na współtowarzyszkę. Dobre ma wyczucie chwili, jeszcze chwila a palnąłbym jakąś głupotę. Zbyt mało mam wprawy w kłamaniu na żywo... - Proszę jednak być dobrej myśli. Może to być zatrucie pokarmowe, albo żółtaczka typu C - ... Natomiast Oczko brak chyba wprawy w empatii. Gdy tylko granatka usłyszała jej ostatnie słowa oddech jej przyśpieszył, a kopytko odruchowo powędrowało w górę aby zatkać pyszczek. Jeśli zacznie tu histeryzować, to łajno nam wyjdzie z przemknięcia się niezauważenie! - W zasadzie - ciągnęła moja fałszerka - nie ma większych podstaw aby określić. Ja jednak stawiała bym na … - Dopóki nie ma ekapertyzy od kardiologa nie ma co stawiać ŻADNYCH hipotez - wtrąciłem się odciągając zbliżającą się do płaczu klacz od reszty grupy. Nie omieszkałem też łypnąć krótko na Oczko - Jednak niech się pani nie zadręcza - powiedziałem celując w pokrzepiający ton. Przynajmniej mnie słucha i jeszcze nie płacze - Nasz zespół dokonał już istnych cudów w o wiele cieższych przypadkach - klacz spojrzała na mnie przez łzy, a ja się uśmiechnąłem - Wszystko na pewno skończy się dobrze. Tymczasem poinformujemy panią jeśli tylko nastąpi zmiana stanu, dobrze? Nieznajoma pokiwała powili głową, wymamrotała coś i odeszła w swoją stronę ze spuszczoną głową, pociągając nosem. Cicho odetchnąłem z ulgą. Aż dziw, jak praca w Gwardii i ściganie czarnorożców może wyrobić umiejętność pokrzepiania w biedzie... Kątem oka dostrzegłem, że kilku pacjentów siedzących pod ścianami gapi się na mnie. Nie było to ani przyjemne, ani tym bardziej dobrze nie wróżyło. Mocniej naciągnąłem czepek na lewą część pyska i wróciłem do grupy. Usłyszałem jak urwał się pojedynczy szept, gdy podchodziłem. Dobre, Sky, misja toczy się dalej. Cel, kierunek, działanie! - powtórzyłem w myślach jedną z częściej używanych przeze mnie maksym. I jedną z praktyczniejszych. - Histeria i lamenty to ostatnie czego nam trzeba, Oczko - szepnąłem przechodząc obok niej i jej ego, po czym skierowałem się na młodzika, który dalej trzymał w zgięciu kopyta dokumenty. Idąc zmierzyłem go krótko od stóp do głów. Choć młody, może czternastoletni, wydawał się krzepki. Z oczu zaś wyzierało całkiem rozumne spojrzenie... Nie mogłem powiedzieć już niemal nic ponad to i fakt, że był ubrany w identyczne kitle co my. szkoda że nie mam czasu aby gruntownie go przepytać i poznać. Nie znoszę działać w ciemno! - pomyślałem czując na sobie coraz bardziej naglące spojrzenia zarówno pacjentów, jak i własnej drużyny. Drużyny, z nim włącznie. - Witaj w drużynie. Powitania potem, teraz wczuj się w rolę i trzymaj mnie - Szepnąłem do niego przechodząc obok by znów złapać za mobilny stojak mojej butli i zamknąć drzwi do sali operacyjnej. Potem zaś dodałem już głośno, tak żeby usłyszeli mnie wszyscy, łącznie z pacjentami - No, skoro mamy za sobą ten niewielki incydent, może dowiemy się gdzie mamy następny zabieg. Prawda, młody? - szturchnąłem go przyjacielsko, w ramię, ruszając z nim korytarzem tak jakbym wiedział gdzie idę. Z tym że nieopatrznie zrobiłem to protezą, przez co cel kuksańca nieco się zachwiał i cicho stęknął Sky, pilnuj się! - I czy nie mamy w harmonogramie powierniczek harmonii? Słyszałem że są gdzieś w tym szpitalu... - dodałem nadając głosem tak ogromny podtekst, że chcę aby TO właśnie znalazł, że tylko idiota by się nie domyślił. Obserowowałem przy tym możliwie dokładnie korytarz, aby tym razem nie dopuścić do tak bliskiego kontaktu kogokolwiek z członkami drużyny w takim stopniu, jak to miało miejsce przed chwilą. Zauważyłem przy tym, że korytarz ciągnie się na naprawdę długim dystansie, a jego odnogi zdają się być identyczne. Jeśli szybko nie znajdziemy jakiejś mapy, możemy mieć lekki problem z nawigacją... Zacząłem rozglądać się za jakimś planem ewakuacyjnym, nasłuchując jednocześnie odpowiedzi nowego, młodszego kolegi i wsłuchując się w stuk kopyt reszty podążającej za nami...
- 39 odpowiedzi
-
- Moja Mała Incepcja
- My Little Inception
- (i 7 więcej)
-
Niniejszym wybywam z rana na obóz, wracam 13 lipca. Bedę zagladać na forum, ale głównie aby ogarniać sesję. Jest szansa, ze predzej odpiszę na gg niż na forum, ale zasady w tym nie ma. Tak więc idę się integrować z rzeczywistością. Cześć wam!
-
Nie wiem jak u was, ale u mnie w grupie nie nazywam już tego kolejką, lecz turą, w której każdy pisze gdy jest, chyba że bardzo potrzebna jest reakcja jakiejś postaci. Ja po prostu zaczynam turę, a potem inni. Na każdego jeden post w turze. Koniec filozofii. Jeśli wy jeszcze trzymacie się tej odgórnej "kolejki" ustalonej przez Dżewo, to OK, tylko wszyscy muszą być na forum. A tak zazwyczaj nie jest. A to kto ma następny pisać ustalajcie już sobie na rozmowie grupowej, a nie w tym temacie - taka drobna sugestia z mojej strony.
-
Rany, to wam teraz przyszłą jedna osoba, ale Lisica jest pojechana w świat, a One Two też jedzie? Coś mi się nagle rozmywa wyzja współpracy... Chyba że połączymy jakoś drużyny. Albo po naszych przygodach wy dopiero wyjdziecie z kanciapy i natkniecie się na nas, doświadczonych w bojach w tym szpitalu. Bo przecieżDżewo zawiesza sesje, jeśli nie ma naraz więcej niż jednej osoby..
-
Cóż, My z Dolritto mieliśmy ten komfort, że praktycznie od razy gdy załapał się na sesję miał ustawiony statu mówiący, że ma szlaban na kompa. Roziwązanie, zaakceptowane prez Dżewo, było proste - zlać go w sesji... jak nie odpisze to nie, a jak odpisze to jakoś się go wplecie że ukrył się w kącie tak że nikt go nie widział czy coś. TYm właśnie sposobem my mamy już 14 odpowiedzi na sesji, a wy 6. Jednak jeśli Zmary po prostu... Nie było i już, to rozumiem waszą bezradność i niechęć do pomijania jednego z graczy. Teraz tylko nieco nadrobić. Bo my już WYCHODZIMY. O Lisicy natomiast nie wiem nic. Można zapytać jej znajomych na forum, jeśli jej samej już nie ma.