-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Tu w środku nie ma Ezreala. A tam nie ma Shiro. Jesteś podmiotem, naczyniem dla siły. To ciało również. Nie chcesz walczyć? Dobrze... - Ezreal uniósł dłonie w górę. Wyciek pod jego stopami zaczął się rozszerzać, a zielonkawe zjawy rozłaziły się i powoli wychodziły z dziury. Rzut okiem na drzewo - srebrne nici czerniały powoli i zaczynały odpadać, a lśniąca kora łuszczyła się i gniła.
-
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
- Zamknij się - odparła, ściskając go jeszcze mocniej. - Dobra, czemu jesteś tu z nią? - zapytała, nie odklejając się od Lufiego. - Jestem chorobliwie zazdrosna. -
- Tak. Musimy skończyć tę sprawę - odpowiedział. - Nieważne, które z nas wygra. To po prostu musi się skończyć. Jestem zmęczony i nie mam już siły walczyć - oznajmił. Wydał zduszony okrzyk, kiedy z jego ust spłynęła czarna ciecz. Zgiął się wpół i zatoczył. Otoczył go czarny dym, pośród którego wybuchały zielone iskry. Ciałem Ezreala wstrząsnął nagły skurcz. Przez chwilę unosił się w powietrzu, aż ostatecznie wylądował na ziemi, cały czarny. Wyglądał jak popękany posąg i nie wyglądało na to, aby miał dobre zamiary.
-
- Nie. Policzę do dziesięciu. Jeśli do tego czasu nie znikniesz mi z oczu, każdy pająk w okolicy rzuci się za tobą w pościg, aby cię ukąsić. Pewien naukowiec z Zaun wysnuł wniosek, że zawsze w pobliżu metra od człowieka znajduje się co najmniej jeden pająk. Jad większości z nich nie jest groźniejszy od jadu pszczoły. Chcesz zapoznać się z pozostałą, niechlubną garstką? - zapytała.
-
Twarz Elise złagodniała i była to zmiana tyle nagła, co niespodziewana. Uśmiechnęła się i przymrużyła oczy. Ominęła wyciągniętą dłoń zabójcy i stanęła z nim twarzą w twarz z rękami założonymi za plecami. - Co powiesz n zabawę, Rennardzie?
-
Ciężar nagle zmalał. Ezreal poruszył się i zeskoczył z pleców Shiro, a ona poczuła gdzieś w głębi umysłu, że dzieje się coś bardzo złego. - Tak musiało być od początku - powiedział chłopak. Głos miał zmieniony - taki sam, jak w momencie gdy zaatakował Vi. Kilka głosów przemawiających z jednej krtani. - Tu wszystko się zaczęło i wszystko się kończy. Jego oczy świeciły jaskrawym, zielonym światłem, a twarz znaczyły głębokie, czarne bruzdy. Włosy miał rozwiane, choć w grocie nie wiał wiatr. W miejscu w którym stał powstawał wyciek z zaświatów - chude, widmowe ręce dotykały jego nóg, jakby próbując zaciągnąć go do środka, a on stał tylko, niewzruszony. Rozległ się brzęk, gdy talizman Wyniesionego rozpadł się na kawałki i uderzył o podłogę.
-
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
- A żebyś wiedział, że tak właśnie będzie. Żebyś wiedział, ty bucu cholerny - warknęła. Przestąpiła z nogi na nogę i rzuciła się na Lufiego. Objęła go ramionami i uścisnęła mocno. -
Elise przewróciła oczami i pokręciła głową. -Zamknij się, mój drogi z łaski swojej. Jak na zawodowego zabójcę jesteś wyjątkowo emocjonalny i egocentryczny, a to zahacza o brak profesjonalizmu. Skąd pomysł, że skorzystałam z twojego życzenia? Pozwolę sobie przypomnieć ci, że nie tylko ty brałeś w tym udział. Wymarzyłeś sobie sławę i będziesz miał swoją drogą sławę. Ciekawa jestem, jak szybko tego pożałujesz. Gwiazdka z nieba była rozsądniejszym wyjściem, ale wszak ty masz bardzo mało związków z rozsądkiem, prawda? - zapytała.
-
Nie zareagował. Trząsł się niekontrolowanie, wpatrując się w talizman wyniesionego na ręce. Ów talizman zaczął pękać. Shiro czuła, że w świątyni znajduje się jeden element, który nie pasuje. Element zagrażający całej reszcie, zdolny zainfekować porządek jaki przywróciła. Element, który musiał opuścić świątynię jak najszybciej. I tym elementem był Ezreal, którego ju, nie tylko twarz popękała.
-
Podtrzymywał się rękami od upadku na ziemię. Drżał, jakby wstrząsały nim torsje. A Shiro zauważyła, że jej ręce i nogi nie są już obleczone skórą. Lśniła. Była przejrzysta, i wydobywało się z niej białe światło o tęczowych refleksach. Czuła i widziała inaczej, niż wcześniej. Wszystkiego było więcej, wszystko oddziaływało mocniej. Shiro miała wrażenie, że nie tylko znajduje się w świątyni - że jest świątynią. Widzi z każdego jej kąta i czuje każdą cząstką.
-
- Jeśli byłbyś uprzejmy - wtrąciła Elise ze wzrokiem utkwionym w łeb smoka - Skorzystałabym z tej gwiazdy, która może ocalić mi życie. Takie rzeczy się przydają. Nazwij ją moim imieniem. I niech będzie widoczna. Nie podaruję sobie tej odrobiny luksusu - dodała. - Tak będzie - odparł Architekt. Podpłynął do jednego ze swoich portali, rozszerzył go i wpłynął do środka. Buczenie natychmiast ustało. Wszystkie dziury zniknęły.
-
Chłopak chwycił Shiro mocno za rękę. Następne odczucia wynikające z zadania które przed nim leżało były jeszcze gorsze niż samo dźgnięcie. Poza potwornym bólem, dziewczyna zaczęła mieć mroczki przed oczami. Obraz rozmazywał się, tak jak dźwięki. Uchodziło z niej życie... Do momentu, w którym w gasnącym obrazie nie pojawiło się coś jasnego. Oślepiająco jasnego. Ból zniknął, zniknęła słabość i wróciła pełna świadomość. Zjawa obok rozpadła się na kawałki - obok Shiro pojawił się szkielet z długimi włosami, w które wciąż zaplątane były gałęzie. Widmo rozmyło się, a na jego miejscu stanęła młoda kobieta. Uśmiechnęła się ciepło i zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Metafizyczny chórek kontynuował swą lekką jak wiatr i podniosłą pieśń. Ale Ezreala nie było nad ołtarzem. Shiro usłyszała jęk spod niego.
-
- Jeśli coś pójdzie nie tak, pójdę za tobą - powiedział. - Jeśli poczujesz, że jest źle, będę to widział - ostrzegł. Nachylił się nad ołtarzem i chwycił nóż w dwie ręce. W kryształowym, przejrzystym ostrzu odbiło się fioletowe światło. Ezreal zacisnął zęby - jego oczy stały się szkliste przez nadmiar emocji. Opuścił rękę. Najpierw poczuła tylko uderzenie, potem rwący ból. Ostrze nie trafiło w serce. - Teraz serce. - Co? Zrób to sama! - zaprotestował. Przyłożył dłoń do policzka dziewczyny i pogładził, drżąc ze zdenerwowania. - To zadanie mistrza ceremonii. - To jest chore!
-
Aurelion Sol skrzywił się, i zdołał to zrobić bez użycia mięśni pyska. - Uwięziony. Nie mogę go zniszczyć, jeśli nie chcę niszczyć ludzi. Żyje w snach i utrzymuje sny. Jest Snem. A to ważniejsze dla waszych małych móżdżków, niż może się wydawać - odparł Architekt. - Myślałem o czymś bardziej... astralnym. Mogę dać ci gwiazdę, Noxianinie. Gwiazdę, która uratuje cię przed śmiercią. Albo gwiazdę, która zawsze wskaże ci drogę. Taką, która wskaże rozwiązanie problemu, taką która rozświetli mrok bądź taką, która przywróci ci siły. Mogę dać ci moc jednej z moich gwiazd.
-
- Śmierć nie przybywa na wezwanie, ale wtedy, kiedy uzna to za słuszne - poinformował duch. - Namyślcie się. Mamy czas, ale mamy go niewiele. Niebawem wrota zaświatów ponownie się otworzą, a świątynia pozostaje bez strażnika. To twoje przeznaczenie, dziewczyno. I twoje - powiedziała, patrząc na Ezreala. Jego twarz była w coraz gorszym stanie - jakby jego oczy łzawiły czarnymi, oleistymi łzami. - Idziemy stąd, Shiro! - Wówczas świat obumrze razem z korzeniami Drzewa. - Mamy w Lidze Wyniesionych, Aureliona Sola i kilku innych cwaniaków. Nikt tu nie umrze - stwierdził Ezreal. Ale w głowie Shiro pojawił się kolejny impuls - znów czuła. Czuła, że na ołtarzu coś się skończy i coś się zacznie, a ona musi wziąć w tym udział. Ona i Ezreal. Czuła, że chłopak słabnie... Że umiera.
-
- Nieeee. Jeszcze nie tym razem - odpowiedział wielki smok, łapiąc się za głowę i przykładając ją do ziemi. Jęknął, choć brzmiało to bardziej jak grom. Albo uderzanie o siebie kamieni. - Jestem... zobowiązany, mały człowieku. Powiedzmy, że mogę ci się odwdzięczyć. Czego byś chciał? Mówimy o jednorazowej usłudze, darze, gwiazdce z nieba. Zastanów się, zanim dokonasz wyboru - powiedział, zaciskając potężne szczęki. Elise odchrząknęła. - Tobie także, choć potępiam zamianę tego pięknego aktu altruizmu w podłe sprzedawanie usług. No i żadne z was nie zrobiło tego z dobroci serca, nie oszukujmy się...
-
- Ach, nie ufam? To nie ma nic wspólnego z zaufaniem! Ty wbiłabyś mi sztylet pod żebra? Skąd mam wiedzieć, że po tym nie umrzesz? To troska - burknął. - No i zazwyczaj takie rzeczy są zaczątkiem składania kogoś komuś w ofierze. Komu złożę ciebie, co Shiro? - zapytał.
-
- Jasne, pewnie - mruknął. Oparł się łokciem o ołtarz, na dłoni położył swoją głowę. Druga ręka trzymała ostrze. - Jeśli otrzymam jakikolwiek dowód, że to prawda. - Drzewo umiera. - No i dobra, to żaden argument. Każdy kiedyś umiera, ale żebym miał zabić własnoręcznie kogoś, kogo kocham? No proszę cię. Shiro, złaź stąd.
-
Pająk skoczył i wbił zęby jadowe w wystający język wielkiego, kosmicznego smoka. Rennard musiał odskoczyć, aby ratować swoje ręce przez odgryzieniem. Smok zaczął się wić, a przy jego rozmiarze było to dość niebezpieczne dla całego otoczenia. Z paszczy wydobywał się warkot, spod cielska sypały się iskry. Zboże w momencie poczerniało i zgniło, rozpływając się w nicość. Architekt Gwiazd odzyskiwał przytomność, powoli uspokajając się i dysząc. Świecące, niebieskie oko spoczęło na Rennardzie. Elise wróciła do ludzkiej postaci. - I co? - zapytała. - To wszystko?
-
- Jasne - powiedział, zaskakująco ochoczo i pewnie. Wyprostował się nad ołtarzem, uniósł nóż... ... I ugodził nim zjawę obleczoną w kamienie. Nóż przeleciał przez nią, odbijając się od odłamków i z brzękiem lądując na podłodze. Duch pokręcił głową, pochylił się i podniósł narzędzie. Wręczył je z powrotem zszokowanemu chłopakowi. - Nie. Nie mnie. Ja już to przeszłam i powinnam odejść tam, gdzie moje miejsce. Dźgnij i wyjmij serce. Będzie potrzebne - odpowiedziała. - Shiro, idiotko, nie widzisz, że to podstęp? Ona chce, żebym cię zabił!
-
Chłopak podniósł głowę i spojrzał na nią trochę nieprzytomnie. - Co? - zapytał. Podprowadzony przez doktora, wszedł do wody i powoli ruszył w stronę wysepki. Dość długo zajęła mu przeprawa, choć woda sięgała zaledwie do pasa. W końcu wygramolił się na wysepkę, wycieńczony i poddźwignął do ołtarza, ciężko oddychając. Zjawa trzymała w dłoniach kryształowy nóż. Podała go chłopakowi. Oczy Ezreala rozszerzyły się gwałtownie. - I co ja mam z tym niby zrobić? - zapytał.
-
- Teraz... Teraz mistrz ceremonii. Tak to właśnie było. Obrząd musi zostać wykonany zgodnie z tradycją. A więc mistrz ceremonii... Wybierz go - nakazała zjawa. Ezreal odzyskał chwilowo przytomność i szepnął coś Jayce'owi. Ten puścił go, a chłopak doczołgał się do wody, obmył twarz i wstał chwiejnie. Przed upadkiem uratował go yordl. - Shiro, skarbie. Wyjaśnij z łaski swojej co się dzieje - krzyknął Jayce.
-
- Więc musisz umrzeć, aby odrodzić się na nowo. Jak ognisty ptak z popiołów. Połóż się, śmiało - powiedziała dziewczyna, wskazując na ołtarz. - Czy coś interesującego mnie ominęło? - W grocie zagościł Doktor Heimerdinger.
-
Kula rozkwitła. Wyglądało to tak, że po kontakcie ze światłem wysunęły się z niego świetliste smugi. Popędziły ku ołtarzowi, a nad ołtarzem pozbierały się odłamki kamieni. Owe odłamki utworzyły humanoidalną postać - dziewczynę o okrągłych, świecących oczach. Wyglądała jak posąg, pomijając świetliste pęknięcia. - Następczyni?
-
Stopa Shiro natrafiła na połyskujący, płaski kamień. Podpłynął do niej, zanim dotknęła powierzchni wody. Tak działo się po każdym jej kroku, aż do drzewa. Szepty nasiliły się, jeden z wysokich głosików zaczął śpiewać. Podążyły za nim następne, niosąc dziwnie brzmiącą, podniosłą pieśń. Otoczaki w wodzie rozbłysły fioletowym światłem. Drobne odłamki kryształów podniosły się z dna i zawirowały wokół Shiro, prowadząc ją bliżej i bliżej drzewa. A pod drzewem stał kamienny blok na kształt ołtarza, nad którym wirowała kula światła, wydając przy tym buczenie.