Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Destino, co ty do cholery jasnej odwalasz?! - Huknął Jayce. Powierzchowny dobry humor znikł, a echo poleciało zwiedzić najdalsze zakątki lasu. Jayce był zdenerwowany, a zaczynał być wściekły. - Teraz ci się wzięło na bycie cnotką? Wracaj tu natychmiast, bo zostawię cię w lesie!
  2. - No, no, coś cię nieźle udziabało. Dziura jak... No. Chyba trochę cię podtruło, stąd samopoczucie. Ale hej! - Jayce wyszczerzył się i szturchnął Shiro w ramię. - Przecież sobie poradzimy, prawda? No, Destino? Poradzimy sobie, czy nie?
  3. Dotarła na szczyt zdrowo przemęczona. Noga zaczepiła się o kamień i upadła na ziemię - na szczęście sam upadek groźny nie był. Żadnych zmarłych, żadnych kościstych upiorów, a także kompletny brak Ezreali i yordlów-doktorów. Wokół nie było żywej duszy. Nienaturalna cisza, jakby cały las wstrzymywał oddech. Jayce przykląkł przy Shiro i odłożył broń na bok. - Dobra, pokazuj tę ranę - zarządził mężczyzna.
  4. Mężczyzna wspinał się za Shiro, co jakiś czas obserwując tyły, żeby kontrolować odległość miedzy nimi, a zmarłymi. Shiro miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Czuła też mrowienie w rękach i nogach i nie umiała opanować oddechu. - Dasz radę wejść? - zapytał Jayce. Shiro nie widziała w ciemności jego twarzy. Był zaledwie metr za nią, wzniesienie kończyło się na oko pięćdziesiąt metrów dalej.
  5. Bieg nadwyrężył jej siły i po chwili znów musiała skorzystać z podparcia się o Jayce'a. Upiór zniknął, ale nie zniknęły ożywione zwłoki. Ciągnęły za Shiro i Jayce'em jak żelazo do magnesu. Były wolne, ale było ich sporo. W pewnym momencie teren się podniósł i przed Shiro i Jayce'em wyrosło wzniesienie - stromizna, która nie tylko dla zombie mogła być wyzwaniem. Między drzewami widać było już zarysy sylwetek nieumarłych. - Właź tam - zarządził oficer, gotowy do obrony.
  6. Architekt leżał w tym samym miejscu, w którym Rennard go zostawił. Tyle tylko, że zmniejszył się o ponad połowę. Wciąż był ogromny, ale teraz, leżąc na wygniecionej polanie i wśród całego mnóstwa nieustannie buczących portali wydawał się być dziwnie drobny. Gwiezdny Architekt jedną z łap miał zaciśniętą, a oczy wpatrzone w jeden punkt przed sobą. Rennard czuł, że znów elektryzują mu się włosy i czuł metaliczny posmak przy oddychaniu. Elise stanęła w pewnej odległości od smoka i pogładziła się po brodzie, najwyraźniej się nad czymś usilnie zastanawiając. - Nie wydaje ci się, że jest dość duży? - zapytała, mówiąc ni to do siebie, ni do Rennarda. - W jaki sposób mam go ukąsić? Musi mieć niezwykle grubą skórę. Jeśli to w ogóle jest skóra.
  7. Ręka cofnęła się, ale szkielet nie zniknął. Upiór kobiety podniósł dłoń i wskazał kierunek, w którym niespokojnych zmarłych było najmniej. Jayce tymczasem rozprawiał się z resztą, wywijając hextechową bronią i łamiąc kości. - Czy mogłabyś ich jakoś... No, nie wiem. Odpędzić? Albo ochronić nas?
  8. - Tak, buzię masz ładną - odpowiedziała. Stali tuż obok wejścia do jaskini... Tyle, że nie było wejścia i był dzień. To oznaczało, że Architekt Gwiazd musiał leżeć i zdychać gdzieś niedaleko. Pozostała wąska, zarośnięta ścieżka którą przybył do wrót prowadzony przez Kindred.
  9. Elise posłała Rennardowi pogardliwy uśmiech. - Jeśli to jest dla ciebie problemem, jak mogłeś wyobrażać nas sobie w jednym łożu, Rennardzie? - Wyprostowała się i nabrała powietrza w płuca. - No, już. Wstawaj. Bo zacznę narzekać na dzisiejszą młodzież.
  10. Adra opuściła ręce. Typowy Lufi... - ...Wredny, arogancki i ignorant. Martwiłam się o ciebie. Zawsze się martwię. Bo jesteś dla mnie jak rodzina. I tylko tobie ufam. I za każdym razem kiedy ktoś ci chce coś zrobić, mam ochotę go zamordować - odpowiedziała Adra, patrząc na przyjaciela ze łzami w oczach i kamiennym wyrazem twarzy. - A teraz mam ochotę zamordować ciebie.
  11. - No to nie dramatyzuj, zaraz coś na to zaradzimy, tak? Skoro jeszcze żyjesz, to jest dobrze! Powtórz: "Jeszcze żyję, mogło być gorzej" - odpowiedział. W jego głosie na chwilę zabrzmiał fałszywy ton zdradzający, że jest zdenerwowany. I raną Shiro i wzbierającymi zewsząd ożywieńcami. Dzieci i dorośli, musieli umrzeć niedawno. Niektórzy byli opuchnięci, inni zaś tylko bladzi i otępiali, ale wciąż agresywni. Wstawali ze ściółki leśnej i spod cienkich warstw ziemi. Jayce chwycił Shiro w pasie i przyciągnął do siebie, odsuwając ją od małego ożywieńca - chłopca o wydętym brzuchu i białych oczach. Miał rozczochrane włosy i odchodzącą skórę. Ramienia dziewczyny coś dotknęło. Z początku sądziła, że gałąź - ale nie, obiekt był biały. Kości. Martwa dłoń położona na ramieniu dziewczyny nie czyniła jej krzywdy, a kościotrup o złocistych włosach stał i patrzył.
  12. - Tak po prostu, czy coś ci jest? No, mów! - powiedział, szykując się do odpierania niewidzialnego ataku. Wszędzie wokół słychać było kroki i szepty. Shiro, zapewne tak jak i Jayce czuła się osaczona, a strach uniemożliwiał skupienie. W dodatku ból... - Hej, nie mdlej!
  13. -Nie, ale widzę, że ty znalazłeś sobie przyjaciółkę! Szukałeś mnie w ogóle? - syknęła. Z łokcia odsunęła Vivienne i podeszła do Lufiego tak blisko, że niemal stykali się nosami. - Atakowałam, bo ciebie zaatakowano! Z dobroci serca, Lufi, ty niewdzięczny sukinsynu.
  14. Kiedy Jayce zauważył że Shiro leci z nóg, złapał ją i objął, żeby się nie przewróciła. - Hej, hej! Destino, co jest? Jesteś ranna? - zapytał, nachylając się nad dziewczyną. - Tylko nie padaj, bo cię tu zostawię i będziesz musiała sama stłuc im tyłki.
  15. -Co? - Adra wyprostowała się i opuściła ręce. Spojrzała na Lufiego i wpatrzyła się w jego oczy, zaciskając usta i pięści. - Dałam się... Złapać?
  16. - Czy będzie ci przeszkadzało, jeśli najpierw ją zabiję z zastosowaniem wyjątkowego okrucieństwa? Adra rozglądała się za dziewczyną, jednocześnie ściskając swojego przyjaciela.
  17. Niedaleko zalśniło zielonkawe światło wycieku. Ale poza tym światłem stały trzy niematerialne, wyraźnie martwe postacie. Patrzyły na Shiro i Jayce'a z wyrzutem. Błysk światła i już ich nie było. A Shiro poczuła, jak nogi robią jej się z waty. I poczuła, że musi się o coś wesprzeć - inaczej upadnie.
  18. Kiedy tylko usłyszała głos dziewczyny, poczuła, że wewnątrz się gotuje. Ruszyła w stronę obozowiska, kierując się słuchem i furią. Na nią, za to ze istniała, na niego za to, że z nią rozmawiał. - Co tu się dzieje? - syknęła. Była gotowa na otwarcie portalu, zmiażdżenie jej czymkolwiek albo zabicie gołymi rękami.
  19. W jednym momencie wydarzyło się kilka rzeczy. Po pierwsze, Shiro poczuła podmuch powietrza i zanim ona i Jayce zdążyli zareagować, poczuła ukłucie w boku. Rozległ się błysk, kiedy broń oficera wypaliła, a stojący obok upiór, który pojawił się znikąd, ale którego rysów twarzy Shiro nie dostrzegła rozsypał się w pył. Poczuła promieniujący, tępy ból w okolicy żebra. W skórze była niewielka ranka, ale Shiro czuła, że jest jej słabo. Jayce znów strzelił i po raz kolejny. - W porządku? - zapytał
  20. Elise przyjrzała się Rennardowi z rzeczowym wyrazem twarzy. Pokiwała głową, dotykając swojego podbródka. - Dostatecznie - określiła. Elise stanęła za młodym zabójcą i położyła dłonie na jego czole - delikatnie pogładziła skórę, doczekała chwilę i szybkim ruchem łokcia wypchnęła go z równowagi. Zamiast upaść na lustro i razem z nim na podłogę, Rennard przeleciał przez ramę i zniknął w tafli. Przez krótki moment wszystko wokół lśniło, do momentu w którym zderzył się z trawą i ziemią. Zniknął typowy dla Shadow Isles smród i zimno. Niebo było jasne, a gdzieś w pobliżu buczał portal. Kilka portali. Tuż obok wylądowała Pajęczyca. - Lepiej niż na wyspach.
  21. - Nie. Zapewne zostaliśmy rozdzieleni. W ciągu krótkiej chwili zniknął Doktor, Ezreal i ty, chociaż byli tuż obok. A potem usłyszałem, jak się wydzierasz chociaż i tak było naprawdę kiepsko słychać. Jak przez mgłę - poinformował. Wokół słychać było kroki. Gałęzie trzaskały, skrzypiały liście. Byli otoczeni. Na ramię Shiro padła wielka dłoń Jayce'a. - Trzymaj się blisko. Jeśli teraz się rozdzielimy, to koniec.
  22. - Obawiam się, że pająki mają w zwyczaju kąsać. Pająki mają w ogóle bardzo interesujące zwyczaje. Jestem pewna, że byłbyś ciekaw niektórych z nich. - Pajęczyca zachichotała i puściła Rennarda, gdy tylko przekroczyli próg ruin. Stanęła przed jednym z luster. Krótką chwilę zajęło jej podziwianie swojego wizerunku, po tym procesie zaś przyłożyła palec do ust, widocznie się nad czymś zastanawiając. Ból w ręce i w karku trochę zelżał, zniknęły też mdłości. Zawroty głowy były nieznaczne i wyglądało na to, że Rennard wraca do zdrowia. - Opisz mi miejsce, w którym leży nasz wielki nieprzyjaciel.
  23. - Kimś dobrze poinformowanym - odpowiedziała. Kiedy ręka Rennarda zjechała na jej biodro, Elise wyszczerzyła się, odsłaniając dość ostre zęby. - Czyżbyś osłabł? Może powinnam zaaplikować więcej jadu? Mów tylko, w końcu chodzi o twoje zdrowie!
  24. Zanim zdążyła dokończyć, Jayce odwrócił się, złapał młot i wystrzelił w kościotrupa. Rzucił Shiro sugestywne spojrzenie nie oznaczające niczego dobrego, odwiązał jej ręce i dokończył wyplątywanie z gałęzi. Humor gdzieś się stracił - a jeśli już tracił się u Jayce'a, to musiało to być coś poważnego. - Idziemy - oznajmił.
  25. - Jasne - odpowiedziała. - Do zobaczenia. Adra przyszykowała się do odnalezienia Lufi'ego i otwarcia portalu. Skupiła myśli i zaczęła szukać. A kiedy to się udało, wykonała szybki gest rękami i wskoczyła przez otwarte przejście.
×
×
  • Utwórz nowe...