Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - To... trochę kiepska wymiana - stwierdził ponuro.

     

    Pogrzeb był raczej skromny. Przybyli najbliżsi przyjaciele yordla-naukowca, jego nieliczna rodzina i cała masa studentów i profesorów. W Piltover zwyczaj składania ciał w trumnach odszedł w zapomnienie już dawno, ze względu na ekonomiczne i higieniczne aspekty tegoż rozwiązania. Pozostawały więc małe, biodegradowalne urny i niewielkie pomniki. Dzięki temu w Piltover istniał tylko jeden cmentarz, co prawda wielki, ale i urządzony z głową i wyglądający jak park.

    Urna w kształcie sześcianu wylądowała w płytkim dole.

    - Nie smućcie się - odezwała się kuzynka doktora, stanąwszy za dołem z urną. - W Bandle City uważamy, że manifestowanie żałoby po zmarłym to najgorsze, co można zrobić. Wszystko co się stało, to tyle, że duch naszego ukochanego i zdolnego Erwerta Heimerdingera jest wolny, a jego wyobraźnia nieograniczona. Nie pozwólmy mu cierpieć, widząc nasze smutne twarze. Myślcie z radością o jednym z największych wynalazców i naukowców naszych czasów. Wierzę w postęp Piltover i on też w niego wierzył. Dlatego nie rozpamiętujmy, ale patrzmy śmiało w przyszłość, tak jak robił to doktor Erwert Heimerdinger.

    W tym momencie oczy wszystkich obecnych skierowały się na Vi, która zaczęła głośno szlochać, ukrywszy twarz w ramieniu zażenowanej szeryf Caitlyn.  Obie - jak większość - ubrane były w skromne, czarne stroje w przeciwieństwie do yordlowskiej części towarzystwa, bez wyjątku ubranej w biel.

    Ezreal odchrząknął. Od pewnego momentu wydawał się być bardzo niespokojny.

    - Zaraz wrócę. Muszę się przejść - szepnął Shiro do ucha, wstąpił na kamienną ścieżkę i chwilę później zniknął na alejce między drzewami. 

  2. - Dzień dobry - odpowiedziała Caitlyn, kiwnęła głową. Odsunęła się od odkrywcy i stanęła wyprostowana niedaleko wejścia do budynku. Na ułamek sekundy oczy Ezreala powędrowały ku krawędzi lądowiska, a potem znów spoczęły na twarzy Shiro.

    Vi w tym czasie powędrowała ku Caitlyn i objęła ją ramieniem. Szturchnęła ją w bok rękawicą. - Tęskniłaś, kapelusznico?

    'Kapelusznica' wzięła głęboki oddech.

    - Oficer Vi, zanim rozpoczniecie swoją pracę, sugeruję kąpiel - odparła. Vi zmarszczyła brwi.

    - Chyba faktycznie.

    - Dałabym wam dzień wolnego na odpoczynek, ale obawiam się, że obowiązki wzywają.

    - Ratowanie świata? - zapytał Jayce.

    - Pogrzeb doktora Heimerdingera - odparła Caitlyn. Zapadła cisza.

    - Czekajcie, co? - Ezreal wyglądał na zdekoncentrowanego.

  3. - Pewnie, ale wszystko jest w porządku. - Wstał chwiejnie z fotela i ruszył ku wyjściu. Jego włosy wciąż były lekko wilgotne. 

    Ezreal zeskoczył na beton, kiedy już otwarła się śluza. 

    Zaraz za nim wyszedł Jayce. Szeryf zbliżyła się do nich, ale zamiast do Jayce'a który otwarł ramiona, podeszła do Ezreala i uścisnęła go z całej siły. 

    - Proszę, nasz mały odkrywca cały, zdrowy i... Siwy. 

  4. Shiro obudziła się na krótko przed lądowaniem. Chłopak już nie spał i wpatrywał się w okienko. 

    Niebawem odrzutowiec osiadł na płycie lądowiska na jednym z dachów Piltover. Czekała tam już szeryf Caitlyn, ale obserwując wyraz twarzy Ezreala, Shiro miała wrażenie że jej obecność jednocześnie go zszokowała i z jakiegoś względu przeraziła. Jej, albo kogoś jeszcze kto czekał na płycie.

  5. Ezreal zamrugał, wpatrując się jak zamurowany w Shiro. 

    - Co? Mam wrażenie, że jak dotrzemy do Piltover, będzie sporo do zrobienia. Zanim to nastąpi mam nadzieję na odpoczynek - stwierdził. Ponieważ fotele nie były daleko siebie, ale za to były szerokie, przesiadł się na fotel Shiro i przyciągnął ją do siebie, obejmując ramionami. Położył głowę na jej głowie i z lekkim uśmiechem zamknął oczy. 

    - Dobranoc. I dziękuję za to, że przywlokłaś mnie z powrotem. To więcej niż dużo - powiedział. 

    Tego dnia nikt nie pamiętał o zasługach Wyniesionych dla sprawy. 

  6. Adra zastanowiła się. Skoro nie ucierpi na tym ich kieszeń, to najlepiej coś, czego dawno nie jadła. Coś drogiego. Co by tu... Nie w każdej gospodzie mieli mięso, ale przecież ta tutaj wyglądała, jakby żywili się w niej sami arystokraci. A gdyby tak przez chwilę poczuć się jak arystokrata? 

    - Mięso. Dużo mięsa. Najlepsze mięso jakie macie - odpowiedziała, patrząc na kelnerkę. W zasadzie, to mógł być dobry dzień. Czemu by się nie...

    Kąciki ust Andry powędrowały do góry. Uśmiechnęła się do kelnerki. 

  7. - Vi bywa trudna w odbiorze... Wyruszyłaś z nią sama? Specjalnie po to, żeby mnie ratować? - Przetarł twarz dłonią. - Tak strasznie ciężko w to wszystko uwierzyć. Ostatnie co pamiętam, to że mówiłem o planowaniu wyprawy. A potem nagle obudziłem się w wodzie. Czekaj... Shiro? O jakich notatkach mówił Kustosz? - zapytał, jakby nagle go otrzeźwiło. 

  8. - Ale tobie nic się nie stało? - zapytał, mrugając. Spojrzał na Shiro i choć nadal nie widział zbyt wiele, wzrok mu się wyraźnie poprawiał. Wkrótce dotarli do odrzutowca. Blachy były już mocno nagrzane - słońce górowało nad horyzontem, a para uchodząca z wody zamiast orzeźwiać, powodowała że ubranie przyklejało się do skóry. Klimat Shurimy pozostawiał wiele do życzenia.

    Jayce usiadł za sterami w kokpicie i już po chwili dołączyła do niego Vi. Ezrealowi i Shiro przypadły całkiem wygodne fotele i widok na niebo przez niewielkie okienko. 

    Chłopak dostał ręcznik, którym się okrył. Usiadł naprzeciwko Shiro, głośno wzdychając.

    - Więc... co działo się pod moją nieobecność? Ty i Vi... strasznie schudłyście.  Było aż tak ciężko? - zapytał.

  9. - Górskie szczyty, DeWett! MYŚL, nie wierzę że nie umiesz, skoro udało ci się przeżyć tyle lat! Nie rozumiesz? Namalował je tak idealnie, że jeśli znajdziemy się pośrodku doliny którą otaczają te szczyty, będziemy widzieć każdy z nich, w tym górę z grotą! Przecież to jest niesamowite, wspaniałe! Sztuka w pełni użytkowa, jestem pewien, że nawet twój prymitywny, noxiański umysł się w tym połapie! A teraz spójrz na trzeci szczyt od lewej krawędzi obrazu. Ten ostry, przypominający ząb rekina. I rozejrzyj się wokół.

    Faktycznie, całkiem niedaleko znajdował się ów charakterystyczny, stożkowaty szczyt o poszarpanych krawędziach.

  10. - Byłem w śpiączce? - zapytał.

    - No, nie do końca. Tak właściwie to kopnąłeś w kalendarz - odpowiedziała Vi.

    - Śmierć kliniczna?

    - Nie, Ezreal. Byłeś stuprocentowo martwy przez jakiś tydzień - odezwał się Jayce. - A teraz trzeba cię odwieźć do Piltover, bo nie wydobrzałeś do końca. Więc zad w troki, odrzutowiec czeka - poinformował Jayce. - Vi, idź jeszcze do wujka Nasusa starać się o...

    - Wiem - przerwała i wyszła radośnie, aby dogonić Wyniesionych.

    - Czekajcie, czekajcie. Zupełnie ma... - urwał nagle, wgapiając się tępo w przestrzeń przed sobą. Ezreal wyglądał, jakby się zawiesił, a potem syknął i złapał się za głowę. - Chyba coś mi świta... Szkło w szyi, tak? No, nieźle... A co się stało, jeśli można spytać? - Jayce ruszył do odrzutowca, a Ezreal szedł wciąż podpierając się o Shiro.

  11. Twarz chłopaka się rozpromieniła.

    - Shiro? Też tęskniłem... Znaczy, tak myślę. Po prawdzie to niewiele pamiętam... Tylko zimno i, aaaah! - nie zdążył dokończyć, bo Jayce wytargał go z sadzawki.

    - Wzruszające historie o duchach zostawimy sobie na wieczorne ognisko, jak ci już wróci wzrok i te inne... Cokolwiek, co jeszcze nie wróciło. Zbieraj się, stary - oznajmił.

    Nie było to takie łatwe, bo ociekający wodą Ezreal nie wrócił jeszcze do stanu pełnej funkcjonalności, więc przed przewróceniem się uratowała go właśnie osoba Shiro, na którą niemal runął.

    Wyniesieni tymczasem właśnie zmierzali ku wyjściu.

    - Notatki - padło tylko od Nasusa, po czym oboje wyszli.

    - Nasus? Dobra, gdzie jesteśmy? Dostałem na Polach Sprawiedliwości trochę za mocno? O co chodzi? - zapytał.

  12. Vi położyła ciemnoszary worek z ciałem tuż na brzegu sadzawki. Jayce rozpiął zamek, ukazując twarz zmarłego - siną i zapadniętą. Oczy również zapadły się wgłąb oczodołów, a całość, łącznie z obrażeniami po ataku terrorystycznym wyglądała naprawdę upiornie. 

    Kustosz machnął ręką, kreśląc w powietrzu nieregularne znaki. Rozległ się przeraźliwy pisk, przypominający przesuwanie paznokciami po tablicy, a w ścianie utworzyła się świecąca zielonym światłem zadra. Nasus warknął i podszedł do szramy. Rozszerzył ją, a potem włożył do środka łapę. W głowach wszystkich przebywających w pobliżu rozbrzmiał dziki wrzask Kustosza. Jego pysk wykrzywił się, wyszczerzył zęby.

    Pisk zamilkł, kiedy Nasus wyciągnął zaciśniętą łapę ze środka. Do tej pory Shiro zdążyła już porządnie rozboleć głowa, ale było to nic w porównaniu ze stanem ręki szakalogłowego Wyniesionego - była oszroniona, w kilku miejscach skóra zwisała odkrywając mięśnie. Było też mnóstwo krwi.

    Teraz do akcji wkroczył drugi z Wyniesionych. Z trudem pochwycił sztywne ciało i powoli zstąpił po szerokich stopniach do sadzawki. Upuścił zwłoki i podniósł w górę kostur. W tym czasie Nasus zanurzył zaciśniętą dłoń w wodzie.

    Nad głową Shiro znajdował się długi, szeroki szyb skalny. Wlało się przez niego światło, a jego promień podążył do kostura Azira i wkrótce rozświetlił uzdrawiającą wodę. Zapadła cisza, przerywana tylko oddechami obecnych wewnątrz groty.

    Azir wyszedł z wody, a Nasus wyjął rozluźnioną łapę.

    Ciało wewnątrz sadzawki poruszyło się. Chwilę jeszcze trwało, zanim ostatecznie powierzchnia wody została przerwana przez dwie ręce, które oparły się o brzeg. Ezreal wynurzył się, gwałtownie łapiąc oddech. Od pasa w górę był nagi, widać więc było jak bardzo jego skóra jest blada. No i włosy, które były zupełnie białe.

    - No, szczęście. Bo jeszcze chwila i zaczęłabym tęsknić - skomentowała zadowolona Vi. Ezreal podniósł głowę i zmrużył oczy. Wciąż jeszcze nie odzyskał ostrości widzenia, ale uśmiechnął się słabo.

    - Ja za tobą nie tęskniłem.

  13. Wyciek okazał się być dość groźnym wyciekiem, bo znajdował się blisko serca oazy.
    Kryzys został jednak dość szybko zażegnany, mimo że Nasus nie kupił bajki o nocnym zwiedzaniu.

    W końcu nadszedł najważniejszy dzień pobytu w Shurimie. Shiro została obudzona przez dźwięk silnika odrzutowca. Dźwięk tak głośny, że bolały bębenki w uszach.

    Na płaskim dachu budynku wylądował właśnie odrzutowiec z Piltover - na jednym z niższych pięter. Czym prędzej zbiegła na miejsce.

    Ze śluzy maszyny wyszedł oficer Jayce, lśniący i tak czysty, że w zupełności nie pasował ani do zakurzonego otoczenia, ani do zakurzonych i brudnych Vi i Shiro. Taliyah zapewne wciąż siedziała pod kluczem.

    - Kogo ja widzę! Nie, serio, kto kryje się pod tymi zwałami brudu, hę? Vi, poznałem cię po rękawicach. Ciebie Destino prawie nie poznałem - poinformował, szczerząc się od ucha do ucha.

    - Zamknij się, Jayce - rzuciła Vi, która wbrew obrażonej minie cieszyła się, widząc towarzysza. - Nasz mały trup jest gotowy? To czekamy tylko na Burka i Złotego Gołąbka - odparła Vi. Nieszczęśliwie, i jeden i drugi znajdowali się na tyle blisko niej, żeby usłyszeć. Vi nie załapała sugestii Jayce'a. 

    - Sokoła - poinformował Nasus oschle. - Weźcie co trzeba, póki się nie rozmyśliłem. - O ile całe towarzystwo z Piltover aż promieniowało radością, o tyle dwójka Wyniesionych nie wyglądała na zadowoloną.

    Jayce wrócił do odrzutowca i chwilę później wrócił, siłując się z... Z workiem z dość sztywną zawartością. Vi westchnęła.

    - Daj mi go. - O wiele łatwiej było jej wziąć zamarznięte ciało w wielkie, hextechowe rękawice niż taszczyć je Jayce'owi. - No, prowadź Cesarzu.

    I ruszyli w stronę sadzawki.

  14. Woda w zetknięciu z ranami zabulgotała. Powstało złudzenie, że ze szram wychodzą iskry. Na oczach Shiro wszystkie skaleczenia zaczęły się zasklepiać i goić.

    Cassiopeia głośno wciągnęła powietrze i wytrzeszczyła oczy, dochodząc do siebie po niedawnym stanie agonalnym. Spojrzała na swój brzuch i dotknęła dłonią miejsca niedawnego, śmiertelnego skaleczenia.

    Spojrzała w oczy Shiro i ku zaskoczeniu dziewczyny, nic złego się nie stało. Cassiopeia posłała jej nieprzyjemny, jadowity uśmiech.

    - Wygląda na to, że uratowałaś mi życie, mała żmijko. Zdradzę ci więc sekret. - Podniosła się z podłogi. - Zmarli którzy wstają z grobów to nie jest zasługa Xeratha. Chciałby, żeby tak było - uwierz mi, o tak. Ale to nie on. Nie jestem twoją przyjaciółką. Ale gdybym nią była, powiedziałabym, że odpowiedź znajdziesz w Ionii. Powiedziałabym też, że powinnaś czym prędzej tam ruszać. Jeśli chcesz znać moje zdanie, ożywione trupy, poza absurdalnością swojej egzystencji budzą we mnie wstręt. Śmierdzą i powoli się rozpadają, ot co. Im prędzej ta plaga zaniknie, tym lepiej i dla Shurimy i dla całego Valoranu. To wszystko powiedziałabym ci, gdybym była twoją przyjaciółką. Ale że nią nie jestem, życzę abyśmy już się nigdy nie spotkały. Żegnaj, żmijko.

    Po tym monologu wyślizgnęła się zręcznie przez okno i zniknęła pod osłoną nocy.

  15. - To wciąż więcej niż ma Noxus. Nie macie takich gór, a i z jaskiniami pewnie krucho - odparł. - No już, już, publiczność oczekuje. A i musisz rozgryźć mapę, klucz do scenariusza! Nie narzekaj, nie znoszę narzekania. Tu masz mapę, zwiń ją w pierścień. Tak, żeby oba końce się łączyły. I powiedz, dlaczego góry są tak dokładnie namalowane? - zapytał, podając DeWettowi mapę. Brzmiał jakby był naprawdę podekscytowany.

  16. Pomieszczenie w środku było okrągłe, a w jego centralnej części znajdowało się źródło wody, głębokie może na metr - nie więcej. To właśnie z niego wydobywało się błękitne światło.

    A zaraz obok, w skale, powstał przeciek z Zaświatów.

    Zielone, niewyraźne i zdecydowanie martwe twarze nacierały na błonę, wyczuwając za nią życie - zapewne w postaci Shiro.

  17. Cassiopeia nie zdołała się odsunąć. Kiedy kryształowe odłamki na nią spadły, zawyła i spróbowała się odsunąć. Na ciele powstały nowe rany, wężowy ogon zwinął się, napinając mięśnie. 

    Dyszała ciężko. Z jej oczu pociekły łzy. 

    - Zostałam zmuszona. Daj spokój! Mogłam zabić cię już kilka razy, czekałam tu zanim przyszłaś. To przypadek! Jeśli mi nie pomożesz... W czym będziesz ode mnie lepsza? - syknęła. 

  18. - W takim razie zostanę na warcie. Niech się zraniony jeleń słania, stado już w bór odbiega! Bo jest czas snu i czas czuwania, Na tym ten świat polega! Dobre, powinienem to zapisać... Niemniej, dobrej nocy DeWett.

    Usadził się na krawędzi iglicy z pistoletem.

    Nazajutrz Rennard obudził się, kiedy już słońce wstępowało na horyzont. W ustach miał kapcia, kark go bolał. Gdzieś w dole śpiewał ptak, portale buczały wesoło, a Jhin... Cóż, był w tym samym miejscu w którym go Rennard zostawił.

    Wokół roztaczał się widok na iglice i wysokie szczyty górskie.

×
×
  • Utwórz nowe...