-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
John wyjął talię kart i położył na prawej ręce. -Co byś zrobiła, gdybym je zapalił i zaczął w ciebie rzucać, Avalon?
-
- No, czekam na odpowiedź. Avalon, tak? Jestem John -poinformował.
-
- Tak! -wtrącił się John. - Możesz pomóc mi przeprowadzić test na twoją wytrzymałość psychiczną! Chcesz? Ostrzegam, że nawet jeśli się nie zdecydujesz, zostanie on przeprowadzony. Jaka jest pani decyzja? -zapytał.
-
No nie, to nie był cud. To była wola tych, którzy nadesłali prace i którzy chcieli je zrobić, droga Anathielo. Również Twoja, w związku z czym teoria o cudzie wydaje mi się trochę bezpodstawna. Jeśli nie jesteś zadowolona - przykro mi, ale też nie było nigdy takiego, co by wszystkim dogodził. Pozdrawiam serdecznie.
-
Nick: Lepszy był... No dobra, nie był, bo zawsze był ten sam. I dobrze. Awatar: Pasujący idealnie wprost do Inkwizytora. Palące spojrzenie zapowiadające nadejście stosu i palenie wiedźm. Sygnatura: Kontrastująca z awatarem łagodna, wiktoriańska Rarity. Ładne kolory. User: Heheszkowy zią, autorytet mój jeśli chodzi o LoLa. Prawilny tak, że ojacie. Prywatny stalker. Czego można więcej chcieć?
-
- zależy od jakiej strony spojrzeć. Film nie tylko uzupełnia wyobraźnię. On ją wzbogaca - odrzekł i uśmiechnął się. - Zawsze jest ciekawiej, kiedy ktoś ma inne zdanie, niż ja.
-
- To co powiedziałeś przemawia niewątpliwie na korzyść książki. Z drugiej strony, książka nigdy nie osiągnie tego co film, jeśli chodzi o manipulację emocjami widza - odrzekł. - A na to pytanie nie odpowiem. Zbyt często zmieniam koncepcję.
-
-Sztuczki, filmy - zwłaszcza od strony tego, jak powstają i tworzenie ich, efekty specjalne, historia. Przyznam szczerze, że nie lubię czytać. Nie potrafię zupełnie usiedzieć w miejscu i czytać, chociaż bardzo żałuję, że nie mam do tego cierpliwości. I możesz sobie zapisać, że zamierzam być filmowcem. Najlepiej reżyserem. Ale nie takim, jak Michael Bay - zakończył swoją wypowiedź.
-
- Mam nad czym myśleć przez kilka najbliższych minut - podsumował. Zakręcił kartą w palcach. - Ej, Kent, Czym się interesujesz?
-
- Nie, już nie. W końcu test został przeprowadzony, ale ja nie wiem, jak ona sobie poradzi w chwili skrajnego stresu, albo co. WŁAŚNIE! - Wyglądał, jakby coś genialnego wpadło mu do głowy. - Przecież mogę to tak tłumaczyć. "Uodparnianie na stres". Ciekawe, czy można na tym zarabiać.
-
- Niekoniecznie ze wszystkimi. Z tą jedną, bo szybko się irytuje. Fajnie czasem przetestować czyjąś wytrzymałość. I wiesz co? Cana oblała oficjalnie test. Nawet nie przeszedłem do drugiego poziomu działań dążących do wykończenia psychicznego, a ona już strzeliła focha. Nie wiem, nie wiem jak to dalej będzie. - John westchnął teatralnie i wyszczerzył się złośliwie.
-
- Nie mógłbym - odrzekł John, rozbawiony reakcją Cany. Uwielbiał wprost irytować takich ludzi i nie zamierzał poprzestać na tym jednym drobnym incydencie.
-
John powtórzył proces, tym razem rzucając kartę w aparat fotograficzny Cany. Ciekaw był jej reakcji.
-
John spojrzał na Canę w roli japońskiej turystki i do głowy wpadł mu ciekawy pomysł. Wziął jedną z kart, przystawił do twarzy i przymrużył oko. Celował, żeby móc rzucić kartą tuż przed twarzą koleżanki. Kiedy już wycelował, podpalił kartę i rzucił ją szybkim ruchem ręki. Karta przeleciała tuż przed jej twarzą i po odbiciu się od ściany wylądowała na podłodze. Ogień zgasł.
-
John zaczynał się nudzić, więc wyjął talię kart i przetasowywał ją kilka razy. Słuchał jednocześnie innych i dzielił ich umiejętności na kategorię ciekawą, czyli efektowną, i nudną, co najczęściej oznaczało przydatną.
-
- Może nie jest tak źle - przytaknął James, zupełnie nie wierząc w te słowa. -Może masz rację... - dodał po chwili milczenia. -To jak, ruszamy?
-
- Dopóki będzie to prawdziwa współpraca, jestem za - odpowiedziała Jedi. - Wspaniale - stwierdził Sith i wepchnął Jedi oraz Victora z powrotem do celi, po czym uruchomił pole siłowe. - Jeszcze nie pora na wolność, zaraz będzie kontrola.
-
- Chcę... pomóc. Zawrzeć sojusz pewnego rodzaju. Mówiąc szczerze, działania Krayta nie do końca mi pasują, a zatem bardzo chętnie wziąłbym sprawy w swoje ręce. Tak jest zdrowiej - odpowiedział. - To jak?
-
Ponieważ Myle nie pojawił się przez następne pięć minut, falleen podszedł do zamka. - Tak byś tego na pewno nie otworzył - skomentował głośno pracę nautolanina. - To są specjalne zamki. - Zaczął manipulować przy urządzeniu. SKończył pracę po kilku minutach. - No, naprawiony. Teraz wystarczy zrobić tak... Po wpisaniu kodu pole siłowe zniknęło. - Jesteście wolni. Prawie.
-
- Chcesz się pchać do Irlandii? - zapytał James z lekko drwiącym uśmiechem. - Dałoby radę, problem tylko w tym jak pokonać ocean. Ja nie potrafię pilotować samolotu ani sterować statku, nie wiem jak ty.
-
Nautolanin na szybko złożył zamek tak, żeby wyglądał w miarę tak, jakby ktoś go nie ruszał, po czym uciekł ukryć się przed ewentualnym niebezpieczeństwem. Na korytarz wkroczył Falleen w czarnej szacie i oparł się o ścianę naprzciwko celi Victora. - Grzebanie w zamku niewiele da. Nawet jeśli odszedłeś całkiem sporo lat temu, kamery nie powinny być dla ciebie zaskoczeniem. Niech twój kolega wraca, nic mu nie zrobię.
-
- W... w pojedynkę? - zapytał Cień i zatrzymał się na chwilę, widocznie nad czymś zastanawiając. - Nie zawsze trzeba działać w pojedynkę. My działamy w grupie. Mamy cele, w których możemy sobie pomóc. Czy to nie WSPANIAŁE? - ostatnie słowo zaakcentowane zostało tak mocno, że próba oponowania bynajmniej nie przedstawiała się atrakcyjnie.
-
- Pójdziemy do butiku Rarity! Rarity jest jednorożcem. Na początku może wydawać się trochę... trochę męcząca, ale dobra z niej przyjaciółka i jestem pewna, że ją polubisz! - Pinkie Pie pognała w kolejne miejsce, ciągnąc za sobą Drago. Dotarli do białego, bogato zdobionego - żeby nie powiedzieć: kiczowatego - budynku. Pinkie Pie zapukała, a zza drzwi dało się usłyszeć gniewne wrzaski.
-
-Dobra, dobra - odwarknął Myle. Pochylił się nad zamkiem i zaczął go rozmontowywać podręcznymi narzędziami wyciągniętymi z kieszeni. Kilka razy zaklął siarczyście - widocznie rozwalanie urządzenia nie szło tak, jakby tego chciał. Stary Sith tymczasem poczuł zbliżającą się dużą ilość ciemnej Mocy - ktoś schodził na ich poziom i szedł w kierunku celi. Rzecz jasna, nautolanin nie miał prawa tego poczuć, jako że nie był użytkownikiem Mocy, ale już Jedi spojrzała na Vitora pytająco.
-
John wstał, wysunął przed siebie lewą rękę i z satysfakcją zaprezentował niewielki płomień który zawisł w powietrzu ponad nią.