-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- I co, mistrzu? Jakieś ciekawsze zadanie? - zapytał Myle, leżący na łóżku i rozwiązujący jakąś układankę logiczną.
-
- Kiedy już go spotkasz, zapewne tak - odparł Krayt z uśmiechem. - Możesz odejść.
-
- Nie jesteś na tyle zdezelowany, żeby samodzielnie sobie nie poradzić - odparł Krayt. - Jutro z rana wylatujesz.
-
Krayt zmierzył Victora wzrokiem. - Potrzebuję jednego Jedi. A tak się szczęśliwie składa, że ostatnio wykryliśmy ślad obecności jednego z nich, na tak bardzo lubianym przez Jedi Dagobah.
-
Eomeer Chłopak doprowadził go do jednego z szeregowych, niewielkich, ale ładnych domków porośniętych pnączem o ciemnozielonych liściach. Otworzył drzwi i wszedł do środka. - Matko? - zapytał i pokonał ciemny korytarz, aby wkroczyć do bardziej oświetlonego pokoju. Tam, na szerokim łóżku leżał chłopak na oko w wieku Eomeera. Był bardzo blady, miał sine usta i podkrążone oczy. Wyglądał na przytomnego. Co bardziej niepokojące, na cienkiej tkaninie którą był przykryty, widniały plamy krwi. Niewielkie, ale były. Obok łóżka, na drewnianym krześle siedziała kobieta w średnim wieku, o czarnych włosach, śniadej cerze i brązowych oczach. - Yarin! Czemu przyprowadziłeś tego człowieka do domu? To niebezpieczne! Tandekhu Mężczyzna opierał się przez chwilę, zaskakująco, jak na takiego starca. Siłą woli Sitha była jednak silniejsza, więc już po chwili drzwi do archiwum stanęły otworem. Tym samym Darth usłyszał strzały gdzieś w odległej części Akademii - klony zapewne zaczęły odwracać uwagę. Loki Sith zaatakował, ale zamiast ataku z przodu, jak się tego spodziewał płatny zabójca, atak padł od tyłu. Darth wykorzystał umiejętność tworzenia iluzji i ugodził mężczyznę kolanem w plecy, powalając go na ziemię i przygniatając do ziemi Mocą. Stanął teraz nad nim i chwycił za włosy, aby móc spojrzeć mu w twarz. - Czy to już koniec? Mogę w spokoju zabić cię i oddać się wypełnianiu moich codziennych obowiązków? - zapytał. Ragnesh - Ludzie na zewnątrz chorują. Siedząc tutaj, nijak im nie pomogę. Tak przynajmniej poszukam sposobu, aby akoś polepszyć ich sytuację. Wszyscy tutaj zajęli się odbijaniem Naboo. Planeta znów jest w republice. I co dalej? Wszyscy przygotowują się na przybycie Mary, zamiast pomóc mieszkańcom - odparła. Wstała i skierowała się ku wyjściu z sali.
-
- Nie chciałbyś przypadkiem rozruszać starych kości i trybików w jakiejś przyjemniejszej akcji? - zapytał Krayt, kiedy już Victor wkroczył do jego komnaty. Stał przy oknie i wpatrywał się w krajobraz za nim.
-
- Aha. No dobra - odpowiedział i patrzył na Victora. - Pojedynek kto dłużej nie mrugnie, co? Ha, przegrałeś. Mam dodatkowe powieki. Victor tymczasem dostał sygnał, że Darth Krayt chce się z nim widzieć.
-
- Czyli zabijanie ich nie ma sensu? - zapytał Myle. - I ten, zabiłbyś kadego Jedi, jakiego byś spotkał? - Rozparł się wygodnie na fotelu.
-
- A co jutro? - zapytał. - Eksterminacja Jedi? W ogóle, istnieją jeszcze jacyś Jedi? - zastanowił się, zmierzając w kierunku pokojów.
-
Twi'lekanka wyminęła go i ruszyła dalej w stronę laboratoriów, nie nawiązując kontaktu wzrokowego. - Taaak... To jaki plan na dzisiaj, skoro uwodzenie nie wyszło? - zapytał Myle, nie tracąc entuzjazmu i energii.
-
Tandekhu - Nie wierzę, że wpadliście tutaj sobie na przyjacielskie pogawędki i po swoje zabawki. Nie żebym miał coś przeciwko, po prostu nie za to mi płacą. - Sięgnął do kieszeni, aby przez komunikator wezwać straż.
-
- Zakon posuwa się naprzód. Nowe technologie do czegoś służą. Konserwatyzm rzadko przydaje się do czegokolwiek - odrzekł i odwrócił się, po czym ruszył w stronę kapsuł. Twi'lekanka nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
-
Tandekhu Chwilę po jego wejściu do środka drzwi zatrzasnęły się. Starszy mężczyzna subtelnie oddalał się od archiwum, by poinformować o pewnym niebezpiecznym gościu. Eomeer - Nic nie wiesz? Panuje choroba! A wy, Jedi, umiecie leczyć! Proszę, chodź ze mną! Mój brat umiera! - Chłopiec wyglądał na przerażonego i zdesperowanego. Ragnesh - Potajemnie opuścić to miejsce. Nie zamierzam tu siedzieć beczynnie i czekać na śmierć - odrzekła.
-
- Ona nie potrafi korzystać z Mocy. I na pewno nie odczuwa emocji, zadbałem o to - odpowiedział. - Reaguje na moje rozkazy, to wszystko co potrafi. Jest bezwolna i pusta. - Ej, jak nieładnie pan mówi... Ja to bym się obraził - stwierdził Myle.
-
Nautolanin zgodnie pokiwał głową, a zygerrianin zaśmiał się drwiąco. - To maszyna do zabijania. Wyprana z uczuć, stworzona do konkretnych celów - odrzekł i pogładził twi'lekankę po plecach. Ta nawet nie drgnęła, wciąż wpatrując się w jeden punkt za plecami Myle'a.
-
Avain - Ta którą masz teraz. Chwila, tutaj, na tej sali? - Nem wstała szybko i rozejrzała się po pomieszczeniu. Tandekhu Starzec zamrugał oczami i patrzył na Dartha jakby nie wierząc w to, co widzi. - Jak ty się tu dostałeś, co? Idź, weź te swoje zabawki. Dla mnie nie mają wartości. Jestem stary, ale życie mi miłe - szepnął i otworzył drzwi do archiwum. - Szybko. Eomeer Przez kolejne pięć minut nie wydarzyło się kompletnie nic. Po nich zaś poczuł szarpanie za rękaw. - Jesteś Jedi? - zapytał ciemnowłosy, brązowooki chłopiec.
-
- Przejdzie fazę testów - odparł Sith. - Podejdź tu! Twi'lekanka zwróciła i stanęła obok zygerrianina. - Jeśli przejdzie je pomyślnie, nadam jej imię i posłuży różnym celom. Jeśli nie, cóż... zostanie zniszczona.
-
- Ciekawy gust - stwierdził Sith o nieznanym imieniu. - Nautolanin i dwa cyborgi... Widzę, że tak się szczęśliwe złożyło, że uruchomiliście ją... Rad jestem, że działa...
-
Avain - Poinformuj mnie, gdyby miał przejąć nad tobą kontrolę, bo stojąc z tymi dwoma mieczami i morderczą miną trochę mnie przerażasz... Avain poczuł w głowie ukłucie. Wyczuwał coś dziwnego, zakłócenie... W Akademii przebywał ktoś, kogo być tam nie powinno... Eomeer Pierwszy bar na który natrafił był zamknięty. Podobnie z drugim i trzecim. Godzina była dość wczesna, to prawda, ale żeby wszystkie tego typu miejsca były zamknięte? Ragnesh Niemal od razu zaczęła kaszleć, więc zanim nawet robot zdąrzył się odwrócić, założyła maskę. - Niewygodna rzecz - skomentowała. Tandekhu Klony rozeszły się po budynku, aby wykonać zadania. W Akademii nie było dziś wielu Jedi, Tandekhu wyczuwał to. Przy wejściu do archiwum siedział człowiek, starzec. Wyglądał jakby spał.
-
Po złapaniu równowagi stanęła stabilnie na ziemi i jak gdyby nigdy nic odwróciła się i ruszyła powolnym, spokojnym krokiem w przeciwnym kierunku. - Chyba jej jednak nie oczarowałeś swoim urokiem - skomentował nautolanin. Do sali wkroczył Sith, wysoki, ciemnoszary zygerrianin. Stanął jak wryty na widok Victora, Myle'a i twi'lekanki, która w tym momencie również się zatrzymała.
-
- Patrzą na mnie wszyscy, jakby mnie chcieli z zjeść, spalić i zamordować - odparł. - Chciałem sprawdzić, czy żyjesz. Gdybyś nie żył, miałbym problem - przyznał. Cyborg zaczęła się wyrywać.
-
- Co ty taki płochliwy? - zdziwiła się różowa. - Och, czy ktoś chciał, aby mu pokazać miasto? - Uśmiechnęła się znacząco. - Heej, heej, Fluttershy! - Witaj, Pinkie.
-
- Zostać z tobą? - zapytał James po krótkim zastanowieniu. - Nie chcę być natrętny, ale wiem, że źle się czujesz. Mogę z tobą zostać w pokoju, może będzie trochę... łatwiej? - zapytał.
-
- Chcę, abyś postawił mnie na ziemi - wystosowała prośbę twi'lekanka, a zza rogu wyłonił się Myle. - O, jesteś. W zasadzie to cię szukałem i w og... Szybki jesteś - stwierdził z uznaniem.
-
Ragnesh - Podobno jest całkiem nieźle - odpowiedziała. - Nie straciliśmy wiele poza sprzętem, pałac przejęty, wszystkie ważne ośrodki tak samo. - Zygerrianka zastanowiła się chwilę i zdjęła maskę z twarzy, patrząc na nią z obrzydzeniem. Tandekhu Najtrudniej było ukryć obecność, aby Jedi nie wyczuli żadnego z klonów, żadnej bestii, czy też samego Dartha bądź jego cienia. Pokój Rady, bo to na tym tarasie wylądowali, był pusty. Dobry początek. - Panie, jakie rozkazy? - zapytał dowódca klonów. Avain - I tyle? Zwykłe przeczucia? Nie wiem, nie możecie jakoś się nastroić, żeby wam ta wasza Moc mówiła o co konkretnie chodzi? - zapytała Nem ze znudzeniem. Eomeer - A ja nie jestem co do tego pewna... - stwierdziła. - Musimy się dowiedzieć, o co chodzi. Skręciła w boczną, wąską uliczkę. - Zadanie dla ciebie, uczniu. Masz się dowiedzieć, co tu się dzieje. Ja również pojde i sprawdzę.