Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Za mną, panie - oznajmił mężczyzna i ruszył do wspomnianego lochu. Szedł ciemnymi korytarzami leżącymi już poniżej poziomu gruntu i wpuścił Rennarda do niewielkiego pomieszczenia, ale urządzonego z gustem; zapewne pozostałości po czasach, gdy bogate rody Noxus hobbystycznie zajmowały się torturowaniem wieśniaków i każdego kto tylko się trafił. Ściany były z ciemnego kamienia, a sklepienie było krzyżowo-żebrowe z freskami przedstawiającymi wesołe sceny tortur, wojen i innych rozrywek. Na krześle pod zakratowanym okienkiem siedziała Lucia z zawiązanymi rękami. Wpatrywała się w Rennarda jakby to ona triumfowała, nie on.
  2. - Ionia mi się podoba. Kraj harmonii, interesujących obyczajów i tradycji. No i interesujego podejścia do kontaktów międzyludzkich, zwłaszcza w dziedzinie miłości - stwierdziła, rzucając mu znaczące spojrzenie. - Dobrze, koniec tego dobrego. Muszę naprawić sobie nogę, a ty masz wywiad do przeprowadzenia. Wezwij Alfreda, powie ci gdzie powinieneś iść - powiedziała i wstała od stołu.
  3. Spojrzała na niego spode łba. - Mam nadzieję, że nie mówisz o Bilgewater. Chociaż z drugiej strony... Czemu nie? Ale tam chyba rybne stwory wolą pożerać niż pomagać, co? - zapytała.
  4. - Arystokratyczna hybryda człowieka z pająkiem - poprawiła i wzięła kęs mięsa. - Rzeczywiście, brzmi całkiem nieźle. To co proponujesz? Wyjazd w jakieś egzotyczne miejsce? Oby, kursy między Noxus a Wyspy Cienia mi zbrzydły. Warto będzie oderwać się od miejskiego zgiełku, intryg, tortur, publicznych egzekucji, niedziałającej kanalizacji i tych wszystkich irytujących bali. W skrócie, od Noxus. Bogowie, chyba dopada mnie starość. - westchnęła.
  5. - Ten jeden jedyny raz się nie krępuj - odparła, ciężko siadając u szczytu stołu. Odetchnęła ciężko i zabrała się za nakładanie sobie jedzenia na talerz. - Zdaje się, że w trakcie szukanie twojej słodkiej siostry zacząłeś temat dotyczący przyszłości, Rennard. Rozwiń go z łaski swojej.
  6. - Oczywiście, panie - odparł kamerdyner, ale pozycji nie zmienił. - Chyba żartujesz - odparła Elise, brzmiąc jakby była oburzona. - Weźmiesz ją sobie do siebie. Nie będziesz mi brudził posoką i flakami lochów, to porządny dwór z zasadami. Poza tym, na niektóre rzeczy warto poczekać dłużej. Z jadalni dochodziło już całe mnóstwo zapachów, a co jeden to bardziej zachęcający. Stół był już zastawiony najróżniejszymi daniami. Wystarczyło siąść i jeść.
  7. Do kwatery Zaavan dotarli jakiś czas później. Elise zdążyła się już uspokoić, a i z Rennarda opadła złość. Przyszłość rysowała się całkiem jasno, kiedy na horyzoncie widniało przesłuchanie siostry. - Alfredzie, zanieś to proszę do jakiejś celi, jeśli byłabyś uprzejmy - rzekła Elise, wchodząc głównym wejściem do środka. - I każ z łaski swojej przygotować służbie obiad. I ciepłą kąpiel - zarządziła. Kamerdyner, widać przyzwyczajony do takich ekscesów zabrał z rąk Rennarda Lucię, ukłonił się i zniknął w korytarzu. - Obiad jest gotowy, pani. - Ha! Wspaniale. Chodź, Rennardzie - rzekła, biorąc go pod ramię i zmierzając w stronę jadalni.
  8. - Będę się zajmować udem w momencie kiedy już będę mieć uda - odrzekł głos przemawiający do głowy Rennarda, tylko powierzchnie przypominający głos Elise. - A to twoja matka. Przywitaj się - dodał pająk.
  9. Elise udawało się wyglądać dumnie nawet kulejąc. Na zewnątrz coś płynnego wyglądało, jakby próbowało się zebrać z powrotem. I robiło to niepokojąco szybko. Bezkształtna masa zbierała się i układała w stos, z wolna zaczynający przypominać Celię. - Szybko - powiedziała Elise i znów zmieniła formę, żeby nie opóźniać marszu.
  10. Widok nie był na tyle drastyczny, na jaki brzmiał. W słabym świetle dwóch świeczników w jednym z pokoi gościnnych leżała podrygująca lekko mumia i Elise, kucająca nad nią i nawlekająca końcówkę pajęczyny na kokon. Mrugnięcie czerwonego światła uświadomiło Rennarda, że rzuciła mu szybkie spojrzenie. Następnie wstała, podniosła kokon będący gdzieś w środku Lucią i zbliżywszy się na odpowiednią odległość rzuciła ją Rennardowi. Pajęczyna którą owinęła Lucię była sucha i elastyczna. - Nie waż się tego zabijać ani poważniej uszkadzać - ostrzegła kobieta i pokuśtykała w stronę schodów. Odwróciła się na chwilę do Rennarda, wciąż przepełniona złością. - Jeszcze nie.
  11. W pajęczej formie była wystarczająco szybka, żeby na chwilę zniknąć Rennardowi z oczu. A Lucia biegała wesoło po domu, śpiewając sprośne piosenki. Dopóki piętro wyżej nie dał się słyszeć nadzwyczaj szybki stukot chitynowych odnóży po podłodze, potem ułamek sekundy ciszy, huk i dziki wrzask Lucii. O tyle satysfakcjonujący, że przepełniony przerażeniem. Darła się jeszcze przez chwilę, a potem nagle krzyk został przytłumiony, aby ostatecznie zupełnie ucichnąć.
  12. Po otwarciu drzwi przez dłuższą chwilę nic się nie działo. W środku wisiały najróżniejsze płaszcze w pokrowcach. Jeśli chodzi o salony, w noxiańskich domach arystokratów takie rzeczy się nie zdarzały. Płaszcze i inne typy ubrań zawsze były albo w garderobach, albo w sypialniach. A to oznaczało, że zdołała się ulotnić jakimś tajnym przejściem, bo najpewniej do tego i tylko do tego służyła szafa. Krótką chwilę później Lucia dała o sobie znać, a echo jej wysokiego głosu odbiło się od ścian budynku. - Odeszła mi ochota na żarty - fuknęła Elise i niczym na skrzydłach furii ruszyła szybkim krokiem w stronę przejścia do drugiego pokoju. Rennard słyszał, że głos młodszej siostry dochodzi z klatki schodowej, a chwilę później słyszał także, że Elise postanowiła złapać Lucię szybko i posłużyć się dodatkowymi szczęścioma kończynami.
  13. Elise nie wyglądała na zadowoloną. Zacisnęła szczęki i zgrzytnęła zębami. Sięgnęła do uda, szarpnęła i wyciągnęła sobie z niego... Widelec. Żarty się skończyły. Oczy błysnęły krwistą czerwienią, a z pleców kobiety wyrosły cztery pajęcze odnóża. Zaczęła się skradać, idąc ostrożnie i bezszelestnie w stronę stołu. - Lucia... Lucianno DeWett. Chodź tu, mój mały... Robaczku. Wiem, że nie lubisz pajączków. Chodź no tu do cioci Elise, a wyjdziemy stąd grzecznie, z dała od tych paskudników - przemówiła przesłodzonym, jadowitych głosem. - Nie - odparła Lucia, niewiele się przejmując przemową "cioci Elise". - Nie? Pewnie wiesz, że pajączki są mniejsze od ciebie. Pewnie mama mówiła ci, że nie trzeba się ich bać. A co by było, gdyby pajączek był większy od ciebie, co, skrzacie? Możemy to sprawdzić, albo możemy wyjść stąd spokojnie i obiecuję, że nic ci się nie stanie... Doskoczył do fotela i zajrzała za niego, ale był pusty. Elise wzruszyła ramionami. Na jej twarzy malował się absolutny spokój. Gniew był tam gdzieś głęboko, gotów w każdej chwili zaatakować. Ale jeszcze nie teraz... Wskazała palcem szafę, dając Rennardowi znak, że to tam jest Lucia.
  14. - Oj, daj spokój Rennardzie. Porozmawiamy sobie poważnie jak stąd wyjdziemy. - Elise posłała mu lekkiego kuksańca i odskoczyła, kiedy wchodząc do pokoju w jej stronę pomknął grad srebrnych sztućców. Potem niczym pocisk Lucia wystrzeliła do pokoju obok. - Rennard ty gnoju nananananana! Nigdy nie dostaniesz swojego pudełka i Swain cię zabije! - Wydarła się i ucichła nagle. Musiała się ukryć, a zakamarków było sporo. Szafa, półki z książkami, kanapa, stolik, dwie marmurowe rzeźby i dwa fotele.
  15. - Nocturne'a? - zapytała Elise. Podążający za nimi upiór prychnął, pokazując swoją dezaprobatę. Zeszli ze schodów w pogrążony w ciszy i pajęczynach hol. Od salonu dzieliły ich dwa korytarze o ścianach pokrytych grubymi pajęczynami. Niektóre z okazów pająków były naprawdę wielkie. Takie coś mogło przeżyć chyba tylko w podziemiach Noxus.
  16. - Bywam w wielu miejscach, Rennardzie. I zawsze jestem szykowna - odparła z uśmiechem. - Mówiąc o moim wdowieństwie proponujesz mi coś konkretnego, czy pozostawisz to w sferze moich domysłów? - zapytała. - Cały miesiąc to dość długo jak na ciebie. Jeśli dobrze pamiętam, mój ulubiony młody noxiański arystokrata lubi improwizować. Prawda to? Zapadła nienaturalna cisza, zapewne przez to że Lucia na chwilę przestała się wydzierać. Umilkła zupełnie, zapewne knując coś wybitnie podłego.
  17. - Oczywiście, że nie. Bo nie miało mnie tu być. Ale jeden z nich przyszedł do mnie i mimochodem wspomniał o łowach w rezydencji DeWettów, więc doszłam do wniosku, że przyda się tu ktoś, kto posługuje się też mową i to nie tylko mową ciała - mruknęła i rzuciła Rennardowi porozumiewawcze spojrzenie. - Nie uwierzyłbyś, jak bardzo są gadatliwe. O, poczekaj... Pierwsze piętro, salon - oznajmiła, stając obok Rennarda. Elise miała na sobie długą, czarną spódnicę, uwydatniającą zachęcające kształty, czerwony gorset i czarną koszulę, co ujawniło się kiedy weszła zupełnie w krąg światła. - No, Rennardzie. Prowadź.
  18. Postać stała się nieco wyższa i zbliżyła się do okręgu światła rzucanego przez kandelabr. Istotnie nie była to Lucia. - Gra jeszcze nie jest skończona, Rennardzie - odezwała się Elise, podchodząc bliżej. Ręce miała założone z tyłu, a jej oczy świeciły dość niepokojąco. - Zarżnięcie małej Lucii jak świni brzmi zachęcająco, ale jeszcze nie teraz. Teraz trzeba ją złapać i wysłuchać cierpliwie co ma do powiedzenia...- przerwały jej kolejne dzikie wrzaski dochodzące z dołu. Tym razem Lucia skarżyła się na pająki. - ... Poza tym. Pozwoliłam sobie odciąć jej drogi ucieczki. Nie zabij jej.
  19. Lucia słuchała, bo za każdym razem gdy Rennard zaczynał swój repertuar, ona milkła, by potem uderzyć ze zdwojoną siłą. Kompozycje Lucii nie były szczególnie ładne ani chwytliwe, ale Rennard mógł być zaskoczony co do jej biegłości w używaniu bluzgów i ilości określeń jakich używała. Pająk prowadził w dół, a sieci co chwila drgaly lekko. Tak się porozumiewali. W jednym ze słabiej oświetlonych korytarzy Rennard dostrzegł postać na tle okna. Postać całkowicie zacienioną i stojącą od niego w odległości kilkunastu metrów. Postać stała nieruchomo, zwrócona twarzą w jego kierunku. Czekała na jego ruch
  20. Za drzwiami było bardzo wesoło. Pająk z kamizelki Rennarda przy okazji wezwał swoich kolegów i zaczął wybitną pajęczą imprezę. Wyglądało to tak, jakby każdy pająk zaprosił swoich znajomych, a ci znajomi innych swoich znajomych, krewnych, przyjaciół i tak dalej. Ściany korytarza pokryte były pajęczynami splecionymi w misterne wzory, a pająki najróżniejszych kształtów i rozmiarów przechadzały się jakby były u siebie. Lekkie drgnięcia pajęczyny i pająk-kumpel wyszedł z kieszeni, żeby podreptać po dywanie i wskazać Rennardowi drogę. A Lucia darła się, próbując wymyślać improwizowane, niecenzuralne piosenki o Rennardzie.
  21. Pająk zamarł, a potem zaczął powoli opuszczać sieć. Kiedy już wylądował na ziemi, poszedł w stronę drzwi i zniknął pod progiem. A Lucia dalej starała się zrobić wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę Rennarda. W swojej bezczelności podbiegła nawet pod drzwi, fundując kilkuminutową, bezwzględną ciszę, jakby zwiała z domu, po czym z całej siły kopnęła, albo uderzyła w drzwi, chwilę je boksowała, wydarła się jak potępiona dusza i uciekła gdzieś z powrotem. Długonogi pająk wrócił do pokoju Rennarda i wpełzł na łóżko.
  22. Łatwa robota. Pytanie tylko gdzie schowała się Lucia, ale o to Rennard właściwie nie musiał się martwić. Lucia nie starała się ukryć, bo już zza drzwi słyszał, jak się darła i rechotała na przemian, najprawdopodobniej najgłośniej jak tylko umiała. W pokoju nic nie zmieniło się od jego ostatniej wizyty... Oczywiście poza tym, że nie było skrzynki Swaina. Gmach budynku był rozbudowany i skomplikowany. Wszystko to ze względu na manię prześladowczą jednego z przodków Rennarda. Były ukryte przejścia, dziury w ścianach i ślepe zaułki. Znalezienie Lucii mogło być sporym problemem. Chyba, że miało się więcej niż parę oczu. W kącie pokoju wisiał sobie spokojnie pająk.
  23. Lucia zabrała pudełko i ruszyła w stronę rezydencji. Jak na smarka który całe życie spędził w pałacu, była całkiem szybka. Nocturne natomiast rzucił się na matkę Rennarda i Christine jak wyjątkowo wkurzony kocur na mysz. Ale efekt przyjdzie mu podziwiać później. - Rennard, zabiorę stąd Edwarda, dobra? - zapytała Christine, ledwo co stojąc na nogach obok nieprzytomnego brata. Lucia wpadła do domu, rzuciła Rennardowi złośliwy uśmiech i zatrzasnęła za sobą dwuskrzydłowe drzwi wejściowe. Usłyszał, jak w zamku przekręca się klucz.
  24. - Żaden nekromanta mnie nie ożywił, Rennardzie - odparła Celia, uśmiechając się lekko. Puściła dłoń pokojówki i założyła ręce za plecami. - Zrobiłam to sama i żeby mnie zabić, nie wystarczy poszatkować mojego ciała. - Rzuciła krótkie, wymowne spojrzenie Nocturne'owi, który zdążył już radośnie zasyczeć, gotów na wyżycie się na pani DeWett. - Ale możesz oczywiście spróbować, zapraszam. Nie odsunęła się z drogi. Nie zrobiła nic, tylko stała i czekała. W przeciwieństwie do służby, która wbiła wzrok w Nocturne'a.
  25. - Nie. - A mnie się wydaje Rennard, że ty nie masz czym mi zagrozić. - Matka położyła dłoń na głowie Lucii i pogłaskała ją czule po włosach. - Lucia nie ma zbyt bogatej wyobraźni. Nie ma jej wcale. Słyszałam co tu się przed chwilą wydarzyło i jestem niemal pewna, że gdyby nie Christine, nic by się nie stało. Ale Christine, nie chcesz chyba spróbować tego manewru drugi raz, prawda? Nie chciałabym, tak bardzo bym nie chciała, żeby mojej córce coś się stało... Coś wyjątkowo przykrego. Zostaw tego pająka! Christine zamarła z pająkiem w złożonych dłoniach. Spojrzała na matkę jakby została przyłapana na czymś wyjątkowo niezręcznym, a następnie wypuściła insekta. - Zabijcie to, nienawidzę pająków! - krzyknęła Celia i dwóch kamerdynerów ruszyło w stronę wejścia do podziemi, gdzie zniknął pająk. - Mam ją zabić? Odwrócić uwagę? Mogę sprawić, że znikniesz im z oczu. - Nocturne wyraźnie się nudził całą tą sceną.
×
×
  • Utwórz nowe...