Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Kayle machnęła potężnym skrzydłem, strącając Shiro z podwyższenia. Ale dwa stopnie niżej stał Ezreal, który wedle obietnicy zdołał ją złapać i powstrzymać przed upadkiem na posadzkę. - Miałam chronić swój lud, głupia! - Krzyknęła Kayle, ale głos miała słaby. Strzała Varusa infekowała i rozprowadzała po ciele trującą substancję. Kula Shiro trafiła ją trochę poniżej klatki piersiowej. W obronie Kayle stanęła Ashe, celując w Shiro. - Nawet jeśli popełniła te zbrodnie, należy jej się sprawiedliwy osąd. Przestańcie natychmiast! Przestańcie się zabijać, idioci! - krzyknęła. Ale nikt jej nie słuchał. Sprawy potoczyły się szybko. Shiro i Ezreal wrócili bronić towarzystwo z Piltover. Jak się okazało, obrońców Ligi była znaczna mniejszość. Walka nie trwała długo - do momentu, w którym na niebie pojawił się ogromny kosmiczny smok znany już z walki w Bilgewater. Stanowił ostateczny argument. Obrońcy Ligi nie mieli wyjścia. Rozpoczęło się zbieranie rannych i... martwych. Shiro obeszła się bez większych ran, jedynie z nogą złamaną przez jednego z Noxian. Wszyscy oni stali teraz zgromadzeni pod ścianą i skrępowani. Wśród nich czerwonowłosa zabójczyni i Wielki Generał. Na ziemi Shiro widziała zwłoki noxiańskiego zabójcy w kapturze. Był młody, a w jego piersi znajdowała się maleńka rana jak od dźgnięcia włócznią. Widziała zniszczoną, metalową baletnicę i małe ciałko jednego z yordli. Ku jej zdziwieniu nad jednym z trupów stała Jinx. O ile podczas walki było słychać wybuchy i jej okrzyki radości, teraz stała z niewyraźną miną i trzęsła się jak przy hipotermii, patrząc na ciemnoskórego, martwego chłopaka. Wyglądała niewinnie, wręcz smutno. Jej wzrokowi nie umknęła muskularna sylwetka ślepego mnicha niosącego długowłosą kobietę w długiej sukni. Jej włosy były niebieskie, a blada ręka o długich palcach wisiała bezwładnie. No i nie umknął też widok strzelca leżącego na podłodze. Strzelca o sinej skórze, z jasnofioletowymi oczami. Wokół niego stała siostra Kayle i całe towarzystwo z Piltover. - Shiro? - zapytał Ezreal, trzymający dziewczynę w talii i pomagający jej iść. - Czy chcesz... chcesz tam iść?
  2. Ezreal spojrzał na Shiro z ukosa. - Jasne, idź... Będę cię chronił - odpowiedział i chwycił ją za ramię, czekając i obserwując w którym kierunku pójdzie. Wysłał kulę ognia w stronę szarego cyborga z Zaun, a w tym samym czasie zasłonił dłonią głowę Shiro, w którą pomknęła wiązka energii wysłana przez Jerycho Swaina.
  3. - Shiro! - Ezreal starał się złapać dziewczynę, ale nie zdążył. O tarczę dziewczyny odbił się nóż. Jego posiadaczką była czerwonowłosa noxiańska zabójczyni. Tarcza nie drgnęła. - Istotnie. Zwracam się do mieszkańców Ionii, Piltover, Demacii, Shurimy, Targonu i Freljordu! Do całej reszty, poza kanaliami z Zaun i Noxus! Poza Kayle! Przez lata działania w Lidze wszyscy byliśmy oszukiwani! - Varus wycelował palcem w zwijającą się z bólu Kayle. - Byłaś najsilniejszą wojowniczką swojego ludu. Wasz świat został zniszczony przez wojnę jaką toczyliście setki lat! Dlatego postanowiłaś przenieść swoich ludzi tutaj, na Runeterrę! Kosztem wszystkich innych. Kosztem mordów, krwi, cierpienia! Wasza umowa z Noxus i Zaun do tej chwili była tajna. Wzywam świadka! Od tarczy odbił się topór rzucony przez jednego z noxiańskich wojowników. Oto rozsławiony kat za skinieniem ręki Kayle rzucił narzędziem w tarczę. Tarcza pękła, ale wokół Shiro i Varusa powstała inna - opalizująca, pękata tarcza skonstruowana z sześciokątów. Na ramieniu Shiro spoczęła dłoń. Obok niej stanęła kobieta w długiej sukni, o sinej skórze. Z jej pleców sterczały połamane, zrujnowane skrzydła. Odsunęła lekko Shiro i stanęła pomiędzy nimi, unosząc w górę dłoń ze zwitkiem pergaminu. Pergamin się rozwinął, ukazując na samym dole podpisy, w tym jeden świecący białym światłem. - Czy ktoś wątpi w słowa tego mężczyzny? Czy mam przeczytać punkty umowy? - Krzyknęła kobieta. - Aresztować ich! - krzyknęła Kayle. Ku trójce ludzi pomknął mężczyzna w pełnej zbroi z toporem. Już kilka sekund później drogę zagrodziła mu dwójka złotych piaskowych żołnierzy. Po tym zdarzeniu w stronę Varusa, Shiro i siostry Kayle zaczęły biec postacie. Bezkształtny cyborg wypełniony zieloną substancją, nieumarły niszczyciel z Noxus, a nawet sam Jerycho Swain. Rozpoczęła się kolejna walka. Ostatnia z walk. Ezreal stanął tuż koło Shiro. - Odrobina spokoju, co? - zapytał.
  4. Poczuł wzmożone bicie serca kiedy kwiat szybował w jego kierunku. Odruchowo wyciągnął przed siebie ręce, złapał go i zamarł. Po ułamku sekundy odzyskał panowanie nad sobą. Wyprostował się, poprawił wiszącą u boku katanę i ruszył pewnym krokiem w stronę niebieskowłosego mężczyzny z kamiennym wyrazem twarzy.
  5. Szczęściarz, pomyślał Syd. Fucha strażnika musiała być całkiem fantastyczna no i było się czym pochwalić. A gdyby tak... Nie, nie. Niemożliwe. Starał się wyprzeć z umysłu myśl, jakoby to on miał zostać strażnikiem. Jeszcze nastawi się pozytywnie, a potem czeka go rozczarowanie.
  6. Varus przyciągnął Shiro do siebie i objął, ale w geście tym nie było krzty czułości. Po chwili zniknęli w kolumnie światła z lasu, aby pojawić się na podwyższeniu w bazie bliźniaczej do bazy Shiro. Poczuła uderzenie w plecy i piekący ból; gdyby choć sekundę zwlekała z ucieczką, mogłoby to się źle skończyć. Towarzystwo pojawiło się wkrótce, ale w postaci Ezreala. Chłopak zniszczył jedną z wież strzegących bram do bazy, co skutkowało potężnym hukiem. Strzelec w tym czasie niszczył środkowe wieże broniące Nexusa. Towarzystwo w postaci Thresha pojawiło się co prawda, ale było już za późno. Nexus rozpadł się w kawałki, a razem z nim Summoner's Rift. Mrugnięcie oka i Shiro znalazła się w białej, ogromnej komnacie. Jej sklepienie było kopułą z błękitnymi i złotymi freskami przedstawiającymi historyczne sceny. Kopuła opierała się o ogromne, białe, okrągłe filary z bogato zdobionymi głowicami. Posadzka zaś przyozdobiona była różnobarwną mozaiką, a w niej wydrążone były szerokie rowy z przejrzystą wodą. Z jedynej ściany okrągłej komnaty spływały kaskadami malutkie wodospady, a pośród nich, na krzesłach podobnych tronom siedziały postacie - Kayle we własnej osobie w złotej zbroi i ze złożonymi skrzydłami, obok królowa Ashe, generał Jerycho Swain, widmowa wojowniczka, król Demacii. Pomiędzy pozostałymi filarami nie było ścian; były to wyjścia na tarasy z przepięknymi górskimi widokami. Kayle powstała ze swojego tronu. Jej postać w dziwny sposób lśniła i emanowała nieludzkim majestatem. Ale jej oblicze nie było łagodne jak zwykle. Miała zaciśnięte usta, a jej oczy wpatrywały się nieruchomo w strzelca stojącego obok Shiro. Wokół nich stały najróżniejsze postacie - ludzkie i nieludzkie. Zapewne cała reszta członków Ligi Legend. Wokół niej stali wszyscy uczestniczący w pojedynku, dwanaście postaci. Wszyscy czekali na werdykt. - Ostatecznie i w pełnym komplecie witam wszystkich i każdego z osobna członków Ligi. Spotkać mieliśmy się tutaj, aby osądzić losy naszego stowarzyszenia i tym samym losy pokoju bądź wojny na Runeterrze. Zebrało się tu wiele nacji, wiele narodów, wiele ras, a wszyscy zjednoczyliśmy się w jednym celu. Zjednoczyliśmy! Czy słyszycie moje słowa? Czy to nie oznacza, że istnieje szansa dla... ACH! Kayle upadła na ziemię i sturlała się z dwóch pięter kaskad, barwiąc wodę za sobą na czerwono. Z jej brzucha sterczał grot energetycznej strzały Varusa. Mężczyzna skrzywił się i wycelował ponownie, z wolna krocząc ku kobiecie, obecnej przewodniczącej Ligi. - Słyszę twoje słowa i w moich uszach brzmią jak syk węża. Uznaję cię winną, Kayle i zgodnie z moim werdyktem dowiesz się, czym jest agonia. - jego słowa wypowiedziane były przerażająco spokojnie i bez cienia emocji. - Musicie... go... zatrzymać! - wypowiedziała tracąca siły Kayle. Wszyscy strzelcy i magowie obecni na sali skierowali się ku Varusowi, szykując ataki. Caitlyn spojrzała na Jayce'a, ten z kolei na nią. Vi wyglądała na zdezorientowaną, a Heimerdinger... Cóż, szukał rozwiązania w liczbach. Ezreal dotknął Shiro i popatrzył na Caitlyn. - Szeryfie? Po której stronie stoi Piltover?
  7. Gdzieś tam w tłumie stał Syd, z umiarkowaną ciekawością obserwując przebieg ceremonii. Sydem niezależnie od sytuacji nigdy nie targały emocje i teraz bynajmniej nie miało się to zmienić. Przymrużył skośne oczy i stłumił ziewnięcie. Nie chciał wszak nikogo obrazić, czy pokazać braku szacunku, ale chciał już wrócić i móc zażyć odpoczynku. Czuł się nieco zmęczony po nocnych wojażach w postaci niewinnej, acz długiej przechadzki. Przestąpił z nogi na nogę i nie mając nic lepszego do zrobienia, po prostu czekał.
  8. - To się... Zdarza. Czasem trzeba robić okropne rzeczy. Trzeba się poświęcać - odpowiedział głosem suchym i tylko trochę zabarwionym żalem. Ale żeby ten żal usłyszeć, trzeba się było wsłuchać. - Tak, dostaniemy się do bazy i sądzę, że zrobienie tego niepostrzeżenie może wyjść korzystnie. Ale muszę się tam teleportować. A gdy to zrobię, będziesz musiała jak najszybciej zbiec z podwyższenia. Inaczej zginiesz. Wyciągnął rękę opalizującą ciemną substancją pochłaniającą światło do Shiro.
  9. - Wieści szybko się rozchodzą - odparł tylko krótko. Między drzewami pojawiło się rozjaśnienie. Kiedy dotarli do niego, okazało się, że stanęli oboje na skalnej półce pokrytej trawą nad przepaścią. Widać już było bazę wroga i kryształ wirujący w powietrzu. Cel. - Widziałem wszystkie te dziury powstające na świecie. Drzewo wewnątrz umierało. To co we mnie jest, ma dużą wiedzę o świecie. Jest bardzo stare i wie też o tej świątyni. Byłem tam wkrótce po waszej wizycie.
  10. Wieża runęła po dobrych kilku minutach zmagań. Musieli odsunąć się na sporą odległość, żeby przypadkiem nie dostać spadającymi odłamkami. Varus przez chwilę wpatrywał się w spadające głazy. Potem zas na chwilę nieludzkie oczy spojrzały na Shiro, gdy już powoli ruszył przed siebie. - Czy to ty jesteś strażniczką w Świątyni Początku? W Ionii?
  11. Strzelec kiwnął głową. Błysk i oboje znaleźli się pod kamienną wieżą w kształcie rycerza. Varus napiął łuk i wkrótce wypuścił strzałę. Z wieży odpadły kamienne elementy, ale nie załatwiło to sprawy. Wieża była potężną budowlą, toteż trzeba było ponowić strzał i zaatakować z wielu stron.
  12. Miano: Syd Arren Wiek: 24 lata Płeć: mężczyzna Klan: Drillem Charakter: Spokojny i cichy, typ samotnika. No, przynajmniej dopóki nikt go mocniej nie wkurzy. Wtedy ognista część osobowości przejmuje kontrolę i Syd staje się dość impulsywny. Zazwyczaj jest miły i służy pomocą, jeśli ktoś tego potrzebuje. Historia: Oboje rodziców pochodziło z Drillem, więc siłą rzeczy on też musiał. Syd od małego interesował się naturą i cenił sobie towarzystwo książek, choć niekoniecznie ponad towarzystwo rówieśników. Nauczono go być otwartym dla ludzi i każdego szanować oraz żyć w zgodzie z samym sobą. Według takich wytycznych żyje do dziś. Wygląd: Dość wysoki i bardzo chudy, wygląda trochę jak kij od miotły. Zwłaszcza, że jest zawsze rozczochrany, bo włosy dość szybko mu rosną. Ma lekko skośne oczy i azjatycki typ urody po przodkach. Broń: Katana, albo cokolwiek znajdzie pod ręką. Ciekawostki: Uwielbia najróżniejsze zagadki logiczne Cele: Zaimponować innym
  13. - Och. No cóż, trudno - skomentowała Caitlyn. - W takim razie dwóch z nich nie żyje, a my mamy... Siedmiu? - Sześciu, jeśli żyje nasz strzelec. Musimy go znaleźć - odparł Jayce. - Musimy dorwać jeszcze jedną i możemy lecieć niszczyć wieże. - Tylko trzeba ją zlokalizować - stwierdziła Caitlyn. Nie strzeliła do Varusa. - Najlepiej by było, gdybyście wrócili na dolną aleję i zniszczyli wieże. Mogę was teleportować.
  14. Akurat przed nosem Shiro przemknęła kula wystrzelona przez Caitlyn. Rozległ się huk i wystrzeliła kolumna światła. Po lesie rozeszła się szarozielona mgła i zewsząd dochodził przytłumiony, niski głos. W Shiro prawie trafiła kula zielonej energii - do tyłu szarpnął ją Varus. - Nie ruszaj się! - krzyknął Jayce, a Caitlyn wycelowała w strzelca. Na jego czole pojawił się czerwony punkt świetlny.
  15. Varus podniósł wisior, który nosił na szyi i otwarł go, prezentując Shiro. Kompas. - Północ - zawyrokował i ruszył w tamtym kierunku. Odgłosy walki słychać było po raz pierwszy, gdy przedzierali się przez rzeczne szuwary w kierunku przejaśnienia między skałami. - Musisz pójść pierwsza - stwierdził mężczyzna. - I ostrzec, że jestem po waszej stronie.
  16. - Destino, mały draniu, dostałam za mocno. Tym razem się nie wymknę. Cholera, jak tak sobie myślę... Jak tak myślę, to powiem wam, że to jest faktycznie chora sprawa z tą Ligą. Za każdym razem umieramy niby na serio, a potem się budzimy. No nic, im szybciej, tym lepiej. Ej, ty, koleś. Mógłbyś z łaski swojej...? - zapytała. Varus podszedł i przyklęknął przy Vi. Odpiął jej pancerz, żeby sprawdzić ranę. - EJ! Miałeś to skończyć, a nie mnie rozbierać. Ja ci zaraz... - Obawiam się, że rzeczywiście niewiele da się zrobić. Varus wyjął noszony na piersi sztylet ukryty w skórzanej pochwie i zrobił jeden, bardzo szybki ruch. Głowa Vi opadła, a chwilę potem jej ciało zniknęło. Mężczyzna wstał i schował ostrze z powrotem. - Ruszajmy.
  17. Walka trwała dobrą chwilę, podczas której centaur miotał się i rył ziemię potężnymi kopytami. Starcie skończyło się wraz ze strzałą energetyczną Varusa, która ugrzęzła między płytami pancerza Hecarima. Znieruchomiał, kopyta drgnęły i konwulsyjnie się wyprostowały. Olbrzymi, masywny łeb zwrócił się ku Shiro i Varusowi. Zielone ślepia błysły. - To jeszcze nie koniec. A kiedy już się spotkamy, przebiegnę po waszych głowach... Zapamiętajcie mnie sobie - warknął. Czarna zbroja pokryta runami zapadła się w sobie i po chwili na ziemi leżała tylko sterta metalu. Vi jęknęła i ciężar rękawic pociągnął ją na ziemię. Upadła. Była cała we krwi i ciężko oddychała. Trudno powiedzieć, czyja krew to była, ale różowowłosa bezsprzecznie była ranna. - O co tu chodzi? - zapytała, wskazując na Varusa.
  18. - Zauważyłem - warknął łucznik. Odwrócił się, podniósł łuk i wystrzelił całe mnóstwo czerwonych, drobnych strzałek. Ziemia po zetknięciu z nimi zaczęła pękać, a trawa sczerniała i zgniła. Kolos ominął plamę, co nie spowolniło go zbyt znacznie. Gałęzie po lewej stronie poruszyły się i jak pocisk z dzikim wrzaskiem doskoczyła do Hecarima Vi i posłała go pod drzewo. Razem ze sobą. Varus zawrócił i pobiegł w ich stronę, celując w centaura.
  19. Po zastosowaniu kilku zaklęć smok padł na ziemię i rozwiał się w powietrzu. Dziwne. Shiro poczuła powiew wiatru, a potem Varus pociągnął ją za ramię i pobiegł wgłąb lasu. Kierował się na północ. Za nimi słychać już było tupot olbrzymich, podkutych kopyt. - Widzę was! - sapnął kolos z satysfakcją. - Zmiażdżę, połamię kości! Słyszę już krzyk, o tak, krzyk! Wrzask zdrajcy i wrzask małej, niewinnej duszyczki!
  20. Pokręcił głową. - To dużo, ale niewystarczająco, aby go zabić. Można spróbować dostać się na górną aleję. Jeśli w tym czasie zdołamy pomóc zabić dwóch ode mnie, wówczas dwóch członków z twojej drużyny zdoła pomóc z Hecarimem. Więc... szybciej - mruknął i pociągnął ją za sobą. - Ale najpierw smok. Zatrzymał się obok czegoś co przypominało naturalny amfiteatr. Wewnątrz drzemał wielki, biały gad ze skrzydłami. Varus podszedł i w niego strzelił. Smok obudził się i ryknął, a następnie rzucił się na niego z pazurami.
  21. Dłoń Varusa była dziwna. Miała kształt dłoni człowieka, ale byłą jednocześnie lodowato zimna i dziwnie ciepła. Zatrzymał się, gdy polana oddaliła się od rzeki. Tym samym szarpnięcie zatrzymało też Shiro. Łucznik nasłuchiwał - ktoś się zbliżał. - Jakie zaklęcia znasz? - zapytał.
  22. Podniósł wzrok, a potem wyprostował dłoń trzymającą broń. Z łuku wystrzeliły dwa fioletowe pasma, które splotły się w spiralę i dosięgły obiekt za Shiro. Tuż za jej uszami rozległ się niemożliwy ryk. Poza sercem, które podskoczyło do gardła poczuła też lekki powiew wiatru. Za nią stał kolos na czterech nogach. Hecarim mógł ruszać głową i niczym innym - widać zaklęcie łucznika go unieruchomiło. Kiwnął dłonią, nakazując Shiro biec ze sobą.
  23. Mężczyzna zaśmiał się. Jego śmiech wypełniony był goryczą, groźbą i absolutnie nie brzmiał wesoło. - Zasady? Nie ma zasad! Robią co chcą od lat! Mordują cywili, napadają i palą wioski, niszczą miasta. Nie. Nie mam nadziei. Nie mam już niczego. Uniósł łuk, ale wciąż nie strzelał. Wahał się. A krab znów wynurzył z wody oczy i czułki, jakby zaciekawiony czym skończy się to dziwaczne zajście.
  24. - Ależ, walczysz. Myślę, że to ostatnia walka jaka kiedykolwiek odbędzie się na Summoner's Rft. Jeśli wygracie, Liga przetrwa. Jeśli ja wygram, zostanie zniszczona. Jestem sam, Shiro. Oto jest problem. Liga nie powstanie przeciwko całemu Noxus, ale z łatwością ukarze mnie, jeśli będę z nimi walczył poza Polami. Dlatego też muszę teraz wygrać - odpowiedział z łagodnością, o którą Shiro by go prawdopodobnie nie posądzała. Opuścił łuk i rozłożył ręce, jakby otwierał ramiona aby ją przywitać. - Podejdź do mnie. Nie zginiesz naprawdę, odrodzisz się poza Summoner's Rift. Tu nie da się umrzeć. A ja obiecuję, że nie poczujesz bólu. To będzie szybkie.
  25. Białowłosy łucznik przypatrywał się Shiro. Najbardziej przerażające były jego oczy - żarzące się, fioletowe punkty wpatrzone nienawistnie w punkt przed sobą. W tym przypadku w Shiro. Był gotów do ataku i nie żartował. - Jesteśmy tu tylko ja i ty. Nie jesteś bezbronna, a ja mogę cię zastrzelić. Widzisz? Oto są zasady Ligi, za którą walczysz. Liga pozwoli mi cię zabić, ponieważ Liga pozwala na wszelką przemoc dziejącą się na Runeterrze. I to wszystko na - o, ironio - "Polach Sprawiedliwości", których nazwa jest ponurym żartem - syknął. Ale nie strzelił. Jeszcze nie. Czekał na coś.
×
×
  • Utwórz nowe...