-
Zawartość
80 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Koschei O'Clock
-
Nie. Chyba Widziałeś kiedyś rekina na żywo?
-
Nie. Widziałeś martwego człowieka na żywo?
-
Hmmmm... Wybrałabym się na drobną wycieczkę krajoznawczą. Na wszelki wypadek - z bronią Co byś zrobił, gdyby z twojej szafy wyskoczył Marilyn Manson i spytałby cię, czy jest ci zimno?
-
Wszyscy znają Presleya Wracając. Irokez.
-
pojedynek [Pojedynek] [B] Hidoi Mesu Okami vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
Kolejna ucieczka poza ciało. Ech... To skakanie pomiędzy wymiarami zaczynało być odrobinę denerwujące. Koschei (a właściwie jej ciało astralne) skierowała bystre spojrzenie na rywalkę i na fizyczną siebie, potraktowaną niczym pierwsza lepsza sadzonka. Doprawdy, conajmniej niesmaczny pomysł. "Myślałam, że jesteś bardziej wysmakowana w swoich czarach. I o ciut bardziej otwartym umyśle", westchnęła sama do siebie. Znów łypnęła pobieżnie na conajmniej urocze drzewko, zastanawiając się nad swym następnym ruchem. Hidoi popełniła jeden błąd przy ocenie działania jej zaklęcia - uznała, że Worek bez dna mieści się w kapeluszu. Nic bardziej mylnego. Cylinder stanowił tylko jedno z wejść prowadzących do czarodziejskiego schowka. Jednorożec zdołał jedynie zamknąć jedne z wielu przysłowiowych drzwi, nic poza tym. Jedynym dylematem stojącym przed czarodziejką był fakt, że odniesione przez nią obrażenia mogły jej uniemożliwić użycie jednych z bardziej... oryginalnych drzwiczek. Przez chwilę jeszcze się wahała... jednak w końcu podjęła decyzję. "Cóż... Wracamy". Powrót do zwykłego ciała potrwał krótko, a jedynym bodźcem, którym ją o tym uświadomił, był porażający ból. Musiała się przemóc. Musiała działać. Teraz. JUŻ. Zaczęła zanosić się kaszlem. Kolejne strużki rtęci spłynęły po jej skórze. Heh - w tym świetle musiało to wyglądać conajmniej ciekawie... Ale teraz liczyła się tylko jedna rzecz. Kaszleć, kaszleć i jeszcze raz kaszleć. W końcu poczuła, że coś kanciastego podchodzi jej do gardła, prześlizguje się w górę przełyku, aż w końcu przykleja się do języka. Mimo bólu, uśmiechnęła się. Tak bardzo lubiła się uśmiechać. Tak bardzo lubiła doprowadzać innych do wściekłości, sprawiać, że w końcu nie wytrzymywali i dochodziło do rzeczy takich jak teraz. Bo jak słabym trzeba być, by na zwykłe słowa odpowiadać torturami? I z taką myślą w sercu bezceremonialnie pokazała klaczy język... z widocznym nań kartą - Jokerem. - Wokeh - wysepleniła. Karta zasyczała, po czym dosłownie rozpuściła się wśród rtęci i śliny... Jednak zmieniła jej kolor. Mętna do tej pory ciecz zmieszana ze srebrnymi kropelkami rtęci zamigotała, po czym nabrała złotej barwy. Czarodziejka odczekała chwilę, po czym spokojnie przełknęła substancję. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rtęć natychmiast zniknęła, także korzenie i gałęzie zaczęły się kurczyć i usychać, aż w końcu całkiem obumierać i zmieniać się w proch. Łańcuchy też ukradły zniszczeniu. Towarzyszyła temu także regeneracja całego ciała. Gdy cały ten proces się dokończył, Koschei stanęła cała i zdrowa... Jednakże nadal coś jej nie grało... Zdjęła z głowy cylinder i zapobiegliwie "przejrzała na wylot" cały przedmiot za pomocą zaklęcia Orlego Oka - nie umknie mu żadna rzecz, istota ani zaklęcie. I nie mogą tego zmienić jakiekolwiek uroki ochronne lub maskujące. - No cóż - dziewczyna ziewnęła. - Nie groź mi, onegai. Nie sądzę, byś była na tyle nierozsądna by łamać zasady. Uwierz mi, tylko ze względu na nie się ograniczam. Jej oczy błysnęły złowrogo. Hidoi zdecydowanie jej nie doceniała... To niegrzeczne, cholernie niegrzeczne z jej strony. - No ale czego można by się spodziewać po pierwszym lepszym zwierzaku... - zachichotała. Cóż, inwektywa za inwektywę. - Skoro tak bardzo chcesz bawić się bez kart, proszę bardzo. To mówiąc, delikatnie uniosła rąbki spódniczki - z jej fałdów natychmiast wyfrunęła z szelestem reszta talii. Karty opadały w dół, przypominając trochę gromadę biało-czarno-czerwonych motyli. Ich właścicielka nie pozwoliła im jednak na zetknięcie się z podłożem. Kilka centymetrów nad nim każdy z prostokącików zapulsował złotym światłem, po czym zniknął. - No a teraz... Ruda pstryknęła. Nagle wszystkie ruchome ozdoby z areny oderwały się od ścian, po czym zaczęły powoli... stapiać. W końcu, gdy każdy wężowy golem zmienił się w ciecz, powtórzyła ten gest. Wąskie strumyczki niezwykłego płynu z całego obiektu przeciskały się przez szczeliny w klatce. - Przepraszam, Hoffman! - krzyknęła, formując jednocześnie przed sobą kulę z rzeczonego materiału. Gdy i to było już gotowe, zaczęła po raz kolejny nadawać cieczy inny kształt. Kilkadziesiąt ruchów jej dłoni wystarczyło, by uformować uroczą wręcz kosę. Wiedźma uśmiechnęła się, gdy broń w końcu spoczęła w jej rękach. W końcu właściwości tego cacka były przynajmniej niebagatelne*... - I jak? Podoba się? - zwróciła się do Hidoi. - Bo publika nie narzeka... Rzeczywiście, tak było. Jak głosił stary aforyzm, człowiek pragnął tylko dwóch rzeczy - chleba i igrzysk. A kosa w jej rączkach sugerowała, iż poleje się krew... - Mam nadzieję, że i ty nie będziesz~... Po czym ruszyła do ataku. Zanim Hidoi zdołała wykonać ruch, ostrze zagłębiło się w jej boku, rozpryskując upragnioną przez widzów ciecz. Jednak nie był to jedyny efekt ciosu. Otóż wysysało ono energię magiczną z ciała oponentki... Nie czekając na jej reakcję, cięła kolejny raz. I kolejny. I kolejny. I kolejny... Każde cięcie odbierało manę, aż w końcu jej ilość oscylowała koło zera. Dopiero wtedy dziewczyna przerwała zadawanie ran. Zdecydowanie, jednorożec był conajmniej poharatany. Widok ten nie należał do najpiękniejszych, ale spełnił oczekiwania żądnej krwi widowni. Koschei wsparła się na swej kosie i obrzuciła rywalkę niezbyt miłym spojrzeniem. Czekała.- 21 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
"Ty, ale ty masz zwinne ręce... Pewno masz powodzenie u dziewczyn, nie?" ~Ryuk manga "Death Note" autorzy: Tsugumi Ohba (scenariusz) i Takeshi Obata (ilustracje)
-
1. Boję się luster w ciemnościach. Przez to potrafię stać "sparaliżowana" przed takowym przez dłuuugi czas. Po prostu jestem zbyt przerażona, by uciekać. 2. Zaraziłam powyższym inną osobę samą opowieścią o początkach mojej fobii 3. Uwielbiam liczby nieparzyste. Liczby parzyste wydają mi się... nudne. 4. Czytam nałogowo i wszystko. Nieważne, co wpadnie w moje rączki - recepta, paragon, lista zakupów - muszę to przeczytać. 5. Nie zwracam uwagi na ból zewnętrzny. Czuję go, ale nie robi na mnie większego wrażenia. Ot, masochizm. Za to, gdy boli mnie brzuch/whateva... Jest źle. 6. Umiem na pamięć wiele tekstów piosenek... Właściwie to umiem teksty wszystkich piosenek, które mi się spodobały. 7. Umiem jakikolwiek tekst na pamięć po przeczytaniu go maksymalnie trzy razy. 8. Nie przywiązuję większej uwagi do wyglądu człowieka jako całości. Interesują mnie tylko włosy i oczy... 9. ...ale najbardziej zwracam uwagę na głos. Mam nawet własną kolekcję ulubionych głosów ludzi ze szkoły, yt etc. 10. Nie rusza mnie widok trupów, nawet najbardziej zdeformowanych i makabrycznych. Nie lubię za to patrzeć na tortury typowo z filmów gore. Mogę o nich czytać, pisać - ale na filmie one u mnie nie przejdą. 11. Mam potworne wręcz łaskotki. 12. Gdy piszę opowiadanie, bardzo wczuwam się w jego bohatera. Zdarza mi się nawet płakać, zachowywać się jak osoba niepoczytalna etc. 13. Gestykuluję w ilościach hurtowych. 14. Jeśli ktoś mi coś usilnie poleca - z góry zakładam, że jest to głupie. 15. Nieraz wyobrażam sobie alternatywne wersje różnych sytuacji z serii "gdybym to powiedziała - czy zagadałby się ze mną, spóźnił się gdzieś, chciałby tam dotrzeć jak najszybciej i wpadłby pod samochód?" lub "gdyby Adolf Hitler umarł umarł jako dziecko - czy urodziłabym się?". 16. Czasem brak mi asertywności. 17. Lubię bawić się nożem, tj. dziurawić nim cokolwiek, wycinać wzorki. Ot tak, dla zabicia czasu. 18. Uwielbiam szumy - morza, czajnika elektrycznego, odkurzacza, wiatru, wywietrznika, wentylatora... Długo by wymieniać. Lepiej mi się przy nich zasypia. 19. Kupuję nałogowo bruliony. Nie potrafię np. pisać opowiadania w zeszycie od rysunków. Jeśli mi się to zdarzy - zeszyt traci swój "prestiż" i piszę/rysuję/whateva w nim co chcę. 20. Mam słabość do psychopatów i czarnych charakterów. 21. Czasami marzę o tym, by zostać kotem. 22. Byłam kinderemo. Po tych trzech-czterech latach - wstydzę się za siebie 23. Potrafię przypomnieć sobie jakąś zawstydzającą sytuację bez powodu i w związku z tym publicznie powiedzieć "Boże", "Jestem głupia", "Jestem idiotką", wykonując przy tym facepalma. 24. Uwielbiam kaftany bezpieczeństwa. Ludzie wyglądają w nich... słodko... 25. Mam słabość do rudych i ludzi z ciut dłuższymi.włosami. No... To by było na tyle. Chyba
-
pojedynek [Pojedynek] [B] Hidoi Mesu Okami vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
Zapadła głucha cisza. Nie przerywał jej ani płacz, ani bolesne jęki... Nic. Zupełnie nic. Ciało Koschei drgało nieznacznie. Był to jedyny dowód na to, że nadal tli się w nim iskierka życia. Licha, ale jednak. Publika także zamarła. Czyżby Hidoi jednak do końca wymęczyła oponentkę, na tyle, że ta zaniechała dalszej walki? A może wręcz stała się do niej niezdolna...? Jednak po chwili podniosła ona głowę i wyszeptała. - Wariatów... szczęście się ima... - wydukała, po czym uniosła rękę i wskazała na miejsce obok Hidoi. - A... brak spostrzegawczości... przynosi zgubę. Klacz odwróciła się za siebie i zauważyła... małego chłopca ze znakiem karo na piersiach, trzymającego w rękach miecz i flakonik - łudząco podobny do tego, którego przed chwilą "zniknął" kucyk. - Dziękuję, że zdecydowała się pani zwrócić mojej Pani jej własność! - chłopczyk zaśmiał się, po czym pomknął wprost do swej stwórczyni. Hidoi nie zareagowała w żaden sposób - po prostu stała jak wryta, patrząc to na Karo, to na Koschei, aż w końcu na buteleczkę, która znów pojawiła się tuż obok niej. Zdała sobie sprawę z czegoś, co teoretycznie było niemożliwe. Naczynko obok niej było jedynie fałszywką. Tymczasem jej oponentka, zachęcana przez swego miniona, wypiła zawartość flakonika aż do dna. - Dziękuję, Karo - powiedziała do chłopca, po czym na jej usta znów wypełzł pełen pogardy uśmiech. - Zdziwiona? Wstała, podtrzymywana przez humanoida, i zaśmiała się swojej rywalce prosto w twarz. - Myślałaś, że to "O'Clock" przy imieniu nic nie znaczy? - powoli wracały jej siły i czuła, że już w tej chwili mogłaby spokojnie ustać sama, jednakże nadal trzymała się ramienia sługi. - Dzięki pewnym... układom z jedną z Istot Wyższych otrzymałam możliwość manipulacji przy czasoprzestrzeni - rzecz wyjątkowo przydatna, szczególnie, gdy nie wie o niej rywal... Nie wspomniała ani słowa o tym, jaką cenę musiała ponieść nawet za tak drobną manipulację w czasie jak ta. Nie powiedziała o tym, czym owocują takie układy po śmierci czarodzieja... Nie, Hidoi nie musiała wiedzieć wszystkiego. Wystarczyło jej tylko tych kilka suchych informacji... Jednak nic nie powstrzymało jej przed wyjaśnieniem, w jaki to sposób Karo wszedł w posiadanie cennego flakonu bez wiedzy oponentki. - Pewnie chciałabyś wiedzieć, jakim cudem dokonałam czegoś takiego - kontynuowała swój monolog Wiedźma Kreacji. - Otóż nie było to czymś wielce skomplikowanym... na pierwszy rzut oka, oczywiście. Otóż podczas mojego małego "ataku szczęścia" przygotowałam się na kolejny atak z twojej strony. Powiem tak - za każdym podskokiem zostawiałam coś przy ścianach areny. A to kartę, a to przedmiot z kapelusza... Jedną z tych kart był As Karo. Asy jako jedyne z mych minionów mają do dyspozycji część moich mocy. Także manipulacje czasowe. Dzięki temu Karo mógł spokojnie zatrzymać czas w odpowiednim momencie i podmienić flakoniki. Praktyczne, czyż nie? Znów się zaśmiała. Tymczasem Karo puścił swoją panią i stanął tuż przed Hidoi z mieczem w dłoni. - Ochrona Psyche. Dzięki temu klacz nie mogła już zabawiać się psychiką klaczy. Pozbawiona została także możliwości jakiejkolwiek manipulacji minionami - zarówno one, jak i sama Koschei były chronione mocą zaklęcia. W przypadku owych magicznych stworzeń, urok powodował także niemożność przejmowania nad nimi kontroli. W końcu broni się nie pożycza, ne? - A teraz... - posiadaczka cylindra wytworzyła wokół siebie i Karo bańkę z pola siłowego. - Detonacja. W jednej sekundzie, na terenie całej areny, doszło do serii potężnych eksplozji. I tak już nierówny teren zadrżał niczym przy trzęsieniu ziemi, po czym część składających się nań segmentów zawaliła się pod swoim ciężarem. W tym także ten, na którym stał wróg... Kilka różanych pnączy wystrzeliło w jego kierunku, oplatając go i nie pozwalając na upadek w czeluść mechanizmu znajdującego się pod areną. Zamiast tego dostarczyły nieszczęśnicę prosto przed oblicze swej oprawczyni. - Hmmm... - różnooka zamyśliła się przez chwilę, patrząc na ściskaną coraz mocniej istotę. - Twoje ostatnie ataki były niedorzecznie poważne... Nudzisz mnie. Czy kreatywność w tych czasach naprawdę musi być towarem deficytowym? Roślina powoli zaczęła wydzielać z siebie otumaniające feromony, powodując u swej więźniarki niemałe otępienie... Nie mogąc zebrać myśli, praktycznie nie stanowiła dla naszej bohaterki zagrożenia. Przynajmniej na razie. Już po chwili na szyi czarnogrzywej pojawiła się obroża i połączona z nią smycz... Jednak obydwie te rzeczy nie były ani trochę zwyczajne. Składały się one bowiem ze śrubek, kół zębatych i innych części... samej areny. Trzymająca drugi koniec smyczy Koschei szepnęła ją nagle i pełna zadowolenia patrzyła na nie stawiającą oporu błękitnooką. W tym samym momencie macki upuściły ją na zimną powierzchnię areny. - Wstawaj - wyszczebiotała słodko ta pierwsza, po czym ponownie z całej siły pociągnęła za łańcuch. Nie czekając na reakcję jednorożca, pociągnęła go za sobą, nie dając nawet szansy na wstanie. Cichutko nuciła za to kolejną melodię, która wydała się jej najbardziej adekwatna do obecnej chwili. Nadal wlokąc za sobą rywalkę niczym przysłowiowy worek kartofli, wyciągnęła z rękawa kolejną kartę i rzuciła ją przed siebie. - Joker! Teren areny znów zadrżał, po czym zaczął się zmieniać po raz kolejny. Pojawiły się na nim kolejne dziury, wybrzuszenia, kształty, dźwignie, zapadki, kolory, aż w końcu przeobraził się on... ...w automat do gry we flippera.* - A teraz, w ramach pokuty za próbę zanudzenia mnie na śmierć... - zacisnęła obrożę jak najmocniej się dało. - ...pograsz ze mną w grę. Puściła smycz. Ciało klaczy natychmiast zostało otoczone warstwą przezroczystej substancji, która zastygła w formie kuli. Gdy tylko to się stało, kolejna macka wciągnęła ją na teren automatu. Już po chwili kulka wystrzeliła w górę planszy i zaczęła się odbijać od kolejnych ścianek. Każde takie uderzenie powodowało radykalne zmiany w przezroczystej klatce - raz było tam mroźno, raz upalnie, raz duszno, raz nie, raz wilgotno, raz piekielnie sucho... Każde "bliskie spotkanie trzeciego stopnia" fundowało także czarodziejce niemałą porcyjkę bólu... Tymczasem panna O'Clock spokojnie obserwowała to wszystko sponad planszy, unoszona przez kilka pnącz. Co jakiś czas kazała podbijać kulkę dwóm stwardniałym mackom znajdującym się w dole automatu. Poza tym milczała, relaksując się przy tej drobnej, acz zaskakująco wciągającej grze...- 21 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
pojedynek [Pojedynek] [B] Hidoi Mesu Okami vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
Cisza. Wszystkie dźwięki areny wytłumione zostały przez inne dźwięki, niesłyszalne dla innych - czy to Hidoi, czy publiki. Dźwięki kołaczące się w jej własnej głowie. Każda jej obawa, lęk, koszmar - nagle zmaterializowały się przed jej oczami niczym klatki filmu. Samotność. Ból. Przerażenie. Strach. Opuszczenie. Bezbronność... Te wizje przesycały umysł Koschei, sprawiając jej przy tym niemałe cierpienie. Tyle ran, które zabliźnił czas, nagle zostało rozerwanych... a teraz wszystkie, co do jednej, bolały jak diabli. Nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy po jej twarzy zaczęły spływać łzy. Najpierw jedna, później druga, po nich - kolejne. Nie zanosiła się szlochem, ba - nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Nie lubiła tego. Nie lubiła dawać innym znać, że cierpi. Spróbowała zebrać myśli i odepchnąć tę nacierającą falę negatywnych emocji. Bez skutku. Była zbyt silna, by zablokować ją w tak banalny sposób... Chociaż... Nagle wpadła na pomysł. Światło zwalcza się ciemnością, ogień wodą, dobro złem... A czym zwalcza się smutek? Czar, którego zamierzała użyć nie należał do trudnych. Jak większość Czarów Łańcuchowych zresztą. Wymagał jednak odrobinę energii... Z trudem powstrzymując płacz, rudowłosa sięgnęła po raz kolejny w trakcie starcia do cylindra. Tym razem wyjęła z niego tylko... ciastko. Na pozór zwykły, niczym nie wyróżniający się wypiek. Jednakże dzięki zawartym w nim dodatkowym składnikom potrafił ono ciut więcej niż pierwszy lepszy wyrób cukierniczy. Cóż takiego niezwykłego potrafiło nasze ciasteczko? Otóż odnawiało ono poziom many do okrągłych stu procent. Przynajmniej na chwilę. Gdy tylko dziewczyna je zjadła, poczuła znaczący przypływ sił magicznych. Tak... Teraz bez trudu powinna użyć tego czaru. Postarała się skupić na jednym, najpozytywniejszym uczuciu, uczuciu, które przez cały czas pozwalały jej powstrzymać łzy... po czym skierowała swój wzrok na jednego z widzów. A dokładniej - prosto w jego oczy, przekazując tym samym odrobinę pozytywnej energii. Niemal natychmiast na twarzy widza pojawił się uśmiech i odwrócił on głowę w kierunku swojego sąsiada, który także się uśmiechnął... i tak dalej. Trwało to dopóty, dopóki każdy na arenie - nawet Hidoi - nie uśmiechał się od ucha do ucha. Tak, tak właśnie działają Czary Łańcuchowe - niczym choroba zakaźna. Wystarcza choćby chwilowy kontakt wzrokowy z zaczarowaną osobą, by samemu podzielić jej los... A teraz - skoro wszyscy przepełnieni byli już tą magiczna radością - czarodziejka mogła zacząć z nich ją ściągać... Każda z ofiar uroku była z nią połączona swego rodzaju więzią. Dzięki temu bez większych problemów wchłonąć nadmiar pozytywnej energii, który wytworzył się dzięki jej zaklęciu. Już po chwili poczuła, jak jej wnętrze zamiast desperacji wypełnia rosnąca z każdą chwilą euforia. Emocja ta bez trudu popchnęła ją do działania. Ha! Teraz nic nie było w stanie jej zatrzymać! W podskokach okrążyła arenę, przywodząc na myśl bardziej Pinkie Pie niż "poważną" czarodziejkę. Po tej nagłej manifestacji rozpierającej ją energii, skoczyła na sam środek areny z ciut upiornym uśmiechem od ucha do ucha. - I jak, Hidoi? - zachichotała, widząc ciut zdeprymowaną minę jednorożca. - Jakoś dałam radę! Wiesz, że niedocenianie rywali to jeden z pierwszych kroków do porażki...? Wyjęła z talii, która nagle pojawiła się w jej dłoniach, kolejną kartę i ze śmiechem wypuściła ją z palców. - Dziewiątka karo! Tuż nad jej głową pojawiło się dziewięć luster w czarnych oprawach. Bez trudu odbiły one światła gwiazd od Koschei i skierowały je z powrotem w ich stronę, jednak ciut zmodyfikowane... Po kilku sekundach wszystkie promienie znikły. Cóż - w końcu nie sztuka zrobić swoisty "wyłącznik", jeśli samemu opanowało się dany rodzaj magii... - Ósemka trefl! Dookoła areny pojawiło się osiem ogromnych głośników, każdy z symbolem trefla na obudowie. Płomiennowłosa czarodziejka pstryknęła palcami. Pozornie nie przyniosło to żadnego efektu, jednak w jej uszach pojawiła się para magicznie zabezpieczonych zatyczek. Rzecz niepozorna, lecz cholernie przydatna. I odporna na magię. Natomiast w jej rękach pojawiła się para mlecznobiałych skrzypiec. - WIESZ, SŁYSZAŁAM, ŻE MUZYKA ŁAGODZI OBYCZAJE! - wrzasnęła na całe gardło. - PO TWOICH OSTATNICH ZACHOWANIACH WNIOSKUJĘ, ŻE PRZYDAŁBY CI SIĘ TAKI ZABIEG! Po czym przyłożyła smyczek do strun i zaczęła grać. Ze wszystkich głośników w jednym momencie buchnęła oszałamiająco głośna muzyka. Publika nie doznała zbytnich urazów dzięki ochronie różanej klatki... Lecz nie można było tego powiedzieć o stojącej w samym sercu tego piekielnego hałasu Hidoi. Już po kilku sekundach z uszu klaczy pociekły strumyczki krwi. Niedorzecznie głośne brzmienie skrzypiec uszkodziło jej słuch i działało na nią niczym cios obuchem w głowę. Widząc to Koschei uśmiechnęła się tylko i kontynuowała swój przeuroczy występ. Lustra pod wpływem takiego natężenia hałasu, magiczne lustra popękały, ale ich cząstki nadal utrzymywały się w powietrzu. Skrzypaczka, nadal kontynuując grę, wykonała piruet i spojrzała Hidoi prosto w oczy. - Lećcie! Odłamki szkła pomknęły w jej kierunku, raniąc ją na całej powierzchni ciała. Odłamki wpiły się mocno w jej rany sprawiając, że przypominała bardziej szklanego jeża niż zwykłego kucyka. - A TERAZ TO... PODŚWIETLIMY! Wszystkie ułomki zaczęły rozbłyskać kolorowymi światłami w rytm wygrywanej przez dziewczę melodii. Dzięki temu atak przerodził się w prawdziwy popis zarówno magii, jak i talentów panny O'Clock...- 21 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
pojedynek [Pojedynek] [B] Hidoi Mesu Okami vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
"Zachowujesz się, jakby bolało mnie upokorzenie", pomyślała, powoli odłączając swoje ciało od jaźni. Szczerze mówiąc, mało obchodziło ją to, co myślą sobie o niej w tej chwili gapie. W końcu nie jedna osoba za życia doświadczyła hańby, by być szanowaną przez następne pokolenia... Ale Koschei nie zamierzała tyle czekać. Tej nocy rozgromi pannę Okami i pokaże jej magię kreacji w całej jej krasie... Jednak póki co potrzebowała planu. Planu, który pozwoliłby zapędzić czarodziejkę krwi w kozi róg. Bo oswobodzenie z jej "pułapki" było wręcz banalnie proste. W postaci astralnej dziewczyna nie mogła używać czarów na innych obiektach... Jednak srebrna lina* cały czas zapewniała jej częściową łączność z ciałem. Dzięki temu mogła używać magii na sobie . Nagle bezwładna do tej pory powłoka rudowłosej zaczęła migotać i nagle zmieniło swój kształt i stało się... wielką, żelazną sztabką. Na ten widok astralna Koschei uśmiechnęła się. "A teraz... Może podkręcimy odrobinę temperaturę...?". Gdy tylko to pomyślała, metal bardzo szybko zaczął się rozgrzewać, dotkliwie parząc przy tym macki. Jednak nie był to jedyny efekt, jaki chciała osiągnąć. Już po chwili żelazo nagrzało się do tego stopnia, że zmieniło stan skupienia ze stałego na płynny... Rozżarzona ciecz w miarę szybko przepalała mackowe sploty. Świst odparowywującej z nich wody przywodził na myśl piski zwierzęcia - małego, żałosnego, zapędzonego w kąt zwierzęcia. "Ciekawe, jak ty będziesz piszczeć, gdy z tobą skończę...". Gdy wszystkie macki zmieniły się w zaledwie kupkę popiołu, Koschei spokojnie przywróciła swoje ciało do poprzedniej postaci, po czym na powrót przyłączyła do niego swoją jaźń. Zanim zaczęła mówić, rozprostowała delikatnie ręce i nogi, a także niezbyt przyzwyczajony do nagłego znikania kręgosłup. - Myślałaś, że tak łatwo mnie załatwisz? - otrzepała ubranie i prychnęła pogardliwie. - Byle jakie bezrozumne stworzonko nie jest w stanie mnie dobić. Czyżbyś tak nisko mnie ceniła...? Trybiki w jej umyśle pracowały równomiernie, próbując wymyślić oryginalną kontrę. Gdy skierowała swój wzrok na nierównomierne podłoże areny i oplecione wokół jej segmentów róże, doznała nagłego olśnienia. Pięcioramienna gwiazda*. - A więc... Pamiętasz, gdy wspomniałam ci o Mahâpadmie? - ani z jej twarzy, ani z jej w tej chwili przygaszonych oczu nikt nie mógł odczytać intencji, które skierowały monolog Koschei na ten właśnie tor. - Mimo, że jest to najniższy z kręgów Zimnych Narak, nie jest ona wcale najniższą częścią shintoistycznych piekieł... Z pewnością ciekawi cię, co w takim razie JEST najniższym poziomem tego miejsca... Dziewczyna zbliżała się, podczas gdy pseudowampirzyca unosiła się centralnie nad środkiem gwiazdy - elementu, na którego przedtem nie zwróciła uwagi - z kieliszkiem krwi u boku. - Tak więc w podzięce za pokazanie mi zaledwie ułamka Mahâpadmy... - panna O'Clock raptownie zatrzymała się na jednym z ramion pentagramu. - Ja pozwolę ci poczuć przedsmak Avicí. Jedno pstryknięcie palcami wystarczyło, by segmenty okalające serce kształtu wystrzeliły nagle niemalże pod sam różany strop, odcinając tym samym Hidoi drogę ucieczki. Stojąca nad tym swoistym kraterem rudowłosa nie zamierzała tracić czasu na kolejne docinki - musiała reagować szybko, póki jej cel nie zdołał jeszcze zareagować. - Transmutacja: woda w benzynę! Przystosowanie! Przez chwilę na pozór nie działo się nic, jednak już po chwili Hidoi zachwiała się na swej pufie i runęła w dół. Cóż - nikt nie zareagowałby inaczej na nagłe zastąpienie każdej kropli wody w jego organizmie benzyną... - I jak ci tam na dole? - zawołała z góry osoba mianująca się Wiedźmą Kreacji, patrząc na ciut oszołomionego wroga. - To ciekawe uczucie, czyż nie? Mieć w żyłach zwykłe paliwo zamiast twojej ukochanej krwi? Zdjęła kapelusz, po czym wydobyła z niego pudełko zwykłych, niewyróżniających się niczym papierosów, po czym wyjęła z niej jednego. - Żebyś tylko sobie nie pomyślała, że na codzień palę - przedrzeźniała czarnogrzywą, odpalając jednocześnie (wydobytą w międzyczasie zapalniczką) papierosa. - Ale raz na przysłowiowy ruski rok można sobie pozwolić, ne? Nie paliła często... Jednak w tej chwili nie chodziło o samo palenie dla palenia. Ów nieszczęsny papieros miał być tylko kolejnym przejawem jej władzy nad przeciwniczką. Jej wyższości. Po kilku haustach dymu dostrzegła, że klacz zaczyna dochodzić do siebie. Cóż... nadszedł czas na obiecane Avicí... - Ippen... - Koschei spojrzała na nią poprzez opary dymu. -...abi yore miru?** Po czym upuściła na nią wciąż palącego się papierosa. Dzięki drobnym czarom zawartym w zapalniczce, nie zgasł on, a wręcz rozpalił się bardziej, by w końcu zetknąć się ze skórą Hidoi. Dźwięk eksplozji i wrzask przeszyły całą arenę na wskroś. Mimo trawiącego ją ognia i cierpienia, ofiara nie mogła umrzeć. Samozwańcza piromanka zadbała o to, nie chcąc złamać zasady dotyczącej zabijania rywali na arenie. Nie chciała w końcu mordować. Chciała tylko odpłacić pięknym za nadobne. Przez chwilę patrzyła na żywą pochodnię w czeluściach krateru, po czym odwróciła się napięcie i zeskoczyła z ramienia pentagramu, nie robiąc sobie oczywiście krzywdy. - Zobaczymy, sweetie... - szepnęła niby to do siebie, niby to do oddzielonej od niej żeliwną konstrukcją istoty. - Zobaczymy, jak mi się odpłacisz. Zobaczymy~...- 21 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
pojedynek [Pojedynek] [B] Hidoi Mesu Okami vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
- Mylisz się... - Koschei parsknęła cichym śmiechem. - To JEST prawdziwa magia. A to, co zobaczysz za chwilę, jest nią tymbardziej... Nagle na arenie rozległ się głuchy trzask. A po nim - następne, głośniejsze lub cichsze od swych poprzedników. Zagłuszyły one nawet krzyki i gwizdy dochodzące z trybun... Jednak nadal nikt nie wiedział, jakie jest ich źródło. Cóż - już wkrótce miało być im dane je poznać. Widać było, że ta nagła kakofonia odrobinę zdezorientowała Hidoi. Jednak nie było to wszystko, ba! Nie był to nawet początek! W końcu nawet byle przedszkolak mógłby dokonać czegoś podobnego... Nie, trzask był zwiastunem znacznych zmian. Zmian zachodzących pod powierzchnią areny... Na twarzy Koschei kolejny raz zagościł uśmiech, lecz tym razem zupełnie inny od tych poprzednich. Nie było w nim już złośliwości ani dumy, życzliwości lub wrogości, a nawet pobłażliwości. Był to grymas osoby, która właśnie, delikatnie mówiąc... oszalała. - Oj, Hidoi, Hidoi... - jej głos brzmiał inaczej. Zupełnie inaczej. - Mam nadzieję, że wzięłaś sobie do serca moje słowa, inaczej od twej chwili... będzie z tobą krucho. Szczeliny na płycie areny zaczęły się poszerzać... Już po chwili zaczęły z nich wypełzać ciemnozielone, kolczaste pnącza. - Może skądś kojarzysz tę roślinkę? Hm? - jej oczy błysnęły złośliwie. - Krwawa róża... Rzecz właściwie niezniszczalna... Pamiętasz początek naszego pojedynku? - różane pnącza szybko tworzyły nad rywalkami coś w rodzaju żywej klatki, wynosząc spod ziemi kolejne trybiki, śrubki i inne metalowe elementy pochodzące z samego serca areny. Także kolejne elementy podłoża to zapadały się, to wynosiły w górę, odbierając mu regularność i utrudniając walkę. - Właśnie wtedy zasiałam ziarno i "podpisałam" pakt krwi. Pamiętasz? Gdy nakłułam swoją dłoń... Różana kopuła była niemal gotowa. Kolejne pnącza sprawiały, że na arenie powoli zapadał jeszcze większy mrok. A rudowłosa kontynuowała: - Twoim następnym błędem był fakt, że skupiłaś się tylko na niszczeniu. Zdołałaś pokonać Podwójnego Asa, to prawda. Ale czy pamiętasz, co zrobiłaś z ich bronią?... A wiesz, co się na niej znajdowało?... Krew. Twoja krew, Hidoi. Źrenice Koschei, mimo mroku, zwęziły się nienaturalnie. - Dzięki temu róża mogła wchłonąć cząstkę ciebie. Cząstkę ciebie potrzebną, by uwięzić mnie tutaj z tobą do chwili, w której jedna z nas całkiem nie opadnie z sił. Możesz uderzać w nie ile chcesz, proszę bardzo - dodała, widząc minę jednorożca. - Nic tym nie zdziałasz. Ani ciosy fizyczne, ani magia nic tu nie dadzą. Oswobodzi nas jedynie koniec walki... Wszystko było już gotowe. Powietrze w tym dziwacznym miejscu było aż ciężkie od zapachu róż... Czarodziejka klasnęła w dłonie. Znajdujące się na "suficie" kwiaty zaczęły świecić białym światłem. - Ale... popełniłaś także ostatni, najgorszy błąd. Róże i segmenty czegoś, co było kiedyś powierzchnią miejsca walki, zaczęły tworzyć tuż pod ścianą coś w rodzaju wielkiego tronu. Gdy i to dzieło zostało ukończone, dziewczę ponownie klasnęła i teleportowała się prosto na to niezwykłe siedzisko. - Czy zwróciłaś uwagę na to, co wycięły na twoim zgrabnym ciałku moje kochane dziewczynki?... W tym samym momencie w stronę Hidoi wystrzeliło kilka pnączy i przyciągnęło do stóp tronu. - Tuż pod twoim rogiem od pewnej już chwili znajduje się znak zwany runą. Ta ma akurat dość ciekawe działanie... Nakłada na twoje czary blokadę. - przerwała na chwilę, po czym dodała donośnym głosem:- Uaktywniam runę Urdun. Znak rozbłysnął krwawym światłem, po czym ponownie zbladł. - No. A teraz... - z pnącza wykiełkowała kolejna, tym razem drobna, gałązka, która w mig oplotła język przeciwniczki i zmusiła go do wydobycia się na zewnątrz ust. - Cóż, w ramach podzięki za wyjaśnienie ci zasad działania labiryntu, zadbasz odrobinę o moje obuwie... Chyba nie masz nic przeciwko, ne? A dzięki naszym drobnym czarom - wskazała na jedną ze świecącychróż - widzowie tam, na trybunach, będą widzieć przejaw twojego dozgonnego szacunku do mnie na jakże gustownym telebimie... Zachichotała, gdy pnącza zmusiły nieszczęśnicę do przylgnięcia językiem do jej butów i tym samym wylizywania ich powierzchni z wszelkiego brudu i kurzu. W tym samym momencie różane kolce boleśnie wbijały się w jej ciało, z każdym momentem zwiększając jej cierpienia. - Ech, sweetie... Niekażdy może dostąpić takiego zaszczytu jak ty w tej chwili, wiesz~? - oprawczyni nie przestawała się naigrywać ze swej ofiary. - Czy nadal poddajesz w wątpliwość prawdziwość magii Koschei O'Clock, Wiedźmy Kreacji...?- 21 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
pojedynek [Pojedynek] [B] Hidoi Mesu Okami vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. Zimno. Bardzo zimno. "A więc tak muszą się czuć dusze w Mahāpadmie*", pomyślała Koschei, czując jak jej pokruszone ciało powoli wraca do formy. Tym jej zaimponowała. Nie były to tak banalne zaklęcia jak na samym początku pojedynku... Może jednak owa Hidoi nie była wcale nowicjuszką. Może... Lecz w tym momencie przypomniała sobie coś bardzo, ale to bardzo ważnego. Coś, co przywróciło jej oczom blask i znów przywołało uśmiech na jej zziębnięte wargi. Jeszcze tylko moment. Jeszcze... chwila... - Uważałam swą rywalkę raczej za istotę myślącą niż zwykłe, bezrozumne zwierzę - odgryzła się, po czym zakaszlała. Znów sięgnęła do pudełka drżącą ręką, tym razem wyciągając naraz dwie karty. Były nimi... - As trefl i as kier. Trzymając w dłoni karty wstała i, drżąc odrobinę, rzuciła je przed siebie. Hidoi mogła wyzywać ją od czego tylko chciała - nie mogła zrozumieć niczego przed czasem. A czas... cóż... nadejdzie wkrótce. Tymczasem z obu kart nagle wyłoniły się dwie postacie, a dokładniej mówiąc - dwoje dziewcząt. Obydwie wyglądały identycznie, różnił je jednak kolor ubioru i włosów. Kier miała krwistoczerwone włosy, a jej ubiór - zbroja, jeśli mamy być dokładni - miała barwę białą przetykaną gdzieniegdzie czerwienią, natomiast zarówno fryzurę, jak i elementy ozdobne pancerza Trefl odznaczały się kruczą czernią. - Witamy panią! - pisnęła Kier. - Bardzo miło nam panią poznać! - wtrąciła Trefl. - Nasza Pani potrzebuje Czasu i powiedziała nam, że pani może go dać... -... ale, niestety, nie zrobi tego pani po dobroci! - Dlatego też nasza Pani nas wezwała! - razem zachichotały, po czym w ich rękach pojawiły się miecze. Już po chwili obydwie siostry ruszyły do ataku z niesamowitą prędkością, powalając wroga ich Pani i zadając poważne rany w najbardziej kluczowy w walce element, mianowicie róg... Hidoi... - rudowłosa posłała kolejną wiadomość białej klaczy. - Poznaj moje... Elementy... Po tych słowach spokojnie, bezpieczna, bo okryta bardzo silnym, odpornym na magię polem siłowym, osunęła się w sen, niebędący oznaką lenistwa, ale zwiastunem nadciągających kłopotów panny Hidoi... *- 21 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
pojedynek [Pojedynek] [B] Hidoi Mesu Okami vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
- A panienka to nie wie, że dziewczęcia to nawet kwiatkiem...? - czarodziejka, mimo zadanych ran, uśmiechnęła się bezczelnie. - A co dopiero ogniem... Autoregeneracja. Mimo zniszczeń w ubraniu, nadal było ono wręcz przesycone magią. Właśnie to pozwoliło na niemal natychmiastową odnowę zarówno ubrań, jak i uszkodzeń ciała czarodziejki bez żadnych ubytków w ilości jej many... Ta myśl przypomniała jej o jednej, istotnej rzeczy. - Panienka to chyba nowicjuszka...? Bo żaden zawodowiec nie szastałby tak magią już na samym początku - na jej usta znów wpełzł pełen złośliwości grymas. - Doprawdy... Zbyt wysokie mniemanie o sobie cię zgubi, sweetie~... Zdjęła z głowy kapelusz i znów zanurzyła w nim dłoń. Czas, czas, czas... Potrzebowała go bardziej niż czegokolwiek innego. A przedmiot, którego w tej chwili szukała, był kuponem na kilkaście kolejnych minut. W końcu natrafiła palcami na kartonowe pudełeczko. Kolejną rzecz, z którą się nie rozstawała. - Mam walczyć jak czarodziejka... A więc dobrze! - wzrok dziewczęcia zapłonął różowo-złotym ogniem, gdy wyciągnęła z pudełeczka kartę do gry i trzymając ją przed swoją twarzą, wysyczała: - Szóstka pik. Po tych słowach opuściła kartę na podłogę areny. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Z pozornie niewinnego kartonika natychmiast wyhynęło sześć łańcuchów, z których każdy był zakończony kolcem właśnie w kształcie symbolu pika. Z niemiłosierną prędkością pomknęły one w stronę klaczy, przyszpilając ją do ściany areny. Jeden łańcuch przypadł na jedną część ciała - pierwsze dwa na tylne nogi, dwa następne - na przednie, przedostatni unieruchomił głowę... Ale ostatni oplótł róg Hidoi, ograniczając jego zdolności magiczne o co najmniej 80%. - No i co mi teraz panienka powie? - na twarzy rudowłosej widniał tryumf, gdy zbliżyła się do swojej rywalki na tyle, by móc spojrzeć jej prosto w oczy i móc, niby to pieszczotliwie, pogłaskać ją po policzku. - I co teraz mi zrobisz? Oddaliła się od rywalki na kilka metrów, po czym klasnęła w dłonie. Tuż obok niej pojawiła się pufa oraz leżący na niej zestaw do herbaty. Czarodziejka jednym machnięciem ręki sprawiła, że obydwa te przedmioty uniosły się delikatnie w powietrze na kilkadziesiąt centymetrów. Już po chwili mogła patrzeć na probującą się szarpać rywalkę, przygotowując sobie przy tym herbatę. - Nawet nie próbuj się szarpać, to tylko pogorszy sprawę - powiedziała po chwili, odmierzając spokojnie idealną ilość cukru. - Za grosz cierpliwości... Gdy tylko skończyła przygotowywać swoją herbatkę, natychmiast wyciągnęła z pudełka kolejną kartę i zrzuciła go na metal pod jej stopami. - Dziewiątka karo - powiedziała niby to beznamiętnie, skrywając swój uśmieszek za oparami gorącego napoju. I tym razem z karty wydobyła się ilość przedmiotów adekwatna do zapisanej na niej liczby... Jednak nie było to coś, czego spodziewałaby się żądna emocji publika lub sama Hidoi. Były to bowiem... ...czarne, pierzaste miotełki do kurzu. - Chyba każdy lubi łaskotki, co~? - gdy tylko usłyszała opętańczy śmiech Hidoi wiedziała, że jej mały tickilng showtime właśnie się rozpoczął... Tymczasem nieszczęsna klacz wiła się jak tylko mogła, co rusz wybuchając kolejną salwą niekontrolowanego chichotu. - To cię powinno nauczyć, że piękno tkwi w prostocie... - szepnęła, po czym przechyliła swoją filiżankę do ust. Earl Grey świeżo parzona. Wyborna wręcz. Chociaż... Po krótkim namyśle Koschei przelewitowała do siebie dzbanuszek z mlekiem i dolała trochę białego płynu do herbaty, po czym ponownie upiła łyczek. O tak, dokładnie o ten smak jej chodziło. Wybornie. I tak nasza czarodziejka rozkoszowała zarówno swoje podniebienie, za pomocą aksamitnego smaku herbaty, jak i robaczywą duszę, poprzez ten spektakl upokorzenia, w którym główną rolę odgrywał błękitnooki jednorożec...- 21 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
pojedynek [Pojedynek] [B] Hidoi Mesu Okami vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
A więc nie wykona pierwszego ruchu... Koschei uśmiechnęła się pod nosem - taka sytuacja zdarzała się jej nie pierwszy raz. Czyżby był to jeden z tych niezrozumiałych zwyczajów lokalnych magów?... Lub po prostu zwykła przebiegłość. Obstawiała raczej tę drugą opcję. Całkowita szczerość i szlachetność była w tej branży drogą prowadzącą prosto do porażki... Tylko magowie z asami w rękawie mogli coś osiągnąć. - A ja nie stanowię wyjątku... - dokończyła szeptem swoją myśl, po czym energicznie wstrząsnęła ręką. Z rękawa jej bluzki wyśliznął się złoty zegarek kieszonkowy, po czym wylądował zgrabnie w jej dłoni. Dziewczyna, nie czekając długo, jednym kliknięciem otworzyła go i badawczo spojrzała na jego tarczę. Dopiero teraz widoczne stało się, że ów czasomierz nie należał do zwykłych - jego wskazówki zamiast godzin wskazywały różne symbole, ich tempo także różniło się od tego, do jakiego przyzwyczaili nas typowi przedstawiciele sprzętu tego rodzaju. Jednak to, co było nie zrozumiałe dla postronnych, dla samej Koschei było wręcz banalnie proste. W końcu posługiwała się tym przedmiotem od dziecka. - Cóż... - po kilkunastu sekundach wpatrywania się w różne znaki rudowłosa podniosła wzrok znad zegarka. - Nasze przedstawienie czas zacząć, nieprawdaż? Widzowie chyba zaczynają się niecierpliwić... Szybko schowała zegarek z powrotem do rękawa, po czym stanęła w delikatnym rozkroku. Dziś, niestety, nie mogła korzystać z dobrodziejskiej mocy wiszącego na niebie miesiąca... Nie przeszkadzało to jej jednak, by użyczyć jej sobie od jego złotych sióstr - gwiazd. Pstryknęła palcami - w jej dłoni pojawiła się... kreda. Najzwyczajniejsza, biała kreda. Biorąc pod uwagę tworzywo, z jakiego wykonano arenę - była jej ona jak najbardziej potrzebna. - O światła nocy, wskazujące drogę wędrowcom, o nadobne siostry srebrnego pana nocy - Księżyca... Mówiąc te słowa, Koschei kreśliła wokół siebie kolejne kręgi, z których każdy był wypełniony coraz bardziej wyszukanymi i kunsztownymi rysunkami... Gdy skończyła, kreda momentalnie rozpłynęła się w powietrzu niczym mgła, natomiast sama dziewczyna uniosła ręce do góry i spokojnym głosem dokończyła inkantację: - ...o, panie firnamentu i nocnego nieba, użyczcie mi swojej mocy! Nagle zarówno kręgi, jak i oczy czarodziejki rozbłysły na kilka sekund. Od razu poczuła przypływ mocy, której przybycie obwieszczała przyspieszona akcja serca i delikatna wibracja całego ciała. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem - i tym razem istoty niebieskie jej nie zawiodły... Lecz jeszcze nie czas, aby dziękować. Podziękuje im dopiero po wygranej walce. - Bestio Światła, wzywam cię! Tuż przed wzywającą, w towarzystwie oślepiającego blasku, pojawił się ogromny, wysoki na trzy-cztery metry wilk. Jednak nie tylko wielkość odróżniała go od jego pobratymców. Całe jego ciało utkane było jakby ze... światła. Jednak nie oznaczało to, że nie mógł zadać fizycznych, poważnych obrażeń... Rudowłosa wycelowała palcem w obserwującą ten spektakl Hidoi, po czym rzuciła dwa proste słowa: - Bierz ją. Wilk usłuchał natychmiast. Wystarczyło kilka susów, by znaleźć się na tyle blisko klaczy, by całkiem mocno drasnąć zębiskami jej bok, co też uczynił... Nie zdołał jeszcze jednak jej ugryźć. Jeszcze nie. Silly filly..., Koschei posłała wiadomość telepatyczną do jednorożca, pokaż mi swoje asy w rękawie....- 21 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
pojedynek [Pojedynek] [B] Hidoi Mesu Okami vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
"Zmechanizowanej..." pomyślała Koschei, poprawiając swój nieodłączny cylinder w biało-czarną szachownicę, uśmiechając się przy tym do siebie. Organizatorzy (chyba) nieświadomie idealnie wpasowali się w jej gust, wybierając akurat tę arenę na miejsce starcia jej i Hidoi. W końcu nie od dziś nasza czarodziejka interesowała się wszelakimi mechanizmami, szczególną zaś radość dawało jej manipulowanie przy nich i rozkręcanie na części pierwsze... Oczy czarodziejki błysnęły, jednak już po chwili odgoniła od siebie tę myśl. Nie, nie czas i miejsce na błogą destrukcję śrub i kół zębatych. Teraz musiała się skupić na czymś ważniejszym. Mianowicie na swej rywalce. Jako, że żadna z nich nie wyszła jeszcze całkiem z cienia rzucanego przez mury, postanowiła, iż uczyni pierwszy krok. Już po chwili dziarsko wmaszerowała na sam środek areny. Wyglądała tak, jak zapamiętała ją publika - dziewczę o rudych, długich włosach, odziane w spódniczkę, bluzkę, getry w paski. Wszystko (poza getrami, oczywiście) utrzymane, tak jak wcześniej wspomniany cylinder, w motywie szachownicy, na której każdym polu wyhaftowano różne znaki. Nawet buty były takie same jak wtedy... Cóż. Strój nie był taki zwykły, na jakiego wyglądał. Każdy mag mógłby bez problemu wykryć kryjące się a materiale czary ochronne, i to nie te słabe, które "zużywają się" po jednym upadku. Dzięki tym zaklęciom Koschei mogła spokojnie uniknąć tak kłopotliwych obrażeń jak pęknięcia narządów wewnętrznych, przerwanie rdzenia kręgowego... Do czasu, oczywiście. - A więc witam! - dziewczyna zdjęła cylinder i ukłoniła się przeciwniczce. Kolejny z jej nieco archaicznych, lecz miłych zwyczajów. - Piękną dziś noc mamy, czyż nie?... Wskazała dłonią na niebo. Rozjarzone było tysiącem gwiazd, błyszczących na nim niczym diamenty... jednak Księżyc skąpany był w ciemnościach. Jak co nowiu. - Piękną... - powtórzyła, jakby chciała, by jej słowa nabrały mocy, po czym jej usta wykrzywiły się w uśmieszku. - Idealną na walkę. Po tym krótkim zdaniu zdjęła ponownie z głowy cylinder i... zaczęła czegoś w nim szukać. - Przeklęte zaklęcie Worka bez dna ... - mruknęła pod nosem, kontynuując szperanie. Po chwili wyciągnęła z kapelusza dwie rzeczy - igłę i drobniutkie nasionko. Czarodziejka pozwoliła ziarenku stoczyć się z jej dłoni i upaść tuż u jej stóp. Następnie wzięła do lewej ręki igłę i ze stoickim spokojem wkłuła ją mocno w palec serdeczny. Już po chwili na jej bladej skórze pojawiły się pierwsze kropelki krwi. Dziewczyna spokojnie poczekała, aż drobiny życiodajnej cieczy spłynęły z jej palca i skapnęły na ziarnko. Gdy tylko to nastąpiło, zapulsowało ono czerwonym światłem, po czym jakby rozpłynęło się na powierzchni areny. - Mam nadzieję, że będziesz... interesującą rywalką - podniosła się i otrzepawszy strój, posłała Hidoi znaczące spojrzenie różnokolorowych oczu. - Czekam.- 21 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
Cóż... Koschei powraca na arenę. I ma nadzieję na rywala conajmniej tak ciekawego jak ten, z którym było jej dane walczyć ostatnio. Innymi słowy - zapisuję się.
-
Hum... Rozumiem, dziękuję za pomoc ^^ Jednak czy istnieje sposób, by tulpy nie były właśnie w takim "uśpieniu"? Czy rozwój WL (w tej chwili on u mnie leży...) lub częstsza rozmowa może dać jakieś efekty?
-
Cóż... Mam pewien dziwaczny problem z komunikacją. Otóż bez skupienia się na tulpie, nie mogę jej usłyszeć. Porównałabym to do nastrajania radia - zarówno Joel jak i Lily "nadają" na "innej częstotliwości", przez co nie mogę ich słyszeć bez skupienia się na nich. Czy ktoś miał podobny problem? A jeśli tak - jak go zniwelował?
-
Ooo, widzę, że też ktoś z mojej okolicy... Tak czy siak - Alexis wita Zgadzam się z SPIDIvonMARDER - większość bronies i pegasis słucha metalu. Lub elektroniki. Lub obu naraz (taka ja na przykład) No ale nie o mnie tu mowa. O co by tu można spytać... Może jaki jest twój ulubiony zespół/wokalista?
-
Ja jakoś jestem w harcerstwie a mam tulpy (Joel, typ wredny jakich mało, /EJ!/ oraz Lily - jego "młodsza siostrzyczka", jak ją określa, ale za to miła ), nie próbuję wszystkich nawracać etcetera. No i ponoć jestem hentaiem. Więc bez takich proszę Anyway - jak już wspomniałam, mam dwie tulpy. Joela /Witam/ i Lily {Heeeeej~!} (jest na poziomie kilkulatki, więc proszę o tolerancję co do jej sposobu wypowiadania się, tj. budowanie zdań etc.). No i tu jest problem - nie ja stworzyłam Lily. Tylko Joel... Czy ktoś jeszcze się z tym spotkał? (tj. ze zjawiskiem tworzenia tulpy przez tulpę)
-
pojedynek [Pojedynek] [C] Camed vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Huk, światłość, a zaraz później - ciemność. Nie miała pewności, że żyje. W sumie to nawet by się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że tak naprawdę zginęła przed chwilą. Lub zginie zaraz... Jednak ból utwierdził ją w tym, iż bardziej prawdopodobna jest w tym momencie to drugie wyjście. Tylko nawet jeśli, to co? Miała czekać, aż całe życie ujdzie z niej ot tak - jak powietrze z przekłutego balonika? O nie. To nie mogło się skończyć tak łatwo... Z trudem dźwignęła się z ziemi tylko po to, by znów osunąć się na kolana. Nie. Jej spojrzenie, zmącone przez ból i częściowo strach, znów stało się bystre. Odrzuciła od siebie nonsensowne rozważania i stanęła na ciut drżących nogach. Znała swoją datę śmierci i nie było nią ani dziś, ani jutro. A przeznaczenie nie zwykło zmieniać planów. Zebrała myśli i powoli zaczęła uleczać najpoważniejsze obrażenia. Wszelkie inne zranienia nie będą jej przeszkadzały, a uzdrawianie byle zadrapania było dla niej stratą czasu i many. Czuła, jak kolejne rany i urazy zanikają, oddalając od niej widmo śmierci, która niechybnie zacisnęłaby swoje palce na jej gardle, gdyby nie magia... Gdy tylko proces się zakończył, Koschei sięgnęła po cylinder, który w momencie eksplozji spadł z jej głowy. Dzięki rzuconym dawno temu czarom ochronnym, nie uległ on zniszczeniu (podobnie jak i reszta jej odzieży). Róża energetyczna znajdowała się na swoim miejscu, także nienaruszona przez siłę wybuchu. Czarodziejka z powrotem nałożyła swe nakrycie głowy, po czym postanowiła wydostać się z krateru. Gdy tylko znalazła się poza nim, w jej ręce znów pojawiła się talia kart. Po tym popisie siły ze strony rywala, wolała oszczędzać energię na ewentualne próby ratowania swojego życia niż na kolejne ataki. A używanie kart nie zużywało nawet minimalnych ilości many... Wydobyła z talii asa trefl, położyła go na podłożu i schyliła się nad nim. Karta rozbłysnęła i po chwili zaczął wyłaniać się z niej bliżej nieokreślony dla postronnych kształt. Dziewczyna zacisnęła na nim palce obu dłoni, po czym pociągnęła go do góry. Owa niezidentyfikowana rzecz okazała się być rękojeścią miecza. Zaraz po nim ukazało się i ostrze. Gdy tylko całkiem wyłoniło się z karty, ona sama jakby rozpłynęła się w powietrzu. Oczom widowni ukazał się czarno-biały miecz. Na jego jasnej rękojeści widniał ciemny znak trefla, niczym heban na świeżym śniegu. Klinga utrzymana była w tej samej kolorystyce. Koschei wykonała nią kilka płynnych ruchów w powietrzu. Minęło już trochę czasu, odkąd trzymała ostatnio w ręku Vivimorte... Miecz stworzony z czystej energii, zapieczętowanej i niepodatnej na żadne manipulowanie przy niej. Zdolny przeciąć dosłownie każdą materię. Potężna broń, raniąca nie tylko ciało... Rudowłosa jednym ruchem rozcięła powłokę* po czym skoczyła w kierunku Cameda i zadała mu ciętą ranę, od lewego ramienia do prawego biodra. Nie było to zbyt głębokie zranienie, jednak nie tylko ciało jej oponenta ucierpiało. Vivimorte zadawał także o wiele bardziej dotkliwe cierpienie - zatruwał duszę... Jedno cięcie wystarczało, by zapełnić umysł ranionego zwątpieniem, strachem i brakiem chęci do życia. Pierwsze z tych toksycznych myśli zaczęły kiełkować już w mózgu Cameda i powoli oplatać jego świadomość... ((*na rzeczy nieożywione Vivimorte działa w sposób niemagiczny. Więc może przeciąć powłokę))- 17 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
pojedynek [Pojedynek] [C] Camed vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
Mimo zaistniałej sytuacji, Koschei zachowała kamienną twarz. Jednak w duchu zanosiła się śmiechem. Mina Cameda wydała się jej wręcz uroczo zmieszana. Jednak po chwili uspokoiła swój mentalny chichot i zaczęła myśleć nad rozwiązaniem problemu pod tytułem "jak-wydostać-się-z-nierozerwalnych-magicznych-kajdan". Pomysł nadszedł niemal natychmiast. Kolejna magiczna formułka wypowiedziana pod nosem. Sylwetka czarodziejki rozbłysnęła mlecznobiałym światłem, po czym zupełnie zmieniła swe kształty. Gdy blask ustał, w miejscu, gdzie przed chwilą stała dziewczyna, znajdował się mały, biały... kot. Zwierzątko z łatwością wyswobodziło się z zbyt luźnych dla niego kajdan, po czym upadło miękko na podłoże i spojrzało na Cameda. Jego oczy były takie same, jak u rudowłosej - barwy ciepłego złota. Kociątko miauknęło z zadowoleniem, nadal wbijając swe ślepka w rywala. Światło znów zalało arenę i Koschei powróciła do swojej ludzkiej postaci. Ech... Lubiła od czasu dp czasu porzucić człowieczą formę, ale teraz niewiele mogłaby w niej zdziałać... Kajdany nadal zwisały z kostek i nadgarstków jej oponenta. Postanowiła to wykorzystać. Nieznacznym ruchem dłoni posłała swój twór wraz z rywalem w kierunku ściany areny. Z głośnym łoskotem kajdany wbiły się w mur i głęboko weń zakotwiczone, ponownie unieruchomiły maga-informatyka. Tyle że tym razem był on rozpięty do góry nogami. Rudowłosa wyczarowała sobie kolejną filiżankę herbaty (jako że według jej zegarka znów nastała na nią pora) i upiła z niej łyk. Następnie, nadal popijając napój, posłała w kierunku Cameda małe, magiczne sztyleciki. I kolejne. I kolejne. Z rozbawieniem zauważyła, że w pewien przewrotny sposób skojarzyło się jej to z grą w rzutki. - Twój ruch - powiedziała niemal niedosłyszalnie, delektując się zapachem herbaty...- 17 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
pojedynek [Pojedynek] [C] Camed vs Koschei O'Clock
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
Zdążyła zareagować w ostatniej chwili. Błoto z całej siły napierało na warstewkę pola siłowego, rozpiętego przez Koschei. Niestety, tak niewielkie opóźnienie reakcji przypłaciła sporym ograniczeniem ruchu - pole dzieliło od jej skóry niecałe dziesięć centymetrów. Spróbowała ciut je poszerzyć, jednak nadaremno. Probująca się przez nie przebić substancja nie pozwalała na to. Czarodziejka zaklęła cicho i wciąż utrzymując energetyczny kokon, zaczęła analizować zachowanie Cameda... Ten atak raczej nie miał jej skrzywdzić. Nie. Czyżby ten chciał ją tylko... przytrzymać w jednym miejscu? Tak, to musiało być to. Ale w takim razie co zrobić? Bała się, że utraci koncentrację i podczas rzucania kolejnego, bardziej skomplikowanego czaru, pole siłowe się rozproszy. Szczególnie, że coś napiera na nie z taką siłą. A nie widziało się jej bliskie spotkanie z błotem... Nagle przypomniała sobie o pewnej rzeczy. Karty! Pstryknęła palcami. W jej ręce pojawiła się talia kart. Pośpiesznie wybrała z niej jedną i zacisnęła na niej swoje palce. Joker. Każdemu z trzech jokerów w jej talii przypisany był całkowicie losowe zaklęcie. Praktycznie aż do momentu aktywowania drzemiącego w karcie czaru nawet używający kart nie wiedział, cóż za moc kryje się w tym małym prostokąciku... Ale cóż. Niech się dzieje wola nieba... Koschei upuściła kartę i anulowała zaklęcie pola siłowego. Inaczej ta zadziałałaby tylko w obrębie bariery. Zacisnęła zęby w oczekiwaniu na atak... Ale ten nie nadszedł. Zamiast tego usłyszała głośny plusk i poczuła spływającą po jej ubraniu i skórze maź. Oraz słodki dziwnie znajomy zapach... Czekolada. Błoto zamieniło się w płynną czekoladę. A więc to ten czar, pomyślała, nie okazując jednak po sobie zaskoczenia. Zamiast tego z iście pokerową miną pstryknęła palcami i nad jej głową pojawiła się chmurka. Padający z niej deszcz zmył z jej ciała i odzieży czekoladę. A przynajmniej jej większość. Po tej której przerwie czarodziejka spojrzała na maga-informatyka i uśmiechnęła się. W jej oczach błysnęły złowrogie iskierki. - Tak mnie chciałeś załatwić... - zaśmiała się i wyszeptała coś. Spod ziemi (a właściwie ziemi pokrytej warstwą czekolady) wychynęły cztery łańcuchy zakończone kajdanami. Zacisnęły się one na nadgarstkach i kostkach Cameda, po czym pociągnęły go za sobą z niewiarygodną siłą i przyszpiliły do ziemi. Rudowłosa pochyliła się nad nim i zachichotała. - Magiczne kajdany... Wspaniała rzecz, czyż nie? Nasycone czarem przeciwteleportacyjnym i właściwie nie-ro-zer-wal-ne - znów zachichotała i zdjęła cylinder, po czym wyjęła z niego lizaczka i włożyła sobie do ust, patrząc na Cameda z uśmieszkiem wyższości na twarzy.- 17 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
Kłamczuszysko zmyśla wszystko, czyli Chwalipięta. [Zabawa fajna taka]
temat napisał nowy post w Scena Trixie
Gwoli ścisłości - jestem przedstawicielką płci pięknej Ale wracając: Ak-47? My też się radujemy z powodu tego nowego moda do Minecrafta Za to ja mam żyrafę.