Sorczi, że odpowiadam tylko na pojedyncze fragmenty. I to jeszcze te wyjęte z kontekstu Jedną z rzeczy, które mnie najbardziej bolą w tej sytuacji nie jest bierność, ale... jednorazowość, jeżeli tak to można ująć. Jeżeli już ktoś dobije się do mnie na szczerą rozmowę, usłyszy dlaczego podjęłam tak radykalne kroki to natychmiastowo deklaruje "Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć", "Pomogę Ci z tego wyjść" i temu podobne. Tylko następnego dnia już ten ktoś zapomina, że żyję. Nie chcę w koło na okrągło słuchać słów rzucanych na wiatr, obietnic bez pokrycia. Albo robisz cokolwiek albo zostawiasz mnie w spokoju. To też nie tak, że dzielę ludzi na tych, którzy mnie kochają, a na resztę "egoistów" mam wywalone. Również sama odpycham ludzi, nie chcę ich krzywdzić czy pozwalać aby cierpieli razem ze mną. Nie jestem wyjątkiem Jest to dla mnie mniejsze zło aniżeli wyładowywać na nich moją frustrację i stres. Nie zaprzeczam, że jestem mniej lub bardziej atencyjną dziw... panią do towarzystwa, ale nie potwierdzam, że próbuję w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Od początku wiedziałam, że im więcej osób się dowie tym więcej będę mieć problemów. Bardzo mi brakuje tego okresu gdy nikt nie wiedział, nie pytał. Nie chcę być nie miła, ale... po prostu również nie chcę aby oceniano moje zachowanie nie znając powodów, które mnie do tego pchnęły. Tylko to, że w nocy po raz kolejny przesadziłam w jakiś niewyjaśniony sposób pchnęło mnie do napisania o tym tutaj. Nie rozumiem siebie, po co. Nie pomaga bo odrzuciłam możliwość pójścia do niego. Okej, jest ze mną źle, ale bez cięcia się prawdopodobnie zrobiłabym coś o wiele głupszego Och, hai Avan