Skocz do zawartości

MewTwo

Brony
  • Zawartość

    793
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez MewTwo

  1. Bez odpowiedzi podeszłam przed szafę, w miejsce które wskazał profesor. Wyjęłam swoją różdżkę.12.5 cala,sosna, włos z grzywy kelpi. Przygotowałam się na atak bogina. Jedyne, czego nie mogłam przewidzieć to to, w co się on zmieni.
  2. -Upiór przyjmujący kształt największego lęku danej osoby- powiedziałam pod nosem. Obrona przed czarną magią byłą zdecydowanie przydatnym przedmiotem, jednak ciekawym- nie. Przynajmniej nie dla mnie. Rozejrzałam się po sali, w poszukiwaniu czegoś, na czym można zawiesić wzrok.
  3. (Na Pw Ukesiu, na PW) Szłam korytarzem, prosto do sali. Znajomość z duchami, a szczególnie z Szarą Damą, niezwykle się przydaje. Pokazała mi, jak dotrzeć do wszystkich sal lekcyjnych za pomocą tajnych przejść. "Czasami wydaje mi się, że lepiej dogaduję się z martwymi i zwierzętami, niż z ludźmi"pomyślałam i usiadłam pod drzwiami klasy. Czekałam albo na profesora, albo na innych uczniów.
  4. Nie było chyba lepszego miejsca w tej szkole niż pokój wspólny Krukonów. Siedziałam w fotelu, patrząc przez okno na te piękne góry. Chciałabym móc je zmniejszyć i zabrać ze sobą. Charlie leżał na moich nogach, domagając się pieszczot, co uczyniłam. Kot mruczał przymilnie. Spojrzałam na plan zajęć. Następna jest OPCM z prof. Lupinem.
  5. Jako, że lekcja się jeszcze nie skończyła, a ja nie zamierzałam wracać, aby po praz kolejny doznać ataku fobii, postanowiłam udać się do pokoju Ravenclawu. Chciałam mieć teraz chwilę spokoju.
  6. -Nic mi nie jest, w sensie medycznym. Po prostu nie mogę przebywać na otwartej przestrzeni. Mam agorafobię. Pani wybaczy, ale kolega ma rację. Lepiej będzie, jeśli wrócę do zamku. Bardzo przepraszam za przerwanie lekcji. Nie chciałam, aby pani Hooch się o mnie martwiła. To jest tylko moją winą, że spadłam z tej miotły. Wstałam na nogi i ruszyłam w stronę zamku.
  7. Zeszłam z miotły nauczycielki i odeszłam jak najdalej od miejsca lotów. Nie miałam już ochoty nigdy wsiadać na miotłę. Raz mi wystarczy. Usiadłam pod murem i czekałam na koniec lekcji. Miałam szczerze gdzieś, czy pani Hooch zamierza coś z tym zrobić, czy nie, jednego byłam pewna. Ten przeklęty kijek już nigdy mnie nie zobaczy.
  8. "Ty wredny drągu, przeklęty patyku, zdeformowana szczotko"wyklinałam w myślach na miotłę. Otworzyłam jedno oko, żeby sprawdzić gdzie jestem. Okej, nie jestem aż tak wysoko. Spokojnie, wdech, wydech. To tylko parędziesiąt metrów. Nadal kurczowo trzymałam się miotły. Patyk chyba postanowił się uspokoić, bo stanęła w miejscu, co pozwoliło mi przyjąć normalną pozycję siedzącą. W końcu mogłam spojrzeć na krajobraz. Był piękny, ale... Nie bardzo wiem, co chciałam w tamtej chwili pomyśleć, gdyż momentalnie zemdlałam i zamknęłam oczy. Spadłam z miotły i leciałam w dół.
  9. Stanęłam obok miotły, w rzędzie z innymi Krukonami, naprzeciwko Alderamin'a. Spojrzałam na ziemię. Wyglądało jak to, czego babcia używała do sprzątania domu. I z tego co rozumiem, mamy na tym latać. Okej. Wyciągnęłam rękę przed siebie i starałam się przywołać miotłę Za nic nie chciało mi się udać. Zirytowana, kopnęłam lekko drąg, po chwili czując uderzenie. "Wredny kijku z patykami" powiedziałam, chcąc przypomnieć sobie jakieś zaklęcie powodujące spalenie. Kiedy już wyciągałam różdżkę, żeby to uczynić, Patyk (jak ochrzciłam ten jakże wredny przedmiot) wskoczył pode mnie i oderwałam się od ziemi. Zamknęłam oczy, nie wiedząc dokąd lecę.
  10. -Nie, jestem raczej beztalenciem, jeśli chodzi o sztukę, czy to muzyczną, czy plastyczną. Ciekawiło mnie, gdzie będzie lekcja. Chciałam ją mieć jak najszybciej za sobą.
  11. -Lubię muzykę.- skwitowałam krótko wypowiedź kolegi. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy weszliśmy na błonia zamku. Chyba pierwszy raz od dawna wyszłam na dwór. Szczerze mówiąc, czułam się całkiem dobrze. Może to przez szkockie powietrze? Albo przez towarzystwo.
  12. -Hmm. Biorąc pod uwagę, że wasz dom jest aktualnie mistrzem w Hogwarcie, to, szczerze mówiąc, pewnie jest mnóstwo dobrych ludzi. Ponoć macie świetnego szukającego. Miałam nadzieję, że kolega nie obrazi się za te słowa. -Nie interesuję się quidditchem, nie bardzo rozumiem ten sport. Nie wiem, czemu ludzie się tak euforycznie cieszą z racji złapania złotej, latającej kulki.
  13. -Dziwne nie jest, zdecydowanie bardziej ciekawe.- skomplementowałam. Cóż, ta rozmowa szła lepiej niż reszta. Nie wiedząc jednak na jaki temat można by porozmawiać dalej, spytałam się- Trenujesz? Chodzi mi o ten sport czarodziejów.
  14. "Okej, zaczął rozmowę. Co powiedzieć, co powiedzieć?"myślałam gorączkowo.Okej, spróbuj tak, jak radziła mama. Bądź szczera. -Po prostu nie lubię otwartych przestrzeni. Nieco mnie przerażają- powiedziałam spokojnie.- Jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy, chociaż może już słyszałeś moje imię na ceremonii. Clarie, miło mi.
  15. Usłyszałam znajomy głos. Zobaczyłam, że to mówi czarnowłosy z pociągu. Odpowiedziałam na powitanie. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam jak podtrzymać rozmowę, więc po prostu szłam obok niego, bez odzywania się.
  16. "Po co to w ogóle jest"pomyślałam. Latanie na miotle. Chyba najokropniejsza rzecz jaka mogła mi się przytrafić. Nie lubiłam tego. Kiedy jest się w powietrzu, jest zbyt dużo otwartej przestrzeni, zbyt wiele miejsca. Zakręciło mi się w głowie na samą myśl. Siedziałam aktualnie w Wielkiej Sali, przy stole Krukonów. Nie wiedząc za bardzo na co mam ochotę, zjadłam to co było pod ręką i skierowałam się w stronę błoni zamku, gdzie miały być prowadzone zajęcia.
  17. Szłam przez zatłoczony korytarz, kierując się na pierwszą lekcję. Zaklęcia i uroki. Niewątpliwie przydatna, jeśli nie najprzydatniejsza dziedzina magii jaką czarodziej może opanować. Weszłam do sali i usiadłam w najniższej ławie, na samym brzegu, z dala od nauczycielskiej katedry. Wyjęłam książkę do zaklęć z torby i czekałam na profesora, razem z innymi Krukonami.
  18. Obudziłam się dość wcześnie, choć nie wiedziałam, która jest godzina. Z racji niemożności ponownego zaśnięcia, postanowiłam przygotować się do pierwszego dnia szkoły. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to to, że czyjeś buty wisiały na drążku dla sów za oknem. "Okej"-pomyślałam i udałam się do łazienki. Po ok. 15 minutach wyszłam. Koleżanki nadal smacznie spały. Postanowiłam ich nie budzić, nałożyłam więc bluzę i spodnie, następnie szatę i, dzierżąc mą różdżkę, a po chwili wkładając ją do jednego z butów, udałam się do pokoju wspólnego Krukonów.
  19. Kiedy w końcu doprowadziłam się do porządku po całodziennej uroczystości, weszłam do dormitorium żeńskiego Krukonów. Cieszyłam się, że w końcu będę mogła położyć się spać. Wyciągnęłam z kufra parę klamotów, które położyłam w szafce nocnej. Szatę powiesiłam na grzbiecie łóżka, sama zaś ległam na nie, szczelnie otulając się pierzyną. Obok mnie pojawił się Charlie, który wepchnął się w przestrzeń między mną, konkretniej moją głową, a poduszką i zasną. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w świecie snu. (Testy dopiero w czwartek)
  20. W końcu. Wstałam od stołu i ruszyłam za prefektem, który miał mnie zaprowadzić do domu. W kieszeni bluzy, pod szatą, postanowił ułożyć się Charlie. Szłam spokojnie, chciałam po prostu położyć się spać.
  21. "Uff. Chyba na dzisiaj dosyć" -powiedziałam i spojrzałam na swój talerz, pełen okruchów po ciastkach. Nie wiedząc co robić, zaczęłam się zastanawiać, gdzież to podział się mój Charlie? Na to pytanie odpowiedź przyszła, a właściwie przyskoczyła szybko, albowiem kot postanowił elegancko na mnie zeskoczyć, taranując przy okazji pół stołu. Kiedy już wygodnie ułożył się na moim karku, postanowiłam poczekać na okazję, aby dostać się do swojego domu.
  22. Kiedy staruszek, który okazał się dyrektorem szkoły, powiedział, że mamy zaśpiewać hymn, kawałek dyniowego ciasteczka stanął mi w gardle. Po chwili jednak wróciłam do pałaszowania moich ulubionych słodyczy, popijając do nich ciepłego mleka.
  23. Krukoni? Ciekawa nazwa. Kiedy podeszłam do stołu swojego domu, nie oczekiwałam takiego entuzjazmu. Koledzy zaczęli mnie klepać po plecach, gwizdać i witać. Chyba pierwszy raz w życiu ucieszyłam się, że są wokół mnie ludzie. A może to był jednak wpływ zapachu znad dyniowo- miodowych ciastek? Chyba raczej to drugie. Usiadłam na samym końcu stołu, chcąc nie rzucać się w oczy co, z moim talentem, może się nie okazać takie proste. Kiedy czarnowłosego przydzielili do Gryfindoru, uśmiechnęłam się pod nosem. Czułam, że tam trafi. Wyglądał na prawdziwego, jak to określili rówieśnicy, "Gryfona".
  24. Weszłam do Wielkiej Sali, pozwalając sobie wyprzedzić grupę. Kiedy w wejściu w oczy rzucił mi się obraz dużej ilości ludzi, właściwie tłumu, zaczęłam się denerwować. Znowu dużo ludzi. Uspokoiłam się. Wdech, wydech. Zobaczywszy stojącą na środku sali czarownicę, podeszłam do niej i stanęłam obok innych pierwszorocznych
  25. (Ludzie, powiedziałem, że powozy JECHAŁY do zamku. Przecież nie tylko my jesteśmy w tej szkole. Tymi powozami jadą drugoroczni itd. ) Clarie wysiadła z łódki i ruszyła w stronę wrót zamku, razem z grupą pierwszoroczniaków, która podążyła za gajowym. Weszli do hallu i skierowali się w stronę Wielkiej Sali. Dziewczyna zdjęła kaptur z głowy, nareszcie czując się trochę lepiej wewnątrz zamku.
×
×
  • Utwórz nowe...