Grim z ukontentowaniem stwierdził, że noga przestała boleć. Dzięki pomocy Animal rana nie stanowiła już żadnego kłopotu. Uspokoił klacz spojrzeniem. Nic nie zrobi smokowi, przyzwyczaił się jako tako do jego obecności. Bardziej martwiły go podniesione głosy dochodzące z podwórza. Nie rozumiał słów, ale nie tak trudno było wywnioskować, iż toczy się tam zażarta dyskusja. Napełnił częściowo opróżniony bukłak zimną, czystą i świeżą wodą. Napił się jej zresztą do syta przed dokonaniem tej czynności. Teraz zostało tylko wyjrzeć na zewnątrz, zapoznać się z sytuacją oraz rozejrzeć za tym pistolcem. Ogier ocenił, że rozsądnie byłoby, gdyby każdy, kto chce zaopatrzył się w broń dystansową i amunicję. Powziąwszy to postanowienie raz jeszcze podziękował gospodarzowi opuszczając domostwo. Ruszył po swoje leki, jeśli dalej leżały w tym samym miejscu.
- Kto chce, niech weźmie pistolety od Podmieńców. Mogą się przydać. - rzekł dobitnie, po czym zajął się rabowaniem trupów czy też rannych.