-
Zawartość
1875 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
16
Wszystko napisane przez Po prostu Tomek
-
mordę jak niewypał i łapy goryla. Trzeba było...
-
Ban, bo Orwell.
-
Lodowa korona z wyrytym krzyżem nordyckim.
-
Ciągle zmienia avatary i rzadziej sygnaturę.
-
Maskonur. Skalpel czy rzeźnicki nóż?
-
W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna idąca po jedzenie)
temat napisał nowy post w Sesje z Pinkie Pie
(Wybaczcie zwłokę, nie było mnie w domu dwa dni. Gratuluję ci Kapi, cieszę się że będziesz mógł wykorzystywać swoje zdolności bardziej profesjonalnie. A teraz do rzeczy.) Ogier powoli wędrował po domostwie farmera, mając nadzieję na znalezienie pistoletu, prochu i amunicji. Poza tym bardzo pomocne mogłyby być jakieś bandaże, czysta woda czy nóż. A, nie. Nóż już miał. Skinął farmerowi głową w niemym podziękowaniu. W duchu dobrze mu życzył i radował się z faktu, że mu pomogli. Po chwili jednak doleciały go dźwięki z podwórza. Szczerze mówiąc niewiele go obchodziły, lecz to była jego drużyna. Nie przepadał za wszystkimi jej członkami, co tu dużo mówić, ale musieli pomagać sobie nawzajem jeśli chcieli przeżyć. Poszukiwania broni i opatrunku przerwał Grimowi głos Animal. Zadała pytanie. Troszczyła się. - Tak, jest dobrze. Zaraz zajmę się swoją nogą. A ty, czy czujesz się dobrze? - rzekł trochę ochrypłym, ale wciąż przyjaznym głosem. - Bo ja... Ja przepraszam. Nie zająłem się tobą należycie w czasie walki. Jak doprowadzę się do porządku, pójdę podziękować Atlantisowi i tej jego klaczy. Blue? Chyba tak. Kucyk wyraźnie posmutniał. Musiał potem porozmawiać ze wszystkimi. Widać było, jak bardzo są niezorganizowani, jak wiele jeszcze im brakuje. Jemu brakuje. Odwrócił się i podążył w głąb domu, by kontynuować poszukiwania. Miał nadzieję, że gospodarzowi nie będzie przeszkadzać jego bezpośredniość. Spieszył się, bowiem noga bolała go coraz bardziej, jeszcze na wsi nauczył się uważać na zakażenia. Odciążył się, zdejmując juki, po czym wypakował z nich bukłak i trochę jedzenia. Posilił się, jeśli znalazł czystą wodę oraz bandaże opatrzył sobie nogę. -
Tak. Masz kolegę megalomana?
-
Czekałem, sprawdzałem. Oto się doczekałem, zacznę zatem. Imię: Antoni Nikołajewicz. Nazwisko/Przydomek: Kupała. Przydomkiem nie dysponuje. Historia: Urodzony na Ukrainie jako syn Kozaka i uprowadzonej polskiej mieszczki. Wychowywał się w chutorze za Dnieprem, gdzieś na północ od Czarnego Szlaku. Od małego uczony był przez ojca walki szaszką, która w dorosłym życiu stała się jego ulubioną bronią. Potrafi także jeździć konno, pływać, strzelać z łuku, choć słabo oraz posługiwać się bronią palną. Radził sobie jakos ze sztuką przeżycia w stepie czy lesie. Niestety, krócicy czy garłacza nigdy się nie dorobił. Matka wyedukowała go pod kątem ogłady, opanowania, czytania, pisania oraz rachunków i innych umiejętności przydatnych w życiu miejskim. W wieku dziewiętnastu lat odbył swą pierwszą wyprawę. Celem jej było północne wybrzeże Azji Mniejszej, niedaleko Synopy. Co wyniósł z tej wyprawy? Nieco doświadczenia, złamane żebro, trochę złota, jedwabną suknię, bizantyjską monetę, polską karabelę oraz bogato zdobiony chrest, który stale nosi na szyi. Resztę - wiadomo. Zgubił, przepił, przegrał, przehandlował. Dalej jakoś poszło. Wyprawy łupieżcze, ruchawki i powstania, pojedynki. Kazde zdarzenie pomagało Antoniemu rozwinąc swoje zdolności, a także udzielało cennych lekcji. Z czasem jednak osełedec lekko posiwiał, broda urosła znacznie, a kości zaczęły pobolewać. Całkiem niedawno, w bliżej nieokreslonych okolicznościach, znalazł się w krainie zamieszkanej przez kolorowe kucyki. Mało zawału nie dostał. A teraz usłyszał o turnieju. Kto wie, może na stare lata zada jeszcze szyku i zdobędzie nagrodę? Rasa: Człowiek. Wyglądu nigdzie nie ma, ale to detal. Broń: Prosta, nie ozdobiona, ale za to bardzo zadbana szaszka.
- 19 odpowiedzi
-
Nie mam żadnych. Masz ikonę na ścianie?
-
Nie. Masz kamerę?
-
Chyba brunet. Wieczność czy nieskończoność?
-
Tak. Masz za dużo książek?
-
Oczywiście. Śmiesz w to wątpić? Zaraz, nie. Masz kłopoty z klawiaturą?
-
Wyrwałem się ze stanu rozleniwienia i z ledwością obróciłem głowę ku namiotowi. Sam ziewnąłem rozgłośnie, po czym, pozbawiony sił, znów klapnąłem na glebę. - Wstałeś wreszcie, czy mam namiot podpalić? - wymamrotałem w powietrze, niezbyt głośno. Ot, tak dla samej chęci powiedzenia czegoś.
-
Kokosz. Poniżej wszelkiej krytyki.
-
Nie. Masz portret Lenina?