-
Zawartość
1875 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
16
Wszystko napisane przez Po prostu Tomek
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 308
-
Hamzat ponownie otworzył oczy. W sumie równie dobrze nie musiał, ponieważ gdy usłyszał nieprzyjemne lecz przy tym na złość wyraźne dźwięki śmierci, zmarszczył czoło już wiedząc, że coś jest nie tak. Chcąc nie chcąc, zrobił to. Na szczęście nie złapał wzrokiem dokładnego momentu, kiedy ostrze przerwało jej kręgosłup, mając czarną plamę pomiędzy Bhati z głową przy ciele a Bhati z głową ulatującą nieco w bok, kiedy zaczynała się staczać. Brodaty wojownik widział, jak pradawna bogini, jego najświeższa ofiara, pada na ziemię z taką smutną normalnością, że równie dobrze Nadżibullah mógłby właśnie ścinać kogoś na jednym z rajdów. Jego odczucia nie są jednak bliskie dumy czy zadowolenia. Z poszarzałą, nieco bardziej zapadłą twarzą o trudnym do zinterpretowania wyrazie nomada powoli, ale w napięciu wyciera broń o szmatkę przed wsunięciem jej z powrotem do pochwy. Następnie, jakby z lekkim opóźnieniem Hamzat wzdrygnął się, od wiatru oraz tego specyficznego odczucia jakie wywoływał Aslan, przebywający na jego ramieniu. Pani Bhati wyglądała na zaskoczoną obrotem sytuacji, pomyślał mężczyzna, spoglądając na głowę egzotycznej kobiety. Czy tego właśnie chciałeś, Panie? Czy postępuję zgodnie z twoją wolą, Księżycowy Boże? Co teraz? - Bóg tak chciał - powiedział mimo wszystko, decydując, że i tak on osobiście za to odpowie. Szkoda mu Haruseptha. - Spełniam jego wolę. Bardzo mi przykro, że tak musiało się stać, Sigrid. I ty, Harusephcie. Nie zrobiłem tego z głupoty. A teraz... chyba powinienem ją pogrzebać. Oby było jej dobrze, gdziekolwiek teraz jest. Może jest sępem, pomyślał pustynny wędrowiec, wciąż w pewnym choć mniejszym napięciu oczekując na to, jak rozwinie się sytuacja, czy dostanie odpowiedź, co zrobi Harusepth. Łysy kapłan może być teraz nieobliczalny, albo bardzo przybity - Hamzat zresztą też jest dość przybity - jednak może uda się z nim porozmawiać.
-
Rozbójnicy pokiwali głowami. Co być może zaciekawi Iriela, na wspomnienie o krzywdzeniu wieśniaków zdają się na chwilę nieco obruszeni. Jeden z nich zostaje przykucnięty niedaleko wyjścia z szopy, coby pilnować karczmy, wioski i czasu. Drugi natomiast wraca i przykuca przy Mieszku, który w trakcie przemowy anioła niezdarnie próbował wstac. Kompan łapie herszta gdzieś w połowie upadku wyglądającego na potencjalnie bardzo srogi. Wąsaty bandyta rozkłada się na podgniłym sianie, przyglądając się smętnie światu jedynym okiem. - Mistrzu Irielu - zbójca zagaduje przyjaznym acz zbolałym głosem. - Całkowicie zgadzam się z tym planem. Bardzo mądre. Od razu żem czuł, że będzie Mistrz ważnym dodatkiem w naszej dzielnej grupie łupieżców, hehe. Tutaj mężczyzna zakrztusił się troszeczkę. Drugi z bandytów rozgląda się, by po chwili znaleźć wiadro wody, zapewne używane do pojenia czegokolwiek co mieszkało tu przed nimi. Z nieco niepewną miną podsuwa je swojemu poszkodowanemu przywódcy, który z pewną łapczywością chwyta i pociąga łyk. Zrazu krzywi się i kaszle, by następnie wypić jeszcze dwa łyki. Następnie odsuwa od siebie wiadro z pewnym smutkiem. - Mogłoby być piwo, ech - Mieszek ponownie raczy zabrać głos. - To miała być prosta robota. Serce mi się kraje jak myślę o towarzyszach. W każdym razie... ekhm... czy jest jakaś szansa by mnie poskładać, przywrócić do stanu używalności? Chciałbym pooglądać jeszcze słońce, a jeśli by się nie dało, to i zastępcą bym mianował. Krótko się znamy, lecz w takiej opresji ceni się spryt. - Pssst, hej! - zbójnik spod wejścia nagle mocniej ściska sierp, odwracając wzrok do eks-anioła oraz kolegów. Jest wyrażnie poruszony. - Przepraszam, szefie, ale kamraci, podejdźcie tu na chwilę!
-
Hamzat Nadżibullah poczuł łzy na policzkach. Łzy, które niekoniecznie związane były ze smutkiem, a przynajmniej nie całkowicie. Mężczyzna załkał lekko, czując jak coś ciężkiego i gorzkiego rwie mu się w gardle, jak ściska go podbrzusze i jak jego brodata twarz wykrzywia się w grymasie. Jednak mimo tego wszystkiego, w głębi serca czuł, że uda mu się ruszyć do przodu ze swoim zadaniem, zmienić świat na oby lepsze pod dyktando swojego Boga, dopiero kiedy skończy teraz to, na co się odważył. Gdy dopełni określoną decyzję i zerwie więź potrzebną, acz bardzo bolesną. Pogrążony w tych rozmyślaniach nomada jednym płynnym ruchem wyciągnął miecz z pochwy, by ciąć nim silnie i pewnie, od siebie, kosząco. Zanim metal dosięgnął szyi Pani Bhati, mężczyzna zamknął oczy. Nominalnie tym oto ruchem miał ściąć jej głowę, ale gdzieś tam, głęboko w sobie, miał nadzieję, że i ona zniknie, a nie zginie. Że będzie odprawiona, a nie martwa, kiedy pustynny wędrowiec ponownie otworzy oczy. A jeśli mu się nie uda, to że chociaż cios powrotny nie będzie bolał bardziej niż zebranie się na czyn.
-
Dzięki temu prostemu, ale niebezpiecznemu i jakże skutecznemu narzędziu jakie były anioł miał w łapach, wkrótce zarówno on, jak i jego towarzysze, byli już wolni. Oczywiście nie zmienia to faktu, że dwóch zbójców nie na wiele się przyda, jednak pozostali z równą Irielowi determinacją zabierają się do łańcuchów, sierpów czy wideł. Dość szybko ci ludzie ponownie obracają się z jeńców w parę wściekłych na tych niebieskich chujków zabijaków. - Wodzu, to co tera? - jeden z nich zwraca się w stronę poszkodowanego Mieszka. Wąsacz bez oka zamiast odpowiedzieć, wykonuje dość jednoznaczny ruch głową. Spojrzenia dwóch bandziorów jakie po tym geście czuje na sobie Iriel potwierdzają domniemane założenie - teraz to on jest na czele zredukowanej szajki. - Chyba ich tam tak nie zostawimy - drugi zbój pokazuje ręką zbrojną w gruby łańcuch krowiak na wykluczonych kompanów, a potem spogląda na karczmę. - Jest nas mało, ale głupio tak... uciekać. Przez deski przesiąkają krople paskudnej, siąpiącej jak katar sienny mżawki. Dymy snują się nisko przy ziemi, powietrze pachnie wilgotną ziemią, słomą i ekstrementami. W większych niż w chatach oknach karczmy przewijają się niewyraźne sylwetki, gra skoczna muzyka. Nie zagłusza ona zbytnio dźwięków pijatyki i zduszonego łkania. Zbójcy sami już rozglądają się za dogodnymi pozycjami, jak gdyby szykowali atak, lecz ewidentnie czekają na polecenie. Nawet tak prostacka banda zna i jako-tako akceptuje swoją hierarchię. Budynek jest prostokątny, z długim gankiem, koniowiązem i korytem przy nim, oraz o ile widać z przybudówki, tylko jednymi drzwiami.
-
Ano tak. Sam nie wiem po co. Miałeś kiedyś majaki?
-
Z trzema. I really need hugs right now. Kolubryna czy organki?
-
Scooby-doo. Matactwo.
-
Nie, noszę bluzy bez kaptura albo koszulki. Jesteś napinaczem?
-
Hard Rock Hallelujah. Rozgwiazda.
-
Przyjaciel. Kraj Nadwiślański.
-
Niestety zdarza się. Chciałbyś hodować pszczoły?
-
Dałbym mu reset. Możliwie bezbolesny. Co byś zrobił, gdybyś był jak Bruce Wszechmogący, na jeden dzień? Dokładnie jeden dzień, nie pytaj jak tylko jeden skoro jesteś wszechmocny, to już rozkminy dla filozofów.
-
Tak. Masz długie włosy?
-
Tak, sympatyczne klaczki. G5 będzie musiało mnie zaskoczyć. Lubisz szwendać się po nocy?
-
Ten region historycznie należał do Ukrainy i ludności ukraińskojęzycznej. Watników nasprowadzał tam Stalin. To to samo co wysiedlanie Polaków do Kazachstanu. W skrócie, nie. Donieck nie ma prawa odłączyć się od Ukrainy. Czy jesteś na bieżąco z ponikami?
-
Nah. Wiara moja prawosławna, i wiary się trzymam. Dolaridoosy i tak nie mają oparcia w niczym ważnym. Co byś zrobił, gdybyś jakimś cudem przeniósł się do średniowiecza ze swoją wiedzą i umiejętnościami, ale bez żadnych gadżetów?
-
Amerykanie znów na końcu xD
-
Barney, ziomix zawsze na chilloucie. Kapusta kiszona czy zasmażana?
-
W sumie jo, tylko Chrysalis miałaby szlaban na wincyj mężów. Ze mną nudzić by się nie nudziła. Wiesz jak tańczyć swinga?
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 308