-
Zawartość
1875 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
16
Wszystko napisane przez Po prostu Tomek
-
Jest nowym okazem.
-
Bardzo bym sie zdenerwował. Lubię warzywa i wodę, ale brak miesa to zło w najczystrzej postaci. EDIT: Nobody cares. Kolejna dziwna książka. Co byś zrobił, gdybym mógł spełnić jedno twoje życzenie?
-
Noooooooo! Co byś zrobił, gdyby Mikołaj istniał i dał ci jakiś fajny prezent?
-
Dziadek ukrył się przed smokiem, nie dając najmniejszych sygnałów istnienia. Gdy ten zniknął, wylazł z kryjówki i przeklął go w swym dziwnym języku. Splunął z niesmakiem. Drugi raz w życiu widział smoka, i wcale mu się to nie podobało. Zatarł ręce, odwrócił się w kierunku z którego wiał wiatr. Rozkrzyżował ręce. - Precz, piekielnicy! Nie wasz las! - wychrypiał, wznosząc kostur niby tarczę. Medaliony błysnęły i wokół Amitraja pojawiła się nikła, pulsująca osłona.
-
Ban, bo alkohol, carat i komuna. Wat.
-
Ban, bo na czas walki z POZ mogę zawrzeć sojusz z tobą, Gandziu.
-
(I dobrze.) - Miałeś to przez cały ten czas? - wyrzuciłem z siebie, wpatrując się w sprzęt obozowy. - Dobrze wiedzieć. W takim razie zwracam honor. Poklepałem przyjaciela po głowie, po czym poszedłem ponowić pytanie.
-
Ban, bo banda moczymordów nie chce się podzielić.
-
Ban, bo potrzebuję vis vitalis zgromadzonej w pewnej substancji.
-
- Na cholerę ci pianki! - jęknąłem z dezaprobatą. Wykonałem markowany cios w czoło, znany jako facehoof. Mógł kupić namiot albo co, bo nie wzięliśmy. Postanowiłem poinformować go o tym fakcie, znacząco spoglądając na ów niepotrzebny nam do niczego artykuł spożywczy. Nie deliberując już dłużej nad specyficznymi gustami przyjaciela, podszedłem do jakiegoś losowego kucyka. - Przepraszam, czy znasz może dobre miejsce na biwak? - zmobilizowałem całą swoją uprzejmość. (BTW, kolega napastuje mnie w sprawie dojścia do sesji. Wolno tak?Powiedz nie.
-
Ban, bo co?
-
Ukazuje moją bezradność, jeśli chodzi o anime czy co to tam jest.
-
Still better than me.
-
Jest stanowczo zbyt wesoła. Wszyscy są.
-
Tow. Ubiłowa. Przenośny emiter ohydy miłości.
-
Amitraj odwrócił się, gdy Sophie wylądowała u stóp drzewa. Nieznacznie skrzywił się, wymruczał kilka słów i powoli odszedł kilka kroków, zbliżając sie do miejsca, z którego doszedł hałas.
-
Tak. Lubisz ponure, romańskie rotundy?
-
Niech wam będzie, też się wyżalę. Nie przepadam za ludźmi i tworzę wokół siebie mur milczenia, systematycznie zrywając kontakty ze światem zewnętrznym. Trudno zaufać mi komukolwiek, nawet własnej rodzinie. Często nie wiem, czy mój śmiech jest szczery, czy wymuszony. Nie widzę jasnych stron świata, zawsze wieszczę coś złego. Wątpię w prawie wszystko. Uważam rozum za wartość najwyższą, nie zawsze rozumiem mowę ciała. Czasem nie rozróżniam sarkazmu od zwykłej wypowiedzi czy żartu, wszędzie widzę wrogów. Wyzbywam się emocji i uczuć. Staram się być sprawiedliwy, ale wymagam bezwzględnego posłuszeństwa. Generalnie próbuję odrzucić od siebie świat swą osobowością. Może coś się wkrótce zmieni, bo niby przyjaźń to magia, ale jest jedna rzecz. W magię też nie wierzę.
-
Ja wierzę, w niebo chrześcijan, choć nie umiem go sobie wyobrazić. Mimo faktu, ze interesuję się teologią pewne zagadnienia są mi jeszcze mało znane. Głęboko w sercu uważam mimo wszystko, że to co czeka po ciężkim, nieraz po prostu do chrzanu życiu może być już tylko lepsze. Chyba, że źle czynisz, wtedy wiadomo, kara, w tym wypadku piekło jako miejsce wiekuistego cierpienia. Odchodząc od tego tematu, podoba mi się koncept, że po śmierci twój umysł, wyzwolony z okowów ciała może sam tworzyć nowe światy. Spotkałem się z taką teorią i pomijając fakt, iż może nie być do końca po drodze z religią chrześcijańską, chciałbym by była prawdziwa. Nie mam nic przeciw niej.
-
(No wreszcie ktoś ich kontroluje. Czekałem aż Wolfast się tym zajmie, ale skoro go ubiegłeś, czyń honory Gandziu. Jak coś u gryfów mam jedną niepełną dywizję, tj. około 10 tysięcy ludzi.) Do każdego oddziału GAL i ML dokooptowano kilku komisarzy politycznych, których zadaniem było umacniać lojalność żołnierzy i milicjantów. Wprowadzono twarde, ale sprawiedliwe prawo, nie przypominające jednak radzieckiego kodeksu karnego. We wszystkich sprawach wagi państwowej postanowiono konsultować się z Radą, bo składała się z gryfów. Decydujący głos należał jednak do znajdującego się w ZRR Arkadija Izumiełowa i jego Nadzwyczajnej Komisji. Powoli zastępowano jednostki Specnazu regularną armią. Także i tutaj promieniowanie magiczne zebrało swoje żniwo. Już czterystu ludzi odwieziono na lokalne cmentarze. Kres chorobie popromiennej położył dopiero transport szczepionek z Sombralandu. Zawieszając wszelką inną działalność w kraju i za granicą oraz mobilizując kogokolwiek jeszcze dało się zmobilizować rozpoczęto wielką akcję szczepień ochronnych. Po całym Kraju Rad rozesłano drużyny, odwiedzające bunkry oraz forty i ratujące obywateli przed niechybną śmiercią. Drużynnicy wyglądem i sposobem bycia bardzo przypominali stalkerów. Kombinezony, maski gazowe, leki, broń i liczniki Geigera, które zamiast radów mierzą poziom magii. Wśród ogólnej radości, którą wywołała pomoc sojusznika znalazła się jednak nowina ważka, a ponura. Zachorował Antoni Kupała. Złożono go w szpitalu, gdzie ze wszystkich sił starano się wyciągnąć go ze stanu, w jaki wpadł. Szczepionka jak dotąd nie była w stanie mu pomóc. Obywatele w napięciu oczekują dalszych informacji. (Kości nie kłamią, Kupała ma problem. Zachciało mi się dreszczyku emocji i mam, kurde, chorego Przewodniczącego.)
-
Nie. Lubisz głęboki dźwięk dzwonów?
-
Wschód. Teleskop czy mikroskop?
-
Rasę. Jeśli nie będę usatysfakcjonowany, ponowna regeneracja. Otoczenie. Gdzie jestem, kto i co jest niedaleko, potencjalne zagrożenia, porę dnia i pogodę. Broń. Czy jest w okolicy coś, czym mogę zrobić komuś krzywdę. Stan organizmu. Tu chyba nie muszę wyjaśniać.
-
Może być. Lubisz samotny tryb życia?
-
Nie, chyba że liczyć te w bloku. Masz klawiaturę inną niż qwerty?